17
autor: Martinius
Zasłużony
Pisałeś, że chcesz opinii i ją dostaniesz. Jednak wpierw powtórzę: szyk zdań czasami jest zły, literówek od groma.
Fragment ciekawy, plastyczny. Bohaterowie żywi, narracja doskonała. Często czytam o czarach i takich tam, ale to chyba pierwszy tekst, który mnie nie zmęczył, a wręcz zachęcił - wszystko było zrozumiałe, podane w prosty sposób, jednocześnie widowiskowy. Mocną stroną i tak dobrego tekstu są dialogi - mag i cyrulik rozmawiają, i w każdym zdaniu przenika do tekstu ich charakter, przez co nie są papierowi, można o nich pomyśleć tak, jak powinno się widzieć ludzi. Narracja bardzo dobra i, pomijając błędy, nie nudzisz ani chwili. Co mi się podobało, tak dodatkowo, to chemia pomiędzy bohaterami. Błędy są - niektóre łatwe do usunięcia, a większość to sprawy techniczne. Dla mnie ważne, że przeczytałem i czułem zadowolenie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.