Ania z Betonowego Wzgórza/ proza życia

1
TEKST ZAWIERA TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA OSÓB PONIŻEJ OSIEMNASTEGO ROKU ŻYCIA

Krótko: 18+




Tak wiem, wiem! Miałaś rację, nigdy niczego nie napiszę! Nie stworzę baśni, historii prawdziwej, ani wyciskacza łez.Ta jedna rzecz wyszła Ci idealnie, wpędzenie mnie w bezmiar niewiary i podporządkowanie się losowi, który jest zbyt okrutny, bym mógł go pojąć. Nawet nie tyle pojąć, co odnaleźć w nim sens. Zrozumieć po co komu słowa, kiedy nie potrafi się odpowiednio ich użyć.
Patrzysz teraz ze zdjęcia tymi swoimi oczami żmii. Syk wyciska ci się z ust tak obrazowo, że wręcz słyszę go nawet teraz, mimo upływu lat. Niewiele się zmieniłaś, wciąż kretyńsko wyginasz się do zdjęć, wykrzywiasz usta jakby cię coś od środka bolało i udajesz boginię seksu. Jak ten Facebook pozwala odnaleźć ludzi i przypomina o porażkach.
Nie no, seksik spoko, nie mam zastrzeżeń. To jest akurat twoja życiowa rola. Od przodu, od tyłu, z boku, na stojaka, w samochodzie, w lesie, w windzie, kamasutra na całego. Do buzi brałaś jak ta lala, nawet w tyłek dałaś sobie wcisnąć. Ale po jaką cholerę bredziłaś mi te bzdety o rodzinie? Że to niby Antoś miałby być spełnieniem ciebie, jako kobiety. Kurwa, jaki ja byłem durny! Przez rok łykałaś w tajemnicy tabletki i ściemniałaś, że nie możesz zajść! A ja, jak ten palant zapieprzałem Pks – em 40 kilometrów po dwunastu godzinach pracy, by cię wziąć od tyłu w drzwiach sypialni i czekać aż urodzisz mi syna. Jakiż ja zakochany byłem, Wokulski może się schować przy moich fantazjach. Tyle, że to inni mieli rację. „Zostaw tę dziwkę, ona cię roluję!” - mówili kumple przy browarku. Ale gdzie tam, można było mówić. Obłęd w oczach, łaskotanie w rozporku i bełkot.
- Chłopaki, wy jej w ogóle nie znacie. To fantastyczna kobieta!
- Mam cię wypunktować, żebyś sie ocknął? - Karol był zawsze szczery, obrzydliwie. Dlatego jego straciłem jako pierwszego – Rzygać mi się jak patrzę co się z tobą dzieje.
- Wiesz co Karolku? Pierdol się! Może czas dorosnąć, wstać spod tego parasola, wypić ostatnie piwo i się ustatkować. Nie sądzisz? Będziesz tak nosił te zeszyty i bazgrolił w nich do końca życia? Myślisz, że coś stworzysz?
- O patrzcie go! Pan dorosły się znalazł! Panna mu loda elegancko zrobiła i już się z nią żenić będzie! To co? Już nie chcesz próbować? Całe Technikum o tym rozmawialiśmy, te wszystkie teksty wysłane do „Cogito” nic dla ciebie już nie znaczą? Rzucisz to dla jakiejś pustej dupy?
- Karol, ta dupa ma imię i dostała od chrzestnego komputer. Teraz tam piszę, a ona to ocenia. Trzeba iść na przód.
- Widzę, że już nie ma z kim gadać. Bigos masz z mózgu chłopie.
Pamiętam jak wstał, leniwym ruchem podniósł kufel z piwem, dokończył i odszedł. Jedyny facet jakiego znałem, który naprawdę był w stanie coś napisać. Dzisiaj, magister filozofii składający plastikowe elementy na taśmie produkcyjnej, w Manchesterze.
A ty? Owszem, czytałaś moje opowiadania, ale komentarze były tak szczere, jak twoje intencje wobec mnie. Pławiłem się w twych pochwałach, tak samo rozkosznie, jak w twoich sokach, gdy nocami otwierałaś dla mnie swe wrota. Ginąłem, a zdawało mi się, że oto jestem na początku drogi do chwały. Książka, syn, żona parterowy domek na skraju lasu. Nic nie docierało do zmąconego umysłu, nawet twój pseudofeministyczny bełkot. O tak, wiem. Tatuś pił, a poprzedni chłopak był wstrętny, bo ograniczał twoją wolność. Tak, w Indiach mężczyźni palą na stosach niewierne żony, a w Afganistanie rzucają kamieniami i w ogóle facet to świnia i powinien siatki z zakupami za kobietą nosić. To wszystko w pełni usprawiedliwiało twój jazgot, dawało prawo do nienawidzenia męskiej rasy i bluzgania. W twoim mniemaniu oczywiście, bo o feminiźmie bladego pojęcia nie miałaś.
Tylko co ja miałem do tego? Do tych wszystkich Arabów, muzułmanów, afrykańskich dzikusów, którzy kobietom wycinają łechtaczki, aby te nie mogły mieć orgazmu? Ani to moja wina, ani moja moc, żeby to zmienić. Nosiłem, więc te siatki za tobą, i gary myłem w twoim domu, po twoim obiedzie, w twojej kuchni kiedy twoja matka leżała w szpitalu. I puszczałem cię wieczorem z kumplem na basen i z twoim starym nie piłem wódki i obgadywałem wszystkich facetów z twoich ulubionych seriali. Miałem być inny, wspaniały, męski, wyrozumiały, tymczasem przyzwalałem na twoje bzykanie się z kumplem i jeszcze udawałem, że tego nie widzę!
Biedna matka, dogorywała w szpitalu, a ty jej nawet nie odwiedziłaś.
- Po co mam udawać, że jest mi przykro. Ci wszyscy hipokryci krzywią się i kłamią. Matka umiera, bo ma raka, ja jestem szczera, nie muszę być jak te wszystkie palanty co na siłę płaczą, a w duchu myślą tylko jak do domu pójść na mecz. Faceci! Udaje taki jeden z drugim pitu, pitu wspaniałego tatusia i męża. Na pokaz! A jak tylko nikt nie patrzy od razu idzie się nachlać – strzelałaś jadem po mistrzowsku.
- Ale powinniśmy do niej pójść, ona chce cię zobaczyć.
- Ty musisz też udawać? Jest nieprzytomna, nawet nie będzie wiedziała, że tam byłam.
Zmarła pół roku później, z pogrzebu urządziłaś sobie rewię mody. Trzy dni przerzucania ubrań, butów, kolczyków, perfum w kilkunastu sklepach. Przecież nie pokażesz się w byle czym!
Mogę ci śmiało powiedzieć, swojej matce nie dorosłaś do pięt. Do dzisiaj pamiętam jak siedziała w kuchni, wiecznie skulona, smutna. Ogrzewała dłonie kubkiem z gorącą herbatą, bo stary przepił kasę na opał. Kupował jej babskie gazety z plotkami, a jej wcale nie obchodził los gwiazd. Ona chyba nawet nie znała pojęcia „gwiazdy”, to byli po prostu jacyś tam ludzie. Pamiętam jak pochylała się na gazetą i smutnym wzrokiem błądziła po literach.
- Co tam piszą, pani Grażynko? - spytałem
- Mój Boże, zrobili zdjęcie jakiejś kobiecie i napisali, że mąż ją zostawił, a teraz chce zabrać dziecko. I to do gazety dali? Jezu, jak jej musi być przykro.
I kołysała się tak kilka minut, z głową nad brukowcem, z nieobecnym wzrokiem i w nieludzkiej ciszy. Czułem sie dziwnie, z jednej strony przerażał mnie jej smutek, z drugiej zaś czułem, że jest on jej wybawieniem, jej wewnętrznym światem, w którym może się schować i tam jest nie do ruszenia. Cisza, która pochłaniała ją w tej kuchni, była tak niewyobrażalnie plastyczna, gruba i gęsta, że nie przepuszczała świata. Pochłaniała wszystkie wyzwiska rzucane przez męża, była jej tarczą, chroniła od ciosów. Wychodziła z niej tylko na godzinę, raz w tygodniu, gdy szła do kościoła. Po drodze czytała klepsydry, dowiadywała się z nich kto zmarł i pochylała głowę pod tablicą ogłoszeń.
W kościele zawsze siadała gdzieś z boku, w tylnych rzędach. Nie chciała nikomu przeszkadzać i nikogo aferować swoją obecnością. Składała ręce, pochylała się i szeptała coś co mogło być modlitwą, choć wyglądało raczej jak przepędzanie złych duchów, odszeptywanie złych mocy. Po kościele wracała do swojej kuchenki, parzyła herbatę i zanurzała się w nicość
Była tak cicha i tak bardzo nie chciała zawracać światu głowy, że nie zauważyła nawet jak bardzo zżera ją choroba. Musiała coś zauważyć, ubywało jej, skóra bledła, ciało robiło się zimne, a z miejsca, które wydało cię na świat sączyła się ropa. Wnętrze musiało boleć, palić niczym polane kwasem. Umysł jednak wyćwiczony do niedopuszczania bólu, wygrał. Musieli mocno się namęczyć, żeby odczepić jej palce wbite w kościelną ławę, gdy na niedzielnej mszy wygięła się z bólu i straciła świadomość.
Ojciec w tym czasie próbował wytłumaczyć się policji dlaczego w takim stanie porusza się pojazdem mechanicznym, jednośladowym marki „Komar”, w dodatku bez ubezpieczenia i ważnych dokumentów.
Rzeczywistość boli, a jeszcze bardziej boli przebudzenie. Nie z pijaństwa, a z długiego, chemicznego snu, w którym potwory wydają się być księżniczkami, a prawdziwe księżniczki płaczą w samotności, odepchnięte przez swych, chwilowo niepoczytalnych chłopców.
Czy wiesz, że powiedziałem Magdalence, że jesteś w ciąży? Płakała. A ja chciałem, by dała mi wreszcie spokój, by nie przeszkadzała i zrozumiała, że to ty jesteś najważniejsza. Kiedy się obudziłem, Magdalenka miała już ułożone życie i nie chciała o mnie słyszeć.

- Nie będę cię utrzymywać! Wybij to sobie z głowy! - to były twoje pierwsze słowa, kiedy ci oznajmiłem, że straciłem pracę.
- Ale jakie utrzymywać! Kochanie, jutro jadę do pośredniaka, a później coś znajdę. Na bilet do ciebie też skądś pożyczę, nie musisz mnie utrzymywać.
- Zobaczymy. Wszyscy tak mówicie, a później na fartuszku mamusi, albo żony. Oszczane kalesony i te gadki, że nie ma pracy, to po co z domu wychodzić!
To był początek końca, malałem każdego dnia, kurczyłem się, zwijałem w kłębek. Nie mogłem spać, gdy nie odbierałaś telefonu, nie wierzyłem, gdy mówili, że masz już innego. Kumpel zaczął przynosić zielsko, uspokajało mnie. Uspokajało tak bardzo, że godzinami wpatrywałem się w lustro i śmiałem z własnej twarzy. Twarzy starca, który się pomylił. Który opowiedział złą historię i teraz został ukarany banicją we własnej łazience.
Kiedy się obudziłem, poczułem nienawiść. I dzisiaj, po latach znalazłem cię na Facebooku. Jesteś podobna, ale nie jesteś miękka, a taką cię wtedy widziałem. Masz ostry nos, ostre krawędzie twarzy ostre linie między policzkami, i wąskie czoło. Jesteś kanciasta, linie twojego ciała są wyraźne zaznaczone, jak linie stołu, szafy, nie są to linie człowieka. Twoja skóra jest napięta, naciągnięta jakby było jej za mało, na ostrych krawędziach kości załamuje się gwałtownie i każe uważać. Człowiek czuje, że mógłby się o ciebie skaleczyć. Dłonie masz kościste, długie palce zakończyłaś długimi, czerwonymi tipsami. To ostrzeżenie. Przypominasz kaktus, z każdej komórki twojego ciała wystaje kolec, długi i cienki. Mogłem ich nie zauważyć, są przezroczyste, ale bardzo ostre. Dzisiaj nie zbliżyłbym sie do ciebie, wtedy przedarłem się przez gąszcz kolców, bo adrenalina znieczuliła ból. Poraniłem się. Ale blizny wyrzuciłem do śmieci. Prócz tej jednej, największej i najdotkliwszej rany, którą zadałaś mi jednym zdaniem:
- Nigdy, niczego nie napiszesz!
Rozdrapuję ją każdego dnia. Dbam, by się nie zabliźniła. Kultywuję jej obecność, dotykam jej, pilnuję, by zawsze sączyła się z niej krew. Gdy czuję jej smak, wiem, że jeszcze po coś żyję.
Ostatnio zmieniony pn 14 lut 2011, 13:15 przez MARCEPAN 30, łącznie zmieniany 1 raz.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

2
Lektura niemiła, nieładna, nieprzyjemna. Przeczytałam całość, choć nie lubię roztkliwiających opowieść z życia branych jak to ona jego ... oszukała, jak to on ją... wykorzystał. O życiu przegranem, zmarnowanem...

Zmień tytuł. Koniecznie zmień tytuł.
Pozdrawiam i dzięki za lekturę.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
A mi się bardzo podoba. Lubię takie miniaturowe przemyślenia, lubię wiedzieć, co się dzieje w głowie bohatera. Uwielbiam retrospekcje i przyjemne w odbiorze metafory, którymi posługujesz się umiejętnie. No i przede wszystkim podoba mi się styl, nieco 'zakręcony', ale przyswajalny.

W gruncie rzeczy jednakże, ten tekst nie niesie ze sobą żadnego przekazu. Niby miniatury mają do tego prawo, ale jednak przydałoby się jakieś mocniejsze zakończenie, jakaś dygresja, hipoteza, cokolwiek, co pozwoliłoby czytelnikowi zastanowić się nad sensem lektury.

Tak czy inaczej: keep it up, czekam na następne teksty!

4
dorapa pisze:Lektura niemiła, nieładna, nieprzyjemna. Przeczytałam całość, choć nie lubię roztkliwiających opowieść z życia branych jak to ona jego ... oszukała, jak to on ją... wykorzystał. O życiu przegranem, zmarnowanem...

Zmień tytuł. Koniecznie zmień tytuł.
Pozdrawiam i dzięki za lekturę.
Uuu. a myślałem, że to dobry tytuł :( Wiem, że temat jest nieoryginalny i oklepany, ale aż tak źle? Historię tego typu bardziej mi odpowiadają, niż cukierkowe love story o tym jak on się zauroczył, ona też, potem się pokłócili, a cały czas i tak wiadomo, ze będzie happy end.


spanki - dzięki za miłe słowo, nie myślałem o jakimś specjalnym przekazie w tym tekście, poprostu chciałem opisać jakąś sytuację, wycięty fragment z życia, bez wyraźnego początku i końca.

Dzięki za wgląd.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

5
Jak na moje oko rewelacja, dawno tak się dobrze nie bawiłam - chyba od "chmielowych luster" - ale to była inna bajka...
I tak co mi zgrzytnęło:
MARCEPAN 30 pisze: Syk wyciska ci się z ust tak obrazowo, że wręcz słyszę go nawet teraz, mimo upływu lat. Niewiele się zmieniłaś, wciąż kretyńsko wyginasz się do zdjęć, wykrzywiasz usta jakby cię coś od środka bolało i udajesz boginię seksu. Jak ten Facebook pozwala odnaleźć ludzi i przypomina o porażkach. .
Ten Jak ten Facebook w tym miejscu wyskoczył mi nie naturalnie i choć z dalszej częsci zrozumiałam dlaczego, to jednak w tym miejscu zdanie jest zbyt niejasne by zostawić je bez zmian.

[/quote]
MARCEPAN 30 pisze: by cię wziąć od tyłu w drzwiach sypialni i czekać aż urodzisz mi syna.
A to zdanie wyłowiłam, by wykazać co razi ogólnie. Zbyt wymuskane słowa jak na tekst. Ładne gładkie, ale zupełnie tu nie pasujące. Brak tu dosadności określeń, wyrzutu, a nawet wulgaryzmu. Żadenh facet po takim przeżyciu nie panował by nad językiem! Ale porównania i obrazowosć języka idealnie pasuje.
Przesłanie? Proste: widziały gały co brały, a te akurat nie widziały. :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

6
gebilis pisze:A to zdanie wyłowiłam, by wykazać co razi ogólnie. Zbyt wymuskane słowa jak na tekst. Ładne gładkie, ale zupełnie tu nie pasujące. Brak tu dosadności określeń, wyrzutu, a nawet wulgaryzmu. Żadenh facet po takim przeżyciu nie panował by nad językiem! Ale porównania i obrazowosć języka idealnie pasuje.
Tu bym polemizował. Wyrzutu w tym tekście jest pełno, zjadliwej ironii, to znaczy tego, co tygryski lubią najbardziej. Dosadność lub wulgaryzmy byłyby w moim odczuciu sztuczne - w końcu zdarzenia, które opisuje bohater, miały miejsce w dosyć dalekiej przyszłości. Jak sam stwierdził, większość blizn wyrzucił już do śmieci. Ale to tylko moje odczucie: )

7
Żeby było jaśniej: nie chodziło mi o wulgarne słownictwo, nie. Raczej o taką męska wykładnie jego "ego". Dla mnie tekst jest zbyt gładko napisany, zbyt wygładzony - a powinny tu buzować emocje - nawet te negatywne - jeżeli to miałoby być prawdziwie. :)

[ Dodano: Nie 13 Lut, 2011 ]
* A poza tym napisałam, że tekst mi sie podoba, a zastrzeżenia to tak dla pogłebienia wrazenia
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

8
Hm, właściwie nie wiem, co myśleć, ale raczej skłaniam się ku negatywnym odczuciom :/
Pierwsze skojarzenie po przeczytaniu tekstu dotyczyły książki "Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty" D. Kozierskiego. Wprawdzie bohaterowie się różnią - tutaj mamy po prostu nieudacznika, tam gościa, który wie swoje, uważa, że jego kłopoty życiowe wynikają nie z jego winy, a po prostu z faktu, że to społeczeństwo jest popieprzone. I to jest jeden z dwóch powodów, dla których to opowiadanie nie przypadło mi do gustu:
Po pierwsze - bohater: zwyczajny nieudacznik wiedzący, że jego miłość to suka, którą można by powiesić za jaja, gdyby takowe posiadała, ale nie potrafiący tego zauważyć w odpowiednim czasie; nie czuję w nim chęci odbicia od dna, na którym wylądował przez uciążliwą żonę, w chwili, gdy już zobaczył, jak toksyczną jest osobą, bohater jakby zdawał sobie sprawę z tego, że jest łajzą a nic z tym nie robił => zwyczajnie mi się nie spodobał.
Po drugie - styl: miejscami zbyt wulgarny; z pewnością pozbawiony czarnego humoru, pewnej dawki sarkazmu, które, jak dla mnie, w takim tekście powinny być umieszczone (a może go nie potrafiłem wyczuć? jeśli, to mój błąd); pomysł, na którym bazujesz jest zbyt wyświechtany, by być oryginalnym samym w sobie, by można zaliczyć go do plusów opowiadania, więc tym "lepcem na muchy" powinien być styl i klimat - wybacz, ale brakuje mi tego.

No i ten fragment z matką, uhm :/ Gdy go czytałem, miałem nieodparte wrażenie, że czytam wspomnienia jakiegoś bohatera z Klanu.

Na koniec dodam, że tekst chyba nie jest zły (choć zdecydowanie do podszlifowania), a moja opinia jest czysto subiektywna. W dużej mierze oceniam go przez pryzmat wspomnianej na początku książki, więc może to przez to.
Jak widzisz, drogi Autorze, powyższe opinie wskazują, że wywołuje skrajne odczucia, a to chyba dobrze :)

Pozdrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

9
No faktycznie, opinie są różne. Hm.
gebilis - bohater widzi całą sytuację jeszcze raz po latach, zdążył się już zmienić i nabrać dystansu do całęj historii. Może na gorąco, kiedy już przejrzał na oczy był ostro wkurzony i bluzgała, ale teraz wszystko opowiada z dystansem. Tak mi sie wydaje i mimo to potrafi gdzieś tam czasem przeklnąć. No ale, jako taki dziamdziok, który wplątał się w taki związek nie jest też chyba wystarczająco męski by tak ciągle "suczyć" :) Ale miło mi, ze Ci się podobało :)

Mazer - nie znam książki, o której wspominasz. Bohater może i faktycznie ciapa, ale tak jakoś przyszedł mi pomysł na niego niewiadomo skąd. Może dlatego, ze takich ciap jest coraz więcej i zawsze trafi się kobieta, która potrafi to wykorzystać. Tez za bogaty nie jest, więc może akurat bzykać nie miała się z kim, a że lubi, a tutaj łatwo poszło, to się zabawiła. A on? Wrażliwiec taki nieporadny. W jakiś tam sposób chyba jednak się wygrzebał, bo po latach opowiada tę historię chyba jednak już z dystansem. Albo z rodzącym się dystansem, wyglada jednak na to, ze jest sam nadal. Cóż, nie trzeba go lubić. Szkoda, ze opis matki nie przypadł Ci do gustu :( Starałem się.

Dzięki za wglad.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

10
Zasadniczo mam dwie uwagi. Pod wpływem emocji, piszesz gorzej. Gdzieś ta spójność w narracji Ci ucieka, chcesz powiedzieć za dużo, za szybko, i zbyt dosadnie, jakbyś jednym zdaniem chciał wywołać szok. Przekaz, może i dobry, ale zatraciłeś swój styl, ten styl, który pozwalał na doskonałe zobrazowanie ludzi, ukazanie ich drobnych, ale jak ważnych cech. Kobieta z kubkiem - no, to ci oczywiście wyszło, i to jest Twoje, a reszta, czyli koledzy, kobiety, związek - niestety - jest przerysowany. Może nadmiar emocji, może coś innego, co zamgliło dobry obraz? Wiesz, co mnie gryzie najbardziej? Chłopak tak się rzuca, a sam jest prostym człowiekiem. Byli siebie równi. Wobec tego stwierdzenia, cały tekst jest nielogiczny. To takie szczekanie zza kraty na psa. Durne trochę, ale prawdziwe.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

11
Martinius - chyba ciągle szukam swojej drogi :) I wdzięczny jestem Ci za każdą uwagę.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

12
Zwykle nie lubię takich "wylewek" emocjonalnych, ale te mi się nawet dobrze czytało. Trochę "biegłeś", więc wkradło się sporo literówek, jakiś błędów pisowni łącznej i rozdzielnej itp, ale nie bardzo chciało mi się nad nimi zatrzymywać, wybacz.

Z zastrzeżeń do stylu, klimatu. Dla mnie scenka z matką przy kubeczku herbaty zbyt ckliwa. A może po prostu zbyt rozciągnięta jak na długość i treść samego tekstu? Nie wiem, w każdym razie tutaj miałam takie poczucie, że czytam coś po raz setny - i sam obraz i te interpretacje "bariery z bólu".

Poza tym ok. Tematyka nie powala oryginalnością, ale trochę złości, trochę żalu i wyszła całkiem dobra mieszanka.
Mnie się po prostu dobrze czytało. Na dłuższą metę pewnie wkurzyłby mnie bohater (nie lubię takich ciap, które rozpamiętują porażki i roztkliwiają się nad tym, jak dali się załatwić), ale tutaj nie zdążył.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”