Jak oceniasz książkę w skali od 1 do 5

1
Liczba głosów: 3 (75%)
2
Liczba głosów: 1 (25%)
3 (Brak głosów)
4 (Brak głosów)
5 (Brak głosów)
Liczba głosów: 4

Inna Krew Porwanie [fantastyka] fragment

1
Ok, liczę na konstruktywną opinię :) Nie chcę brać udziału w akcji babol miesiąca a TEKST MOŻE ZAWIERAĆ TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA OSÓB NIEPEŁNOLETNICH.



Rozdział I : Pierwszy Demon

Galopowali z taką prędkością, że ledwo można było dostrzec zarys drzew, które mijali. Czas grał tutaj pierwsze skrzypce. Tempo było tak wielkie, że nie mieli czasu dać zwierzętom odpocząć. Dlatego właśnie, przy odwiedzinach wiosek, lub co lepsze miast, przebijali się przez bramy i wykradali kolejne konie, a stare zostawiali wymęczone.
Nie mieli żadnej pewności, czy Kerg jeszcze żyje, ale sprawdzić to było ich cholernym obowiązkiem. Było pewne, że przez swoje zachowanie narobili sobie wielu wrogów, ale nie było innego wyjścia.
Nie minęły dwa dni, jak dzięki tej metodzie dotarli do celu. Stali u stóp gór Vanerum. We wiosce zrobiło się małe zamieszanie, gdy dwóch obcych galopowało, ale nikt nie śmiał za nimi podążyć.
- Z tego co wiem, jesteś najmłodszą osobą, która się tutaj szkoliła prawda? – zapytał Neor stojąc już przed klasztorem.
- Tak.
- I jak tam było?
- Nie pytaj mnie. Byłem tam naprawdę chwilę i ledwo pamiętam jak wyglądały pomieszczenia. – Sezer dotykał czarnych ścian klasztoru. Chciał poznać chociaż trochę tę moc, która się tutaj zagnieździła, ale była ona strasznie chaotyczna.
- Kerg! Jesteśmy! Nie ma czasu, musimy wejść.
- Gdzie on jest?
- Trudno powiedzieć… to coś zaatakowało nas na placu, na środku…
- Wszędzie tam jest tak ciemno?
- Tak, a co gorsza, energia emanowana jest ze wszystkich ścian równo, nie można namierzyć wroga.
- Chyba, że się zniszczy ściany... – Poklepał ją trochę mocniej, a iskry błysnęły z jego kolców, które miał zawiązane na przedramieniu. – Odsuń się!
- Nie! A jak się zawali na Kerga?!
- Faktycznie. No to zrobimy to delikatnie. – Promienie energii, które wysyłał dłonią zmazywały ze ściany powoli czarną substancję, lecz po krótkiej chwili zareagowała, a jej regeneracja zwiększyła się na tyle, że zarosła ponownie ścianę w mgnieniu oka.
- To bez sensu. Wchodzimy. – Neor wkroczył w cień nie bacząc na nic.
Wewnątrz od razu można było poczuć znaczną różnicę w temperaturze i mroczną ciszę. Na zewnątrz przynajmniej odgłosy szumu drzew dawały jakąś orientację, ale tutaj nie było nic, tylko chłód.
Wyładowania energii krążyły dookoła ciała Neora, czym oświetlał sobie chociaż korytarz. Wysunął przed siebie dłoń, z której wydobyła się świecąca kulka, którą wysterował przed siebie na kilka metrów. Tak, aby samemu pozostać w cieniu, a ewentualne bestie oświetlić i zaatakować.
Poczuł ciężkie uderzenie w ramię, aż uklęknął, szybko się obracając i zbierając moc w dłoniach, by ją wystrzelić w napastnika.
- To tylko ja, spokojnie. – odezwał się Sezer.
Właśnie po tych słowach coś chwyciło Neora w pasie i wyrwało do tyłu jak lalkę. Zareagował równie szybko i wystrzelił energię dookoła, pozbywając się czarnego ramienia.
- Pomóż! – wszystko dookoła się rozświetliło, lecz nikt nie wiedział po co, bo wróg był nieosiągalny.
Sezer rozwinął z ręki pas, a kolce na nim zaczęły się mienić. Uchwycił go jak lasso i zaczął strzelać po ścianach niszcząc czarną powłokę.
- Czujesz energię Kerga? Jest za tobą! Zniszczmy ściany które są za mną w kierunku wyjścia! – Sez miotał się z kolcami, które raz płonęły, a raz wybuchały energią niszcząc mury. Narobiło się przy tym sporo kurzu.
- Odsuń się, osłaniaj mnie z tyłu! – Neor potrącił go i odepchnął do wnętrza klasztoru.
Musiał przyklęknąć, aby skumulować odpowiednią ilość mocy. Na stojąco mógłby jej nie opanować, czego skutkiem mogłoby być zbyt mocne zniszczenie konstrukcji i jej zawalenie.
Głowa oraz podparte o ziemię pięści stworzyły trójkąt. W jego środku zaczęła się gromadzić coraz jaśniejsza siła witalna. Czarne szpony atakowały Sezera, który wytworzył płomienny wir, kręcąc swą bronią dookoła bardzo szybko, ale mimo to ,nie była to skuteczna technika. Co prawda, niektóre ataki udawało mu się zbić, ale proporcję można było określić jako mniej niż pięćdziesięciu procentową.
Co chwilę jakaś demoniczna szpada trafiała w jego wielkie ciało, raniąc z początku skórę, lecz im dłużej to trwało tym celniej trafiała w konkretne mięśnie czy narządy. Ból był nie do zniesienia.
Nadeszła odpowiednia chwila. Neor wystrzelił moc przed siebie, a blask oślepił ich obu. Przez huk stracili słuch na kilka minut. Potężny pisk w uszach mocno ich zdekoncentrował, jednak odgonił na chwilę napastnika.
Kiedy wreszcie się pozbierali, zauważyli rozdarte mury, jakby część stożka została wycięta z budowli. Demon otrzymał potężny cios. Ciemna powłoka widocznie się schowała. Można było jedynie się domyślać, co było tego powodem, ale nie miało to sensu. Należało dalej poszukiwać przyjaciela.
Sezer upadł na twarz w kałuży własnej krwi. Chłopak do tej pory nie zauważył jego ran. Pochylił się nad nim z drżącymi rękoma, aby go uleczyć. Sez natomiast, jeszcze ledwo kontrolując dłonie, sięgał do kieszeni po flakonik z miksturą leczniczą.
Neora jednak coś poruszyło. Mignęło mu przed oczyma coś, czego by się nie spodziewał i zaczął się rozglądać. Przez ułamek sekundy zdawało mu się, że z bezgranicznego cienia wyłaniała się dłoń, która momentalnie zniknęła. To była z pewnością dłoń Kerga, bo kogóż by innego.
Przekazał trochę energii Sezerowi, aby ten mógł się pozbierać i uleczyć. Rany przynajmniej się zasklepiły, chociaż do pełni formy jeszcze dużo brakowało. Ponownie dłoń wysunęła się z cienia i schowała w nim. Demon ich prowokował bawiąc się ciałem ich przyjaciela.
- Jemu nie zależy na Kergu. Nie chce go zabić. O co może chodzić?
- Wykradliśmy księgi, w których ukryta jest potężna moc. Kerg potrafi je odczytać i to coś chciało go zmusić, aby zdradził sekret.
- To coś? Po co wam te księgi? Co tu się kurwa dzieje i czemu mi tego nie wytłumaczyłeś wcześniej!?
Neor wyciągnął rękę w górę i szarpnął ją ku ziemi. Dopiero teraz skrzynia, która unosiła się wysoko w przestworzach spadła i wbiła się w ziemię za nimi. Kolejne machnięcie odrzuciło wieko, a gdy wyciągnął drżącą dłoń przed siebie, ze środka wyłoniła się Lodowa Zbroja oraz dwie książki.
- Zeegaaand Gao Fahissss! – diaboliczny wrzask wydarł się z ciemności.
Błyszcząca zbroja zareagowała i stała się matowa. Jej elementy gwałtownie się otworzyły i rzuciły na Neora zatrzaskując jeden po drugim. W chwili, gdy zbroja się scaliła, nastąpiła implozja energetyczna, która pochłonęła całe ciepło z okolicy. Młody, aczkolwiek potężny mag poczuł ciężar i chłód. Aż poszarzał, kiedy dookoła zrobiło się zimno.
Ciemność na raz wypluła Kerga, który osłabiony wydobył z siebie tyle sił, by zrobić dwa kroki, dwa drętwe ruchy na kolanach i padł. Młodzieniec emanował niepojętą mocą, błyszcząc w jarzącej się i pulsującej delikatnym, błękitnym światłem nowej powłoce. Efekt dźwiękowy po implozji dopiero teraz tracił swą moc, a wraz z tym dało się słyszeć przeraźliwy krzyk Neora. Głos torturowanego, walczącego o życie chłopaka, poruszył nawet ledwo żywego Kerga, który uniósł lekko głowę, by obserwować co się dzieje. Sezer zdrętwiał spanikowany. Nie wiedział co w ogóle powinien zrobić.
Wtem, cień zaczął ściekać z budynku, uwalniając go od swego czaru całkowicie. Kumulował się w jednym miejscu tworząc powoli sylwetkę. Dwumetrowy, przerażająco umięśniony demon, z faliście wywiniętymi rogami i pięciocentymetrowymi szponami stał się w pełni materialny.
Jego smukła twarz nie miała oczu, a raczej miała puste oczodoły, w których powinny się znajdować gałki. Usta wypełnione były setką kłów bardziej ostrych i potężnych niż tygrysie.
- Tak! Daj upust sile. – głos demona był potężny i roznosił się z góry echem.
Drący się w mękach młodzieniec wygiął się w drgawkach i obserwował stwora. Spod płyt zbroi wydobywał się błękitny mrożący wszystko w pobliżu pył. Ugiął się na nogach, magiczny przedmiot coraz bardziej ciążył. Coś się działo wewnątrz tej zbroi, ale nikt nie był w stanie ocenić co. Bestia zbliżyła się do Neora i obserwowała go przenikliwie.
Z każdą chwilą robiło się coraz zimniej. W pewnej chwili temperatura już tak spadła, że zaczął padać śnieg. W pobliżu demona parowało. Legendarny przedmiot wreszcie się uspokoił. Teraz jedynie błyszczał błękitnym światłem, a otoczenie powróciło do normy. Nawet chłopak się uspokoił i przestał krzyczeć.
- Wreszcie powróciłeś.
- O czym ty mówisz? – wydyszał Neor.
- Ten człowiek? To nie możliwe!
W nowym ekwipunku ruchy były strasznie skrępowane. Nie tyle waga go przytłaczała, co chłód jaki w niej panował. Z trudem obrócił się w kierunku wroga i przeszył go wzrokiem. Całkiem przypadkowo upadł na kolana i uderzył rękoma przed sobą, czego efektem było wytworzenie się lodowego języka, który złapał demona i owinął go w mgnieniu oka.
Neor użył niemal całych sił aby powstać, kiedy przed nim widniała bryła lodu w której zamarł stwór. Bryła jednak długo nie wytrzymała. Wyparowała w kilka minut.
- Nie mogę uwierzyć. Przejąłeś kontrolę…
Czas użyć magiczną moc. Wszystkie artefakty, które posiadał musiał teraz wykorzystać, aby wzmocnić swój organizm na tyle, by bez problemów się poruszać. Żyły na jego ciele stały się wyraźne i znacznie większe, energia magiczna zaczęła mieszać się z siłą fizyczną.
Wraz z nową dostawą tlenu mięśnie również się uwypukliły. Teraz już nie miał problemów, aby podskakiwać chociaż delikatnie nad ziemię. Nie długo jednak cieszył się siłą. Pięść demona uderzyła go prosto w twarz. Siła była nieludzka, jednak pozwoliła jedynie na przewrócenie przeciwnika nie wyrządzając większych szkód. Kończyna demona natomiast momentalnie pokryła się lodem.
- Giń potworze! – Sezer ocknął się z szoku jaki wywołały na nim wszystkie te wydarzenia i wyprowadził cios.
Kolce na pasie wytworzyły piorun, który rozerwał staw łokciowy wroga. Zamarznięta ręka upadła na ziemię roztrzaskując się.
Ponownego ataku czarodziej już nie zdążył wyprowadzić. Demon skierował w niego resztkę rozerwanej kończyny, a energia jaką wygenerował mimo tego braku wydostała się z jego wystającej kości i wyrzuciła wielkiego wojownika z taką siłą, że rozbił czaszkę o gruzy klasztoru, które się na niego zawaliły, a jego pas z kolcami pękł rozsypując się na kawałki.
Neor uderzył rękoma o ziemię z takim impetem, że moc podrzuciła go na proste nogi. Skupił się, by wykorzystać magię zbroi i rzucił obiema rękoma lodowy podmuch uginając przy tym kolana jeszcze niżej, żeby zachować równowagę. Pocisk był tak silny, że sam ledwo go utrzymał i odepchnęło go pozostawiając głębokie ślady w ziemi.
- Nie wiesz na co się porywasz! – warknął demon po widowiskowym uniku. - Jestem Vonus, nie jesteś w stanie stawić mi oporu! – potwór wytworzył półokrągłą tarczę z ognia na której rozbił się kolejny atak.
Cios! Prosto w klatkę piersiową! Wróg był niesamowicie potężny, a Neor nawet nie zauważył kiedy się do niego zbliżył. W wyniku odrzutu frunął w dół góry rozbijając drzewa. Mimo to nie odczuwał bólu, gdyż obrażenia były amortyzowane przez nowe moce tajemniczej zbroi.
Zanim stwór się zebrało do kolejnego ataku, Neor próbował wykorzystać swoje dawne ulubione ataki, lecz jego siły zostały zablokowane. Nie mógł posługiwać się innymi technikami jak tylko lodowymi.
Cień przemknął między drzewami i zaatakował chłopaka w tył głowy łokciem, jeszcze zanim ten padł po wcześniejszym ciosie. W skutek tego Neor wbił się głęboko w ziemię. Atutami wroga były szybkość, siła oraz przemyślane i pomysłowe ataki. Ręki jednak nie zdołał zregenerować. Pozostało go zamrozić i rozkruszyć.
Neor wyskoczył z ziemi prosto w stronę potwora i zatrzymał się metr przed nim. Wiedział, że cios nie miałby sensu, ale… Napiął wszystkie mięśnie by zgromadzić energię z otoczenia, a wywołana w ten sposób kolejna implozja była znacznie silniejsza od pierwszej. Dookoła wytworzyło się lodowate pole w promieniu dziesięciu metrów.
Mróz był tak wielki, że ruchy demona były niesamowicie spowolnione. Teraz atak nie sprawiał najmniejszego problemu. Najlepsze było to, że teraz to Neor poruszał się jak ryba w wodzie. Znacznie szybciej niż przed chwilą. Wyprowadzał uderzenia ze wszystkich stron tak, że wróg nawet nie mógł upaść chociaż wyginał się na nogach pod gradem ciosów.
- Myślałeś, że dam się tak rozłożyć na łopatki? Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić! – Cień buchnął płomieniami w cztery strony świata, które zaczęły wirować i rozwiały lodowatą aurę.
Języki ognia, gdy tylko zrobiły swoje związały się w powietrzu i z góry uderzyły w Neora. Wypalały drzewa i rozkruszały ziemię, ale on nie czuł, nawet ciepła.
Zbroja daje potężną moc. Nie znał nawet dziesiątej części jej możliwości, a już był porażająco mocny. Kopnięcie odrzuciło go tak daleko, że wylądował dopiero w polu pod górą robiąc mały krater. Wśród wirującej ziemi zaobserwował potężne ciało demona, który upadał na niego z wielkiej wysokości i dobił kolanem.
Ziemia zasypała młodzieńca. Potwór doskonale wiedział, że to, kiedy wyjdzie jest kwestią czasu, więc zaczął lewitować nad ziemią, aby ją dokładnie obserwować. Długo nic się nie działo, wobec tego postanowił go wywabić. Ognista fala zmieniła czarną ziemię w wypalone do białości piaski.
Neor wyskoczył z pola najwyżej jak potrafił i ostrzelał lodowymi pociskami potwora. Nie były to zbyt skuteczne ataki, ani jeżeli chodzi o celność, a już tym bardziej o siłę. Opadł na ziemię i kumulował energię tak długo, jak tylko mógł.
Vonus podjął kontratak, ale zanim zdołał się zbliżyć na tyle, by mieć zasięg, chłopak uderzył lodowym stożkiem. Promień mrozu był tak potężny, że połowa drzew na całej górze zamarzła, ale prędkość demona pozwoliła na unik, chociaż nie do końca. Jedyna ręka, którą jeszcze posiadał demon, została cała zamrożona.
Demon wydarł się, aż wszystko zadrżało. Trudno było ocenić, czy to ból spowodowany różnicą temperatur, czy duma została zraniona, lecz wydał się jeszcze straszniejszy niż normalnie. Neor jednak nie czekał, tylko obracając się, kopnął ile sił prosto w zamarzniętą kończynę, która roztrzaskała się na małe kawałeczki.
To, co się teraz wydarzyło, przyćmiło poprzedni krzyk. Demoniczny dźwięk rozdarł powietrze wywołując trzęsienie ziemi. Niebo poczerniało, a ziemia rozstąpiła się na wszystkie strony od energii pochodzącej z głębi Vonusa. Ogień wydarł się z rozdartego barku sięgając samego nieba.
Cień rozmył się i zaczął uciekać ponownie w kierunku klasztoru. Neor nie mógł na to pozwolić, ponieważ nadal byli tam Sezer i Kerg, więc wyrwał z ziemi lodową ścianę, która wygięła się w łuk, blokując mu drogę. Potwór odbił się od niej, ale najwidoczniej nie myślał o niczym innym, jak o ucieczce, ponieważ rozpłynął się we wszystkich kierunkach.
Z każdym krokiem zbroja coraz bardziej mu ciążyła. Mimo zwiększenia mocy dzięki magii coraz prędzej tracił siły. Chyba już nie czuł mobilizacji takiej jak jeszcze chwilę temu kiedy musiał podjąć walkę.
Ledwo doczłapał się na górę i upadł na kolana koło Kerga. Starzec był strasznie poszarpany. Najwidoczniej bestia znęcała się nad nim chcąc wyciągnąć jakieś informacje.
Nagle gruzy się rozsypały. Sezer zachwiał się na nogach z rozerwaną czaszką. Cały zalany krwią kiwał się z lewej nogi na prawą. W dłoni trzymał jeszcze resztkę rozszarpanego pasa.
- Ty żyjesz?
- G-gdzie ten…
- Uciekł, nieźle go zraniliśmy.
- Co z nim?
- Chyba żyje. Ja jednak muszę się tego pozbyć, a bez niego nie dam rady. Możesz go uleczyć?
Zaczął się macać po bokach, ale wszystkie flakoniki z płynami rozbiły się kiedy runą na niego mur. Nie miał nawet artefaktu aby posłużyć się mocą.
- Z nas trzech to on jest w najlepszym stanie.
- Jakie to jest ciężkie. Nie mogę się ruszyć. Już nawet nie mam magicznej mocy aby się podnieść, a kiedy była w skrzyni nosiłem ją bez problemu. Mam! Sprawdź u Kerga, może on będzie miał coś leczniczego!
Mimo wszystko nic nie znaleźli. Neor klęczał w taki sposób, że każdy element zbroi opierał się o następny. Dzięki temu nie musiał używać siły aby ją dźwigać, jednak to co się działo wewnątrz niej nie pozwalało mu odpocząć.
Rozdział II : Czystki

Oczekiwanie na decyzje dziesiątki wybrańców nie było długie. Wszyscy mieli przeświadczenie, że szkoła nie pozwala im już na rozwinięcie zdolności i potrzebują czegoś świeżego. Świetna okazja, by skoczyć na głęboką wodę.
Dostali odpowiedni czas na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i teleporty, których mieli użyć o świcie kolejnego dnia. Rogenowi dawno tak nie biło serce. Czuł się jak dawniej, kiedy przybył na lodową wyspę, przed którą był straszony całe „poprzednie życie” jak określał czas spędzony w Banahrze.
Jako człowiek bez sentymentów pozbierał tylko najbardziej przydatne przedmioty. Komplet sztyletów, które pielęgnował właśnie na taką okazję, pałasz krzywy – pozbawiony zdobień, ale tak naostrzony, że sam właściciel bał się go dotknąć przypadkiem w nieodpowiednim miejscu po kilku głębokich przecięciach dłoni.
Do reszty ekwipunku zaliczył wiele powiązanych w poręczną kamizelkę pasów z haczykami, gwiazdkami i pojemnikami z eliksirami, którymi obdarzała go Mia od czasu do czasu podczas odwiedzin.
Kolejnego dnia cała dziesiątka pojawiła się na zbiórce, w miejscu gdzie zostali przeniesieni dzięki portalom. Strych małej knajpy w zapomnianej, zdawałoby się, przez władze wiosce był zakurzony tak bardzo, że aż trudno było oddychać, bo tumany pyłu wznosiły się w powietrze za każdym razem kiedy pojawiały się nowe osoby.
Na miejscu oczekiwał na nich Kaol. Uczniowie pojawili się niemal jednocześnie. Anea cała się zgrzała gdy zorientowała się, że pojawiła się koło Rogena. Spojrzała szybko z uśmiechem na Felei, która zdzieliła ją w głowę z zażenowaną miną aby powróciła do rzeczywistości.
- Nie jesteśmy tu, by romansować! – Wyszeptała oschłym tonem.
Rogen jedynie przymrużył oczy i rozglądał się gdzie jest wejście, kto jest w środku. Szybko analizował w jakim znalazł się położeniu i co go może zaskoczyć.
- Witajcie moi mili. Cieszę się, że widzę was w komplecie. Znajdujemy się we wiosce Największy Kieł. Będę się streszczał. Nazwa ta pochodzi od faktu, że jest ona najdalej wysuniętym osiedlem ludzkim na południe, które udało nam się zdobyć w walce z bestiami dzikich lasów. W związku z informacjami o zbliżających się obozowiskach orków zostaniecie wysłani na zwiad. Macie pozyskać jak najwięcej informacji aby dobrze zaplanować atak. Podzielimy was na dwie drużyny pięcioosobowe. Kto zbierze najciekawsze i najbardziej przydatne informacje wygrywa. Jakieś pytania?
Cisza pozwoliła usłyszeć szmery z parteru gdzie ludzie bawili się w najlepsze, wrzeszczeli i tłukli naczynia raz na jakiś czas. To dobry znak – wszyscy są skupieni na zadaniu i jednocześnie ambitni, by wykonać je najlepiej.
Wkrótce zakończyli odprawę, podczas której Kaol przedstawił prymitywny plan wioski, lasu i kierunki, z których dochodziły informacje o obozowiskach.
Drużyny były w miarę równe, a dziewczęta zostały przydzielone osobno jako wsparcie w razie kontaktu. Rogenowi zaczęły jednak świtać dziwne myśli. W Kazath była mowa o atakach smoków, a tutaj nagle mają walczyć z Orkami?
- Kiedy wyruszamy?
- W południe. Orki nie lubią słońca. Będą się kryć, bo ich zmysły są wtedy osłabione.
Przedtem jeszcze posilili się w oberży wyśmienitym jagnięcym mięsem, a dziewczęta wyhaftowały przy pomocy magii na płaszczach jakie otrzymali jako drużyny symbole.
Wzór jaki otrzymał Rogen i jego kompani był żółtym symbolem runicznym słońca. Anea była niezadowolona, ponieważ nie trafiła do grupy ukochanego, więc obdarzyła swoich szarym symbolem deszczu. Oby tylko nie był to zły omen, bo w pochmurny dzień orki będą bardziej ruchliwe.
Nadszedł czas. Rogen wyruszył wraz z Felei, Dimitrim, Aleksandrem i Ponarem. Ponar był jasnowłosym młodzieńcem, który budową ciała przypominał Rogena. Kiedy się go obserwowało można było odnieść wrażenie, że kreuje sobie wizerunek sędziwego maga, jednak bez problemu dało się zauważyć, że to szczenięcy wybryk.
Zawsze nosił dwa bambusowe kije, chociaż używał wyłącznie jednego. Drugi zawsze trzymał w ręce opierając się o niego jak dziadek. Trochę dziwne usposobienie.
Pierwszym celem było dotarcie jak najszybciej do linii lasu. Ze względu na wzrost oczywiście Aleksaner dobiegł pierwszy. Już na starcie formacje się rozdzieliły. Do obozowiska orków mieli pięć kilometrów zalesionego terenu.
Tempo było istotne, ponieważ kto pierwszy zacznie rekonesans będzie mógł pozyskać więcej informacji. Postanowili nie odbierać Aleksandrowi jego atutów i puścili go przodem. Nie wiedzieli jak daleko orki wypuszczają zwiadowców, ale dyskrecja magów pozwalała im na dość szybkie przemieszczanie się.
Pogoda faktycznie dopisała. Ciepło, błyszczące na bezchmurnym niebie słońce nakazało orkom ukryć się w cieniu. Aby w taką pogodę niepostrzeżenie przedostać się przez odcinek lasu Aleks potrzebował godziny.
Znakiem rozpoznawczym dla kierunku, w którym mieli się udawać były pozostawiane co kilka drzew symbole w kształcie słońca. O dobrze obranej drodze zapewniał ich również smród i swąd wypalonych drzew i spalonych zwierzęcych resztek. Plugawe stworzenia niszczyły dobytek natury nie bacząc na nic.
Wreszcie oddziały dotarły do celu. Rogen ze swymi ludźmi ustalili choć burzliwie o rozpoczęciu rozpoznania ze wschodu. Szczęśliwie dla nich drugi skład udał się na zachód. Dlaczego szczęśliwie miało okazać się już wkrótce.

Obrzydlistwa postanowiły najwyraźniej się zadomowić, ponieważ postawiły cztery wielkie namioty oparte na grubych balach z drzew obrzucone mchem i przykopane ziemią od góry, by jeszcze szczelniej chronić się przed słońcem w dolinie.
Felei i Dimitri zajęli się tworzeniem mapy. Zbierali informacje od reszty oraz obserwowali kształty z górnych partii koron drzew.
Nie udało im się jednak dowiedzieć zbyt wiele. Niefortunnie gdy drużyny były najbardziej od siebie oddalone z obozowiska dobiegł głos. Tupanie hord ciężkich orczych nóg i zgrzytanie metalu.
Takie pobudzenie o tej porze nawet znającym jedynie teorie wydawało się nienaturalne. Charakterystyczne brzdęki i bicie w bębny mogło oznaczać tylko jedno. Wrogowie podjęli atak.
Serca całej piątki podeszły im do gardła, aż ciężko się przełykało ślinę. Żadna ze strzał jednak nie była skierowana w ich stronę. W kilka sekund drużyna się zebrała.
- To tamci musieli dać się zauważyć! – Szeptał oburzonym tonem Dimitri gniotąc całą mapę.
- Anea tam jest! – pisnęła Felei patrząc na wijące się jak robale ohydztwa.
- Musimy im pomóc, ale najpierw otoczymy obóz. – podjął się planowania Aleksander. - Ja idę do południowej części i rozpoczynam atak. Za mną będzie Rogen, potem Felei aby w razie niepomyślnych wypadków miała blisko do nas wszystkich, a na końcu Dimitri i Ponar. – Wszyscy patrzeli z rozlatanymi oczyma na ruchy w obozie i słuchali planu. – Czy ktoś ma jakieś przeciwwskazania?
- Tylko jedno, atakować ile mocy dane! – Wtrącił się Rogen. – Ruszajmy!
W dole panował taki zgiełk, że nie musieli już się skradać. Świsty i wybuchy płomieni co jakiś czas niszczących strzały lub samych napastników brzmiały jak muzyka nadziei, mówiąca wszystkim, że jest jeszcze kogo ratować. Gdyby nie to, nie wiedzieliby czy jeszcze ktoś przeżył.
Ustawili się wreszcie w szyku, tak jak to było zaplanowane. Aleksander stanął na skraju górki odkrywając całą swą postać z cienia i sprowadził piorun prosto z nieba uderzający swą potężną energią w sam środek tłumu orków.
Zwęglone ciała upadły na ziemię, a podpalona reszta rozbiegła się psując szyki i robiąc chaos w obozowisku. Kolejny raz należał do Rogena, który zdecydował rozerwać ognistymi kulami zadaszenie namiotów i drzewa, które kładły cień na dolinę.
Udało mu się przytępić zmysły wrednych stworzeń. Felei zaczęła drobnymi pociskami dziurawić czaszki łuczników, którzy próbowali zebrać się do strzału. Dimitri wykonał ciekawsze gesty. W popisie umiejętności zeskoczył w dół. Wmieszał się w tłum i mamił głupich przeciwników złudzeniami, że ich towarzysze mają ludzkie twarze.
Wynikiem tego były zabójstwa orków wśród orków. Mordowali swoich w przerażeniu, że ludzie zaatakowali. Dimiemiu udawało się ukrywać między drzewami i resztkami po namiotach tak, że pozostawał niezauważony.
Zanim Ponar wymyślił co robić wróg odpowiedział. I to nie orkowie okazali się źródłem rozwoju plugastwa. Coś musiało ich pchnąć do ruchów w kierunku ludzkich osad i to coś właśnie przemówiło.
- Wy głupcy! Nie atakować swoich jedynie wrogów na wzgórzach! Następny, który zabije kogoś w dolinie straci głowę!
Echo przygłuszyło wszystkie inne wrzaski. Człowiek o ciemno-szarej skórze i mięśniach wielkich jak u byka najwidoczniej prowadził tę dziką hordę.
Lęk jaki budził wśród poddanych był tak wielki, że czary jakie rzucał Dimitri spływały na niczym. Faktycznie słuchali przywódcy z trzęsącymi rękoma i rozbiegali się jak mogli.
Ponar usiłował spętać lodowatymi węzami wyrwanymi z ziemi dziwnego człowieka po środku obozu, ale ten jakby wzdrygnął się i czar spełzł na niczym. Magia na niego nie działała, jedynie spojrzał w kierunku tego, który czar rzucił i przekręcił głowę nieco na bok uśmiechając się.
Dziwne jednak, że nie skierował swych wojsk do ataku na odosobnionego maga, tylko jeszcze bardziej rozjuszonym krzykiem r0zkazał im się kierować w górę lasu na zachodzie, gdzie czekało na nich pięciu magów. A może już nie?
Czarodzieje słali ataki seriami, falami i promieniami, jak tylko potrafili i gdzie widzieli wroga. Nie spodziewali się, że orków będzie tak wiele. Wkrótce jednak ich przywódca osobiście skierował się na górę, a za nim ostatki dzikich brudasów. Magowie ze słonecznej grupy zacieśniali krąg aż dolina opustoszała.
- Nie jestem pewien, czy powinniśmy udać się w pościg. – Rogen rozglądał się czy jeszcze nie pozostał jakiś niedobitek. – Nie mamy rozpoznania lasu, a kto wie, gdzie znajduje się wsparcie lub kolejny obóz.
- Jeśli się posilą to po nas. A jeśli ten człowiek zdecyduje się na atak osobiście… kto wie, czary odpierać potrafił. – Ponar był dość rozgoryczony, że jego zaklęcie się nie udało.
- Nie słychać już obrony ze strony deszczowej drużyny. Trzeba sprawdzić czy jeszcze żyją! – Felei apelowała martwiąc się o przyjaciółkę. Mimo, iż tego nie popierała, to patrzyła teraz z załzawionymi oczyma na Rogena mając nadzieję, że tknie go jakieś uczucie.
- Wiedzą, że tu jesteśmy. W dole nie mamy szans ale biegnąc za wrogiem jak dziecko możemy wpaść jedynie w pułapkę. Odczekajmy na wzgórzu, z którego przybyliśmy chociaż do wieczora. – Aleksander starannie zaplanował co robić. – Za dnia będą pewni, że pójdziemy za nimi, w nocy gdy ich zmysły się wyostrzą zwątpią w naszą obecność, a wtedy poszukamy reszty.
- Nie buntuj się Fel, kilka godzin z głodu nie umrą, a jeśli nie żyją to różnicy im nie zrobi. – Dimitri choć szorstki to realizmem rozbrajał. Dziewczyna zwiesiła tylko głowę i ramiona przyznając mu rację.
Oczekiwanie zdawało się trwać wieki. Wieczór nadchodził długo, a czerwone słońce jakby nie chciało ruszyć się z miejsca. Nieprzyjaciel jak się nie pojawiał tak się nie pojawił do samego wieczora. Zanikające słońce dało miejsce księżycowi w pełni.
- Czas ruszać. – Ucieszyła się Felei.
- Nie wydaje wam się, że to było zbyt proste? Który dowódca stawia obóz w dole?
- Ukróć swe teorie spiskowe Ponarze. Orkowe życie różni się od naszego chociażby tym, że muszą się kryć przed słońcem, a jak mieliby to zrobić na wzgórzu? Musisz jeszcze nabrać wiele doświadczenia. – Dimitri wyglądał na nieco znużonego tłumaczeniem tak banalnych rzeczy.
Ponar przeleciał wzrokiem po wszystkich towarzyszach i pomimo tego, że zdania nie zmienił postanowił nie kontynuować tematu. O zmroku postanowili obejść wzgórzami miejsce obozowiska i dopiero wtedy poszukiwać przyjaciół. Wraz z orkami zniknął również cuchnący smród co dobrze wróżyło. Gdyby znowu go poczuli jasne by się stało, że zło jest w pobliżu.
- Złe nowiny. – Dimitri spoglądał na jedno z drzew.
Pod nim właśnie leżał ponakłuwany strzałami jak jeż jeden ze strażników Kazath. W miejscu gdzie stał Dimitri było wiele resztek połamanych grotów. Świadczyło to tylko o tym, że bronił się długo, ale gdy go okrążyli i strzelali ze wszystkich stron nie miał już szans.
Felei załkała, a jej oczy zalały się łzami. Jeżeli strażnik poległ, a reszty nie słychać to mogło oznaczać tylko jedno. Reszta również straciła życie. Zaczęła w rozpaczy rozglądać się jak szalona i upadła na kolana. Jej rozpacz wkrótce zamieniła się w przerażenie, gdy odnalazła przybitego włucznią do drzewa Paula.
Krzyknęła na bezdechu i przewróciła się na plecy. Dyszała jak nigdy. Ciało poharatane i porozdzierane ubranie przez nieznających moralności orków dyndało bezwładnie rękoma.
- Strzała przeszła przez oko i rozbiła tył czaszki. Nawet nekromanta miałby problem z takim ciałem. – Dimitri był nieporuszony. Gardził słabymi magami.
- A gdzie reszta?
- Tutaj. – Kobiecy głos zaskoczył ich, bo dochodził z drzewa.
Anea zeskoczyła koło Rogena i wtuliła się w niego łkając. Była przerażona tym co się wydarzyło i jednocześnie cieszyła się, że ją znalazł. Ten jednak jak zwykle zdziwiony, czego ona od niego chce poklepał ją jedynie po plecach w pocieszającym geście. Głupio mu było stać tak z nią w obliczu śmierci wśród ludzi Kazath, ale jeszcze bardziej niezręcznym byłoby odsunąć dziewczynę po przeżyciach.
Felei podskoczyła z uśmiechem i rzuciła się na nich przytulając oboje. Przejmowała się jedynie przyjaciółką jak widać nie zważając już na resztę przyjaciół ze szkoły.
Momenty szczęścia przerwał jednak nieokreślony smród. Powracał nieprzyjaciel ze swymi cuchnącymi sługami. Ale pojawiło się coś nowego. Ten dźwięk z początku głucho wibrujący, z każdą chwilą się nasilał i impulsywnie powracał spotęgowany tłumiąc nawet zapach swą intensywnością.
To był odgłos skrzydeł raz szybujących raz odganiających wiatr spod siebie. Musiały być one potężne, ale nie było czasu, by obserwować co za piekielny stwór je posiada. Czasu ani odwagi.
- Oni nie żyją, reszta zginęła! Musimy uciekać! – Szarpnęła za płaszcz Rogena przerażona Anea i zapoczątkowała odwrót w stronę wioski.
- Ona ma rację, drugiego ataku nie przetrwamy, nie wiemy co nas czeka, uciekać! – Aleksander klepnął resztę nasłuchujących kompanów i wskazał kierunek.
Tym razem jednak nie wykorzystał pełnej długości swych nóg. Pozostał wraz z kompanami aby w razie starcia wesprzeć ich swą mocą. Nie przypuszczali nawet, że dziewczęta potrafią tak szybko biegać. Ucieszyło ich jednak to, że smród osłabł, a to znaczyło, że wróg się nie spieszy.
Nie namierzyli ich albo nie chcieli ich ścigać. Nie miało to znaczenia, byle dotrzeć do bezpiecznego miejsca. Wyruszyli w dziesiątkę na zwiad, a wracają z bitwy w szóstkę. Chwalebnym tego nikt nie nazwie.
Rozdział III : Czarne księgi.

- Poszukam resztek mojego pasa. To jedyne rozwiązanie.
- Tak, tylko uważaj na głowę. Nie przechylaj się za bardzo.
Grzebał w gruzie dość długo, ale wreszcie znalazł srebrzysty szpikulec. Dokładnie ten sam, który wcześniej znajdował się w jego pełnym artefakcie. Bez zwłoki przystąpił do leczenia staruszka, jednak zajęło mu to dłużej niż w sytuacji gdyby miał cały artefakt.
- Dziękuję ci. – mruknął stary. - Okropnie wyglądasz. – Skierował dłoń ku Sezerowi i objął go potężną leczniczą falą.
Brud i krew zniknęły z całego ciała, a rany się zagoiły. Głowa również, jednak się nie zrosła tak jak powinna. Otwór nadal pozostał, jedynie skóra się zasklepiła i już więcej krwi nie uchodziło.
- Źle to wygląda, jednak lepiej niż przed chwilą.
- A co ze mną? – zwrócił na siebie uwagę Neor.
- Gdzie jest skrzynia? Masz książki?

Znaleźli skrzynię w dość opłakanym stanie, ale księgi były nienaruszone. Wewnątrz było pismo, ale nie ludzkie ani nie elfie. Krasnoludy, w życiu nie potrafiły by tak drobno pisać z ich grubymi palcami. To było coś innego. I tylko Kerg potrafił to odczytać.
Wertował stronę za stroną. Sezer już sobie przypomniał. To nad tymi księgami pracowali mnisi przez całe dnie skrzętnie notując słowo za słowem według tajnego alfabetu.
Na niektórych stronach znajdowały się obrazy. Wyblakłe i rozmazane, jednak można było na nich poznać sylwetki przerażających stworzeń. Dalej jednak znajdowały się też obrazy ludzi. Każda postać miała swój kolor.
Kerg jednak zatrzymał się na niebieskiej. To była Zbroja Mrozu. Od różnych części ciała prowadziły zdobne strzałki do opisów. Ułożył księgę na ziemi przed Neorem i wyprostował dłonie w jego kierunku. Oczami biegał we wszystkich kierunkach na stronie. Dość chaotycznie, jednak w takim skupieniu, które dawało pewność, że czyta.
Wykrzywiał przy tym usta, ale nic nie mówił. W tej chwili zbroja zadziałała sama z siebie i się podniosła. Elementy zaczęły się oddalać od siebie i energicznie otwierać. Całość po chwili posłusznie się zamknęła w skrzyni.
Neor był cały różowy od mrozu jaki panował wewnątrz. Teraz wydawało mu się, że jest gorąco i zaczął drżeć przez różnicę temperatur. Włosy miał całe zamarznięte w bryłę lodu, jednak gdy skrzywił głowę żeby się rozruszać pękły i rozpadły się na kawałeczki.
- Jesteś łysy! – Zaśmiał się Kerg.
Sezer wykrzywił usta w dziwny grymas. Nie mógł się śmiać po tym co się wydarzyło.
- Cholera. Muszę się rozruszać. – Wyczarował dwie ogniste kule i zaczął je obracać dookoła całego ciała.
Tempo rozgrzewki jednak go nie satysfakcjonowało, więc skrzyżował pięści i zaczął kumulować energię z całych sił. Wkrótce zaczął błyszczeć od mocy, która go ogarnęła.
- Już ci lepiej? Musimy ruszać, bo on na pewno tu wróci i to nie sam.
- Ale dokąd?
- Najpierw trzeba odprowadzić Sezera na miejsce. Musi wrócić do siebie.
- Chętnie was przyjmę na kilka dni. Wy również wiele przeszliście. W tobołach na koniu zostawiłem kilka teleportów. Zawsze je noszę przy sobie.
- Świetnie! Zaoszczędzimy trochę ryzyka i sił.
- Tak, ale nie możemy ich użyć tutaj. Demony wyczują, że były użyte.
- Chyba, że zrobimy małe zamieszanie. – Wtrącił się Sezer. – Możemy się najpierw teleportować do Fowrów, a potem do mnie. Wtedy nie udadzą się w pościg.
- Widzę, że o wszystkim pomyślałeś. – Neor wykorzystał moc, aby podnieść gruzy i ścisnął je tak mocno, że zamieniły się w drobny pył.
Przesypał go delikatnie na ziemię i wyzbierał wszystkie pozostałe części artefaktu Sezera.
- Wspaniale, teraz będę musiał je jakoś połączyć.

Dwie godziny później już znajdowali się na powrót w piwnicy pod barem. Za dnia było tam całkowicie inaczej niż w nocy. Cisza aż trudno poznać to miejsce.
Te same osoby, które były tutaj wcześniej teraz zajmowały się liczeniem przychodu. Tylko kobiety gdzieś zniknęły. W momencie gdy się materializowali wszyscy obecni aż podskoczyli.
Powodem tego był fakt, że nie spodziewali się, iż Sezer jest magiem oraz jakie to wiąże ze sobą możliwości chociaż sądzili, że dobrze się znają. Jego stan, oraz dwóch przybyszy - jeden był sędziwym dziadkiem z poszarpanymi ubraniami, a drugi młodym chłopakiem, którego już spotkali wcześniej, ale tym razem kompletnie bez włosów - był dość niespodziewany.
Sam właściciel przybytku przebrał się wkrótce i założył na głowę kaptur aby zakryć dziwnie wyglądającą dziurę w głowie. Swoich kompanów również wyposażył w nowe stroje, ale takie aby nie rzucali się w oczy.
Pozostali parę dni, aby odpocząć i powrócić w pełni do formy. Kerg w tym czasie bezustannie czytał księgi. Łatwo można było zauważyć na jego twarzy konsternację, ponieważ wiele razy studiował jedną stronę zanim poznał jej dokładne znaczenie w kontekście całości.
Pewnego dnia, o poranku okazało się, że dwóch mężczyzn już niema w pokojach jakie Sezer dla nich wyznaczył. Oni sami najlepiej wiedzieli, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest nie angażowanie oraz nie informowanie osób z zewnątrz o ich działaniach.
Konieczność taka nastąpiła ze względu na bezpieczeństwo ich samych jak i osób, z którymi się kontaktowali. Demon, którego napotkali na swojej drodze – Vonus – był na tyle potężny, aby pokonać dwóch magów bez problemu. Z trzema, z pewnością również by sobie poradził, gdyby nie nowe moce jakie Neor zdobył dzięki zbroi.
Pomimo obrażeń jakie odniósł zdołał uciec i kto wie jaki wywoła to efekt. Jego potęga pozwalała na targanie ciałem ludzkim i rzucanie nim na wiele metrów. Element zaskoczenia również był jego mocną stroną.
Od tamtego czasu każdy cień w nocy wydawał się podejrzany. W czasie podróży kiedy tylko znajdowali się w lesie za pomocą energii zwiększali blask pochodni tak, aby zwykły przechodzień się nie zorientował, ale również na tyle mocno, aby odpędzić wszelkie cienie tak daleko, żeby w razie ataku mieć szansę na kontratak.
Metoda, którą wymyślił Neor okazała się świetna. Dryfująca w powietrzu skrzynia wyglądała jak ptak dlatego nie zwracała na siebie uwagi.
Wyłącznie Kerg wiedział jakie możliwości niesie przedmiot ukryty w skrzyni. Co prawda Neor wykorzystywał część mocy, jednak w większości robił to nieświadomie i z opisów jego mistrza wynikało, że była to jedynie mała część z nieodgadnionych możliwości tego przedmiotu.
To był moment przełomowy. Zabijanie magów i zbieranie ich artefaktów już nie pobudzało go jak dawniej. Co prawda jego moc dzięki temu znacznie się zwiększała, ale nie można było tego postawić obok mocy jaką miał w zanadrzu kiedy nosił zbroję.
Upłynęło kilka dni. Dotarli do równin środka. Podążając na południe czekała ich daleka droga i niebezpieczne tereny, ponieważ trawiaste pola powodowały wiele cieni. Mimo potężnych pochodni nie można było zniwelować ciemności.
Każde miejsce gdzie rozbijali obóz najpierw czyścili wypalając trawę. Stary jednak nie sypiał. Każdej nocy studiował książki, które wysysały z niego energie życiową. A może to tylko zmęczenie?
Trudno było określić, jednak doły pod oczami były większe niż zwykle. To już nie była tylko starość. Tekst najwyraźniej wywierał wpływ na moc i ciało mistrza. Ta obserwacja budziła niepokój w chłopaku przed księgami. Bałby się w nie wgłębiać.
- Mistrzu, co znajduje się w tych księgach? Co to za piekielna moc?
- … vaebazenas. – Wydał z siebie całkiem przypadkowo słowo z księgi.
Nie był to głos mistrza. Z jego wnętrza wyleciał dźwięk nawiedzonego demona podobny jak słyszeli pod klasztorem, gdy rzucono zaklęcie, które spowodowało, że zbroja skoczyła na Neora.
Wydawało się, że przez chwilę ognie przygasły a po niebie przebiegły ciemne chmury. Jedno przypadkowe słowo spowodowało takie zamieszanie, a twarz starca przez chwilę zdawała się być czaszką bez skóry.
- Czas na nas. – Kerg ocknął się z transu i zaczął nerwowo zbierać rzeczy. – Nie jesteśmy tu bezpieczni.
Uczeń widząc anomalia na niebie i niecodzienny pośpiech nauczyciela uniósł rękę w powietrze i wytworzył potężną kulę światła, która rozświetliła równinę.

Vonus wyczuł czarną energię i ich wyśledził w mgnieniu oka przemierzając wiele kilometrów. Podążał za nimi od dawna z naruszoną dumą, którą uspokoić mogła jedynie zemsta. Musiał jednak ustąpić wobec tak rażącego światła. Nie chcąc odpuścić tchnął swą demoniczną cząstkę mocy w węże, które kryły się w gęstwinie.
Para magów już zdążyła się pozbierać i biegli czym prędzej przed siebie. Nie wiedzieli nawet jak daleko biec, byle oddalić się od miejsca, w którym byli przed chwilą. Przez kilka minut jeszcze nie wiedzieli, że nie ma to najmniejszego sensu.
Nie upłynęło wiele czasu od momentu, gdy demon cieni rzucił urok na zaskrońce, gdy ich rozmiar powiększył się dwieście razy i wątłego śliskiego ciała wyrwały się kończyny.
Delikatne łuski zamieniły się w grubą chitynę o ostrych brzegach i kolcach. Syk w pewnym momencie był tak głośny, że Kerg i Neor obrócili się i stanęli twarzą w twarz z czterema zmutowanymi odbiciami zła. Staruszek zrzucił z siebie toboły i opadł z sił. Wertowanie księgi wykończyło go niemal do reszty.
Neor był skazany na walkę samodzielnie. Odbiegli na tyle daleko, że miał czas na skumulowanie energii, ciągle obserwując ogromne bestie zmierzające jeszcze nieudolnymi krokami. Potrzebował tyle energii, że musiał odpuścić utrzymywanie w powietrzu skrzyni ze zbroją i zająć się walką.
Rozpalił pobliskie trawy, a gazy z pobliskich bagien wybuchały generując jeszcze potężniejsze ciepło. Ich płomienie były niebieskie i nawet przy mocniejszych skupiskach przechodziły w rażąco biały.
Na szczęście powstrzymało to Wędemy przynajmniej na chwilę, bo od razu zaczęły szukać luk w osłonie ogniowej. Korzystnie dla czarnoksiężnika kilka wybuchów poraniło atakujących, jednak nie zdołało ich powstrzymać. Dzięki temu Neor już znał słaby punkt przeciwnika. Wrażliwość na ogień potrafił doskonale wykorzystać.
Pancerz chociaż dawał sporą odporność był podatny na złamania i szybko się nagrzewał. Młody mag musiał skupić na sobie siłę ataku, aż czterech stworów więc w dwa najbardziej oddalone Wędemy posłał ogniste pociski. Monstra, które biegły po bokach gdy skręciły w kierunku ataku potrąciły te, które biegły w środku w skutek czego wszystkie syczące bestie atakowały jeden cel.
Neor jednak przecenił swoje możliwości. Wężowate ruchy były trudne do przewidzenia i bardzo wiele ognistych kul nie dosięgło celu. Otoczony nie zauważył ataku od tyłu, gdy jeden z gadów wbił wielkie kły w jego bok. Jad mutanta był tak silny, że momentalnie zbladł i upadł na kolana.
Przepołowiony zostawił gigantyczną kałużę krwi pomieszanej z trującym jadem. Nie miał nawet siły, by wydać jakiś odgłos gdy wtem poczuł się jak po saunie i gorącej kąpieli. Tkanki ponownie się scaliły, a on wrócił do pełni sił.
Kontem oka zauważył Kerga z otwartą księgą w jednej ręce, a drugą miał skierowaną w niego. Ciało starca teraz bardziej przypominało szkielet niż jeszcze żywego człowieka. Chłopak w całym swoim życiu widział wiele czarów leczniczych jednak Kerg przywrócił go praktycznie z królestwa zmarłych.
Wężowate demony aż odskoczyły widząc coś tak niesamowitego. A może to moc książki spowodowała ich reakcję? Najważniejsze, że zadziałało i dało kilka cennych sekund na atak. Potężny jak nigdy uczeń odskoczył tak, aby mieć wszystkie stworzenia w jednej linii ognia.
Złożył ręce przy klatce, a dłonie rozświetlił półprzeźroczysty czerwony błysk. Z tej pozycji gdy prostował na zmianę dłonie buchały potężnie skumulowane płomienie. Cztery ciosy wystarczyły, aby powalić potwora spieczonego na wiór.
Niefart chciał, że akurat Wędemy stały między Kergiem, a Neorem. Po akcji staruszek odzyskał nieco ludzki wygląd, jednak twarz miał spieczoną od płomieni i zastygł z dziwnym wyrazem zaskoczenia.
- Nigdy nie widziałem tak potężnej techniki Pasów Ognia. Stale mnie zaskakujesz chłopcze.
- Nie każdy ma tyle artefaktów, a nikt nie ma ich w sobie mistrzu.
- Masz rację. Gdy tylko uda nam się okiełznać zbroję… nawet nie wyobrażasz sobie jaką zdobędziemy moc.
Wtedy Neor zaczął się podejrzliwie rozglądać i nasłuchiwać. Jego mistrz był stary i jego zmysły nie były już doskonałe, jednak widząc to zareagował w podobny sposób. Z każdym uderzeniem serca w powietrzu coraz głośniej wibrował pewien odgłos. Coś jak pojawiający się i zanikający dźwięk potężnych płomieni z kuźni.
Ale to nie była kuźnia, przecież kuźnie nie fruwają. Z zachodu nadlatywał gigantyczny smok. Z daleka można było go pomylić z chmurą, jednak poruszał się tak szybko i jego rysy były tak ostre, że żadna chmura takiego kształtu, by nie przybrała. Mimo iż był bardzo wysoko jego monumentalne skrzydła słychać było w odległości wielu kilometrów.
- Padnij! – Starzec rzucił się na chłopaka i zakrył głowy płaszczem. – Czy… czy to był…
- Tak, to był smok staruszku. Piekielnie wielki czarny smok.
- Więc jednak to prawda. Powróciły.
Rozdział IV : Niedokończone sprawy

W karczmie nikt już na nich nie czekał. Jedynie właściciel stał za barem czyszcząc blat i przyniósł im list od Kaola z kolejnymi instrukcjami i trzy kufle pełne teleportów.
- Wasz przyjaciel jest bogaty. – Powiedział karczmarz kiwając głową na kufle. – To rzadki widok.
- Ta. – Skwitował Rogen dając wyraźnie do zrozumienia, że chociaż jest właścicielem nie jest mile widziany. – Mamy pewne sprawy do dokończenia. Jeśli tego nie zrobimy, to tutejsi ludzie odczują konsekwencje, a nie my. – Zwrócił się do swoich kompanów.
- Lepiej wezwać Kaola i jakieś wsparcie. – Felei obawiała się powrotu, a Anea jej tylko przytakiwała.
- Możecie iść z nami i ofiarować nam pomoc medyczną na tyłach albo pozostać w ciepełku lub uciekać od niebezpieczeństwa. – Zirytował się Aleksander. – My z pewnością ruszymy dalej. Trzeba pomścić magów Kazath!
- To będzie wyzwanie. – Zachichotał Dimitri.
Ponar nic nie mówił jedynie bawił się magiczną masą, którą unosił nad ręką. Błyszczała jak gwiazdy w otchłaniach kosmosu, a sam chłopak również wydawał się nieobecny. Naprawdę w jego myślach kotłowało się tylko jedno. Zemsta za upokorzenie jego siły.
- Jeśli nic was nie zatrzyma, pójdę z wami. Jeśli jednak jest... – Anea nie zdążyła skończyć.
- Pójdziemy niezależnie, co by się działo. – Przerwał jej Rogen. – Tylko martwi mnie co to był za dźwięk.
- Te skrzydła? – Wtrącił Dimitri.
- Dokładnie. Podejrzewam, że to forma naszego ludzkiego towarzysza. Zdrajcy z piekła rodem.
- Nie z piekła, a z dzikiego lasu południa. Tam też żyją ludzie, ale inni niż my. Kompletnie inni, odmienieni przez zło. – Aleksander snuł legendy jeszcze długie minuty.
- Dość czczego gadania. – uderzył w stół Rog. – Czas ruszać. Ciągle czuję ich odór. Najwyższy czas stawić im czoła cokolwiek to jest.
- Tym razem musimy walić z całej siły tak, jak to zrobił Aleksander za pierwszym razem. Wzbudziłeś mój podziw przyjacielu ten piorun był bolesny.
- Dziękuję, jednak wyczerpał on spore pokłady mojej energii. Moje późniejsze ataki były śmiesznie słabe w porównaniu z waszymi.
- Tych gnojarzy trzeba spalić. – Odezwał się wreszcie Ponar, a jego kosmiczne wizje przeobraziły się w błękitny płomień. Rozwiał go w jednej chwili. – Podpalać tych, którzy będą na przedzie lub w środku grupy. W chaosie sami będą się podpalać, a wytępić resztę będzie jedynie formalnością.
- Ogniem chce się posługiwać ten, który zabawia się kijami? Twoje zabawki się spalą kolego.
Ponar uniósł swój kij nad stół i rozpalił go na całej długości. Obracał go wokół jego środka tak szybko, że stworzył złudzenie półprzeźroczystego okręgu. W kolejnej chwili zgasił płomień i odłożył kij na bok.
- Jakoś mi to nie przeszkadza. - Wycedził z szyderczym uśmiechem.
- Bez popisów. Jeśli mamy iść to świt się zbliża.
- Chciałabym przypomnieć, że naszą misją było jedynie udanie się na zwiad. Powinniśmy …
- Nie! Aneo! Zrozum, że nie jesteśmy maszynkami do wykonywania rozkazów, ale ludźmi! – Rogen uniósł się nieco nie wytrzymując napięcia, po czym mocno przyciszył ton głosu. – Powiem więcej, jesteśmy magami, a co za tym idzie powinniśmy podejmować właściwe działania dostosowane do sytuacji.
- Masz rację Rogen. – Dziewczyna, mimo iż uniósł się na nią wpatrywała się w niego jak w posąg.
- Nie wydaje wam się, że to trochę podejrzane? Jak to możliwe, że nas nie zaatakowali, a was… - Aleksander mówiąc to kiwnął głową w stronę Anei. – zmietli bez litości. Jak to się stało, że w ogóle was zauważyli?
- Nie mam pojęcia, po prostu w jednej chwili stało się to tak szybko, zauważyłam nad nami grad strzał i… i ten człowiek cały czas obserwował wszystko tak spokojnie z namiotu. Miał straszne spojrzenie. – Zwiesiła głowę zasmucona.
- Nie sądzę, aby to był człowiek. Już nie. Ale powinniśmy się przygotować na wszystko. Taktyka będzie taka...
Ostatnio zmieniony czw 14 cze 2012, 01:35 przez JohnClark, łącznie zmieniany 3 razy.

2
JohnClark pisze:Galopowali z taką prędkością, że ledwo można było dostrzec zarys drzew, które mijali.
Lol... Zarysów nawet nie było widać? Na pewno to chciałeś napisać? Przy 120km/h widać zarysy drzew, ba widać nawet drzewa... Co to za koń?
JohnClark pisze:Czas grał tutaj pierwsze skrzypce. Tempo było tak wielkie, że nie mieli czasu dać zwierzętom odpocząć.
Powtórzenie. Do tego drugie zdanie jest koślawe.
JohnClark pisze:Dlatego właśnie, przy odwiedzinach wiosek, lub co lepsze miast, przebijali się przez bramy i wykradali kolejne konie, a stare zostawiali wymęczone.
Po pierwsze coś tu się kopie z interpunkcją.
Po drugie logika świata przedstawionego... "Przebijali się przez bramy"? Naprawdę? Tak fizycznie? Pełen galop i łup w bramę? Spróbuj.
Poza tym tam każda wioska ma bramy?
I w każdej wiosce znajdą się rącze konie do wykradnięcia?
I wszędzie ludzie są tak ślepi, żeby nie zauważyć wpadających cwałem przyjezdnych, którzy rzucają się "wykradać" im konie?
Jedno zdanie niby, a wiarygodność świata leci na łeb.
JohnClark pisze:Nie mieli żadnej pewności, czy Kerg jeszcze żyje, ale sprawdzić to było ich cholernym obowiązkiem. Było pewne, że przez swoje zachowanie narobili sobie wielu wrogów, ale nie było innego wyjścia.
Powtórzenia.
Na słówko "być" ogólnie uważaj. Łatwo go nadużywać, bo często wydaje się konieczne. A nie jest, wystarczy pokombinować z konstrukcją zdań.
JohnClark pisze:Stali u stóp gór Vanerum. We wiosce zrobiło się małe zamieszanie, gdy dwóch obcych galopowało, ale nikt nie śmiał za nimi podążyć.
Trochę mieszasz czytelnikowi obrazy. Najpierw stawiasz bohaterów u stóp góry, a potem wrzucasz zdanie o galopowaniu przez wioskę. Niepotrzebnie.
- Z tego co wiem, jesteś najmłodszą osobą, która się tutaj szkoliła prawda? – zapytał Neor stojąc już przed klasztorem.
Czekaj, czekaj, jaki klasztor? Znowu gubisz czytelnika. Ledwo co staliśmy u stóp góry. A nie, przepraszam, galopowaliśmy przez wioskę.
JohnClark pisze: Poklepał ją trochę mocniej, a iskry błysnęły z jego kolców, które miał zawiązane na przedramieniu.
Widzisz, mamy pewien problem. Nie wiem NIC o Twoich bohaterach i świecie, nie wiem, jak wyglądają, na dobrą sprawę nie wiem nawet czy są ludźmi. No i walisz szczegółem. Szczegółem, przy którym moja wyobraźnia robi niezłego fikołka. Bo teraz tylko wiem, że mam jakiś bliżej nieokreślony cień z... zawiązanymi kolcami? Jak się zawiązuje kolce, nie wiem. One są przymocowane na sztorc? Do jakiegoś pancerza, karwasza, rękawicy? Czy przywiązane bandażem na płasko? I tak dalej.
Przy okazji zaimek "jego" do wywalenia. Zbędny, czyni zdanie brzydszym.
JohnClark pisze:Promienie energii, które wysyłał dłonią zmazywały ze ściany powoli czarną substancję, lecz po krótkiej chwili zareagowała, a jej regeneracja zwiększyła się na tyle, że zarosła ponownie ścianę w mgnieniu oka.
Nic nie rozumiem z tego opisu. "regeneracja zrosła ścianę" - czujesz chyba, że to jest jakoś po polskiemu, a już na pewno z kreowaniem klimatu nie ma wiele wspólnego.
- To bez sensu. Wchodzimy. – Neor wkroczył w cień nie bacząc na nic.
Cooo? Zaraz, zaraz, jaki cień? Przed chwilą stali przed litą ścianą.
Tak, czuję, że to jakieś szczególne zdolności, ale opisuj to szerzej, daj czytelnikowi zrozumieć, o czym mówisz. W ten sposób to cały fragment się kupy nie trzyma.
Wewnątrz od razu można było poczuć znaczną różnicę w temperaturze i mroczną ciszę.
"czuć mroczną ciszę"? Sztampa.
JohnClark pisze:odgłosy szumu drzew dawały jakąś orientację,
Szum drzew dający orientację? Ale jaką? A propos czego? I jak to się ma do opisywanej sytuacji? Takie nic nie znaczące zdanie.
JohnClark pisze:Wyładowania energii krążyły dookoła ciała Neora, czym oświetlał sobie chociaż korytarz.
Nie "sobie", bo również kumplowi, a "chociaż" niepotrzebne. Ogólnie niby krótkie, a już rozepchane zdanie.
JohnClark pisze: którą wysterował przed siebie na kilka metrów.
koszamrek
"wysterować przed siebie" po prostu nie brzmi
JohnClark pisze:Zareagował równie szybko i wystrzelił energię dookoła, pozbywając się czarnego ramienia.
Z tego fragmentu da się zrozumieć, że facet pozbył się swojego ramienia :twisted: Ciekawie, ciekawie...
JohnClark pisze:Sezer rozwinął z ręki pas
Pas z ręki? Coooo?
JohnClark pisze:a raz wybuchały energią niszcząc mury. Narobiło się przy tym sporo kurzu.
Patrz jak budujesz opisy. Przed chwilą gadałeś o jakiś bestiach, teraz już zapomniałeś o tym, gadasz o scianach. Facet rozwala ściany a Ty mówisz o kurzu? A gruz, huk, hałas, reakcje otoczenia? Dodaj temu dynamiki! Kurz to w takich sytuacjach najmniejszy problem.
JohnClark pisze:Na stojąco mógłby jej nie opanować, czego skutkiem mogłoby być zbyt mocne zniszczenie konstrukcji i jej zawalenie.
Powtórzenie to raz. Poza tym sam pomysł ok, ale nie może być tak wyłożony obojętnie, zapychając dynamiczny fragment tłumaczeniem, czemu facet ukląkł, a czemu nie. Takie wytłumaczenia od narratora trzeba wplatać ostrożnie, żeby nie przynudzać w złych momentach.
JohnClark pisze:Głowa oraz podparte o ziemię pięści stworzyły trójkąt. W jego środku zaczęła się gromadzić coraz jaśniejsza siła witalna. Czarne szpony atakowały Sezera, który wytworzył płomienny wir, kręcąc swą bronią dookoła bardzo szybko, ale mimo to ,nie była to skuteczna technika.
Czytelnikowi nic nie mówi "gromadziła się siła witalna" - opisuj!
O bestiach widzę, że sobie przypomniałeś, ale jest to jakoś bez emocji. Gadasz w taki sam sposób o kurzu, co o atakujących szponach. Kiepsko.
Sezer ma nagle jakąś broń. Nie wiem jaką, nie wiem, skąd, ale nią kręci.
Ostatnie zdanie jest brzydko skonstruowane. Podwójne "to" kiepsko brzmi.
JohnClark pisze:Co prawda, niektóre ataki udawało mu się zbić, ale proporcję można było określić jako mniej niż pięćdziesięciu procentową.
Klimat jakiejś mocy, klasztoru, konnych itd., a tutaj wyskakują proporcja i procenty. Klimat -100.
JohnClark pisze:Co chwilę jakaś demoniczna szpada trafiała w jego wielkie ciało, raniąc z początku skórę, lecz im dłużej to trwało tym celniej trafiała w konkretne mięśnie czy narządy. Ból był nie do zniesienia.
powtórzenie
JohnClark pisze:Przez huk stracili słuch na kilka minut. Potężny pisk w uszach mocno ich zdekoncentrował, jednak odgonił na chwilę napastnika.
Usłyszeli huk, przez niego stracili słuch, a potem usłyszeli pisk? Logika budowania opisu się kłania.
JohnClark pisze:ożna było jedynie się domyślać, co było tego powodem, ale nie miało to sensu.
O czymś, co nie ma sensu nie gadaj. Nie warto.
JohnClark pisze:Neora jednak coś poruszyło. Mignęło mu przed oczyma coś, czego by się nie spodziewał i zaczął się rozglądać.
"coś" Ci się powtarza... I "się" niestety też
JohnClark pisze:To była z pewnością dłoń Kerga, bo kogóż by innego.
Odpowiedź czytelnika, który już niczego nie rozumie. "No kogokolwiek!". Takie pytania retoryczne narratora możesz sobie darować. Nie uwiarygadniają bynajmniej wcześniejszych wniosków.
JohnClark pisze:- To coś? Po co wam te księgi? Co tu się kurwa dzieje i czemu mi tego nie wytłumaczyłeś wcześniej!?
:lol: Naprawdę chcesz robić ze swojego bohatera już na wstępie głupka? Bo to zdanie tak trochę brzmi. Hej, wlazłem za Tobą do mrocznej twierdzy, żeby uratować Twego kumpla, ale nie pomyślałem, żeby najpierw spytać, dlaczego wpakowaliście się w kłopoty.
JohnClark pisze:Dopiero teraz skrzynia, która unosiła się wysoko w przestworzach spadła i wbiła się w ziemię za nimi.
Znów jakiś motyw deus ex machina, z opisem ograniczonym do minimum. Wygląda jakby autor nie kontrolował swoich pomysłów i wrzucał wszystko na raz, w jakiejkolwiek kolejności.
JohnClark pisze:wrzask wydarł się
wrzask się wydarł? Oj nie, źle napisane.
JohnClark pisze: Ciemna powłoka widocznie się schowała
jak można się "widocznie schować"?
JohnClark pisze:W chwili, gdy zbroja się scaliła, nastąpiła implozja energetyczna, która pochłonęła całe ciepło z okolicy.
Implozja? Ale co wybuchło? Przecież nie zbroja.
Implozja to wybuch "do środka", zapadanie się, tutaj chyba wrzuciłeś to słówko tylko dla ładnego brzmienia. A jak nie, to znów zupełny brak opisu wszystko kładzie.
JohnClark pisze:błyszcząc w jarzącej się i pulsującej delikatnym, błękitnym światłem nowej powłoce.
Błyszczał w jarzącej się powłoce? A może to jednak powłoka błyszczała? Przekombinowane zdanie.

O rany, dobra... Obiecywałam sobie, że dotrwam do końca pierwszego rozdziału. Ale jak zmaterializował się demon i stwierdziłam, że znów będę musiała brnąć przez opis jakiegoś miotania promieniami, to zwątpiłam. Może jeszcze spróbuję wrócić, ale nie obiecuję. Nie wiem, zresztą, czy coś nowego dałaby walka z kolejnymi fragmentami poza powtarzaniem ciągle podobnych zarzutów.

Tekst czyta się bardzo, bardzo ciężko. Mamy chaotyczny, nużący opis dwóch bliżej nieokreślonych gości, którzy miotają się w ciemnościach, zbierają i wypuszczają w kółko promienie i tyle. Ani fabuła nie wciąga, ani postaci, ani dynamika wydarzeń. Mamy dwie gadające głowy - bez charakteru, emocji. Opisów albo brak, albo jakoś tak wykombinowane, że ledwo zrozumiałe. Do tego dużo prostych błędów w postaci powtórzeń itd.

Trudno mi wychwycić jakieś plusy w tekście. Ty masz chyba całkiem bujną wyobraźnię i chcesz ją spożytkować - to jest fajne. Ale najpierw musisz ostro popracować nad językiem. Dużo czytaj, patrz, jak pisarze budują zdania, spróbuj może na razie napisać coś krótkiego, ale za to nadać temu trochę emocji.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Ponieważ Adrianna się nieźle rozpisała, postaram się przeskoczyć do dalszej części tekstu.
- Pomóż! – wszystko dookoła się rozświetliło, lecz nikt nie wiedział po co, bo wróg był nieosiągalny.
Eee? Dlaczego wróg był nieosiągalny, przecież przed chwilą ciągnął gościa?
JohnClark pisze: Uchwycił go jak lasso i zaczął strzelać po ścianach niszcząc czarną powłokę.
Co zaczął robić? Jak się strzela pasem?
JohnClark pisze:Czarne szpony atakowały Sezera, który wytworzył płomienny wir, kręcąc swą bronią dookoła bardzo szybko, 1. ale mimo to ,nie była to skuteczna technika. Co prawda, niektóre ataki udawało mu się zbić, ale proporcję można było określić jako mniej niż 2 pięćdziesięciu procentową.
1. Rzadko kręcenie bronią dookoła jest skuteczną techniką...przynajmniej walki. A tu jeszcze nie wiem co to za broń.
2. A pozostałe co, przyjmował na klatę? Może jednak jakoś ładniej opisać, bo to brzmi koszmarnie. Taki mały killer nastroju.
JohnClark pisze:Co chwilę jakaś demoniczna szpada trafiała w jego wielkie ciało, raniąc z początku skórę, lecz im dłużej to trwało tym celniej trafiała w konkretne mięśnie czy narządy. Ból był nie do zniesienia.
To już trochę sensu dla mnie nie ma, bo ogólnie jak się szpadą trafi raz, to już wystarczy - broń kolna jest dość śmiercionośna. A jak trafia w jakiś narząd (no nie wiem: serce? wątrobę?) to ból jest najmniejszym z problemów. Człowiek po prostu umiera.
JohnClark pisze:Przez ułamek sekundy zdawało mu się, że z bezgranicznego cienia wyłaniała się dłoń, która momentalnie zniknęła. To była z pewnością dłoń Kerga, bo kogóż by innego.
Przed chwilą były jakieś szpady, szpony i ramiona z czerni, czemu oczywiste teraz jest, że ta dłoń należy do K.? Była w jakiś sposób charakterystyczna?
JohnClark pisze:Błyszcząca zbroja zareagowała i stała się matowa. Jej elementy gwałtownie się otworzyły i rzuciły na Neora zatrzaskując jeden po drugim. W chwili, gdy zbroja się scaliła, nastąpiła implozja energetyczna, która pochłonęła całe ciepło z okolicy. Młody, aczkolwiek potężny mag poczuł ciężar i chłód.
Oj, trochę jak z kreskówki, przyzwanie magicznej zbroi, transformacja w herosa itd. Do tego mam problem z wyobrażeniem elementów zbroi, które się otwierają i rzucają na maga.
JohnClark pisze:Dwumetrowy, przerażająco umięśniony demon, z faliście wywiniętymi rogami i pięciocentymetrowymi szponami stał się w pełni materialny.
Przerażająco umięśniony? Nie jestem pewna czy w obliczu materializującego się demona to jest najbardziej przerażający element. No i te szpony - zmierzyli je linijką czy jak? A jak miały 4,5 cm?
Nieistotna dokładność.
JohnClark pisze: Tak! Daj upust sile. – głos demona był potężny i roznosił się z góry echem.
Zły zapis dialogu.
JohnClark pisze: Spod płyt zbroi wydobywał się błękitny [przecinek] mrożący wszystko w pobliżu pył. Ugiął się na nogach, magiczny przedmiot coraz bardziej ciążył. Coś się działo wewnątrz tej zbroi, ale nikt nie był w stanie ocenić co.
Ten kawałek jest niesamowity. Wyszło mi, że pył się ugiął na nogach, a w zbroi się coś działo, czego nie był w stanie ocenić nawet mag, który ją miał na sobie....
A, przecinki. Część stawiasz/połykasz dość losowo.
JohnClark pisze:Wraz z nową dostawą tlenu mięśnie również się uwypukliły. Teraz już nie miał problemów, aby podskakiwać chociaż delikatnie nad ziemię. Nie długo jednak cieszył się siłą. Pięść demona uderzyła go prosto w twarz. Siła była nieludzka, jednak pozwoliła jedynie na przewrócenie przeciwnika nie wyrządzając większych szkód. Kończyna demona natomiast momentalnie pokryła się lodem.
- Giń potworze! – Sezer ocknął się z szoku jaki wywołały na nim wszystkie te wydarzenia i wyprowadził cios.
Kolce na pasie wytworzyły piorun, który rozerwał staw łokciowy wroga. Zamarznięta ręka upadła na ziemię roztrzaskując się.
Ponownego ataku czarodziej już nie zdążył wyprowadzić. Demon skierował w niego resztkę rozerwanej kończyny, a energia jaką wygenerował mimo tego braku wydostała się z jego wystającej kości i wyrzuciła wielkiego wojownika z taką siłą, że rozbił czaszkę o gruzy klasztoru, które się na niego zawaliły, a jego pas z kolcami pękł rozsypując się na kawałki.
Neor uderzył rękoma o ziemię z takim impetem, że moc podrzuciła go na proste nogi. Skupił się, by wykorzystać magię zbroi i rzucił obiema rękoma lodowy podmuch uginając przy tym kolana jeszcze niżej, żeby zachować równowagę. Pocisk był tak silny, że sam ledwo go utrzymał i odepchnęło go pozostawiając głębokie ślady w ziemi.
Ta cała walka przypomina mi Dragonball - miotanie kulami energii, rzucanie o ściany, magiczne ataki, takie tam. Ja lubię nawet animki, ale niekoniecznie w takiej formie:
JohnClark pisze:Cień przemknął między drzewami i zaatakował chłopaka w tył głowy łokciem, jeszcze zanim ten padł po wcześniejszym ciosie. W skutek tego Neor wbił się głęboko w ziemię. Atutami wroga były szybkość, siła oraz przemyślane i pomysłowe ataki. Ręki jednak nie zdołał zregenerować. Pozostało go zamrozić i rozkruszyć.
JohnClark pisze:Wyprowadzał uderzenia ze wszystkich stron tak, że wróg nawet nie mógł upaść chociaż wyginał się na nogach pod gradem ciosów.
O, o, to klasyk z DB! Nie ma tego nawet co komentować...
JohnClark pisze:Nagle gruzy się rozsypały. Sezer zachwiał się na nogach z rozerwaną czaszką. Cały zalany krwią kiwał się z lewej nogi na prawą.
Naprawdę? Z rozerwaną czaszką? To chyba podrygi agonialne były? Poza tym powtarzasz się.
JohnClark pisze:Neor klęczał w taki sposób, że każdy element zbroi opierał się o następny. Dzięki temu nie musiał używać siły aby ją dźwigać, jednak to co się działo wewnątrz niej nie pozwalało mu odpocząć.
Eee? Jak się te elementy opierały o siebie z człowiekiem w środku?? I po raz kolejny - tajemnicze wnętrze zbroi w działaniu! A o co dokładnie chodzi?
JohnClark pisze: Rogenowi dawno tak nie biło serce. Czuł się jak dawniej, kiedy przybył na lodową wyspę, przed którą był straszony całe „poprzednie życie” jak określał czas spędzony w Banahrze.
Powtórzenia, no i kulawo to brzmi:
którą straszono go lub przed którą go ostrzegano
JohnClark pisze: 1. Komplet sztyletów, które pielęgnował właśnie na taką okazję, 2. pałasz krzywy –3. pozbawiony zdobień, ale tak naostrzony, że sam właściciel bał się go dotknąć przypadkiem 4. w nieodpowiednim miejscu po kilku głębokich przecięciach dłoni.
1. Komplet tzn. ile? To nie sztućce.
2. Pałasz z natury jest prosty!.
3. Co zdobienia mają do ostrości broni?
4. Wyszło, że nieodpowiednie miejsce jest w kilku głębokich przecięciach dłoni.
Ogólnie wystarczy dobrze naostrzony, bo ostra broń tak właśnie działa.
JohnClark pisze:Do reszty ekwipunku zaliczył wiele powiązanych w poręczną kamizelkę pasów z haczykami, gwiazdkami i pojemnikami z eliksirami, którymi obdarzała go Mia od czasu do czasu podczas odwiedzin.
Moja wyobraźnia odmówiła współpracy co on wziął.
Zdanie tasiemiec, które gubi sens.
JohnClark pisze:Anea cała się zgrzała [przecinek] gdy zorientowała się, że pojawiła się koło Rogena.
O.o co zrobiła???
JohnClark pisze:W związku z informacjami o zbliżających się obozowiskach orków zostaniecie wysłani na zwiad.
Tak, obozowiskom wyrastały nogi i dzięki temu podkradały się do wiosek. Jak Bagażowi w Pratchecie.
JohnClark pisze:Cisza pozwoliła usłyszeć szmery z parteru gdzie ludzie bawili się w najlepsze, wrzeszczeli i tłukli naczynia raz na jakiś czas.
Te wrzaski i tłuczenie naczyń na pewno nie były szmerami. I ciężko pewnie było je przegapić.
Szmer - cichy i jednostajny odgłos.
JohnClark pisze:Drużyny były w miarę równe, a dziewczęta zostały przydzielone osobno jako wsparcie w razie kontaktu.
Równe tzn jak, wzrostem? Wsparcie w razie jakiego kontaktu? Z płcią przeciwną czy jak???
Przedtem jeszcze posilili się w oberży wyśmienitym jagnięcym mięsem, a dziewczęta wyhaftowały przy pomocy magii na płaszczach jakie otrzymali jako drużyny symbole.
Niby i fantasy, ale podział ról jest, faceci jedzą, baby haftują....
JohnClark pisze:Kiedy się go obserwowało można było odnieść wrażenie, że kreuje sobie wizerunek sędziwego maga, jednak bez problemu dało się zauważyć, że to szczenięcy wybryk.
Bezcenne. Byłby babol, no ale...
JohnClark pisze:Zawsze nosił dwa bambusowe kije, chociaż używał wyłącznie jednego. Drugi zawsze trzymał w ręce opierając się o niego jak dziadek.
A co robił z drugim?
JohnClark pisze:Ze względu na wzrost oczywiście Aleksaner dobiegł pierwszy.
Ponieważ...?
JohnClark pisze: Nie wiedzieli jak daleko orki wypuszczają zwiadowców, ale dyskrecja magów pozwalała im na dość szybkie przemieszczanie się.
W jaki sposób dyskrecja magów wpływała na przemieszczanie się??

Uff. No, ja dałam radę tyle doczytać. Umęczyłam się, trochę ubawiłam, ale obawiam się, że nie tam, gdzie autor planował:)
Językiem operujesz słabo, tworząc dziwaczne konstrukty, używając słów niezgodnie z ich znaczeniem, gubiąc sens w nazbyt długich zdaniach. Do tego opisy są niejasne, bohaterowie to praktycznie same imiona, nic o nich nie wiadomo, nijak nie zapadają w pamięć.
Wyobraźnia Ci dopisuje, jednak trzeba jej wybujałość opanować. Sprowadzić na ziemię, przyciąć do zrozumiałych dla czytelnika kształtów, zaplanować akcję i wprowadzić logikę. Stanowczo doradzam zrezygnowanie z próby opisania walki rodem z animki czy gry komputerowej - te ciosy, rzucania o ściany, o matko, nie dodają powagi. Chyba, że komizm i parodia była zamierzona, ale jakoś mam wrażenie, że nie.
Pomocne może być pisanie krótkich fragmentów, unikanie rozbuchanych, niezrozumiałych opisów, pełnych wybuchów, wyładowań, co może na ekranie wygląda dobrze, ale w tekście już nie zawsze.
Pisz prościej, czytaj i ćwicz - powodzenia!

4
Dziękuję wam za uwagi. Oczywiście część z nich uwzględniłem w tekście i oczywiście mam zamiar pisać dalej biorąc więcej rzeczy pod uwagę. Muszę was również przeprosić, ponieważ nie wiedziałyście, że "rozdział 1" nie oznacza, że to nie moje pierwsze opowiadanie z tymi bohaterami i już wcześniej zostali oni opisani dokładniej, a niektóre wątki występujące po prostu trwają od dawna. :)

Z mojej strony pojawił się również błąd, ponieważ w tekście "myśli" bohaterów zaznaczam kursywą, a tutaj nie odróżniałyście myśli od stwierdzeń narratora. No ale trudno :)

Mimo wszystko pragnę wam (szczególnie Adriannie) zwrócić uwagę na to, że momentami oceniacie teksty zbyt twardo realistycznie, a momentami brakuje wyobraźni. Oto przykład:

"przebijali się przez bramy" - to metafora
Adrianna pisze:Lol... Zarysów nawet nie było widać? Na pewno to chciałeś napisać? Przy 120km/h widać zarysy drzew, ba widać nawet drzewa... Co to za koń?
No cóż, spróbuj wyciągnąć głowę ze swojego auta przez okno jadąc 60 km/h i wytrzymaj tak z otwartymi oczyma przez 30 minut chociaż... zobaczymy, czy będziesz "widziała drzewa".
Czekaj, czekaj, jaki klasztor? Znowu gubisz czytelnika. Ledwo co staliśmy u stóp góry. A nie, przepraszam, galopowaliśmy przez wioskę.
Fakt, trochę zmieniłem opis o wiosce i kolejność przybycia pod górę, jednak czegoś nie rozumiem. Co cię zaskakuje w obecności klasztoru? Nie możesz przyjąć tego, że przez wcześniejszy fragment myślałaś, że jadą w góry, a okazało się, że ich celem był klasztor - de facto znajdujący się w górach? Szkoda :)
Nie "sobie", bo również kumplowi, a "chociaż" niepotrzebne. Ogólnie niby krótkie, a już rozepchane zdanie.
Kto ci powiedział, że jego kumpel szedł z nim? To, że bohater książki coś powiedział (tzn. "wchodzimy"), nie znaczy, że to się wydarzyło faktycznie (w książce). Wskazuje na to również fakt, że Neor był zaskoczony, gdy Sezer złapał go za ramię.
Usłyszeli huk, przez niego stracili słuch, a potem usłyszeli pisk? Logika budowania opisu się kłania.
Logika budowania zdania? A ogłuszył cię kiedyś huk? Fizyka się kłania, bo jeśli kiedyś byś doświadczyła wybuchu np. petardy, silnika czy jakiejkolwiek innej rzeczy, to wiedziała byś, że następuje utrata słuchu. Jednak utrata słuchu po wybuchu nie polega na tym, że w twojej głowie panuje cisza, tylko tak ci piszczy w głowie, że nie słyszysz innych dźwięków. Jest to spowodowane chwilowym rozregulowaniem narządu słuchu, który powracając do normalności zmniejsza intensywność pisku i dopiero po jakimś czasie zaczynasz słyszeć inne dźwięki.

Do Caroll mam kilka wyjaśnień :)

Np. pomyliłem lasso z biczem ( so sad :< )

Pałasz bywa krzywy :)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Szabla_husarska

i sytuacja, gdy Sezer "kręci bronią" - jego bronią jak wcześniej pisałem był pas z kolcami. W jednej chwili opisuję, jak pas bucha płomieniami, a ty się dziwisz, że mag przeżywa ciosy szpadą? No fantazji trochę :P

Pozdrawiam was dziewczyny i jeszcze raz dzięki

5
JohnClark pisze:przebijali się przez bramy" - to metafora
No cóż, nieudana.

Co do reszty. Tu nie chodzi o to, że ja nie umiem sobie wyobrazić, co się dzieje, jak się uprę i przerobię to w głowie na bardziej ludzki język. Ja się czepiam sposobu opisu. A on często wprowadza zamęt. Czytelnik nie odbiera Twojego wyobrażenia, tylko Twoje słowa, które zapisałeś. Ja odnoszę się wyłącznie do nich. To, że w ogólnym rozrachunku ułożę sobie swoimi słowami scenę w głowie nie zmienia faktu, że przyjemności z czytania Twojego tekstu nie będzie. Musisz uważać, jakie słowa dobierasz do obrazów, które masz w myślach.
Na przykład "zostać ogłuszonym" a "stracić słuch" to nie to samo. Napisałeś, że "stracili słuch", więc komentowałam ten fakt.

Tyle gwoli wyjaśnienia. Co z tym zrobisz, to już Twoja rzecz.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
JohnClark pisze:No cóż, spróbuj wyciągnąć głowę ze swojego auta przez okno jadąc 60 km/h i wytrzymaj tak z otwartymi oczyma przez 30 minut chociaż... zobaczymy, czy będziesz "widziała drzewa".
Niemniej jazda konno nawet galopem, to nie to samo:)
Powodzenia w ewentualnych poprawkach. Co uwzględnisz - Twoja decyzja:)
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

7
JohnClark pisze:Pałasz bywa krzywy :)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Szabla_husarska
Kocham argumenty popierane wikipedia. Swoją drogą w tak krótkim artykule zawrzeć taka liczbę bzdur i zaniechań to też sztuka.

Pałasz - to znacznie większa grupa broni i jej podstawową cechą jest to że ma jednosieczną prostą głownię.

Pałasz pochyły lub krzywy to nic innego niż określenie szabli. Samo wprowadzenie tych określeń wzięło się jedynie z tego, że próbując usystematyzować bronioznawcy chcieli postawić granicę pomiędzy bronią bojową a cywilną. Stąd szabla była określeniem broni cywilnej, a pałasz krzywy szabli bojowej. Obecnie odchodzi się od tej mylnej klasyfikacji.

Natomiast jeżeli uważasz że się mylę to proszę podaj trzy różnice pomiędzy pałaszem krzywym i szablą.
JohnClark pisze:a ty się dziwisz, że mag przeżywa ciosy szpadą? No fantazji trochę
Bo oczywiście bez problemu mag jest wstanie 20 razy na walkę odtworzyć ważny organ wewnętrzny np serce w bardzo krótkim czasie. Jeżeli bohater paruje 50 % ciosów to znaczy że otrzymuję 50 % ciosów. Szpada natomiast jako broń kona jest bardzo precyzyjna i zabójcza.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”