WSTĘP
Unia Europejska jest skłócona. Na Ukrainie ponownie panują wielkie zamieszki, nacjonaliści powoli przejmują władzę. Na Białorusi dochodzi do prób obalenia rządu. Zaczynają powstawać nowe, prywatne firmy wojskowe, najemnicze siły zaczynają przybierać na sile.
SPOTKANIE
Godzina 20:41, budynek Rządu Federacji Rosyjskiej w Moskwie.
Moskwa tonęła w ulewie. Do Moskiewskiego Białego Domu jechał generał rosyjskiej armii, Iwan Izotow, wysoki, sześćdziesięcioletni łysy mężczyzna o czarnych oczach. W czasie wojny w Afganistanie był jednym z najlepszych pułkowników, awans na generała dostał dopiero podczas wojny w Osetii Południowej w 2008 roku, podczas bitwy o Cchninwali.
Generał nie kierował sam swoim czarnym, rządowym Mercedesem klasy S. Miał od tego szofera, grubego Arkadija - byłego funkcjonariusza SWR, który nosił pistolet pod kurtką i który prowadził Mercedesa ostro. Szyby w oknach auta były przyciemnione i kuloodporne.
Moskiewski Biały Dom był wielkim gmachem, na szczycie znajdowała się się wieża zegarowa, na której widniało wykonane z brązu, złocone godło Rosji - dwugłowy, złoty orzeł. Całość wieńczył maszt z dumnie powiewającą - flagą Federacji Rosyjskiej. Tydzień temu doszło tam do nieudanego zamachu bombowego. Trzej ukraińscy terroryści którzy byli odpowiedzialni za ten atak - zostali aresztowani przez policyjne oddziały OMON-u podczas krótkiej ucieczki skradzionym vanem.
Chwilami Rosja trochę bała się ekspansji NATO. Przez kryzys na Ukrainie i wsparcie z Zachodu dla Ukraińców, niektórzy moskiewscy politycy bali się, że lada chwila nastąpi atak na ich ojczyznę przez Ukrainę, która w każdej chwili, być może za sprawą brudnych pieniędzy, mogła wstąpić do NATO i Unii Europejskiej. Zarówno Izotow, jak i inni rosyjscy oficerowie byli przekonani jednak, że to oczywista, nierealna bzdura.
Izotow uczestniczył wcześniej w spotkaniu w budynku FSB obok placu Łubiańskiego, znanego kiedyś jako plac Dzierżyńskiego. Ten plac też nie był już taki, jak za ZSRR. Zniknął pomnik Żelaznego Feliksa. Kiedyś na sam jego widok ciarki przechodziły po plecach tym, którzy wiedzieli, kim był ten człowiek. Teraz ten plac został jedynie symbolem minionej bezpowrotnie epoki marksizmu-leninizmu. W siedzibie FSB mieściła się kiedyś reprezentacyjna siedziba towarzystwa ubezpieczeniowego Rossija, a potem był znany jako Łubianka – przerażająca nazwa nawet w kraju, rządzonym przez Stalina.
Gdy limuzyna Izotowa wjechało na plac obok budynku, na plac wybiegli trzej uzbrojeni strażnicy, dowódca tej grupy, zobaczył i rozpoznał samochód, po czym machnięciem ręki dał Arkadijowi znać, żeby wjeżdżał.
Gdy generał wysiadł z czarnego Mercedesa, trzymając w lewej ręce teczkę, pobiegł w kierunku budynku. Ulica obok była zatłoczona przez dziesiątki samochodów, pełno aut w Moskwie było produkcji rosyjskiej i niemieckiej. Silne deszcze w Moskwie znacznie utrudniały komunikację miejską. Doszło do szeregu wypadków samochodowych. Nieliczni przechodnie z uniesionymi parasolkami brodzili prawie po kostki w kałużach na chodnikach.
W zalewie importowanych BMW, Mercedesów i innych zagranicznych aut, moskiewskie szerokie aleje straciły swój splendor. Ważne osobistości mogły korzystać ze swoich prywatnych dróg, jak niegdyś carscy książęta w swych trojkach. Były to pasy do skrętu w lewo i dla tych w rządowych ZIŁ-ach, i tych w prywatnych samochodach.
Rosja od czasów upadku ZSRR zmieniała się coraz bardziej, na budynkach roiło się od szyldów zagranicznych firm.
Na pobliskim skrzyżowaniu zrobił się korek – Buick staranował Wołgę. Drzwi otwarte, dwóch krzyczących mężczyzn w mokrych marynarkach. W zasięgu wzroku ani jednego policjanta.
Dwaj pijacy zataczali się po chodniku, mieli pewnie najwyżej po pięćdziesiąt lat, ale ich twarze były tak zniszczone wódką i tanim winem, że wyglądali o wiele starzej.
Izotow wszedł do środka przez duże, szklane drzwi, gdzie spotkał się z młodszym wiekiem oficerem o siwych włosach i kościstej twarzy, pułkownikiem Kowalowem.
- Witam, towarzyszu pułkowniku! - przywitał się Izotow.
- Dzień dobry - odparł Kowalow kłaniając się.
Kowalow zaprowadził Izotowa do windy, prowadziła ona do podziemnego schronu przeciwatomowego. Kowalow miał, w przeciwieństwie do Izotowa, nerwowy charakter.
Bunkier był tajny, tylko prezydent, premier oraz oficerowie wojska, wywiadu i kontrwywiadu wiedzieli o jego istnieniu.
Po kilku sekundach winda gwałtownie ruszyła w dół, zjechali pod ziemię. Przed wyjściem z windy znajdował się krótki korytarz, na którego końcu były żelazne wrota.
Izotow wpisał hasło przy małym ekranie obok żelaznych drzwi. Po podaniu szyfru, wrota pokryte nową, matową stalą otworzyły się. Za nimi znajdowała się średniej wielkości, przyciemniona sala z długim stołem, kilkoma komputerami, małej wielkości mapą taktyczną położoną na stole oraz telewizor i sprzęt komunikacyjny stojące na w kącie.
W bunkrze był jeden pułkownik, dwóch ubranych w garnitury agentów Federalnych Służb Bezpieczeństwa, czyli FSB i jeden funkcjonariusz GRU - agencji wywiadu.
- Witam - Niebieskooki szatyn w średnim wieku zasalutował, nie wyjmując papierosa z ust. Był to pułkownik Sorokin.
Wszyscy usiedli do stołu, Sorokin ugasił swojego papierosa w popielniczce.
- Co generał chce nam powiedzieć? - zapytał się uprzejmym tonem pułkownik Sorokin drapiąc się po głowie.
- Polityczna sytuacja na Białorusi i Ukrainie jest ciężka. Majdan to nic w porównaniu z tym, co się teraz dzieje - powiedział młody agent GRU.
- Jak wiecie, rządy Ukrainy i Białorusi nie dadzą rady, nacjonaliści mają ogromne poparcie, tamtejsi wojskowi się buntują. Militarnej pomocy nie możemy zaoferować, bo Unia da nam kolejne sankcje - powiedział Izotow, zdejmując oficerską czapkę i kładąc ją na stole.
- Mogą połączyć siły, zdobyć broń masowego rażenia. Co prawda nie pochwalam akcji militarnej ale... - rzekł Sorokin.
- Nacjonaliści prędzej czy później dojdą do władzy. To krytyczna sytuacja, nie ma co tego przeciągać w nieskończoność - odparł nerwowym tonem Izotow, marszcząc brwi.
- Jakie jest zdanie prezydenta? - zapytał jeden z agentów FSB.
- Mówię w jego imieniu. Działam na rozkaz Kremla - odpowiedział Izotow.
- Musimy zareagować, zanim będzie za późno - rzekł funkcjonariusz GRU.
- Białoruś i Ukraina to nasze strefy wpływów! Jak je utracimy, upokorzymy się przed innymi państwami - oznajmił Kowalow.
- Zawsze trzeba ponieść jakieś straty. Co do tej broni masowego rażenia, mogą mieć broń chemiczną - rzekł Izotow, po czym wyjął teczkę i pokazał fotografię żołnierza w oficerskim mundurze.
- Kto to? - spytał zaciekawiony Kowalow poprawiając krawat.
- Kapitan Dmitrij Władimirowicz Worszewski, urodzony w Moskwie, 53 lata. Od 1987 roku służy w armii, od 1996 roku jest komandosem i służy w Specnazie, jednostka Alfa. Weteran wojny w Afganistanie, Czeczenii i Gruzji - oznajmił Izotow.
- Nie mamy kogoś młodszego? - rzekł Sorokin.
- On nie jest na emeryturze tylko na chwilowym zawieszeniu. Tylko taka osoba może bez problemu przeniknąć na wrogie terytorium. W Czeczenii poradził sobie sam za linią wroga przez dwa dni, bez żadnego oddziału. Kiedyś został odznaczony Orderem Newskiego i Orderem Świętego Andrzeja. Planuję wysłać komandosów na zbuntowane tereny Ukrainy. Wykradną dokumenty. Nasz wywiad donosi, że w północnej części Krymu, przy granicy z kontynentalną częścią Ukrainy, pewien ukraiński major zatrzymał się na miejscowym posterunku, ma przy sobie dokumenty o broni chemicznej... - powiedział spokojnym tonem Izotow.
- Jeśli ich zabiją albo złapią, to będziemy musieli się ich wyprzeć, inaczej rozpętamy wojnę! - powiedział Kowalow.
- Popieram decyzję generała! - krzyknął Sorokin.
- Na miejscu mamy dwóch szpiegów z GRU. Wysyłamy trzech komandosów na teren Ukrainy. Co do Białorusi, to już inni się tym zajęli. Ja już muszę iść - oznajmił Izotow, po czym wstał i założył czapkę.
Izotow wyszedł z bunkra w kierunku windy. Po wyjechaniu na górę wyszedł z budynku i wsiadł do limuzyny.
- Arkadij, na lotnisko jedziemy! - krzyknął do kierowcy.
- Tak jest.
Następnie wziął komórkę i zadzwonił do Dmitrija.
- Halo, Iwan Izotow.
- Witam, generale - odpowiedział ponurym głosem Dmitrij.
- Mam pewną prośbę. Doszło już prawie do całkowitej zmiany władzy na Ukrainie. Więc chciałbym poprosić cię o udział w tajnej misji na terenie Krymu.
- Skończyłem z wojskiem rok temu...
- Jesteś w tym dobry, zrobisz to ze swoim dawnym oddziałem. Zapłacimy wam.
- No dobra... Wezmę w tym udział - zgodził się Dmitrij po krótkim przemyśleniu.
- Świetnie. Jak będziemy gotowi, to zadzwonię.
- Do widzenia.
Dmitrij się rozłączył.
- Łatwo poszło... - powiedział do siebie Izotow.
PRZEWRÓT
Godzina 10:20, dom Dmitrija, 4 km od Petersburga.
Na dworze było słonecznie i bezchmurnie.
Dmitrij siedział skupiony w kuchni czytając gazetę i pijąc herbatę. Dom Worszewskiego był średniej wielkości, drewnianą leśniczówką na przedmieściach Petersburga.
Miał on siwe krótkie włosy, czarne wąsy i niebieskie oczy. Na jego lewym policzku znajdowała się niewielka blizna po nożu, jeszcze z czasów pierwszej wojny w Czeczenii. Walkę traktował jako zwykłą pracę, niebezpieczną pracę. Nie oczekiwał za to dziesiątek medali i szeregów Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Sankt-Petersburskiej. Robił to, co trzeba.
Nagle zadzwonił telefon.
- Halo? - zapytał zniecierpliwiony.
- To ja, Kirył. Oglądasz wiadomości? Na kanale Rossija 24?
Dmitrij szybko wziął pilota i włączył telewizor.
- Wczorajszej nocy, po starciach z milicją i Wojskami Wewnętrznymi, na Ukrainie władzę objął nacjonalistyczny rząd, znany z antyrosyjskich poglądów - mówił dziennikarz w telewizji.
- Obawiam się, że na Białorusi będzie to samo...
- Może... - odpowiedział cichym tonem Dmitrij.
- Jak coś, to jeszcze zadzwonię, na razie jestem zajęty - powiedział Kirył, po czym się rozłączył.
Dmitrij siadł na fotelu przed telewizorem i obserwował przez resztę dnia wydarzenia na Ukrainie.
TAJNA MISJA
Godzina 20:00, jednostka Specnazu w Petersburgu.
Dmitrij przyjechał do koszar swoim czarnym, terenowym Suzuki SX4, poszedł do budynku jednostki i ubrał się w czarny, nieoznakowany mundur. Z młodszym wiekiem chorążym Wiktorem Popowem - o pucołowatej twarzy, czarnych włosach i niewielkim zaroście - oraz łysym sierżantem Kiryłem Morozowem o lekko odstających uszach, i ciemnych oczach, poszli na odprawę.
Zaraz po tym, do pokoju odpraw przyszedł generał Iwan Izotow. Pomieszczenie było średniej wielkości, znajdowało się tam kilka krzeseł i jedno drewniane, czarne biurko. Ściany były koloru białego, a na ścianie znajdowała się mapa Rosji. Prócz tego, obecność zagranicznych mebli i nowinek technologicznych biła w oczy: komputery Dell, nowe radiostacje. Na ścianie lekko wyblakła kopia portretu Piotra Wielkiego. A przy oknie - żywa roślinka.
Izotow czytał jakiś raport, zaginając górny róg kartki. Drugą ręką masował delikatnie czoło, jakby próbował wygładzić siatkę pokrywających je zmarszczek. Lekko obwisła skóra pod jego oczami przypominała Dmitrijowi worki, które nosiły zimą na pyskach konie w małym gospodarstwie, gdzie pracował kiedyś jego dziadek.
- Przedwczoraj, po krwawych zamieszkach i starciach z siłami milicji i wojska, nacjonaliści przejęli władzę na Ukrainie. Teraz to wrogi kraj, prawdopodobnie mają broń chemiczną. Zostaniecie zrzuceni niedaleko posterunku położonym na północy Krymu. Na tej placówce przebywa pewien oficer. Możecie go zabić albo zabrać żywego, ważne abyście wzięli jego dokumenty. Dostarczy was zmodyfikowany samolot Cessna 421. Pamiętajcie, że to ściśle tajna misja. Na miejscu jest jeden agent który będzię utrzymywał z wami łączność. Startujecie za 15 minut. Zrozumiano, kapitanie Worszewski? - oznajmił stanowczym tonem Izotow.
- Tak jest! - odpowiedział Dmitrij podpierając brodę pięścią.
- Odmaszerować - rzekł spokojnym tonem generał.
- Jak słyszeliście! Do magazynu! - oznajmił Dmitrij.
Komandosi wzięli ekwipunek, Dmitrij i Kirył wzięli karabiny AKS-74U z laserowymi celownikami i tłumikami, Wiktor wziął karabin wyborowy WSS Wintoriez z celownikiem termowizyjnym.
Żołnierze weszli na pokład Cessny. Pilot wystartował. Do tej misji zdecydowano się wysłać cywilną maszynę, by nie zwracać na siebie uwagi, samolot ten miał wysuwane drzwi, aby ułatwić skok spadochronowy.
Dmitrij miał złe przeczucia co do tej misji, jeden błąd mógłby spowodować wojnę. Kirył i Wiktor byli w oddziale Dmitrija już bardzo długo, razem wykonywali tajne misje na terenie Gruzji i Czeczenii.
Minęły dwie godziny. Dmitrij i Wiktor sprawdzali magazynki do broni. samolot zbliżył się do ukraińskiej granicy. Żołnierze przygotowali spadochrony. Kirył otworzył drzwi, do środka samolotu wpadło chłodne powietrze.
Komandosi skoczyli, drzwi maszyny automatycznie się zamknęły. Po długim swobodnym spadaniu otworzyli spadochrony. Po kilku sekundach wylądowali niezauważeni na brzegu małego jeziora spowitego ciemnością i rzadką mgłą.
- Sokół! Tu Wilki! Wylądowaliśmy! Bez odbioru - zakomenderował przez krótkofalówkę Dmitrij.
Trójka zdjęła ochronne kaski i przyczepiła je do swoich pasów. Kaski te nie przydałyby się do walki, gdyż chronią przed upadkiem, a nie przed odłamkami i rykoszetem.
Cała trójka założyła noktowizory, nagle kilka metrów dalej usłyszeli warkot silników. Nadjechał ukraiński patrol. Rosjanie szybko schowali się w krzaki obok. Dwa wojskowe UAZ-y przejechały, nie zauważając żołnierzy. Po przejściu przez łąkę, a potem przez niewielki las, komandosi doszli do dużego wzgórza, z którego było widać poszukiwany posterunek. Było to małe zbiorowisko baraków i namiotów, otoczone leśnymi pagórkami, znajdował się też tam garaż na czołg i jedna wieżyczka wartownicza, na której, o dziwo, nikogo nie było.
- To nasz cel - zaraportował Kirył.
Wiktor położył się na ziemi i spojrzał przez lornetkę.
- Widzę ośmiu wrogów! Dwóch stoi na warcie przy bramie, jeden naprawia czołg, dwóch patroluje teren, a trzej pozostali siedzą w baraku - oznajmił Wiktor.
- W porządku. Ty, Wiktor, będziesz nas osłaniał, ja z Kiryłem zakradniemy się tam - powiedział Dmitrij.
- Przyjąłem - oznajmił Wiktor.
Dmitrij i Kirył zakradli się pod zasieki odgradzające bazę, Dmitrij kombinerkami przeciął druty. Zaraz potem Kirył gwałtownie wbił stojącemu strażnikowi nóż w gardło, ciało schował w krzaki obok.
- Wchodzimy - zaraportował Kirył.
Kolejny Ukraiński wartownik szedł w kierunku zniszczonych zasieków. Dwaj komandosi schowali się za skrzyniami, głowa wartownika została przebita na wylot od karabinu snajperskiego Wiktora, krew trafionego Ukraińca rozbryzgała się na ścianie jednego z baraków.
- Wróg zlikwidowany - powiedział Wiktor.
Dmitrij z Kiryłem zdjęli noktowizory i podeszli do głównego baraku, w którym było trzech żołnierzy. Kirył zajrzał ostrożnie do środka przez okno.
- Jest tam jakiś major i dwóch zwykłych wojaków - oznajmił Kirył, który bez problemowo rozpoznał rangę oficera.
- Majora weźmiemy żywego.
- Zrozumiano.
Dmitrij kopnięciem otworzył drzwi i z Kiryłem zabili seriami z karabinków dwóch nieprzyjaciół.
- Ręce do góry! - krzyknął Kirył do majora.
- Wiktor, mamy tego oficera, odbiór... - zaraportował Dmitrij.
- Przyjąłem, pozostali się jeszcze nie dowiedzieli o was, bez odbioru.
- Mów, jak nie chcesz zginąć, jakie macie dalsze plany! - Kirył odezwał się nerwowym tonem do dowódcy posterunku.
- Pieprz się! - krzyknął major.
Kirył przyłożył mu karabin do głowy. Rosjanin uspokoił oddech, i po raz pierwszy przyjrzał się dobrze majorowi. Zgarbiony. Spiczasta, lisia twarz. Brwi ściągnięte w trwałym grymasie, zdradzającym wrodzoną niechęć do kompromisu.
- Pytam się ostatni raz! Jakie macie zamiary?
- Myślicie, że wam powiem?
Oficer chciał chwycić za karabin Kiryła lecz Dmitrij zabił go strzałem w głowę.
- Wiktor, major nic nam nie powiedział, jak tam wrogowie? - zapytał się przez krótkofalówkę Dmitrij.
- Jeden usłyszał was i zbliża się do baraku. Jak będę miał czysty strzał, to go zabiję, bez odbioru.
Dmitrij wziął z biurka pendrive'a oraz aktówkę, w której były dane broni chemicznej. Następnie z Kiryłem dyskretnie wyszedł z baraku.
- Stać! - krzyknął strażnik w czapce uszance z wycelowanym kałasznikowem w stronę Dmitrija, lecz zaraz po tym został zabity przez Wiktora.
Dmitrij z Kiryłem oraz Wiktorem w pośpiechu uciekli z miejsca zdarzenia, po drodze zabijając pojedynczymi strzałami w głowę dwóch patrolujących okolicę żołnierzy.
- Orzeł 9! Mamy dokumenty! Czekamy na ewakuację! Odbiór! - zaraportował Dmitrij przez krótkofalówkę.
- Tu Orzeł 9, Mi-8 już tu leci! Bez odbioru.
Kilka minut później nadleciał transportowy śmigłowiec osłaniany przez szturmowy helikopter Mi-28, który wystrzeliwując rakietę, zniszczył jadącą wojskową ciężarówkę z ukraińskimi żołnierzami. Dwóch Ukraińców, płonąc, wyskoczyło z wraku pojazdu, lecz zaraz potem skonało od poparzeń.
Dmitrij zaś zabił serią z kałasznikowa dwóch biegnących w jego stronę żołnierzy.
- Miło was widzieć - powiedział do pilota ucieszony Wiktor.
- Wracajmy do domu! - krzyknął Kirył.
Śmigłowce poleciały w stronę rosyjskiej granicy. Wewnątrz panowała spokojna atmosfera, znalezione dokumenty wskazywały na to, że Ukraińcy posiadają duży zapas broni chemicznej.
- Jeszcze Białoruś nie padła - rzekł pod nosem Kirył.
- Jeszcze... - odpowiedział Dmitrij, po czym zdjął karabin z ramienia i napił się wody.
Po długiej podróży do domu Dmitrij dał generałowi Izotowi znalezione dane. Komandosi dostali pozwolenie na powrót do domów, Dmitrij przebrał się w cywilne ubranie i wsiadł do swojego auta, następnie wyruszył w kierunku domu.
Po podróży przez zakorkowane miasto dojechał do przedmieść. Duże, szare gmachy zaczęły ustępować blokom mieszkalnym i małym sklepom. Nagle Dmitrij zauważył że stojący naprzeciwko skrzyżowania szklany budynek Gazprombank był zniszczony, zaraz potem wybuchły stojące naprzeciwko dwa samochody osobowe. Huk eksplozji było słychać z daleka.
Zapanował chaos, ludzie uciekali lub chowali się za autami. Wszystkie samochody zatrzymały się, a Dmitrij wysiadł z auta.
- Co jest? - powiedział do siebie zmęczony Dmitrij.
Wszyscy uciekali w popłochu. Rozniósł się głos wyjących syren, po chwili przyjechało pełno radiowozów, karetek i wozów strażackich.
- Jestem kapitan Worszewski ze służb specjalnych. To byli Ukraińcy? - zapytał się Dmitrij jednego z policjantów.
- Tak, nie mogliśmy ich dorwać.
Zaraz potem zadzwoniła komórka Dmitrija.
- Halo...
- To ja, Kirył. To byli Ukraińcy, chcą nas zastraszyć, pokazać, jaką to są potęgą...
- W Moskwie też do tego doszło?
- Mam nadzieje, że nie. Jak coś, to zadzwonię. Trzymaj się.
Dmitrij wsiadł do samochodu i pojechał do swojego domu na skraju lasu na którego przeciwko znajdowała się mała stacja paliw Łukoil.
Gdy dojechał do domu, rozpalił w kominku i wziął laptopa Apple, aby poszukać więcej informacji o zamachach. Okazało się, że w tym ataku zginęło trzydziestu pięciu ludzi a czterdziestu czterech zostało rannych.
[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Wto 24 Cze, 2014 ]
Na prośbę [MrTanka w drodze wyjątku edytowałam dziś temat i wkleiłam poprawiony fragment.
''Eskalacja''
1
Ostatnio zmieniony pt 15 sty 2016, 17:35 przez MrTank, łącznie zmieniany 2 razy.