Sznurek do części pierwszej - Wizje cz.1
Zdążyli kupić bilety kilka minut przed rozpoczęciem seansu, mając do wyboru tylko kilka dolnych rzędów. Wchodząc na salę, Roberta powitał wszechobecny gwar, dziecięce krzyki i irytujące chrupanie popcornu. Chwilowy dobry nastrój zniknął w mgnieniu oka. Miło jednak było widzieć, że chociaż córka będzie się dobrze bawić. Usiadła głęboko w fotelu, trzymając na kolanach ogromną porcję prażonej kukurydzy. Zdawała się nie zauważać hałasu panującego wokół, skupiając się na wyświetlanych reklamach. Robert, zerkając co chwilę w jej stronę, uśmiechnął się lekko.
W momencie kiedy zgasło światło, odruchowo zacisnął dłonie na fotelu. Poczuł, jak ręce stają się mokre, a serce nagle przyśpiesza. Wszystko wróciło do normy po kilku minutach po rozpoczęciu seansu, jednak od tej chwili nie opuszczało go dziwne poczucie niepokoju.
Im dłużej trwała bajka tym stawał się coraz bardziej senny. Wreszcie głowa stała się na tyle ciężka, że opadła mu na bok i niepostrzeżenie zasnął. Gwałtownie otworzył oczy w chwili kiedy na ekranie miał miejsce wybuch jakiejś bomby. Rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, starając przypomnieć sobie gdzie jest. Córka ani na moment nie oderwała wzroku od bajki, sporadycznie sięgają dłonią do pudełka z popcornem. W pewnym momencie taśma filmowa zaczęła zwalniać, a obraz momentami zanikał. Wreszcie na ekranie pozostało tylko czarne tło. Zdezorientowany Robert wstał i obejrzał się za siebie, w stronę okienka gdzie stał projektor. Nagle tło zmieniło barwę na nieskazitelnie białą. Zaczęły powstawać smugi o bliżej nieokreślonym kształcie. W końcu ułożyły się w krwawy napis, ten sam który spotkał już dzisiaj w kuchni – URATUJ JE PÓKI MOŻESZ.
Głęboko złapał powietrze, wydając z siebie głośny jęk. Poczuł, że siedzi i zobaczył, że na ekranie dalej trwa bajka.
- Tato, co ci jest? – zapytała szeptem córka, nie przerywając oglądania.
- Nic, kochanie, oglądaj dalej – odpowiedział.
Znowu rozejrzał się wokół siebie. Nie zauważył nic co mogłoby go zaniepokoić. Przetarł dłonią twarz i wziął kilka sporych łyków wody mineralnej. Obudził się kwadrans przed końcem seansu. Spędził ten czas na bezsensownym wpatrywaniu w ekran, kompletnie ignorując to co się na nim dzieje.
Dopiero kiedy światła ponownie zaświeciły, otrząsnął się z zamyślenia.
- Tato, na pewno dobrze się czujesz? – znów zapytała córka. – Jesteś cały czerwony.
- Tak, kochanie, nic mi nie jest – zdobył się na wymuszony uśmiech. – Podobała ci się bajka?
- Tak, fajna była – odpowiedziała krótko.
Wstając, poczuł, że nogi ma jak z waty, a pod pachami pojawiły się plamy mokrego potu.
- Idź przodem – powiedział słabym głosem do córki.
Zanim wyszedł ze swojego rzędu, zdążył przepuścić wszystkie osoby schodzące z wyższych miejsc, przy okazji tracąc z oczu córkę. Szybkim krokiem ruszył do wyjścia, chcąc ją jak najszybciej dogonić. Stojąc w holu kina gorączkowo rozglądał się dookoła, starając się znaleźć dziecko. Wreszcie, kiedy faktycznie miał zacząć panikować, zauważył, że zdążyła już znaleźć mamę i obie stały przy pobliskiej kawiarni.
Idąc w ich stronę mina Sylwii zmieniła się momentalnie – widząc wyraz twarzy i stan w jakim jest mąż, z twarzy zniknął uśmiech, zostając zastąpionym przez troskliwie spojrzenie.
- Co się znowu stało? – zapytała.
- Nic… Po prostu trochę się zdrzemnąłem… I tak nagle musiałem wyjść, bo zapalili światło… Po prostu, nie martw się, nic mi nie jest… Chociaż trochę mogłem się wyspać, chyba muszę zacząć spać przy włączonym telewizorze – uśmiechnął się krzywo do żony, ta pokiwała tylko głową.
Przed powrotem do domu weszli jeszcze do kawiarni, zamawiając duże porcje lodów. Robert przez cały ten czas nic się odzywał, próbując uporać się ze swoim deserem. Zresztą, mała Magda tak radośnie opowiadała swojej mamie o obejrzanej bajce, że nie miał serca wchodzić jej w słowo.
- A tobie kochanie, jak podobał się seans? – zapytała z uśmiechem Sylwia, przerywając ciągle mówiącej Magdzie. Robert siedział za kierownicą z grobową miną, nie wydając przez cały ten czas najmniejszego dźwięku.
- Mówiłaś coś? – zapytał zaskoczony po kilku sekundach oczekiwania.
- Tak, pytałam się jak tobie podobała się bajka – zapytała ponownie, tym razem wolno i wyraźnie.
- Przecież mówiłem ci, że prawie cały seans przespałem – wrócił na moment do koszmaru, który śnił mu się w sali kinowej. – I powiem szczerze, że dawno tak dobrze nie spałem, szkoda tylko, że nie dało się troszkę dłużej – dodał pośpiesznie, chcąc wypędzić z głowy wspomnienie o niedawnym śnie.
- Dobrze chociaż, że obydwoje jesteście zadowoleni – skwitowała z uśmiechem żona, jakby na moment zapominając o problemach swojego małżonka.
- Już jesteśmy! – krzyknęła nagle z tylnego siedzenia Magda. Właśnie wjechali na swoją ulicę, z której dokładnie widać ich dom.
Robert został sam w samochodzie, chcąc wprowadzić go do garażu. Pociągając za gałkę podnoszącą aluminiową bramę poczuł dziwne ukłucie. Gwałtownie odsunął dłoń, przyglądając się uważnie uchwytowi. Nie zobaczył nic co mogłoby wywołać kopnięcie. Delikatnie dotknął go ponownie, stopniowo zwiększając uścisk. Tym razem nic. Westchnął tylko i wrócił do auta. Kładł już stopę na pedale gazu kiedy poczuł zapach spalenizny. Zimny dreszcz przebiegł go po plecach kiedy spojrzał w tylne lusterko. Na foteliku, który kilka minut temu zajmowała Magda siedziały spalone na wiór zwłoki jego matki. Po plecach przeszedł go zimny dreszcz. Wybiegł na podjazd niczym rażony piorunem. Spojrzał niepewnie przez szybę na tylne siedzenie, które teraz były puste. Ani śladu niedawnej makabry. Cały roztrzęsiony starał się zebrać myśli. Wreszcie znowu zajął miejsce kierowcy i najszybciej jak tylko potrafił, zaparkował auto w garażu. Zamykając wszystko w pośpiechu, ile sił w nogach pobiegł do domu. Ostatnia wizja sprawiła, że dzisiejszego wieczoru postanowił szczerze porozmawiać z żoną, wyjawiając jej mroczny sekret swojej rodziny, który znali nieliczni…
Podczas zdejmowania kurtki usłyszał wołanie żony:
- Robert, możesz przyjść na chwilę do kuchni?
Na sam dźwięk słowa „kuchnia” zimny dreszcz ponownie przebiegł go po plecach. Stał niczym wystraszone dziecko pośrodku korytarza, zastanawiając się, co też może chcieć od niego Sylwia. Może ta krew jednak nie zniknęła? Może zgliszcza jego matki leżą teraz na środku kuchni?
Wreszcie ruszył wolnym krokiem w stronę żony. Wzrok utkwił w podłodze. Wreszcie zdecydował się spojrzeć przed siebie – ku swojemu zdziwieniu ujrzał nieskazitelnie czystą kuchnię. Kiedy wszedł, przy jednej z szafek podstawione było krzesło, za pomocą którego Sylwia próbowała coś zdjąć.
- Może pomogę? – zapytał
- O, jesteś wreszcie – odpowiedziała zdyszana. – Wejdź na to krzesło i zdejmij mi ten toster co tam stoi.
- A po co ci toster?
- Do robienia tostów, a na co komu może być potrzebny toster. To jak, zdejmiesz?
Po kilkunastu minutach na kuchennym stole pojawił się talerz zapełniony piramidką świeżo spieczonych tostów. Robert starał się wybierać te mniej spalone, unikając tych o ciemniejszej barwie. Bardzo zdziwiło to Sylwię, która kilka z nich specjalnie mocniej przypiekła, wiedząc, że takie jej mąż lubi najbardziej.
- Boli mnie dzisiaj gardło. Nie mam ochoty na nic spieczonego – tak się wytłumaczył i z dwoma tostami w ręku poszedł oglądać telewizję. Zasnął po kwadransie bezmyślnego wpatrywania się w ekran.
Kiedy się obudził, w całym domu panowała grobowa cisza. Telewizor był jedynym źródłem światła. Tajemniczy mrok i wszechobecny spokój momentalnie wzbudził jego niepokój. Spojrzał na zegarek – wpół do czwartej. Ta sama godzina była kiedy zasypiał. Wziął głęboki oddech, będąc pewnym, że za chwile zdarzy się coś złego. Podniósł się ciężko z fotela i zapalił światło. Jaskrawy, oślepiający blask kompletnie go zdezorientował. Z trudem otworzył oczy, jednak w tej samej chwili musiał je zamknąć. Niewyobrażalny ból przeszedł przez jego czaszkę. Wybiegł do sypialni, w której panował teraz błogi półmrok. Poczuł jak coś dotyka go po piersi. Strzepnął niewidzialną dłonią szybkim ruchem ręki po czym… ponownie otworzył oczy.
Był cały mokry. Rozejrzał się nieprzytomnie wokół siebie, orientując się, że nadal znajduje się w salonie. Troskliwe stała nad nim Sylwia.
- Znowu jakiś sen? – zapytała ciepło.
Ten zamiast odpowiedzieć, pokręcił ze zrezygnowaniem głową i ukrył twarz w dłoniach. Usłyszał oddalające się kroki. Poczuł jak koszulka lepi mu się do ciała. Wreszcie uniósł głowę i zobaczył, że kilka minut temu minęła dwudziesta. Święcąca nad jego głową lampa nie oślepiała już swoim blaskiem. Tak samo jak we śnie, podniósł się ciężko z fotela i ruszył do łazienki. Pośród ciężkiego wzdychania dało się usłyszeć ciche wyszeptywane słowa:
- Mam już tego dosyć, muszę z nią wreszcie o tym porozmawiać.
Wychodząc z ubikacji, zobaczył przytłumione światło, wyślizgujące się przez szparę pod drzwiami z pokoju Magdy. Uchylił je trochę mocniej i wsunął głową. Sylwia siedziała nachylona nad ich córką, czytając jakąś bajką. Dziewczynka właśnie zasypiała, domykając lewe oko. Robert uśmiechnął się tylko i poczuł jednocześnie, jak bardzo zazdrości swojej córce. Nie tego, że ma dopiero cztery lata i brak jakichkolwiek obowiązków. Zazdrościł jej tego iż może spokojnie spać. Wrócił zrezygnowany do salonu i sięgnął po laptopa. Włączył program do pisania i siedział tak kilka minut, z oczami wlepionymi w biały ekran, myśląc o czym by tu napisać. Zdawał sobie sprawę, że ostatnie jego wydawnictwo miało premierę ponad rok temu, a on oprócz kilku opowiadań nie zdołał przez ten czas nic z siebie wydusić. Zdawał sobie też sprawę, że duży udział w braku weny mają jego ostatnie nocne problemy.
Siedział tak jeszcze bezczynnie przez kilka minut, klepiąc bezmyślnie w klawiaturę, kiedy do pokoju weszła Sylwia. Nagle zimny dreszcz przebiegł go po plecach. Wiedział, że czeka go z nią poważna rozmowa, ale nie spodziewał się, że już teraz ma to nastąpić. Kobieta nawet nie spojrzała w jego stronę, tylko usiadła na fotelu i sięgnęła po pilota. Zamknął ostrożnie klapę od laptopa, głośno odchrząknął, chcąc zwrócić uwagę żony i zaczął:
- Sylwia? – zapytał cicho, wyraźnie wystraszonym głosem. Ta spojrzała na niego, sugerując że ma mówić dalej. – Słuchaj, musimy porozmawiać. Bardzo poważnie.
- Nareszcie – odpowiedziała z wyraźną ulgą, siadając naprzeciw męża na tapczanie. Poczuł, że znowu zaczyna się pocić, ale z drugiej strony podświadomie chciał, aby podczas wyjawiania największej tajemnicy swojego życia jego żona była tak blisko niego.
- Dobra, słuchaj, to co za chwilę ci powiem jest dla mnie dosyć trudne. Nawet mocno – przerwał na chwilę, biorąc kilka głębokich wdechów. – Mało osób o tym wie i kiedy tobie to powiem, nie możesz nikomu tego wyjawić. No, może Magdzie, ale to dopiero za kilka lat.
- W porządku, ale możesz jaśniej? – zapytała Sylwia, a na jej twarzy zaczęła rysować się niepewność zmieszana ze strachem, co też takiego tajemniczego Robert ma jej do przekazania.
- No dobra… - zaczął Robert, jeszcze bardziej niepewnie niż na początku. – Od początku naszej znajomości mówiłem ci, że moi rodzice zginęli w wypadku, a ja przez kilka lat mieszkałem u wujostwa..
- No tak, a co z nimi? Co się stało? – zaczęła pytać Sylwia.
- Daj mi dokończyć – przerwał jej. – Spokojnie, z ciocią i wujem wszystko w porządku, o nich nie musisz się martwić. Trochę inaczej jest z moimi rodzicami – po twarzy Roberta zaczęły spływać łzy. – Słuchaj, to nie był tak jak tobie opowiadałem. Nie było żadnego wypadku… Moja matka faktycznie nie żyje, ale ojciec tak naprawdę siedzi we więzieniu – najtrudniejsze dla siebie zdanie wypowiedział tak prędko, że Sylwia potrzebowała kilka sekund na przyswojenie jego słów. Nastała dłuższa chwila ciszy.
Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, zobaczyłby płaczącego jak niemowlę mężczyznę, z rękoma opartymi na kolanach i twarzy ukrytej w dłoniach, a naprzeciw niego kobietę z szeroko rozwartymi ustami, która tak jakby chciała coś powiedzieć, ale nie znała odpowiednich słów. Przez kilka sekund w salonie czas wydawał się stanąć w miejscu. Wreszcie Sylwia doszła do siebie:
- Ale jak to się stało? O co tu w ogóle chodzi? Robert, proszę, wytłumacz mi to wszystko…
Jednak ten jakby jej nie słyszał, nadal twarz miał ukrytą w dłoniach i pojękiwał głośno. Jedyne co w tej chwili przyszło kobiecie do głowy to położenie mu ręki na barku i przyjazne poklepanie. Po kilku chwilach był już w stanie mówić, mając ciągle czerwoną twarz i napuchnięte oczy:
- Ojciec od pewnego czasu dziwnie się zachowywał… Którejś nocy, jakoś we wakacje, wstał i zadźgał matkę nożem…
Sylwia jęknęła cicho, zakrywając usta dłonią. Robert kontynuował:
- Mnie pewnie też by zadźgał, ale byłem wtedy na wakacjach u dziadków. Wyobrażasz to sobie? Gdyby nie odwaliło mu w lipcu, ale na przykład w marcu, to pewnie teraz byśmy nie rozmawiali, nie wiedzieli o swoim istnieniu – znowu rozpłakał się jak dziecko. Jednak w tej chwili oboje płakali. Robert wreszcie wyjawił swój od dawna skrywany sekret, który ciążył mu na sercu. Po części były to łzy żalu, ale jednocześnie radości, że wreszcie ma spokojne sumienie. Z kolei do Sylwii jeszcze nie do końca dotarło to co przed momentem usłyszała, mimo to, emocje wzięły górę. W końcu mężczyzna znowu podjął temat. - Musisz mnie zrozumieć. Trochę było mi z tego powodu wstyd, a trochę bałem się tobie to powiedzieć. Nie wiedziałem jak zareagujesz… - utkwił spojrzenie w małżonce, z niecierpliwością wyczekując jej odpowiedzi.
- Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć – rzuciła mu się na szyję, obejmując najmocniej jak tylko potrafi, ciągle łkając. Odwzajemnił jej uścisk, chociaż wiedział, że na tym ich rozmowa się nie skończy.
- Ej, to może dlatego nie mogłeś spać – odezwała się Sylwia, kiedy w końcu rozluźnili uścisk. – Może sumienie nie dawało ci spać, za wiele miałeś na głowie. Przecież mała zaczęła niedawno wypytywać się o twoich rodziców, a my musieliśmy ją tylko zbywać prostymi gadkami. To o to chodziło?
- No właśnie nie do końca – odpowiedział cicho Robert. – Nie wyjawiłem ci jeszcze jednej ważnej rzeczy – znowu chwila ciszy. - Ojciec na kilka miesięcy przed morderstwem zaczął się dziwnie zachowywać. No i właśnie… To jego dziwne zachowanie polegało na tym, że nie mógł spać. Po prostu, ciągle miał jakieś dziwne sny, których wcale nie pamiętał, ale które nie dawały mu spać. Zupełnie jak ja…
- Sugerujesz, że twoje sny mają coś wspólnego z jego dawnymi koszmarami?
- Na początku nawet o tym nie myślałem, ale od niedawna zacząłem dopuszczać do siebie taką myśl… Zacząłem bać się o was…
- Słuchaj, to kompletnie bez sensu. To… To w ogóle nie trzyma się kupy. Mówię ci , nie mogłeś spać, bo gryzłeś się z tym, że nigdy nie powiedziałeś mi prawdy o twoich rodzicach. Teraz wszystko będzie już w porządku – uśmiechnęła się do męża. – Robert, co jeszcze się dzieje? – na jego twarzy dostrzegła, że coś jeszcze leży mu na sercu.
- Bo tak właśnie myślałem… Czy się z nim może nie spotkać… – odpowiedział szybko.
- Z kim? Z ojcem? – zdziwiła się Sylwia. – Naprawdę chce ci się rozdrapywać stare rany? Kiedy ostatni raz rozmawialiście?
- Chwilę po tym jak poszedł do więzienia. Powiedział mi, że dla mnie i dla niego będzie lepiej jeśli już nigdy się nie zobaczymy. Chciał, żebym o nim zapomniał…
- Z własnej woli zerwał z tobą kontakt? Dlaczego, nie chciał ci tego jakoś… Odpokutować?
- A co miał zrobić? Nawet nie wiesz jak się wtedy czuł… Z tego co mi opowiadał, on nawet nie pamięta samej chwili morderstwa. Po prostu, jakby to wszystko działo się przez sen. Mówił, że nigdy sobie tego nie wybaczy, a dodatkowo nie chce mnie ranić, bo już wystarczająco narobił złego… Przekazał mnie pod opiekę cioci, i tak chyba faktycznie było najlepiej.
- I co, też o nim zapomniałeś?
- Jasne, że nie, zawsze gdzieś tam był, wiedziałem o tym, ale starałem się nie wracać do tego myślami. Na początku było bardzo ciężko, ale z czasem wszystko wróciło do normy… Przynajmniej po części.
- Wiesz co? Nie mogę w to wszystko uwierzyć… Że przez tyle lat ukrywałeś to przede mną… - po raz kolejny rzuciła się na męża, obejmując go i całując po głowie. – Może to spotkanie z ojcem naprawdę będzie dla ciebie dobre?
- Myślisz?
- No, chyba faktycznie powinieneś do niego pojechać.
- Pomyślę nad tym, teraz muszę do łazienki.
- Robert? – zawołała do wychodzącego z pokoju męża.
- Tak? – odwrócił się w jej stronę.
- Jeszcze jedno nie daje mi spokoju… Mówiłeś, że on nie pamięta jak zabijał twoją matkę… To skąd pewność, że to faktycznie on zrobił? Czy ktoś go może nie wrobił na przykład?
Robert westchnął ciężko.
- Był cały ochlapany krwią, wszędzie były jego odciski palców. Do tego, już po morderstwie zadzwonił na policję i powiedział, że przed chwilą zabił swoją żonę. Kiedy przyjechali, on już spał obok niej, ciągle ściskając w dłoni nóż.
Poszedł szybko do łazienki, chcąc ukryć przed żoną kolejny napad płaczu. Zostawił ją samą w pokoju, z szeroką otwartymi oczami i głową pełną myśli, pytań i wątpliwości.
2
Użycie imiesłowu przysłówkowego nie jest dobre.Zdążyli kupić bilety kilka minut przed rozpoczęciem seansu, mając do wyboru tylko kilka dolnych rzędów.
W kinie raczej można wybrać miejsce w rzędzie, a nie cały rząd

Tragiczny błąd. Z tego zdania wynika, że gwar wszedł na salę i przywitał Roberta, a chyba nie to było intencją autora? Następna sprawa, jak mógł słyszeć chrupanie popcornu w takim gwarze?Wchodząc na salę, Roberta powitał wszechobecny gwar, dziecięce krzyki i irytujące chrupanie popcornu.
Tragedia. A to dopiero czwarte zdanie.Miło jednak było widzieć, że chociaż córka będzie się dobrze bawić.
Jak można siadać z prażoną kukurydzą na kolanach?Usiadła głęboko w fotelu, trzymając na kolanach ogromną porcję prażonej kukurydzy.
Nic dziwnego. Hałas zazwyczaj się słyszy lub nie.Zdawała się nie zauważać hałasu panującego wokół
Robert, zerkając co chwilę w jej stronę, uśmiechnął się lekko.
W sześciu zdaniach użyłeś cztery razy imiesłowu przysłówkowego współczesnego. Cztery razy błędnie gramatycznie lub stylistycznie. Ja wysiadam.
Popracuj nad gramatyką i zakryj swój wiek, bo wstyd.
3
Rozumiem, że bohater jest w stresie, niewyspany, wystraszony, ale najpierw wpada w panikę, by po chwili zasnąć? To mało naturalne. Niechby chociaż ten sen był ciężki, niespokojny, taki z dusiołkiem na piersi.Valrim pisze:Wszystko wróciło do normy po kilku minutach po rozpoczęciu seansu, jednak od tej chwili nie opuszczało go dziwne poczucie niepokoju.
Im dłużej trwała bajka tym stawał się coraz bardziej senny. Wreszcie głowa stała się na tyle ciężka, że opadła mu na bok i niepostrzeżenie zasnął.
Valrim pisze:Gwałtownie otworzył oczy w chwili PRZECINEK kiedy na ekranie miał miejsce wybuch jakiejś bomby.
Valrim pisze:Nie zauważył nic PRZECINEKco mogłoby go zaniepokoić.
Jasne, że nie obejrzał się przed siebie.Valrim pisze: Zdezorientowany Robert wstał i obejrzał się za siebie, w stronę okienka PRZECINEKgdzie stał projektor.
przebiegł muValrim pisze: Po plecach przeszedł go zimny dreszcz.
Odebrałam opis, który poprzedzał te słowa jako imaginację, senne widziadło, ale teraz to już nie wiem...Valrim pisze:Przetarł dłonią twarz i wziął kilka sporych łyków wody mineralnej. Obudził się kwadrans przed końcem seansu.
Napił się, a potem obudził. Między tymi czynnościami coś się działo? Spał? A może to, że się napił było snem? Tu się zgubiłam. A może bohater się zgubił? A może narrator?
Za dużo "córki". Czy córka ma imię? Ma. Dlaczego narrator go nie używa. Ładnie by było, gdyby powiedział coś do Madzi, Asi, Janki, bo, nawet Andżeliki by lepiej brzmiało.Valrim pisze:- Idź przodem – powiedział słabym głosem do córki.
Zanim wyszedł ze swojego rzędu, zdążył przepuścić wszystkie osoby schodzące z wyższych miejsc, przy okazji tracąc z oczu córkę.
Okropne to zdanie.Valrim pisze:Idąc w ich stronę mina Sylwii zmieniła się momentalnie – widząc wyraz twarzy i stan w jakim jest mąż, z twarzy zniknął uśmiech, zostając zastąpionym przez troskliwie spojrzenie.
Zamorduję, zabiję i posiekam na kawałki za te imiesłowy! Zapomnij o nich. Spójrz na to: Idąc w ich stronę mina Sylwii zmieniała się... = mina szła i się zmieniała?!
...mina Sylwii zmieniała się momentalnie widząc wyraz twarzy i stan w jakim jest mąż. = mina zmieniała się, bo zobaczyła męża i jego twarz?!
Zapomnij o imiesłowach, bo tworzysz potworki składniowe. :(
Valrim pisze:Robert został sam w samochodzie, chcąc wprowadzić go do garażu. Pociągając za gałkę podnoszącą aluminiową bramę poczuł dziwne ukłucie.
O imiesłowach już nic nie powiem.
Co to za dziwne ukłucie?! Zaczynam podejrzewać większy spisek. Czyżby ktoś podawał bohaterowi jakieś narkotyki? halucynogenki? A jaki halucynogen jest tak silny, by po kilku chwilach w organizmie taka niewielka dawka mogła zadziałać przynosząc koszmarne wizje?
Oczywiście to tylko moje mętne przypuszczenia, jednak sam problem tak silnej toksyny poruszył moją wyobraźnię.
Jest związek frazeologiczny suche jak wiór, ale spalone na wiór? To znaczy jak?Valrim pisze:Na foteliku, który kilka minut temu zajmowała Magda siedziały spalone na wiór zwłoki jego matki.
To samo co wyżej - przeszedł mu -, ale przynajmniej jesteś konsekwentny.Valrim pisze:Po plecach przeszedł go zimny dreszcz.

dotyka go/ dotyka jego piersi/ coś przesuwa się po jego piersi/Valrim pisze: Poczuł jak coś dotyka go po piersi.
Śledzę losy bohatera bez napięcia, a przecież nie tak miało być, prawda? Mimo to jestem ciekawa, co też sie mu przytrafiło się.
Podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie - wiele pracy przed Tobą. Bardzo wiele. Na razie sposób pisania zabija przekaz. Starałam się pokazać Ci kilka podstawowych problemów i mam nadzieję, że choć trochę pomogłam.

Życzę powodzenia.
Ostatnio zmieniony sob 02 mar 2013, 18:56 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
4
Zwrócono mi delikatnie uwagę,dorapa pisze:Valrim napisał/a:
Zdezorientowany Robert wstał i obejrzał się za siebie, w stronę okienka PRZECINEKgdzie stał projektor.
Jasne, że nie obejrzał się przed siebie.

Zdezorientowany Robert poderwał się i obejrzał w stronę okienka, gdzie stał projektor.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
5
To już zostało wytknięte, lecz nie mogę się powstrzymać. Błąd bardzo powszechny; w czasach, kiedy chodziłam do podstawówki, zawzięcie tępiony przez polonistki. Wiem, że nauczanie schodzi na psy, ale pewnych błędów nadal po prostu nie wypada robić.Valrim pisze:Wchodząc na salę, Roberta powitał wszechobecny gwar,
Nie można widzieć czegoś, co dopiero się zdarzy. Chyba że w wizjach proroczych, to jednak nie jest ten przypadek.Valrim pisze:Miło jednak było widzieć, że chociaż córka będzie się dobrze bawić.
Lepiej by brzmiało: Ze snu wyrwał go...Wreszcie głowa stała się na tyle ciężka, że opadła mu na bok i niepostrzeżenie zasnął. Gwałtownie otworzył oczy w chwili kiedy na ekranie miał miejsce wybuch jakiejś bomby.
od ekranu. Poza tym - że sięgała "sporadycznie" (lepiej brzmiałoby: od czasu do czasu) można stwierdzić, obserwując dziewczynkę przez co najmniej kilka minut, a nie tak zaraz po otwarciu oczu.Valrim pisze:Rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, starając przypomnieć sobie gdzie jest. Córka ani na moment nie oderwała wzroku od bajki, sporadycznie sięgają dłonią do pudełka z popcornem.
Zaczęły na nim powstawać...Valrim pisze:Nagle tło zmieniło barwę na nieskazitelnie białą. Zaczęły powstawać smugi o bliżej nieokreślonym kształcie.
Lepiej: Do końca seansu pozostał jeszcze kwadrans. Bezpośrednio po tym, jak się obudził, nie sprawdzał przecież, która godzina.Valrim pisze:Przetarł dłonią twarz i wziął kilka sporych łyków wody mineralnej. Obudził się kwadrans przed końcem seansu.
Ignorowanie czegoś jest działaniem świadomym. Do Twojego bohatera bardziej pasowałoby: lecz nie docierało do niego, co się tam dziejealbo podobnie.Valrim pisze:Spędził ten czas na bezsensownym wpatrywaniu w ekran, kompletnie ignorując to co się na nim dzieje.
Plamy można obejrzeć, a nie poczuć. Chyba publicznie nie przeprowadzał dokładnych oględzin koszuli?Valrim pisze:Wstając, poczuł, że nogi ma jak z waty, a pod pachami pojawiły się plamy mokrego potu.
Znowu to samo: mina Sylwii szła w ich stronę?Valrim pisze:Idąc w ich stronę mina Sylwii zmieniła się momentalnie
Nie wykładaj tak łopatologicznie. Uśmiech zastąpiło spojrzenie pełne troski całkowicie by wystarczyło. Wiadomo, że na razie Sylwia nie ma innych powodów do zmartwień.Valrim pisze:widząc wyraz twarzy i stan w jakim jest mąż, z twarzy zniknął uśmiech, zostając zastąpionym przez troskliwie spojrzenie.
Strasznie drętwe te dialogi, do tego zupełnie bez znaczenia. Nie wnoszą nic nowego, a poza tym, troskliwa małżonka mogłaby pamiętać, że jej mąż przespał seans.Valrim pisze:- A tobie kochanie, jak podobał się seans? – zapytała z uśmiechem Sylwia, przerywając ciągle mówiącej Magdzie. Robert siedział za kierownicą z grobową miną, nie wydając przez cały ten czas najmniejszego dźwięku.
- Mówiłaś coś? – zapytał zaskoczony po kilku sekundach oczekiwania.
- Tak, pytałam się jak tobie podobała się bajka – zapytała ponownie, tym razem wolno i wyraźnie.
- Przecież mówiłem ci, że prawie cały seans przespałem – wrócił na moment do koszmaru, który śnił mu się w sali kinowej. – I powiem szczerze, że dawno tak dobrze nie spałem, szkoda tylko, że nie dało się troszkę dłużej – dodał pośpiesznie, chcąc wypędzić z głowy wspomnienie o niedawnym śnie.
- Dobrze chociaż, że obydwoje jesteście zadowoleni – skwitowała z uśmiechem żona, jakby na moment zapominając o problemach swojego małżonka.
Do tego - nie powtarzaj w kółko mąż, żona. Tam nie ma innych osób (poza Magdą), natomiast w polskiej składni istnieje takie zjawisko, jak podmiot domyślny.
Nie wymieniaj czynności najzupełniej oczywistych. Wiadomo, że gdyby znów nie siadł za kierownicą, to by nie zaparkował.Valrim pisze:Wreszcie znowu zajął miejsce kierowcy i najszybciej jak tylko potrafił, zaparkował auto w garażu.
Spalone szczątki.Valrim pisze:Może zgliszcza jego matki leżą teraz na środku kuchni?
Nie można stać troskliwie.Valrim pisze:Troskliwe stała nad nim Sylwia.
Chyba raczej ostatnia jego publikacja, skoro facet jest pisarzem.Valrim pisze:Zdawał sobie sprawę, że ostatnie jego wydawnictwo miało premierę ponad rok temu,
Przykro mi, lecz nie mam już siły, żeby wypisywać resztę błędów frazeologicznych i składniowych. Jest ich więcej, niż w poprzednim fragmencie.
Jeśli chodzi o całość - pomysł z tą ponurą rodzinną tajemnicą jest niezły, tym bardziej, że wiąże się z nią prawdopodobieństwo odziedziczenia choroby psychicznej, czyli wejścia w skórę ojca. Niepotrzebnie jednak rozwlekasz, bardzo szczegółowo opisując rozmaite drobne czynności bez znaczenia, nie zwracasz natomiast uwagi na pewne nieprawdopodobieństwa, jak tutaj:
Żona nie miała okazji poznać bliskich krewnych, którzy wychowywali jej męża? Nie byli na ślubie, nie utrzymują żadnych kontaktów? Niby wszystko się może zdarzyć, ale czytelnikowi powinieneś to jakoś wyjaśnić.Valrim pisze:Od początku naszej znajomości mówiłem ci, że moi rodzice zginęli w wypadku, a ja przez kilka lat mieszkałem u wujostwa..
- No tak, a co z nimi? Co się stało? – zaczęła pytać Sylwia.
- Daj mi dokończyć – przerwał jej. – Spokojnie, z ciocią i wujem wszystko w porządku, o nich nie musisz się martwić.
Chyba jednak, zanim poszedł do więzienia.Valrim pisze:Kiedy ostatni raz rozmawialiście?
- Chwilę po tym jak poszedł do więzienia.
Fabułę układasz całkiem sprawnie, nie radzisz sobie jednak z opisem świata przedstawionego, za bardzo koncentrujesz się na oczywistościach, które zupełnie spokojnie można pominąć. Chyba czas sięgnąć po dobrą literaturę, przyjrzeć się, jak autorzy radzą sobie z budowaniem napięcia. Warstwa językowa Twoich opowiadań też by na tym z pewnością zyskała.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.