Skręty na dachu

1
Siedzieliśmy na dachu wieżowca i paliliśmy skręty, zapatrzeni w rozgwieżdżone niebo.
- Pięknie tu. – Powiedziałem z przekonaniem. – Oczywiście jak na zadymioną metropolię.
- Nie marudź, nie teraz ! – odpowiedziała siedząca obok mnie blondynka. – Nie psuj nastroju.
Oparłem się o jej plecy i wpatrywałem się w światła miasta, tonące powoli w nadchodzącym świcie. Zaciągnąłem się jointem, po woli wypuściłem dym. Stałem się dziwnie senny, a przy tym lekki. Świat dookoła zaczął się bujać w rytm nie słyszalnej muzyki. Uśmiechnąłem się promiennie. Nie do siebie, nie do Majki, która siedziała razem ze mną: Uśmiechnąłem się do miasta, pomachałem mu. Traktowałem je jak istotę żywą, która miewa swoje kaprysy i problemy. Uważałem że miasto można sobie zjednać, a nawet trzeba, jeżeli chce się w nim żyć.
A może to tylko marihuana przeżarła mi mózg ?
Odwróciłem twarz do Majki, spojrzałem jej głęboko w oczy. Do dziś pamiętam jak ją poznałem. Mi, największemu łobuzowi w całym gimnazjum nasza wychowawczyni przydzieliła misję zaopiekowania się nową koleżanką, która dopiero co wprowadziła się do naszego miasta. Z początkowej nieufności wykiełkowała nić porozumienia, z niej przyjaźń, która dosyć szybko przerodziła się w miłość.
Dotknąłem delikatnie jej twarzy, pocałowaliśmy się. Szybko zacząłem z niej ściągać ubranie, niezbyt delikatnie, za to z pasją, niemalże brutalnie. Całowałem jej szyję, słyszałem jej ciężki oddech. W pewnym momencie zatrzymałem się.
- Co to jest ? – zapytałem, dotykając obszernego siniaka na jej łopatce.
- Ja… to nic, wywróciłam… eee… - Jąkała się Majka. – To naprawdę głupstwo.
- Znowu on, tak ? Nie musisz odpowiadać, przecież wiem. Kurwa, tak nie może być…
- Proszę cię, nie rób głupot Kacper !
Zacisnąłem pięści i odsunąłem się od niej. Wiedziałem, że ona potrzebuje teraz bliskości, ale nie byłem w stanie jej tego zapewnić. Targały mną zbyt wielka złość i nienawiść.
Czy mogę się nazywać mężczyzną, jeśli moja kobieta jest regularnie bita przez swojego ojca, a ja nie robię z tym absolutnie nic ? Klnę, grożę, pocieszam, ale nic nie robie w kierunku zmiany sytuacji ?
- Chcesz żeby dalej tak było ? Leje cie co drugi dzień, niszczy cię ! Nie rozumiesz tego ?
- Mimo wszystko to mój ojciec…
- To jest ojciec ? To jest skurwysyn, nie ojciec !
- A tyś nie lepszy. – Odezwał się ktoś nagle. Odwróciłem się w stronę drzwi na dach i ujrzałem Jerzego: oprawcę Majki.
- Ja przynajmniej o nią dbam. – Odpowiedziałem, z pozoru spokojny, ale wystarczyła mała iskra, żebym wybuchł. Zioło momentalnie przestało działać, teraz byłem w pełni świadomy i zły.
- Majka, do domu ! – krzyknął, ale powstrzymałem ją ręką.
- Ona nigdzie nie idzie. A ty spierdalasz do domu.
- Taki jesteś chojrak ? Gnoju, bo i tobie zapierdole ! – odwrócił się w stronę majki. – A ty mała suko do domu !
Rzuciłem się na niego, poniesiony falą gniewu, który zbierał się we mnie przez ostatni rok, by w końcu wybuchnąć. Zaczęliśmy się szarpać, pamiętam tylko tyle że uderzyłem go czołem w nos, pociągnął mnie za sobą, potknęliśmy się.
Krawędź dachu była stanowczo za blisko. Widziałem jak spada w dół, ale nawet nie wyciągnąłem do niego ręki. Przez sekundę czułem ulgę i radość z tego, co się stało. Potem nadszedł strach, ale nie obrzydzenie. Nigdy nie czułem do siebie obrzydzenia za to, co zrobiłem.

2
Dresiarz pisze:- Pięknie tu. – Powiedziałem z przekonaniem. – Oczywiście jak na zadymioną metropolię.
- Nie marudź, nie teraz ! – odpowiedziała siedząca obok mnie blondynka. – Nie psuj nastroju.
Zastanawia mnie ta niekonsekwencja... :P W pierwszym zdaniu bez kropki i powiedziałem małą litera - aczkolwiek nie zawsze się taki zapis stosuje, przeczytaj o tym!
Dresiarz pisze:Oparłem się o jej plecy i wpatrywałem się w światła miasta, tonące powoli w nadchodzącym świcie. Zaciągnąłem się jointem, po woli wypuściłem dym. Stałem się dziwnie senny, a przy tym lekki. Świat dookoła zaczął się bujać w rytm nie słyszalnej muzyki. Uśmiechnąłem się promiennie.
Niestety, język polski to wredny język. Anglicy nie muszą się gimnastykować, żeby unikać czasowników zwrotnych, bo nie mają się. A my mamy się i musimy brać je pod uwagę. Bo jak nie, to panuje siękoza! (Uwielbiam to słowo swoją drogą. :D )
Dresiarz pisze:Nie do siebie, nie do Majki, która siedziała razem ze mną:
No to blondynka czy Majka? Nazwanie ją wcześniej blondynką sugeruje, że bohater nie znał jej imienia. No i chyba interpunkcja mogłaby dla Ciebie nie istnieć...
Dresiarz pisze: Mi, największemu łobuzowi w całym gimnazjum nasza wychowawczyni przydzieliła misję zaopiekowania się nową koleżanką, która dopiero co wprowadziła się do naszego miasta.
Mnie. Nie zaczynamy zdania od mi, tak samo jak nie zaczynamy od ci i mu. (Mu to daj czy jemu to daj?) No i powtózenia.
Swoją drogą, Hesus, uczniowie gimnazjum palący skręty? Po pierwsze - świat schodzi na psy, a po drugie - czuję dysonans. Bo trudno brać na poważnie piętnastolatka palącego skręty. W liceum jeszcze by przeszło, na studiach to raczej norma i nikt się nie czepia, ale gimnazjalista palący skręty to dla mnie zbuntowany nastolatek udający "dorosłego".
A jeśli bohaterowie są w starszym wieku, to należy jakoś to zaznaczyć, bo z tekstu wynika, że to wiek gimnazjalny.
Dresiarz pisze:Szybko zacząłem z niej ściągać ubranie, niezbyt delikatnie, za to z pasją, niemalże brutalnie.
To nie jest dobre zdanie. Mamy aż cztery określenia na zdejmowanie ubrania - szybko, niezbyt delikatnie, z pasją, brutalnie. Za dużo tego. Wybierz jedno, będzie bardziej dosadne. No i rym się pojawia. ;)
Dresiarz pisze: Całowałem jej szyję, słyszałem jej ciężki oddech.
Na pewno jej? A nie jakiegoś potwora z kosmosu, który akurat wylądował? ;P Zaimkoza! (Też uwielbiam to słowo.) Ogólnie nie używamy zaimków o ile nie są niezbędne do zrozumienia tekstu.
Dresiarz pisze:- Ja… to nic, wywróciłam… eee… - Jąkała się Majka.
Dokładne naśladowanie mowy czasem sprawia, że tekst wygląda głupio. Jak tutaj na przykład.
Dresiarz pisze:- Znowu on, tak ? Nie musisz odpowiadać, przecież wiem. Kurwa, tak nie może być…
- Proszę cię, nie rób głupot Kacper !
I tutaj.
Dresiarz pisze:Targały mną zbyt wielka złość i nienawiść.
Może i targały, ale ja tego nie czuję.
Dresiarz pisze:Czy mogę się nazywać mężczyzną, jeśli moja kobieta jest regularnie bita przez swojego ojca, a ja nie robię z tym absolutnie nic ?
Absolutnie nic z tym nie robię. Poza tym.. kobieta? Mężczyzna? W tym wieku?
No i dlaczego stawiasz pauzę przed znakami interpunkcyjnymi?
Dresiarz pisze:- Ja przynajmniej o nią dbam. – Odpowiedziałem, z pozoru spokojny, ale wystarczyła mała iskra, żebym wybuchł.
Wystarczyłaby, chyba? Bo to się jeszcze nie stało? A poza tym całe zdanie jest brzydkie i koślawe.
Rzuciłem się na niego, poniesiony falą gniewu, który zbierał się we mnie przez ostatni rok, by w końcu wybuchnąć.
To dobrze, że bohater zdaje sobie sprawę z procesu przyczynowo-skutkowego swojego zachowania, jednak jako narrator przekazuje to w sposób nieatrakcyjny dla czytelnika.
Dresiarz pisze:potknęliśmy się.
Krawędź dachu była stanowczo za blisko. Widziałem jak spada w dół, ale nawet nie wyciągnąłem do niego ręki.
Tu natomiast wyjaśnienia procesu przyczynowo-skutkowego brak. Jak dla mnie.

Ok, błędów jest sporo. Interpunkcja się kłania, a także obycie z językiem. Wiele Twoich zdań niby jest w miarę poprawnych, ale brzmią koślawo i znamionują nieobycie z językiem. Dialogi mi się nie podobały, były zbyt... obcesowe? Niby potrafię sobie wyobrazić taką wymianę zdań, ale w tekście literackim powinno to lepiej wyglądać. Poza tym stosujesz zbyt dużo skrótów myślowych, np.:
Dresiarz pisze:- Majka, do domu ! – krzyknął, ale powstrzymałem ją ręką.
Tu brakuje: dziewczyna chciała wstać, ale... Ale wskazuje na opozycję, krzyknął, ale ją powstrzymałem? Niby wiadomo o co chodzi, w języku potocznym takie rzeczy przechodzą nie raz, ale w tekście to razi i sprawia, że czytelnik się męczy. Owszem, takie skróty, umiejętnie stosowane, mogą czasem przyspieszyć akcję, wzbogacić styl autora itd., ale to nie jest Twój przypadek.

Co do fabuły... Hm, w takiej sytuacji ludzie czują przede wszystkim bezsilność. I dziewczyna, bo od ojca nie może uciec, bo jest z nim związana emocjonalnie, i chłopak, który niewiele może zrobić bez jej zgody. I o to się tu najbardziej rozchodzi - o to, że miłość i nienawiść jest tak poplątana, że człowiek nie wie w którą stronę ruszyć. Bo wystarczyłoby, że dziewczyna zgłosi pobicie na policji, wystarczy, że chłopak pójdzie do wychowawczyni w szkole (ale bez zgody dziewczyny?). Ale to wszystko jest bardziej skomplikowane niż się wydaje...
W rzeczywistości, bo nie w Twoim tekście. Problem przedstawiłeś bardzo płasko. Moją kobietę biją, więc ja się rozprawię z jej oprawcą. Ktoś niszczy moją własność, do cholery! Zero pogłębionej analizy. Rachu ciachu i koniec. Przez to całość wypadła sztucznie.
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

3
Warsztatowo mamy tutaj do czynienia z istną kopalnią błędów i książkowych przykładów na wszelkiego typu zaimkozy, siękozy itp.
Ponieważ Lilifleur wypisała już olbrzymią większość z nich, a ja nie lubię za kimś powtarzać, to postaram się dodać już tylko parę słów od siebie. Niemniej od razu wspomnę, że z uwagami Lili nie sposób się nie zgodzić i że jeśli chcesz na serio pisać, to weź je na poważnie.

A teraz jeszcze
Szybko zacząłem z niej ściągać ubranie, niezbyt delikatnie, za to z pasją, niemalże brutalnie.
to zdanie kiesko brzmi nie tylko ze względu na nadmiar przymiotników, ale też z powodu tego "za to". Sugerujesz wprowadzenie jakiegoś przeciwieństwa, a dajesz coś w stylu "niezbyt delikatnie, za to brutalnie" - przecież to na jedno wychodzi.
Mi, największemu łobuzowi w całym gimnazjum nasza wychowawczyni przydzieliła misję zaopiekowania się nową koleżanką, która dopiero co wprowadziła się do naszego miasta.
Dla mnie jakiś wyidealizowany obraz polskiej szkoły. W szczególności gimnazjum. Zwyczaj z opiekowaniem się nowym uczniem? W jakiejś gównianej szkole w wielkiej metropolii? W gimnazjum? Może ja po prostu na tym etapie przeszłam szkołę przetrwania, ale brzmi to dla mnie śmiesznie i trochę cofa akcję do podstawówki.

Co do fabuły.
Strasznie ją przebiegłeś i spłyciłeś. Emocje jakieś są, ale wychodzą trochę sztucznie, mało wiarygodnie. Podobnie jak Lili miałam jakieś wątpliwości odnośnie wieku bohaterów - kreujesz chłopaka na takiego poważnego, silnego, a z drugiej strony mamy gnojka udającego dorosłego. Ja nie twierdzę, że takie połączenie nie może istnieć. Twierdzę tylko, że mnie nie przekonuje.

Ocena całości raczej negatywna. Musisz jeszcze dużo popracować.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”