Przeklęty [fantasy]

1
Cześć,

Niniejsze opowiadanie stanowi dla mnie tak naprawdę swego rodzaju przewózkę z horroru do nieco bardziej klasycznej fantastyki. Ostatnich kilka lat spędziłem tłucząc opowiadania z nurtu werid fiction, a że nie mam już chyba nic więcej (póki co) do powiedzenia w świecie horroru to stwierdziłem, że najwyższy czas na fantastykę. W poniższym opowiadaniu znajdziecie próbkę mojej twórczości osadzonej w powstającym uniwersum, przy czym spora część geopolityki jeszcze jest w trakcie procesu ustalania, tworzenia itp. Poniższe opowiadanie osadziłem więc na zadupiu, dzięki czemu mogłem się skupić na samym języku, a nie na opisie większego miasta :P Mam nadzieję, że poniższe opowiadanie uprzyjemni Wam tę chmurną niedzielę. Tyle tytułem wstępu, niech przemówią szable! I jak zwykle

Miłej lektury!

Przeklęty

I

WWWSzabraj nie pamiętał, czy kiedykolwiek widział coś równie nędznego jak Ostałówek.
WWWNa obrzeżach wsi, tuż przy samej drodze straszyły stare kurne chaty. Opuszczone przed laty domostwa zapadły się, zarosły chwastami, aż wreszcie do reszty zdziczały; po niektórych zostały już tylko pojedyncze ściany. A dalej sprawy miały się niewiele lepiej: chłopskie siedliszcza w większości miały drewniany tylko szkielet, a ściany wyrobiono z plecionki, chrustu i gliny pomieszanych ze słomą; słomiane były też parszywej jakości dachy, jak i zapał chłopów do ich naprawy.
WWWZresztą, pomyślał Szabraj, po co mieliby naprawiać? Zaraz znowu ktoś przyjdzie, baby zgwałci, krowy zabierze, łapy poprzetrąca. To i po co się trudzić?
WWWW milczeniu przejechali przez wieś i podjechali pod otoczony wałem z palisadą niewielki gród. Brama była zamknięta. Padało.
– Pochowali się – siedzący na siwku chłopak przechylił się w siodle i wysmarkał głośno.
– A co mieli się nie chować? – Szabraj podkręcił w zamyśleniu bujnego, czarnego wąsa. – Pada, roztopy dopiero przyszły, jest zimno i nieprzyjemnie. Pochowaliby się nawet gdyby nie porobili w portki przed jakimś biesem. Czy co tam tych ludzi zagryzło…
– Pewnie wilki. Wilki albo niedźwiedzie.
– Głupiś, Wieszczek, jeśli myślisz że niedźwiedź podszedłby tak blisko ludzi. Głośno tu, śmierdzi, a ludzie mają widły. Lepiej takiemu misiowi siedzieć w puszczy Biełajskiej i wybierać łososie z Zimnicy. Nie, chłopcze, tutaj musiało podejść coś innego. A tego dowiemy się tylko z oględzin.
– Oględzin…?
– Ciał – Szabraj poprawił obszyty futrem kołpaczek. Czapa zjeżdżała mu z czoła odkąd wyjechali z Zabrajska. – Widziałeś kiedyś zwłoki, bratanku?
– Tylko na pogrzebie dziadka, wuju.
– Nie, chłopcze. Na pogrzebie dziadka widziałeś pięknie naoliwione i bogato przybrane ciało starca, który zszedł spokojnie z tego świata ze starości i obżarstwa. Dzisiaj zobaczysz śmierdzące zwłoki bezimiennego prostaczka, który nie był dość szybki w polu.
– Och, bodajby ci język odjęli, panie bracie – krępy jeździec w bechterze wcisnął się między rozmawiających. – Straszysz mołodojca z miną jakbyś palik miał w zadku i nie mógł się z niego pozbyć.
– Chłopak kiedyś w końcu musi stać się mężczyzną.
– To spraw mu wreszcie kurwę i niech ta go zrobi mężczyzną. A ja nie mam czasu na morały, chce mi się szczać i pić gorzałę, cały dzień w siodle jesteśmy. Hej, wy tam! Za murem, jest tam kto? Otwierajcie, chamy, prostaki, wieprze śmierdzące! Żebym był waszym panem to już bym was wybatożył za takie powitanie! I słać po gorzałę, bo jak mi w gardle do reszty zaschnie to wtedy to dopiero będziecie wyklinać Aleksandra Pihowskiego!
WWWSzabraj westchnął ciężko i odesłał chłopaka kiwnięciem. Potem podjechał bliżej lichej bramy i czekał.
– Będziesz musiał tu zrobić porządek, panie bracie – powiedział już ciszej Pihowski. – Za lekko sobie poczynasz z tutejszymi prostaczkami i wszystko ci marnieje. Wieś, domy, ludzie… Widziałeś tą palisadę? Idę o mój kindżał, że z samymi czekanami można by przejść ten częstokół.
– Wolę na Zabrajsk wyłożyć albo Moczydło. Ostałówek co odbuduję i poświecę złotem, to zaraz hultajstwo przychodzi z Dziczy i wszystko rozkrada i równa z ziemią. Ostatnio zbóje wyprowadzili wszystkie krowy ze wsi. A tak to przynajmniej jest spokój.
– Ale po co w takim razie trzymasz tą wieś?
– To rozmowa na inny dzień. Spójrz, twoje zawodzenia przyniosły efekt.
Zamilkli. Ponad szum padającego deszczu wybiło się trzeszczenie starych desek, a chwilę później nad bramą pojawiła się brudna, ogorzała twarz.
– Pan Zabrajski! – zawołał z góry strażnik. – Wszysty duszi Pani slawią! Pańska troska dla nas jak opoka…
– Skończże z tą polityką i otwórz bramę, człowieku! – Szabraj machnął w kierunku wzmacnianych ciężkimi belami drzwi. – Noc nas tu zastanie!
– Ta jest, oczywiste! Hej tam! Bywaj tu który! I otwierać wrota! Pan Zabrajski z towarzystwem przybył!
Towarzystwo stało jeszcze jakiś czas przed bramą i czekało. Deszcz padał. Koń Wieszczka, piękny biały bachmacik, podniósł ogon i spaskudził się w błocko.
Gdy wreszcie wrota otworzono, a trwało to chwilę, w bramie do grodu stanął ów człowiek, który wcześniej wołał do nich z góry. Skłonił się pokracznie.
– Waszmościów sługa uniżony, Jozik Rzepa…
– Nie było nas tu od dawna, co nie znaczy, że pamięć nam szwankuje – Szabraj poprawił kołpak z pawim piórem. – Rzepo, idź po kucharzy i każ wytoczyć beczki. Za nami długa droga, a kompan Pihowski nie lubi siedzieć o suchym pysku. Potem przejdziemy do rzeczy. Gdzie leży nieboszczyk?
– W kaplicy, panie.

II

WWWW kaplicy było ciemno i śmierdziało.
WWWOdór zapewne byłby jeszcze gorszy, gdyby kapłan nie nasmarował nieboszczka paprotnikiem, stosowanym zazwyczaj przez starzejące się kobiety dla zatrzymania urody. Gdy Szabrajowi powiedziano o tym po raz pierwszy, postukał się w głowę, ale jak na razie idea okazała się niegłupia. Chociaż, mając w pamięci wygląd niektórych wieśniaczek, które nadużywały wspomnianej substancji, nie powinien się dziwić. Rzeczywiście wyglądały jak zakonserwowane umrzyki.
Gdy podeszli z Wieszczkiem bliżej ołtarza, czekający na nich kapłan skłonił się nisko i wskazał stolik nakryty płótnem. Pod poplamionym materiałem rysowało się ciało. Wieszczek przełknął głośno ślinę.
– Mój panie – powiedział kapłan. – Zgodnie z twą prośbą przygotowałem ciało, zważywszy jednak na ogólny stan zmarłego sugerowałbym zawierzyć mojemu zdaniu. To nie jest widok przeznaczony dla…
– Dziękuję – Szabraj machnął ręką. – Nie jesteśmy jednak paniątkami z zachodu i przywykliśmy do różnych widoków. Także tych niemiłych oku. Odsłoń ciało, chciałbym ocenić rany według własnego doświadczenia.
WWWKapłan spojrzał niepewnie na coraz bledszego chłopaka, ale nie podejmował dalej dyskusji. Zamiast tego sięgnął po skraj płótna i niczym kuglarz prezentujący jedną ze swoich sztuczek, ściągnął szybko materiał z ciała i cofnął się do tyłu.
Porażony kuglarską sztuczką Wieszczek czknął głośna, zgiął się w pół i zwymiotował.
WWWNawet Szabraj miał ochotę odwrócić wzrok, ale wiedział że nie może sobie na to pozwolić. Nie mógł pokazać słabości ani chłopakowi ani tym bardziej wywodzącemu się z gminu kapłanowi.
– Skończyłeś? – spytał oschle.
– Przepraszam…
– Spójrz na ciało i powiedz mi co widzisz.
– On, kurwa, nie żyje…
Szabraj zamachnął się i zdzielił chłopaka na odlew. Wieszczek czknął jeszcze raz, ale tym razem obyło się bez dalszych sensacji.
– Oczywiście, że nie żyje. To trafne spostrzeżenie, chłopcze. Sądzisz, że szarpane rany i rozerwana tętnica szyjna mogły mieć z tym jakiś związek?
WWWChłopak posłał mu spojrzenie pełne żalu, ale Szabraj pozostawał niewzruszony. Później zabierze mołodojca do izby, porozmawia z nim i wypije gorzałki. Później.
– Mów co widzisz.
– Szyja… Rozszarpana. Ślady kłów na całym ciele, prawa ręka w gorszym stanie, brakuje dłoni. Brzuch rozerwany, wnętrzności wywleczone na wierzch. Poniżej pasa brakuje jednej nogi, druga częściowo objedzona.
– Wnioski?
– Cokolwiek go zaatakowało, było wściekłe albo w amoku. Gryzło żeby gryźć, nie atakowało konkretnych części ciała. Ślady po kłach i rozstaw przypominają wilcze, ale…
– Coś jeszcze?
Chłopak zawahał się, ale pokręcił głową. Słusznie: ciało było w tak koszmarnym stanie, że właściwie brakowało kilku kolejnych trafień, by zamiast zwłok człowieka leżała przed nimi po prostu krwawa masa. Kiwnięciem głowy Szabraj nakazał kapłanowi zasłonić ciało.
– Gdzie go znaleziono?
– Przy drodze, niedaleko brodu na Zimnicy – kapłan westchnął ciężko. – To był Jurys, miejscowy. Żona już poprzedniego wieczoru mówiła, że jej mąż gdzieś przepadł, ale że lubił sobie popić, to myśleliśmy, że leży w jakiejś stodole i dochodzi do siebie. Nikt go nie szukał. Dopiero na następny ranek…
– Kto go znalazł?
– Stary Czepniak. Wyszedł wczesnym rankiem na ryby, ale wrócił wkrótce potem. Biegł i darł się jakby go skórowali. Ze strachu porobił w hajdawery.
– Mógł coś widzieć…
– Może i mógł, ale obawiam się, że będziecie musieli panowie obejść się bez jego pomocy. Po tym całym zajściu leżał przez trzy dni w swoim łóżku, aż wreszcie miłościwa Panienka postanowiła zabrać go do siebie.
– Chcesz powiedzieć, że…
– Jego biedne serce nie podołało grozie, którą dojrzał w polu i Panienka zdecydowała zabrać go do siebie.
Kapłan wzruszył ramionami.
– Mówiłem, że był stary.

III

WWWWschodnia część Ostałówka leżała zaraz przy rozwidleniu Zimnicy; za Zimnicą zaś rozciągały się pola i łąki tak szerokie, a tak puste zarazem, iż rzekłbyś że to koniec cywilizacji i tutejsza ziemia tylko czeka pierwszych osadników. Byłoby to jednak mylne wrażenie, ile bowiem konwojów czy karawan poginęło w tym przestworze traw, tego by nikt nie policzył. Ziemia ta de nomine należała do Królestwa Riterii i zaręczonej z nią Wielkiej Kresji; de facto zaś ściągała w swoje stepy zbiegłych chłopów, banitów, infamisów, czyli innymi słowy: wszelkiej maści hultajstwo, które rychło stawało się zbójectwem i po zbójecku żyło w tej krainie. Stąd i szybko przezwano te niegościnne ziemie Dziczą.
WWWSama Dzicz nie była zresztą całkiem pusta: jej stepy przecinały rzeki, rzeczki i niezliczone ilości strumieni, które zaczynały się i ginęły wśród wysokich traw. Jak kamienie rosły ponad tymi trawami zmurszałe ruiny twierdz, świadki dawnych wojen; ciągnęły się zapomniane zgliszcza grodów, karczm czy zajazdów. W trawach buszowały bażanty, głuszce, dudki, a już bliżej Zimnicy także żurawie czy stada kaczek.
– Cholera, zjadłbym kaczkę – mruknął Pihowski, gdy kolejne stado cyraneczek z trzepotem skrzydeł przeleciało nad towarzystwem. – Albo gęś. Ten szczupak, którym nas wczoraj podjęli był niezły, ale śmierdział i smakował mułem.
– Narzekasz – Szabraj pociągnął nosem. Wczesnowiosenny deszcz i zimny wiatr zaczynały wychodzić mu bokiem.
Z Ostałówka wyjechali wczesnym rankiem. Mimo paskudnej pogody i panującej we wsi grozy, chłopki wyglądały ciekawie na kolorową czeredę kozacką jaką w gruncie rzeczy byli. Towarzystwo nosiło się po wschodniemu, ale i rozmaicie; jedni mieli bechtery, inni tylko pikowane żupany. Sam Samuel Zabrajski, dawno temu przezwany przez przyjaciół Szabrajem, upodobał sobie taki właśnie żupan, do którego nosił kołpak z pysznym orlim piórem i baczmagi. Przy pasie pobrzękiwała szabla, przy łęku – rohatyna i bandolet. Koniki zaś których dosiadali były popielate, dzięki czemu łatwiej gubiły pościg w stepie, ale silne i nad wyraz zwinne.
– Narzekam, nie narzekam, ale sam przyznasz, że równie lichej ryby dawno nie jadłeś.
– A i owszem, jadłem. Nawet w Zabrajsku mamy czasem gorsze.
– Przyjedź kiedyś wreszcie do Pihowic to zjesz jesiotra wielkiego jak twój koń. A jak wypijesz miodu z miejscowej barci to może rozweselisz się i kto wie? Może jakąś pannę sobie wreszcie przydybasz?
– Może.
– Ej! Coś ty, bracie, taki ponury? Sztywnyś jakby ci kto kijek w zadek wsadził.
– Burza idzie – Szabraj kiwnął na wschód, gdzie nad horyzonemt chmury zgromadziły się w długi, ciemny wał. – Dopadnie nas w stepie.
– A niech dopada, na zdrowie! Do lasku już niedaleko, chociaż wstyd ten chrust mianem lasu określać. Tam zresztą się kierujemy, mam rację?

*
WWWWcześniej, gdy dotarli na bród Zimnicy, spotkali akurat dwóch wędkarzy. Wędkarze mocowali się ze spasionym sumem i darli się jeden przez drugiego. I pewnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie kozacy Zabrajskiego. Chłopi zamarli na widok konnych pokonujących bród. Spasiony sum wykorzystał to, szarpnął się i zniknął w rzece z głośnym pluskiem.
WWWWypytani wędkarze nie wiedzieli, co mogło ubić Jurysa. Lubili go we wsi, pił dobrze i nie żałował nigdy nikomu. Nie miał wrogów. Nie, nie widzieli żadnego dziwnego stwora. Tak, widzieli ślady – poszli w miejsce, gdzie zginął Jurys i zgodnie stwierdzili, że są to jakby wilcze ślady, ale nienaturalnie wielkie i biegną w kierunku Dziczy. Ale wilków tutaj nie było, więc stwór musiał przybyć w większej odległości – może z lasku zaraz za starym zajazdem? To wydawało się całkiem prawdopodobne, nikt bowiem w tamte okolice już się od dawna nie zapuszczał i kto wie co się tam zalęgło? Może by tam spróbować?
WWWSzabraj stwierdził, że spróbują.
*
WWWZaczynało już padać, gdy mijali stare, zarośnięte mchem zgliszcza zajazdu, a i wiatr przybrał na sile. Mimo wciąż wczesnej pory w okolicy pociemniało. Ptactwo w stepie ucichło.
– No to jesteśmy – rzekł Pihowski. Szabraj kiwnął głową, wpatrując się uważnie w leśną gęstwinę.
Lasek z daleka wyglądał jak zaczarowany. Zdawał się być ciemnozieloną wyspą wśród morza poszarzałych traw Dziczy; mirażem dojrzanym na stepowym pustkowiu, iluzją, złudzeniem. Ale już na jego granicy usłyszeli cichy szum brzózek i starych buków; głębiej cisnęły się olchy i dęby przeplatane najróżniejszymi krzewami i krzakami. Gdzieś dalej w tym gąszczu odezwał się dzięcioł, zaraz jednak wystukiwany przezeń rytm urwał się jakby ucięty nożem.
– Bandolety… – polecił Szabraj, chwytając pewniej krótką strzelbę. To była solidna broń, bardzo poręczna i o niewielkim odrzucie. – Bandolety, rohatyny, a potem dopiero na szable. Nie wiemy, co nam przyjdzie spotkać i czy w ogóle przyjdzie spotkać, ale jeśli tak, to bardzo was panowie proszę – bez niepotrzebnej brawury. Mamy obowiązek chronić pospólstwo, nie dostarczać podniety i krwawych legend.
– Za grosz w tobie fantazji, panie bracie – Pihowski uśmiechnął się szeroko, poklepując pięknie zdobiony czekan, teraz swobodnie wsunięty za pas. – Prędzej Wieszczek kurwę uwiedzie, niż ty tłuszczę. Dobry z ciebie człowiek, przyzwoity i uczciwy, ale okrutnie nudny.
– W takim razie najpewniej cię przeżyję.
– A idź! – Pihowski pogonił konia do przodu. – W takim razie pozwól, że pójdę przodem.
Jak powiedział, tak zrobił. W gęstwinie błysnął jeszcze popielaty zad wierzchowca i tyle go widzieli.
– Ach, bodajby go… – Szabraj nie dokończył. Spiął konia i wraz z całym towarzystwem wjechali do lasu.

IV

WWWNie od razu spostrzegli stojącą na leśnej polanie chatę.
Stara, pochylona i zarośnięta mchem, z daleka wydawała się po prostu porzuconym domostwem drwala; dopiero gdy podjechali bliżej okazało się, że okienka są przeszklone, a wewnątrz tli się słaby blask. Przy drzwiach trawa była wygnieciona.
Właśnie na skraju polany dogonili Pihowskiego, który stał teraz zadumany i obserwował uważnie starą chatę.
– I co waść tak zamarłeś? – spytał Szabraj podjeżdżając bliżej towarzysza.
– Ktoś tam jest. W środku znaczy się.
– To przecież widzę.
– Wiem, że widzisz. Chodzi mi o to, że ci w środku to nie są nasi. Tam są nieludzie.
– Chyba ten szczupak faktycznie musiał ciągnąć mułem, że ty nieludzi w tych stronach widzisz…
– Nie żartuj sobie ze mnie, Samuelu, bo jestem śmiertelnie poważny. A zresztą, przypatrz się lepiej. Widzisz tamte jemioły, co to nad wejściem wiszą? Czyj to zwyczaj, bo chyba nie nasz?
– Wiesz przecież, że w Dziczy nasze zwyczaje i asteryjskie są tak wymieszane, że…
– No to mówię dalej: chwilę temu, zanim jeszcze tu wpadliście całą czeredą, zdążyłem dojrzeć kobietę…
– To jeszcze nic…
– Ach, dajże skończyć! No więc zdążyłem dojrzeć kobietę. Miała jasne włosy, sięgające prawie tyłka i zaplecione w warkocz.
Na chwilę zapadła cisza, mącona tylko szumem padającego deszczu i wiatru. Gdzieś w oddali przetoczył się niski pomruk grzmotu, świadczący o nieubłaganie zbliżającej się burzy.
– Ten warkocz… – Szabraj zawahał się. – Jesteś pewny?
WWWWieśniaczki po zamążpójściu zwyczajowo ścinały włosy i zakrywały chustą, którą zdejmowały tylko dla męża. Zabrajski uważał ten zwyczaj za bezsensowny i okrutny dla kobiecej urody, barbarzyński wręcz, ale był rozpowszechniony od dawna w tych okolicach i zakorzeniony chyba na dobre. Na zapuszczenie długich włosów, a już zwłaszcza takich, by można je zapleść w warkocz pozwalały sobie tylko kapłanki Panienki i asteryjskie kobiety.
Problemy w tym, że kult Panienki był mało rozpowszechniony w tych okolicach, a asteryjczyków nie powinno tutaj być. W każdym razie nie tak blisko ludzkich osad. Nie w tych czasach.
– Szabraju, coś ostatnio powątpiewasz w moje zmysły.
– Wybacz, panie bracie. Widziała cię?
– A jakże.
– W takim razie nie ma co się kryć po krzakach. Hej, wiara! Za mną!
WWWJak powiedział, tak zrobili: wyjechali na polanę. Powieszone u łęków rohatyny pobrzękiwały cicho. Gdy już byli tuż pod chatą, Szabraj gestem wstrzymał resztę towarzystwa, a sam zeskoczył z konia. Podał wodze siwka Wieszczkowi, a za chwilę podszedł do drzwi i załomotał.
– Hej, w środku! Jest tam kto?
Odpowiedziała mu cisza. Spojrzał na Pihowskiego, ale towarzysz tylko wzruszył ramionami.
– Jestem Samuel Zabrajski, herbu pustułka, rotmistrz jazdy kozackiej Jaśnie Oświeconego księcia Bartosza Kaniowskiego! Otwórz, nic ci od nas nie grozi!
WWWI gdy wydawało się, że po raz wtóry przyjdzie mu pocałować klamkę, zza drzwi rozległ się przytłumiony, kobiecy głos:
Prjecz, rycjer! My haraszy elfy!
– A po jakiemu to? – spytał Wieszczek, drapiąc się za uchem.
– A po asteryjskiemu – Pihowski splunął z pogardą. – Albo elfiemu, jak oni sami twierdzą. Widziałeś kiedyś asteryjczyka?
– Nigdy!
– No, to zaraz sobie popatrzysz. Hej, Szabraju, mój czekanik się niepokoi! Wchodzimy po dobroci czy po złości?
WWWZabrajski rzucił nieprzyjemne spojrzenie towarzystwu. Nie lubił, gdy podważano jego autorytet.
– Pani – kontynuował. – Przebyliśmy długą drogę za bestią, która ubiła jednego z moich chłopów. Obawiam się, że stwór wciąż może grasować w okolicy… Jest niebezpieczny i musimy go dopaść jak najszybciej…
Szczastia v daragoj!
Towarzystwo milczało. Zabrajski zagryzł wargi, pogładził nerwowo wąsa.
– Dobrze… – mruknął, wracając do konia. Wziął wodze od Wieszczka. – Bardzo dobrze…
– Co zamierzasz, Szabraju? – spytał Pihowski.
– Co zamierzam, co zamierzam. Oblegać chałupę, to zamierzam! – Zabrajski prychnął z irytacją. – Ach, daj spokój, jeśli masz takie pytania durne zadawać. Co nam po kobiecie? Nie, nawet o tym nie myśl. To nie wojna, a my jesteśmy tutaj pokojowo. Jedziemy dalej, wypatrujcie śladów. Wieszczek, ty masz się trzymać blisko mnie. I nie…
I gdy już, już mieli odjeżdżać, drzwi od chaty otworzyły się z głośnym skrzypieniem, ucinając wszystkie dyskusje. Towarzystwo wstrzymało oddech.
WWWKobieta, która wyszła na zewnątrz, ubrana była raczej skromnie. Miała na sobie prostą suknię, na stopach ubłocone buty, a na głowie chustę pod którą zebrała włosy. Zgromadziła, trzeba dodać w pośpiechu i nieumiejętnie, przez co kilka jasnych kosmyków opadało na czoło. Ciemnozielone oczy lśniły jak dwa szmaragdy.
Była piękna w nieludzki sposób. Asteryjski. Spod płowych włosów wystawały drobne, zadarte uszy.
Rycjere… – zawahała się, po czym przeszła na wspólnotowy. – Jeśli pojedziecie dalej, natkniecie się na leśne sadzawki. Pod żadnym pozorem nie czerpcie z nich wody. Pod żadnym, rozumiecie?
WWWNa chwilę jej oczy spoczęły na Zabrajskim. Coś nie spodobało mu się w tym spojrzeniu, ale nim zdążył pomyśleć o jakimkolwiek pytaniu, kobieta zamknęła drzwi z trzaskiem. Chwilę później na polanie rozległ się głuchy dźwięk zasuwanego rygla.
Zroszona deszczem trawa zafalowała na wietrze, a po okolicy przetoczył się niski pomruk grzmotu.
Przyszła burza.

V

– O co jej chodziło z tymi sadzawkami? – spytał Wieszczek jakiś czas później, gdy mijali leśną kapliczkę poświęconą Asterowi. Miedziane gwiazdki chybotały się na wietrze.
– A czort wie, o co może chodzić tym asterskim kurwiszczom – Pihowski zerknął z ukosa na młodzieńca. – Oni wszyscy tacy są. W jednej chwili gadają jak nawiedzeni, a zaraz później zalewają się w trupa. Rozmawiają z tobą jak z bratem, by za moment wbić ci nóż w plecy. A kobiet to już w ogóle nie zrozumiesz, a w szczególności tych asterskich. Nogi rozkładają chętniej jak nasze, ale cóż, taka wiara. I natura, psia mać. Przypomniało mi się właśnie, kiedy ostatnio chędożyłem. Ej, Szabraju! A może tak w drodze powrotnej…
– Panuj nad sobą, towarzyszu – wtrącił Zabrajski. – Chłopak ma jeszcze mleko pod nosem, nie zepsuj go za wcześniej. Obiecałem oddać go mężczyzną, nie prostakiem.
– Widzisz, drogi chłopcze – rzekł Pihowski, gdy już Szabraj wyrwał się z dwoma pocztowymi do przodu. – Ten twój wuj to jak był mały chłopcem to, rozumiesz, kij mu w zadek… I on taki już sztywny od tamtego czasu.
Wieszczek uśmiechnął się słabo. Droga zaczynała mu już dawać we znaki, nie był przyzwyczajony do tak długiej jazdy, a już zupełnie odstawał od reszty kozactwa.
– Matula mówiła, że wuj jest bardzo poważny.
– A, to prawda. Zazwyczaj z niego dusza towarzystwa i złoty człowiek, ale rzeczywiście w Dziczy wychodzi z niego, cóż… Dzicz. Te pustkowia mają na niego jakiś dziwny wpływ, bardzo się zmienia. Gdzie się spotkaliście?
– W Moczydle. Ojciec przysłał mnie ze swoimi pachołkami i oddał pod opiekę wuja, żeby ten zrobił ze mnie mężczyznę.
– Tak, tak, wspominaliście już o tym zdaje się. Obaj. Z dziesięć razy. A jaki jest tego konkretny powód? Skończyły wam się kurwy w… Właściwie to skąd ty jesteś?
– Z Wszerada.
– O, proszę, znaczy się: z zachodu? Bo to już przecież Riteria, dobrze kombinuję?
– Teraz to już wszystko jedno, czy Riteria, czy Kresja – powiedział Wieszczek, nagle strugając ważną minę. – Od zaręczyn wszystko i Riteria i Kresja to jest jedno nierozdzielne i nierożne ciało.
– Ehe, powiedz o tym Kawce to spierze cię i odeśle do tego twojego Wszerada zanim Szabraj nam tu obróci. Niebezpiecznie w dzisiejszych czasach politykować i pozować na polityka, a już zwłaszcza w tych okolicach. Tutaj politykę robi się ogniem i mieczem, chyba że jesteś asteryjczykiem. Wtedy zamiast miecza masz koncerz, a zabawa ogniem zaczyna się na kalibrze nie mniejszym, niż półkolubryna.
– Niby dlaczego?
– Ach, długo by gadać. Opowiem ci wieczorem, a teraz wypatruj swojego wuja, bo wyrwał się do przodu i wcale go nie widać… Hej, Kawka! Czego tam stoicie?
WWWAle szlachcic o wydatnym nosie zwany Kawką nie odpowiadał. Spoglądał tylko w dal, marszczył czoło, a dłonią błądził w okolicach bandoletu. Wcześniej, jeszcze zanim rozpadało się na dobre, całe towarzystwo pochowało czy pozakrywało całą posiadaną broń palną, żeby nie zamoczyć prochu.
Pihowski zrównał się koniem z Kawką i wytężył wzrok ku dalszej części gościńca. I zaklął szpetnie, w sposób nieprzystający jego statusowi społecznemu.
– Co tam się dzieje? – spytał Wieszczek, marszcząc czoło.
– Koncernicy.
– Co?
– Chłopcze, tym razem przymknij się choć na chwilę. Hej, wiara! Nie stać jak te kołki osinowe, tylko do pana Zabrajskiego! A z fantazją!

VI

WWWWieszczek nie pamiętał, kiedy widział ostatnio coś równie dziwnego. Pomijając, oczywiście fakt, że odkąd przyjechał w okolice swojego wuja, każdy dzień był dziwniejszy od poprzedniego. O asteryjczykach dotychczas tylko słyszał w baśniach, klechdach i opowieściach przywożonych przez przybywających ze wschodu kupców. Historie te, jak wiele innych kupieckich historii, wydawały się wówczas Wieszczkowi absurdalne i głupie.
WWWTymczasem na zalewanym strugami deszczu gościńcu zebrało się blisko trzydziestu asteryjczyków, a każdy z nich miał troczony pod kolanem osobliwie długi miecz i dosiadał nie mniej osobliwego wierzchowca. Stwory przypominały niedźwiedzie, choć niedźwiedziami nie były. Przeczyły temu dłuższe niż u misiów pyski i zgrabniejsze, co nie znaczy że mniej mocarne cielska.
– Szto tlumaczy te diwne wiprawe? – spytał wysunięty na czoło gromady asteryjczyk. Miał paskudny głos, przepalony alkoholem i wredne spojrzenie. Wrogie.
– Bies jakiś biega mi po polu i chłopów morduje – odpowiedział Zabrajski chłodnym tonem. – Chłopi posłali po mnie, ja zaś zebrałem towarzystwo i za tropem zwierza dotarliśmy do tej puszczy.
– Dużo was, jak na zwykle polowanie – rzekł asteryjczyk we wspólnotowym, podjeżdżając bliżej Szabraja. – Ktoś mógłby pomyśleć, stepnyj lisie, że znowu kozakujecie w naszych okolicach.
– Zostaw więc myślenie mądrzejszym od siebie, a nam pozwól robić swoją robotą. Jakbyś widział to co ja widziałem, to byś dwa razy więcej swojej hołoty zebrał, zanim byś w ten lasek przyjechał.
– Uważaj, bladi sinu, uważaj, bo… – zaczął asteryjczyk, ale urwał na widok nadjeżdżającego kozactwa, z Pihowskim i Wieszczkiem na czele.
– Znajdziemy biesa, ubijemy i wrócimy do siebie – powiedział Szabraj cicho, spokojnie. – Z daleka będziemy trzymać się od waszych wsi i waszych kobiet. Mężczyzn też nie tkniemy tak długo jak z widłami się na nas nie rzucą.
– Mam ci wierzyć?
– Nie masz wyjścia. Sam zresztą jeszcze nie powiedziałeś, co was tak goni w nasze okolice?
– To nie wasza rzecz.
– W takim razie nie pojedziecie dalej – Szabraj podjechał bliżej asteryjczyka, tak, że koń niemal stykał się bokiem z niedźwiedzim stworem. – Bo i ja zacznę się o moich ludzi lękać. Bo cóż to was tak goni w nasze strony, że aż trzydziestu zbrojny musieliście zebrać?
Asteryjczyk milczał przez chwilę, przygryzając wargę.
– Dobrze. Dobrze, niech będzie. Porwano niewiastę – powiedział w końcu. – Pannę. Szlachciankę znacznego rodu, dlatego nie mogę powiedzieć więcej o szczegółach naszej misji. Wiem, że nasze ludy nie darzą się miłością, ale ostatnie czasy mieliśmy bardzo spokojne. Prosimy o zaufanie, jakim i my was darzymy.
– Dlaczego więc… – zaczął Pihowski, ale Szabraj przerwał mu gestem.
– Niech tak będzie – powiedział Zabrajski. – Niech nasze nie darzące się miłością ludy darzą się zaufaniem. Jedźcie więc, a i my pojedziemy. Ale zdradźcie to zaufanie, to drugiej okazji już nie będzie.
– Jak zawsze, z wzajemnością. Rozumiem, że panny nie widzieliście?
– Niestety.
WWWChwilę jeszcze trwało, nim początkowe napięcie zdążyło zelżeć. Wówczas w milczeniu minęli się na gościńcu jedni z drugimi.
Deszcz padał. Wiało.

VII

– Szabraju, muszę się o jedną rzecz spytać – spytał Pihowski, gdy we dwóch odeszli na chwilę na bok, by ulżyć pęcherzom.
– Hmm?
– Asteryjczyk łgał, mam rację?
– Mhm.
– Rozumiem, że mu pięknym za nadobne odpłaciłeś w takim razie. A wiesz, tak właśnie mi coś nie grało w tej całej historii. Bo jak to: porwano szlachciankę, rzekomo znacznego rodu i nikt hałasu nie zrobił? Toż ostatnim razem jak uprowadzono pannę to całe hultajstwo w Dziczy nagle ucichło, tyle wojska przetoczyło się po okolicy.
– Aha…
– Weź coś wyduś z siebie do stu diabłów! A nie cieszysz się jak młody chłopak, który odkrył że machając kuśką w czasie sikania może ze szczyn pętelki robić.
– Przymknij się na chwilę i posłuchaj.
WWWPihowski przymknął się i posłuchał.
WWWStali we dwóch nad zieloną leśną sadzawką, przypstrzoną gnijącym listowiem i rzęsą wodną. Sadzawka ciągnęła się dalej i przechodziła w strumień, który szemrał cicho na pokrytych nalotem kamieniach.
– Wybacz, panie bracie, ale chyba nie…
– Posłuchaj.
WWWTowarzysz Pihowski nadstawił uszu. I nagle to usłyszał, choć było to bardzo dziwne doświadczenie. Nie od razu też go doświadczył; dopiero po chwili nasłuchiwania usłyszał, jak od płynącego strumienia dobiega cichy głos.
Kto upijet maja vodu stanet volkojem… Kto upijet maja vodu stanet volkojem.
– Szabraju – powiedział Pihowski, podciągając co szybciej hajdawery. – Ostatni raz raczyłem się szczupakiem od twoich ludzi. Właśnie usłyszałem jak woda gada do mnie po asteryjsku.
– Właśnie. Kto upijet maja vodu stanet volkojem – odpowiedział cicho Zabrajski, głaszcząc wąsa. – Kto napije się mojej wody, stanie się wilkiem. Wilkiem… Cholera, to brzmi jak klątwa.
Obaj jak na zawołanie wykonali na piersi znak okręgu.
– Czarcie sztuczki, tyle ci powiem panie bracie – Pihowski był cały pobladły na twarzy. – Cholera, a ja sikałem do tej sadzawki i cieszyłem się, że w listki trafiam… Miałeś kiedyś do czynienia z magią?
– Raz. Widziałem jak palili wiedźmę na stosie.
– Nie rzucała zaklęć?
– A gdzie tam. To była zwykłe parszywica, w połowie asteryjka, w połowie nasza. Chodź, zbieramy się. Trzeba jak najszybciej oddalić się z tego miejsca, bo cholera wie, co tu jeszcze może siedzieć w okolicy.
Szli więc pośpiesznie, a że popas mieli niedaleko, zaraz dotarli do reszty towarzystwa.
– Aleksandrze – powiedział nagle Szabraj, stając w pół kroku. – A co jeśli tamta kobieta, asteryjka…
– Mogła coś wiedzieć? Ha, nie wyglądała na taką, co futrem porasta. Wilkiem też się nie wydawała. Ale może jakbyśmy ją przycisnęli do ściany, to by jednak zdradziła cosik więcej? Co w jej ślicznej blond główce się kotłowało, kiedy przestrzegała przed piciem wody? Zawsze można przy okazji rozwiązać problem Wieszczkowego dziewictwa.
– Ostatni raz cię uprzedzam.
– Och, bo ty zaraz taki, kurwa, święty jesteś…
– Ostatni, jasne?
– Panie bracie – Pihowski ukłonił się i oddalił do swojego konia.
– Hej, wiara! – zawołał Zabrajski. – Nazad! Wracamy do naszej nadobnej asteryjki, bo zdaje się, że szczerość w Dziczy ostatnio staniała! Jazda wszyscy, hej!

VIII

WWWSerwiej Pietrejewicz, namiestnik chorągwi koncerników oddanych w służbie kniaziowi Selesynowiczowi, pierwszy łucznik ziemi Selesynowskiej, Pietrejewskiej i Osełskiej, umierał.
WWWGdyby tylko mógł, odczołgałby się na bok, byle dalej od tej przeklętej chatki. Gdyby tylko mógł, cofnąłby czas i nie okłamywałby kozaków Zabrajskiego. Gdyby tylko mógł, nie byłby dumny i poprosiłby o pomoc.
WWWNie mógł się odczołgać, okłamał i nie poprosił.
WWWCiężkie cielsko syberiera przygniotło go do ziemi. Ciepła krew z rozerwanego boku wierzchowca sączyła się gęsto, spływała po futrze stwora i zalewała usta asteryjczyka. Nie mógł nic jednak nic z tym zrobić. Pozostało mu tylko przeklinać siebie i swoją nieudolność.
WWWPrzeklinał więc. Nie mógł nawet sięgnąć po leżący w pobliżu zdobiony koncerz, który sam kniaź podarował mu na piętnaste urodziny z okazji wkroczenia w dorosłość.
WWWPolana rozbrzmiewała krzykami umierających asteryjczyków.
WWWDeszcz padał. Burza biła coraz mocniej.

IX

WWWHej, wiara! Bandolety w dłoń!
WWWJechali po kozacku. Stali w strzemionach i pochylali nisko, by możliwie ulżyć koniom. Te pędziły jak szalone; błoto z gościńca bryzgało na wszystkie strony, brudziło końskie podbrzusza i jeździeckie buty. Pędzili drogą jak wicher.
WWWKrzyki mordowanych słyszeli z daleka. Były straszne, wzbijały się nad szum deszczu i gniewne pomruki burzy. Kozacy wpadli na polanę z dzikim wrzaskiem, ale zaraz wrzask uciął się, gdy zobaczyli asteryjczyków.
WWWNie było asteryjczyków. Były porozrzucane po polanie truchła niedźwiedzich wierzchowców, pozbawione kończyn korpusy i długie wstęgi różowych wnętrzności. Padający deszcz zmywał ze ściany chatki krwawe smutki.
– Jasna Panienko… – westchnął głośno Pihowski. – Co tu się, kurwa, stało?
Szabraj puścił mimo uszu reakcję Wieszczka, który przychylił się w siodle i wymiotował teraz głośno, sam bowiem nie pamiętał, kiedy widział równie ohydny obraz rzeźni. Towarzystwo zamarło w niemym przerażeniu, skrobiąc tylko niepewnie kolby bandoletów i rozglądając się po okalającej polanie kniei, która nagle stała się jakby ciemniejsza i dużo bardziej złowroga.
– Szukajcie ocalałych – polecił Zabrajski, choć martwa cisza na polanie była bardzo wymowna. – Może uda nam się rzucić choć trochę światła na sprawę.
– Ja bym od razu wziął na spytki naszą zaprzyjaźnioną, acz niezwykle wstydliwą asteryjkę – powiedział Pihowski, czerwieniejąc na twarzy. – Zdawała mi się niezwykle dobrze poinformowana co do tej okolicy. Zadziwiająco wręcz.
– Weźmiemy na spytki, owszem – Zabrajski spiął konia. – Ale bez twojego udziału. Wieszczek, za mną. Reszta szuka żywych. I na Panienkę, nie rozdzielać się i nie wchodzić między drzewa.
Chłopak kiwnął głową i dołączył do wuja.
– Wuju…
– Co znowu?
– To co ich zabiło tych ludzi… Może wrócić?
– Może – Zabrajski pociągnął nosem i poprawił kołpak. – Może i pewnie wróci. Czymkolwiek by nie było to… Coś… to jest to myśliwym. Poluje, czeka na okazję i uderza, kiedy nikt się tego nie spodziewa. Zapach krwi musi budzić w nim jakiś amok. Pamiętasz ciało, które widziałeś wczoraj? Spójrz teraz wokół siebie. Jak myślisz, co się tutaj rozegrało?
– Ja…
– Hej, Szabraju! – zawołał nagle Pihowski. – Tutaj jeden jeszcze dycha! Znaczny ktoś!
– Sprawdź, czy nasza piękna przyjaciółka jest wciąż u siebie – powiedział Wieszczkowi Zabrajski, a sam zaraz w pośpiechu zawrócił konia i ruszył z kopyta w kierunku gromadzących się wokół Aleksandra kozaków.
WWWFaktycznie, jeden z koncerników wciąż oddychał, choć ledwo. Przygniatający go syberier miał rozerwany bok i poszarpaną szyję. Stwór cuchnął okrutnie mokrym futrem i wywleczonymi na zewnątrz trzewiami.
– Czekacie, aż sam zrzuci z siebie to bydlę? – spytał poirytowanym tonem Zabrajski. – Litości, ściągnijcie to z niego, to może wtedy usłyszymy coś więcej, jak tylko rzężenie.
– Skur… skurwysn… – wysapał uwolniony od syberiera asteryjczyk.
– Miałeś sporo szczęścia – powiedział sucho Szabraj, krzyżując ręce na piersi. – A w każdym razie dużo więcej, niż twoi kompani. Cokolwiek was zaatakowało, było wściekłe jak ryś i mocne jak niedźwiedź. Ciągle próbujemy doszukać się choćby jednego kompletnego ciała.
Wielkij Asterie
– Daj spokój Asterowi i posłuchaj mnie teraz uważnie – Szabraj uklęknął przy koncerniku. – Kim jesteś? Co was zaatakowało i dokąd poszło? Muszę to wiedzieć, jeżeli mamy dalej to ścigać. Albo bronić się, jeśli to coś dopadnie nas pierwsze.
– Względem pierwszego… Serwiej Pietrejewicz… Względem drugiego… Ach, przeklęty…
– Nazywaj mnie przeklętym, chędożonym, czy jak tam sobie chcesz, ale…
– Nie, posłuchaj – mówienie i oddychanie sprawiało Serwiejowi wyraźne trudności, a i tak nie mówił zbyt dobrze wspólnotowym. – Przeklęty… Ścigaliśmy przeklętego. Volstier… Tak je nazywamy…
– Wilkołak? – Zabrajski spojrzał po pozostałych, ale inni również mieli nietęgie miny. – A skąd niby tutaj miałby się wziąć wilkołak?
– Kurwa, teraz ci mam historię opowiadać? Jestem trochę zajęty umieraniem.
– Nie jęcz, nie umrzesz. Masz połamane nogi i, zdaje się, co najmniej kilka żeber. Ale od tego się nie umiera.
– Krew…
– Nie twoja. Wilkołak rozharatał kilka tętnic twojego futrzastego wierzchowca i przez to jesteś uwalany jak rzeźnik. Zabierzemy cię do Ostałówka i tam cię opatrzymy, a kościom pozwolimy się zrosnąć. Za miesiąc będziesz mógł wrócić do Selesynogradu, czy skąd was tam dzisiaj przywiało. Ale najpierw muszę pozbyć się tej bestii albo jakoś zabezpieczyć przed nią. Dlatego muszę wiedzieć więcej.
– Pytaj tej chędożonej suki, co się chowa w chacie – niemalże wypluł koncernik, zaskakując wszystkich nagle pięknym wspólnotowym. – To jej braciszek nas tak urządził.
– Co za znowu: „braciszek”? – wtrącił się Pihowski. – Chcesz powiedzieć że jeden asteryjczyk… Ach, cholera.
– Tak, jej brat to Volstier.
– Chyba sobie kpisz! U asteryjczków nie było likantropii od… Niech to, Szabraju, popraw mnie, ale chyba od dwustu lat?
– Może – Zabrajski podrapał się po nosie. – Może, ale teraz to bez znaczenia. Jeśli nasz nowy przyjaciel nie kłamie to znaczy, że mamy jeszcze mniej czasu, niż sądziliśmy. A to oznacza, że musimy się jak najszybciej organizować. Pihowski, zgaduję, że masz już jakiś fortel?
– Panie bracie, też pytanie. Tylko obawiam się, że nie wszystkim tu obecnym ten plan się spodoba.
– To znaczy?
– To znaczy – Pihowski nachylił się nad połamanym Serwiejem. – że nasz nowy przyjaciel jeszcze będzie musiał poleżeć sobie tutaj. Ot, dla niepoznaki.

IX

WWWWnętrze chaty było pogrążone w półmroku, a powietrze przesiąknięte wilgocią i ostrym zapachem ziół. Ususzone girlandy głogu i jemiół kołysały się na ledwie wyczuwalnym przeciągu; w kącie harcowały za jedzeniem polne myszy.
– Coś widać? – spytał cicho Szabraj.
Pihowski ostrożnie zbliżył się do oblepionego kroplami deszczu okienka i wyjrzał na zewnątrz. Po chwili pokręcił głową.
– Serwiej?
– Szamocze się, ale cicho jak trusia. Zakneblowanie go i skrępowanie było dobrym pomysłem.
WWWTowarzystwo kozackie siedziało po cichu, chowając się po kątach i z bandoletami wymierzonymi w drzwi. Tylko Wieszczek zdawał się jakiś niespokojny. Siedział koło skrępowanej kobiety i spoglądał na nią niepewnie, z wahaniem. Szabraj sądził, że te emocje są związane poniekąd z chustą, którą zatkali asteryjce usta, żeby ich nie wydała. To nie było rycerskie zachowanie, ale konieczne, kiedy kobieta zaczęła drzeć się w niebogłosy i złorzeczyć we wszystkich znanych jej językach. Wówczas kolektywnie uznali, że fantazja i rycerskość muszą ustąpić pragmatyczności.
WWWI siedzieli już tak pragmatycznie bardzo długo. Burza zdążyła przez ten czas stracić impet i teraz tylko deszcz siekł ostro w słomiany dach chatki. Ściany trzeszczały cicho na wietrze.
– Zaczynam dochodzić do wniosku, że… – zaczął Szabraj, ale w tym momencie Pihowski machnął energicznie dłonią.
– Jest!
– Co jest?
– No idzie przecież, trutniu jeden! Golusieńki jak go matka na świat wydała!
– Wilkołak?
– Nie, asteryjczyk… W sensie normalny, nie wilk. Z kuśką na wierzchu. Ha, czyli chłopskie opowieści o długich kutasach asteryjczyków były jednak przesadzone.
– Ale…
– Dobra, cicho, bo nas usłyszy!
WWWZamarli wszyscy w pełnym napięcia oczekiwaniu i spoglądali po sobie. Pihowski stłumił kichnięcie. Deszcz szumiał na zewnątrz.
– Wpuść mię! Wpuść mię, siostrzyczko! – usłyszeli nagle wołanie z zewnątrz.
Towarzystwo spojrzało na Szabraja. Zawahał się, ale kiwnął głową na znak, żeby otworzyć drzwi. Pihowski wziął głęboki oddech i pociągnął za klamkę.
– Nosił wilk razy kilka – powiedział do zaskoczonego asteryjczyka. – To ponieśli, kurwa, i wilka.
WWWI zanim nieznajomy zdążył zareagować, kozak wyprowadził szybki, wzmocniony skrętem bioder cios.

X

WWWNie możecie!
Asteryjczyk był chudy, żylasty i, w przeciwieństwie do swojej siostry, brzydki. Nierówna broda kryła nie kryła kartoflastego nosa. Lisie oczka łypały na nich, rzucając gromy.
– Nie możecie tego zrobić!
WWWStali na gościńcu, moknąc w deszczu. Droga zaczęła robić się błotnista, ale pniak postawiony przy starym buku mimo to stał prosto. Jeszcze. Asteryjczyk robił co mógł, żeby zachować równowagę, ale konopny sznur na szyi musiał mu w tym przeszkadzać.
– Oskarżam cię o zabójstwo ludzi i asteryjczyków – powiedział Zabrajski, krzyżując ramiona na piersi. – Jesteś banitą wśród swojego ludu, a kiedy napiłeś się z przeklętego źródła stałeś się także potworem. Z mojej woli i mocy jesteś także ścigany na ziemiach Kresji jako bestia. Serwiej Pietrejewicz, namiestnik chorągwi koncerników zdradził, że wyruszyli z tajną misją pojmania cię i stracenia. Twoją siostrę mieli zaś doprowadzić do świątyni i oddać Asterowi na usługę. Nie oddadzą z twojej winy.
– Kurwiskie picze! Jebał was pies! Jeśli ją dotkniecie…
– Nie – przerwał mu Szabraj, podnosząc głos. – Nikt nie dotknie twojej siostry, z której w swojej chuci uczyniłeś kurwę i omamiłeś. Światła Panienka brzydzi się grzechem kazirodztwa i gwałtu. Dość już dowiedzieliśmy się o tobie i twojej siostrze.
– Nie mów tak o niej!
– Kurwa – powiedział Zabrajski głośno i wyraźnie. – Kurwa i psia picza. Rozmyśliłem się. Zanim oddamy ją Asterowi, najpierw uczyni mojego bratanka mężczyzną.
WWWNagi asteryjczyk szarpnął się wściekle, zawył głośno, ale w straszny sposób, nieludzki. Wpadł w torsje; broda zgęstniała nagle, a włosy urosły. Ale w tym nagłym ataku stracił równowagę. Pieniek przewrócił się. Trzasnęły przerywane kręgi.
Wieszczek, któremu wcześniej kazano to wszystko oglądać z bliska, westchnął głośno.
Zanim asteryjczyk skończył się telepać, na konopnym sznurze wisiała istota na poły ludzka, na poły wilcza. Volstier. Wilkołak.
Przez chwilę towarzystwo milczało. W końcu Zabrajski odetchnął ciężko. Spojrzał na siostrzeńca.
– Nic nie powiesz?
– To był… – chłopak miał usta otwarte szeroko jak ryba wyszarpnięta nagle na brzeg. – To był…
– Wilkołak. Potwór. A to – Szabraj wskazał najpierw na konopny sznury, a potem na urynę ściekającą po nodze wisielca. – To jest, drogi bratanku sprawiedliwość. Zapamiętaj to dobrze.
WWWChłopak pokiwał głową powoli. Chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale po chwili rozmyślił się. Wskoczył na konia i udał się na tył towarzystwa. Pihowski spojrzał znacząco na Zabrajskiego, lecz ten pokręcił głową.
– Zostaw go – polecił Szabraj. – Sprawcie jakieś nosze dla tego całego koncernika. Jedzie z nami do Ostałówka. Poślij też po kobietę. Jeśli ma być rzeczywiście oddana na kapłankę tego ich całego Astera, to niech i tak będzie. Obchodzić się z nią delikatnie. Jeśli faktycznie ten drań tak namieszał jej w głowie…
Pihowski kiwnął ze zrozumieniem.
– Szabraju, powiedz mi tylko jedną rzecz, bo nie rozumiem jednego konceptu… Po co żeś tak strasznie naubliżał tej niewiaście?
– Chciałem go rozwścieczyć – Zabrajski poprawił kołpak. – Musiałem mieć pewność, że on… Rozumiesz.
– Rozumiem. W takim razie kobiety…
– Ani się ważcie.
– Kazać towarzystwu szykować się do drogi powrotnej?
– Natychmiast. Nie ma czasu do stracenia. Dzicz jest o tej porze roku wyjątkowo paskudnym miejscem do kozakowania.

XI

– I jak ci się widzi wuj, co, Wieszczku?
– Trochę mnie przeraża. Matka mówiła wprawdzie, że to groźny człowiek, ale…
– E, tam – Pihowski dorzucił drewna do ogniska. Ich sylwetki rzucały na ściany ruin zajazdu długie cienie. – Groźny jak groźny, ale uczciwy. Pić też potrafi, chociaż ostatnio zdarza mu się to wyjątkowo rzadko. Coś chyba wisi w powietrzu, bo wierz mi, żaden z niego ponurak, a struga się na takiego.
Kozactwo w drodze powrotnej obrało sobie na postój stary zajazd, który kiedyś był całkiem spory i który swego czasu gościł i ludzi i asteryjczków. Ale to było dawno temu.
– I on zawsze tak? Myślałem, że puści tego asteryjczyka albo chociaż pozwoli mu na próbę walki…
WWWSzabraj nie podsłuchiwał więcej. Stał na antresoli, tuż przy zbutwiałeś poręczy i odsunął się teraz cicho jak duch. Nic nie mówiąc podszedł do poszczerbionej ramy okna i wyjrzał na chłostaną strugami deszczu przestrzeń Dziczy. Przestwór traw ginął w mroku nocy.
Muszę to robić, pomyślał z rezygnacją, muszę, bo inaczej wszystkim nam przyjdzie zginąć. Ktoś musi wydawać rozkazy, ktoś musi być stanowczy, bo do reszty staniemy się swawolni i każdy sobie będzie panem. Bez silnej ręki ludzie staną się zbyt swobodni, a wówczas już tylko dni nas będą dzieliły od kompletnej zguby. I mi ten los paskudny przypadł w udziale i muszę mu podołać, bo inaczej i ja, i mój ród przepadniemy bez reszty.
WWWWestchnął ciężko, czując jak wzbiera w nim obrzydzenie.
Chciał wypuścić asteryjczyka. Jako człowiek. Ale nie mógł. Jako pan tej dzikiej okolicy.
Cóż mi po kozackiej rocie, pomyślał, cóż po chorągwi i szabli, jeśli ja sam nie mogę sobie być panem? Władza zaciska się na mojej szyi jak sznury konopny. I ja sam jestem nią przeklęty, może nawet bardziej, niż tamten nieszczęśnik…
Odsunął się od okna i poszedł poszukać za posłaniem.
WWWNiedługo potem burza targająca Dziczą uspokoiła się i ucichła. Ciemne chmury na horyzoncie poszarzały, przerzedziły się i wraz z rankiem przebiły się pierwsze od dawna promienie wschodzącego słońca.
Bo lubię pisać.

Przeklęty [fantasy]

2
Nie zauważyłam ostrzeżenia o wulgaryzmach.

To jedziemy.

Na początek duży plus za podział graficzny (nie wiem, co tu robią te WWW, ale chodzi mi o podział na krótkie scenki widoczny i w treści i w zapisie). Jasny, przejrzysty zapis.

Scenka I

Niezła, szybko zawiązujesz akcję, potrafisz zaciekawić.
Dialogi są troszkę generycznie sienkiewiczowsko-sarmacke, ale taka już chyba uroda gatunku.

Duży minus natomiast za wprowadzenie postaci. Po pierwsze, materializują się z niebytu. Najpierw mamy wrażenie, że Szabraj jest sam, potem spod ziemi wyrasta Młody, a na koniec między nich wciska się z innego wymiaru Pihowski.
Mam też wątpliwości co do Szabraja. Wydaje się spoko, wyluzowanym gościem, a Pihowski zarzuca mu posiadanie kija w zadku. To jaki w końcu jest ten bohater?

Kupkający koń tez niekoniecznie. Odbrązowanianie fantastyki i odejmowanie jej patosu fekaliami było świeżym pomysłem 20 lat temu.

Jakiej narodowości jest strażnik? Najpierw zdania nie umie sklecić po polsku i mówi z wyraźnym wschodnim akcentem, a potem nagle zaczyna sobie świetnie radzić.

Nie podoba mi się też to:
tumi1 pisze:
podkręcił w zamyśleniu bujnego, czarnego wąsa.
Podkręcić wąsa to utarta fraza. Kiedy w nią ingerujesz, to już nie stosujesz zaakceptowanej, stałej frazy, tylko po prostu budujesz zdanie od nowa, a wtedy jest niepoprawne. Podkręcamy - kogo? co? - jakiś wąs, nie jakiegoś wąsa, bo wąs nieożywiony jest przecież.

I to:
tumi1 pisze:
Widziałeś kiedyś zwłoki, bratanku?
Po pierwsze - bratanek ma stryja. Wuja ma siostrzeniec.

Niepotrzebna, nienaturalna eskpozycja. Wystarczyłoby “stryju”, bo zwrócenie się do starszego członka rodziny w ten sposób jest naturalną oznaką szacunku i nie gryzie. W drugą stronę to tak nie działa.

tumi1 pisze:
i cofnął się do tyłu.
No weź.
tumi1 pisze:

– Spójrz na ciało i powiedz mi co widzisz.
– On, kurwa, nie żyje…
Szabraj zamachnął się i zdzielił chłopaka na odlew. Wieszczek czknął jeszcze raz, ale tym razem obyło się bez dalszych sensacji.
– Oczywiście, że nie żyje. To trafne spostrzeżenie, chłopcze. Sądzisz, że szarpane rany i rozerwana tętnica szyjna mogły mieć z tym jakiś związek?
Nieśmieszne to jest.
tumi1 pisze:


– Szyja… Rozszarpana. Ślady kłów na całym ciele, prawa ręka w gorszym stanie, brakuje dłoni. Brzuch rozerwany, wnętrzności wywleczone na wierzch. Poniżej pasa brakuje jednej nogi, druga częściowo objedzona. 
– Wnioski?
– Cokolwiek go zaatakowało, było wściekłe albo w amoku. Gryzło żeby gryźć, nie atakowało konkretnych części ciała. Ślady po kłach i rozstaw przypominają wilcze, ale…
Moje wnioski są inne. Zwyczajny atak - zwierzę rzuciło się do szyi, człowiek bronił się przedramionami, dlatego ma pokąsane ręce. Gdy drapieżnik zagryzł ofiarę, zabrał się do jedzenia, dlatego ofiara jest objedzona.
Nie wiem, jak zwłoki wyglądały w Twojej wyobraźni, ale z opisu wynika, że to nic szczególnego, a Młody jest fatalnym koronerem.
Zastanowiłabym się też, kiedy pojawiła się nazwa “tętnica szyjna”. Niby fantasy, ale w oczywisty sposób celujesz w pewną epokę z naszego świata, a zatem wypada operować pojęciami, które wtedy były znane. Rzecz do sprawdzenia.

A swoją drogą mieszanie procedurala z sarmackim fantasy? Tego jeszcze nie widziałam, chociaż przyznaję, że nie zaczytuję się w gatunku po uszy.
tumi1 pisze:


– Coś jeszcze?
Chłopak zawahał się, ale pokręcił głową. Słusznie: ciało było w tak koszmarnym stanie, że właściwie brakowało kilku kolejnych trafień,
Trafień czym? Teraz się okazuje, że wilk do ofiary strzelał?
tumi1 pisze:


III

Wschodnia część Ostałówka leżała zaraz przy rozwidleniu Zimnicy; za Zimnicą zaś rozciągały się pola i łąki tak szerokie, a tak puste zarazem, iż rzekłbyś że to koniec cywilizacji i tutejsza ziemia tylko czeka pierwszych osadników. Byłoby to jednak mylne wrażenie, ile bowiem konwojów czy karawan poginęło w tym przestworze traw, tego by nikt nie policzył.
Pierwsza myśl - co mają karawany do osadników? Niech będzie, że rozumowanie wygląda tak:
Myślisz, że to gościnna kraina, w której dobrze byłoby zamieszkać, ale jednak nie, bo grasują zbójnicy. Tylko, że stwierdzenia “czeka tylko na osadników” a potem “to mylne wrażenie, bo grasują zbójnicy” nie do końca tworzą taką właśnie opozycję.
tumi1 pisze:


Sama Dzicz nie była zresztą całkiem pusta: jej stepy przecinały rzeki, rzeczki i niezliczone ilości strumieni, które zaczynały się i ginęły wśród wysokich traw.
Nie rozumiem Twojej definicji pustości krainy. Najpierw odnosiłam wrażenie, że skupiasz się na niezamieszkałości, a potem nagle okazuje się, że obecność stumienia już wystarczy, by pustkowie nie było pustkowiem.
tumi1 pisze:


Ten szczupak, którym nas wczoraj podjęli był niezły, ale śmierdział i smakował mułem. 
Czyli nie był niezły.
tumi1 pisze:


Z Ostałówka wyjechali wczesnym rankiem. Mimo paskudnej pogody i panującej we wsi grozy, chłopki wyglądały ciekawie na kolorową czeredę kozacką jaką w gruncie rzeczy byli.
Kto wyglądały, skoro chłopki byli?
tumi1 pisze:


Towarzystwo nosiło się po wschodniemu, ale i rozmaicie; jedni mieli bechtery, inni tylko pikowane żupany. Sam Samuel Zabrajski, dawno temu przezwany przez przyjaciół Szabrajem, upodobał sobie taki właśnie żupan, do którego nosił kołpak z pysznym orlim piórem i baczmagi. Przy pasie pobrzękiwała szabla, przy łęku – rohatyna i bandolet. Koniki zaś których dosiadali były popielate, dzięki czemu łatwiej gubiły pościg w stepie, ale silne i nad wyraz zwinne. 
Rzucasz nazwami części stroju i uzbrojenia - nie wypowiadam się, nie moje stulecie, ale ogólnie sprawiasz wrażenie, że chcesz popisać się wiedzą. I nagle wyskakujesz z popielatym koniem. Już poświęć te 2 minuty na zapoznanie się z nazwami końskich maści, skoro i tak celujesz w czytelnika siedzącego w tych klimatach i rozumiejącego pojęcia opisujące Twoje reala.
tumi1 pisze:


– Narzekam, nie narzekam, ale sam przyznasz, że równie lichej ryby dawno nie jadłeś. 
– A i owszem, jadłem. Nawet w Zabrajsku mamy czasem gorsze.
– Przyjedź kiedyś wreszcie do Pihowic to zjesz jesiotra wielkiego jak twój koń. A jak wypijesz miodu z miejscowej barci
Polemizowałabym, czy pochodzenie miodu pitnego z jakiejś konkretnej barci ma znaczenie. Od miodu do miodu pitnego droga daleka. Ważniejsza chyba jest miodosytnia.
tumi1 pisze:


– Ej! Coś ty, bracie, taki ponury? Sztywnyś jakby ci kto kijek w zadek wsadził.
Drugi raz ten sam żart.
tumi1 pisze:

*
Wcześniej, gdy dotarli na bród Zimnicy, spotkali akurat dwóch wędkarzy. Wędkarze mocowali się ze spasionym sumem i darli się jeden przez drugiego. I pewnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie kozacy Zabrajskiego. Chłopi zamarli na widok konnych pokonujących bród. Spasiony sum wykorzystał to, szarpnął się i zniknął w rzece z głośnym pluskiem.
Raz - wędkarzy wędkarze.
Dwa - sum w brodzie? Też się zastanawiam. To spore bydlaki, lubią zakamarki i głębiny, a bród to bród.

tumi1 pisze:

Prędzej Wieszczek kurwę uwiedzie,
Co w Twoim świecie oznacza to słowo? Wcześniej wuj/stryj miał sprawić bratankowi taką towarzyszkę, a zatem jak mniemam mianem tym określasz prostytutki. Teraz Młody ma jakąś uwodzić? Prostytutek się nie uwodzi. Zdecyduj się.
tumi1 pisze:

– Ach, dajże skończyć! No więc zdążyłem dojrzeć kobietę. Miała jasne włosy, sięgające prawie tyłka i zaplecione w warkocz.
Na chwilę zapadła cisza, mącona tylko szumem padającego deszczu i wiatru. Gdzieś w oddali przetoczył się niski pomruk grzmotu, świadczący o nieubłaganie zbliżającej się burzy.
– Ten warkocz… – Szabraj zawahał się. – Jesteś pewny?
Wieśniaczki po zamążpójściu zwyczajowo ścinały włosy i zakrywały chustą, którą zdejmowały tylko dla męża. Zabrajski uważał ten zwyczaj za bezsensowny i okrutny dla kobiecej urody, barbarzyński wręcz, ale był rozpowszechniony od dawna w tych okolicach i zakorzeniony chyba na dobre. Na zapuszczenie długich włosów, a już zwłaszcza takich, by można je zapleść w warkocz pozwalały sobie tylko kapłanki Panienki i asteryjskie kobiety.
Fajnie, ale skąd Szabraj wiedział, że to nie była po prostu panna? Jeśli była za stara na stan wolny, to wypadałoby o tym poinformować czytelnika.

A może chodzi ci o jakieś alternatywne znaczenie słowa “kobieta” (że niby panna kobietą nie jest)? Jeśli tak, to powinien był prędzej powiedzieć “białogłowa”, bo akurat alternatywnej “kobiecie” znaczeniowo już bliżej do tej Twojej k*rwy.
tumi1 pisze:

Problemy w tym, że kult Panienki był mało rozpowszechniony w tych okolicach, a asteryjczyków nie powinno tutaj być. W każdym razie nie tak blisko ludzkich osad. Nie w tych czasach.
Tamtych i tam.
tumi1 pisze:

– Jestem Samuel Zabrajski, herbu pustułka, rotmistrz jazdy kozackiej Jaśnie Oświeconego księcia Bartosza Kaniowskiego! Otwórz, nic ci od nas nie grozi!
W tym przypadku Pustułka z wielkiej.
tumi1 pisze:

– Pani – kontynuował.
Tak się zwraca do wieśniaczki?
tumi1 pisze:

Kobieta, która wyszła na zewnątrz, ubrana była raczej skromnie. Miała na sobie prostą suknię, na stopach ubłocone buty, a na głowie chustę pod którą zebrała włosy. Zgromadziła, trzeba dodać w pośpiechu i nieumiejętnie, przez co kilka jasnych kosmyków opadało na czoło. Ciemnozielone oczy lśniły jak dwa szmaragdy.
Była piękna w nieludzki sposób. Asteryjski. Spod płowych włosów wystawały drobne, zadarte uszy. 
Jako kobieta, która nie raz w pośpiechu zbierała włosy pod różnego rodzaju chusty, czepce, bandany i zawicia powiem Ci, że tak się nie da, a na pewno nie przypadkiem. Możesz wyciągnąć uszy, ale musisz to zrobić specjalnie i nieźle się nagimnastykować, a poza tym to po prostu boli.
tumi1 pisze:

– Rycjere… – zawahała się, po czym przeszła na wspólnotowy. – Jeśli pojedziecie dalej, natkniecie się na leśne sadzawki. Pod żadnym pozorem nie czerpcie z nich wody. Pod żadnym, rozumiecie?
Przyznaj się, napisałeś to po polsku, bo nie miałeś pojęcia, jak to napisać po “asteryjsku”, prawda? Nie widzę innego powodu, by kobitka miała w tym momencie zmieniać język. Jeśli bała się, że nie zostanie zrozumiana, to powinna była przejsć na wspólnotowy dużo wcześniej.
tumi1 pisze:

V
Ten twój wuj to jak był mały chłopcem to, rozumiesz, kij mu w zadek… I on taki już sztywny od tamtego czasu.
Jezus Maria, daj już spokój tej fiksacji analnej Pihowskiego. Chyba, że chcesz czytelnika doszczętnie do gościa zrazić, ale wtedy daj znać (np. Poprzez reakcję pozostałych postaci), że wiesz, że to suchary i że czytelnik ma gardzić poczuciem humoru Pihowskiego, a nie Twoim.
tumi1 pisze:

zabawa ogniem zaczyna się na kalibrze nie mniejszym, niż półkolubryna. 
-koluMbryna.
Warto też się zastanowić, kiedy pojawia się pojęcie kalibru. W angielskim wcześniej, ale w Polsce?
tumi1 pisze:

pozakrywało całą posiadaną broń palną, żeby nie zamoczyć prochu. 
Czemu proch był w broni?
tumi1 pisze:

troczony pod kolanem osobliwie długi miecz
?

No dobrze.Jak mówię - nie znam się na realiach epoki, ale może coś takiego istniało, ale w takim razie potrzebuję więcej opisu, uzasadniającego taki sposób zapięcia broni, bo na razie to sugeruje, że goście celowo odbierali sobie możliwość poruszania nogą.
tumi1 pisze:

– Dużo was, jak na zwykle polowanie –
Odnosiłam do tej pory wrażenie, że tam była garstka ludzi, skoro mieli załatwiać sprawy pokojowo. Garstka ludzi to nie “dużo jak na polowanie”
tumi1 pisze:

, dlatego nie mogę powiedzieć więcej o szczegółach naszej misji.
Znów nie ten język.
tumi1 pisze:

VII
tak właśnie mi coś nie grało w tej całej historii.
Język.
tumi1 pisze:

– Weź coś wyduś z siebie do stu diabłów! A nie cieszysz się jak młody chłopak, który odkrył że machając kuśką w czasie sikania może ze szczyn pętelki robić. 
O Chryste... Raz - stylizacja też kuleje, a dwa. Ugh. Suchar kalibru pókolumbryny.
tumi1 pisze:

I nagle to usłyszał, choć było to bardzo dziwne doświadczenie. Nie od razu też go doświadczył; dopiero po chwili nasłuchiwania usłyszał, jak od płynącego strumienia dobiega cichy głos.
Usłyszał nasłuchiwania usłyszał.
Doświadczenie doświadczył.
Poza tym - co jest dziwnego w tym, że się coś słyszy?
tumi1 pisze:


Kto upijet maja vodu stanet volkojem… Kto upijet maja vodu stanet volkojem.
– Szabraju – powiedział Pihowski, podciągając co szybciej hajdawery. – Ostatni raz raczyłem się szczupakiem od twoich ludzi. Właśnie usłyszałem jak woda gada do mnie po asteryjsku.
A, OK. Rozumiem, że nie chciałeś się zdradzać wcześnej i zachować element zaskoczenia, by sprzedać niespodziankę w dialogu, ale w takim razie to całe doświadczanie doświadczenia jest do przeformułowania, bo na razie naprawdę to sugeruje, że facet się dziwił, że w ogóle coś słyszy.
tumi1 pisze:

Wieszczkowego dziewictwa
Niewinności, czystości. W polskim dziewicą określamy tylko niedoświadczoną seksualnie kobietę. Mężczyzna jest prawiczkiem.
tumi1 pisze:

Hej, wiara! Bandolety w dłoń!
Jechali po kozacku. Stali w strzemionach i pochylali nisko, by możliwie ulżyć koniom.
Nie “po kozacku”, tylko tak się po prostu galopuje.
tumi1 pisze:
Towarzystwo zamarło w niemym przerażeniu, skrobiąc tylko niepewnie kolby bandoletów
Słyszeli krzyki umierających. Byli blisko, przygalopowali. Zatem masakra dokonała się dosłownie chwilę wcześniej. To, co zmasakrowało asteryjczyków jeszcze tam jest. Stać jak kołek i skrobać kolbę? Rozsądna reakcja.
tumi1 pisze:

Czymkolwiek by nie było to… Coś… to jest to myśliwym. Poluje, czeka na okazję i uderza, kiedy nikt się tego nie spodziewa. Zapach krwi musi budzić w nim jakiś amok.
Nie.
Polujesz = zabierasz ofiarę ze sobą albo zjadasz na miejscu.
Wniosek o amoku wywołanym zapachem krwi Szabraj wyciągnął sobie z miejsca, w którym zazwyczaj trzyma kijek.
tumi1 pisze:

– Względem pierwszego… Serwiej Pietrejewicz… Względem drugiego… Ach, przeklęty…
(...)

– Kurwa, teraz ci mam historię opowiadać? Jestem trochę zajęty umieraniem.
Tumblerowy żarcik. Nie ta estetyka.
tumi1 pisze:
 

Wnętrze chaty było pogrążone w półmroku, a powietrze przesiąknięte wilgocią i ostrym zapachem ziół. Ususzone girlandy głogu i jemiół
Ile gatunków jemioły występuje w naszej strefie klimatycznej i ilu gatunków używa się w ziołolecznictwie/czarach?
tumi1 pisze:

Z kuśką na wierzchu. Ha, czyli chłopskie opowieści o długich kutasach asteryjczyków były jednak przesadzone.
Znów szwankuje stylizacja, zresztą w kilku miejscach wcześniej też.
Jest jednak jeszcze coś: żarty zazwyczaj są zabawniejsze, jeśli się ich nie sprzedaje od razu kawa na ławę. Daj czytelnikowi się zastanowić, wpaść na sens żartu i roześmiać. Teraz wyszedł Ci człowiek-beton. Spokojnie wystarczyłoby “Ha! Czyli jednak chłopy przesadzały”, a szczerze mówiąc jeszcze lepiej byłoby “świeta Panienko, jednak prawdę mówili!”
tumi1 pisze:

– Nosił wilk razy kilka – powiedział do zaskoczonego asteryjczyka. – To ponieśli, kurwa, i wilka.
Jaki poziom realizmu chcesz zachować w swoim tekście? Mam wrażenie, że nie możesz się zdecydować na konwencję. Czy to ma być gagowa komedia? Jeśli tak, to trzeba nieco odpoważnić kilka innych scen. Jeśli nie - ma być z humorem, ale wiarygodnie - to trzeba się pozbyć takich scenek. Dowcipkujący astyryjczyk, teraz tekst Jamesa Bonda ostrzegający przeciwnika przed “ciosem z zaskoczenia”... Nie. Coś trzeba wybrać. Albo chcesz, żeby czytelnik Ci wierzył, albo nie. Nie mówię, że takie teksty są złe, ale wtedy serwujesz mu fajny, zabawny, fabularnie spójny tekst nie oparty na założeniu, że opisywane wydarzenia mają być sensowne i trzymasz się tej slapstickowej konwencji.
tumi1 pisze:

Asteryjczyk był chudy, żylasty i, w przeciwieństwie do swojej siostry, brzydki. Nierówna broda kryła nie kryła kartoflastego nosa.
Wynika z tego, jakbyś uważał, że brzydki jest ten, kto nie ma brody na nosie. Co kto lubi, ale wiesz...
tumi1 pisze:

Pieniek przewrócił się. Trzasnęły przerywane kręgi.
Jak wysoki był ten pieniek? I tak w ogóle skąd oni wzięli pieniek na drodze? Wbrew pozorom pozyskanie równego, stojącego o własnych siłach pieńka na środku niczego to nie takie proste zadanie.
tumi1 pisze:

– Chciałem go rozwścieczyć – Zabrajski poprawił kołpak. – Musiałem mieć pewność, że on… Rozumiesz.
To jest niezłe.
tumi1 pisze:


Muszę to robić, pomyślał z rezygnacją, muszę, bo inaczej wszystkim nam przyjdzie zginąć. Ktoś musi wydawać rozkazy, ktoś musi być stanowczy, bo do reszty staniemy się swawolni i każdy sobie będzie panem. Bez silnej ręki ludzie staną się zbyt swobodni, a wówczas już tylko dni nas będą dzieliły od kompletnej zguby. I mi ten los paskudny przypadł w udziale i muszę mu podołać, bo inaczej i ja, i mój ród przepadniemy bez reszty.
Dobra rozkmina Szabraja, ale mam wrażenie, że mieszasz w niej dwa pojęcia. I tu pytanie - to Szabraj ich nie rozróżnia, czy Ty? Na tym etapie ciężko powiedzieć, czy to element budowania postaci poprzez pokazanie jej światopoglądu, czy Twoja dyskusja z czytelnikiem.

Innymi słowy gdzieś Ci/Szabrajowi dzwoni, ale nieoczywiste jest rozróżniene między wartością samej swobody a wartością jej konsekwencji. Z jednej strony Szabraj myśli “Muszę być stanowczy, bo bez tego zginiemy, a (w domyśle) to źle zginąć” i tu ma rację. Zaraz potem jednak myśli “Muszę być stanowczy, bo bez tego ludzie będą wolni, a (w domyśle) to źle być wolnym”. Potem dopowiada, że ze swobody bierze się niezdecydowanie i chaos i tu też może mieć rację, ale po pierwsze brakuje jeszcze konkretów, sytuacji, w której tak się może stać, a po drugie to przejście gdzieś ginie. Nie doprowadzasz rozumowania do końca, nie pozwalasz poznać, czy Szabraj naprawdę uważa, że wolność sama w sobie jest czymś niepożądanym, a przy pokazywaniu światopoglądu postaci i poddawaniu go czytelnikowi do oceny to dość kluczowa kwestia.

Ogólnie tekst czytało się dość lekko. Fabularnie, poza kilkoma bezsensami, jest naprawdę dobrze.

Mam jednak problem z realiami. Nie wprowadzasz żadnej własnej wartości do tego świata, żadnych własnych pomysłów. Opierasz się na ogólnym zarysie pewnego istniejącego w przeszłości świata - na jego realiach i na wierzeniach, które też zaczerpnąłeś z folkloru i właściwie pozostawiłeś bez zmian, no może poza dorobieniem co poniektórym spiczastych uszu. Mam wrażenie, że szyld “fantastyka’ wybierasz, by pod hasłem licentia poetica ukryć brak pewności co do własnej wiedzy przy oddaniu realiów, ale to nie tak. Kreowanie świata w fantasy to nie “nie jestem pewien, więc na wszelki wypadek powiem, że to mój własny świat”. Kreowanie świata to “mam pomysł, chcę pokazać coś nowego, mogę czerpać ze schematów i wzorców/stereotypów, ale dodaję coś od siebie, jakąś nową wartość”.

We wpowadzeniu zaznaczasz, że to jakiś poboczny wątek, a Twoje uniwersum będzie wyglądać nieco inaczej... Zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Dzień codzienny,technikę, obecność magii - to już pokazałeś i nie ma w tym niczego, czego nie można byłoby umieścić w tekście w lekko poplątanych realiach znanych z historii z domieszką realizmu magicznego. Tym, co pewnie chcesz wykreować od podstaw jest polityka. I teraz zastanawiam się, czy to naprawdę aż takie fascynujące. Czy nie zrezygnować z polityki, nie osadzić historii w naszym świecie, bo wszak najbardziej interesują poszczególni bohaterowie, ich losy i to, jak doświadczenia ich zmieniają. Ewentualnie stworzyć świat, ale faktycznie go stworzyć, a nie wziąć starą dobrą Rzplitą, pozmieniać jej granice, inaczej ponazywać ościenne państwa i powiedzieć “patrzcie, stworzyłem uniwersum”.

Przeklęty [fantasy]

3
MargotNoir pisze:. Duży minus natomiast za wprowadzenie postaci. Po pierwsze, materializują się z niebytu. Najpierw mamy wrażenie, że Szabraj jest sam, potem spod ziemi wyrasta Młody, a na koniec między nich wciska się z innego wymiaru Pihowski.
Mam też wątpliwości co do Szabraja. Wydaje się spoko, wyluzowanym gościem, a Pihowski zarzuca mu posiadanie kija w zadku. To jaki w końcu jest ten bohater?
Okej, czyli nad tym muszę jeszcze popracować. Dawno w krótkiej formie nie wprowadzałem tylu postaci naraz i zastanawiam się, czy ostatecznie tekst nie straciłby na wartości, gdybym jednak zmniejszył tą całą radosną gromadę.
MargotNoir pisze:.
Kupkający koń tez niekoniecznie. Odbrązowanianie fantastyki i odejmowanie jej patosu fekaliami było świeżym pomysłem 20 lat temu.
Ech, a tak mi się ten fragment podobał. Ale w sumie rozumiem argument.
MargotNoir pisze:.
Jakiej narodowości jest strażnik? Najpierw zdania nie umie sklecić po polsku i mówi z wyraźnym wschodnim akcentem, a potem nagle zaczyna sobie świetnie radzić.
To ja może odniosę się do szerszego kontekstu i zamknę tutaj moje wytłumaczenia językowe.

Generalnie założenie jest takie, że w całej okolicy Dziczy ludzi swobodnie mówią w obu językach i mieszają je. Takie było założenie, stąd też np. kobieta w lesie raz mówi w tym języku, raz w tym. Rozumiem, że to karkołomne rozwiązanie nie zostało trafnie wykonane albo w ogóle jest nie do przyjęcia?


MargotNoir pisze:.

A swoją drogą mieszanie procedurala z sarmackim fantasy? Tego jeszcze nie widziałam, chociaż przyznaję, że nie zaczytuję się w gatunku po uszy.
Wybacz, nie do końca rozumiem uwagę. To komplement, czy zarzut?

MargotNoir pisze:.
Rzucasz nazwami części stroju i uzbrojenia - nie wypowiadam się, nie moje stulecie, ale ogólnie sprawiasz wrażenie, że chcesz popisać się wiedzą. I nagle wyskakujesz z popielatym koniem. Już poświęć te 2 minuty na zapoznanie się z nazwami końskich maści, skoro i tak celujesz w czytelnika siedzącego w tych klimatach i rozumiejącego pojęcia opisujące Twoje reala.
Następnym razem poświęcę. Nie chodzi o popisanie się wiedzą, tylko w miarę obrazowy opis. Słowo "popisanie się" kojarzy mi się jakoś tak negatywnie. A co do popielatego konika to byłem przekonany, że to poprawne stwierdzenie :P

MargotNoir pisze:.
tumi1 pisze:

Prędzej Wieszczek kurwę uwiedzie,
Co w Twoim świecie oznacza to słowo? Wcześniej wuj/stryj miał sprawić bratankowi taką towarzyszkę, a zatem jak mniemam mianem tym określasz prostytutki. Teraz Młody ma jakąś uwodzić? Prostytutek się nie uwodzi. Zdecyduj się.
To był żart. Chodziło mniej więcej w stylu, że prostytutka, która normalnie bierze pieniądze za stosunek, tutaj oddałaby się z miłości. Zakładam, że wyszło topornie.


Wieszczkowego dziewictwa

[/quote]
MargotNoir pisze:.
tumi1 pisze:
Hej, wiara! Bandolety w dłoń!
Jechali po kozacku. Stali w strzemionach i pochylali nisko, by możliwie ulżyć koniom.
Nie “po kozacku”, tylko tak się po prostu galopuje.
Ten sposób jazdy zapoczątkowali lisowczycy, stąd mówiło się, że jeździ się po lisowsku. Potem dżokeje to przejęli. Chyba, że nie doczytałem czegoś.

MargotNoir pisze:. Nie.
Polujesz = zabierasz ofiarę ze sobą albo zjadasz na miejscu.
Wniosek o amoku wywołanym zapachem krwi Szabraj wyciągnął sobie z miejsca, w którym zazwyczaj trzyma kijek.
Poświęćmy chwilę dla tej uwagi :D Udało Ci się.
MargotNoir pisze:.
Ogólnie tekst czytało się dość lekko. Fabularnie, poza kilkoma bezsensami, jest naprawdę dobrze.

Mam jednak problem z realiami. Nie wprowadzasz żadnej własnej wartości do tego świata, żadnych własnych pomysłów. Opierasz się na ogólnym zarysie pewnego istniejącego w przeszłości świata - na jego realiach i na wierzeniach, które też zaczerpnąłeś z folkloru i właściwie pozostawiłeś bez zmian, no może poza dorobieniem co poniektórym spiczastych uszu. Mam wrażenie, że szyld “fantastyka’ wybierasz, by pod hasłem licentia poetica ukryć brak pewności co do własnej wiedzy przy oddaniu realiów, ale to nie tak. Kreowanie świata w fantasy to nie “nie jestem pewien, więc na wszelki wypadek powiem, że to mój własny świat”. Kreowanie świata to “mam pomysł, chcę pokazać coś nowego, mogę czerpać ze schematów i wzorców/stereotypów, ale dodaję coś od siebie, jakąś nową wartość”.

We wpowadzeniu zaznaczasz, że to jakiś poboczny wątek, a Twoje uniwersum będzie wyglądać nieco inaczej... Zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Dzień codzienny,technikę, obecność magii - to już pokazałeś i nie ma w tym niczego, czego nie można byłoby umieścić w tekście w lekko poplątanych realiach znanych z historii z domieszką realizmu magicznego. Tym, co pewnie chcesz wykreować od podstaw jest polityka. I teraz zastanawiam się, czy to naprawdę aż takie fascynujące. Czy nie zrezygnować z polityki, nie osadzić historii w naszym świecie, bo wszak najbardziej interesują poszczególni bohaterowie, ich losy i to, jak doświadczenia ich zmieniają. Ewentualnie stworzyć świat, ale faktycznie go stworzyć, a nie wziąć starą dobrą Rzplitą, pozmieniać jej granice, inaczej ponazywać ościenne państwa i powiedzieć “patrzcie, stworzyłem uniwersum”.
Po pierwsze: bardzo dziękuję Ci za przeczytanie tekstu i wnikliwą analizę. To dla mnie bardzo ważne zwłaszcza pod tym względem, że tak jak zaznaczyłem na początku, próbuję nowej formy (pomijając parę wcześniejszych prób) i na pewno wyciągnę wnioski (od tych popielatch i zadkowatych zaczynając).

Po drugie: rozumiem zarzut braku własnych wartości świata, jakichś realiów, ale zrzucam to na karb nieumiejętnego przedstawienia świata w krótkiej formie. Mówisz o licentia poetica, by ukryć brak pewności co do własnej wiedzy, ale uważam, że to nietrafiony zarzut. Rzeczywiście, w pewnej części świat nad którym pracuję jest wzorowany na RON. Kiedy piszę o wiosce (vide opis Ostałówka) to korzystam ze znakomitej monografii Urszuli Augustyniak, by wiedzieć jak takie wioski w takim okresie historycznym wyglądały. Kiedy piszę o jedzeni, etc. sprawdzam, co rzeczywiście mogli jeść w takich, a nie innych czasach.

Jednocześnie nie chciałem pisać powieści historycznej lub w historii osadzonej (tu już wybiegam w przyszłość), bo wybitnie nie pasuje mi do planowanej fabuły. Geopolityka, rasy, magia, rola wiary - za dużo tych rzeczy by mi po prostu nie pasowało. Co nie znaczy, że zacznę pisać tą powieść już teraz. Na razie skupię się na stworzeniu w miarę wiarygodnego świata, gdzie będę mógł tą fabułę osadzić. A przy okazji sprawdzę te popielate koniki :)

Dziękuję jeszcze raz. Wiem, które zarzuty z czego wynikają i nie wchodząc z nimi w polemikę daję znać, że po prostu je akceptuję (vide pieniek - faktycznie, głupotka). Fajnie, że chciało Ci się poświęcić na to tyle czasu.
Bo lubię pisać.

Przeklęty [fantasy]

4
tumi1 pisze: Wybacz, nie do końca rozumiem uwagę. To komplement, czy zarzut?
Komplement :)
tumi1 pisze: Generalnie założenie jest takie, że w całej okolicy Dziczy ludzi swobodnie mówią w obu językach i mieszają je. Takie było założenie, stąd też np. kobieta w lesie raz mówi w tym języku, raz w tym. Rozumiem, że to karkołomne rozwiązanie nie zostało trafnie wykonane albo w ogóle jest nie do przyjęcia?
Sam pomysł dobry, ale w realizacji potrzeba by chyba więcej konsekwencji, żeby faktycznie sprawić takie wrażenie. Na razie wygląda to trochę tak, że postaci zaczynają po białokraińsku a potem przechodzą na polski.
tumi1 pisze: To był żart. Chodziło mniej więcej w stylu, że prostytutka, która normalnie bierze pieniądze za stosunek, tutaj oddałaby się z miłości. Zakładam, że wyszło topornie.
A nawet poniewczasie o tym pomyślałam, ale wtedy powinno być, że prędzej Wieszczkowi da za darmo, niż coś tam.
tumi1 pisze: Ten sposób jazdy zapoczątkowali lisowczycy, stąd mówiło się, że jeździ się po lisowsku. Potem dżokeje to przejęli. Chyba, że nie doczytałem czegoś.
OK, jak wiesz, to wiesz. Może tym razem ja nie zabłysłam.
tumi1 pisze: Po drugie: rozumiem zarzut braku własnych wartości świata, jakichś realiów, ale zrzucam to na karb nieumiejętnego przedstawienia świata w krótkiej formie.
Możliwe. W takim razie tym chętniej sięgnę po jakieś kolejne wrzutki z tego samego projektu, jeśli planujesz je tutaj zamieścić. Powodzenia w pisaniu :)

Przeklęty [fantasy]

6
Interesująco się zapowiada. Język za bardzo nie przypadł mi do gustu - nie lubię takiego staropolskiego - ale sama historia jest ok. Krwawe żarty które nie podobały się Margot dla mnie są w porządku. Kwestia gustu chyba. Chętnie przeczytam więcej opowiadań z twojego uniwersum :)

Przeklęty [fantasy]

8
Sam się prosiłeś :P
Tytułem wstępu, uwag przedpiśców nie czytałem.
Najpierw drobiazgi:
tumi1 pisze: A tego dowiemy się tylko z oględzin.
jak dla mnie anachronizm
tumi1 pisze: wzmacnianych ciężkimi belami drzwi
Ta sama licha brama co przed chwilą? I jednak odrzwi, wrót, drzwi a brama to nie to samo.
tumi1 pisze: nieboszczka
Literówka.
tumi1 pisze: zważywszy jednak na ogólny stan zmarłego
To też dla mnie zbyt nowocześnie wybrzmiewa
tumi1 pisze: Wieszczek czknął głośna
!!!
tumi1 pisze: Poniżej pasa brakuje jednej nogi, druga częściowo objedzona.
Jeszczem nie słyszał o ludziach z nogami powyżej pasa. Chyba że się spadochron nie otworzy.
tumi1 pisze: Ze strachu porobił w hajdawery.
To chłop. Dałbym "portki", nawet jeśli miały krój hajdawerów.
tumi1 pisze: – Chcesz powiedzieć, że…
– Jego biedne serce nie podołało grozie, którą dojrzał w polu i Panienka zdecydowała zabrać go do siebie.
A to bym bez żalu wywalił.
tumi1 pisze: był niezły, ale śmierdział i smakował mułem.
albo-albo
tumi1 pisze: chłopki wyglądały ciekawie na kolorową czeredę kozacką jaką w gruncie rzeczy byli.
1) out, łopata. 2) w I fragmencie odniosłem wrażenie że byli samotrzeć, brak wzmianki o przydupasach.
tumi1 pisze: były popielate, dzięki czemu łatwiej gubiły pościg w stepie,
Ale dopiero jak zrzuciły siodło i ubranego pstrokato, na wschodnią modłę jeźdźca. No i w koniarskim żargonie nie ma takiej maści jak popielata. Jest myszata.
tumi1 pisze: przeplatane najróżniejszymi krzewami i krzakami
dla mnie to to samo
tumi1 pisze: Na zapuszczenie długich włosów, a już zwłaszcza takich, by można je zapleść w warkocz pozwalały sobie tylko kapłanki Panienki i asteryjskie kobiety.
W podstawówce w wieku 8 lat miałem w klasie co najmniej 4 koleżanki z warkoczami do pasa.
tumi1 pisze: Powieszone u łęków rohatyny pobrzękiwały cicho
Łęk to przednia i tylna krawędź siodła. Jeżeli rohatyna wisi u łęku to wisi w poprzek i zapewne minął ich niejeden motocyklista bez głowy.
tumi1 pisze: – Prjecz, rycjer! My haraszy elfy!
OK, a tu wychodzi ważne pytanie o uniwersum. Czy samo "jezdę elfę!" wystarczy żeby (w głuszy, nie w mieście) zrobić wrażenie na zbrojnej czeredzie? Czy wywoła efekt "oqrva, elf, odstąpmy"?
tumi1 pisze: Spod płowych włosów wystawały drobne, zadarte uszy.
"na głowie miała chustę"
tumi1 pisze: Chwilę później na polanie rozległ się głuchy dźwięk zasuwanego rygla.
- Panienko... ma rygiel... - Pihowski przeżegnał się trzykrotnie, splunął na psa urok i zabobonnie wysikał przez lewe ramię.
A na poważnie (ciąg dalszy pytanie o uniwersum) - jedna elfka vs zbrojna czereda i wystarczy zwykłe "nie gadam z wami" i rzeczona zbrojna czereda grzecznie odjeżdża? W tej scenie mam gruby dysonans.
tumi1 pisze: A kobiet to już w ogóle nie zrozumiesz, a w szczególności tych asterskich. Nogi rozkładają chętniej jak nasze, ale cóż, taka wiara. I natura, psia mać.
1) właśnie mówi o asteryjkach 2) to tez się rozjeżdża z poprzednią sceną.
tumi1 pisze: Tymczasem na zalewanym strugami deszczu gościńcu zebrało się blisko trzydziestu asteryjczyków, a każdy z nich miał troczony pod kolanem osobliwie długi miecz i dosiadał nie mniej osobliwego wierzchowca.
Wchodzicie do karczmy i widzicie trzydziestu najemników. Każdy ma kolczugę, długi miecz i siedzi przy osobnym stoliku.
A opis bardziej sugeruje wielkie psy niż małe misie (przypominam że to i to psowate).
tumi1 pisze:Ktoś mógłby pomyśleć, stepnyj lisie, że znowu kozakujecie w naszych okolicach (...)
– Nie masz wyjścia. Sam zresztą jeszcze nie powiedziałeś, co was tak goni w nasze okolice?
To w końcu kto w czyje?
tumi1 pisze: Prosimy o zaufanie, jakim i my was darzymy.
Heee heeee heeeee
tumi1 pisze: Gdyby tylko mógł, odczołgałby się na bok, byle dalej od tej przeklętej chatki. Gdyby tylko mógł, cofnąłby czas i nie okłamywałby kozaków Zabrajskiego. Gdyby tylko mógł, nie byłby dumny i poprosiłby o pomoc.
bybybybybyBY!
tumi1 pisze: równie ohydny obraz rzeźni
rzezi
tumi1 pisze: – Kurwa, teraz ci mam historię opowiadać? Jestem trochę zajęty umieraniem.
Tu żeś trochę przeheheszkował. To by wybrzmiało w ustach kogoś z migreną albo katarem kiszek.
tumi1 pisze: Chyba sobie kpisz! U asteryjczków nie było likantropii od… Niech to, Szabraju, popraw mnie, ale chyba od dwustu lat?
Albo mają internet, albo żyją po 300 lat, albo w tym zdaniu brakuje kilku "chyba, podobno, mawiają że"
tumi1 pisze: Siedział koło skrępowanej kobiety
Yyyy chcesz powiedzieć że cały ten czas siedziała w chacie, filowała na scenkę przez okno i nie uciekła komórką/kominem/piwnicą?
tumi1 pisze: To nie było rycerskie zachowanie, ale konieczne, kiedy kobieta zaczęła drzeć się w niebogłosy i złorzeczyć we wszystkich znanych jej językach. Wówczas kolektywnie uznali, że fantazja i rycerskość muszą ustąpić pragmatyczności.
Out. Po prostu out.
tumi1 pisze: Pieniek przewrócił się. Trzasnęły przerywane kręgi.
Nope. Przy takim wieszaniu nie złamie się kręgów.
tumi1 pisze: Szabraj nie podsłuchiwał więcej. Stał na antresoli, tuż przy zbutwiałeś poręczy
Ten zajazd to te same zgliszcza co poprzednio mijali? Ma jaja, nie powiem.
tumi1 pisze: Chciał wypuścić asteryjczyka. Jako człowiek. Ale nie mógł. Jako pan tej dzikiej okolicy.
Wilkołaka? Absolutnie nie rozumiem tego zdania.

Podsumowawszy
Świat (i maniera też) - sienkiewiczysz pan strasznie. Co niekoniecznie jest wadą ale jak dla mnie uniwersum jest, sorry, chamską kalką klimatu Dzikich Pól gdzie wrzucono dodatkowo Asteryjczyko-elfy.
Zarys ogólny - coś w tym jest. Ale to coś jest strasznie nierówne, najpierw jedna baba (bez kociuby) pogania sotnię kozaków, potem End Boss rozwala trzydziestu koncerzystów, potem tenże sam End Boss okazuje się kluską kładzioną jedną fangą. Przez chwilę pomyślałem że te Asterelfy to pixie, 60cm wzrostu i jadą na kotach.
Kiksy - no są, są.
Proszę bardzo :)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Przeklęty [fantasy]

10
Pozbyć się "z niego"? To taka forma istnieje?
Nie spotkałem się też dotąd z rzeczownikiem mołodojec.
Gdzie i czemu odesłał chłopca? Tam, przy tej bramie stojąc. Poza tym ta brama wcale taka "licha" jednak nie była.
Zawsze mnie zastanawia, czemu ludzie ukochali sobie tak dalece formę "tą", że zawsze ją postawią w miejsce "tę", no kurde zawsze :D
tumi1 pisze:czknął głośna

Chyba spójnik się zgubił. Albo literówka.
tumi1 pisze:Koniki zaś których dosiadali były popielate, dzięki czemu łatwiej gubiły pościg w stepie, ale silne i nad wyraz zwinne.

"Ale" powoduje pewien mętlik, bo czytelnik, zaskoczony, nie wie czemu przeciwstawiało się owo "ale", no to i czyta powtórnie. To, że były popielate, jeszcze nie znaczy, że nie mogły być silne. Po mojemu to połknąłeś jakieś słowo, może "ale do tego/przede wszystkim..." No nie? Ewentualnie wyciąć "ale".
tumi1 pisze:przybyć w większej

literówka

Jestem przy chacie i kobiecie w warkoczu. Przyznam, że wszyscy mi się mylą. Nie wiem, kiedy mówił Szabraj a kiedy ten drugi, i czy to było ich trzech, czy dwóch (nie licząc reszty). Nie wiem, czy był z nimi chłopak, co był poprzednio i który to jest. Jakoś mi to wszystko umykało. Może to moja wina, a może postacie mało wyraźne. Dla przykładu u jednego wyczuwam takiego lekkiego ducha, a drugi jest sztywniejszy, poważniejszy, ale zauważyłem, że nie ma z tym reguły. I jeden i drugi zdążył powiedzieć, że tamten ma drążek w dupie. Ewentualnie znowu mi się pokiełbasiło i to był jeden i ten sam. A skoro już o powtórzeniach, to "jak powiedział, tak zrobił" jest dotąd już dwukrotnie użyte, a marna to konstrukcja moim zdaniem.
tumi1 pisze:Zgromadziła, trzeba dodać w pośpiechu i nieumiejętnie, przez co kilka jasnych kosmyków opadało na czoło.
tu też coś w pośpiechu i nieumiejętnie poszło :P Zgromadziła... włosy, tak? Te z poprzedniego zdania, tak? Tam już stało "zebrała". Milej czytałoby się więc, gdyby dalej był chociażby myślnik, zamiast kropki, i dopiero wtedy "trzeba dodać..." a i wówczas nie tak, jak napisałeś, bo czyta się z rozpędu "dodać w pośpiechu i nieumiejętnie" a przecież ten pośpiech tyczył się zebrania włosów, nie potrzeby dodania. Wyjściem byłoby więc przykładowo:
'Miała na sobie prostą suknię, na stopach ubłocone buty, a na głowie chustę pod którą zebrała włosy - a trzeba dodać, że w pośpiechu i nieumiejętnie, bowiem kilka jasnych kosmyków opadało na czoło.' - chociaż imho to wszystko i tak jest za długie.
To wyjście kobiety mi się średnio podobało. Mówię o samym wyjściu. Nie chciała wyjść - rozumiem ją doskonale, ba, przepędzała ich przecież. Wyszła - nie kumam, czemu. Mogła przez te drzwi bez problemu przekazać, co przekazała. Ale no widocznie chciała wymienić spojrzenia z Zabrajskim. Tak?

No dobra, są asteryjczycy. Troczą długie miecze pod kolanem? Kurde... Finezja niemała, to przyznam. Ale to co oni, ręce mają po kolana?? Praktyka taka jest po prostu okrutnie głupia, nawet w siodle. Chyba, że napisać, iż troczą do siodła, pod kolanem (żaden ze mnie jeździec, ale nie widzi mi się trzymanie czegokolwiek pod kolanem). Te ich bestie za to niechybnie płoszyłyby konie, tymczasem tutaj nic z tych rzeczy, nawet Szabraj sobie podjechał bliżej.

Czepnąłbym się do tego, że pada, leje (no burza w końcu) a oni sobie wierzchem hasają, jakby to nic takiego. Nie wiem, czy kozacy mieli takie zwyczaje, uczciwie powiem, że nie słyszałem takich rzeczy. Ale to jest zwyczajnie niemądre. Ludzie, konie, sprzęt, wszystko przemoknie, a to nie jest rzecz bezproblemowa. Z całym szacunkiem, ale głupi tylko by nie przeczekał burzy. Czy oni byli głupi?
tumi1 pisze: I nagle to usłyszał, choć było to bardzo dziwne doświadczenie. Nie od razu też go doświadczył; dopiero po chwili nasłuchiwania usłyszał, jak od płynącego strumienia dobiega cichy głos.
Niepotrzebnie się powtarzasz (zobacz: usłyszał, nasłuchiwał, doświadczenie, doświadczył, płynący strumień - wszak wiemy, że płynął) trzeba było napisać, że nie od razu, dopiero po chwili usłyszał i tyle. Jasne, że czasem warto polać wody i w ogóle pokusić się o retardację, jak to się bodaj fachowo zwie, ale wątpię, czy ci to tutaj wyszło.
tumi1 pisze: Cholera, a ja sikałem do tej sadzawki i cieszyłem się, że w listki trafiam…
:D Fajne toto.
tumi1 pisze: – Aleksandrze – powiedział nagle Szabraj, stając w pół kroku. – A co jeśli tamta kobieta, asteryjka…
– Mogła coś wiedzieć? Ha, nie wyglądała na taką, co futrem porasta. Wilkiem też się nie wydawała.
Po pierwsze, ogromnie oni bystrzy, słowo daję. Pomijam już, że z początku to tak zostawili - tzn. wtedy, gdy ta kobieta im to powiedziała. Dobijał się, dobijał, zrezygnował, wsiadł na koń, to ta wyszła, powiedziała co chciała, wróciła, a on już z konia nie zlazł, ot, słowa nawet na jej przestrogę nie miał. I tyle, koniec sceny. Cudownie!
Tak trochę głupio się czyta, że jeden z bohaterów jest taki półgłówkowaty. Wolałbym, żeby po ludzku skojarzył "a to dlatego wtedy ta kobieta..." niż żeby bohater nasz Szabraj popisał się intelektem, bo stoi przy nim taki niedomyślny kolega. Czy tam brat.
Po drugie, porastanie futrem odebrałem jako aluzję do wilka, więc zdziwiłem się, że potem padło takie w zasadzie powtórzenie (że nie, nie jest wilkiem). No ale dobra.
Aha, tak przy okazji powiem ci, że przeczytałem to jeszcze raz i dopiero dotarło do mnie, że to jednak Szabraj jest ten niedomyślny. Ciągle mi się oni plączą, sądziłem, że to ten mądrzejszy. Do teraz nie wiem, kto kim przewodzi.
tumi1 pisze: Nie mógł nic jednak nic z tym zrobić.
powtórzenie.
tumi1 pisze:ale zaraz wrzask uciął się, gdy zobaczyli asteryjczyków.
Nie było asteryjczyków.
Aha... Rozumiem zamysł, ale odradzam.

Świeże truchła (ktoś mógłby dojść do wniosku, że same wierzchowce - o nich wspominasz, a asteryjczykami, jak zgaduję, mają być "korpusy i długie wstęgi wnętrzności") a oni chcą ocalałych szukać. Brawo, naprawdę. Wojacy to oni chyba tylko z tytułu, skoro jeszcze żyją.
tumi1 pisze: Ja bym od razu wziął na spytki naszą zaprzyjaźnioną, acz niezwykle wstydliwą asteryjkę – powiedział Pihowski, czerwieniejąc na twarzy.
No, na miły bóg, dopiero co przyjechali, pokotem leżą świeże ścierwa, jatka była jakich mało, a oni już planują pogaduchy z dziewczyną. No tak, pewnie dłubie w nosie i zajada czipsy, a cokolwiek zabiło/porwało tych asteryjczyków, kładąc ich wierzchowce, teraz przecież, rzecz oczywista, jest daleko daleko stąd i modli się o zdrowie wszystkich kozaków.
Powtarzam (choć wcześniej tego nie napisałem wprost) decyzje naszych kozaków kuleją i są po prostu, eufemistycznie mówiąc, niemądre.
tumi1 pisze: – To co ich zabiło tych ludzi… Może wrócić?
No jeden mądry. Ale nie, rozdzielmy się, szukajmy żywych, niech wódz sobie z babą pogada. Zrozumiałbym chęć zajrzenia do chaty, może nawet w pierwszej kolejności, okej, jeden człowiek do tego wystarczy. Reszta już powinna się szykować do boju, a nie "szukać ocalałych". Zabezpieczać się przed czymkolwiek, co właśnie ubiło cały oddział jeźdźców.
tumi1 pisze: A skąd niby tutaj miałby się wziąć wilkołak?
- zapytał ten, który na własne uszy słyszał kuszący ludzkim głosem potok. A kusił ten potok, że zamienia... w wilka.
Nie no, wszystko gra. Szabraj jak był głupi, tak konsekwentnie pozostaje głupi.
Koniec rozdziału i nadal nic o śladach. Ślepe te kozaki, nie tylko głupie. Może i deszcz nie pomaga w tropieniu, ale na takiej polanie mógłby rozmiękczyć ziemię i tym wyraźniej dać wilkołakowi odcisnąć swój ślad. Przede wszystkim założenia tej kompanii są niemądre, to i plan działania wychodzi jaki wychodzi.

Całkowicie pominięto scenę wejścia do chaty i odnalezienia (lub nie) jej właścicielki?
Dziwna decyzja. Ja tam się spodziewałem w ogóle, że ona nie żyje, a nawet jeśli nie (w końcu wyszło, że ten wilkołaczyna to jej brat - tym bardziej można było założyć, że może być w środku, scena wejścia, ostrożnego wejścia, by się przydała) to i tak była ona kozakom potencjalnie diablo cennym źródłem informacji. Całe te "spytki" były tutaj, imho, kluczowe. A ich, okazuje się, nie ma. Od razu działanie. Wybacz, ale ci kozacy to banda wariatów jest. W deszcz i burzę jeżdżą po lesie, o tak ło, na ślepo, całe szczęście, że się w ogóle coś dzieje za nich, boby tak jechali i jechali, choćby sto strumyków chórem grzmiało, że wilkołaki tutaj w jeden łyk się produkuje, darmowo!
tumi1 pisze: Nierówna broda kryła nie kryła kartoflastego nosa.
Kryła nie kryła?
Opis z pniakiem pod bukiem słabo wyszedł. Pniak jest na tyle twardym wyrazem, że kojarzy się z pniem drzewa albo z karczem. Dotarło do mnie jednak, że chcą tego gościa zgładzić, więc pewnie jest to pieniek katowski. Potem pojawiła się wzmianka o sznurze i choć wciąż nic nie było oczywiste, raczej zamglone, odgadłem, że on ma ten sznur pętlą na szyi - chcą go wieszać! I tak jak nie uznaję, żeby zawsze i koniecznie scena budowana była od podstaw, zatem żebyśmy od razu widzieli dokładnie, co gdzie i jak, tak tutaj opis na okrętkę ci raczej nie wyszedł. Wszyscy stoją, mokną na gościńcu (w ogóle uwielbiam ich za to, cudowne durnie) gościniec jest błotnisty a jego błotnistość, jak podnosi narrator, nie wpływa na pieniek pod bukiem. Asteryjczyk łapie równowagę mimo sznura. No pokiełbaszone to ciutkę, opis i jego sens opornie docierają do czytelnika, a tak być nie może. Niewielkie już zmiany dałyby poprawę, także nie ma dużej straty, ale koniecznie to zmienić, poprawić.
tumi1 pisze: Wieszczek, któremu wcześniej kazano to wszystko oglądać z bliska, westchnął głośno.
bez "wcześniej".

Zakończenia nie rozumiem. O jakim asteryjczyku mowa? O wilkołaku czy o tym rannym? Niby czemu miałby go wypuścić?
Średnio mi się podobało. Jak dla mnie za dużo niedorzeczności i trochę naiwny tekst. A czy było cokolwiek ciekawego? Może kilka dialogów, no i obiecujący początek, wilkołak, ofiary, tiruriru, fajnie. Nie mówię, że reszta była do chrzanu, czy coś. Było przyzwoicie, ale no sam widzisz, ile mi się nie podobało; starałem się to wszystko wyliczać na bieżąco.

Przeklęty [fantasy]

11
Hej, dziękuję pięknie za wartościową opinię! Nie powiem, kilka razy parsknąłem śmiechem (aprobującym Twoje zdanie). Fajnie, że komuś jeszcze chciało się pochylić nad tym tekstem :)
Bo lubię pisać.

Przeklęty [fantasy]

12
mi się to wszystko za dobrze czyta, żeby szukac kiksów, szczególnie, ze proza tumiego ma dynamike i klimat, który mi niesamowicie odpowiada, a nawet jeśli "sienkiewiczuje", jak dla mnie to zaleta, nie wada. błędy wytknęli inni, ja się na koniach i hajdawerach nie znam, za to lubię wyrazistych, silnych bohaerów, dlatego samuel pasuje mi jak ulał.

lubie szabraja i jego twarda rekę do podwładnych, fajnie, że przy okazji ma watpliwości - dobra scena na koncu, kiedy podsłuchuje rozmowę - widac, ze nie jest aroganckim, zadufanym panem który uwaza, ze posłuch nalezy mu się przez wzglad na urodzenie, ale rozsądnie podchodzi do sprawy, rozumie, że jest za nich odpowiedzialny ze wszytskimi tego konsekwencjami, chociaz władza ciązy mu i chętnie by się pozbył kłopotu, szczegolnie, że "żaden z niego ponurak, a struga się na takiego".

wątek panny asteryjki trochę niedopowiedziany - podsumowanie w kontekście brata jakby rozmineło się z moim rozumieniem tekstu, bo o ile wiem skąd wzieła się potrzeba ochrony wilkołaka, o tyle jakoś kwestia zabronionego zwiazku miedzy rodzeństwem umkneła w czytaniu.
efekt lektury o 1 nad ranem, więc może zajrzę ponownie ;)

minimalnie brak domkniecia watku wieszczka - szczególnie ze pihowicz ma potrzebę "wprowadzenia" młodego w męski wiek, a tu jakoś sprawa rozmyla sie i brak w niej podsumowania.

z detali - co ten pihowicz ma za manię w kwestii kołka w rzyci? cokolwiek zarzuca zabrajskiemu, natychmiast nawiazuje do jednego. obsesyjka jakaś?
fetysz?

i tyle - całośc dobra, lubię jak "jada po kozacku", ukryte od wilgoci bandolety, żeby proch nie zamókł, i klamry z burza i deszczem, tak samo jak samuela zasady, których trzyma się wbrew naciskom towarzysza, ta jego wielka odpowiedzialnośc i poczucie misji.

więc pisz szbraja, wydawaj.
doczekac sie nie mogę :)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Przeklęty [fantasy]

13
Ravva, na Ciebie zawsze można liczyć :D Oczywiście, trochę się śmieję: krytykę bardzo sobie cenię i zawsze - zawsze! - biorę do serca, a krytykę sarkastyczną cenię najbardziej (bo i śmiać się można i płakać trochę). Ale zawsze fajnie poczytać, że komuś się podoba :) Szabraja piszę i mam nadzieję, że będzie ogień!
Bo lubię pisać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron