

Wulgaryzmy!
***
Pewnej nocy Ados przesiadywał w karczmie. Znajdowała się ona przy mało uczęszczanej drodze. Specjalnie wybrał to miejsce. Chciał odpocząć od wszystkich szumowin z kryjówki banitów i od klientów. Ciągłe mordobicia, awantury i lamenty zaczęły porządnie go denerwować. Przecież ile można?! Był zmęczony tym wszystkim i uznał, że uda się na odosobnienie na kilka dni. Sączył spokojnie miód pitny z drewnianego kufla, gdy karczmarz czyścił szynkwas, a płomienie z kominka puszczały dym, spowijający sufit pustego pomieszczenia. Jedynie dźwięki jaki dało się słyszeć to brzęczenie kilku much zza ściany.Po chwili błogostan został przerwany przez trzaśniecie drzwiami. Stała w nich zakapturzona postać, która najwyraźniej nie przejęła się zupełnie zbyt silnym pchnięciem wejścia. Nie zastanawiając się podeszła do kontuaru i usiadła do Jaszczura. Patrzyła na niego przez chwilę, ale gdy się zorientowała, że ma ją głęboko w dupie podjęła rozmowę:
- Przepraszam najmocniej, Pan Ados?
Ados spojrzał na przybysza, zmierzył go od góry do dołu i odparł chłodno:
- Nie znam.
- Daj spokój, gadzie - uśmiechnął się do niego, zdejmując kaptur. Był to elf o podłużnej twarzy i promiennym uśmiechu. Jego włosy spięte były w kok, prawdopodobnie robiony na szybko. - Mam robotę dla ciebie. Trzeba zwinąć jeden miecz po kryjomu.
- Nie jestem złodziejem, tylko płatnym mordercą.
- Dlatego właśnie prócz kradzieży miecza pozbędziesz się jego właściciela. Co ty na to?
Jaszczur zastanowił się przez chwilę. Dopił miód i skinął ręką do karczmarza. Ten przyniósł mu drugi kufel.
- Dużo zapłacę!
- Morderstwo ma swoją cenę i kradzież swoją, jeżeli tak stawiasz sprawę.
- Czyli mam rozumieć, że płacę podwójnie? - podrapał się po brodzie, jakby ubijał trudny interes.
- Dokładnie.
- Ile chcesz?
*
Jaszczur czekał już pod domem przyszłej ofiary. To zlecenie szczególnie mu się podobało. Nie dość, że dużo elf płacił to jeszcze żadnych nazwisk i imion, żadnych zbędnych głupot tylko czysta robota. Prosto z mostu.Stał w ukryciu już od dwóch godzin. Obserwował bacznie okolicę, czy nie ma jakichś gapiów, ochrony, może kogoś z członka rodziny. Studiował także budynek - wejścia, drogi ucieczki, miejsca do ukrycia się czy też schowania ciał. Uznał, że już czas wkraczać.
Zbliżył się pozostając w cieniu do okna na parterze. Zajrzał przez nie. W środku było ciemno, ale udało mu się wypatrzeć kilka łóżek, a w nich śpiące osoby. Niestety musiał tam wejść by sprawdzić czy jego cel przypadkiem tutaj nie śpi. Podsunął delikatnie framugę do góry, uprzednio wkładając pod nią sztylet, i wśliznął się do środka. Stał przez chwilę w bezruchu spoglądając czy przypadkiem kogoś nie obudził. Na szczęście nie. Podchodził powoli do każdego łóżka, których było sześć. O dziwo w każdym z nich leżała naga kobieta, przykryta cienki płótnem. Wyglądały jakby były czymś odurzone, a ich krocza wskazywały na dosyć częste ich używanie przez mężczyzn. Jedna z śpiących miała liczne siniaki na ciele i nie oddychała. Skurwysyn, pomyślał Jaszczur.
Przejrzał resztę pomieszczeń pierwszego piętra i udał się schodami na górę. Wszedł do duże pokoju z łóżkiem, nad którym wisiał baldachim. Obok stał stojak z mieczem. Bingo. Ados zbliżył się do łóżka, wyciągając w między czasie sztylety. Odkrył pościel. Nikogo pod nią nie było. W tym samym momencie poczuł ukłucie na plecach.
- Czyżby jaszczurka łyknęła haczyk? - ktoś zachichotał za jego plecami.
W rogu pomieszczenia zapaliła się świeca. Stał przy niej masywny elf z dwuręcznym mieczem. Za drzwiami wejściowymi stał drugi z ręczną kuszą, załadowaną. Trzeci osobnik znajdował się za plecami Adosa i właśnie wbijał mu swój nóż w nerkę.
- Odłóż broń, gadzie. Łowcy głów przybyli z Reptilii i dużo zapłacą za przytarganie im ciebie. Banicja nie jest ucieczką jak widać - odezwał się długouchy z mieczem.
- Udałem się na banicję dobrowolnie, nie wygnano mnie z ojczyzny. Niczego nie zrobiłem.
- Po pierwsze: to nie jest twoja ojczyzna, już nie. Po drugie: nie wydaję mi się by morderstwo matki i jednego ze strażników Tlaxclot było tylko niczym.
Cholera, skąd on wie, pomyślał Ados. Jeżeli to co mówi jest prawdą, to mam mocno przesrane. Teraz łowcy głów z Reptilii będą depczeć mi po piętach, a to utrudni mi jedynie wykonywanie zawodu. Tfu, mogę przez nich zginąć!
- Powtarzam, odłóż...
Elf nie dokończył, bo Ados wykręcił woltę, rzucił sztyletem prosto w gardziel kusznika i skręcając nienaturalnie rękę poderżną gardło nożownikowi. Został sam na sam z wojownikiem. Po chwili mierzenia się wzrokiem, oboje rzucili się na siebie. Pojedynek nie trwał zbyt długo, ale był tragiczny w skutkach. Elf został pozbawiony głowy, a Ados prawie stracił lewą rękę. Przez moment nieuwagi oberwał końcówką miecza , który przeszedł przez jego skórę jak gorący nóż przez masło. Pozostanie mu duża blizna i przez jakiś czas będzie musiał oszczędzać kończynę, ale przynajmniej żył. Zabrał miecz, splunął na twarz martwego elfa i ruszył w stronę karczmy, opatrując po drodze ranę.
*
Nie zastał zleceniodawcy, a karczmarz nie wiedział dokąd szachraj się udał. Jaszczur zostawił miecz mężczyźnie i udał się na spoczynek do swojego pokoju na górze. Położył się i spojrzał na księżyc w pełni, którego blask oświetlał przez okno drzwi pomieszczenia. Ados zastanowił się przez chwilę. Poczuł w sobie ogromny gniew, nienawiść i awersję. Te uczucie były skierowane w stronę rasy elfów. Zdał sobie sprawę, że ten cały incydent wzbudził w nim odrazę i rasizm wobec długouchych. Wstał, zabrał kilka swoich rzeczy i wyszedł przez okno, zostawiając sakiewkę ze złotem. Postanowił, że znajdzie żmiję, która go chciała wydać i poćwiartuję. Potem zrobi tak z każdym elfem. Choćby miało to trwać wieczność...