Porwanie

1
Początek dłuższego tekstu. Chyba kryminał, wątków sci-fi brak.



WWWPóźnym wieczorem, gdy na zewnątrz było już ciemno, Joanna nadal ćwiczyła. Ręce powoli odmawiały posłuszeństwa, jednak dziewczyna nie dawała za wygraną. Od zawsze chciała być najlepsza i nie zamierzała się poddać z powodu byle błahostki. Ciężka praca była wpisana w jej powołanie. Starała się nie zwracać uwagi na ból, lecz bez przerwy wygrywać kolejne nuty na dziewiętnastowiecznym fortepianie.
WWWPrzewróciła kartkę, odgarnęła włosy, po czym wróciła do zajęcia. Czuła jak pot zalewa jej plecy, skraplając się i płynąc w dół. Joanna dążyła do perfekcji, więc nie mogła zajmować się takimi szczegółami. Zdenerwował ją sam fakt, że zauważyła coś innego niż gra.
WWWZa oknami przemknął jakiś cień. Był tak niewielki, że ledwo go dostrzegła. Wiatr zadął, poruszając zasłonami. Otwarte drzwi balkonowe lekko zastukały. Joanna nie przerwała gry nawet na sekundę.
WWWA wtedy poczuła lekkie ukłucie w szyi. Starała się je zignorować, skupić na uderzaniu w klawisze. Muzyka jednak powoli słabła, podobnie jak Joanna. Jej ręce sztywniały, stopy nie chciały już naciskać pedałów. Traciła przytomność, ale przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Liczyły się tylko kolejne nuty, a teraz, przez jakąś drobnostkę, nie była w stanie dokończyć swojej partii.
WWWNiewyraźna postać złapała ją za ramiona. Ostatni dźwięk był okropnie fałszywy. Muzyka ucichła, a Joanna przestała już odczuwać cokolwiek.
***
WWWChłopiec wszedł w ciemność. Nie był w stanie dostrzec nawet końcówek swoich dłoni, wiedział jednak, że musi przeć naprzód. Próbował biec, ale co chwilę upadał, potykając się o byle gałązkę. Nie mógł go dogonić. Nie mógł nawet wiedzieć, czy obrał dobry kierunek.
WWW– Tato?! – krzyknął bezsilnie.
WWWZatrzymał się i otarł łzy z policzków.
WWW– Tato!!! – wrzasnął po raz kolejny.
WWWJego krzyk odbił się echem po lesie, ale poza tym nie było żadnej reakcji.
*
WWWGabriel obudził się bardzo zmęczony. Znowu miał ten sam sen, który towarzyszy mu od dzieciństwa. Trauma po zniknięciu ojca zdawała się tak mocno wbita w podświadomość, że nic nie było w stanie jej przegonić. Ani leki nasenne, ani pomoc psychologiczna, ani nawet hipnoza. Po prostu musiał z nią żyć. Z tajemnicą, dlaczego ten idealny ojciec zniknął z dnia na dzień, zostawiając dwóch synów i kochającą żonę?
WWWUsiadł na łóżku, przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma. Miał jeszcze całą godzinę, zanim Ewa otworzy biuro, a klienci zaczną walić drzwiami i oknami. Wziął więc prysznic, dokładnie się myjąc, zadbał o swój wygląd – choć on nie zwracał na to uwagi, Ewa nalegała, by zawsze wyglądał schludnie. Jego blond włosy okropnie się przetłuszczały, a gdy dodać do tego szare oczy, które zdawały się wiecznie zmęczone, Gabriel mógł nie budzić zaufania. A ta cecha była konieczna w jego pracy. Zajmował się odnajdywaniem zaginionych ludzi.
WWWZe swojego mieszkania wyszedł szybko, próbując unikać zainteresowania innych osób. Wsiadł do wysłużonego samochodu i odjechał. Biuro było oddalone o dwa kilometry, a ze względu na charakter swojej pracy, Gabriel musiał często się przemieszczać. Dziesięcioletni, trzydrzwiowy samochód ułatwiał podróżowanie.
WWWBiuro Gabriela Rozmańca znajdowało się na pierwszym piętrze nowoczesnego, przeszklonego biurowca. Sam wynajem tego lokum wiele go kosztował, ale – tu znowu Ewa miała rację – dzięki dobrej prezencji, klienci czuli, że mogą zawierzyć swoją sprawę akurat jemu.
WWWPrzed głównym wejściem stały trzy niepasujące do otoczenia osoby. Gabriel zwracał uwagę na każdego, często zastanawiając się kim poszczególny człowiek jest w życiu prywatnym i zawodowym; tak już miał od urodzenia. Tych trzech mężczyzn wyglądało na dziennikarzy. Ostatnim, czego teraz potrzebował, to rozmowa z dziennikarzami. Zobaczył, że jeden z nich trzyma dzisiejsze wydanie „Spraw Krajowych”, gazety codziennej o dużym nakładzie. Na którejś ze stron widniało zdjęcie sprzed dwóch dni, kiedy to Gabriel odnalazł zaginioną od pięciu lat dziewczynę. Sprawa jej zaginięcia od dawna elektryzowała media, a miejsce odnalezienia okazało się bardzo zaskakujące. Sąsiad, okrutny romantyk, przetrzymywał kobietę w piwnicy, dwie ulice od jej domu rodzinnego. Gabriel wiedział, że takie historie zdarzają się bardzo często, ponieważ najciemniej bywa pod latarnią. Policja szukała zaginionej poza granicami kraju, natomiast jemu wystarczył tydzień, by dotrzeć do prawdy. Teraz płacił za to cenę, gdyż by uniknąć rozmowy z dziennikarzami, do biurowca musiał wejść niezbyt ciekawym, tylnym wejściem. Tak to już bywało i z biurowcami, i z ludźmi, że na pozór byli wspaniali, ale wystarczyło tylko zajrzeć od innej strony, a pokazywali swoje ponure oblicza.
WWWPo drodze na pierwsze piętro, Gabriel jak zwykle spotkał całą masę zabieganych ludzi. Menadżerowie, handlowcy, prawnicy i inni byli na tyle zajęci, że w ogóle nie zwracali uwagi na przechodzącą obok gwiazdę.
WWWGabriel otworzył drzwi od biura, wślizgnął się do środka i natychmiast je zatrzasnął, głośno wzdychając.
WWW– Paranoja – powiedział pod nosem.
WWWPowitała go uśmiechnięta Ewa. Kobieta była jego prawą ręką, współpracowniczką, ale i do pewnego stopnia doradcą życiowym. Była o piętnaście lat starsza, znacznie lepsza w kwestiach organizacyjnych i na dodatek szczera, czasami aż do bólu. Gdyby nie ona, Gabriel na pewno nie odnalazłby tylu ludzi, o ile w ogóle odnalazłby kogokolwiek.
WWW– Telefon dzwoni od samego rana – wyznała, stukając palcem o służbową komórkę. WWW– Dobrze, że nie podałam im twojego numeru, bo byś nie miał spokoju.
WWWPodszedł do zbiornika z wodą i nalał sobie kubek. Była zimna.
WWW– Wydaje mi się – odparł pomiędzy kolejnymi łykami – że widziałem dziennikarzy, którzy tylko czekali, aż się pojawię.
WWW– To jeszcze nie czytałeś?
WWWPokazała mu drugą stronę „Spraw Krajowych”. Na zdjęciu pod artykułem o tytule „Sąsiad psychopata i detektyw z powołania” było pięć postaci. Dwóch policjantów wyprowadzało z domu łysiejącego, tęgiego mężczyznę, a Gabriel siedział na schodach razem z odnalezioną dziewczyną.
WWW– „Detektyw z powołania”? – zakpił. – Żaden ze mnie detektyw, a tym bardziej z powołania. Zresztą nie potrzebuję rozgłosu.
WWW– Ależ przeciwnie, należy ci się! Słuchaj, teraz dzięki takiemu rozgłosowi będziemy cieszyli się jeszcze większym zaufaniem...
WWW– A ty znowu o tym zaufaniu?
WWW– Oczywiście, bo jest bardzo ważne. Pamiętasz jak jeszcze pół roku temu mało kto brał naszą działalność na poważnie? Bo ja wciąż trzymam w szufladzie kpiące z nas listy od organizacji na rzecz poszukiwania osób zaginionych, czy od lokalnych gazet. Twoje metody wreszcie dostaną należyty szacunek.
WWWGabriel lekko się uśmiechnął.
WWW– Wielkie mi metody. Po prostu jestem zaangażowany w każdą sprawę, nic więcej.
WWW– Szczerze mówisz o możliwych scenariuszach, ludzie powinni to docenić. I teraz docenią, bo widzą, że masz efekty.
WWW– To nie pierwsza osoba, jaką odnalazłem.
WWW– Ale pierwsza, którą ludzie tak się zainteresowali.
WWWGabriel podszedł do okna. Dopił wodę do końca, a kubek postawił na szafce.
WWW– Może i masz rację – przyznał. – Jeżeli dostanę choć odrobinę więcej swobody, WWWmoja praca będzie łatwiejsza. Tylko wiesz czego bardzo bym nie chciał? Dwóch rzeczy.
WWW– Żeby nie posądzili cię, że robisz to tylko dla pieniędzy.
WWW– Tak, to jest numer jeden. Po drugie nie chciałbym, żeby wyciągali sprawę mojego ojca. A to „powołanie” w tytule już bardzo dużo sugeruje.
WWW– Cokolwiek byś nie robił, od tego nie uciekniesz, Gapciu.
WWWNie przepadał za tym zdrobnieniem, ale Ewa była jedyną osobą, której pozwalał na jego użycie.
WWW– Posłuchaj tego – ciągnęła. Podniosła gazetę bliżej oczu i zaczęła czytać: – Dwudziestoośmioletni detektyw–amator, Gabriel Rozmaniec, dokonał tego, czego ani policja, ani profesjonalni detektywi, ani hochsztaplerzy w postaci jasnowidzów nie mogli osiągnąć przez pięć długich lat.
WWW– Duma aż mnie rozpiera – wtrącił.
WWW– To słuchaj dalej. Jego niekonwencjonalne metody polegały na skoncentrowaniu swojej uwagi ku przeszłości poszukiwanej osoby. Szybko doszedł do wniosku, iż skoro żadne służby nie odnalazły choćby cienia dowodu na porwanie, a dziewczyna bardzo kochała swoją rodzinę i nigdy dobrowolnie by jej nie opuściła, musiała zostać uprowadzona przez kogoś, komu ufała. Kogoś takiego, jak sąsiad Jan L., który otworzył przed nią drzwi do swego domu, by zamknąć ją w środku na długie lata. Rozmaniec sam doświadczył straty, kiedy w wieku dwunastu lat zaginął jego ojciec. Razem ze starszym bratem bawili się na podwórku, gdy mężczyzna zniknął. Na miejscu odnaleziono zakrwawiony kraniec igły, co mogło świadczyć albo o porwaniu, albo o nałogu...
WWW– Po prostu patrzę tam, gdzie inni nie chcą – przerwał jej Gabriel. Nie lubił słuchać o swojej przeszłości. – Wielkie mi osiągnięcie. Jest mnóstwo lepszych ode mnie, niech zaczną ich opisywać.
Ewa odłożyła gazetę i zdjęła okulary. A że zdejmowała je tylko, gdy chciała powiedzieć coś ważnego, Gabriel zaczął przysłuchiwać się z jeszcze większą uwagą.
WWW– Jesteś medialny, Gapciu – przyznała. – Wysoki, dobra dykcja, całkiem przystojny. Na pewno prezentujesz się lepiej od tych ponad pięćdziesięcioletnich facetów z brzuszkami, którzy stracili swój zapał do pracy. Spodziewaj się teraz ciekawych ofert.
WWW– Ach, czyli zaczęłaś prowadzić moją „karierę”?
WWW– A żebyś wiedział. Od paru dni mamy prawdziwy zalew nowych próśb. Jeden z ewentualnych klientów tak mocno nalegał na spotkanie, że wręcz nie mogłam mu odmówić. Będzie za kilka minut.
WWWZ powrotem założyła okulary, po czym wróciła do stukania w klawiaturę.
WWWChoć pracowali ze sobą od początku, czyli ponad sześć miesięcy, Gabriel nadal nie mógł przyzwyczaić się do trybu załatwiania wszelakich spraw, jaki stosowała Ewa. Ona stawiała go przed faktem dokonanym, dając bardzo niewiele czasu na jakiekolwiek przygotowanie, fizyczne czy psychiczne. Nie miał jej tego za złe, gdyż niemal zawsze miała rację, jednak wciąż odczuwał pewien dyskomfort.
WWWJego gabinet był oddzielony od reszty biura dwoma oknami oraz drzwiami pomiędzy. Gabriel nie spędzał w nim zbyt dużo czasu, jednak Ewa – a któż inny – nalegała, by ten pokój był nad wyraz schludny. Miał sprawiać wrażenie idealnie uporządkowanego. Właściciel przeszedł nawet odpowiednie szkolenie, by dokładnie wiedział, co gdzie leży. W końcu jak miałby odnajdywać zaginionych ludzi, jeżeli nie mógłby odnaleźć się we własnym gabinecie?
WWWGabriel usiadł na obrotowym fotelu za biurkiem, włączył laptopa, poprawił mankiety błękitnej koszuli i splótł ręce przed sobą. Czekał na pierwszego klienta po głośnym sukcesie sprzed kilku dni. Lubił krótkie sprawy ze szczęśliwym zakończeniem, jakie niestety zdarzały się rzadko. Póki co, jego biuro mogło pochwalić się odnajdywaniem niemal jednej trzeciej zaginionych. Według Ewy był to świetny wynik, według Gabriela – co najwyżej przeciętny.
WWWPo kilku minutach do biura wszedł potężny facet, na oko po pięćdziesiątce. Gabriel udawał, że zajmuje się innymi sprawami, podczas gdy ukradkiem przez szybę obserwował, jak Ewa wita gościa i proponuje mu coś do picia. Mężczyzna sprawiał wrażenie dobrze sytuowanego biznesmena, miał też coś z prawnika. I jak to zazwyczaj bywało u klientów – był również zasmucony. Najpewniej zaginął jego syn, albo córka. Przyszedł sam, a na ręce nie nosił obrączki. Musiał więc być wdowcem, ponieważ nawet po rozwodzie matka zgłosiłaby się razem z nim, gdyby zaistniała sytuacja zniknięcia ich dziecka.
WWWTęgi mężczyzna w nieco zmiętej koszuli wszedł do gabinetu. Ewa lekko się uśmiechnęła w stronę Gabriela, po czym wyszła, cicho zamykając drzwi.
WWWGabriel wstał i pokazał na wolne krzesło naprzeciwko.
WWW– Proszę usiąść.
WWWUścisnęli ręce. Gabriel poczuł mocną, pewną rękę. Mężczyzna musiał w swoim życiu odbyć wiele spotkań, ponieważ nie wyglądał na kogoś, kto pracowałby fizycznie.
WWW– Konrad Ornatowski – przedstawił się.
WWW– Gabriel Rozmaniec, proszę, niech pan siądzie.
WWWOrnatowski westchnął i zajął fotel. Zanim powiedział coś więcej, przetarł dłonią po oczach.
WWW– Proszę powiedzieć, kiedy ostatni raz widziano zaginioną – powiedział Gabriel.
WWWChociaż po wyglądzie mężczyzny i jego zachowaniu mógł z niemal stuprocentową pewnością stwierdzić, iż będzie musiał odnaleźć córkę Ornatowskiego, wolał nadal używać obojętnych zwrotów. „Zaginiona” odnosiło się równie dobrze do „córki” co „osoby”. A wystarczyło, by Ewa wspomniała coś więcej o kliencie.
WWW– Niemal trzy miesiące temu – wyjaśnił. – Joanna, to znaczy moja córka Joanna, zniknęła. Ma dziewiętnaście lat, wie pan.
WWW– Policja działa w tej sprawie?
WWW– Coś robią, chociaż wie pan jak to jest. Tam sprawdzą, tu poszukają, ale nie dają wielkich nadziei na rezultaty.
WWW– Mhm, dobrze. Zacznijmy od początku. Proszę mi opowiedzieć o pańskiej córce. Potrzebne jest wszystko: czym się zajmowała, jak wygląda, czy ma wielu przyjaciół, chłopaka, czy może jakiegoś wroga oraz dokładny opis dnia, w którym zaginęła.
WWWMężczyzna głośno westchnął. Skoro przyszedł akurat do Gabriela, musiał spodziewać się podobnych pytań. Ewa na pewno zadbała, by się spodziewał.
WWW– Joasia jest obiecującą pianistką. Wygrała wiele konkursów, nawet takich międzynarodowych. Perfekcjonistka we wszystkim, co robi. Ze względu na swoje zajęcie nie ma zbyt wielu znajomych, a już na pewno żadnego chłopaka. Była zbyt zajęta na chłopaka. Co do wroga: wrogiem był każdy jej konkurent na zawodach, to oczywiste, ale żadnych gróźb czy coś.
WWWOrnatowski wyciągnął zdjęcie ciemnowłosej, uśmiechniętej dziewczyny. Z nieruchomego obrazka Gabriel nie mógł wyczytać niczego specjalnego, ale schował fotografię do kieszeni. Oby się kiedyś przydała.
WWW– A dzień, w którym zniknęła? – dopytywał.
WWW– Sobota, dwudziesty siódmy kwietnia. Jeden z niewielu wolnych weekendów Joasi. Widziałem ją wtedy po raz ostatni, rano, bo akurat później pracowałem. Została porwana wieczorem, pomiędzy dziewiętnastą, a dwudziestą.
WWWPorwana? Mężczyzna był bardzo pewny swojej tezy. Ciekawe skąd wynikała ta pewność.
WWW– Dlaczego sądzi pan, że została porwana?
WWW– W naszym domu mamy kamery. Ktoś wywołał awarię akurat w sobotę. Rano monitoring wciąż działał.
WWW– Awaria mogła być przypadkowa.
WWW– Owszem, ale to, już nie.
WWWOrnatowski wyciągnął z kieszeni plastikowy, przezroczysty worek. W jego środku znajdowała się niewielka igiełka, zabarwiona na ciemnoczerwony kolor. Gabrielowi podskoczyło ciśnienie.
WWW– Przedwczoraj oglądałem wiadomości, panie Gabrielu. Mówili o pańskiej przeszłości.
WWWPrzedwczoraj? Czyżby bił się z myślami, czy przyjść? A może postanowił dokładniej sprawdzić przeszłość Gabriela? Może nawet kontaktował się z Erykiem, jego bratem. Od niego na pewno dowiedziałby się wszystkiego. Tyle, że w krzywym zwierciadle.
WWW– I postanowił pan sobie ze mnie zażartować? – zapytał Gabriel.
WWW– Niestety nie. Postanowiłem dokładniej przejrzeć salon, z którego moja córka mogła zostać porwana. Bo widzi pan, policja nie miała dowodów przestępstwa. Dla nich dziewczyna po prostu zniknęła, więc mój dom obeszli tylko z grubsza, nawet nie posilili się, by sprawdzić pod pianinem. A tam znalazłem to.
WWWPrzez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Gabriel analizował zaistniałą sytuację, myślał o znaczeniu tego, co ma przed oczami. Ale przecież...
WWW– Mój ojciec został porwany szesnaście lat temu – przypomniał – a pan przychodzi do mnie ze złamaną igłą i mówi, że te dwie sprawy mogą być powiązane? To brzmi jak żart.
WWW– A podobno lubi pan oryginalne spostrzeżenia.
WWW– Sam pan musi przyznać, że teoria jest mocno naciągana. Mój ojciec był niemal czterdziestoletnim mechanikiem i szczęśliwym mężem, więc nijak nie pasuje do pańskiej córki.
WWW– Porywacz zmienił profil.
WWW– Nie, panie Ornatowski, to nie działa w taki sposób. Sprawą mojego ojca zajmowałem się przez wiele lat i nie doszedłem do żadnej konkluzji, nawet nie wiem, czy w ogóle został porwany.
WWW– Teraz ma pan wzór. – Pomachał torebką z igłą w środku, po czym nachylił się do przodu. – Niech pan spróbuje. Jeżeli uważa pan, że się mylę, nic pan nie traci. Jedyne o co proszę, to odnalezienie mojej córki. Miałem nadzieję, że akurat pan mnie zrozumie, a ta teoria będzie dodatkową motywacją.
WWWGabriel musiał w duchu przyznać, że Ornatowski sprytnie to rozegrał. Wiedział, że choćby cień szansy na wyjaśnienie historii sprzed lat sprawi, iż „detektyw z powołania” nie odpuści, dopóki dokładnie nie sprawdzi wszystkich śladów.
WWW– Więc jak, bierze pan sprawę? – zapytał Ornatowski.
WWW– Postaram się odnaleźć pańską córkę.
WWW– O nic więcej nie proszę.
WWW– Dobrze. Na początek muszę obejrzeć miejsce, gdzie ostatni raz widziano Joannę.
WWWOrnatowski wstał, skinął głową i wyszedł z gabinetu. Razem z Gabrielem opuścili biuro, zostawiając Ewę przy co chwilę dzwoniącym telefonie.
Ostatnio zmieniony pt 05 lip 2013, 10:01 przez Zoraj, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Jak dla mnie bardzo fajnie. Może ze dwa zbędne przecinki i dwa powtórzenia (dziennikarze i ręka). Wydaje mi się, że jest też jeden zgrzyt logiczny - Gabriel na początku rozmowy z klientem skądś od razu wie, że zaginęła jego córka, ale przed chwilą wywnioskował tylko, że chodzi o dziecko.
Z subiektywnego czepialstwa wydaje mi się, że zdanie o płaceniu ceny za sukces jest raczej słabe. Po początku tego zdania spodziewałem się jakiejś głębszej myśli, a tu ceną okazuje się... wchodzenie nieciekawymi drzwiami.
Ogólnie bardzo mi się podobało, z chęcią przeczytałbym ciąg dalszy.

3
Joł,
mnie też się podobało. Wciągnęłam się więc nie widziałam żadnych niedociągnięć warsztatowych :P
Ale mam taki mały problem - jak to możliwe, że ta dziewczyna, którą odnalazł główny bohater, nie została odnaleziona wcześniej przez policję, prywatnych detektywów itd.? Bo gdy ktoś zaginie, to nie jest tak, że policja przyjedzie jednego dnia, przeszuka teren, popyta rodziny i sąsiadów, i koniec. Oni przecież mają specjalne jednostki, które zajmują się tym przez dłuższy okres czasu. Badają wszystkie możliwości, sprawdzają każdy, najmniejszy trop. Motyw, że Gabriel znalazł ją w pojedynkę, bo miał podejrzenia względem sąsiada, jest dla mnie trochę zbyt naciągany. Rozumiesz, o co mi chodzi? ;)
I jeszcze postać klienta - Ornatowskiego. On nie brzmi dla mnie jak ojciec załamany zaginięciem córki. Na początku może i tak - wzdycha, przeciera oczy. Ale potem, gdy próbuje przekonać Gabriela, żeby odnalazł Joannę, zamienia się w stanowczego, pewnego siebie człowieka, a córka schodzi na drugi plan. Chyba że musi używać też takich technik przekonywania ludzi w swojej pracy i wykorzystuje nabyte umiejętności w rozmowie z Gabrielem... Hm...
Ale ogólnie na plus. Poczytałabym więcej, bo jestem ciekawa jak to się rozwinie. Wrzucisz dalszą cześć kiedyś? ;)
Pozdro,
Lena
"Gdybym była deszczem, który łączy niebo z ziemią, mogłabym złączyć się z jego sercem i uspokoić je..."

"The stab of stilettos
On a silent night
Stalin smiles and Hitler laughs
Churchill claps Mao Tse-Tung on the back"

4
Zoraj pisze:Ciężka praca była wpisana w jej powołanie.
Nie pasuje mi ten patos do całości.
Zoraj pisze:Przewróciła kartkę, odgarnęła włosy, po czym wróciła do zajęcia.
"wróciła do zajęcia" brzmi, jakbyś z desperacją unikał powtórzenia. Nie mogłeś napisać "do grania" i zmieniłeś niefortunnie.
Zoraj pisze:Starała się nie zwracać uwagi na ból, lecz bez przerwy wygrywać kolejne nuty na dziewiętnastowiecznym fortepianie.
Za mało są te dwa zdania powiązane, żeby można było złączyć je używając "lecz". Starała się nie zwracać uwagi... lecz wygrywać... "Lecz" sugeruje, że można się spodziewać przeczenia (np. Starała się nie zwracać uwagi na ból, lecz nie wychodziło jej to), ale nie dostajemy go tak naprawdę.
Zoraj pisze:Czuła jak pot zalewa jej plecy, skraplając się i płynąc w dół.
A nie skrapla się, zalewając?
Zoraj pisze:A wtedy poczuła lekkie ukłucie w szyi.
szyję?
Zoraj pisze:Nie był w stanie dostrzec nawet końcówek swoich dłoni, wiedział jednak, że musi przeć naprzód.
Końcówki dłoni?
Zoraj pisze:Trauma po zniknięciu ojca zdawała się tak mocno wbita w podświadomość, że nic nie było w stanie jej przegonić.
Opis ten wydaje mi się jakoś mało wiarygodny. Trauma nie jest "wbita" i nie można jej "przegonić". Dziwny sposób mówienia o traumie.
Zoraj pisze:Z tajemnicą, dlaczego ten idealny ojciec zniknął z dnia na dzień, zostawiając dwóch synów i kochającą żonę?
1. Musiał żyć z tajemnicą, dlaczego... Chodzi pewnie o to, że musiał żyć z tym, że nie zna jej rozwiązania. A wyszło, jakby miał jakąś wiedzę i ta mu nie dawała spokoju.
2. Znak zapytania na końcu niepotrzebny. Tak jakbyś miał takie zdanie: "Nie wiedział, kiedy wraca do miasta." Nie stawiasz na końcu "?".
Zoraj pisze:Gabriel mógł nie budzić zaufania. A ta cecha była konieczna w jego pracy.
Budzenie zaufania to cecha, czy umiejętność?
Zoraj pisze:Dziesięcioletni, trzydrzwiowy samochód ułatwiał podróżowanie.
Stwierdzasz oczywistość. Wciśnij gdzieś ten samochód, albo daj takie zdanie, żeby coś wnosiło do historii. Że samochód ułatwia podróżowanie, wszyscy wiemy.
Zoraj pisze:Sam wynajem tego lokum wiele go kosztował, ale – tu znowu Ewa miała rację – dzięki dobrej prezencji, klienci czuli, że mogą zawierzyć swoją sprawę akurat jemu.
Nie rozumiem tego zdania. Co się dobrze prezentowało? Lokum czy detektyw? Czy oba elementy powinny?
Na początku zdanie traktuje o lokum. Na końcu już o osobie bohatera.
Zoraj pisze:Na którejś ze stron widniało zdjęcie sprzed dwóch dni, kiedy to Gabriel odnalazł zaginioną od pięciu lat dziewczynę.
Wygląda tutaj, jakbyś narratorem. To dlaczego on nie wie, na której to stronie? Jakbyś pisał Gabrielem to prędzej. Ale wtedy z kolei - skąd w ogóle wie, że tam jest ten artykuł?
Zoraj pisze:Sprawa jej zaginięcia od dawna elektryzowała media, a miejsce odnalezienia okazało się bardzo zaskakujące.
To samo co wcześniej - dwa niezwiązane ze sobą za bardzo zdania. Babcia na rowerze, a dziadek pączki.
Zoraj pisze:Gabriel wiedział, że takie historie zdarzają się bardzo często, ponieważ najciemniej bywa pod latarnią.
Jaki tutaj jest związek? Dokonuję translacji: Dlatego, że najciemniej pod latarnią, takie historie zdarzają się bardzo często. Ale czy rzeczywiście związek pomiędzy przyczyną a skutkiem nie jest tutaj naruszony?
Zoraj pisze:Teraz płacił za to cenę, gdyż by uniknąć rozmowy z dziennikarzami, do biurowca musiał wejść niezbyt ciekawym, tylnym wejściem.
Ależ cenę płaci! Musi wchodzić niezbyt ciekawym wejściem.
Zoraj pisze:Tak to już bywało i z biurowcami, i z ludźmi, że na pozór byli wspaniali, ale wystarczyło tylko zajrzeć od innej strony, a pokazywali swoje ponure oblicza.
Oj, wydało mi się, że tutaj miała być jakaś refleksja, głębsza myśl. Ale nie uformowała się, pozostała w pielusze.
Zoraj pisze:Menadżerowie, handlowcy, prawnicy i inni byli na tyle zajęci, że w ogóle nie zwracali uwagi na przechodzącą obok gwiazdę.
Ci, tamci, siamci i inni. Nieładne takie wyliczanie i to "i inni".
Zoraj pisze:Kobieta była jego prawą ręką, współpracowniczką, ale i do pewnego stopnia doradcą życiowym. Była o piętnaście lat starsza
Powtórzonko.
Zoraj pisze:Dwudziestoośmioletni detektyw–amator
między "detektyw" a "amator" powinien być dywiz.
Zoraj pisze:hochsztaplerzy w postaci jasnowidzów nie mogli osiągnąć przez pięć długich lat.
1. Nie wydaje mi się, żeby tak napisali w gazecie.
2. "hochsztaplerzy w postaci jasnowidzów" - Oni się jakoś przeobrażają w tych jasnowidzów? :)
Zoraj pisze:Jego niekonwencjonalne metody polegały na skoncentrowaniu swojej uwagi ku przeszłości poszukiwanej osoby. Szybko doszedł do wniosku, iż skoro żadne służby nie odnalazły choćby cienia dowodu na porwanie, a dziewczyna bardzo kochała swoją rodzinę i nigdy dobrowolnie by jej nie opuściła, musiała zostać uprowadzona przez kogoś, komu ufała. Kogoś takiego, jak sąsiad Jan L., który otworzył przed nią drzwi do swego domu, by zamknąć ją w środku na długie lata. Rozmaniec sam doświadczył straty, kiedy w wieku dwunastu lat zaginął jego ojciec. Razem ze starszym bratem bawili się na podwórku, gdy mężczyzna zniknął. Na miejscu odnaleziono zakrwawiony kraniec igły, co mogło świadczyć albo o porwaniu, albo o nałogu...
1. Rozumowanie to wydaje mi się zwichnięte. A nie mogła zostać uprowadzona przez kogoś komu nie ufała? To wystarczy, że nie ma śladów porwania, żeby taką możliwość wykluczyć?
2. Siedzę i nie mogę zrozumieć, na czym polega niekonwencjonalność jego metod. To nie jest standard, że detektywi się zajmują przeszłością poszukiwanej osoby, żeby trafić na jej ślad?
Zoraj pisze:Z powrotem założyła okulary, po czym wróciła do stukania w klawiaturę.
"Stukanie w klawiaturę" brzmi, jakby ona tak pacała w nią dla samego pacania. Jest sekretarką, to musi stukać.
Zoraj pisze:Choć pracowali ze sobą od początku, czyli ponad sześć miesięcy, Gabriel nadal nie mógł przyzwyczaić się do trybu załatwiania wszelakich spraw, jaki stosowała Ewa.
Nie brzmi mi. Szczególnie końcówka.
Zoraj pisze:Jego gabinet był oddzielony od reszty biura dwoma oknami oraz drzwiami pomiędzy.
To "pomiędzy" na końcu zdania jest strasznie dziwaczne.
Zoraj pisze:I jak to zazwyczaj bywało u klientów – był również zasmucony.
1. Hm, trzeba chyba dostawić pauzę przed "jak". Albo zamienić pauzy na przecinki.
2. Jakieś banalne jest to zdanie. Że osoby, które poszukują zaginionych są "zasmucone"? Hm.
Zoraj pisze:Najpewniej zaginął jego syn, albo córka.
Bez przecinka przed "albo".
Zoraj pisze:Musiał więc być wdowcem, ponieważ nawet po rozwodzie matka zgłosiłaby się razem z nim, gdyby zaistniała sytuacja zniknięcia ich dziecka.
Skąd on to wszystko wie? Że dziecko zaginęło na przykład? Bardzo skacze ten detektyw w swoim dociekaniu, wydaje mi się. Dla mnie jest to oznaką tego, że autor wie, gdzie prowadzi rozumowanie i za wszelką cenę chce tam dotrzeć.
Zoraj pisze:Ewa lekko się uśmiechnęła w stronę Gabriela, po czym wyszła, cicho zamykając drzwi.
Uśmiecha się do kogoś, a nie w czyjąś stronę.
Zoraj pisze:Mężczyzna musiał w swoim życiu odbyć wiele spotkań, ponieważ nie wyglądał na kogoś, kto pracowałby fizycznie.
Nie rozumiem co ma piernik... Że on wytrenował rękę na spotkaniach? :D
Zoraj pisze: Coś robią, chociaż wie pan jak to jest.
Przecinek po "pan".
Zoraj pisze:Mężczyzna głośno westchnął. Skoro przyszedł akurat do Gabriela, musiał spodziewać się podobnych pytań. Ewa na pewno zadbała, by się spodziewał.
I znów: Mnie się one wydają standardowymi pytaniami. Nie ma co przygotowywać. Detektyw, który nie zbada tak podstawowych kwestii to jakaś koza, nie detektyw.
Zoraj pisze:Oby się kiedyś przydała.
Tu jest wyrażona nadzieja na co? W jakich okolicznościach może się przydać to zdjęcie?
Zoraj pisze:Porwana? Mężczyzna był bardzo pewny swojej tezy. Ciekawe skąd wynikała ta pewność.
Jak by mi córka nie wróciła przez 3 miesiące do domu, też bym był pewny, że ją porwali.
Porwana? Mężczyzna był bardzo pewny swojej tezy. Ciekawe skąd wynikała ta pewność.
– Dlaczego sądzi pan, że została porwana?
– W naszym domu mamy kamery. Ktoś wywołał awarię akurat w sobotę. Rano monitoring wciąż działał.
– Awaria mogła być przypadkowa.
– Owszem, ale to, już nie.
Dziwnie. Ja bym od razu zapytał skąd tak precyzyjnie wie, kiedy doszło do porwania. Na co odpowiedź byłaby zresztą taka sama.
Zoraj pisze:Ornatowski wstał, skinął głową i wyszedł z gabinetu. Razem z Gabrielem opuścili biuro, zostawiając Ewę przy co chwilę dzwoniącym telefonie.
Też wydaje mi się niewiarygodne - Przychodzi facet do pracy, przez pięć minut gada z klientem, po czym razem wychodzą. Myślisz, że tak wygląda wizyta u detektywa?

Nie wciągnął mnie ten zalążek za bardzo, ale też nie odepchnął.
Przeszkadza dość mocno styl, który dla mnie jest ledwo akceptowalny. Niby te zdania są poprawne, ale nie sprawia mi przyjemności ich czytanie. Złożone razem dają tekst będący dowodem jeszcze niezbyt zgrabnego konstruowania zdań.

Bohater - jakiś taki zmęczony życiem. Łazi, marudzi i wzdycha, ale przynajmniej żyje. Nie wiem, co mu jest, ale to pewnie wyjaśni się później.

Wydaje mi się jednak, że zrobiłeś postępy. Trzymasz historię za kark, panujesz nad nią (może nawet trochę za bardzo? - dałbym Czytelnikowi trochę odetchnąć).
Pomysłu nie mogę ocenić, ale początek na pewno ciężko określić oryginalnym. Detektyw dostaje zlecenie. Dwie sprawy łączą jeden ślad. Rozwiąże przy okazji obie?
Mam nadzieję, że obmyśliłeś jakieś szalone zwroty akcji? :)

Pozdrawiam.

Ps. Ciągle czytałem "Rozmazaniec" :P

Rubia: komentarz zatwierdzony jako weryfikacja.
Ostatnio zmieniony pt 05 lip 2013, 10:06 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

5
Dziękuję za przeczytanie, wasze uwagi bardzo mi się przydały. Wcisnąłem wam trojgu "pomoc" :)

Najbardziej zaciekawiło mnie, jak dużo uwagi zwróciliście "płaceniu za sukces", bo nie chciałem, by ten fragment zabrzmiał przesadnie mocno. Wspomniałem o wchodzeniu tylnymi drzwiami z powodów fabularnych - później to jest ważne i tyle. A wyszło jakoś dziko i dzięki za spostrzeżenie.

Erythrocebus wyłapał mnóstwo niedociągnięć warsztatowych, więc zamierzam nad takimi błędami bliżej się pochylić. Za jakiś czas wrzucę dalszą część - skoro sami chcecie, będzie na was! :D

Pozdrawiam!

6
No to i ja dorzucę swoje trzy grosze. Generalnie, nie mam wielkich zastrzeżeń dotyczących języka; czytało mi się całkiem płynnie. Pewne niejasności wiążą się natomiast z samą fabułą.
Zoraj pisze:Miał jeszcze całą godzinę, zanim Ewa otworzy biuro, a klienci zaczną walić drzwiami i oknami.
Zoraj pisze:Jego niekonwencjonalne metody polegały na skoncentrowaniu swojej uwagi ku przeszłości poszukiwanej osoby. Szybko doszedł do wniosku, iż skoro żadne służby nie odnalazły choćby cienia dowodu na porwanie, a dziewczyna bardzo kochała swoją rodzinę i nigdy dobrowolnie by jej nie opuściła, musiała zostać uprowadzona przez kogoś, komu ufała.
Że facet ma sukcesy i napływ klientów, to bardzo dobrze. Ale: co to za "niekonwencjonalne metody", polegające na badaniu przeszłości? A konwencjonalne w takim razie co miałyby badać? Przyszłość? "Niekonwencjonalność" w przypadku poszukiwań osób zaginionych kojarzy się raczej z wykorzystaniem zjawisk paranormalnych, o czym u Ciebie nie ma mowy, przynajmniej na razie. Lepsza byłaby tutaj jakaś bardziej ogólnikowa pochwała, że np. facet jest zadziwiająco skuteczny, albo stał się specjalistą od spraw wyjątkowo trudnych.
Aha: nie koncentruje się uwagi ku przeszłości, lecz na.
Zoraj pisze:I jak to zazwyczaj bywało u klientów – był również zasmucony. Najpewniej zaginął jego syn, albo córka. Przyszedł sam, a na ręce nie nosił obrączki. Musiał więc być wdowcem, ponieważ nawet po rozwodzie matka zgłosiłaby się razem z nim, gdyby zaistniała sytuacja zniknięcia ich dziecka.
Oj, nie. Taka holmesowska dedukcja tu się nie sprawdza. Facet może nie nosić obrączki, bo najzwyczajniej w świecie stała się za ciasna, albo w ogóle nigdy nie był żonaty, a smutny jest, bo mu zaginęła matka czy ojciec. Nie tylko dzieci mogą nagle znikać bez śladu, co zresztą jasno wynika z historii Twojego bohatera.
I jeszcze: zaistniała sytuacja zniknięcia pasuje do raportu policyjnego, a nie do narracji literackiej. Napisz zwyczajnie: ... gdyby zniknęło ich dziecko.
Zoraj pisze:– Ach, czyli zaczęłaś prowadzić moją „karierę”?
Cudzysłów w dialogu? Jeśli chcesz podkreślić, że Twój bohater dystansuje się od konwencjonalnego pojmowania kariery, to, niestety, musisz to rozwinąć: - ostatnie słowo wypowiedział z wyraźną ironią albo podobnie. A generalnie, to nie bardzo rozumiem pytanie: od samego początku, kiedy pojawia się wzmianka o Ewie, widać, że ona steruje facetem, jak chce, a on jest tego świadom. I ten układ sprawdza się im od samego otwarcia biura. Tutaj więc bardziej by mi pasowało: planujesz kolejny etap mojej kariery czy coś w tym rodzaju.
Zoraj pisze:Gabriel musiał w duchu przyznać, że Ornatowski sprytnie to rozegrał. Wiedział, że choćby cień szansy na wyjaśnienie historii sprzed lat sprawi, iż „detektyw z powołania” nie odpuści, dopóki dokładnie nie sprawdzi wszystkich śladów.
Znowu niejasne. Powołanie powołaniem, ale Gabriel odnajdywaniem zaginionych zajmuje się zawodowo? Z tego żyje? Dlaczego więc Ornatowski miałby go "rozgrywać", a nie zwyczajnie - złożyć zlecenie? Podobieństwo do osobistej historii zaginięcia ojca Gabriela może być dodatkową motywacją, natomiast dokładne sprawdzanie wszystkich śladów to chyba dość podstawowe założenie w każdym śledztwie, gdyż od niego zależy ostateczny rezultat poszukiwań.
Myślę, że postawa bohatera wobec własnej działalności powinna zostać wyraźniej określona: przeżycia z dzieciństwa skłoniły go do zajęcia się poszukiwaniem zaginionych, ale skoro już, to stał się profesjonalistą. Dlatego trochę mi zgrzyta wprowadzenie historii ojca w relacji prasowej. To strasznie celebryckie, a dla rozwoju akcji właściwie nie ma znaczenia. W końcu, Ornatowski mógłby przyjść do niego po prostu dlatego, że Gabriel jest znany ze skuteczności. A związek pomiędzy obiema sprawami - czerwona igła - mogłby pozostać na razie tajemnicą detektywa, jego wewnętrznym bodźcem.

Tak tu sobie marudzę, gdyż wydaje mi się, że Twojemu bohaterowi trochę brak zdecydowania, jakby nie do końca wiedział, czy jest zawodowcem, czy osobą prywatną.

Przyłączam się do tych, którzy chcieliby przeczytać ciąg dalszy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Porwanie część druga

7
Początek tego tekstu już wrzuciłem (LINK), część z was miała ochotę na ciąg dalszy, więc proszę bardzo - teraz się męczcie ;) Wrzucam rozdział drugi.
Jest to powieść kryminalna, wątków sci-fi nie było i nie będzie.

WWWDom Ornatowskich mieścił się daleko od centrum. Z zewnątrz sprawiał wrażenie typowego domu ludzi, którzy osiągnęli w życiu jakiś umiarkowany sukces, dorobili się pieniędzy, problemów z krążeniem i najczęściej jednego dziecka. Połowa ogrodu była wybrukowana, podczas gdy na reszcie rosła nieco zbyt długa trawa. Ornatowski z pewnością dbał o jej regularne strzyżenie, ale stracił zapał ze względu na wydarzenia ostatnich miesięcy. WWWDwupiętrowy dom jednak nie ucierpiał i prezentował się elegancko, zapraszając mnóstwem okien oraz szerokimi, dębowymi drzwiami. Budynek wprost idealnie odzwierciedlał osobowość właściciela. Przynajmniej tę sprzed porwania, jak sądził Gabriel.
WWWŚrodek był równie imponujący. Drewniane podłogi co prawda straciły połysk, ale nadal potrafiły przykuć uwagę swoją egzotycznością. Zaraz za długim przedpokojem znajdował się wielki salon, gdzie obok półek z książkami stał piękny, czarny fortepian. Zaskakująca była jedna rzecz – stolik przed instrumentem leżał na ziemi.
WWW– Nic nie ruszałem od czasu porwania – wyjaśnił Ornatowski.
WWWGabriel powstrzymał się z uwagą, iż wciąż nie mają pewności, że w ogóle zaszło jakieś porwanie.
WWWObszedł salon wzdłuż i wszerz, lecz nie znalazł niczego niezwykłego. Ze względu na wysokie okna i drzwi balkonowe, pomieszczenie w jakiś sposób łączyło dom z ogrodem. Joanna musiała dobrze się czuć, grając w takim miejscu.
WWW– Córka zajmowała się czymś poza grą? – spytał.
WWW– Od czasu śmierci mojej żony niemal wyłącznie grała. – Ornatowski wlepił wzrok w podłogę. – Czyli od trzech lat. Zdała maturę, choć ze średnimi wynikami. Jej życie polegało na stukaniu w klawisze i braniu udziału w kolejnych konkursach, no wie pan, dziewczyna miała motywację. Bo moja żona zawsze w nią wierzyła, zawsze dopingowała. I Joasia chciała uszczęśliwić mamę, szczególnie po jej śmierci.
WWWW żadnym wypadku opis jego córki nie przypominał profilu Tadeusza Rozmańca, ojca Gabriela. On był mechanikiem, solidnym fachowcem, lubił przebywać w swoim warsztacie, ale najbardziej lubił przebywać ze swoją rodziną. Łączył te dwa światy w bardzo dobry sposób, tak, by żaden nie ucierpiał. Dlaczego więc Ornatowski był tak pewny, że mają do czynienia z tym samym porywaczem? Jedna igiełka to za mało.
WWWSkądkolwiek ta pewność wynikała, Gabriel musiał jeszcze usłyszeć kilka rzeczy, zanim na dobre zajmie się sprawą Joanny.
WWW– Moje metody bywają niekonwencjonalne – wyznał.
WWW– Inaczej bym pana nie zatrudnił – odparł Ornatowski.
WWW– Często omijam wątki, które podjęliby inni, chociażby policja. Z tego powodu niektórzy klienci mają pretensje.
WWW– Panie Rozmaniec, nie widziałem mojej córki od miesięcy. Gdyby inne metody pomogły, nie kontaktowałbym się z panem.
WWWMimo, że jego argumenty brzmiały racjonalnie, Gabriel nie mógł opędzić się od myśli, iż o czymś jeszcze nie wie. Dlaczego Ornatowski zwlekał cały dzień z przyjściem do biura, skoro jest tak zdesperowany, by odnaleźć córkę? Przecież minął już pierwszy szok po zniknięciu dziecka, więc mężczyzna nie mógł bić się z myślami, czy w ogóle zadzwonić do Rozmańca. Na dodatek jego smutek wyglądał na szczery, więc Gabriel nie wierzył, by to Ornatowski był winny zniknięciu Joanny. Oczywiście wciąż bierze pod uwagę wszystkie możliwości, włącznie z zabawą – mężczyzna mógł specjalnie podłożyć igłę, by dodatkowo zmotywować detektywa z powołania.
WWW– Dobrze. – Gabriel cicho klasnął w dłonie. – Grajmy w otwarte karty, panie Ornatowski. Co skłoniło pana, by wynająć akurat mnie?
WWW– Sukces z tą dziewczyną, to chyba oczywiste.
WWW– Wtedy przyszedłby pan na drugi dzień po obejrzeniu materiału w telewizji. A jednak pan zwlekał, zajął się czymś innym. Może dokładnie mnie pan sprawdził, może popytał kogo trzeba, nie wiem. – Gabriel zmarszczył brwi. „Popytał kogo trzeba”. Tylko jedna osoba wiedziała o nim wszystko. – Sprowadził go pan?
WWWOrnatowski lekko się uśmiechnął.
WWW– Proszę nie być na mnie zły, to dla dobra każdego z nas.
WWW– Eryk! – krzyknął Gabriel. – Wyjdź!
WWWGdzieś od strony schodów na piętro dało się słyszeć kroki. Ktoś szedł powoli, jak gdyby podśmiewywał się z każdym centrymetrem. Wystarczył tak błahy powód, by Gabriel stwierdził, że jego brat wrócił do miasta po trzyletniej nieobecności. A w ciągu tych lat rozmawiali ze sobą najwyżej kilka razy, zawsze przez telefon.
WWW– Cześć, Gapciu – rozległ się jego cichy, acz stanowczny głos.
WWWEryk był o dwa lata starszy od brata, nieco wyższy, bardziej wysportowany. Pozornie różniło ich wiele – ciągle się uśmiechał, sypał dowcipami z rękawa, był niezwykle charyzmatyczny, bardziej otwarty. Kiedy jednak przyjrzeć się z bliska, bracia byli bardzo podobni. Obaj potrafili dostrzegać rzeczy, które umykały przeciętnym ludziom, obaj też cenili sobie rozwiązywanie zagadek. Różnica, która nieco odpychała Gabriela, polegała na tym, że Eryk traktował wszystko jak zabawę. Nawet zaginięcie ojca.
WWW– Sądziłem, że domyślisz się jeszcze w biurze – wyznał Eryk – ale cóż... Lepiej późno, niż wcale, prawda?
WWWOstatnie trzy lata Eryk spędził zagranicą. Podobno prowadził jakieś interesy związane z transportem towarów. Nie lubił nikomu się z tego zwierzać.
WWW– Witaj z powrotem wśród żywych – odparł Gabriel. – Co cię tutaj sprowadza?
Eryk znowu się uśmiechnął. W zasadzie uśmiechał się niemal non stop, jednak często specjalnie rozszerzał swoje usta, by jeszcze bardziej ten fakt uwydatnić. Niewiele się zmienił przez te trzy lata.
WWW– Uch, ależ proste pytanie. Przyjechałem tu, żeby rozwiązać zagadkę. Przecież i ty chcesz wiedzieć, co stało się z naszym ojcem. A pan Konrad był na tyle zdeterminowany, że wczoraj mnie odnalazł, opowiedział swoją historie i zaproponował współpracę. Nie mogłem odmówić. Musimy odnaleźć Joasię, a chyba razem mamy szansę, co nie?
WWWGabriel z trudem powstrzymywał wybuch. Znał Eryka zbyt dobrze, by wierzyć jego słowom. On nie przejmował się losem dziewczyny, a po prostu szukał emocji. Chciał bardziej rozwiązać zagadkę, niż odnaleźć człowieka. Ale z drugiej strony: czyż Gabriel również nie chciał rozwikłać sprawy sprzed lat?
WWW– Przysłuchiwałem się waszej rozmowie – ciągnął Eryk, patrząc to na Ornatowskiego, to na Gabriela – i muszę przyznać, że myślimy nieco inaczej. Ja uważam, że porwania naszego ojca i Joasi są ze sobą powiązane, z całą pewnością.
WWW– Przez jedną igłę? – wtrącił Gabriel. – Eryk, daj spokój.
WWW– Nie tylko, Gapciu, nie tylko.
WWWZnowu się uśmiechnął. Czyżby chciał go zdenerwować?
WWW– Proszę posłuchać, panie Gabrielu – dodał Ornatowski. – Ta teoria jest bardzo interesująca.
WWW– Tak, właśnie tak – wtórował mu Eryk. Spojrzał na Gabriela. – Chodzi o profile obojga. Pozornie nic ich nie łączy, ale wystarczy zajrzeć wgłąb, by odkryć, że pozory mylą.
WWWOkrutny, wywyższający ton głosu. Gabriel nie przepadał za dłuższymi wypowiedziami starszego brata, szczególnie, gdy w jakimś stopniu dotyczyły jego osoby. A teraz mówił wprost do niego, wytykając rzekome błędy w rozumowaniu.
WWW– Nasz ojciec był świetnym mechanikiem – kontynuował Eryk – a Joasia świetną pianistką. Nasz tata znał niemal wszystkie tajniki motoryzacji, a Joasia potrafiła zagrać nawet bardzo trudne utwory, mimo młodego wieku.
WWW– OK, rozumiem – powiedział Gabriel. – Byli mistrzami w swoich dziedzinach, tylko co z tego?
WWW– To jest jakiś punkt zaczepienia.
WWW– Bardzo wątły. Jeszcze mniej prawdopodobny od igieł.
WWW– Ale jednak jest. Dwa mało prawdopodobne zbiegi okoliczności muszą coś oznaczać, prawda?
WWWSpojrzał na Ornatowskiego, a ten pokiwał głową. Gabriel wprost nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
WWW– Panie Ornatowski, zależy mi na odszukaniu pańskiej córki – wyznał – ale ta teoria jest bardzo naciągana. Nie wiem, czy warto podążać jej ścieżką. Tym bardziej nie rozumiem, po co wciągał pan w to wszystko mojego brata. – Spojrzał na Eryka. – Firma transportowa? Nie chciałem tego mówić przez telefon, ale to brzmi jak kit wciskany na odwal się. Co ty naprawdę robiłeś przez te trzy lata?
WWWOrnatowski z Erykiem wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Coś było na rzeczy. Coś, o czym Gabriel nie wiedział, chociaż do pewnego stopnia mógł się domyślać. Ornatowski i WWWEryk nie wyglądali na takich, co dopiero niedawno się poznali.
WWW– Znamy się z panem Erykiem od trzech lat – powiedział Ornatowski, potwierdzając przypuszczenia. – Pracujemy w jednej firmie.
WWWFirmie? Trzy lata za granicą? Porwania, sportowa sylwetka Eryka, jeszcze bardziej wywyższający ton wypowiedzi niż wcześniej.
WWW– Interpol – rzucił Gabriel.
WWWOrnatowski lekko uniósł brwi i spojrzał na Eryka.
WWW– Mówiłem panu, że czasami ma przebłyski inteligencji – przypomniał Eryk i zwrócił się do Gabriela: – Tak, pracuję w Interpolu. Nie chciałem cię mieszać w moje życie, ale widzę, że i nawet bez mojej pomocy sam się trochę wmieszałeś.
WWWWyciągnął coś w rodzaju paszportu z napisem „Interpol” i pomachał tym w powietrzu.
WWW– Nie mam ochoty wstępować do żadnej organizacji – stwierdził Gabriel.
WWW– Nawet ci tego nie proponuję. – Eryk schował „paszport” do kieszeni i wyjął komórkę z dużym wyświetlaczem. Kilka razy stuknął w ekran, po czym przechylił go do Gabriela. – Sierpień, dwa tysiące czwarty rok. – Na zdjęciu pokazana była zakrwawiona igła, leżąca wśród niskiej trawy. – Trzeci taki przypadek musi włączyć lampkę ostrzegawczą nawet u ciebie.
WWW– Kto?
WWW– Facet w średnim wieku, nauczyciel akademicki, Czech.
WWW– Geodeta z zamiłowania i wykształcenia – uzupełnił Ornatowski. – Oczywiście świetny fachowiec, pasuje do profilu.
WWW– Mechanik, geodeta, pianistka – podsumował Gabriel. Pokiwał głową. – Dostrzegam ten profil, ale nie potrafię zrozumieć motywu porywacza. Pierwszy zaginął w marcu 1998 roku, drugi w sierpniu 2004, a trzecia w kwietniu 2014. Dumanie nad motywami tego porywacza można porównać do uważania, że porywa tylko w lata parzyste.
WWW– A to już coś – wrzucił Eryk.
WWWGabriel schował ręce do kieszeni i po raz kolejny przeszedł się po salonie. Zlustrował wzrokiem książki na półkach, dziesiątki kartek z nutami, przewrócony stołek i fortepian.
WWW– A właśnie – odezwał się i palec wskazujący skierował na Eryka. – Nie macie tam jakichś super profilatorów, którzy by przebadali porywacza od stóp do głów? A ślady DNA? Każdy coś zostawia, co nie? Włosy, paznokcie, nie wiem...
WWW– Za dużo seriali, Gapciu. – Eryk ponownie się zaśmiał. – Nasz ojciec i ten Czech odpadają, bo to zbyt stare sprawy.
WWW– A po moim salonie zwykle kręci się tłum osób – dodał Ornatowski – więc nie ma szans na żadne DNA. O profilu psychologicznym nawet nie wspominając, panie Rozmaniec. Za dużo niewiadomych.
WWWGabriel rozłożył ręce.
WWW– Cała ta sytuacja jest dla mnie co najmniej dziwna – wyznał. – Jeżeli faktycznie mamy do czynienia z seryjnym porywaczem, który działa już od kilkunastu lat, jego złapanie będzie cholernie trudne.
WWW– Delikatnie rzecz ujmując – wtrącił Eryk.
WWW– Bo widzisz, nie miałem jeszcze do czynienia z taką sytuacją. Zdarzały się porwania dla okupu, nawet wielokrotne, ale to z oczywistych względów możemy wykluczyć. Ten ktoś porywa ludzi w innym celu.
WWW– Czyli już uważasz tą teorię za prawdopodobną?
WWW– Po trzech takich przypadkach nawet ja przestaję być sceptykiem.
WWW– OK, świetnie. W takim razie załatwię ci przepustkę Interpolu i będziesz mógł współpracować...
WWW– Nie, nie, nie. – Gabriel z lekkim uśmiechem pomachał dłonią przed swoją twarzą. – Ja pracuję inaczej. Wystarczy mi moje biuro, Ewa do pomocy, oraz trochę czasu.
WWWZrobił kilka kroków w stronę wyjścia.
WWW– Ach. – Zatrzymał się. – Przepustkę możesz mi załatwić. Mam nadzieję, że takie coś otworzy kilka drzwi przed moim nosem. – Przez ramię spojrzał na Eryka i dodał: – Nie traktuj tego jak zabawę.
WWWKąciki ust Eryka wystrzeliły w bok, niemal spychając uszy.
WWW– Jak zabawę? O nie – zapewnił. – Ale jak rywalizację – już tak.
Ostatnio zmieniony ndz 28 lip 2013, 11:31 przez Zoraj, łącznie zmieniany 1 raz.

8
osiągnęli w życiu jakiś umiarkowany sukces
Jakiś sukces albo umiarkowany sukces - razem jest tego za dużo.
Dwupiętrowy dom jednak nie ucierpiał i prezentował się elegancko, zapraszając mnóstwem okien
Mnóstwo okien nie pasuje mi do dwupiętrowego domu. Ile ich tam można wcisnąć?
Środek był równie imponujący
Nie środek - wnętrze.
Córka zajmowała się czymś poza grą? – spytał.
WWW– Od czasu śmierci mojej żony niemal wyłącznie grała
Od śmierci matki - w ten sposób lepiej podkreślisz, dlaczego tak mocno to na nią wpłynęło.
Czyli od trzech lat.
Bardzo sztuczne dopowiedzenie.
lubił przebywać w swoim warsztacie, ale najbardziej lubił przebywać ze swoją rodziną
Powtórzenie.
Łączył te dwa światy w bardzo dobry sposób
Kolejne niezgrabne zdanie.
sypał dowcipami z rękawa
Sypał dowcipami jak z rękawa.
że Eryk traktował wszystko jak zabawę. Nawet zaginięcie ojca.
WWW– Sądziłem, że domyślisz się jeszcze w biurze – wyznał Eryk – ale cóż... Lepiej późno, niż wcale, prawda?
WWWOstatnie trzy lata Eryk spędził zagranicą. Podobno prowadził jakieś interesy związane z transportem towarów. Nie lubił nikomu się z tego zwierzać.
WWW– Witaj z powrotem wśród żywych – odparł Gabriel. – Co cię tutaj sprowadza?
Eryk znowu się uśmiechnął.
Zdecydowanie za często powtarzasz imiona (nie tylko w tym fragmencie).
Niewiele się zmienił przez te trzy lata
Informacja o tym, że nie było go trzy lata pojawia się już trzeci czy czwarty raz.
czyż Gabriel również nie chciał rozwikłać sprawy sprzed lat?
Czyż on sam - jeśli mówisz z perspektywy Gabriela, to nie mów o "samym sobie" Gabriel.
Co ty naprawdę robiłeś przez te trzy lata?
I znów informacja o trzech latach - swoją drogą, taka rozmowa przy "kliencie" jest bardzo nie na miejscu.
Znamy się z panem Erykiem od trzech lat
I znów trzy lata.
Trzy lata za granicą?
I jeszcze raz.
Nie macie tam jakichś super profilatorów
Z przedrostkiem super- piszemy łącznie. Nie wiem jak dokładnie nazywa się osoba zajmująca się profilami, lecz nie jest to raczej profilator.
Czyli już uważasz tą teorię
Tę teorię.

Zupełnie nierealne wydaje mi się zachowanie ojca - zamiast "gonić" detektywów do roboty (przecież chodzi o jego córkę), to pozwala im na jakieś rodzinne przekomarzanki i ględzenie bez większego sensu.

Ogólnie rzecz biorąc - fragment jest zbytnio przegadany. Co chwilę odświeżasz informację o trzech latach za granicą, o sportowej sylwetce i powtarzasz, że to Eryk, który się uśmiecha. Sama sprawa prawie nie drgnęła, a oni gadają w najlepsze przy kliencie. Jeśli historia miałaby rozwijać się w takim tempie, to odłożyłbym książkę po kilkunastu stronach. Kryminały rządzą się swoimi prawami - jeśli chcesz mieć fragment "gadany" to musisz mieć ku temu mocny argument - tutaj było gadanie dla gadania, z którego mało można wynieść.

9
Dziękuję za weryfikację! A teraz muszę dodać trochę od siebie.

Te trzy lata - okropny błąd, dzięki za zwrócenie uwagi.
zaqr pisze:
Dwupiętrowy dom jednak nie ucierpiał i prezentował się elegancko, zapraszając mnóstwem okien
Mnóstwo okien nie pasuje mi do dwupiętrowego domu. Ile ich tam można wcisnąć?
Wyobrażam sobie dom, w którym okna zajmują większą powierzchnię, niż ściany. Dużo pieniędzy na ogrzewanie idzie, ale dom sprawia wrażenie przestrzennego, bardziej otwartego.
zaqr pisze:
Nie macie tam jakichś super profilatorów
Z przedrostkiem super- piszemy łącznie. Nie wiem jak dokładnie nazywa się osoba zajmująca się profilami, lecz nie jest to raczej profilator.
No właśnie, Gabriel też nie wie :)
zaqr pisze:
Czyli już uważasz tą teorię
Tę teorię.
Kiedyś zarzucali mi, że moje dialogi powinny być bardziej "życiowe", czyli bohaterowie popełniają błędy, mówią potocznym językiem i tak dalej. To jak w końcu jest? Można w dialogach, czy nie można?
zaqr pisze:Zupełnie nierealne wydaje mi się zachowanie ojca - zamiast "gonić" detektywów do roboty (przecież chodzi o jego córkę), to pozwala im na jakieś rodzinne przekomarzanki i ględzenie bez większego sensu.
Może bierze leki uspokajające na receptę, może na ślepo zawierza poszukiwania Rozmańcom, bo inni nie dali rady - tak ja to sobie tłumaczę.

Nie mogę się nie zgodzić, że jest dużo gadaniny. Nie wiem, może zbyt dużo. Ale gadanina jest ważna, bo wprowadza Eryka, informuje o przypadku Czecha, "ugruntowuje" bohaterów na ich pozycjach. Hmm...

Jeszcze raz dzięki za weryfikację :)

10
Wyobrażam sobie dom, w którym okna zajmują większą powierzchnię, niż ściany
Jeśli tak sobie go wyobrażasz, to opisz go tak, żeby czytelnik miał go przed oczami. ;)
To jak w końcu jest? Można w dialogach, czy nie można?
Z jednej strony można, a nawet powinno się, z drugiej - od niektórych bohaterów trzeba wymagać więcej niż od innych. Jeden jest osiedlowym pijaczkiem, który błędy przeplata z wulgaryzmami, ale jeśli chodzi o osobę, która jest inteligentna i reprezentuje sobą spory poziom, to nie powinna tych błędów popełniać. A Twojego bohatera - detektywa, który ma otwarty umysł i dużo zauważa, zaliczyłbym do tej drugiej grupy.
tak ja to sobie tłumaczę
Wiesz, ważne jest, żeby czytelnik wiedział o co chodzi bez tłumaczenia. :) Jeśli bierze leki i nie wie co dzieje się dokoła niego - napisz o tym. Jeśli jest w detektywów wpatrzony jak w święty obrazek i oddałby im bez zastanowienia nerki - też o tym napisz. Jeśli pojawia się sytuacja, w której sam sobie musisz coś tłumaczyć, to z pewnością musisz wyjaśnić to też czytelnikowi.
Ale gadanina jest ważna, bo wprowadza Eryka, informuje o przypadku Czecha, "ugruntowuje" bohaterów na ich pozycjach
Wprowadza, informuje, ugruntowuje - fakt. Ale jest rozepchana rodzinnymi przekomarzankami i powtarzającymi się informacjami (chociażby o igle czy specjalizacji porwanych).

PS. Zapomniałem o tym wspomnieć - bohater mówi o tym, że zwraca uwagę na inne rzeczy niż policja, ale... jeśli przeczytasz swój fragment, to zauważysz, że prawie nie zbadał miejsca zbrodni. Przyszedł, rzucił okiem, zaczął gadać, pogadał jeszcze i wyszedł.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”