[W] Niuchacz (tytuł roboczy, fragment)

16

Latest post of the previous page:

P.Yonk pisze: Stoję przed oknem, spoglądam. Widzę ludzi przemieszczających chodnikami. Mijają obojętnie jeden drugiego. Czasem grupka pokrzykujących i chichoczących dzieciaków wracających ze szkoły zakłóca ten obraz.
Jak już stoi i spogląda, to niech płynnie choć mu myśli się przesuwają, bo nie dzieciaki zakłócają wrażenie, ale toporność zdań = one powinny mu płynąć w głowie, ale jednocześnie tak koło niego. A te obecne zdania tną toporem, bach, bach,
P.Yonk pisze: łaskawca jakiś.
nie rozumiem wtracenia
P.Yonk pisze: Boję się. Ludzi. Przestrzeni. Powietrza. Wszystkiego. Mam powody.
Wymienienie pewnych stanów - to tylko wyliczanka, tu brak dramaturgii - a powinna byc
P.Yonk pisze: Miasto już spało. Trochę ludzi tędy chodzi,
tędy chodzi - to śpią czy chodzą? jak chodzą - to po co mają go podnosić jak już się ocknął? (czepnęłam się czasu, nie pasuje mi)
P.Yonk pisze: Nie mam żalu, sam ominąłbym zasranego, zeszczanego, leżącego we własnych rzygach. Mogli też po prostu nie zauważyć.
A to już - takie miałkie, że serce boli = tu dramatyczny stan - napisany ot tak , bezmyślnie. Czemu to zdanie ma służyć - ulżeniu pisarzowi, że o to zapisał kilka słów więcej, czy czytelnikowi, któremu te słowa ustawione rządkiem nic na wyobraźnię nie działają? Ja rozumiem menel - ale nadaj u jakie swoiste cechy, a nie po prostu wymieniasz rzeczowniki dla... no właśnie, po co?
I tak dalej i tak dalej - tu prawie każde zdanie jest do wymiany. Oszczędność słowa? Może być - ale gdy jest sens i logika utrzymania takiej konwencji, ale tu powinno od początku czuć się niepokój, niedopowiedzenie - a mamy wyliczanki czegoś tam, dlaczegś. No nie tędy droga... :(
P.Yonk pisze: ‒ Słyszał pan? Sataniści jacyś w okolicy.
‒ Chyba srataniści, panie Mietku, gówniarze jak zwykle. Co tam znowu nawywijali?
‒ No właśnie nie takie znowu. Gówniarzy odróżniam. Jak mi czarne huje malują na śmietniku, to wiadomo że tylko gnojki dzieciaki. Nawet wiem które - jeszcze złapię takiego z drugim.
‒ No to, co tam…
I ten dialog. Taki bez płciowy. Ot gadają i nic ich to nie rusza, pewnie o pogodzie coś tam miętolą - bo emocji zero...

Warto pisząc zastanowić się, czy to co chcemy przekazać w tekście innym , widać. Tu raczej mamy zapis dla którego zabrakło odbioru.

Trochę pomarudziłam, ale chyba aż tak kąśliwa nie byłam? Nie chciało mi się czytać szczegółowych analiz innych... :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

[W] Niuchacz (tytuł roboczy, fragment)

17
Thana pisze: O! Na bank paranoik! Możliwe, że to paranoja z urojeniami wielkościowymi, bo niby dlaczego ktoś miałby patrzeć w jego okno?
Jestem pod wrażeniem takiej dokładnej analizy. Na większość wniosków bym nie wpadła, a czytanie takich analitycznych przemyśleń jest bardzo ciekawe, chociaż nie wydaje mi się, by było to konieczne do zrozumienia tekstu / czerpania przyjemności z lektury. No i czy szukanie ukrytej symboliki każdego wyrażenia ma sens?
Thana pisze: Przeciętny człowiek powiedziałby: Podchodzę do okna. Wyglądam. A narrator stoi przed oknem i spogląda. Nie jest zatem przeciętnym człowiekiem. Jego dziwność już została zasygnalizowana.
Jakoś mnie to nie przekonuje. Przecież "wyglądać" i "spoglądać" to to samo... Poza tym ja (i sporo znanych mi osób) bym nie powiedziała "wyglądam przez okno". Nie powiedziałabym też "spoglądam", tylko "patrzę przez okno, gapię się przez okno, zerkam przez szybę". Może też mam paranoję? ;)

Jeśli chodzi o fragment, to jest on bardzo krótki i chyba niewiele da się z niego wyciągnąć. Poprzednicy już sporo napisali, ja natomiast odniosę się do głównego bohatera i jednocześnie narratora, bo on jest w sumie jedynym elementem, o którym można coś więcej powiedzieć. Wydaje mi się, że udało Ci się sprawić, by czytelnik wyczuwał w panu tę paranoję, dziwność, cokolwiek to jest; to się bardzo chwali, bo z Twoich odpowiedzi w temacie wnioskuję, że było to założenie. Narracja mnie trochę zdziwiła, pierwszoosobowa - przy trzecioosobowej obiektywnej pokazanie ewentualnych "odgięć" byłoby znacznie prostsze. Tutaj autor obrał zdecydowanie trudniejszą drogę. W jaki sposób paranoik ma "okazać", że ma paranoję? On być może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Dla niego zachowanie takie a nie inne jest naturalne. Schizofrenik pewnie też przez długi czas uważa głosy za naturalnych towarzyszy - choć nie, to jest zły przykład. Może taki: osoba, która urodziła się głuchoniema, ciszę uznaje za coś całkowicie naturalnego. Pewnie gdyby taka osoba po 30-40 latach nagle odzyskała słuch, byłaby przerażona, że świat jest kompletnie inny niż on go poznał.

Podoba mi się język. Faktycznie, jak wspomniano, jest on żywy i barwny, całość czyta się płynnie. Nie ma zbyt dosadnych zwrotów, co jest porządku, bo nie trzeba wcale ich nagromadzenia, żeby tekst "miał moc". Scenka z zasłabnięciem bohatera i utratą przytomności jest bardzo obrazowa, naturalistyczna i bardzo dobrze, że nie "wygładzona" i "grzeczna", bo brzmiałoby to głupio, jak relacja z izby przyjęć. A tu - mamy człowieka "zasranego, zaszczanego, leżącego we własnych rzygach". Niezłe. No i chyba każdy był w sytuacji, że działo się z nim coś paskudnego, choćby dzień po suto zakrapianej imprezie ;).

Zastanawia mnie jedna rzecz - skoro narracja i tak jest pierwszoosobowa, to po co myśli bohatera są odznaczone kursywą? Tak miało być? One są "ważniejsze" i czytelnik ma na nie zwrócić większą uwagę?

Pozdrawiam,
Madeleine
Made, czyli: Madeleine, Magdalena Lipniak albo po prostu Madzia.

Chwałą jednych jest, że piszą dobrze, a innych, że się do tego nie zabierają.
Jean de La Bruyère

[W] Niuchacz (tytuł roboczy, fragment)

18
gebilis, przepraszam, że dopiero odpowiadam. Czytałem wcześniej Twój komentarz, ale w natłoku spraw zapomniałem. A skoro go wyświetliłem, to system uznał, że przeczytałem i tak mi umknął.
Nie mogę się w wielu kwestiach z Tobą zgodzić. Nie, żebyś nie miała racji. Ale w całej tej opowieści, na świat musimy patrzeć oczami bohatera. On tak myśli. Nie robi długich opisów w stylu: "blask księżyca odbijał się od kałuży moczu i fragmentów niestrawionego obiadu.". Bohater widział tylko "zasranie, zeszczanie i rzygi". Owszem, może opis w stylu: "Fetor mieszanki kału, moczu i wymiocin musiał odstraszać z kilkunastu metrów, bo nikt mnie nie podniósł." - może byłby lepszy. Jeszcze nie wiem. Ale nie miało być ładnie i pięknie. Z drugiej strony miało być czytelnie i wciągać. Kilku komentującym się podobało (mniej więcej) ;)

Właśnie, dzięki Made, cieszę się, że się podobało. :) Ta opowieść we mnie dojrzewa. Więc pewnie jeszcze wiele się zmieni, choć nie wszystko.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

[W] Niuchacz (tytuł roboczy, fragment)

19
Jak dla mnie za bardzo przeskakujesz z poczucia grozy w nudną, jałową codzienność. Opis bliżej niekreślonego gościa, który wydaje się być świrem - przechadzka i codzienne myśli - utrata przytomności z podejrzanych powodów - pójście do pracy. Taka huśtawka, moim zdaniem, nie sprzyja fabule.

Wulgarne dialogi prawie jak u Smarzowskiego :) , ale jak dla mnie zbyt przerysowane i trochę gryzą się z próbą powolnego zbudowania klimatu (bo taki jest zamiar, z tego co rozumiem).

Niektóre wyrażenia i słowa też trochę się gryzą. Bohater raczej nie wydaje się być szczególnie elokwentny, a tu wtrącenie 'mitoman', nie mówiąc już o cieciu, który zna takie słowo, choć to mało prawdopodobne. Może gdzieś być cieć po Harvardzie, ale to tak rzadko spotykane, że automatycznie wybija to czytelnika z rytmu czytania. Poza tym zdanie „niby nie pada, a dochodzisz mokry” nie pasuje zupełnie. Jeśli już taka codzienna myśl, to raczej powinna brzmieć albo pospolicie w stylu "niebo nie było zbyt pochmurne, ale szybko można było przemoknąć", albo bardziej literacko np. "deszcz nie mógł się zdecydować, czy wpasował się w harmonogram, więc padało na pół gwizdka" - oczywiście to raczej żartobliwy przykład. Za bardzo starasz się pisać przez pryzmat codzienności, przez co wychodzą ci trochę jałowe słowa.

Fajnie opisujesz sceny, w których pojawia się to napięcie, dreszcz, ale codzienność jest na poły nudna, na poły zbyt wypełniona wulgarnością, która chyba niczemu nie służy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”