Pogromczyni demonów [horror, fantasy] - fragment

1
– Wszystkiego najlepszego, amore mio!
Laura Kent nie mogła doczekać się tej chwili. Wreszcie nadszedł dzień, w którym stała się pełnoletnia. Teraz była panią własnego losu. Była bardzo ciekawa, co też dostanie od ciotki z Włoch, która słynęła ze swojej niezwykłej szczodrości. Dlatego też, kiedy poczuła, jak delikatne ręce Marii Siciliano rozwiązują jej opaskę, całe napięcie wzrosło do granic możliwości i rozpłynęło się rozkosznie po całym jej ciele, kiedy ujrzała podarunek.
Prezentem było wielkie lustro w złotej ramie, nieco porysowane i zmatowiałe z upływu czasu, ale bardzo gustowne, piękne i cenne. Widziała w nim swoje nieco wyidealizowane odbicie. Szczupła twarz w kształcie serca, okolona burzą gęstych czarnych włosów, które spływały kaskadą aż do pasa, delikatne usta i szare oczy, które iskrzyły jak dwie gwiazdy. Laura nigdy nie uważała się za szczególnie ładną, ale była pod takim wrażeniem, że zabrakło jej słów. Wy-krztusiła tylko „dziękuję, ciociu” i ucałowała Marię.
– To lustro zostało wykonane na specjalne zamówienie przez najlepszych weneckich mistrzów – zapewniła kobieta. – Mam nadzieję, że będziesz z niego często korzystać i że twoje odbicie za każdym razem będzie równie bello co dziś – Zaśmiała się. – Chodź, wróćmy już do gości.
– Zaraz przyjdę, ciociu.
Maria uśmiechnęła się łagodnie i pokręciła głową.
– Tak bardzo przypominasz swoją matkę…
Odwróciła się i wyszła. Po policzkach Laury pociekły łzy, i to już nie pierwszy raz. Zawsze kiedy ciotka Maria wspominała o Raquel albo o Alexandrze Kent, dziewczynę bolało serce. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miała jedenaście lat. Od tamtej pory zajmuje się nią ciotka Maria, siostra matki. Laura nie narzekała na brak wygód i luksusu, lecz mimo upływu czasu wciąż tęskniła za rodzicami.
Zamiast iść na swoje przyjęcie, usiadła przed weneckim lustrem i zaczęła poprawiać makijaż. I w pewnej chwili zauważyła coś niepokojącego. W lustrzanym odbiciu zmieniło się tło. Za jej plecami nie było już regału po brzegi wypełnionego książkami, lecz przykryty deszczowymi chmurami las. Łyse, poskręcane gałęzie drzew niemal stapiały się z ciemnym niebem. Zaskoczona Laura odłożyła pomadkę, którą właśnie malowała usta na jasny róż, i dokładnie przypatrzyła się temu obrazowi. Przeniknął ją chłód, jak zawsze, kiedy czegoś się obawiała, a serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy nagle usłyszała szept.
– Lauro…
Kilka sekund później rozległ się znowu, tym razem nieco głośniej. Dziewczyna z całej siły zacisnęła powieki. Nie miała pojęcia, czy słyszy ten złowrogi szept naprawdę, czy tylko w swojej głowie. A może któryś z gości był tak sprytny i zwinny, że niezauważalnie wkradł się do pokoju i zrobił jej głupi kawał? Odwróciła się, lecz była zupełnie sama. Postradałam zmysły, pomyślała i zaśmiała się. Ale gdy ponownie spojrzała w lustro, niepokojący obraz nie zniknął. Co to za dziwne lustro, zastanawiała się. Czy aby na pewno zrobiono je w Wenecji?
Postanowiła to sprawdzić. Wzięła głęboki wdech dla uspokojenia i powoli zaczęła przybliżać rękę do powierzchni lustra.
W pierwszej chwili odskoczyła jak poparzona. Miała wrażenie, że dotknęła jeszcze dobrze nieostudzonej galarety. Wytarła dłoń w swoją białą bluzkę, ale po chwili znów wyciągnęła ją w stronę lustra. Tym razem wstrzymała oddech, a źrenice rozszerzyły jej się ze zdumienia – zanurzyła dłoń w galaretowatej powierzchni lustra aż po nadgarstek. Spróbowała ją wyciągnąć, lecz coś jej w tym przeszkodziło, jakby jakieś magiczne pole siłowe.
Laura nigdy nie wierzyła w magię i paranormalne zjawiska. Starała się raczej myśleć i żyć nowocześnie. Uważała, że w obecnych czasach takimi rzeczami zajmują się tylko czciciele diabła i ludzie chorzy psychicznie. Jej to nie dotyczyło.
Narzędzie Szatana, pomyślała z wściekłością i znów spróbowała się uwolnić, lecz zanim się zorientowała, ta dziwna moc ją wessała i dziewczyna znalazła się w czarnej otchłani.

Nie miała pojęcia, jak długo znajdowała się w stanie nieświadomości. Ocknęła się z potwornym bólem głowy. Leżała na mokrych od deszczu liściach. Z trudem uniosła się na łokciach, czując ból niemal każdego mięśnia, i rozejrzała się wkoło. Otaczały ją wysokie, łyse drzewa, których gałęzie były poskręcane pod różnymi kątami. Mroczny las, który ukazał jej się w lustrze. Tak, to z pewnością jest dzieło sił nieczystych, pomyślała. Gdyby było inaczej, teraz bawiłaby się na swoim przyjęciu.
Nie mogła tak sobie bezczynnie leżeć. Musiała znaleźć drogę do domu.
Powoli wstała i zaczęła sprawdzać, czy nic sobie nie złamała. Wszystko było w porządku, jedynie trochę się ubrudziła. Ruszyła przed siebie, wyciągając ręce w poszukiwaniu jakiegoś portalu, za pomocą którego mogłaby wrócić do ciotki Marii, do swojego świata. Lecz niczego takiego nie znalazła. Czy to oznaczało, że była w pułapce, niczym ptak w złotej klatce?
Nagle coś zaszeleściło za jej plecami. Jej serce na ułamek sekundy stanęło. Powoli odwróciła się. Znów usłyszała ten przerażający szept.
– Lauro…
Jej imię zostało powtórzone trzy razy, a potem dobiegł ją cichy śmiech. Za unoszącą się nad ziemią zasłoną z mgły majaczyła niewyraźna sylwetka, lecz Laura miała przeczucie, że to nie jest normalna istota.
Instynkt samozachowawczy wziął górę nad całą resztą. Dziewczyna puściła się biegiem przez las. Mokre liście i drobne gałązki pałętały jej się pod nogami, nieprzyjemnie szeleszcząc i chrupiąc. Lecz to jej nie spowalniało – Laura zawsze była szybka i zwinna. W szkole zyskała nawet miano najlepszej biegaczki.
Jednak nawet to jej nie uchroniło przed wielkim, zakrytym liśćmi korzeniem, który nagle pojawił się na drodze. Laura nie zdążyła wyhamować i potknąwszy się o przeszkodę, wylądowała twarzą w błocie. Próbowała się podnieść, lecz tym razem poczuła taki ból w kostce prawej stopy, że nie zdołała nią poruszyć. Zamiast tego zaczęła się czołgać, głośno jęcząc. Kostka najwyraźniej była skręcona, lub może nawet złamana. A tajemnicza istota zbliżała się coraz szybciej.
W końcu Laura wrzasnęła, mając nikłą nadzieję, że ktokolwiek ją usłyszy, po czym znieruchomiała. Bestia już przy niej była; słyszała jej pomruki. A potem poczuła, jak wielka, oślizgła, szponiasta łapa zaciska się na jej uszkodzonej kostce. Laura znów zaczęła krzyczeć, orząc krwistoczerwonymi paznokciami rozmokłą ziemię. Na policzki wypłynęły jej łzy. Zacisnęła powieki.
I wtedy usłyszała nieludzki ryk, a kiedy zerknęła za siebie, istota przypominająca rozwścieczonego chochlika zmieniła się w kupkę popiołu. Obraz przed oczami Laury zaczął się rozmazywać. Widziała tylko niewyraźne kontury czyjejś sylwetki.
A potem ból spowił jej świadomość gęstą mgłą i Laura straciła przytomność.

2
Witam.

Byłaś ciekawa opinii o opku więc postaram się coś tu skrobnąć.

Zacznijmy od fabuły:
Bardzo sympatycznie się zaczyna, choć jeżeli to ma być pełnoprawna powieść - do dość szybko. Ba, nawet za szybko. Jeżeli Laura ma dziś urodziny, skup się na tym, niech lustro będzie na początku tylko dodatkiem, który w odpowiednim momencie okaże się tym najważniejszym. W chwili obecnej gdy tylko zaczyna się mowa o lustrze ( drugi akapit, siódme zdanie w całym opku) już wiadomo że coś będzie z nim nie tak. A to jak na horror - zdecydowanie ZA SZYBKO) krótko mówiąc - buduj napięcie. Tutaj tego brakuje. To taki falstart.
Co do dalszej części prowadzisz fabułę dość ciekawie choć również za szybko. Z jednej strony to dobrze, bo nie ma dłużyzn, jednak z drugiej opowiadanie traci na braku różnych opisów, budowaniu nastroju i klimatu.
Przypatrz się temu zdaniu:

pomyślała z wściekłością i znów spróbowała się uwolnić, lecz zanim się zorientowała, ta dziwna moc ją wessała i dziewczyna znalazła się w czarnej otchłani.

Pominę tu owo nieśmiertelne "się" ale skupmy się na tym co nam przekazujesz - dziewczyna wkłada rękę w lustro - bach - i już jest po drugiej stronie. Normalnie jak sprawozdanie z obrad Sejmu. A gdzie moment przechodzenia? Gdzie emocje? Akurat kto jak kto - ale kobiety wszystko o wiele bardziej emocjonalnie przeżywają. W tym wypadku to akurat plus, bo możesz bardzo łądnie to opisać. Uważam, że o wiele lepiej ( zwłaszcza, że to istotne dla całości fabuły) byłoby, gdybyś przejście zaserwowała nam nieco bardziej szczegółowo. Krótko mówiąc baw się tym co opisujesz, niech sprawia ci to wielką radochę.

Teraz warsztat:

- Po pierwsze - dialogi. Tu jest ich mało, jednak i tak wypada znać reguły obowiązujące przy ich pisaniu. Kiedy dajemy kropkę a kiedy z dużej litery. Był odnośnie tego odpowiedni temat, więc przeglądnij go jeszcze raz. Dla przypomnienia - odgłosy "paszczy" w narracji piszemy z małej litery ( zaśmiała się)

- Po drugie - powtórzenia. Laura, Laura, Laura, Laura, Laura. Laury, Laurze, Laura, Laura...
Ja wiem, to ma być horror, ale chyba nie o to chodzi, choć efekt końcowy jest podobny do zamierzonego. Używaj synonimów. Nie wołają o jedzenie a bardzo sympatycznie urozmaicają narrację.

Po trzecie - budowa zdań. Przynajmniej niektórych.
O ile w większości wszystko jest oki, to kilka zdań strasznie tu zgrzyta. Np
magiczne pole siłowe.

W jednym zdaniu próbujesz połączyć klimaty fantasy i magi i miecza z twardym sf. Strasznie źle to wygląda. Podobnych rzeczy jest kilka, choć to jest najmocniejsze. I źle to jest odbierane.

Zrób sobie CV Laury i ustal wszystkie szczegóły Jej dotyczące. Tak, aby potem nie trzeszczało to w opku. Czyli np - jest chrześcijanką i wierzy w diabły. Więc czemu nie wierzy w demony? Dla mnie to nielogiczne, skoro istnienie aniołów, demonów, diabłów i krasnoludków jest w równym stopniu empirycznie potwierdzone. Jeżeli byłaby agnostykiem to by miało sens - nie wierzy w zabobony, trzyma się twardo ziemi i jest realistką. A tu taki misz- masz. To jak wierzyć w Żwirka jednocześnie negując istnienie Muchomorka. Oczywiście to tylko moje prywatne zdanie ( jako agnostyka) jednak uważam, że powinnaś przemyśleć tą sprawę ( czyli wracając do tematu - jasno ustalić reguły wg których postępuje Twoja bohaterka).

Ogólnie opko mi się podobało. Drzemie w nim potencjał, jednak musisz nad nim popracować jeszcze. ( i zapewne nad dalszą częścią, której tu nie zapodałaś - też).
Resztę błędów wytknie Ci ( jak Go znam ) Martinius.

Pozdrawiam.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

3
Widać potencjał, jak na 17 - latkę piszesz dość sprawnie, ale to jeszcze nie jest poziom drukowalny. Przepraszam, ale nie mam czasu robić łapanki.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

4
Teraz była panią własnego losu. Była bardzo ciekawa, co też dostanie od ciotki z Włoch, która słynęła ze swojej niezwykłej szczodrości. Dlatego też, kiedy poczuła, jak delikatne ręce Marii Siciliano rozwiązują jej opaskę, całe napięcie wzrosło do granic możliwości i rozpłynęło się rozkosznie po całym jej ciele, kiedy ujrzała podarunek.
Prezentem było wielkie lustro w złotej ramie,
Powtórzenia.
nieco porysowane i zmatowiałe z upływu czasu,
Pod wpływem czasu... czas w lustrze nie upływał (jak sugerujesz).
Widziała w nim swoje [,]nieco wyidealizowane[,] odbicie.
przecinki...
– To lustro zostało wykonane na specjalne zamówienie przez najlepszych weneckich mistrzów
Nieścisłość chronologiczna. Piszesz, że było zmatowiałe z powodu upływu czasu, a ciotka podkreśla, że zostało wykonane na specjalne zamówienie... Coś tu nie gra. O czymś nie napisałaś albo zapętliłaś się w opisie.
Co to za dziwne lustro, zastanawiała się. Czy aby na pewno zrobiono je w Wenecji?
Nie wiem, czy to celowe, ale Laura jest gamoniem, albo coś więcej. Lustra zrobione w Chinach mogą mieć takie obrazy, tak?
Postanowiła to sprawdzić.
Postanowiła sprawdzić, czy lustro jest z Wenecji?

Spróbowała ją wyciągnąć, lecz coś jej w tym przeszkodziło, jakby jakieś magiczne pole siłowe.
Za dużo tego...
i rozejrzała się wkoło.
dookoła
Nie mogła tak sobie bezczynnie leżeć. Musiała znaleźć drogę do domu.
Dość naiwne stwierdzenie, wziąwszy pod uwagę fakt, że dziewczyna wie, iż znajduje się po drugiej stronie lustra...


Nie jest to tekst dobry, ani dobrze napisany. Ma trzy grzechy: powtórzenia, zaimki, prędkość narracji. To były grzechy główne. Pozostałe to: infantylność zachowań bohaterki, narrator, który wtrąca się w akcję i, niestety, brak plastyki w kreowaniu świata.

od początku...
Ubogość językowa skutkuje wtórnymi opisami: wszystko zaczyna sie od: był taki, była taka, jest taki. W konstrukcji zdań używasz na potęgę zaimków, miast starać się ich omijać, przez co tekst mocno traci, a może i nie tekst, a klimat w nim zawarty. Ponownie daje o sobie znać słaba, niewyszukana konstrukcja zdań.

Narrator od pierwszych linijek próbuje stworzyć klimat, ale zamiast tego, przekształca się w kogoś, kto zwyczajnie przeszkadza w jego odbiorze - raz, że się wtrąca w akcję, dwa, że nic nie ukrywa, trzy, że opisuje wszystko minimalnie i szybko. Problem kreśli się grubą krechą na końcu, gdy powinien opisać bestię - od mglistej, tajemniczej postaci przechodzi od razu do szponu. A co z resztą? Była niewidzialna?

Zachowanie bohaterki jest pozbawione logiki. Narrator mówi jedno, ona robi drugie. Do tego moment, w którym staje po drugiej stronie lustra - jest zagubiona, rozumiem, ale narrator strzela, ni z gruszki ni z pietruszki, że musi znaleźć drogę do domu... Ot, tak? Wstała i poszła do domu? Gdzie tu logika, gdzie związek ze stanem bohaterki?

Plastyka zdań, a dokładnie jej brak - świat jest mi nieobecny. Poza starym lustrem (które okazuje się być nowe, do tego z Wenecji, bo tylko tam mogą zrobić lustra bez dziwnych teł) i powykręcanymi drzewami, nie starasz się ulokować tej akcji w konkretnym miejscu i czasie. Uczucia bohaterki i impreza urodzinowa są tłem dla wydarzeń, a to właśnie tam bym upatrywał się kontrastu pomiędzy życiem normalnym, a światem zza zwierciadła.

Niestety, nie podobał mi się ten tekst. Jest chaotyczny, nieprzemyślany i słaby stylowo. Nie polubiłem bohaterki, narrator mnie zdenerwował a tajemnica i bestia wydały się błahostką, przy rozterkach Laury.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Postradałam zmysły, pomyślała
Można by to jakoś wyodrębnić
obraz nie zniknął
Nie jestem pewien, ale może mogłabyś napisać "nie znikał". Tak mi się nasuwa na myśl :-P
Co to za dziwne lustro, zastanawiała się
Tu zmieniłbym szyk, po prostu podzdania zamienił miejscami, drugie dał przed pierwsze.
Narzędzie Szatana, pomyślała z wściekłością
Tę myśl też bym jakoś wyodrębnił ;-)

Pod koniec powtarza się "Laura" oraz liście :-PP

Laurę mogłaś zastąpić "Dziewczyną" czy "Solenizantką"
lecz tym razem
To brzmi tak, jak gdyby potknęła się po raz wtóry, nie wspomniałaś jednak o żadnym innym razie ;-P



Powiem Ci, że podobało mi się ;-] Fajny miałaś pomysł, ciekawe zakończenie, wszystko do końca trzyma w napięciu. Jest zawarta dynamika, tekst nie nuży, nie sprawia wrażenia, jakby się dwoił i troił. Czasem odruchowo zerkałem ile zostało, zastanawiając się, jak potoczą się losy Laury, i czy wróci zza lustra, ale... Cóż. Tak czy owak, myślałem, że będzie to opowieść o wampirach. ;-P Tak czy siak, fajne! Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie, to się podobało. ;-] rarara :_DDD :<<
"Poszukiwacze potłuczonego fajansu"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron