Przebudzenie
Drobna brunetka siedząca przy barze, zamówiła Krwawą Mery i okręciła się na stołku, podziwiając urządzone w stylu lat pięćdziesiątych wnętrze klubu. Na ścianach w kolorze błękitu, wisiały oprawione w ramy winylowe płyty, a różowy neon za plecami didżeja uśmiechał się przyjaźnie. Czarno biała szachownica parkietu, wyglądała wręcz swojsko. Dziewczyna zamknęła oczy i wciągnęła w nozdrza zapach życia. Dobrze było wrócić do domu.
Moczyła usta w drinku, obserwując bawiących się ludzi, kiedy z głośników poleciała kolejna piosenka. Zachrobotało i pierwsze dźwięki poszły w zwolnionym tempie, nagle przyspieszyły, przechodząc w bzyczenie, które zakończyło się dziwnym bulgotem. Rytm został zachwiany, po czym wrócił na właściwe miejsce. Dziewczyna skrzywiła się, jakby ktoś przejechał gwoździem po tablicy. Zmierzyła dyskdżokeja zimnym spojrzeniem, zasłoniła trunek ręką i powoli ruszyła w kierunku konsolety.
Pół wieku temu, ten kawałek był niezłym hitem, a teraz jakiś gówniarz profanuje go nieumiejętnym używaniem pokrętła. Czuła rosnącą złość. Jeżeli było coś, co napawało ją obrzydzeniem, to właśnie brak szacunku dla muzyki. W gardle pojawiło się znajome łaskotanie. Uniosła kąciki ust i przymrużyła oczy. Wściekłość i głód idą w parze.
Niezatrzymana przez nikogo, szybko dotarła na miejsce, wspięła się na podwyższenie i zajrzała do boksu. Śliczny uśmiech zagościł na bladych ustach.
– Cześć didżej! Co to przed chwilą miało być, hę? – spytała słodko.
– Słuchaj, laska... – Młody chłopak zdjął słuchawki, spojrzał na nią zirytowany i się cofnął. Te oczy nie zachęcały do polemiki.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i weszła do środka.
– Wyjdź... – wydukał, sięgając pod blat, ale nie zdążył dotknąć ukrytego przycisku. Wykręciła mu rękę i podcięła nogi. Krzyknął.
– No już, mój słodki, cicho. – Odstawiła szklankę i nachyliła się, zasłaniając mu usta. – Nie będziemy dłużej męczyć świata twoimi muzycznymi bezeceństwami.
Piosenka automatycznie przeskoczyła na kolejny hit połowy ubiegłego stulecia i na sali zawrzało. Widać jednak w ludziach pozostała jeszcze odrobina gustu, dziewczyna pomyślała, wstając z podłogi. Wierzchem dłoni otarła kąciki ust, poprawiła ubranie i sięgnęła po leżący obok gramofonu telefon. Obecnie o wiele łatwiej się ze sobą komunikować. Wystukując z pamięci numer, miała wrażenie, że zbyt łatwo.
– Magik – powiedziała, kiedy w słuchawce rozległ się trzask. – Potrzebuję hieny.
– Cichego? – spytał rozmówca, bez zbędnych ceregieli.
– Niekoniecznie, wystarczy oswojony.
– Będziemy za dziesięć minut.
Odłożyła telefon i zaczęła przeglądać rozrzucone na blacie winyle. Zwilżyła wargi w swojej Mery i nastawiła kolejną płytę. Musiała przyznać, że wszystkie były dosyć zgrabnie dostosowane do obecnych gustów muzycznych. Podkręcony bas w jednych, kilka syntetycznych dźwięków w innych kawałkach, dawało całkiem niezły efekt, miejscami nawet lepszy niż w oryginale. Ludzie szaleli na parkiecie, wiwatując, kiedy zgrabnie przechodziła z jednego utworu na drugi.
Uśmiechnęła się zadowolona. Przyszła na świat o kilka stuleci za wcześnie. Powinna raczej zająć się przetwarzaniem muzyki, niż grą na fortepianie, ale nic straconego. Znowu jest wśród żywych. Będzie czas, żeby nadrobić.
Do klubu weszli nowi goście i do razu ruszyli w stronę konsolety dyskdżokeja. Mężczyźni poruszali się w jednym tempie, a ich ciemne stroje wyróżniały się na tle kolorowego tłumu. W migających światłach dyskoteki wyglądali niczym marionetki, pociągane za sznurki przez idącego z przodu przywódcę. Zatrzymali się przed boksem i stanęli w dwuszeregu. Ich lider wszedł do środka i skłonił głowę.
– Witaj Olwa. Kopę lat.
– No, prawie. Pięćdziesiąt, o ile mnie pamięć nie myli – odpowiedziała zimno.
Uśmiechnął się.
– Nic się nie zmieniłaś. Urocza jak zwykle.
– Ty również, Magiku.
Spojrzał na nią uprzejmie i wzruszył ramionami.
– Z pewnych rzeczy się nie wyrasta. – Popatrzył na leżącego na podłodze martwego chłopaka. – Tylko to?
Skinęła potwierdzająco. Gestem wezwał swoich ludzi. Próbowali zachować spokój, ale widział, jak oczy im rozbłysły na widok mięsa. Z ledwością się powstrzymywali, brody im drżały i co chwila obnażali żółte zęby. Jeszcze raz spojrzał na blade ciało i zwrócił się do mężczyzny stojącego najbliżej.
– Ma być czysto – powiedział ostro.
– Tak, panie – Drusus zawarczał niczym pies. Pociągła twarz nabrała ostrych rysów, a przecinająca policzek blizna zalśniła w zbłąkanym snopie światła.
Magik dał pozwolenie i cztery hieny rzuciły się na podłogę z cichym skomleniem. Odwrócił się i spojrzał na zajętą zmienianiem płyty wampirzycę. Była czysta, ubrana w stylową sukienkę w czarne grochy i, jak zwykle, miała perfekcyjnie upięte włosy, ale skórę barwy kaolinu znaczyły fioletowe półksiężyce u nasady paznokci i sińce pod oczami. Obudziła się niedawno, kilka, może kilkanaście godzin temu, i niewiele jadła. Podniósł nieupitego drinka i powąchał.
– Krwawa Mery? Czyżby ci anulowali kartę do banku krwi? – spytał z sarkazmem.
Zignorowała go. Przyjrzał się jej uważnie. Na tle konsolety i w słuchawkach założonych na jedno ucho wyglądała groteskowo, niby porcelanowa lalka wstawiona do zbyt nowocześnie urządzonego wnętrza.
– Lubię zapach pomidorów – odezwała się cicho, zdejmując słuchawki i nastawiając spokojniejszy kawałek. Przesunęła kilka suwaków na konsolecie i światła przygasły. Ludzie na parkiecie połączyli się w pary, a boks pogrążył w półmroku. – Przypomina mi o domu. – Na twarzy dziewczyny zagościła nostalgia.
Magik nie potrafił ukryć zaskoczenia. Słyszał o Olwie wiele i nie były to dobre rzeczy, kilka razy z nią współpracował i wiedział do czego jest zdolna. Uczucia nijak tu nie pasowały.
Za nimi jedna z hien mlasnęła głośno i chrupnęła miażdżona kość. Oboje odwrócili się w stronę dźwięku. Eks-didżej nie posiadał już kończyn. Jeszcze dziesięć minut i robota będzie skończona.
– Wystarczyłby jeden – sarknęła wampirzyca, powracając do zwykłego tonu. – Przecież mówiłam.
Magik rzucił jej krótkie spojrzenie, była zimna jak stal. Pewnie zwiodła go gra świateł i tyle. Zaczął obserwować rozbujany tłum.
– Chłopaki się nudzili, to zabrałem co grzeczniejszych, w nagrodę za dobre sprawowanie.
– To twoja prywatna sfora? – spytała, nie bez podziwu.
– Tak, hodowana od szczeniaka.
– Zawsze miałeś lekką rękę do Czyścicieli – stwierdziła.
Wzruszył ramionami.
– Wystarczy dać im odpowiednio dużo mięsa i odrobinę swobody. Dobrze traktowane, odpłacą lojalnością i niekwestionowanym posłuszeństwem. Przywiązują się jak psy, ale potraktuj któregoś kijem... – Uśmiechnął się złowieszczo, podciągając rękaw koszuli. Trochę poniżej łokcia, brakowało kawałka ciała.
– A odpowie pięknym za nadobne – dziewczyna dokończyła z półuśmiechem. – Wiesz, że oficjalnie cię tu nie było? – spytała po chwili.
– Jasna sprawa. – Skupił się na gościach oblegających barek. – Zauważyłaś coś dziwnego? – spytał i leniwie kiwnął głową w stronę dryblasa z butelką piwa, przyczajonego w kącie obok baru.
Dziewczyna natychmiast wyprostowała się, oparła ręce na blacie i pochyliła do przodu. Przymknęła powieki i wciągnęła powietrze.
– Wampir – szepnęła, prawie nie poruszając ustami.
– Jest ich trzech. – Magik wzrokiem wskazał pozostałych. – I jeden zombi, o tam, obok kolumny, chociaż nie wiem, czy facet nie jest po prostu urżnięty w sztok. – Uśmiechnął się, ale wampirzyca zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
– Miałeś ogon – powiedziała twardo. Zmarszczyła czoło i obnażyła zęby. – Przyleźli tu za tobą! – Zrobiła krok w jego stronę.
– Ty chyba za długo spałaś – sarknął. Wampirzyca rozcapierzyła palce, w jej oczach płonął ogień. Magik zgrzytnął zębami. Wiedział, że zachowanie przebudzonych jest irytujące, ale jakoś miał nadzieję, że ta dziewczyna ma więcej klasy. – Olwa, chyba nie chcesz zarzucić mi braku profesjonalizmu? – spytał ostrzegawczo.
Coś w jej twarzy drgnęło. Odsunęła się i odwróciła wzrok. Znowu wyglądała jak lalka.
– W takim razie, co tu robią? – rzuciła, już obojętnie.
– Jak na mój gust – polują, ale zaraz się dowiemy. Irda!
Z ziemi poderwał się najmniejszy z czwórki hien i stanął przed Magikiem na baczność. Pysk miał umazany krwią, a z kącika ust zwisał kawałek mięsa. Widząc pogłębiającą się zmarszczkę na czole swojego pana, szybko językiem zagarnął wystający ochłap i wytarł twarz w rękaw. Struchlał czekając na karę, ale Magik odezwał się beznamiętnie.
– Trzy wampiry: na dziewiątej, pierwszej i czwartej. Wyniuchaj czy są razem i po co przyszli. Jeśli się nie znają, napuść ich na siebie. – Hiena już wychodził, ale Magik złapał go za ramię. – I nie zawiedź mnie – syknął.
– Nigdy, panie! – Irda zaskomlał i wyszedł z boksu. Przemykał między tańczącymi niczym duch.
– Długo to potrwa? – Wampirzyca coraz mniej panowała nad emocjami.
Magik chwilę patrzył w zielone, zimne jak tafla zamarzniętego jeziora, oczy. Po raz drugi tego wieczoru, zobaczył w nich przebłysk ludzkich uczuć.
– Zanim chłopcy skończą z twoim śniadaniem, będzie po wszystkim.
Wampirzyca spojrzała za siebie i skrzywiła się na widok obszarpanych zwłok. Drusus właśnie miażdżył czaszkę i z lubością wysysał mózg. Dziewczyna zagryzła wargę, spojrzała na konsoletę i zmieniła płytę. Oparła łokieć o rękę położoną na brzuchu i zaczęła obgryzać paznokieć. Coś bardzo ją martwiło. Spuściła rękę i westchnęła, znowu przygryzając usta.
– Nie wiesz kto cię wezwał? – Magik przyglądał się jej intensywnie.
Drgnęła na dźwięk jego głosu. Pokręciła głową.
– Było inaczej niż zwykle – zaczęła. – Nie widziałam twarzy, ani nie poczułam zapachu. Po prostu coś zmusiło mnie do otwarcia oczu i... ona powiedziała, że potrzebuje mojej pomocy... to znaczy, nie powiedziała, tylko... dała mi znać. Och, sama już nie wiem, co to było – westchnęła i przetarła oczy.
Magik zmarszczył brwi i ściągnął usta. A więc zaczęło się, pomyślał. Szybko, był pewny, że ma jeszcze kilka miesięcy. No cóż, w sumie, to nic się nie zmieniło, po prostu trzeba przyspieszyć plan. Spojrzał na hieny, właśnie kończyły sprzątanie. W sam raz.
– Idziemy. – Wziął wampirzycę za rękę. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Jesteś zmęczona i musisz coś zjeść. Jeśli chcesz pozostać w ukryciu, to nie radzę ci stołować się w miejscach publicznych. Chodź, mam w lodówce kilka jednostek A Rh+, nawet całkiem świeżych. – Uśmiechnął się zachęcająco. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Poczuł, że znowu się irytuje. Zgrzytnął zębami. – Dobra, rób co chcesz, ale nie dzwoń do mnie, jak znowu narozrabiasz. Wiesz, że nie lubię się babrać w ludzkim gównie. Zrobisz błąd, zauważą cię i zjadą się gliny, a moje hieny nie znoszą psów. – Wyszedł z boksu, nie oglądając się. Wiedział, że za nim pójdzie.
Dziewczyna potrąciła go łokciem i przeszła obok.
– Pijam zerówkę, jeśli nie pamiętasz – powiedziała sucho i ruszyła w stronę drzwi.
Magik zamknął oczy i ledwie dostrzegalnie wykrzywił usta.
– Zobaczymy, co da się zrobić.
Kiwnął na hieny, posłusznie ruszyły za nim. Już na zewnątrz dołączył do nich Irda. Zrównał się z Magikiem i musnął go wierzchem dłoni na powitanie.
– To Dayanie. Przyszli po nią – warknął.
– Cholera, tośmy wdepnęli. – Zacisnął pięści. – Bilal, Soji, nie dajcie im wyjść z klubu. Drusus idziesz z nami, ty, Irda, leć po chłopaków. Macie czekać pod Pierwszą Bramą Areny, Bractwo nie da jej wymknąć się tak łatwo.
Podbiegł do wampirzycy, złapał ją pod łokieć i skręcił w najbliższy zaułek. Sapnęła zaskoczona, ale wiedziona instynktem, natychmiast zaatakowała. Spodziewał się tego, więc objął ją w pasie i przycisnął do siebie, krępując ruchy. Nigdy nie pozwoliłby sobie na taki manewr z normalnym wampirem, nawet młodym, ale Olwa, póki co, była za słaba, żeby zrobić mu krzywdę.
– Spokojnie, księżniczko – zamruczał jej do ucha. – Miałaś ogon. Ci trzej przyszli po ciebie. Musimy opuścić ten uroczy zakątek w alternatywny sposób, i wątpliwe jest, by moje rozwiązanie przypadło ci do gustu. – Ani na chwilę nie poluzował uścisku.
Skierowali się w głąb cuchnącej padliną uliczki, gdzie, za kontenerem na śmieci, czekał Drusus. Hiena wyciągnął z kosza stalowy pręt i podważył właz studzienki. Magik pociągnął wampirzycę na samą krawędź i popchnął lekko.
– Wskakuj – nakazał.
Spojrzała na niego zszokowana.
– Przecież to ścieki. – Cofnęła się i zmarszczyła z niesmakiem nos.
– Powiedziałem, że nie będzie przyjemnie. – Uśmiechnął się. – A teraz właź, nie czas zgrywać francuskiego pieska. – Wyminął ją i zniknął w otworze.
Olwa popatrzyła wściekle na wyszczerzonego Drususa, wygładziła sukienkę i skoczyła w ciemność.