Wilki - rozdział 1, +18

1
Faux: Ciąg dalszy TEGO.

Loony, ładnie Ci się mój tekst kojarzy ;) Albo fragment Pani Domu albo cutscenka z pornola ;)

[ Dodano: Sob 31 Gru, 2011 ]
RODZIAŁ 1.

WWWŻar lejący się z nieba zamienił miasto w rozgrzaną patelnię. Od kilkunastu dni temperatura w południe oscylowała wokół trzydziestu siedmiu stopni w skali Celsjusza i nic nie wskazywało na rychłą zmianę w tej kwestii. Podobnej fali upałów i duchoty nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy Sevany. Europa szykowała się na najgorętsze lato od tysiąc siedemset pięćdziesiątego siódmego roku, co skrzętnie odnotowywały telewizyjne prognozy pogody.
WWWDwudziestoczteroletni Barry Unger i jego rówieśnik Robert Piolini siedzieli w cieniu parasola przed barem Allibi i wolno sączyli zimne piwo, które tak naprawdę — po dziesięciu minutach od chwili zakupu — wcale już nie było takie chłodne, jakby sobie tego życzyli. W pewnej chwili kościelne dzwony przeciągłym biciem oznajmiły godzinę siedemnastą trzydzieści.
WWW— Co robimy dzisiaj wieczorem? — zapytał Piolini, ocierając pot z czoła. — Masz jakieś pomysły?
WWW— Szczerze mówiąc, w taki upał nie mam na nic siły... — Barry tępo wpatrywał się w szklankę piwa, obserwując wytwarzające się przy dnie bąbelki powietrza i zastanawiając się, skąd one się tam biorą.
WWW— Może pójdziemy do Exotic na dyskotekę? — zaproponował Robert. — Moglibyśmy spróbować poznać jakieś fajne laseczki.
WWWBarry wzdrygnął się.
WWW— Nie wiem czy to dobry pomysł. Byliśmy tam już tylę razy i nigdy nic nie zarwaliśmy. To strata czasu i pieniędzy. Nie lepiej byłoby spędzić wieczór w Allibi? Piwo jest tu dwa razy tańsze, a poza tym można by też coś zapalić dla lepszej fazy...
WWW— Wolałbym iść do Exotic. Czuję, że dzisiaj nam się poszczęści. — Robert nigdy nie tracił optymizmu, nawet gdy sytuacja wydawała się beznadziejna. — Nie zaszkodzi przynajmniej spróbować! Jak nie będziemy się starać, to do końca życia pozostaniemy samotnymi facetami z etykietą frajerów. Wypadałoby wreszcie poznać miłe niunie i trochę się ustatkować. W końcu nie jesteśmy już tacy młodzi.
WWW— Dyskoteka to nie jest miejsce, gdzie poznasz dziewczynę na całe życie — zauważył Unger. — Tam chodzi same kurestwo: nastoletnie dziewczyny wystrojone jak prostytutki i napalone babki pod czterdziestkę, szukające młodego kutasa na jedną nockę. Chciałbyś kiedyś poślubić takiego kurwiszona?
WWW— No to gdzie chcesz szukać laski? W bibliotece? — zadrwił Robert.
WWW— Lepiej w bibliotece niż w Exotic. Nie chciałbym dziewczyny, którą miało kilkunastu gości przede mną!
WWW— Jesteś dziwny! — stwierdził Piolini. — Najważniejsze, żeby laska miała duże cycki i była chętna do zabawy! Reszta jest nieważna. A poza tym osobiście wolałbym trafić na doświadczoną, która wie o co biega w tych sprawach, niż na taką, którą trzeba wszystkiego uczyć od podstaw! Lepiej jeść tort z kolegami, niż gówno samemu!
WWW— Ja akurat wybrałbym niedoświadczoną, a już najlepiej gdyby trafiła mi się dziewica... Nie byłby to dla mnie żaden problem. Chętnie poświęciłbym czas, żeby ją wszystkiego nauczyć. — Barry uśmiechnął się nieznacznie. — Później miałbym satysfakcję, wiedząc że jestem jedynym facetem w jej życiu. Niestety w dzisiejszych czasach trudno znaleźć dziewczynę, która nie miała jeszcze bolca między nogami...
WWW— Chciałbyś dziewicę, bo słabo dupczysz i bałbyś się porównań z jej byłymi! — obwieścił Piolini z triumfalną miną. Zapewne myślał, że swym argumentem trafił w sedno, ale grubo się mylił.
WWW— Czasami pieprzysz takie głupoty, że przykro cię słuchać!
Robert chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast tego gwałtownie pochylił się ku Barry'emu. Wyglądał na podekscytowanego.
WWW— Zobacz kto tam idzie — szepnął, wskazując głową właściwy kierunek.
Unger obejrzał się za ramię. Od razu ją zauważył — niewysoką dziewczynę o piegowatej buzi i prostych kasztanowych włosach, sięgających ramion. Szła środkiem chodnika, zalewając go swym naturalnym blaskiem. Oto Trama Abate w całej okazałości WWW— piękna, zmysłowa i nieświadoma czaru, który roztaczała wokół własnej osoby.
WWWBarry westchnął głęboko, przygryzając jednocześnie dolną wargę. Myślał, że lepiej zniesie widok dawnej przyjaciółki, niestety pomylił się. Minęło sporo czasu, lecz dziewczyna wciąż nie potrafiła być mu obojętna.
WWW— Nie wiem, jak mogłeś z nią zerwać! — mruknął Piolini, kręcąc z niedowierzaniem głową.
WWW— Nie zerwałem z nią, ponieważ nigdy nie byliśmy parą! — wytłumaczył Barry, niezbyt skory do kontynuowania dyskusji. — Łączyła nas jedynie przyjaźń. Ale wiesz jak to bywa... Pewnego dnia pokłóciliśmy się i żadne z nas nie było skore pierwsze wyciągnąć rękę na znak zgody... Wyszło, jak wyszło. Kontakt między nami całkowicie się urwał... Szczerze mówiąć, to trochę tego żałuję! Ona jest naprawdę fajną dziewczyną...
WWWTrama Abate, pochłonięta własnymi sprawami, nie dostrzegła ich i wkrótce zniknęła im z oczu. Dopiero wtedy Barry odczuł wypełniający go smutek.
WWW— Co byś powiedział, gdybym chciał ją kiedyś zaprosić na piwko? — zainteresował się Robert, bacznie obserwując kolegę.
WWW— Nawet o tym nie myśl! — oświadczył szorstko Unger.
WWWPiolini roześmiał się.
WWW— Spokojnie, nie unoś się! Tylko żartowałem! Chciałem sprawdzić, jak zareagujesz! A swoją drogą to niezły z ciebie pies ogrodnika. Sam nie weźmiesz, a innemu nie dasz!
WWWWtem do ich uszu dobiegł donośny krzyk. Zaciekawieni podnieśli głowy znad stolika. Po drugiej stronie ulicy, na przystanku autobusowym, ciemnowłosy chłopak w białym dresie szarpał starszego mężczyznę, podpierającego się na kulach. Barry i Robert dość dobrze znali agresora. Był to Tomas Bones, drobny osiedlowy diler, cwaniaczek któremu wydawało się, że cały świat należy do niego.
WWW— Ty jebany cwelu! — W głosie Bones'a pobrzmiewała czysta wściekłość. — Wiem, że specjalnie zahaczyłeś mnie tą pierdoloną kulą! Myślisz, że masz do czynienia z frajerem?
— Przepraszam... Ja nie chciałem... — Jego adwersarz usiłował się wytłumaczyć, ale Bones kopnięciem wybił mu kulę z rąk, a potem rzucił nim — niczym workiem ziemniaków — na ławkę pod przystankiem.
WWWŚwiadkowie zajścia, których było co najmniej kilkunastu, udawali że nic zauważyli. Żaden z nich nie usiłował interweniować i pomóc bezbronnemu mężczyźnie, łatwiej było odwrócić wzrok i niby przypadkiem oddalić się z miejsca zdarzenia. Cóż, takie nastały czasy. Na ulicach miast królowała znieczulica. Lepiej nic nie widzieć, nic nie słyszeć i przede wszystkim nie wtrącać się w cudze sprawy, bo można oberwać...
WWWTymczasem Bones z każdą chwilą robił się coraz bardziej agresywny, upodabniając się do rozjuszonego byka, któremu ktoś pokazał czerwoną chorągiew. Do pełni obrazu brakowało jedynie kłębów pary buchających mu z nozdrzy.
WWW— Pobrudziłeś mi nowiutkie dresy! — ryknął. — Zdajesz sobie sprawę, ile one kosztowały? Zobacz jak teraz wyglądam! Jak menel spod monopolowego!
WWW— Proszę mnie zostawić! Zapłacę z nawiązką za szkody — zaskomlał inwalida.
WWW— Zamknij ryj i nie odzywaj się, póki ci nie pozwolę! — Wszystkie mięśnie na opalonym karku Tomasa aż drżały z pobudzenia. W kącikach jego ust zgromadziła się gęsta piana.
WWWZnienacka kopnął leżącego mężczyznę w tułów. Ten zasłonił twarz i skulił się w pozycji embrionalnej.
WWWDramat na ulicy zapewne rozgrywałby się dalej, gdyby nie szczupła, niewysoka dziewczynka, ubrana w niebieską sukienkę do kolan. Na oko miała jakieś dwanaście lat, na pewno nie więcej. Pojawiła się ni stąd ni zowąd, Barry zauważył ją dopiero wtedy, gdy stanęła za plecami Bones'a. Była bardzo ładna i wszystko wskazywało na to, że w przyszłości wyrośnie z niej piękna kobieta. Jej długie włosy w platynowym odcieniu, tak jasne że niemal białe, swobodnie opadały na odsłonięte plecy.
WWW— Nie jest panu wstyd znęcać się nad inwalidą? — zapytała. Barry musiał w duchu przyznać, że odwaga dziewczynki bardzo mu zaimponowała. Mało kto zdobyłby się na tak szlachetny gest w obliczu czyjegoś nieszczęścia.
WWWBones odwrócił się. Na wykrzywionej wściekłością twarzy odmalowało się zaskoczenie, którego nawet nie starał się maskować.
WWW— Chcesz stracić zęby mała kurewko? — zapytał, wolno podchodząc w jej kierunku.
WWWBlondyneczka cofnęła się przerażona. Być może dopiero teraz dotarło do jej ślicznej główki, że chcąc ratować starszego mężczyznę, sama znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie.
WWW— Ten pan nie zrobił tego specjalnie... — Nie zdążyła dokończyć. Bones z szybkością atakującego węża złapał ją za platynowe loki i pchnął na ziemię. Upadła na plecy niczym szmaciana lalka.
WWWBarry odruchowo zerwał się na nogi. Nigdy nie był szczególnie odważny, ale to co rozgrywało się na jego oczach stanowczo wymagało ingerencji osób trzecich.
WWW— Chodź, Robert! — zwrócił się do kolegi. — Trzeba coś zrobić, bo inaczej Bones wyrządzi jej krzywdę! To kompletny świr, powinien być zamknięty w zakładzie psychiatrycznym!
WWW— Idź sam! — burknął Robert, odwracając wzrok. — Dobrze wiesz, że Bones to mój sąsiad z bloku... Znam się z nim od dziecka. Byłoby głupio gdybym stanął przeciwko niemu...
Tchórz! Pieprzony tchórz i zdrajca! Barry machnął na niego ręką, opuścił barowy ogródek i szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie Tomas wciąż szarpał leżącą za ziemi dziewczynkę. Była przerażona, jednak gdy ujrzała Ungera, w jej dużych błękitnych oczach pojawiła się nadzieja na ratunek. Barry zdał sobie sprawę, że nie może jej zawieść.
WWW— Zostaw ją Tomas! — poprosił spokojnym tonem, by nie prowokować przeciwnika do większej agresji. — To tylko dziecko!
WWW— Spierdalaj Unger, inaczej skończysz dzień na izbie przyjęć! — wychrypiał Bones, przenosząc na niego wzrok. Musiał być nieźle naćpany. Barry jeszcze nigdy nie widział u nikogo tak mocno rozszerzonych źrenic. Amfetamina... Kokaina?
WWW— Nic nie osiągniesz, bijąc na środku ulicy małą dziewczynkę...
WWWKątem oka dojrzał, jak inwalida — korzystając z okazji — dokonał strategicznego odwrotu, z zadziwiającą sprawnością znikając za rogiem pobliskiego budynku.
WWW— Unger, widzę że nie obejdzie się bez rozwalenia ci ryja! — oznajmił lodowato Bones.
WWWStanęli naprzeciwko siebie. Tomas był niższy o dobre pół głowy, potężniejszy jednak w ramionach i znacznie bardziej umięśniony. Barry poczuł jak oślizgłe macki strachu oplatają jego ciało. Przez głowę przemknęła mu nieśmiała myśl, że niepotrzebnie wtrącał się w cudze sprawy. Mógł przecież siedzieć w barze i sączyć zimne piwko, nie martwiąc się o uzębienie, jak robił to w tej właśnie chwili.
WWWBones zaatakował bez ostrzeżenia. Cios głową miał zapewne złamać nos Ungera, ten jednak instynktownie uskoczył w bok i silnym kopnięciem w udo, zbił rywala z tropu.
WWW— Masz przejebane! — wycedził Bones przez zaciśnięte zęby. — Nawet nie wiesz w co się wpakowałeś!
WWWPonowił natarcie, rzucając się na oślep z pięściami i starając nadrabiać groźną miną braki w wyszkoleniu technicznym. Barry bez większych problemów uniknął niemal wszystkich ciosów.
— Dajcie spokój z tą walką! — Usłyszeli nagle głos zbliżającego się w ich stronę Pioliniego.
WWWTomas nie zamierzał zastosować się do rad sąsiada z bloku. Zaślepiony furią znów skoczył do przodu. Popełnił jednak błąd podchodząc zbyt blisko Ungera. Barry złapał go i z zadziwiającą łatwością pozbawił równowagi, podstawiając mu nogę i pchając do tyłu. Obaj padli na chodnik. Bones zawył z bólu, uderzywszy głową w krawężnik. Unger, który znalazł się na nim, nie zamierzał marnować otrzymanej od losu szansy. Dwa razy huknął przeciwnika pięścią, celując w okolice szczęki. Nie zdążył zrobić nic więcej, gdyż został w porę odciągnięty przez Roberta.
WWW— Już po wszystkim! zostaw go!
WWWPiolini miał całkowitą rację, wypowiadając te słowa. Tomas leżał na plecach i trzymając się za głowę, jęczał z bólu. Nie wyglądał na zdolnego do dalszej walki. Wąska strużka krwi sączyła się z jego rozbitej wargi i staczała po policzku na zakurzony chodnik.
WWW— Jesteś trupem, ty pierdolony skurwielu! — zapowiedział Bones płaczliwym tonem. — Moi kumple cię zaszlachtują! Pożałujesz tego co zrobiłeś!
WWWNa obecną chwilę Barry miał gdzieś te groźby. Po nadmiarze emocji jego serce dopiero co odzyskiwało normalny rytm pracy, w głębi duszy odczuwał zaś ogromną radość ze spektakularnego zwycięstwa. Niech Bones się nauczy, że nie warto z nim zadzierać.
WWWJak zwykle w takich sytuacjach, gdy niebezpieczeństwo minęło, na miejscu zdarzenia zaczęli gromadzić się gapie. Starsza kobieta w długiej sukni zaopiekowała się poturbowaną dziewczynką. Chusteczką przetarła jej załzawioną buzię i próbowała ją uspokoić.
WWW— Policja zaraz tu będzie! — poinformował brodaty mężczyzna w średnim wieku, trzymający w dłoni telefon komórkowy.
WWWBones, usłyszawszy te słowa, w jednej chwili znalazł się na nogach i przez nikogo nie zatrzymywany opuścił ze spuszczoną głową arenę swego poniżenia.
WWW— My też musimy spadać! — rzekł Robert półszeptem. — Nie zamierzam tracić sobotniego wieczoru na składanie zeznań na komendzie...
WWW— No to chodźmy stąd! — zadecydował Barry. — To najlepsze co możemy zrobić.
WWWSpojrzał na odchodne w bok, gdzie stała uratowana przez niego blondyneczka. Wciąż wyglądała na przestraszoną i lekko oszołomioną, ale napotkawszy jego wzrok uśmiechnęła się spontanicznie; tak szczerego uśmiechu nie widział nigdy w życiu. Mało brakło, a byłby się zaczerwienił.
WWW— Zostaw tą małolatę i spadajmy stąd! — polecił Robert. — Proponuję, żebyśmy poszli do George'a... Po tym wszystkim naszła mnie ochota, żeby sobie zapalić!




WWWGeorge Merikson mieszkał w czteropiętrowym bloku w centrum Sevany. Z jego okien rozciągał się widok na całe osiedle White Lens, szereg jednakowych budynków, przedzielonych siecią alejek spacerowych. Blokowisko wybudowano na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Przez prawie dwie dekady stanowiło chlubę miasta, potem brak zainteresowania ze strony lokalnych władz sprawił, że osiedle zaczęło w szybkim tempie podupadać. Nieremontowane od lat budynki, szare i odrapane, na stałe wryły się w pejzaż Sevany i straszyły swym wyglądem zarówno miejscowych, jak i przyjezdnych.
WWWGeorge rozpromienił się, zobaczywszy kto stoi przed drzwiami jego mieszkania. Z Barrym i Robertem łączyła go wieloletnia przyjaźń, zapoczątkowana jeszcze w szkole podstawowej. Spotykali się niemal codziennie, pijąc piwo, paląc trawkę i grając w gry wideo. W takim mieście jak Sevana nie było nic innego do roboty.
WWW— Wchodźcie! — poprosił Merikson. — Nie wiem dlaczego, ale spodziewałem się, że lada chwila do mnie wpadniecie...
WWWWprowadził ich do skromnie urządzonego salonu, gdzie centralne miejsce zajmowały dwa miękkie fotele i kanapa, przedzielone niskim stolikiem z przeszklonym blatem. Pod ścianą stała dębowa szafka, na której ustawiony został ogromny telewizor i konsola Playstation 3.
WWWRobert wygodnie usadowił się na fotelu, nie czekając na zaproszenie gospodarza.
WWW— Co to jest? — spytał, ostrożnie podnosząc na palcu wskazującym wąski skrawek czarnego materiału, wygrzebany ze szczeliny między oparciem fotela a jego siedziskiem.
WWWGeorge uśmiechnął się z lekka zakłopotany.
WWW— Oddaj mi to! — Bezceremonialnie zabrał Pioliniemu znaleziony fragment damskiej bielizny i wsunął go do kieszeni dżinsów.
WWW— Czyje to? Anety czy Priscilli?
WWW— Nie mam pojęcia — odparł szczerze Merikson. — Ale mniejsza z tym... Chyba nie przyszliście tu żeby gadać o moich dziewczynach?
WWWGeorge od wczesnych lat słynął z zamiłowania do pięknych kobiet. Obdarzony naturalnym urokiem osobistym, nie miał najmniejszych problemów z zawieraniem nowych znajomości. Płeć piękna lgnęła do niego niczym pszczoły do miodu, a on sprytnie to wykorzystywał. Zawsze miał jedną dziewczynę na stałe i kilka „kuzynek”, które od czasu do czasu spędzały u niego noc.
WWW— Znasz Tomasa Bones'a? — zapytał Barry.
WWW— Znam! — odpowiedział Merikson, wyjmując z szafki niewielki pakuneczek. — Czemu pytasz?
WWW— Dostał dzisiaj niezły wpierdol... Ode mnie!
WWWGeorge zasępił się.
WWW— Nie wiem z czego się tak cieszysz! Bones to psychopata, na pewno nie daruje ci tego. To taki koleś, który poświęci wszystko, byle cię dorwać! Z nim nie ma żartów!
WWWUnger nie dał po sobie poznać, że słowa kolegi trochę go wystraszyły.
WWW— Ten pedzio może mi naskoczyć! — oświadczył buńczucznie.
WWW— W pojedynkę może i tak... Ale on rzadko angażuje się w porachunki osobiście. Ma od tego Edgara Prosta... A temu na pewno nie dasz rady. Nawet gdyby było pięciu takich jak ty...
WWW— Czyli jednym słowem mam przesrane? — upewnił się Barry. Dobry humor opuścił go chyba nieodwołalnie.
WWW— Na to wygląda! Mocno mu napierdoliłeś?
WWW— Dostał dwa strzały, ale chyba nie wyrządziłem mu żadnej większej krzywdy... W każdym razie był w stanie chodzić o własnych siłach...
WWW— Jak już musiałeś mu najebać, to mogłeś to zrobić porządnie! — westchnął George.
WWWOtworzył trzymany w dłoni pakuneczek i wprawnym ruchem nabił jego zawartością szklaną fifkę.
WWW— To nie ja zacząłem bójkę. Bones był naćpany i ...
WWWMerikson uśmiechnął się uspokojająco.
WWW— Nie przejmuj się już tą sprawą! Znam odpowiednich ludzi, którzy pomogą ci w ciężkiej sytuacji! Facet odwali się od ciebie raz na zawsze! — podał Barry'emu lufkę wraz z zapalniczką. — A teraz spróbuj lepiej jak smakuje to zielsko. Zakochasz się!
WWWBarry nie dał się prosić dwa razy. Zaciągnął się głęboko.
WWW— Zajebiste palenie! — stwierdził kilka chwil później. Robert, który również zajął się degustacją, wyraził podobną opinię. W tych sprawach zawsze byli jednomyślni.
WWW— Dostawa prosto z Holandii — wyjaśnił George, wkładając fifkę do ust. — U nas nie kupisz zielska takiej jakości...
Gdy uwolnił płuca od dymu, gęsty biały obłok zawisł nieruchomo pod sufitem.
WWW— Może wybierzemy się do jakiegoś lokalu? — zapytał Robert pół godziny później, gdy wypalili już ponad gram towaru. — Jest sobota i nie wypada siedzieć w domu cały wieczór. Trzeba iść w miasto i bawić się na całego!
WWW— Tylko nie do Exotic... - jęknął Unger.
WWW— Czemu nie? To zajebista dyskoteka! - oburzył się Piolini. — W sobotę będzie tam mnóstwo laseczek...
WWW— Lepiej chodźmy do Allibi. Posiedzimy sobie przy piwku i dobrej muzyce...
WWW— Decydujcie się szybciej, bo nie lubię takiego niezdecydowania! - ponaglił ich George.
WWW— Ja jestem za Allibi! — stwierdził Barry.
— Exotic — Robert wyczekująco spojrzał na Meriksona.
WWWTen uśmiechnął się szeroko.
WWW— ...




WWWWylądowali w Exotic. Barry był średnio zadowolony z tego powodu i nie próbował ukrywać swych uczuć. Z ostentacyjnie kwaśną miną minął dwóch rosłych bramkarzy pilnujących frontowego wejścia do budynku.
WWWPogrążone w półmroku wnętrze klubu wypełniała głośna muzyka techno, niemal uniemożliwiająca prowadzenie jakiejkolwiek rozmowy. W świetle lamp stroboskopowych tańczący na środku lokalu ludzie wydawali się poruszać w zwolnionym tempie.
WWWKupili po piwie i zajęli miejsce przy stoliku, znajdującym się w małej loży w samym rogu zatłoczonego pomieszczenia.
WWW— Idę na parkiet — oznajmił Robert, ledwo usiedli — może natknę się tam na jakąś fajną niunię, która nie odmówi mi towarzystwa.
WWWTanecznym krokiem podążył na środek sali. Barry patrzył za nim do momentu, gdy ten zniknął w bawiącym się tłumie. Co za kretyn, nigdy nie wiedział kiedy należało powiedzieć pas. Barry dałby sobie uciąć rękę, że jego koledze nic nie wyjdzie z zaplanowanego podrywu.
WWW— No to zostaliśmy sami — podsumował George. — Mogłem się tego spodziewać.
WWWSiedzieli pogrążeni w milczeniu, pijąc piwo za piwem i obserwując tańczący motłoch. Unger z każdą chwilą utwierdzał się w przekonaniu, że zbiera się tu najgorsze kurestwo Sevany. Z rosnącym obrzydzeniem obserwował nastoletnie dziewczyny, niektóre pijane, inne naćpane, przybierające w pląsach prowokujące pozy i bez oporów dające się obmacywać napalonym kolesiom. Niektóre małolaty nachalnie szukały sponsorów, gotowych postawić im drinka w zamian za mile spędzony czas.
Jakiś młody chłopak w gustownym dresie nike, przyparł do ściany skąpo ubraną dziewczynę i całował zawzięcie jej usta, wsadzając jednocześnie dłoń pod podwiniętą spódniczkę. Może nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie to, że kilkanaście minut temu w majtkach jego partnerki grzebał inny fagas, dla odmiany noszący dresy pumy. Płeć piękna powoli zapominała o szacunku dla własnego ciała i odcinała się od poglądu, że powinno być ono twierdzą, sprawnie opierającą się nieczystym męskim zakusom. Wystarczyło mieć markowy dres i złoty łańcuch na szyi, a małoletnie kurewki same rozkładały nogi...
WWWBarry pociągnął głęboki łyk piwa, od którego zaczynało mu już szumieć w głowie..
WWW— Wspominałem ci już, że w przyszłym tygodniu zmieniam samochód? — zapytał Merikson niespodziewanie. Dotychczas jeździł wysłużonym fordem focusem, który średnio raz na pół roku wymagał gruntownej naprawy.
WWW— Nic nie mówiłeś na ten temat. A co planujesz kupić?
WWW— Jeszcze nie wiem dokładnie. Myślałem o audi a4, ale prawdopodobnie wezmę bmw m3. Mój kuzyn, Lee Templer, ma takie na sprzedaż. Rocznik dwa tysiące dwa, kolor czarny metalic. Auto jest naprawdę w dobrym stanie, bezwypadkowe, a co najważniejsze ma pod maską niemal dwieście kucy.
WWW— Widzę, że nieźle ci się powodzi — rzekł Barry z podziwem. — Jeszcze półtora roku temu nie było cię stać nawet na czynsz, a teraz kupujesz pięcioletnią beemkę. Dilerka to jednak opłacalny zawód...
WWW— Zwłaszcza, jeśli jest się hurtownikiem! — zarechotał George. — À propos samochodów. Za tydzień na starym lotnisku w Sevanie jest ogólnokrajowy pokaz samochodów tuningowanych. Wybieram się tam, więc jeśli chcesz to możesz się ze mną zabrać. Na pewno będzie co oglądać!
WWW— Nie ma sprawy. I tak nie miałem żadnych planów na przyszły weekend.
WWWZnów zapanowało milczenie; w przyjaźni ważne jest to, że cisza, choćby nie wiadomo jak długa, nigdy nie bywa kłopotliwa.
WWWBarry rozejrzał się po Exotic w poszukiwaniu Roberta. Ten jednak przepadł jak kamień w wodę. Widocznie miał problem ze znalezieniem odpowiedniej do upolowania zwierzyny, albo też posiadał za małą dubeltówkę, żeby cokolwiek zdziałać.
WWWW pewnym momencie wzrok Ungera przyciągnęła ponętna brunetka z włosami spiętymi w kucyk. Tańczyła samotnie jakieś dziesięć metrów od stolika przy którym siedział. Spod jej obcisłej czerwonej bluzeczki wystawał płaski brzuszek ozdobiony tatuażem w kształcie ziejącego ogniem smoka. Czarne dżinsy idealnie podkreślały szczupłość ud i krągłość pośladków.
WWWDziewczyna, mimo że wprost emanowała seksem, raczej nie zainteresowałaby go aż tak bardzo, gdyby nie fakt, że jej ciemne oczy z nieznanych bliżej powodów skupiły się na jego skromnej osobie. Normalnie spuściłby zawstydzony głowę, ale wypity alkohol dodał mu pewności siebie.
WWWUśmiechnął się do niej. Odpowiedziała tym samym i prowokacyjnie puściła oczko w jego kierunku. Nie przestając poruszać się w rytm muzyki, powoli podeszła do niego. Barry głośno przełknął ślinę. Wprost nie wierzył w to co się dzieje, to musiał być sen...
WWW— Cześć! — przywitała się z szerokim uśmiechem. — Tańczysz?
WWWNie umiał, ani też nie lubił tańczyć. Głupotą byłoby jednak odmówić, gdy zaproszenie złożyła taka piękność. Drugiej takiej szansy mógł już w życiu nie dostać.
WWW— Tak! — odpowiedział, starając się by jego głos zabrzmiał pewnie.
WWWBrunetka rozejrzała się po sali i na jej ustach ponownie pojawił się uśmiech.
WWW— To idź potańczyć, bo chciałam pogadać z twoim kolegą! — wymownie wskazała głową Meriksona.
WWWUngera zatkało. Mimo usilnych chęci nie był wstanie odpowiedzieć nic sensownego.
— Pójdziesz się przejść? — poprosił George szeptem, odsuwając dziewczynie krzesło, by mogła wygodnie usiąść.
WWWBarry jeszcze nigdy nie został tak poniżony i ośmieszony. Bez słowa wstał od stolika i opuścił lokal, powstrzymując napływające do oczu łzy...
Ostatnio zmieniony wt 11 wrz 2012, 22:19 przez Lays911, łącznie zmieniany 5 razy.

2
Mógł przecież siedzieć w barze i sączyć zimne piwko, nie martwiąc się o uzębienie, jak robił to w tej właśnie chwili.
które było ciepłe - jak to sam zauważyłeś. Ważne jest, gdy się buduje dokładne opisy, aby w dalszej części trzymać się ustalonych faktów - to w pewnym sensie sprawia, że przedstawiona historia jest wiarygodna. ot, detal, a rzucił sie w oczy.
na której ustawiony został ogromny telewizor i konsola Playstation 3.
możnaby zapisać: konsola playstation trzeciej generacji

Czytało się bardzo dobrze. Przyjemność leży po stronie bardzo plastycznej i nie rozwleczonej narracji. Masz zmysł do opisywania krótkimi zdaniami otoczenia (albo to wyuczone - jakkolwiek by nie było, jest dobrze). W niektórych miejscach porwałeś mnie opowieścią, ale w całym tekście jest jeden szkopuł: dialogi.

Starasz się zbudować naturalne wypowiedzi bohaterów i do pewnego stopnia wychodzi ci to znakomicie - tam, gdzie jest rozpoczęcie dialogu. Natomiast każda z wypowiedzi zaczyna się wypaczać w nienaturalny sposób, teksty stają się za długie, zbyt usiane detalami i, co gorsza, bohaterowie w mowie stanowią własne zaprzeczenie. Nie wyobrażam sobie (i nie spotkałem takich osób w moim trzydziestojednoletnim życiu), aby ktoś rzucił coś takiego:
— Ja akurat wybrałbym niedoświadczoną, a już najlepiej gdyby trafiła mi się dziewica... Nie byłby to dla mnie żaden problem. Chętnie poświęciłbym czas, żeby ją wszystkiego nauczyć. — Barry uśmiechnął się nieznacznie. — Później miałbym satysfakcję, wiedząc że jestem jedynym facetem w jej życiu. Niestety w dzisiejszych czasach trudno znaleźć dziewczynę, która nie miała jeszcze bolca między nogami...
Dlaczego zapytasz? Bo to jest za długie. Poważnie, większość dialogów, które rzucasz, uszczupliłbym do minimum, tworzącego duet z przekleństwami. Wulgaryzmy u tych postaci są zamiennikami, nie przerywnikami, toteż ich wypowiedzi powinny współgrać z rzeczywistością ich charakterów. Wówczas następuje symbioza: bohater jest taki, jak jego wypowiedzi. W przeciwnym razie wyjdzie toto nienaturalnie. I tak, przerobiłbym ten dialog nieco:
— Ja akurat wybrałbym niedoświadczoną, a już najlepiej gdyby trafiła mi się dziewica... nauczyłbym ja co i jak — Barry uśmiechnął się nieznacznie. — Później miałbym satysfakcję, wiedząc że jestem jedynym facetem w jej życiu. Tylko znajdź dziewczynę, która nie miała bolca między nogami...
Wypowiedź wcześniejsza jest... górnolotna w zestawieniu z ich tekstami...
Kolejny przykład:
— Pobrudziłeś mi nowiutkie dresy! — ryknął. — Zdajesz sobie sprawę, ile one kosztowały? Zobacz jak teraz wyglądam! Jak menel spod monopolowego!
To jest karykaturalne, nie naturalne. Widziałem dwie takie sytuacje na żywo - jedna w kabarecie (i wyglądała tak, jak opisujesz), a drugą w parku, kiedy rowerzysta przejechał obok dresa. Wyglądało to mniej więcej tak:
Jeb, rowerzysta na ziemi. Kilka kopniaków, rower w górę i jeb w rowerzystę. I na koniec pytanie:
- Zrozumiałeś, kurwa?


Końcowa scena w dyskotece wywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy - dobra, naprawdę dobra. Wprowadzenie postaci kobieciarza tez dobre - w takim tonie widziałbym cały tekst - więcej pokazywania, mniej gadania (tutaj kieruję się na skrócenie, unaturalnienie dialogów). Zobacz na kolejny przykład doskonałego dialogu, który natychmiast wypaczasz:
George uśmiechnął się z lekka zakłopotany.
— Oddaj mi to! — Bezceremonialnie zabrał Pioliniemu znaleziony fragment damskiej bielizny i wsunął go do kieszeni dżinsów.
— Czyje to? Anety czy Priscilli?
— Nie mam pojęcia — odparł szczerze Merikson. — Ale mniejsza z tym... Chyba nie przyszliście tu żeby gadać o moich dziewczynach?
Do podkreślenia dialog jest stuprocentowo naturalny - nawet więcej, dialog jest dopełnieniem plastyki: ruchów, gestów, spojrzeń. To on, w połączeniu z wprowadzeniem tworzy doskonałą całość. I nagle, kiedy chcesz to podsumować, rozwlekasz scenę tak nienaturalnie. I to właśnie chce przekazać - w pewnym momencie scena zbudowana w narracji i dopełnienie w postaci krótkiej wypowiedzi tworzy doskonały kadr - niepotrzebnie to rozwlekasz.

Podobało mnie się - może parę poprawek by się znalazło, ale to raczej na poziomie korekty. Historia wciąga.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Męskie sprawy, dupcie, piwo, pięści. Czyta się dobrze, ale nie dla mnie.
Mimo wszystko myślę, że dla określonego odbiorcy to może być interesująca opowieść. Współczesna, pełna rozpoznawalnych spraw i sytuacji, z bohaterami rodem z klatki czy podwórka (oczywiście nie znam cd.).
Podobało mi się, jak podczas jednej rozmowy nakreśliłeś sylwetki dwóch, trzech bohaterów. Wiele opowiedziałeś o nich, ich charakterach, zahamowaniach, pragnieniach. Ładnie to wyszło.
Napisałeś cd?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Tak, cały czas pracuje nad tekstem. Jestem mniej więcej w 1/3 całości. PS: rozdziały zaprezentowane na weryfikatorium zostały już nieco przebudowane i poprawione :)

5
Parę drobiazgów, które rzuciły mi się w oczy.
Lays911 pisze: po dziesięciu minutach od chwili zakupu — wcale już nie było takie chłodne, jakby sobie tego życzyli. W pewnej chwili kościelne dzwony przeciągłym biciem oznajmiły godzinę siedemnastą trzydzieści.
Uwaga na takie chochliki ;)
Lays911 pisze:Barry tępo wpatrywał się w szklankę piwa, obserwując wytwarzające się przy dnie bąbelki powietrza i zastanawiając się, skąd one się tam biorą.
Za dużo tego się na jedno zdanie. Można by w takich miejscach pokombinować z konstrukcją.
Lays911 pisze:lecz dziewczyna wciąż nie potrafiła być mu obojętna.
Trochę koślawo brzmi. "wciąż nie była mu obojętna" by wystarczyło.

Całkiem fajnie piszesz. Czyta się płynnie, bohaterowie (przynajmniej w tym fragmencie) wypadają wiarygodnie i naturalnie. Nie mam większych zastrzeżeń. Powtórzę komentarz dorapy, bo bardzo odpowiada moim odczuciom:
dorapa pisze:Podobało mi się, jak podczas jednej rozmowy nakreśliłeś sylwetki dwóch, trzech bohaterów. Wiele opowiedziałeś o nich, ich charakterach, zahamowaniach, pragnieniach.
Trochę nie rozumiem tych łez w oczach Barry'ego w scenie końcowej tego fragmentu - na moje za mocna reakcja, ale być może jest to jakoś uzasadnione psychiką samego bohatera.

Ogólnie podobało mi się.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron