2
Okay, króciutka przerwa. Tak żeby wątek nie stał w rozkroku między bytem a niebytem. :)
W regulaminie stoi jak byk, że teksty, które wrzucamy są "szkoleniowe". Tak też do tego podejdę.
Anakolut pisze:Przeczytawszy po raz pierwszy tytuł tekstu pomyślałem sobie, że jest tam błąd - imię Mieszko z małej litery ;) - stąd od razu pomyślałem podróżujących w czasie pierwszych Piastach :o
Fakt, ale w życiu bym nie przewidział, że ktoś tak to przeczyta. :P
Anakolut pisze:Odrobina sympatycznej lektury, która umiliła mi część czasu zmarnowanego w urzędowej kolejce :)
O tak, na pohybel urzędowym kolejkom!
Natasza pisze:
Erythrocebus pisze:Dusza mieszka kiedy indziej
i fraza - perełka powtórzona w opowiadaniu
mój dom jest dwa lata stąd. Temu.
to moim zdaniem klucz do myśli i klimatu refleksji miniatury.
Cieszę się, że znalazłaś swój klucz. Wiadomo, inaczej tu, niż przy zwykłej kłódce - im więcej kluczy pasuje, tym lepiej.
Natasza pisze:jak ja rozumiem taką składniową barokową ekwilibrystykę! Z reguły czytający marszczy się na nieprzejrzysty obraz.
Ale
w analizie interpretacyjnej zdanie jest istotne, nośne w sensy. Odnalazłam w nim bardzo wiele znaków, począwszy od czegoś, co skojarzyło mi opowiadanie z Gombrowiczowską ideą formy i gęby. Zabrzmiało też Mickiewiczowskim "o temże dumać na paryskim bruku" i przywodzi na myśl ideę "obczyzny". Nie chodzi mi o problematykę emigracyjną sensu stricte, ale o tę duszę, co mieszka kiedy indziej i pewien rodzaj czucia duchowego, które tkwi w "Panu Tadeuszu".
To ciekawe (i konsekwentne na wszystkich poziomach) budowanie obrazu świata "nie-tego". Koncepcja artysty w wątku autotematycznym jest też zresztą jest romantyczna, choć ironicznie i anachronicznie romantyczna. I dlatego myślałam Mickiewiczo-Gombrowiczem, kiedy uderzyła mnie komplikacja składniowa zdania rozpoczętego "NIE BYŁ". Zresztą - moim zdaniem - zaakceptowanie nieprzezroczystości stylistycznej jako środka artystycznego, jako świadomej gry z "pisz zrozumiale" - jest ważniejsze od rozpoznania , kim JEST bohater.
Ucieszyłem się jak dziecko na tę interpretację. Przypomina mi się ten cytat z Eco, który ktoś miał w podpisie. Że nie wie się o czym się pisze, dopóki się nie wysłucha odbiorcy tejże pisaniny. I to nie jest tak, że Natasza dorabia interpretacje do tekstów (wiem, że niektórzy z Was tak myślą, zbóje jedne).

Bo rzeczywiście, kiedy wykąpałaś skonstruowany świadomie motyw duszy poza granicami swego czasu w sosie mickiewiczowsko-gombrowiczowsko-emigracyjnym, doceniłem bardziej to, co sam naskrobałem. A to przyjemne uczucie. Pierwotnym moim zamysłem było oczywiście określenie bohatera przez anty-określenie i jednocześnie szybkie (bo nie było czasu) wykreowanie parkowego świata.

Dlatego świadoma nieprzejrzystość i długaśność pierwszego zdania - owszem. Ironiczny romantyzm i autotematyzm - intuicyjnie, ale również owszem. Bo przecież to pojęcia opisują magię tekstu. Nikt nie robi czary-mary po to, żeby podpiąć się do pojęcia. Prawda?
Natasza pisze:jak ja rozumiem taką składniową barokową ekwilibrystykę!
Starałem się, żeby to jednak pozostało takim lawirowaniem, a nie tańcem-połamańcem. Miałem jeszcze dwa podobne zdania, ale nie przetrwały - o godzinach pracy i trzeci akapit (który i tak mi nie leży). I dobrze, że poszatkowałem.
Natasza pisze:Bohater mnie urzekł! Niespełniony geniusz-artysta - prekursor, który był epigonem (albo odwrotnie) - ofiara rogu obfitości i puszki Pandory czasów postnowoczesnych.
Natasza pisze:przestrzeń dla dialogu.
Dokładnie tak! Nie ukrywam, że bohater-świat... tu najwięcej można kombinować, wydaje mi się. Nie chcę na razie mówić nic, żeby nie narzucać własnego spojrzenia. W końcu to, co autor ma w głowie to tylko ułamek tego, co w tekście. Może ktoś coś jeszcze znajdzie? Chętnie poczytam.

PS. Naniósłbym jeszcze parę poprawek. Skasował powtórzenia. No i ten czas teraźniejszy w przedostatnim akapicie (nie wiem skąd on tam się wziął :))...
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

3
To ja sobie rozegram następne rozdanie:
Pracował na pół etatu w Hyde Parku - to początek mojej wiedzy o bohaterze. Inicjacja. I konsekwentne, fantastyczne w znakach "niedoinwestowanie" kreacyjne, wymagające ode mnie filtrowania: bohater wprowadzony przez podmiot domyślny i "pół etatu w Hyde Parku". To właśnie ujawnienie przestrzeni, która pozwala mi na grę - swoistego pokera. To miejsce, gdzie się tkam już wewnątrz - wchodzę jako odbiorca w reakcję łańcuch(szk)ową. To lubię :D
Instynktownie będę poszukiwać "drugiej połówki" (choć wiem, że mieszka kiedy indziej, ale to mój Joker. Autora też, ale udaje, że nie wiem, że ma Jokera). I nie zwiedzie mnie narrator, choćby najbardziej konkretnie napisanym konkretem Imienia. Ba! Nawet refleksja to wzięte w cudzysłów pół etatu błazna (błazeńska mowa pozornie zależna). Narrator, choć ironicznie trzecioosobowy wobec Trevora i spoza świata, zaczyna być "drugą połówką" "artysty" z Hyde Parku (jak figury w kartach sobie to wyobrażam). Zasada au rebours się konstruuje - jako mechanizm odczytań. Nie-Ja jako zapośredniczenie siebie, jedyna możliwa formuła rozpoznania Ja, podmiotu poznania (Wittgenstein i Gombrowicz, ale każdy inaczej czy tam po swojemu).
I kapitalna fraza finałowa:
Tylko nie wiedział, czy najpierw ją wymyślił, czy w nią uwierzył.
(Mój Pajacyk na linie znikąd! )
Pewnie dlatego podoba mi się to opowiadanie. Bo ono zadaje pytania bodaj najprostsze i najtrudniejsze: Kim jesteśmy, jak nie błaznem z Hyde Parku? Czym jest nasza wiedza, jak nie błazeńską mową ku uciesze gawiedzi? Sceptycznym półetatem Stwórcy, który niczego nie stworzył.
Zbadajmy, kim NIE jesteśmy, a będziemy bliżej odpowiedzi, kim jesteśmy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Mnie się już wydaje, że lepiej rozumiesz tekst ode mnie.

Bo półetat jako synonim półtożsamości.

Bo połowa narracji należy do mnie, a połowa do narratora.

Bo sam narrator niby Trevora rozumie, ale właśnie ma do niego jakiś taki dziwny stosunek (ironia?).
Natasza pisze:To miejsce, gdzie się tkam już wewnątrz - wchodzę jako odbiorca w reakcję łańcuch(szk)ową.
Możesz mi to rozwinąć? :)
Natasza pisze:Pewnie dlatego podoba mi się to opowiadanie. Bo ono zadaje pytania bodaj najprostsze i najtrudniejsze: Kim jesteśmy, jak nie błaznem z Hyde Parku? Czym jest nasza wiedza, jak nie błazeńską mową ku uciesze gawiedzi? Sceptycznym półetatem Stwórcy, który niczego nie stworzył.
Zbadajmy, kim NIE jesteśmy, a będziemy bliżej odpowiedzi, kim jesteśmy.
Po trzykroć tak!
I dodatkowo - nawet jeśli zbadamy swoje nie-ja, zdobywamy informację o nim tylko. Bo kim by Trevor był gdyby nie wierzył, że jest z przeszłości?
On jest już tą wiarą.
Natasza pisze:I kapitalna fraza finałowa:
Tylko nie wiedział, czy najpierw ją wymyślił, czy w nią uwierzył.
A może ten jego artyzm jest samozwańczy? Jak bycie niepraktykującym pisarzem. Uwierzył bo wymyślił. A jak już uwierzył, to trzeba było na nowo wymyślić. I tak w kółko.

Nie powstrzymam się i zdradzę, że jeszcze celowałem w nieciągłość czasu - A co jeśli rzeczywiście jest tak, że to, co on wymyśla w teraźniejszości POJAWIA SIĘ dwa lata temu? Jesteśmy sobie w stanie coś takiego wyobrazić? :)

[ Dodano: Sob 25 Maj, 2013 ]
PS. O znalazłem teraz w swoim notatniku zdanie, które było pomysłem do tego opowiadania. Czyli taki jakby klucz. "Każda idea zużyta zanim wykorzystana." :D

[ Dodano: Sob 25 Maj, 2013 ]
Czyli wynikałoby z tego, że jest ograniczona pula idei...
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

5
Erythrocebus pisze:Pozostałe dni należały dla różnego rodzaju pomyleńców. Co chwilę przepowiadano tu przecież koniec świata, a raz w tygodniu, jeśli się miało szczęście, można było posłuchać teorii zaskakująco błyskotliwej i odkrywczej w porównaniu z tym, co na uniwersytetach zajmowało najtęższe umysły. Aż nabierało się w końcu wątpliwości czy prezentująca ją osoba rozumie w najmniejszym chociaż stopniu słowa, które z taką dumą i zapałem z siebie wyrzuca.

WWWTrevor wolał trzymać się z daleka od takich ludzi. Myślał, że jest kimś więcej, stojącym jakby szczebel wyżej. Zdarzało mu się nawet przyjść tutaj w dzień wolny i posłuchać czegoś innego, świeżego.
tu masz przykład.
Tu masz! :)
Popatrz - rozpocząłeś od fajnego zabiegu - Twój bohatera się staje przez oświetlenie jego dopełnienia i rzecz jasna wokół Trevora powstaje fajny cień języka, językowych środków. Jakbyś zostawiał go oświetlał światłem zapośredniczonym -wydobywał z rzeczywistości jego bardzo intensywną nie-obecność.
I potem nie kończysz ruchu światłem i barwami zapośredniczonymi. Oświetlasz wszystko naraz - "trzymał się z daleka" , określenie "pomyleńców" i zaimkowe "takich". Odpuszczasz magię stawania się w świetle, przestajesz widzieć lewą i prawą stronę.
Ponieważ zabrakło " ruchu kreowania", czujesz potrzebę dowyjaśniania - stąd uproszczenie przez generalizację postaci z HP "pomyleńców"* i porównanie ze sceptycyzmem - to jest problem narratora nie Trevora i Trevor niczego od tego nie zapośrednicza. Urwałeś tworzenie - więc brakuje postaci. Odnosząc się do Twego porównania z katedrą: w katedrze zająłeś się regulaminem cechu budowlanego.
Tak to mniej więcej widzę.
Można pytać :P

pogrubione - zdanie bezpodmiotowe - czyżby tu mówi narrator spoza świata przedstawionego? ten zabieg wywala mnie z "obrazka" utworu. Ale konstrukcja bohatera ciepi i płacze :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
To prawda, Nataszo.

Nie zakreślam ręką półkola. Traktuję swego bohatera nie najlepiej. Jako punkt w rzeczywistości osadzony w niej na potrzeby czytelnika - w końcu musi skądś zaglądać w życia innych osób. ;)

Będę się starał pogłębiać swoje postacie, kreować je konsekwentnie. Psychologicznie wiarygodnie.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”