69
autor: Natasza
Zasłużony
Leśmiana. Piękny jest.
Zawsze myślę, że łatwiej mi opisać seksualną beznadzieję. I myślę - dlaczego łatwiej, dlaczego bardziej wyraziście to czuję pisząc?
a) dobrą erotykę buduje autentyczna miłość i spełnienie
b) dobrą erotykę buduje autentyczne marzenie i tęsknota
c) dobrą erotykę buduje autentyczny szacunek dla ciała i seksualności człowieka
Załączę fragment porzuconej fabuły (stąd może być parę luk fabularnych. Chodzi o erotykę:
Inka znała wielu mężczyzn, długo żyła swobodnie i łatwo, bez zobowiązań zmieniając partnerów. Kiedyś miała rozbudzone i żywe ciało, seks traktowała jak należną jej dawkę radości. Jacek dawał jej radość hojnie i wesoło. A potem bezmyślnie odarł ją ze wszystkiego, zabierając nie tylko tę radość kobiecości, ale i godność.
– Nie bój się, kochanie – szepnął jej Bronek, gdy zatrzymała w panice jego ciepłą rękę na swoim udzie.
– Wypatroszyli mnie, Bronek. Nic nie mam! – rozpłakała się rozpaczliwie, kuląc się jednak z tym szlochem w jego ramionach – Wolałabym nie żyć, wolałabym…
– Nieprawda, dziecinko. Gdybyś wolała, już byś nie żyła. Znam cię. Więc chcesz żyć. Ja też chcę, żebyś żyła. Bardzo.
– Nie wiesz, nie wiesz…
– Czego nie wiem? Jak ci urywają jaja? Dosłownie nie. Ci, co podeszli za blisko, mieli złamane szczęki albo nosy.
– Byłam chora wenerycznie – szepnęła chowając twarz w ramię.
– Ja kiedyś też. I mam przedni mostek, zamiast swoich zębów, bo mi je wybili w którejś burdzie. Nataszka mnie zmusiła w Hamburgu do jakiejś nowej technologii i mam to na stałe i lepsze niż od natury. A jesteś, niestety, twardy orzech do zgryzienia i trochę się boję o te moje zęby za kilka tysięcy marek.
Ugryzł ją w ucho i musiała się zaśmiać. Dźwignął ją i obrócił na plecy bez wysiłku. Sam położył się obok i podniósł na łokciu.
– Chodź, zaczniemy od całowania. Mam bardzo zakurzoną pamięć, ale coś tam jeszcze pamiętam… – powiedział jej w szyję, bo odwracała twarz.
– Ineczko?… To kto kogo pierwszy? – zaszeptał, wsuwając rękę pod jej mokry od łez policzek
Powoli scałowywał krople z jej twarzy. Broda ją łaskotała i odruchowo starała się ją wygładzić ręką. Pocałunków się nie bała, więc w końcu przytrzymała go za tę brodę i delikatnie polizała mu wargę, a potem zagryzła lekko.
– Tego nie znałem! – zaśmiał się miękko, miłośnie – Mogłabyś powtórzyć manewr powolutku?
– Przestań mnie rozśmieszać!
– A kto powiedział, że to ma być ze śmiertelną powagą? Muszę odwrócić twoją uwagę od moich lat, dziecinko. Poza tym w moim wieku potrzebna dłuższa gra wstępna. Przeczytałem coś takiego kiedyś w babskiej prasie.
Roześmieli się oboje, bo przedtem, zanim spanikowała, zachłannie jak nastolatek poszukiwał jej ciała, rozbierał i powalił na koję, nie potrzebując żadnej dłuższej gry wstępnej. I teraz wbrew tym latom pocałował namiętnie, sięgając głęboko językiem i rozchyliła szerzej usta. Odpowiadała mu ucieczkami i powrotami, aż naśladując ją, przytrzymał jej wargę zębami za te ciężkie marki.
– Tak, pani kapitanowo?
I znowu się śmiali.
Jego ręce i pocałunki szukały piersi, ale poddała się z sapnięciem strachu, znieruchomiała. Wziął więc jej dłoń i całując palce, poprowadził ku jej własnym piersiom, tak że musiała wraz z nim ich dotykać. Przez jej palce całował lekko wilgotnymi wargami i Inka poczuła radośnie, że ogarnia ją miła fala ciepła.
– Cudne! Jak tęcza. – podniósł jej pierś dłonią – Wiesz, że piękna, ale za każdym razem zaskakuje.
Odpowiedziała mu z wdzięcznością przygarniając jego głowę. Kiedy pieścił wcale nie delikatnie jej piersi, zapłonęła cała i przeszył ją skurcz pożądania.
– To siermiężne, późne lata pięćdziesiąte, moja słodka.
– Niedługo Gagarin poleci w kosmos – odpowiedziała żartem.
Bronek mimo wszystko tracił panowanie nad sobą wśród pieszczot, a Inka czuła, że gaśnie i cichnie, poddając się tylko z zaciśniętymi oczami i zębami, żeby go nie urazić. Bała się tylko, że będzie bolało.
Ale był czujniejszy niż myślała.
– Nie zrobię nic, czego naprawdę nie będziesz chciała – powtórzył zsuwając się z niej na bok.
– Wybacz! – wtuliła się w niego z całych sił.
– Tęczę mam ci wybaczać, dziewczyno? – spytał szeptem, jakoś bezradnie i smutno.
Położył się na wznak, obejmując ją mocno ramieniem. I ona, leżąc policzkiem na jego piersi, objęła go ramieniem i przerzuciła przez niego nogę. Paznokciem narysowała na jego brzuchu swoje imię, a potem, naśladując go przygryzła mu sutek. Natychmiast drugą ręką zagarnął jej udo. Tym razem, gdy palce dość stanowczo sięgnęły pod majtki, jego dotyk ją pobudził,. Otarła się o jego nogę niespokojnie, obsunęła udo, by jego wnętrzem poczuć podniecenie mężczyzny, które sprawiało jej przyjemność.
Ale wtedy on zupełnie niespodzianie wywinął się i wyplątał z jej objęć.
– A to co? – zawołał się niespodziewanie głośno
Siłą niemal położył ją na wznak i zsuwał majtki, zaglądając ze zdumieniem.
– Co jej zrobiłaś, kobieto?! – zapytał z wyrzutem, marszcząc się komicznie.
Inka przypomniała sobie, że niemiecką modą depilowała nie tylko zewnętrznie bikini. Ostatnio z drwiącą fantazją zostawiała sobie serduszko z krótkich włosków na przedzie.
Teraz Bronek zanosił się ze śmiechu z niedowierzaniem oglądając jej „twórczość”. Musiała się zaśmiać razem z nim, bo miał taką minę, jakby dostał deską przez łeb.
– To lata dziewięćdziesiąte – chichotała wesoło.
– Wszystkie tak robicie, matko kochana?
– Niektóre mają nawet kolczyki w środku.
Bezceremonialnie rozchylił jej nogi i zajrzał, a ona nie poczuła wstydu.
– Chwała panu! – odetchnął z ulgą i ze śmiechem pocałował ją w to serduszko – Ale pora chyba umierać! Kolczyki! Zupełnie wam odbija.
– Na zachodzie większość kobiet się depiluje. Tam każdy pracodawca pogoni owłosioną. Tutaj to nawet niektóre mają krzaczki pod pachami jeszcze.
– Ja lubiłem krzaczki… tam! – poskarżył się
Inka długą chwilę patrzyła na niego ze wzruszeniem. Siedział przy niej rosły, silny mężczyzna, podniecony i całkowicie bezradny w swej gotowości, a przyglądał się z zachwytem i dziecięcym zdziwieniem ogolonej cipce i deklarował, że woli tam krzaczki.
– Zapuścimy, kapitanie, chcesz? – położyła mu dłoń na udzie, powędrowała ręką aż do jego włosów łonowych i pogłaskała delikatnie. Zareagował gwałtownym dreszczem i patrzył w jej oczy błagalnie, więc dłonią obdarzała go śmiałą pieszczotą.
– Chcę, żebyś to zrobił. Jeżeli wolisz, to ja ci to zrobię. Nie sadzę, żebyś był pruderyjny, a ja to lubiłam. Nie wiem tylko, co będę czuła, może nic. Ale chcę! Chcę się z tobą kochać, wszystko jedno jak.
– Kocham cię – powiedział poważnie i smutno.
– To dobrze. Będę sobie to powtarzała – uśmiechnęła się do niego ciepło i powędrowała ustami wzdłuż ścieżki siwych i szorstkich włosów na brzuchu. Kiedy zagarnęła go ustami, poczuła, jak budzi się pomiędzy jej udami kolejna fala gorąca i rozchodzi po brzuchu, kręgosłupie, piersiach i twarzy. Jęknęła głęboko, z radosną ulgą.
Podniosła głowę i zajrzała mu w twarz z pokorną wdzięcznością. Leżał z zamkniętymi oczami, a spod powiek wypływały łzy i niknęły w brodzie. Wystraszyła się i zaczęła scałowywać te łzy pośpiesznie.
– Mój kapitanie! Co jest? Kochany? Boże! Powiedz!
– Boję się, że jesteś snem, Latarenko!
– Kochanie! Umówiliśmy się, że to ja będę się bała! – roześmiała się z ulgą, objęła ramionami, wciągając na siebie pospiesznie. Całowała na oślep i gwałtownie.
Kiedy zaczął się w nią wsuwać zabolało, więc rozchyliła szerzej nogi i sięgała ręką, by kontrolować ruch. Notowała w świadomości każdy centymetr, o który posuwał się w głąb, każde wrażenie porównywała w pamięci. Serce jej biło pospiesznie ze strachu i pragnienia, by nie poczuć niczego, czego wcześniej nie doznawała.
Z radością jednak znów rozpoznała znajomy prąd ciepła wzdłuż kręgosłupa i jęknęła, gdy jej brzuch, podbrzusze, uda ożyły uściskiem. Bronek dyszał ciężko i było jej go żal, więc w końcu desperacko podniosła kolana, rękoma i ruchem bioder pomogła mu w nią wejść całkowicie. Poruszała się, sprawdzając, co będzie się działo. Prąd był tylko coraz gorętszy, aż uśmiechnęła się szeroko. Ale Bronek opadł na nią konwulsyjnie i naprężony krzyknął gwałtownym spełnieniem.
Inka poczuła, że lecą jej łzy i śmieje się jednocześnie. Gładziła go po siwej głowie i plecach drżących, jakby też płakał i było jej dobrze i błogo. Kiedy miękł w niej, odczuwała to jak najnamiętniejszą pieszczotę, choć ledwie oddychała pod ciężarem jego bezwładnego ciała. Musiał to wyczuć, bo podniósł się na łokciach i zajrzał jej w oczy uśmiechnięty.
– Tęcza!
– Dwie! – zgodziła się z uśmiechem.
I roześmiała się głośno do tych obu tęcz na nocnym mazurskim niebie widocznym w okienku w dachu kabiny.
– Bóg miał dobry pomysł, stwarzając ciebie – pocałowała go w rękę.
– Ślicznie się śmiejesz. Mógłby mnie jednak stworzyć trochę później.
Nie wiem, czy jest dobra. Ale tak chciałam to zobaczyć.
Ostatnio zmieniony śr 05 paź 2011, 15:56 przez
Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)