Zbrodnia i zdrada

1
Tekst był pisany na potrzeby pojedynku z Godhadem, który ostatecznie wygrałam walkowerem. Godhad, liczę na to, że jeszcze kiedyś będzie okazja do innego pojedynku, jestem otwarta na wszelką sugestię.
Zbrodnia i zdrada
____Caranvyn przyglądała się z wysokości dachu na idących we własnych kierunkach drowy i jasne elfy. Czuła w powietrzu napiętą, pełną wrogości atmosferę, która zawsze i wszędzie była obecna w tym mieście. Evarion – przeklęte miasto przepełnione zbrodnią i intrygą, w którym jasne i mroczne elfy skazano na życie obok siebie. Kolejne parszywe miejsce, do którego przybyła z własnej woli, poszukując przygód, mocnych wrażeń i zarobku. Uśmiechnęła się z wyraźnym podekscytowaniem, zsuwając się z dachu na ziemię, magią spowalniając upadek. Wylądowała miękko na bruku. Rozejrzała się uważnie, sprawdzając czy nikt jej nie zauważył, po czym skręciła w wąską, ciemną uliczkę. Na jej końcu dostrzegła niezbyt wysokiego, dobrze zbudowanego drowa opartego o ścianę.
____Zupełnie, jakby na mnie czekał, stwierdziła w myślach z niezadowoleniem, sięgając na wszelki wypadek po sztylet.
____W tym momencie, drow popatrzył prosto na nią.
____– Spokojnie, nie mam wobec ciebie złych zamiarów – powiedział cicho, przyglądając się z uwagą twarzy i ubiorowi dziewczyny. – Ubierasz jak skrytobójca – zauważył nagle, patrząc z coraz większym zaciekawieniem na jej czarne szaty. Uśmiechał się, jakby czuł wielkie szczęście, że ją spotkał w tej ciemnej uliczce. – Jak mniemam jesteś nim?
____Caranvyn milczała. Wiedziała, że nie mogła zaprzeczyć jego słowom. Była skrytobójcą i ubierała się tak, by ukryć pas z licznymi sztyletami i prostym mieczem. Także jej dłoń zaciśnięta na rękojeści noża, ukrytego w rękawie zdradzało, kim była.
____– Tak, jestem skrytobójcą – przyznała niechętnie, mierząc drowa złowrogim spojrzeniem.
____Mroczny elf skinął nieznacznie głową i uśmiechnął się.
____– No to doskonale się składa, bo właśnie potrzebuję skorzystać z usługi skrytobójcy i jestem gotowy zapłacić wiele byleby mój problem został rozwiązany – oznajmił.
____– Kogo mam zabić? – zapytała Caranvyn zimnym, wyjałowionym z emocji głosem.
____– Chcę byś sprzątnęła dla mnie Fearisa, najbogatszego szlachcica mieszkającego w tym nędznym mieście. Jestem mu winny bardzo grubą sumę i jeżeli mu jej nie zwrócę w ciągu trzech dni, zabije mnie.
____Caranvyn przez chwilę milczała, badawczo przyglądając się twarzy mrocznego elfa. Czuła, że nie powinna przyjmować tego zlecenia, zwłaszcza, że jej potencjalny zleceniodawca był totalnie spłukany. Podejrzewała nawet, że i ją będzie chciał usunąć, byleby nie płacić jej za nic. Mimo tych podejrzeń, nie potrafiła oprzeć się pokusie, by się zgodzić pomóc mu w rozprawieniu się z nastającym na niego arystokratą. Uwielbiała ryzykować, a groźba niebezpieczeństwa tylko podsycała jej podekscytowanie przygodą.
____– Spłukałeś się u tego elfa całkowicie. Jak, zatem zapłacisz mi za jego sprzątnięcie?
____Drow, słysząc to pytanie i niepewność w głosie skrytobójczyni, uśmiechnął się szeroko.
____– To, co znajdziemy przy truchle, kiedy ten elf będzie już martwy. Złoto i kosztowności będziesz mogła zatrzymać.
____Caranvyn z wolna skinęła głową, nadal patrząc na rozmówcę z podejrzliwością w oczach. Przysunęła sztylet do jego piersi, przyciskając ostrze do skóry. Drow nawet nie drgnął cały czas, uśmiechając się, choć w oczach skrytobójczyni mogła zobaczyć niewielką iskrę strachu.
____– Powiedzmy, że ci wierzę – oznajmiła cicho. – Będziesz mi towarzyszyć podczas tej akcji i umówisz się z tym elfem na spotkanie, a wtedy się go pozbędziemy. A poza tym, wciąż nie znam twego imienia.
____– Rigvafein – przedstawił się niezbyt chętnie drow. – I niechętnie zgadzam się na twoje warunki. Cena nie gra roli, jeżeli będę miał gwarancję, że na pewno do zachodu słońca ten elfi pomiot będzie martwy…
____Caranvyn powoli odsunęła sztylet od piersi mrocznego elfa. Uśmiechnęła się pogardliwie, składając swemu nowemu pracodawcy drwiący ukłon. Ależ oczywiście, że będzie. Przecież, jestem jedną z najlepszych w moim fachu, stwierdziła w myślach, niezbyt zadowolona z tego, że ten drow jej nie doceniał. Wiedziała jednak, że już wkrótce zacznie jej dziękować na kolanach za to, że rozwiązała jego problem.
~*~
____Wszystko poszło tak jak to sobie zaplanowała Caranvyn. Rigvafein skontaktował się z Fearisem i poprosił go o spotkanie w celu spłacenia części długu. Mieli się z nim spotkać na obrzeżach miasta. Tam nie było żadnych wścibskich ludzi, którzy wtykali nosa w nieswoje sprawy. Niewielu przybędzie elfowi wysokiego rodu z pomocą. To było doskonałe miejsce na dokonanie zabójstwa.
____Schowana w cieniu, dziewczyna oparła się o ścianę, uśmiechając się ze spokojem. Teraz sprawa powinna potoczyć się zgodnie z ich planem i nie przewidywała żadnych nieprzewidzianych zwrotów sytuacji, które mogły im utrudnić zadanie.
____Tylko Rigvafein czuł strach i zdenerwowanie, bojąc się o powodzenie ich wspólnego planu. Chodził niespokojnie po ciemnej uliczce, rzucając nerwowym wzrokiem w stronę wejścia do niewielkiej, ciasnej uliczki, w której mieli się niebawem spotkać z Fearisem. Kropelki potu znaczące twarz i czoło mrocznego elfa doskonale zdradzały wszelkie targające nim emocje.
____– Uspokój się – upomniała go ostro Caranvyn. – Musisz zachować spokój, bo inaczej mój cel pozna, że planujesz go wciągnąć w zasadzkę.
____– Myślisz, że to takie łatwe nie okazywać emocji? – spytał zimno drow. – Że łatwo się nie przejmować powodzeniem akcji, która może zaważyć na całym moim dotychczasowym życiu?
____Caranvyn prychnęła pogardliwie, mierząc mrocznego elfa twardym, bezlitosnym wzrokiem.
____– Gdybyś popracował w zawodzie zabójcy tyle lat co ja, przywykłbyś do takich atrakcji.
____Między nimi zapadła głucha cisza, w której słyszeli tylko własne oddechy i bicie serc. Rigvafein udał, że nie usłyszał kąśliwej uwagi skrytobójczyni. Zacisnął mocno zęby i z narastającym zdenerwowaniem czekał na jasnego elfa.
____Nie musieli długo czekać na pojawienie się Fearisa. Usłyszeli ciche kroki, a potem na końcu uliczki pojawiła się wysoka, dobrze zbudowana sylwetka elfa w bogatym odzieniu. Szybko dostrzegł Rigvafeina i z zadowolonym, lekko pogardliwym uśmiechem, podszedł do niego. Caranvyn przyjrzała się uważnie Fearisowi. Krótko ostrzyżone jasne włosy ledwo muskały jego policzki. Ostro zarysowane usta. Zimne, pełne wyższości, zielone oczy przykuwały najwięcej uwagi. Dziewczyna zaczęła już rozumieć strach i nienawiść, jaką drow czuł do tego jegomościa.
____Elf złożył Rigvafeinowi drwiący ukłon.
____– Widzę, że nareszcie poszedłeś po rozum do głowy i chcesz nareszcie zacząć spłacać dług, który u mnie zaciągnąłeś – rzekł sucho elf.
____Drow skinął potakująco głową, nie mogąc wydobyć ze ściśniętego gardła ani słowa. Wyjął za pazuchy mieszek z fałszywym złotem, który skrytobójczyni dała mu jeszcze przed przybyciem w to miejsce, i podał go elfowi.
____– Przelicz – powiedział cicho Rigvafein. – W środku jest połowa kwoty, którą jestem ci winien. Resztę ci przyniosę jak tylko będę miał.
____– Ja myślę – wycedził przez zęby elf – inaczej zmienię twe życie w koszmar.
____Po tych słowa otworzył mieszek i wysypał jego zawartość na swoją dłoń. W jego oczach zalśniły iskry chciwości.
____Caranvyn uśmiechnęła się okrutnie, elf właśnie dał się złapać w zasnutą przez nią sieć. Metalowe monety pokryła Silvrumem – bardzo silną trucizną jej własnego pomysłu, która kolorem była podobna do prawdziwego złota. Działała bardzo szybko, już przy zetknięciu ze skórą ofiary. Powodowała ogromny ból i osłabiała ofiarę do tego stopnia, że nie była w stanie podnieść się z ziemi i musiała pełzać. Dziewczyna wiedziała, że kiedy trucizna zrobi swoje, pozostanie jej tylko dobicie elfa. I nie zawiodła się.
____Fearis krzyknął nagle z bólu, a jego piękna twarz wyraźnie pobladła. Kolana ugięły się bez udziału jego woli i elf padł na kolana u stóp Rigvafeina, którego strach opuścił i uśmiechał się szyderczo. Elf wysokiego rodu, próbował wstać, lecz mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.
____– Co się… – zaczął przerażony, nie mogą złapać tchu – … ze mną dzieje… – dokończył z coraz większym trudem. Popatrzył z wściekłością na mrocznego elfa. – Ty…! Otrułeś mnie…! Wiedziałem, że nie mogę ufać drowom twego pokroju…
____Rigvafein zarechotał, rozbawiony tymi słowami, dając znak Caranvyn, by wyszła. Dziewczyna, uśmiechając się okrutnie stanęła obok drowa, patrząc rozbawiona, jak Fearis próbuje od nich odpełznąć. Podeszła do niego niespiesznie, łapiąc go brutalnie za włosy, odchylając głowę do tyłu. Przy jego gardle błysnął długi, wąski sztylet o ostrzu w delikatnie niebieskim odcieniu.
____– Proszę… – szepnął słabo elf. – Rigvafeinie, nie będę już kierować wobec ciebie jakichkolwiek roszczeń, ale błagam cię, daruj mi życie…
Drow splunął mu z pogardą w twarz, patrząc na upokorzonego Fearisa ze mściwą satysfakcją.
____– Nie mam litości dla takich śmieci jak ty – oświadczył sucho. – Skończ z nim, Caranvyn! Właśnie zakończyłem z nim rozmowę…
____Dziewczyna bezgłośnie skinęła głową, pochylając się lekko nad elfem.
____– Powinieneś wiedzieć, Fearisie, że nie każde złoto jasno błyszczy – wyszeptała do ucha ofiary, podrzynając jej gardło, z którego trysnął strumień ciepłej krwi, który splamił rękę skrytobójczyni.
____Caranvyn puściła elfa, pozwalając, by padł bezwładnie na ziemię, twarzą do zimnego, brudnego bruku. Pochyliła się nad zwłokami i zaczęła je uważnie przeszukiwać w poszukiwaniu kosztowności i mieszka pełnego pieniędzy. Po chwili w dłoni trzymała bogato zdobiony medalion i pierścień oraz grubą sakiewkę przepełnioną monetami.
____– Moje zadanie wykonane – oznajmiła sucho. – Rano znajdą zwłoki, do tego czasu opuszczę miasto.
____Rigvafein uniósł brwi.
____– Opuścisz? Na zawsze?
____– Tak, idę zwiedzić i poszukać zarobku w innym mieście, tutaj będę budzić podejrzenia, a zwłaszcza w oczach rodu Fearisa. Zresztą, ja i tak nie mam stałego miejsca zamieszkania i wolę wędrować i zabijać w różnych miejscach.
____– To oznacza, że błądzisz bez żadnego konkretnego celu po świecie – zauważył drwiąco mroczny elf. – Nie myślałaś, żeby osiedlić się gdzieś na stałe?
____Caranvyn pokręciła przecząco głową, uśmiechając się lekko, choć ten uśmiech nie objął zimnych i obojętnych oczu.
____– Taki był mój wybór, drowie. Poza tym nie każdy błądzi, kto wędruje. Powinieneś o tym wiedzieć. Większość skrytobójców nie ma stałego miejsca zamieszkania, a nawet przez myśli nie przychodzi im, żeby założyć rodzinę. W tym zawodzie lepiej być samotnikiem, niż narazić na niebezpieczeństwo najbliższych i kogokolwiek ze swojego bliskiego otoczenia. Wiedziałam, na co się piszę, gdy wstępowałam na szkolenie u mego mistrza. Nie żałuję żadnych z podjętych przeze mnie decyzji. Na mnie już pora. Żegnaj…
____Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić, pozostawiając mrocznego elfa samego. Rigvafein popatrzył jeszcze za odchodzącą dziewczyną.
____– Nie… – wyszeptał, sięgając po sztylet. – Nie pozwolę ci odejść stąd z życiem!
____Znalazł się za plecami skrytobójczyni i kilkakrotnie wbił sztylet w jej ciało. Caranvyn nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, tylko bezgłośnie osunęła się na ziemię. Chwilę jej plecy unosiły się w lekkim słabnącym oddechu, by po chwili znieruchomieć.
____Rigvafein jeszcze przez chwilę patrzył na leżące we krwi ciało skrytobójczyni. Bardzo mu się przysłużyła w pozbyciu się w nękającego go elfa wysokiego rodu, lecz musiał ją zabić. Nie miał wyboru. Wiedział, że gdyby schwytał ją ktoś związany z Fearisem, szybko natrafiliby też na jego trop, a do tego nie mógł dopuścić. Po chwili odwrócił się i odszedł, znikając w mroku nocy.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 14:59 przez Monivrian, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Zbrodnia i zdrada

2
Monivrian pisze: Rozejrzała się uważnie, sprawdzając (przecinek) czy nikt jej nie zauważył, po czym skręciła w wąską, ciemną uliczkę.

– Ubierasz (się) jak skrytobójca – zauważył nagle, patrząc z coraz większym zaciekawieniem na jej czarne szaty. Uśmiechał się, jakby czuł wielkie szczęście, że ją spotkał w tej ciemnej uliczce. – Jak mniemam (przecinek) jesteś nim?

Także jej dłoń zaciśnięta na rękojeści noża, ukrytego w rękawie (przecinek) zdradzało (zdradzała - bo chodzi przecież o dłoń), kim była.

Mroczny elf skinął nieznacznie głową i uśmiechnął się (się uśmiechnął - o ile to możliwe, nie kończymy zdania na 'się').

– No to doskonale się składa, bo właśnie potrzebuję skorzystać z usługi skrytobójcy i jestem gotowy zapłacić wiele (przecinek) byleby mój problem został rozwiązany – oznajmił.

– Chcę (przecinek) byś sprzątnęła dla mnie Fearisa, najbogatszego szlachcica mieszkającego w tym nędznym mieście.

Czuła, że nie powinna przyjmować tego zlecenia, zwłaszcza, (zbędny przecinek) że jej potencjalny zleceniodawca był totalnie spłukany.

Mimo tych podejrzeń, (zbędny przecinek) nie potrafiła oprzeć się pokusie, by się zgodzić pomóc mu w rozprawieniu się (nie za dużo tego 'się' w jednym zdaniu?) z nastającym na niego arystokratą.

– Spłukałeś się u tego elfa całkowicie. Jak, (zbędny przecinek) zatem zapłacisz mi za jego sprzątnięcie?

Drow nawet nie drgnął (przecinek) cały czas, (zbędny przecinek) uśmiechając się, choć w oczach skrytobójczyni mogła zobaczyć niewielką iskrę strachu.

– Rigvafein – przedstawił się niezbyt chętnie drow. – I niechętnie (chętnie, niechętnie - czy to nie brzmi paradoksalnie?) zgadzam się na twoje warunki.

"(...) Przecież, (zbędny przecinek) jestem jedną z najlepszych w moim fachu", stwierdziła w myślach, niezbyt zadowolona z tego, że ten drow jej nie doceniał.

Wszystko poszło tak (przecinek) jak to sobie zaplanowała Caranvyn.

Schowana w cieniu, (zbędny przecinek) dziewczyna oparła się o ścianę, uśmiechając się ze spokojem. Teraz sprawa powinna potoczyć się zgodnie z ich planem i nie przewidywała żadnych nieprzewidzianych (pleonazm) zwrotów sytuacji, które mogły im utrudnić zadanie.

Szybko dostrzegł Rigvafeina i z zadowolonym, lekko pogardliwym uśmiechem, (zbędny przecinek) podszedł do niego.

– Widzę, że nareszcie poszedłeś po rozum do głowy i chcesz nareszcie (powtórzenie) zacząć spłacać dług, który u mnie zaciągnąłeś – rzekł sucho elf.

Wyjął za (zza) pazuchy mieszek z fałszywym złotem, który skrytobójczyni dała mu jeszcze przed przybyciem w to miejsce, i podał go elfowi.

Resztę ci przyniosę (przecinek) jak tylko będę miał.

– Ja myślę – wycedził przez zęby elf (kropka i po myślniku dużą literą) – inaczej zmienię twe życie w koszmar.

Po tych słowa (słowach) otworzył mieszek i wysypał jego zawartość na swoją dłoń.

Elf wysokiego rodu, (zbędny przecinek) próbował wstać, lecz mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.

____– Co się… – zaczął przerażony, nie mogą złapać tchu – (zbędny wielokropek) ze mną dzieje… – dokończył z coraz większym trudem.

Rigvafein zarechotał, (zbędny przecinek) rozbawiony tymi słowami, dając znak Caranvyn, by wyszła. Dziewczyna, uśmiechając się okrutnie (przecinek) stanęła obok drowa, patrząc rozbawiona, jak Fearis próbuje od nich odpełznąć.

(...) ale błagam cię, daruj mi życie…
(wcięcie) Drow splunął mu z pogardą w twarz, patrząc na upokorzonego Fearisa ze mściwą satysfakcją.

– wyszeptała do ucha ofiary, podrzynając jej gardło, z którego trysnął strumień ciepłej krwi, który (oj, brzydko to brzmi; może lepiej byłoby dać imiesłów? - plamiąc rękę skrytobujczyni) splamił rękę skrytobójczyni.

Caranvyn puściła elfa, pozwalając, by padł bezwładnie na ziemię, (zbędny przecinek) twarzą do zimnego, brudnego bruku.

Po chwili w dłoni trzymała bogato zdobiony medalion i pierścień oraz grubą sakiewkę przepełnioną (wypełnioną) monetami.

Chwilę jej plecy unosiły się w lekkim (przecinek) słabnącym oddechu, by po chwili znieruchomieć.

Bardzo mu się przysłużyła w pozbyciu się w (zbędne) nękającego go elfa wysokiego rodu, lecz musiał ją zabić.
Pod względem technicznym wygląda to marnie, a i fabuła mnie nie wciągnęła. Poczułem się trochę, jakbym oglądał tanią produkcję na AXN albo Romantica. Pewien fragment brzmi wręcz groteskowo, bo co to za zabójca, który nagle tak się rozgadał i zaczął się niemal zwierzać swemu zleceniodawcy - mówi, że takie wybrała życie, że sobie wędruje... Szkoda, że jeszcze nie powiedziała, dokąd się teraz wybiera. No i jeszcze dała się zabić, choć przeczuwała, że tak może się to skończyć.


Zatwierdzam jako weryfikację (z przyjemnością) Natasza
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 13:18 przez stugramp, łącznie zmieniany 1 raz.

3
Mam wrażenie, że w ogóle nie przejrzałaś tekstu przed wysłaniem. Mnóstwo powtórzeń, nadmiar imiesłowów, błędy interpunkcyjne. No i brak logiki. Jeśli skrytobójcę można rozpoznać po ubiorze, to skrytobójcą już nie jest, nie mówiąc o byciu najlepszym w swoim fachu. Podawanie prawdziwego imienia, tłumaczenie się, jak wygląda życie skrytobójcy, no i pokazywanie pleców zleceniodawcy, któremu na początku przypisywało się o niecne zamiary (a w fabule nie stało się nic, co by te podejrzenia miało wyeliminować), sprawiają, że bohaterkę odebrałam jako bezmyślną i dziecinną.
Inna rzecz. Czy najbogatszy szlachcic poszedłby na obrzeża miasta, w którym kipi od nienawiści, sam, bez obstawy i jeszcze w bogatym odzieniu? Mało realistyczne, a widać, że na taki brudny realizm tekst się sili.
Do tego dochodzą klisze: zimne, wyjałowione z emocji głosy i szydercze czy okrutne uśmiechy – zbyt wiele tego.
No i gdzie jest to fantasy? Drowy, wysokie elfy, wspomniana (w pół zdaniu) magia robi tutaj tylko za płaską scenografię – równie dobrze zamiast elfów mogli być ludzie, choćby ze zwaśnionych gildii.
Ogólnie od poprzedniego Twojego tekstu niewiele się zmieniło, a na korzyść, niestety, nic.

Poniżej zaznaczam najbardziej rażące powtórzenia.
Monivrian pisze: ____Zupełnie, jakby na mnie czekał, stwierdziła w myślach z niezadowoleniem, sięgając na wszelki wypadek po sztylet.
____W tym momencie, drow popatrzył prosto na nią.
____– Spokojnie, nie mam wobec ciebie złych zamiarów – powiedział cicho, przyglądając się z uwagą twarzy i ubiorowi dziewczyny. – Ubierasz jak skrytobójca – zauważył nagle, patrząc z coraz większym zaciekawieniem na jej czarne szaty. Uśmiechał się, jakby czuł wielkie szczęście, że ją spotkał w tej ciemnej uliczce. – Jak mniemam jesteś nim?
____Caranvyn milczała. Wiedziała, że nie mogła zaprzeczyć jego słowom. Była skrytobójcą i ubierała się tak, by ukryć pas z licznymi sztyletami i prostym mieczem. Także jej dłoń zaciśnięta na rękojeści noża, ukrytego w rękawie zdradzało, kim była.
____– Tak, jestem skrytobójcą – przyznała niechętnie, mierząc drowa złowrogim spojrzeniem.
____Mroczny elf skinął nieznacznie głową i uśmiechnął się.
____– No to doskonale się składa, bo właśnie potrzebuję skorzystać z usługi skrytobójcy i jestem gotowy zapłacić wiele byleby mój problem został rozwiązany – oznajmił.
____– Kogo mam zabić? – zapytała Caranvyn zimnym, wyjałowionym z emocji głosem.
____– Chcę byś sprzątnęła dla mnie Fearisa, najbogatszego szlachcica mieszkającego w tym nędznym mieście. Jestem mu winny bardzo grubą sumę i jeżeli mu jej nie zwrócę w ciągu trzech dni, zabije mnie.
____Caranvyn przez chwilę milczała, badawczo przyglądając się twarzy mrocznego elfa. Czuła, że nie powinna przyjmować tego zlecenia, zwłaszcza, że jej potencjalny zleceniodawca był totalnie spłukany. Podejrzewała nawet, że i ją będzie chciał usunąć, byleby nie płacić jej za nic. Mimo tych podejrzeń, nie potrafiła oprzeć się pokusie, by się zgodzić pomóc mu w rozprawieniu się z nastającym na niego arystokratą. Uwielbiała ryzykować, a groźba niebezpieczeństwa tylko podsycała jej podekscytowanie przygodą.
____– Spłukałeś się u tego elfa całkowicie. Jak, zatem zapłacisz mi za jego sprzątnięcie?
____Drow, słysząc to pytanie i niepewność w głosie skrytobójczyni, uśmiechnął się szeroko.
____– To, co znajdziemy przy truchle, kiedy ten elf będzie już martwy. Złoto i kosztowności będziesz mogła zatrzymać.
____Caranvyn z wolna skinęła głową, nadal patrząc na rozmówcę z podejrzliwością w oczach. Przysunęła sztylet do jego piersi, przyciskając ostrze do skóry. [Rozumiem, że drow był półnagi, skoro dotknęła sztyletem skóry.] Drow nawet nie drgnął cały czas, uśmiechając się, choć w oczach skrytobójczyni mogła zobaczyć niewielką iskrę strachu.
____– Powiedzmy, że ci wierzę – oznajmiła cicho. – Będziesz mi towarzyszyć podczas tej akcji i umówisz się z tym elfem na spotkanie, a wtedy się go pozbędziemy. A poza tym, wciąż nie znam twego imienia.
____– Rigvafein – przedstawił się niezbyt chętnie drow. – I niechętnie zgadzam się na twoje warunki. Cena nie gra roli, jeżeli będę miał gwarancję, że na pewno do zachodu słońca ten elfi pomiot będzie martwy…
____Caranvyn powoli odsunęła sztylet od piersi mrocznego elfa. Uśmiechnęła się pogardliwie, składając swemu nowemu pracodawcy drwiący ukłon. Ależ oczywiście, że będzie. Przecież, jestem jedną z najlepszych w moim fachu, stwierdziła w myślach, niezbyt zadowolona z tego, że ten drow jej nie doceniał. Wiedziała jednak, że już wkrótce zacznie jej dziękować na kolanach za to, że rozwiązała jego problem.
~*~
____Wszystko poszło tak jak to sobie zaplanowała Caranvyn. Rigvafein skontaktował się z Fearisem i poprosił go o spotkanie w celu spłacenia części długu. Mieli się z nim spotkać na obrzeżach miasta. Tam nie było żadnych wścibskich ludzi, którzy wtykali nosa w nieswoje sprawy. Niewielu przybędzie elfowi wysokiego rodu z pomocą. To było doskonałe miejsce na dokonanie zabójstwa.
____Schowana w cieniu, dziewczyna oparła się o ścianę, uśmiechając się ze spokojem. Teraz sprawa powinna potoczyć się zgodnie z ich planem i nie przewidywała żadnych nieprzewidzianych zwrotów sytuacji, które mogły im utrudnić zadanie.
____Tylko Rigvafein czuł strach i zdenerwowanie, bojąc się o powodzenie ich wspólnego planu. Chodził niespokojnie po ciemnej uliczce, rzucając nerwowym wzrokiem w stronę wejścia do niewielkiej, ciasnej uliczki, w której mieli się niebawem spotkać z Fearisem. Kropelki potu znaczące twarz i czoło mrocznego elfa doskonale zdradzały wszelkie targające nim emocje.
____Uspokój się – upomniała go ostro Caranvyn. – Musisz zachować spokój, bo inaczej mój cel pozna, że planujesz go wciągnąć w zasadzkę.
____– Myślisz, że to takie łatwe nie okazywać emocji? – spytał zimno drow. – Że łatwo się nie przejmować powodzeniem akcji, która może zaważyć na całym moim dotychczasowym życiu?
____Caranvyn prychnęła pogardliwie, mierząc mrocznego elfa twardym, bezlitosnym wzrokiem.
____– Gdybyś popracował w zawodzie zabójcy tyle lat co ja, przywykłbyś do takich atrakcji.
____Między nimi zapadła głucha cisza, w której słyszeli tylko własne oddechy i bicie serc. Rigvafein udał, że nie usłyszał kąśliwej uwagi skrytobójczyni. Zacisnął mocno zęby i z narastającym zdenerwowaniem czekał na jasnego elfa.
____Nie musieli długo czekać na pojawienie się Fearisa. Usłyszeli ciche kroki, a potem na końcu uliczki pojawiła się wysoka, dobrze zbudowana sylwetka elfa w bogatym odzieniu. Szybko dostrzegł Rigvafeina i z zadowolonym, lekko pogardliwym uśmiechem, podszedł do niego. Caranvyn przyjrzała się uważnie Fearisowi. Krótko ostrzyżone jasne włosy ledwo muskały jego policzki. Ostro zarysowane usta. [To zdanie wygląda, jak niedokończone, lub fragment innego.] Zimne, pełne wyższości, zielone oczy przykuwały najwięcej uwagi. Dziewczyna zaczęła już rozumieć strach i nienawiść, jaką drow czuł do tego jegomościa.
____Elf złożył Rigvafeinowi drwiący ukłon.[Rozumiem, że wszyscy w tym świecie składają sobie drwiące ukłony. Tekst jest zbyt krótki na dwa tak charakterystyczne sformułowania.]
____– Widzę, że nareszcie poszedłeś po rozum do głowy i chcesz nareszcie zacząć spłacać dług, który u mnie zaciągnąłeś – rzekł sucho elf.
____Drow skinął potakująco głową, nie mogąc wydobyć ze ściśniętego gardła ani słowa. Wyjął za pazuchy mieszek z fałszywym złotem, który skrytobójczyni dała mu jeszcze przed przybyciem w to miejsce, i podał go elfowi.
____– Przelicz – powiedział cicho Rigvafein. – W środku jest połowa kwoty, którą jestem ci winien. Resztę ci przyniosę jak tylko będę miał.
____– Ja myślę – wycedził przez zęby elf – inaczej zmienię twe życie w koszmar.
____Po tych słowa otworzył mieszek i wysypał jego zawartość na swoją dłoń. W jego oczach zalśniły iskry chciwości.
____Caranvyn uśmiechnęła się okrutnie, elf właśnie dał się złapać w zasnutą przez nią sieć. Metalowe monety pokryła Silvrumem – bardzo silną trucizną jej własnego pomysłu, która kolorem była podobna do prawdziwego złota. Działała bardzo szybko, już przy zetknięciu ze skórą ofiary. Powodowała ogromny ból i osłabiała ofiarę do tego stopnia, że nie była w stanie podnieść się z ziemi i musiała pełzać. Dziewczyna wiedziała, że kiedy trucizna zrobi swoje, pozostanie jej tylko dobicie elfa. I nie zawiodła się.
____Fearis krzyknął nagle z bólu, a jego piękna twarz wyraźnie pobladła. Kolana ugięły się bez udziału jego woli i elf padł na kolana u stóp[Kolana, kolana i stopy, sporo tej anatomii, jak na taki fragmencik.] Rigvafeina, którego strach opuścił i uśmiechał się szyderczo. Elf wysokiego rodu, próbował wstać, lecz mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.
____– Co się… – zaczął przerażony, nie mogą złapać tchu – … ze mną dzieje… – dokończył z coraz większym trudem. Popatrzył z wściekłością na mrocznego elfa. – Ty…! Otrułeś mnie…! Wiedziałem, że nie mogę ufać drowom twego pokroju…
____Rigvafein zarechotał, rozbawiony tymi słowami, dając znak Caranvyn, by wyszła. Dziewczyna, uśmiechając się okrutnie stanęła obok drowa, patrząc rozbawiona, jak Fearis próbuje od nich odpełznąć. Podeszła do niego niespiesznie, łapiąc go brutalnie za włosy, odchylając głowę do tyłu. Przy jego gardle błysnął długi, wąski sztylet o ostrzu w delikatnie niebieskim odcieniu.
____– Proszę… – szepnął słabo elf. – Rigvafeinie, nie będę już kierować wobec ciebie jakichkolwiek roszczeń, ale błagam cię, daruj mi życie…
Drow splunął mu z pogardą w twarz, patrząc na upokorzonego Fearisa ze mściwą satysfakcją.
____– Nie mam litości dla takich śmieci jak ty – oświadczył sucho. – Skończ z nim, Caranvyn! Właśnie zakończyłem z nim rozmowę…
____Dziewczyna bezgłośnie skinęła głową, [A można głośno skinąć głową?] pochylając się lekko nad elfem.
____– Powinieneś wiedzieć, Fearisie, że nie każde złoto jasno błyszczy – wyszeptała do ucha ofiary, podrzynając jej gardło, z którego trysnął strumień ciepłej krwi, który splamił rękę skrytobójczyni.
____Caranvyn puściła elfa, pozwalając, by padł bezwładnie na ziemię, twarzą do zimnego, brudnego bruku. Pochyliła się nad zwłokami i zaczęła je uważnie przeszukiwać w poszukiwaniu kosztowności i mieszka pełnego pieniędzy. Po chwili w dłoni trzymała bogato zdobiony medalion i pierścień oraz grubą sakiewkę przepełnioną monetami.
____– Moje zadanie wykonane – oznajmiła sucho. – Rano znajdą zwłoki, do tego czasu opuszczę miasto.
____Rigvafein uniósł brwi.
____– Opuścisz? Na zawsze?
____– Tak, idę zwiedzić i poszukać zarobku w innym mieście, tutaj będę budzić podejrzenia, a zwłaszcza w oczach rodu Fearisa. Zresztą, ja i tak nie mam stałego miejsca zamieszkania [bardzo współczesne sformułowanie] i wolę wędrować i zabijać w różnych miejscach.
____– To oznacza, że błądzisz bez żadnego konkretnego celu po świecie – zauważył drwiąco mroczny elf. – Nie myślałaś, żeby osiedlić się gdzieś na stałe?
____Caranvyn pokręciła przecząco głową, uśmiechając się lekko, choć ten uśmiech nie objął zimnych i obojętnych oczu.
____– Taki był mój wybór, drowie. Poza tym nie każdy błądzi, kto wędruje. Powinieneś o tym wiedzieć. Większość skrytobójców nie ma stałego miejsca zamieszkania, a nawet przez myśli nie przychodzi im, żeby założyć rodzinę. W tym zawodzie lepiej być samotnikiem, niż narazić na niebezpieczeństwo najbliższych i kogokolwiek ze swojego bliskiego otoczenia. Wiedziałam, na co się piszę, gdy wstępowałam na szkolenie u mego mistrza. Nie żałuję żadnych z podjętych przeze mnie decyzji. Na mnie już pora. Żegnaj…
____Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić, pozostawiając mrocznego elfa samego. Rigvafein popatrzył jeszcze za odchodzącą dziewczyną.
____– Nie… – wyszeptał, sięgając po sztylet. – Nie pozwolę ci odejść stąd z życiem!
____Znalazł się za plecami skrytobójczyni i kilkakrotnie wbił sztylet w jej ciało. Caranvyn nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, tylko bezgłośnie osunęła się na ziemię. Chwilę jej plecy unosiły się w lekkim słabnącym oddechu, by po chwili znieruchomieć.
____Rigvafein jeszcze przez chwilę patrzył na leżące we krwi ciało skrytobójczyni. Bardzo mu się przysłużyła w pozbyciu się w nękającego go elfa wysokiego rodu, lecz musiał ją zabić. Nie miał wyboru. Wiedział, że gdyby schwytał ją ktoś związany z Fearisem, szybko natrafiliby też na jego trop, a do tego nie mógł dopuścić. Po chwili odwrócił się i odszedł, znikając w mroku nocy.
stugramp pisze:
Monivrian pisze: – Ja myślę – wycedził przez zęby elf (kropka i po myślniku dużą literą) – inaczej zmienię twe życie w koszmar.
Ok, jeśli linia dialogowa bez atrybucji brzmi tak:
„Ja myślę. Inaczej zmienię twe życie w koszmar”
Ale może brzmieć również tak:
„Ja myślę, inaczej zmienię twe życie w koszmar.”
i wtedy zapis autorki jest poprawny.
stugramp pisze:
Monivrian pisze: – wyszeptała do ucha ofiary, podrzynając jej gardło, z którego trysnął strumień ciepłej krwi, który (oj, brzydko to brzmi; może lepiej byłoby dać imiesłów? - plamiąc rękę skrytobujczyni) splamił rękę skrytobójczyni.
Skrytobójczyni!



Zatwierdzam jako weryfikację (z przyjemnością) Natasza
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 13:18 przez Aktegev, łącznie zmieniany 2 razy.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

4
Moni, pod względem językowym, w porównaniu do Twoich wcześniejszych tekstów – jest lepiej. No i gratulacje, że podjęłaś się bitewnego wyzwania :)

Niestety, fabuła jest sztampą, jest powtórzeniem tysiąca innych, od samego zamysłu zlecenia podjętego przez skrytobójczynię, po detale, spotkanie w zaułku, pogardliwe uśmiechy i błaganie o łaskę. Dlaczego to robisz? Takich bohaterów trudno polubić, przejąć się nimi. Temat to zbrodnia i zdrada. Tutaj zbrodnia i zdrada nic mnie nie obeszła, bo co z tego, że ginie kolejna niemal komputerowo wygenerowana skrytobójczyni?

Tekst ma dziury w logice, albo pokazuje dość sporą głupotę bohaterki, co przeszkadza w jakimkolwiek przywiązaniu się do niej:
Ubierasz jak skrytobójca – zauważył nagle, patrząc z coraz większym zaciekawieniem na jej czarne szaty. Uśmiechał się, jakby czuł wielkie szczęście, że ją spotkał w tej ciemnej uliczce. – Jak mniemam jesteś nim?
____Caranvyn milczała. Wiedziała, że nie mogła zaprzeczyć jego słowom. Była skrytobójcą i ubierała się tak, by ukryć pas z licznymi sztyletami i prostym mieczem. Także jej dłoń zaciśnięta na rękojeści noża, ukrytego w rękawie zdradzało, kim była.
____– Tak, jestem skrytobójcą – przyznała niechętnie, mierząc drowa złowrogim spojrzeniem.
Niechetnie zdradza swoją profesję, mimo że ubiera się jak chodząca reklama usług, jakie świadczy. To chce być jak najbardziej, czy jak najmniej zauważalna? W mieście pełnym intryg radziłabym jej to drugie.
Czuła, że nie powinna przyjmować tego zlecenia, zwłaszcza, że jej potencjalny zleceniodawca był totalnie spłukany. Podejrzewała nawet, że i ją będzie chciał usunąć, byleby nie płacić jej za nic.
Widzi elfa po raz pierwszy w życiu, ale jest pewna, że ten nie ma pieniędzy. W dodatku podejrzewa jego nieczyste zamiary, mimo to po skończonej akcji odwraca się do niego plecami i idzie sobie ciemną uliczką. W stroju skrytobójczyni. Gdyby nie sprzątnął jej R., równie dobrze mógłby to zrobić ktokolwiek inny.
Rigvafein skontaktował się z Fearisem i poprosił go o spotkanie w celu spłacenia części długu. Mieli się z nim spotkać na obrzeżach miasta. Tam nie było żadnych wścibskich ludzi, którzy wtykali nosa w nieswoje sprawy. Niewielu przybędzie elfowi wysokiego rodu z pomocą.
Fearis, światły elf wysokiego rodu, rzuca wszystkie plany i zgadza się – natychmiast, tego samego dnia – spotkać z opryszkiem w ciemnej ulicy. Bez obstawy, za to w bogatych szatach i z kieszeniami wypakowanymi złotem.
Jak R. się z nim skontaktował? Sam poszedł do domu Fearisa, ustalając spotkanie? Dlaczego elf nie wyśmiał go, mówiąc „koleś, oddawaj mi ten dług teraz, nie w ciemnej ulicy na obrzeżach miasta”?
Jeśli to R. dyktuje warunki a nie jest zwykłym dłużnikiem, musisz to zaznaczyć.
Fearis krzyknął nagle z bólu, a jego piękna twarz wyraźnie pobladła. Kolana ugięły się bez udziału jego woli i elf padł na kolana u stóp Rigvafeina, którego strach opuścił i uśmiechał się szyderczo. Elf wysokiego rodu, próbował wstać, lecz mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.
A to już ustęp z walki Fingolfina z Morgothem ;)
Powinieneś wiedzieć, Fearisie, że nie każde złoto jasno błyszczy
W tym wypadku raczej – nie wszystko co błyszczy, jest złotem.
Po chwili w dłoni trzymała bogato zdobiony medalion i pierścień oraz grubą sakiewkę przepełnioną monetami.
Jak wyżej – Fearis usłużnie pojawił się w ciemnej uliczce z pełną sakwą.
Bardzo mu się przysłużyła w pozbyciu się w nękającego go elfa wysokiego rodu, lecz musiał ją zabić. Nie miał wyboru.
Łopatologiczne wytłumaczenie nie jest tu potrzebne. Czytelnik widzi, że skrytobójczyni zginęła, w dodatku dała się zabić w wyjątkowo głupi sposób.


Chyba nie za bardzo przejmujesz się tym, co myślą Twoi bohaterowie. To takie pionki, napędzane tekstami z innych książek. A spróbuj zastanowić się, co siedzi w głowie każdego z nich! Albo wyrzuć z akcji chociaż kilka sztampowych elementów. Dlaczego skrytobójczyni zawsze musi być młoda, świetnie wyszkolona i pogardliwa, ciemny elf – zły i bezlitosny, a ofiara bogata i głupia? Dlaczego miejscem spotkania jest uliczka rodem z Ankh Morpork? Zmień chociaż jeden z tych elementów na coś niespodziewanego, a już efekt będzie inny.
I ostatnia kwestia – to tekst bitewny, na określony temat – zbrodnia i zdrada. Była zbrodnia i zdrada, ale tytuł pozwala Ci na coś więcej – na przekazanie czegoś czytelnikowi. Wywołanie złości na zdradę, przerażenie zbrodnią, morał – jakikolwiek dialog z odbiorcą.

Jak wspomniałam na początku, poprawiasz się pod względem językowym i aż szkoda, że w fabule wciąż kłębią się te stereotypowe elfy... chyba już kiedyś pytałam – nie masz ochoty napisać czegoś w zupełnie innych klimatach? Obyczaj? Jako wyzwanie, dla wprawy.


_____________________


Zatwierdzam jako weryfikację (z przyjemnością) Natasza
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 13:14 przez Galla, łącznie zmieniany 1 raz.

5
Aktegev pisze:
stugramp pisze:
Monivrian pisze: – Ja myślę – wycedził przez zęby elf (kropka i po myślniku dużą literą) – inaczej zmienię twe życie w koszmar.
Ok, jeśli linia dialogowa bez atrybucji brzmi tak:
„Ja myślę. Inaczej zmienię twe życie w koszmar”
Ale może brzmieć również tak:
„Ja myślę, inaczej zmienię twe życie w koszmar.”
i wtedy zapis autorki jest poprawny.
W sumie też się nad tym zastanawiałem, ale doszedłem do wniosku, że tak jest łatwiej czytać, bo rzeczywiście obie formy zapisu są poprawne.
Aktegev pisze:
stugramp pisze:
Monivrian pisze: – wyszeptała do ucha ofiary, podrzynając jej gardło, z którego trysnął strumień ciepłej krwi, który (oj, brzydko to brzmi; może lepiej byłoby dać imiesłów? - plamiąc rękę skrytobujczyni) splamił rękę skrytobójczyni.
Skrytobójczyni!
:lol: Nie mam pojęcia, jak to przeoczyłem. Nic mnie nie usprawiedliwia, nie ma dla mnie litości :)

______________________________________________

I jeszcze kilka słów do autorki tekstu:
Podoba mi się Twój styl - jest łatwy w odbiorze. Przyjemnie się czytało.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”