Trzynaście sekund błękitu

1
Ostrzeżenie o wulgaryzmach.

Wrzucam tekst, który jest próbą techniki narracji.
Stanowi mniej więcej element cyklu (razem z "Żami jak soram")

________________



Dziecko zaraz po narodzinach ma w oczach Mądrość wszechświata. Potem już nie. Powoli zapomina chyba wszystko, żeby móc stawać się odrębnym bytem. Bo taka jest cena rozumienia grawitacji i siebie. Ale często tak myślą matki - że była w błękitnych oczach ich narodzonego dziecka Mądrość.
Kamil Deptała miał szesnaście lat i już nic nie pamiętał, tylko wiedział, gdzie jest Wielki Wóz i dlaczego niebo wydaje się niebieskie. Ta wiedza zresztą go aktualnie nie zajmowała. O niebie opowiadała jednak z przejęciem pani Jola. Właściwie o Niebie, bo wymawiała to z dużej litery! Że Kamil nie pójdzie do Nieba, mówiła z dużego N i spod namalowanych brwi patrzyła na reprodukcję Memlinga. Rzęsy miała posklejane tuszem i wyglądały jak czułki żuka, tym bardziej, że ciemne, wypukłe oczka przypominały chitynowy, owadzi pancerzyk. Oczywiście, że nie pójdzie do Nieba, tak jak nie pójdzie do poprawczaka. Dostanie kuratora i będzie chodził na spotkania z panią Jolą, psycholożką z Katolickiej Poradni Rodzinnej, która martwi się wyrokami Sądu Ostatecznego. Ostateczność Kamil miał gdzieś. Jest takim samym szitem, jak kolor nieba.
To nie byłoby takie głupie – fizyka błękitu i idea Nieba – ale Kamil tego nie rozumiał już. Nie dotknął sensu metafory, bowiem zwyciężał go gniew, którym dotykał konkrety: magister Jolantę Bargieł, podrabianego Memlinga i mamę, czekającą z rumieńcami wstydu w ciemnawym i chłodnym korytarzu poradni. I Ewelinę. Zwłaszcza Ewelinę.
– Chcesz mi to opowiedzieć? – zapytała gruba psycholog nieczystym głosem, przy „o” układając wargi jak do loda. Poczuł wstręt i skurczył się w sobie.
– Bardzo żałuję.
– Czego? – Znowu nastąpiło obleśnie otwarte „o”!
– Tego… – przedrzeźniał jej artykulację.
– Wciąż jesteś zły?
– Nie. Czuję wstręt – powiedział szczerze, bo rozpaczliwie chciał mówić i słyszeć prawdę.
Tamta pani mecenas miała wysokie obcasy i zakładała nogę na nogę. Wtedy z całej siły nie patrzył, tylko zahaczył spojrzeniem o czubek jej rozhuśtanego pantofla.
– Piłeś, Kamilu! – mówiła karminowo jego imię. – Nie pamiętasz dokładnie, co się działo. Byłeś pijany. Wcześniej nie piłeś alkoholu. Nie pamiętasz, jak poszliście na zaplecze tawerny? Byłeś pijany, prawda? Nie pamiętasz prawie niczego – powtarzała w kółko mecenas, która miała szpilki.
Ciemne włosy upięte upięte wysoko na karkiem, kiedy sięgała po jakaś teczkę do szuflady biurka…
Nie. Nie był wtedy pijany.
– To był stryszek, nie zaplecze.
Pamiętał.
– Wszyscy tam poszliście? Może… nie wiedziałeś? Wszyscy szli? Myślałeś, że wszyscy idą na stryszek?
Szpilki. Stopa. Łydka. Szyja z pasemkami ciemnych włosów.
Mama dotknęła oparcia jego fotela. Miała nabrzmiałe żyły na dłoniach. Sine żyłki na białej skórze pulsowały rytmem jej serca.
– Nie.
Westchnienie. I od nowa „opowiedz, co pamiętasz”.
Pili. Wódkę nalewali do butelki z colą. Ktoś przyprowadził samochód i grała głośno muzyka. Siedziała w samochodzie z kimś… Ewelina? Piła ze szklaneczki. Z butelki też. Nie wiem, kto Ewelinie dawał alkohol. Miała butelkę coli. Każdy miał swoją. Ktoś wyciągnął skręty. Trawę. Jeszcze na plaży. Maciek mówił, że to gówno. Ewelina śmiała się i wyciągała do niego żarzący się papieros. Śmiała się, przechylając się przez kolana Maćka. Miała głęboki dekolt, prawie całe cycki było widać. Maciek wrzucił jej garść piachu i darła się „kurwami”. Maciek pił? Nie. Nie pamiętam. Oni z Marcinem Matusikiem sprzątali plażę, raz byli, raz nie. Pili.
– Powinieneś wtedy odejść – pokiwała głową Bargiełowa o oczach jak pancerz chrabąszcza. Cmoknęła z dezaprobatą, wciąż układając obleśnie usta. – To było złe.
– Chciałem – skłamał głośno i wyraźnie.
– Nie chciałeś, syneczku! – Płakała matka, wyciągając oskarżająco puste ramiona, bo nie umiał jej objąć. Ona nie umiała. – Powiedz, że ty nie chciałeś. Że ty! Taki jasny!
– Nie chciałem, mamo – godził się na kłamstwo posłusznie i patrzył w jej ramiona błagalnie. Wtedy zakładała obronnie ręce na głowę. Nie zakręciła włosów i spływały jej jak ulewne strugi na czoło i twarz.
Najpierw pozwalała im go bić. Ojciec Eweliny rzucił w niego komórką, trafił w czoło i ostry kant plastikowej klapki zostawił krwawą krechę. Mamo! Policjant opierał mu ciężką dłoń na ramieniu. Stał z lewej. Jakby go obejmował. Ale trzymał.
– Sąd nakazał przekazanie nieletniego pod nadzór rodzicielski matce, Dorocie Deptale.
Potem kilka metrów po podłodze wyłożonej zielonoburą wykładziną. Siedem kroków. I mama. Przekazanie pod nadzór… Przyłożyła mu dłoń do czoła i policzka, jak wtedy, gdy w chorobie sprawdzała temperaturę i Kamil poddał się kołyszącej pieszczocie. Otaczał ją zapach dziwnego mydła i potu. On też pachniał obco – tamtym kwaśnym, spleśniałym odorem pokoiku na komendzie, gdzie spędził noc.
– Co dalej? – pytała po kolei osoby w pokoju, rozgarniając zagubionym wzrokiem ruchliwych ludzi w mundurach. Kogo szukała? On był tu, koło jej rąk. Mamo!
– Będzie rozprawa. Sąd zadecyduje. Chodźmy, Kamilu – powiedziała adwokatka i objęła go ramieniem. Poczuł w nozdrzach kobiecy, słodkawy, korzenny zapach i bronił się przed nim wstrzymując oddech.
– Będzie dobrze – gładziła plecach mamę, gdy stanęli przy samochodzie.
Opierała się o maskę biodrem i marszczyła jej się w pachwinach spódnica.
– Co czułeś zanim t o się stało? – spytała Bargiełowa i złożyła ręce jak do modlitwy.
– Nie wiem.
Wiedział. Zacisnął jednak wargi i uda, wparł stopę w stopę. .
– Myślałeś, że to jest złe?
Wzruszył ramionami i potwierdził głową, że tak.
– Że to jest grzech? – Upewniała się z przejęciem, nawet oglądnęła się znacząco na duży krzyż, wiszący na ścianie. Powędrował wzrokiem za jej spojrzeniem, skupił się – polichromia na figurze była miejscami zblakła i złuszczona, kolana Chrystusa, widocznie uszkodzone niedawno, bielały świeżym drewnem.
– Nie.
– Ohyda?
Przedtem na stryszek chodzili z Eweliną inni. Wracali i wszyscy się śmiali, żartowali, klepali po ramionach jak zwycięskiego zawodnika. Dziewczyna tańczyła na kontuarze, powiewając bluzką. Tańczyły jej piersi drażniąco rytmicznie.
– Niezła jest. – Szturchnął go porozumiewawczo Robert, pomocnik ratownika z sąsiedniego ośrodka. Może on też już był? Kamil śmiał się głośno.
Opowiedział Bargiełowej. Nie o stryszku, ale film z Internetu. Tamtego nie pamiętał. Szumiało i pulsowało ogłuszająco w skroniach. Wtedy. Pinda psycholog miała teraz ceglaste wypieki i zawisała ustami na jego ustach w tym przeklętym, jebanym „o”.
– Dziewczyna jest zdemoralizowana – tłumaczyła mamie adwokatka. – My pokażemy Kamila. Jest małoletni. Uczeń szkoły muzycznej, ministrant. Wakacje. Pierwszy alkohol. Hormony…
Był przerażony?
– Co ty, kurwa?! – Pluła i krztusiła się Ewelina. Próbował ją przepraszać. Wstydził się własnego, lepkiego i gorzkawego zapachu. Miał ochotę płakać. – Co to, kurwa, polucje?
Sięgnęła po komórkę, którą ustawiła na jakieś upchniętej w kącie szafce.
– Trzynaście sekund – powiedziała z pogardą. – Gdy pokażę chłopakom, umrą ze śmiechu.
– Nie pokazuj – poprosił ze łzami.
– Było mnie nie babrać tym świństwem! – Ocierała twarz małą, pulchną ręką o obgryzionych paznokciach.
– Nie pokazuj! - Myślał o brudzie za paznokciami. Mama pilnowała zawsze...
Chwycił ją za rękę, wykręcił z wściekłością. Wyłuskał telefon.
– Oddaj to, skurwysynie – piszczała.
Na oślep kasował filmiki. Był szybki, miał wprawę z gierek, toczonych kciukiem pod ławką w szkole. Wtedy pewnie skasował tamtych.
– Co było na tych skasowanych? – dopominała się pani adwokat w spódnicy opinającej biodra.
– Wszystko. Jak my… - Nabrał powietrza i wtedy pierwszy raz opowiedział ten film pornograficzny.
Potem mu się to wszystko, co się nie wydarzyło znowu śniło. Wiele razy. Budził się i powtarzał sobie sekwencje. Ewelina tyłem do niego, wypięta, z ustami ułożonymi w kształt litery „o”. Uderza ją ręką w pośladek. Ona rozumie i zmienia pozycję. Teraz robi mu loda… To jest na filmie.
– Zmyślasz – roześmiała się głośno i wesoło adwokat. Pogłaskała go po policzku jak dziecko.
Opowiadał więc grubej kretynce z Poradni, a tamta paplała o etyce i panu Bogu, który go kochał i stworzył niebo. Więc wyobrażał sobie mściwie, że ta kolubryna klęczy z wypiętym w niebo grubym dupskiem. Niech ma! Za ich wszystkie podłe i obleśne pytania o to z Eweliną, że co, że jak, że którędy. Opowiadał i dymał w dupę, a ona jęczała swoje „o”. Albo nawet „o Jezu”.
Matka wciąż płakała. I od tamtego razu ani razu nie przytuliła go.
Wtedy przez okienko w dachu widać było, jak wstaje szarawy świt. Siedział skulony, wstydził się pójść na plaże do innych i do domu, do mamy też już się wstydził. Potem niebo zrobiło się błękitne, bo cząsteczki powietrza odbijały fale świetlne tej częstotliwości, a były zbyt małe, by ujawnić wszystkie kolory. Niebieskiego więc wokół było pełno.
Pierwsze trzynaście sekund…
Tylko, że Ewelina miała 13 lat. Rzeczywiście była zdemoralizowana, co sąd wziął pod uwagę, choć podczas sprawy na nagraniach prezentowano, jak Kamil gwałcił dziecko.
Ostatnio zmieniony ndz 24 cze 2012, 22:16 przez Natasza, łącznie zmieniany 6 razy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

2
Jeśli jeszcze się da, to popraw jak najszybciej tytuł.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

3
ERRATA:
Natasza pisze:Potem mu się to wszystko, co się nie wydarzyło znowu śniło.
ma być: Potem znowu śnił to wszystko, co się nie zdarzyło .

Natasza pisze:Ciemne włosy upięte upięte wysoko na karkiem, kiedy sięgała po jakaś teczkę do szuflady biurka…
na stryszku.

Ma być Ciemne włosy upięte wysoko na karkiem przygiętym w łuk, kiedy sięgała po jakaś teczkę do szuflady biurka…
Natasza pisze:Sine żyłki na białej skórze pulsowały rytmem jej serca.
Ma być: Niebieskawe węzły na białej skórze pulsowały rytmem jej serca.
Natasza pisze:głaskała plecach mamę
ma być : - głaskała po plecach mamę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Przeczytałam tekst i przyznam, że uczucia mam mieszane. I nie wynikają one z samej nawet tematyki.
Spróbuję zanalizować, co stanowi dla mnie trudność w odbiorze tekstu.
Natasza pisze:To nie byłoby takie głupie – fizyka błękitu i idea Nieba – ale Kamil tego nie rozumiał już. Nie dotknął sensu metafory, bowiem zwyciężał go gniew, którym dotykał konkrety: magister Jolantę Bargieł, podrabianego Memlinga i mamę, czekającą z rumieńcami wstydu w ciemnawym i chłodnym korytarzu poradni.
To dotykanie sensu metafory nijak mi się ma do perspektywy gniewnego nastolatka, jakim jest Kamil. Mam problem z takim językiem opisu tutaj. Mam wrażenie, że prostszy język, konkretny, dosadny spełniłby się lepiej.
Natasza pisze:Tamta pani mecenas miała wysokie obcasy i zakładała nogę na nogę. Wtedy z całej siły nie patrzył, tylko zahaczył spojrzeniem o czubek jej rozhuśtanego pantofla.
Całkowicie nie rozumiem skąd wskoczyła tu ta pani mecenas. I rozmowa z nią, jakaś zagmatwana, niejasna.
Natasza pisze:– Piłeś, Kamilu! – mówiła karminowo jego imię.
Jak się karminowo mówi czyjeś imię?
Natasza pisze:Nie. Nie był wtedy pijany.
Nie do końca mi się to zgadza z tym co pisze dalej:
Natasza pisze:Pili. Wódkę nalewali do butelki z colą.
Skoro pił wódkę, był nietrzeźwy, pijany.
Natasza pisze:Najpierw pozwalała im go bić. Ojciec Eweliny rzucił w niego komórką, trafił w czoło i ostry kant plastikowej klapki zostawił krwawą krechę. Mamo! Policjant opierał mu ciężką dłoń na ramieniu. Stał z lewej. Jakby go obejmował. Ale trzymał.
Trochę tu się zamieszało i chyba zbyt skrótowo, po łebkach. Miało być dynamicznie, dużo napięcia i emocji, wyszło poplątanie, co, kto, kiedy i dlaczego.
Natasza pisze:– Sąd nakazał przekazanie nieletniego pod nadzór rodzicielski matce, Dorocie Deptale.
A dotychczas ktoś inny pełnił funkcję opiekuna? Czy chodziło o nadzór odpowiedzialny rodzica?
Natasza pisze:– Zmyślasz – roześmiała się głośno i wesoło adwokat. Pogłaskała go po policzku jak dziecko.
Nie rozumiem jej reakcji.
Natasza pisze:Tylko, że Ewelina miała 13 lat. Rzeczywiście była zdemoralizowana, co sąd wziął pod uwagę, choć podczas sprawy na nagraniach prezentowano, jak Kamil gwałcił dziecko.
Tutaj też się pogmatwało, bo nijak nie wiem co w końcu się wydarzyło. Z opisu, dialogów wynikałoby, że sprawa jest spod 200kk czyli o obcowanie z małoletnią, ale Kamil ma mniej niż 17 lat, stąd nie spełnia kryteriów osoby dorosłej w rozumieniu k. k. Niestety w tym momencie nie pamiętam dokładnej interpretacji Sądu Najwyższego dot. różnicy wieku ofiara-sprawca, ale chyba były to 4 lata.
Dodatkowo, Ewelina ma 13 la, czyli w świetle prawa, nie może decydować o podjęciu współżycia (nie jest istotne czy na takie zachowanie zezwala, czy je inspiruje), jest zawsze traktowana jako ofiara takiego czynu, zatem nie ma znaczenia jej ewentualna demoralizacja - przynajmniej nie w tej sprawie.

Ogólnie moje wrażenie po przeczytaniu tekstu to - chaos. Chaos językowy - wymieszanie metafor, porównań i pewnego poziomu abstrakcji z językiem i perspektywą Kamila, 16 latka.
Do postawy i zachowania pani z poradni katolickiej nie będę się odnosić, mam jednak wrażenie, że korzystasz z dużego stereotypu.
Chaos dotyczący postaci i wydarzeń - kto co zrobił, nie tylko w zakresie popełnionego przestępstwa, ale i dalej - jakieś rzucanie komórką, policja, pobyt na komisariacie w nocy, wszystko to mi się zupełnie miesza.
Chaos w myśleniu bohatera- owszem mętlik emocjonalny jest zrozumiały, ale mam wrażenie, że Kamil się miota. Zwłaszcza w relacji z matką. Ambiwalencja uczuć jest uzasadniona, ale jakoś mi to wszystko pouciekało, pomieszało się. Ta matka, pani adwokat, psycholog. Porwane to i poszarpane.
Widzę pomysł i silne emocje, zwłaszcza Kamila - wstręt, zagubienie, złość, zmęczenie. To jest ciekawe, autentyczne. Ale brakuje mi splecenia tego w ładną nić opowieści.

5
Najpierw dzięki, wielkie...
Caroll pisze:Tutaj też się pogmatwało, bo nijak nie wiem co w końcu się wydarzyło. Z opisu, dialogów wynikałoby, że sprawa jest spod 200kk czyli o obcowanie z małoletnią, ale Kamil ma mniej niż 17 lat, stąd nie spełnia kryteriów osoby dorosłej w rozumieniu k. k. Niestety w tym momencie nie pamiętam dokładnej interpretacji Sądu Najwyższego dot. różnicy wieku ofiara-sprawca, ale chyba były to 4 lata.
Zacznę stąd: mea culpa - najpierw miał "zaraz' osiemnaście i pasowało do paragrafu, ale nie pasowało do "13 sekund błękitu". Potem zostało ta uwaga o demoralizacji (akurat to jest autentyczne z przemówienia sędziny wrocławskiej i dotyczyło właśnie 13 latki - to była przemowa!). Sprawdziłam po łebkach, że w przypadku czynów... jakiś tam, 16 lat traktowane jest już "dorośle".

[ Dodano: Sro 13 Cze, 2012 ]
sugerowałam się tym:
· Zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem lub wspólnie z inną osobą art. 197 § 3 KK, a tu działa zasada obniżenia wieku odpowiedzialności karnej do 15 lat...

Założyłam, że Ewelina w świetle faktów została "zbiorowo zgwałcona" - tyle że po kolei.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Natasza pisze:otem zostało ta uwaga o demoralizacji (akurat to jest autentyczne z przemówienia sędziny wrocławskiej i dotyczyło właśnie 13 latki - to była przemowa!).
Niestety sędziowie nie są nieomylni, jednak na wyrok nie może to mieć wpływu.
Natasza pisze:Sprawdziłam po łebkach, że w przypadku czynów... jakiś tam, 16 lat traktowane jest już "dorośle".
Zależy bardzo od tego jakie to są te czyny, są one konkretnie określone - kiedy małoletni może być traktowany jako dorosły. Art 200 kk tego nie opisuje, pozostaje nam odniesienie do terminów dorosły - nieletni i małoletni według ustaw w spr. post wobec nieletnich oraz interpretacje Sądu Najwyższego. Temat zagmatwany bardzo, nawet dla prawników.
Myślę, że można to jakoś ładnie ominąć.

Co do tego zgwałcenia: gwałt na małoletnim pojawił się w kk w 2010 r w art 197 i wprowadził niezłe zamieszanie.Chodzi głównie o pojęcie wbrew woli, które wobec małoletniego poniżej 15 r. ż. nie może mieć zastosowania (jak pisałam wyżej, automatycznie zakłada się, że tej woli nie może być w odniesieniu do czynności seksualnych).
Do tego dyskusyjne jest to szczególne okrucieństwo. Bo to jest dokładnie opisane w kk (kryteria), a w tekście nijak tego nie widać. Nie wiem też ile lat mieli inni sprawcy, jeżeli starsi, to oni inaczej by odpowiadali niż Kamil.
Ale to takie prawne już dyskusje.
Ostatnio zmieniony śr 13 cze 2012, 01:17 przez Caroll, łącznie zmieniany 1 raz.

7
Sprawdziłam Art 200 kk. Sądząc z odpowiedzi to Ty, Caroll, jesteś tu ekspertem.
Można zastosować 197 i oskarżyć?

Już napisałaś:)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Natasza pisze:Sprawdziłam Art 200 kk. Sądząc z odpowiedzi to Ty, Caroll, jesteś tu ekspertem.
Można zastosować 197 i oskarżyć?
Problem polega nie w samym brzmieniu art tylko implikacji wynikających z ich interpretacji (j.w.)
Skupiłabym się na Kamilu, a kwestie wyroku czy interpretacji czynu pozostawiłabym w tle, otwarte, może to jest jakieś wyjście?
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

9
Czyli - jak rozumiem - schować wzmiankę o sprawie sądowej?

W wersji dużej i pierwszej w ogóle nie dochodzi do wmieszania policji. Sprawa jest załatwiana "nieczysto"
Ale chciałam spróbować.
Spadłaś mi z nieba :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
Natasza pisze:zyli - jak rozumiem - schować wzmiankę o sprawie sądowej?
Raczej jej nie domykać. Nie uszczegóławiać, w ten sposób nie dochodzisz do kłopotliwej kwalifikacji czynu. Ta policja może być, i sąd i wszystko, tylko unikać samej rozprawy. Tak mi się wydaje.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

11
Caroll pisze:Natasza napisał/a:
To nie byłoby takie głupie – fizyka błękitu i idea Nieba – ale Kamil tego nie rozumiał już. Nie dotknął sensu metafory, bowiem zwyciężał go gniew, którym dotykał konkrety: magister Jolantę Bargieł, podrabianego Memlinga i mamę, czekającą z rumieńcami wstydu w ciemnawym i chłodnym korytarzu poradni.

To dotykanie sensu metafory nijak mi się ma do perspektywy gniewnego nastolatka, jakim jest Kamil. Mam problem z takim językiem opisu tutaj. Mam wrażenie, że prostszy język, konkretny, dosadny spełniłby się lepiej.
i
Caroll pisze:Natasza napisał/a:
– Piłeś, Kamilu! – mówiła karminowo jego imię.

Jak się karminowo mówi czyjeś imię?
Bronię metafor jak niepodległości, bo wynikają z konstrukcji narratora - on nie jest 16 latkiem, tylko podmiotem refleksji o dojrzewaniu człowieka. Świadomie mieszałam styl poetycki z mową pozornie zależną, chcąc pokazać dyskurs pomiędzy Mądrością i "wiedzą" doświadczania.
Ale popatrzę... posłucham...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

12
Podoba mi się. Bardzo. Proporcje są idealne. Nie ma tego powiększenia niedoskonałości, smrodu, śliskości. Jest tego dokładnie tyle, ile trzeba, żeby koktajl wyszedł dobrze. I wyszedł dobrze. Teraz bardziej drobiazgowo:
Natasza pisze:Powoli zapomina chyba wszystko, żeby móc stawać się odrębnym bytem. Bo taka jest cena rozumienia grawitacji i siebie.
To jest bardzo trafne, tylko obawiam się, że zrozumiałe jedynie dla tych, którzy opiekowali się kiedykolwiek noworodkiem. Bo człowiek, który tego nie widział na własne oczy, jest przekonany, że małe dziecko nic nie wie i wszystkiego się uczy. Takiemu czytelnikowi to zabrzmi jak egzaltowana papka. Ja wiem, że kiedy patrzysz na takie dziecko, to nabierasz niemal pewności, że ono zna wszystkie wszechświaty, wszystkie możliwe fizyki i tylko sprawdza, w której akurat przyszło mu żyć. Testuje: jaki to wszechświat? Ile wymiarów? Jaka fizyka? Grawitacja jest? Jak jest, to w którą stronę działa? Dziecko nie zachowuje się jak ktoś, kto nic nie wie, lecz jak ktoś, kto sprawdza, z jakim wariantem świata ma do czynienia. Ale trudno opowiedzieć to komuś, kto sam tego nie widział... Obawiam się, że dla nierodziców to będzie taka gadka-szmatka.
Natasza pisze:Rzęsy miała posklejane tuszem i wyglądały jak czułki żuka,
Podmiot się zgubił: ona miała i wyglądały. Zdanie do rekonstrukcji.
Natasza pisze:Nie dotknął sensu metafory, bowiem zwyciężał go gniew, którym dotykał konkrety:
Eee... Kamil nie dotknął sensu? A gniew zwyciężał Kamila czy sens? Dotykał konkretów chyba? W ogóle zamieszanie jakiś i nie wiem, o co chodzi...
Natasza pisze:Tamta pani mecenas miała wysokie obcasy
Przejście do pani mecenas następuje nagle, dialogi z psycholog i z mecenas się mieszają i przez to wydaje się, że to jest jedna i ta sama baba. Trzeba jakoś je odróżnić. Odróżnić "teraz" (jesteśmy w Katolickiej Poradni) i "wtedy" (sąd). To drugie "wtedy" (na stryszku) się odróżnia. Nie odróżnia się tylko to sądowe od psychologicznego.
Natasza pisze:Szpilki. Stopa. Łydka. Szyja z pasemkami ciemnych włosów.
Cholerka. Chyba jakiś atawizm przeze mnie przemawia, bo ta pani pewnie wydepilowana, ale jeżeli przechodzę od stopy i łydki do szyi, to potem te włosy, zamiast wyrastać z głowy i na szyję opadać, po prostu wyrastają z szyi. A w ogóle, to kiedy on robi ten przeskok od stopy do szyi (chociaż rozumiem, dlaczego to robi) to pani zaczyna wyglądać jak u Boscha - stopy, a z nich wyrasta szyja porośnięta włosami. A w gabinecie wisi Memling, nie Bosch. Ale znów od jednego do drugiego nie tak daleko. I to wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli, bo tekst nabiera wymiaru, którego wcale chyba nie miał mieć...

Tyle na razie. Jeszcze wrócę. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

13
Thana pisze:Natasza napisał/a:
Nie dotknął sensu metafory, bowiem zwyciężał go gniew, którym dotykał konkrety:

Eee... Kamil nie dotknął sensu? A gniew zwyciężał Kamila czy sens? Dotykał konkretów chyba? W ogóle zamieszanie jakiś i nie wiem, o co chodzi...
Nec Hercules contra plures...
Lece popoprawiać. A ja kurczak felek z pół dnia tę frazę pieściłam. Zagłaskałam na śmierć?


Z dotykać tez miałam wątpliwości.
Znalazłam na forum korektorów i zastosowałam, jak rozumiałam

dotykać – czego czy co?

Dotykał jej czy ją? Będąc w kinie na filmie, spotkałam się z tłumaczeniem: „Dotykał jej”. Pomyślałam, że to błąd tłumacza, gdyż wydawało mi się, że to zdanie powinno brzmieć „Dotykał ją”. Jednak po powrocie do domu sprawdziłam w Słowniku poprawnej polszczyzny i okazało się, że „ktoś, coś dotyka czegoś (nie: coś)”. (...) nie mam pewności, czy taka forma jest poprawna, bo jednak cały czas mnie razi i wydaje trochę nienaturalną. Przy konstrukcji „Dotykał jej” mam wrażenie, jakby brakowało jeszcze jednego wyrazu, np. „Dotykał jej włosów”. Może moje wątpliwości są spowodowane tym, że w większości przypadków taka forma występuje w zdaniach przeczących, np. „Nie drażnił jej”, ale „Drażnił ją”. Dziękuję za odpowiedź,
Pozdrawiam
Beata Janczak

Słownik ma rację. Dotykamy nie tylko piłki i czyichś włosów, ale też jakiejś osoby. Dotknąć jakąś osobę można inaczej, np. mówiąc lub robiąc jej coś przykrego. W znaczeniu konkretnym, fizycznym dotknąć i dotykać łączą się więc z dopełniaczem. W znaczeniu przenośnym, psychicznym – z biernikiem. Możemy też powiedzieć, że „słońce swoją tarczą dotknęło horyzontu” (dopełniacz), ale „kryzys dotknął również naszą rodzinę” (biernik). Ostatnie dwa przykłady zacytowałem za Innym słownikiem języka polskiego PWN.

— Mirosław Bańko
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

14
Nie czytałem wcześniejszych komentarzy, więc możliwe, że się zdubluje.
– Wciąż jesteś zły?
– Nie. Czuję wstręt – powiedział szczerze, bo rozpaczliwie chciał mówić i słyszeć prawdę.
Nie znam się na psychologii dzieci, ale tak sobie czytam i się teraz zastanawiam, czy taki szesnastolatek tak szybko się otworzy? Ja myśląc o sobie w takim wieku, jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Tym bardziej jeśli jest to wrażliwy chłopak - raczej reakcję byłoby zamknięcie się w sobie.
– Piłeś, Kamilu! – mówiła karminowo jego imię.
Jestem facetem, więc mogę tutaj po prostu nie rozumieć. Jak można mówić karminowo? Nie lepiej byłoby "karminowymi ustami wypowiedziała jego imię"? W ten sposób też widzę chłopaka, jak się wpatruje w te usta.
Ciemne włosy upięte upięte wysoko na karkiem, kiedy sięgała po jakaś teczkę do szuflady biurka…
Powt i ort. Zastanawiam się, czy tam w ogóle jest potrzebne to "jakąś".
Miała butelkę coli. Każdy miał swoją. Ktoś wyciągnął skręty. Trawę. Jeszcze na plaży. Maciek mówił, że to gówno. Ewelina śmiała się i wyciągała do niego żarzący się papieros. Śmiała się, przechylając się przez kolana Maćka. Miała głęboki dekolt, prawie całe cycki było widać.
Jak skręty to już raczej jest jasne, że trawę (przynajmniej w Polsce).
Powt.
Takie pytanko: to Ewelina paliła trawę czy papierosa?
Ojciec Eweliny rzucił w niego komórką, trafił w czoło i ostry kant plastikowej klapki zostawił krwawą krechę. Mamo! Policjant opierał mu ciężką dłoń na ramieniu. Stał z lewej. Jakby go obejmował. Ale trzymał.
A właściwie, na sali sądowej (bo tak to odebrałem) można tak bezkarnie naruszać cielesność człowieka i policjant na to nie reaguje?

CDN.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

15
Natasza pisze:– Nie chciałem, mamo – godził się na kłamstwo posłusznie i patrzył w jej ramiona błagalnie. Wtedy zakładała obronnie ręce na głowę. Nie zakręciła włosów i spływały jej jak ulewne strugi na czoło i twarz.
Najpierw pozwalała im go bić. Ojciec Eweliny rzucił w niego komórką, trafił w czoło i ostry kant plastikowej klapki zostawił krwawą krechę. Mamo! Policjant opierał mu ciężką dłoń na ramieniu. Stał z lewej. Jakby go obejmował. Ale trzymał.
Tu trzeba uporządkować czasy. Raz dokonany, raz niedokonany, ale sensu w tym nie widzę. "Godził się i patrzył" wielokrotnie, ale "włosów nie zakręciła" raz. Dalej ten sam problem. Co się zdarzało wielokrotnie, a co jeden raz? Co po czym? Oparcia fotela matka dotyka w gabinecie psychologicznym (jest przy tej rozmowie???) czy w domu? Jeżeli w domu, to dlaczego, skoro bohater się tam przeniósł, my zostaliśmy w towarzystwie pani Joli?
wparł stopę w stopę. .
Nie znam i nie potrafię sobie wyobrazić takiej czynności.
Natasza pisze: nawet oglądnęła się znacząco
Weź mnie nie denerwuj, dobrze? Bo napiszę poemat o Orfeuszu, który jednak się oglądnął i z przerażeniem uglądnął, że Eurydyki nie ma.
Natasza pisze:polichromia na figurze była miejscami zblakła
To chyba tylko jako czasownik występuje. Przymiotnikowo to będzie wyblakła.

I tyle. Mam nadzieję, że tę rzecz rozwiniesz. Chciałabym to kiedyś zobaczyć dopracowane, skończone. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron