Kochanie [suspens]

1
TEKST ZAWIERA NIELICZNE WULGARYZMY.


WWWKiedyś spotkałem kochanie; idąc ścieżką schowaną za wielkim ceglanym budynkiem, mieszczącym zakład obróbki szkła, dostrzegłem siedzącą na schodach osobę, która na jakiś czas zamieszała w moim spokojnym i niezmiennym życiu.
Zakład położony jest na zboczu, a wzdłuż niego ciągną się nowo wybudowane schody, którymi prawie nikt nigdy nie chodzi. Mało komu znany jest powód ich wybudowania, gdyż pracownicy korzystają z wejścia od strony magazynu, a klienci wchodzą od frontu. Często, nie mogąc spać, wychodzę nocą ze swojego mieszkania, przemierzam kilka uśpionych ulic i spoglądam na ogromny budynek z czerwonej cegły, który majaczy na tle rozgwieżdżonego nieba.
Tak też było wtedy; wyszedłem, bo nie mogłem spać i spoglądając na poważny budynek, paliłem powoli papierosa, pozwalając wiatrowi wodzić moimi włosami we wszystkie strony. Lubię te chwile, kiedy jestem sam i mam wrażenie, że całe miasto należy tylko do mnie. A może czasami celowo udaję bezsenność? Może lubię przyglądać się rozmaitym ciekawym zjawiskom i pochłaniać je każdym zmysłem, delektować się nimi i upajać, a później tłumaczyć, że to konieczność?
Wiatr delikatnie mierzwił moje włosy, lecz budynek wciąż stał tak samo mocno przytwierdzony do ziemi i był wciąż tak samo niezmienny i obojętny. Czasami chciałbym taki być, bo mógłbym grać w filmach grozy; żadna zła wieść nie wywarłaby na mnie jakiegokolwiek wrażenia.
WWWNie byłem taki, więc nie mogłem stać w nieskończoność; wiatr zaczął odbierać mi cząstki ciepła, wiec postanowiłem się przejść. Klucząc parkiem i obserwując okolicę, przyglądałem się wszystkiemu, co tylko spotkały moje oczy. Wyrzuciłem niedopałek pod nogi i zdeptałem go sportowym butem, wbijając głęboko w ziemię, a następnie usiadłem na ławce i zamknąłem oczy, mając nadzieję, że zachce mi się spać. Nic z tego, ten dzień już się chyba zaczął i po powrocie do domu zrobię śniadanie i poczytam książkę.
Zacząłem schodzić po schodach i nagle coś przykuło moją uwagę; na jednym ze stopni siedziało kochanie. Oświetlenie wbudowane w kamienny murek pomogło mi dostrzec postać dużo wcześniej, więc przystanąłem i zastanowiłem się. Z jakiegoś dziwnego i niewytłumaczalnego powodu, zupełnie straciłem rezon. Nigdy mi się to nie przytrafia, ale tym razem było inaczej. Chciałem sam siebie zapytać, co takiego widzę, lecz nie mogłem: wiedziałem, że to kochanie, ale nie potrafiłem wyrazić tego słowami. Myślę, ze wtedy nie znałem takiego słowa.
WWWPodszedłem bliżej i przyjrzałem się; kochanie siedziało oparte o murek, z nogami przyciągniętymi do brody. Przytrzymywało je splecionymi dłońmi, zupełnie jak gdyby cała konstrukcja miała się zaraz rozpaść na kawałki. Zdecydowany nawiązać z tajemniczą postacią kontakt, podszedłem bliżej.
- Cześć, kim jesteś? - Spytałem. Zabrzmiało to dziwnie w moich ustach, lecz na nic lepszego nie było mnie stać. Jak miałem się zapytać o to, kim jest? Przede wszystkim ta kwestia mnie nurtowała. Miałem na myśli kochanie, ale nie znałem tego słowa w odniesieniu do tej postaci. Dziwne.
Nie było reakcji ze strony kochania. Po prostu siedziało sobie z głową ukrytą w buszu czarnych włosów, wspartą na kolanach.
- Nigdy tu nikogo nie widziałem. Lubisz to miejsce?
Postać wciąż nie reagowała, lecz nie miałem zamiaru się poddawać. Nigdy tego nie robię.
- Bardzo lubię tu przychodzić, kiedy nie mogę spać. Panuje tu spokój i ma się wrażenie, że wszystko żyje swoim życiem. Nawet dym z tych wszystkich kominów wylatuje tak, jak mu się podoba, a odgłosy pracy fabryki bardzo uspokajają.
Kochanie ani drgnęło, więc dalej mówiłem swoje.
- Czasami mi się wydaje, że gdyby tutaj umrzeć, nigdy nie zostałoby się odnalezionym i na zawsze byłoby się anonimowym. To dziwne, bo pracuje tutaj wielu ludzi. Każde z tych ludzi żyje we własnym świecie i robi swoje własne rzeczy i na pewno żadne nie zastanawiało się, dlaczego zbudowano te schody. Usiądę na nich obok ciebie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Usiadłem, a kochanie uniosło głowę i spojrzało na mnie dużymi czarnymi oczami. Nie mogłem ich objąć rozumem, więc tylko się im przyglądałem. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego, a to, co dostrzegłem w spojrzeniu kochania, przerosło mnie.
- Jestem Kochanie.
- Kochanie... - powtórzyłem, zupełnie jak gdybym od zawsze wiedział, że to Kochanie.
- Lubię tu być. - Odrzekło.
Oczy, w których widziałem cały Wszechświat, pozostawały wciąż tak samo niewzruszone i przyjaźnie obojętne. Oderwałem się jednak od nich i poczułem, że właśnie utraciłem kontakt z czymś, przy czym powinienem trwać. Postanowiłem jednak żyć według własnej myśli i nie uległem temu dziwnemu złudzeniu. Zamiast tego przyjrzałem się twarzy kochania: ładna, wąska twarz o gładkiej, mlecznej cerze z dwojgiem błyszczących oczu.
- Smutno ci? - Spytałem.
- Smutno.
Objąłem Kochanie ramieniem, wiedząc, że nie powinienem napotkać sprzeciwu. Nie spotkałem.
- Jestem Stefek i nigdy wcześniej Cię tutaj nie spotkałem.
- Czasami jestem tutaj, a jednocześnie mnie nie ma.
Milczałem, czekając.
- To jest tak, że przychodzę tutaj, siadam na schodach i trwam w bezruchu.
- Trwasz w bezruchu?
- I dlatego jednocześnie jestem, ale jeszcze bardziej mnie nie ma.
- Hmm, dziwne.
- No tak, dziwne.
Kochanie zaśmiało się i zasłoniło dłonią usta. Oczy błyszczały tak przyjaźnie, że o mało nie postradałem zmysłów. Po chwili całe to piękno zgasło, a Kochanie snów sprawiało wrażenie mocno przygnębionego.
- Czy poza trwaniem w bezruchu coś jeszcze tutaj robisz?
- Nie mogę robić nic ponad to, gdyż poza moim niebyciem tutaj, wcale się tu nie znajduję.
- Tak, faktycznie. Też chciałbym tutaj jednocześnie być i nie być. Fascynowałoby mnie to. Pewnie wcale nic człowieka nie obchodzi, jak go nie ma.
- Tak. Nie obchodzi go, a w dodatku ludzie go nie widzą.
Zastanowiłem się. Czyżbym nie żył? Kiedy mogłem umrzeć?
- A gdybyś samo na siebie spojrzało, gdy cię nie ma... zauważyłobyś siebie?
- Przecież wiesz, że jak mnie nie ma, nie robię nic poza niebyciem! Dlatego na siebie nie spoglądam i nie mogę wiedzieć, czy gdyby zrobić coś, czego teoretycznie się nie da zrobić, przyniosłoby to skutek. Jeśli mnie nie ma, nie ma też skutku, więc w sumie coś takiego jest całkowicie niemożliwe.
- Więc skoro nie ma skutków płynących z niebycia... nie czujesz smutku, który czułabyś, będąc w pełni. Czy tak?
- Wolę określenie będąc całkiem, ale tak, masz rację. Nie czuję smutku, kiedy mnie nie ma.
- Co wtedy robisz?
- Mam przypomnieć, że nic nie mogę zrobić?
- Przepraszam, Kochanie.
- Nic nie szkodzi.
Milczeliśmy. Bałem się, że gdy zechcę coś powiedzieć, okaże się, że Kochania już tu nie ma. To znaczy, jest, ale tak jakby go nie było.
- Czy twój niebyt jest idealny? - Spytałem w końcu.
- Hmm. On wcale nie może być, więc nie jest żaden. Ale chyba coś w tym jest... - idealny...
Kochanie smakowało to słowo bardzo długo, a ja w tym czasie myślałem. Jeśli więc istnieje idealny stan, to pewnie stan, w którym znajduje się Kochanie, gdy chce by go nie było. Z drugiej strony Platon twierdził, że wszystko jest jedynie odbiciem ideału, a my żyjemy w mocno niedoskonałym świecie. Właśnie za takie poglądy nigdy go nie lubiłem. Co więcej, zawsze nazywałem go idiotą.
- Teraz jestem, - rzekło Kochanie rozmarzonym głosem. - Jestem całkiem i to nie jest przyjemne. Mogę się oprzeć?
Oparło się na moim ramieniu, a ja zastanawiałem się nad niebyciem. Nie mogłem wszystkiego jeszcze zrozumieć, ale nie martwiłem się tym. Wreszcie udało mi się na moment uciec od świata, w którym wszystko jest jasne. Miałem do Kochania szacunek za to. Przeniosło mnie na chwilkę w inny wymiar.
WWWZ kominów fabryki wytoczyły się gęste kłęby białego dymu. Oznaczało to, że zaczęła się zmiana na piątą rano. Gdyby ktoś mnie spytał, dlaczego zmiana zaczyna się tutaj o piątej, nie odpowiedziałbym na to pytanie. Mam o tym wiedzę tak rozległą jak o niepotrzebnych nikomu schodach. Mimo to, możliwe, że zarówno schody jak i zmiana na piątą rano są komuś bardzo potrzebne. Choćby jednej istocie ludzkiej, a to byłoby już coś znaczącego.
- Niewzruszoność zanika. - Rzekłem, wiedząc, że nadszedł czas.
- Tak, zanika. Fabryka będzie się teraz słuchać poleceń ludzi.
- Musimy iść, - dodałem.
- Mam wrażenie, że dobrze wszystko rozumiesz, - rzekło Kochanie.
Wstałem, wyciągnąłem rękę do Kochania i pomogłem mu wstać. Wzrost istoty oszacowałem na jakieś sto siedemdziesiąt centymetrów. Waga niska - gdybym ja tyle ważył, bałbym się wychodzić z domu.
- Zauważyłeś mnie, - rzekło Kochanie po dłuższej chwili milczenia. Szliśmy miastem pogrążonym w głębokim śnie, lecz w niektórych oknach dostrzegaliśmy światła nocnych lampek; ludzie powoli wstawali do pracy. - Myślisz, że to przypadek? - Dodało, nie doczekawszy potwierdzenia.
- Nic nie dzieje się przypadkowo. Czy twoje niebycie było takie jak zwykle?
- Tak. Pod pewnymi względami było takie samo, lecz pamiętaj, że ono wcale nie jest i przez to nie może mieć żadnych cech.
- Nie prowokowało mnie do zauważenia ciebie?
- Nie mogło.
- No tak.
- Muszę czasem uciekać przed czasem i nie być. Czy możesz na chwilę to zatrzymać? Ja już tak nie chcę... boję się.
Kochanie zrobiło zbolałą minę, i myślałem, że zacznie płakać. Wtedy mój słaby charakter uwrażliwionego na smutek chłopca, zamkniętego w szorstkiej i nieprzystępnej powłoce, każe mi się nim opiekować.
- Czy jesteś odważny? - Spytało Kochanie, ocierając łzy wierzchem dłoni.
- Chyba jestem.
- Chcę to wiedzieć. Proszę, muszę być pewne.
- Nie wystarczy ci to, co widzisz?
- Jestem ostrożne.
- No tak, to dobrze. Jestem odważny.
- Widzisz tamtą kobietę?
WWWKochanie wskazało na kobietę niosącą dwie duże siatki z zakupami. W foliowych reklamówkach dostrzegłem artykuły spożywcze. Było tam pudełko jajek, siateczka z ziemniakami, foliowa torba z jabłkami, a także słoiczki z przecierami dla dzieci, kilka butelek Kubusia oraz kartonik kakao i kilka sztuk Kinder Suprise, wyraźnie rysujących wypukłości w foliowej powierzchni siatki.
- Widzę. Wygląda na zmęczoną, czy chcesz żebym pomógł jej nieść te siatki?
- Skop ją.
- Co takiego?
- Mówię ci. Masz ją skopać.
- Co ci strzeliło do głowy?! Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to dobra matka. Zrobiła zakupy, żeby zrobić dzieciom pełnowartościowe i pożywne śniadanie! Nie mógłbym czegoś takiego zrobić!
- No to patrz na mnie.
WWWKochanie ruszyło biegiem przed siebie. Chuda sylwetka malała mi w oczach, miałem wrażenie, że zaraz zniknie, rozpłynie się i stopi z tym mlecznym, mglistym krajobrazem nieożywionego jeszcze miasta. Biegło, stawiając długie i zamaszyste kroki, pochłaniało kolejne metry chodnika jakby uczestniczyło w jakiejś szalonej gonitwie. Gdy kobieta zorientowała się, że w jej kierunku ktoś pędzi, zatrzymała się i wbiła zaskoczone spojrzenie w tajemniczą postać zmierzającą wprost na nią. Kochanie odbiło w lewo. Ugięło się, a później wyprostowało. Znów biegło przed siebie, a później wykonało kolejny trik. Chciało zmylić przeciwnika i zrobiło to bardzo dobrze. W końcu, ponownie osiągając gigantyczną prędkość, wybiło się z obu nóg i ciosem wymierzonym z buta wypaliło wprost w siatkę z zakupami, trzymaną przez kobietę. Po chodniku potoczyły się kartofle, jabłka i słabo wypieczone bułeczki. Szklane butelki z sokiem marchewkowym potrzaskały się i gęsty pomarańczowy płyn rozbryznął się wielkimi plamami na betonowych płytach, przy okazji ochlapując spodnie kobiety i kurtkę Kochania.
- Haaa! - Krzyknęło Kochanie. - I co, powiedz, dobrze było?!
- Stałem oniemiały i wpatrywałem się w Kochanie leżące na chodniku. Kobieta była w nie mniejszym szoku: usta miała otwarte, a oczy wybałuszone. Miałem wrażenie, że za moment wypadną jej z głowy.
WWWChciałem pomóc, ale nie wiedziałem jak. Nie było przecież co zbierać. Mogłem chociaż przeprosić za Kochanie, ale i to wydawało mi się głupie. Po chwili uczucie realności wróciło. Pobiegłem do Kochania, chwyciłem je za ramię i uderzyłem w twarz. Zaczęło płakać, wyrywać się i szarpać. Udało mu się uwolnić i biegiem ruszyć przed siebie.
WWWDogoniłem je bez problemu i jeszcze raz uderzyłem w twarz. Wtedy się uspokoiło, a z bezkresnych oczu przepełnionych żalem popłynęły wielkie łzy. Łzy, żłobiące kolejne rowki na czystej, gładkiej i miękkiej skórze, wywołały u mnie paniczny atak współczucia.
- Przepraszam, - rzekło Kochanie. - Pierwszy raz dostrzegam u siebie coś takiego... nigdy wcześniej nie przyszłoby mi to do głowy. Coś musiało na mnie wpłynąć. Albo ktoś... może to ta kobieta?
Weszliśmy do pobliskiej bramy, a Kochanie powoli przestawało płakać. Czekałem z boku, przyglądając się łzom. Miałem nadzieję, że Kochanie więcej tak nie zrobi. Prześladowało mnie jednak wrażenie, że smutek ukryty głęboko w oczach Kochania, stracił nieco na sile.
- Chodźmy. Musze uzupełnić pustkę, - rzekło Kochanie. Gdzie można coś zjeść?
Idąc w stronę mieszkania, postanowiłem przeprowadzić eksperyment.
- Jesteś jeszcze smutne, Kochanie?
- Tak, masz racje. Jestem.
Czekałem, wiedząc, że powinny paść konkretne słowa.
- Ale już mniej. Jestem smutne tylko troszkę.
- Czy smutek to pustka?
- Hmm, najpierw jest smutek, a gdy smutek się wyładuje, to wtedy jest pustka.
- Chyba musisz rozładować cały smutek, żeby mieć całkowitą pustkę.
- Tak, muszę, ale nigdy nie rozładowywałem. - Chwila milczenia. - Tylko dzisiaj.
- Czy jeśli będziesz miało całkowitą pustkę, będę mógł ją jakoś zapełnić?
- Rozumiesz mnie, Stefku!
Kochanie rzuciło mi się na szyję i zaczęło obcałowywać twarz. Było bardzo zachłanne i chciało coraz więcej; miałem wrażenie, że może mnie zjeść. Odepchnąłem je, a Kochanie rzekło:
- Musisz zapełniać moją pustkę, ale dopiero jak będę puste. Teraz jestem jeszcze troszkę smutne.
- Dobrze.
I wydarzyło się coś, co musiało się wydarzyć:
WWWStojąc na chodniku i przyglądając się opadającej z wolna mgle, zastanawiałem się, jak pomóc Kochaniu rozładować smutek, który jeszcze mu pozostał. Wiedziałem, jak wypełnić pustkę, ale nie wiedziałem, jak rozładować smutek. Dać się pobić?
Na całe szczęście ulicą przechodził złomiarz. Z miną strudzonego życiem pustelnika ciągnął za sobą zardzewiały wózek pełen metalowych urządzeń i przedmiotów. Dostrzegłem ramę roweru, zniszczony zlew i kilka ogromnych beczek, tak szczelnie pokrytych rdzą, że aż miałem ochotę się zastanowić, jak to się dzieje, że nie rozpadły się pod ciężarem powietrza.
Kochanie zdjęło poplamioną sokiem kurtkę i wręczyło mi ją. Odgarnęło włosy i wsunęło kilka szalonych kosmyków za ucho, po czym głośno wciągnęło powietrze do płuc i nadało twarzy bojowy wygląd. Przysiadłem na masce samochodu zaparkowanego na zakazie parkowania i przyglądałem się Kochaniu, wybijającemu smutek.
WWWRozpędziło się jak przedtem i prąc przed siebie, rozrywało powietrze na strzępy jak silnik odrzutowy małego samolotu pasażerskiego. Czarny sweter z golfem, opinający tułów Kochania pozwalał jaśniej wytłumaczyć pewne niedoskonałości w technice biegowej; nieco za szerokie biodra, za słabe ramiona. Sylwetka wątła, nieprzystosowana do biegu, łokcie rozsunięte na boki, machające dziko w powietrzu. Brak odpowiedniej koordynacji ruchowej. Gdyby tak biegał Usain Bolt, należałby do najśmieszniejszych sportowców świata i z pewnością postawiono by mu pomnik z plasteliny.
WWWKochanie zatrzymało się tuż przed zmęczonym życiem, zarośniętym i brudnym mężczyzną, i wlepiło w jego oczy pełne nienawiści i wyższości, szalone spojrzenie. Staruszek potknął się o własne nogi i upadł. Zaczął odczołgiwać się do tyłu. Kochanie odprowadzało go wzrokiem psychopaty. Mężczyzna oparł się dłonią o krawężnik. Ręka ześlizgnęła się i wylądował na ziemi. Kochanie zaczęło kopać go po boku i zastanawiałem się nawet, czy nie ruszyć z pomocą. Jednak to Kochanie potrzebowało ratunku.
Mężczyzna zwinął się i jęcząc, przyjmował kolejne kopniaki w brzuch, wymierzane szaro-różowym butem Puma osadzonym na małej stopie Kochania. Po chwili ciosy ustały, a mężczyzna wstał i wystraszony, ruszył biegiem przed siebie. Kochanie splunęło za nim jak facet i wykrzyknęło:
- Spierdalaj!
Następnie chwyciło odrapany wózek ze złomem i krzycząc niezrozumiałe słowa, wywróciło go. Gdy wszystkie metalowe części wylądowały na ziemi, zaczęło je kopać i rozrzucać we wszystkie strony. Przekleństwa sypały się lawinami.
Po chwili Kochanie wróciło do mnie. Twarz miało zmęczoną i wymizerowaną, a policzki czerwone z zimna i wysiłku. W oczach dostrzegłem jeszcze kilka malutkich pierwiastków smutku; Kochanie będzie musiało wyniszczyć to do końca. - Niechże w Twojej duszy nastanie pustka, - pomyślałem. - Ja ją wypełnię.
Kochanie znów płakało. Przywierało do mnie i wylewało litry łez. Zastanawiałem się, ile łez może się zmieścić w jednej ludzkiej istocie. Ile ona ich w sobie miała?
- Jeszcze tylko jeden raz, - rzekło Kochanie, gdy doszło do siebie. Czekaliśmy na odpowiednią okazję, siedząc na masce czerwonej Toyoty. Prawie nie rozmawialiśmy. W końcu Kochanie drgnęło, powstało i skierowało się w stronę małego chłopca, drepczącego radośnie do szkoły.
Chłopczyk miał na plecach wielki prostokątny tornister, który, wnioskując po minie jego właściciela, musiał być pełen niezwykle ciężkich książek. Mimo to, chłopiec dźwigał go dzielnie i z godnym pochwały uporem.
- Gdzie idziesz? - Spytało chłopca Kochanie.
- Do skoły.
- A co tutaj masz? - Kochanie wskazało na torebkę słodyczy trzymaną kurczowo przez chłopca w obu rączkach.
- Słodyce.
- A skąd je masz, chłopczyku?
- Mam dzisiaj ulodzinki i mamusia mi dała.
- Mamusia ci dała... to bardzo ładnie, pewnie się cieszysz!
- Taaak!
Chłopiec aż drżał z radości. Jego buzię zdobił radosny uśmiech, a w oczach skakały iskierki.
- O, patrz tam, chuju! - Krzyknęło Kochanie.
WWWChłopczyk odwrócił się i z otwartymi z zaskoczenia ustami wpatrywał się w odległą przestrzeń, którą wskazało mu Kochanie. W tym czasie torebka z cukierkami została wyrwana mu z rączek. Malec odwrócił się gwałtownie i wyciągnął dłonie, chcąc odzyskać skradzione mu słodycze, lecz Kochanie nie zamierzało mu ich oddawać. Upuściło torebkę na ziemię, a chłopiec pochylił się, lecz było za późno; sportowe buty Kochania zaczęły wszystko rozdeptywać i miażdżyć. Malec zaczął zanosić się płaczem i usiadł na ziemi, brudząc gustowną jasnoniebieską kurteczkę, do rękawków której przyczepiono sznureczki ze zwisającymi rękawiczkami.
Tym razem miałem ochotę na wejście smoka. Musiałem zniszczyć tego potwora, który odbierał wszystkim to, co mieli najlepszego. Dlaczego zabijanie w sobie smutku to okradanie ludzi ze skarbów ich życia? Kochanie, już dłużej tego nie zniosę.
I w tym momencie zobaczyłem pełne zmęczenia oczy Kochania. W duszy tej istoty panowała prawdziwa i niczym nieograniczona pustka.
Maluch wciąż płakał i zbierał rączkami podeptane resztki swojego prezentu urodzinowego, leżące na chodniku. Podszedłem do niego i chwyciłem za rękę. Bardzo się wyrywał, więc mocniej zacisnąłem dłoń. Zaprowadziłem do sklepu i kupiłem tyle słodyczy, na ile starczyło mi pieniędzy. Musiałem to zrobić, bo nie pozostałbym tym samym człowiekiem. Oglądanie tak porażającego cierpienia jest gorsze od cierpienia samemu. Malec poszedł do szkoły, co chwila podejrzliwie oglądając się za siebie.
Przytuliłem Kochanie, które znów zaczęło płakać na moim ramieniu – płakało bardzo długo, chyba nawet dłużej niż wcześniej. Gdy już myślałem, że się to nie skończy, płacz ustał.
- Nie dało się inaczej, - powiedziało.
- Wiem.
- Teraz w moim sercu nie ma nic. Moja dusza jest całkowicie pusta i prawie nikt nie we, jak ją napełnić. Myślę, że tylko ty wiesz, Stefku.
- Tak. Wiem.
- To dobrze, nie chcę już robić krzywdy. Cała złość się wypaliła i nic po niej nie pozostało. Nie chcę tylko, żeby się wszystko we mnie odrodziło, musisz coś na to zaradzić, albo niedługo będę musiało zrobić wszystko od nowa. I znów będzie ból, krzywda i cierpienie. Teraz już wiesz, z czego się to wszystko bierze.
- Tak, wiem. Robienie krzywdy to bardzo egoistyczna sprawa, za to zabija w nas smutek i nieporadność. Może zabijać też agresję, frustrację i pożądanie. Gdy już wszystkiego się pozbędziemy, jesteśmy puści.
- Tak dobrze mnie rozumiesz. Dziwię się temu. Jesteś taki zwyczajny, nawet czegoś ci jakby brak. Jednocześnie masz coś, czego nie mają inni. To takie trudne do wytłumaczenia i nie wiem, czy to ważne.
- Pewnie nieważne.
- Tak. Pewnie nieważne, ale cieszę się, że to ty mnie znalazłeś.
- Chodźmy do mnie. Trzeba zacząć wypełnianie, - rzekłem.
I poszliśmy. W mieszkaniu powitały nas dźwięki z toczącej się w odtwarzaczu płyty z muzyką popularną. Lubię spać słuchając muzyki, a odtwarzacz na kilka płyt to prawdziwy skarb.
- Czy mówisz w dialekcie mandaryńskim? - Spytało Kochanie.
Trzymało w rękach płytę CD z kursem multimedialnym języka chińskiego w dialekcie mandaryńskim.
- Odłóż to.
- Czy mogę skorzystać z twojego prysznica? Myślę, że muszę się najpierw wykąpać. Nie chcę przystępować zanieczyszczona do tego, co ma mnie oczyścić.
Kochanie zaśmiało się.
WWWPokazałem łazienkę, a sam przebrałem się w czyste rzeczy. Położyłem się na łóżku i nagle zachciało mi się spać, więc wstałem i poszedłem do kuchni. Zabrałem się tam do przyrządzania śniadania: zrobiłem jajecznicę z jajek przepiórki z dodatkiem kiełbasy przywiezionej przeze mnie z Tajlandii. Zaparzyłem kawę z Brazylii i umyłem śliczne bułgarskie filiżanki z podobiznami najbardziej światłych bałkańskich polityków. W tym czasie słuchałem odgłosów dobiegających mnie z łazienki: radosne pluski wody mieszały się z syczeniem jajek na patelni, a podśpiewywanie Kochania tonęło w słodkich głosach niemieckiej wokalistki, która przypominała mi z sypialni o swojej obecności na płycie kompaktowej.
Poszedłem po świeże ubrania i zaniosłem je Kochaniu. Przypuszczałem, że będą trochę za duże, ale co to za różnica? Przez szczelinę pomiędzy drzwiami, a futryną wcisnąłem swoją flanelową koszulę w kratę i sprane dżinsy.
- Dziękuję, - rzekło Kochanie, wyciągając lśniącą od wody dłoń. Uderzyły we mnie kłęby pachnącej pary.
Wróciłem do kuchni i pokroiłem pomidora w kostkę. Otworzyłem puszkę z kukurydzą i zmieszałem wszystko w dużej niezniszczalnej misce z nowoczesnego, inteligentnego szkła, którego nie da się stłuc. Kupiłem ją, bo w reklamie przejeżdżał po niej czołg - naprawdę mi to zaimponowało. Jak to się dzieje, że ludzie wymyślają takie przydatne rzeczy i prawie bezinteresownie oferują innym? Czy kierują się chęcią ulepszania świata? A może jednak liczą na łatwe zdobycie pieniędzy?
Dodałem jeszcze sałatę, która jest obowiązkowym składnikiem każdego dania, które przyrządzam. Bardzo dbam o zdrowie swoje i innych, dlatego żywię się i karmię ludzi zdrowo. Wyjątkowe cele wcale nie wymagają wyjątkowych poświęceń.
Bałem się o Kochanie. Czy aby nie za długo go nie ma?
W końcu Kochanie wyszło; długie, czarne i lśniące włosy opadały na ramiona. Muszę przyznać, że postać odziana w moją za dużą kraciastą koszulę i za duże wytarte dżinsy wyglądała trochę nieporadnie. Gdyby jednak oceniać jej wygląd pod innym kątem, trzeba by było przyznać, że jest w niej coś intrygującego i przyciągającego wzrok.
- O, śniadanie, - zawołało Kochanie, pędząc do stołu zastawionego wszystkimi specjałami, które przyrządziłem. Oprócz opisywanych przeze mnie produktów był tam jeszcze chleb z Turcji, woda mineralna z Bieguna Północnego, wino z Senegalu, oraz wiele, wiele innych przysmaków. Takiego śniadania chyba nigdy nie przyszło mi spożywać.
Kochanie jadło łapczywie, co chwila nakładając kolejne porcje potraw. Buszowało po półmiskach wzrokiem szalonym jak szarańcza szukająca ofiary. Miałem wrażenie, że Kochanie jest w stanie zjeść wszystko, pochłaniając także sztućce, talerze i szklanki. Jeśli tego będzie mało, zje także mój stół z IKEI. Tego byłoby za wiele, podobał mi się...
- Jesteś dobry, Stefku, - rzekło Kochanie, gdy skończyło posiłek.
- Nie jestem, po prostu tak to wszystko wyszło.
- Jesteś, naprawdę cię lubię...
- Włączę dobrą muzykę.
Włączyłem płytę z muzyką rozrywkową jakiegoś tandetnego zespołu, a oczy Kochania pojaśniały.
- Wiedziałeś!
- Mhm.
- Jesteś wspaniały, nie mogłeś tego wiedzieć!
- Mogłem. Można wiele, jeśli się troszkę chce.
- Hmm, no tak. Można. Co będziemy robić?
Otworzyłem wino. Piliśmy je cały dzień, rozmawiając o wielu życiowych sprawach. Kochanie wytłumaczyło mi kilka ważnych kwestii z jego życia. Bardzo współczułem, bo były to tragiczne i smutne historie.
Kochanie miało kiedyś wielką życiową miłość, z którą pewnego razu postanowiło jechać motorem. Człowiek, którego Kochanie kochało, był głupi i jechał na tylnym kole. Nastąpił tragiczny wypadek, a Kochanie odniosło krzywdę, bo ten człowiek zachorował i nigdy już nie był taki sam. Samo Kochanie także mocno się zmieniło.
- Otwarło się do środka. - Poprawiło mnie.
- I co dalej?
- Każdej nocy i każdego dnia trzeba się było ukrywać.
- Przed smutkiem?
- Tak, przed smutkiem.
Kochanie opowiedziało mi wiele historii, które były podobnie przygnębiające. Gdy słucha się słów, wypowiadanych przez kogoś, kto doznał krzywdy, robi to smutne wrażenie. Kochanie ktoś celowo wepchnął pod tramwaj, krzycząc: "Uwaga, tramwaj", a innym razem ktoś włamał się do kochaniowego mieszkania i ukradł wszystkie pamiętniki.
- To takie uczucie, jak gdyby ktoś ci zabrał wszystkie myśli, - mówiło Kochanie.
Tak minął dzień. Wieczorem spytałem Kochania, czy czuje się wypełnione.
- Nie. Nie jestem wypełnione do końca. Potrzebne jest mi coś dodatkowego i specjalnego. Specjalny eliksir, albo czar, który wypełni mnie do końca.
- Specjalny eliksir? Kto go ma?
- Ty.
- Nie jestem czarodziejem...
- Dla mnie jesteś, tylko jeszcze naładuj mnie do końca. Proszę.
- Dobrze.
Więc zrobiłem to, co zwykle robiłem o tej porze: położyłem się. Leżąc na łóżku, poczułem buszującą w pościeli postać. W bladym świetle zza okna dostrzegłem busz włosów Kochania kroczącego na czworaka. Istota zbliżała się do mnie, ochoczo pokonując każdy kolejny centymetr kołdry. Po chwili wsunęła się pod nią i dała nura w ciepłą otchłań nocnego świata.
- Ciepło, - rzekło Kochanie.
- Tak.
- Mogę się przytulić?
- Możesz, - rzekłem, - wciąż nie poruszywszy się. Leżałem w mojej ulubionej pozycji - na plecach, z rękami założonymi za głowę.
WWWKochanie położyło się na mnie, objęło moją głowę dłońmi, przycisnęło swój policzek do mojego i po cichutku zasnęło.
Prawie się nie poruszało, a ja nie chcąc zbudzić delikatnej i zwiewnej istoty, która w każdej chwili mogła zniknąć, nie śmiałem nawet drgnąć. Trwało to blisko dwanaście godzin, lecz sprawiedliwe i uczciwe ładowanie wymaga długiego czasu.
Rankiem powitała mnie piękna dziewczyna, przyglądająca się z uśmiechem mojej twarzy. Jej oczy mogły sięgać samego serca, bił od nich tajemniczy i zachęcający blask, malowało się szczęście, zrozumienie i poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa.
- Czuję się dobrze, - powiedziała dziewczyna, mrużąc w uśmiechu oczy.
Słodki, skromny uśmiech, z gatunku tych, które widzi się w filmach.
Niesforny kosmyk czarnych włosów opadł na mój policzek i mnie także zachciało się śmiać.
- Czy bezpiecznie ci?
- Ooo, taaak.
- Kochanie?
- Tak?
- Przytulę cię jeszcze, żebyśmy byli pewni, że będziesz czuła się tak zawsze.
- Tak. Żebyśmy byli pewni. Dobrze.
Objąłem ją, szepcząc do ucha miłe słowa. Jeśli chcecie wiedzieć, jakie mogły to być słowa, po prostu bądźcie dla kogoś Kochaniem.

2
Stefek Sałata pisze:Kiedyś spotkałem kochanie; idąc ścieżką schowaną za wielkim ceglanym budynkiem, mieszczącym zakład obróbki szkła, dostrzegłem siedzącą na schodach osobę, która na jakiś czas zamieszała w moim spokojnym i niezmiennym życiu.
Zaraz, nie wszystko na raz ;) Podpowiem Ci, że trzeba tutaj co nieco wyciąć, gdzieniegdzie skrócić i, w miarę możliwości, doszlifować:

Kiedyś spotkałem kochanie.
Idąc ścieżką ukrytą za wielkim ceglanym budynkiem zakładu szklarskiego, dostrzegłem siedzącą na schodach kobietę. Jak się później okazało, wniosła ona sporo świeżości do mojego zatęchłego życia.


W ten sposób podajesz czytelnikowi informacje, które mają zachęcić go do dalszego czytania - czytamy o bezsensowności życia bohatera. Pytanie: Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Nagle pojawia się nieznajoma kobieta. Co wniesie do życia bohatera? Jaką odegra rolę? W ten sposób budujesz nastrój tajemniczości, czyli to, co czytelnik tak bardzo lubi.
Stefek Sałata pisze:Zakład położony jest na zboczu, a wzdłuż niego ciągną się nowo wybudowane schody, którymi prawie nikt nigdy nie chodzi. Mało komu znany jest powód ich wybudowania, gdyż pracownicy korzystają z wejścia od strony magazynu, a klienci wchodzą od frontu. Często, nie mogąc spać, wychodzę nocą ze swojego mieszkania, przemierzam kilka uśpionych ulic i spoglądam na ogromny budynek z czerwonej cegły, który majaczy na tle rozgwieżdżonego nieba.
To są niepotrzebne informacje - wytnij tę część fragmentu.
Gdybyś zrezygnował ze wzmianki o kolorze cegły - nic by się nie stało. Osobiście, od początku tekstu miałem na myśli czerwony ;)
Stefek Sałata pisze:Tak też było wtedy; wyszedłem, bo nie mogłem spać i spoglądając na poważny budynek, paliłem powoli papierosa, pozwalając wiatrowi wodzić moimi włosami we wszystkie strony. Lubię te chwile, kiedy jestem sam i mam wrażenie, że całe miasto należy tylko do mnie. A może czasami celowo udaję bezsenność? Może lubię przyglądać się rozmaitym ciekawym zjawiskom i pochłaniać je każdym zmysłem, delektować się nimi i upajać, a później tłumaczyć, że to konieczność?
Wyszedł, zaczął palić i... co? Skoro pozwalasz się prowadzić emocjom, wyrzuć to z siebie! Bądź konsekwentny! Pokażę Ci, jak ja napisałbym ten fragment:

Tak też było wtedy: Nie mogąc zasnąć, wyszedłem z domu. Zaledwie parę minut później, paląc papierosa, podziwiałem ogrom budynku. Wiatr mierzwił moje włosy.
Lubię te chwile, kiedy jestem sam, mając wrażenie, że całe miasto należy tylko do mnie. A może czasami celowo udaję bezsenność? Może lubię przyglądać się rozmaitym ciekawym zjawiskom i pochłaniać je każdym zmysłem, delektować się nimi i upajać, a później tłumaczyć, że to konieczność?

Stefek Sałata pisze:Wiatr delikatnie mierzwił moje włosy, lecz budynek wciąż stał tak samo mocno przytwierdzony do ziemi i był wciąż tak samo niezmienny i obojętny. Czasami chciałbym taki być, bo mógłbym grać w filmach grozy; żadna zła wieść nie wywarłaby na mnie jakiegokolwiek wrażenia.
Pozbądź się wydzielonej części, a resztę przyklej do poprzedniego fragmentu - w ten sposób, po serii pytań retorycznych, dokonując sakralizacji budynku, zaczniesz komplikować fabułę. Od tej chwili tak naprawdę nic nie wiadomo - mamy dwójkę bohaterów i budynek, który wydaje się być pokątnym tematem opowiadania.
Stefek Sałata pisze:Nie byłem taki, więc nie mogłem stać w nieskończoność; wiatr zaczął odbierać mi cząstki ciepła, wiec postanowiłem się przejść.
Z tymi cząsteczkami to nie taka łatwa sprawa, jak się wydaje - w tekście fabularnym powinieneś unikać podobnych sposobów przekazywania informacji; co innego rozprawy naukowe, gdzie pokrewny język jest wręcz pożądany.
Stefek Sałata pisze:Klucząc parkiem i obserwując okolicę, przyglądałem się wszystkiemu, co tylko spotkały moje oczy.
Tutaj popełniasz jeden z błędów logiczno-językowych - obserwacja, w linii prostej, jest niczym innym, jak przyglądaniem się. Oczywiście charakteryzuje ją szereg innych czynności, które i tak sprowadzają się do jednego - do przyglądania się.
Stefek Sałata pisze:[1]Wyrzuciłem niedopałek pod nogi i zdeptałem go sportowym butem, wbijając głęboko w ziemię, [2]a następnie usiadłem na ławce i zamknąłem oczy, mając nadzieję, że zachce mi się spać.
To jest najgorszy kawałek w całym przeczytanym przeze mnie fragmencie - zdecydowanie.
[1] Raz: bohater nie wyrzucił niedopałka pod nogi, tylko gdzieś w obręb stóp. Dwa: niedopałek papierosa niezwykle trudno jest wbić głęboko w ziemię, przy pomocy stopy-buta. Trzy: usiadłem na ławce i zamknąłem oczy, mając nadzieję, że zachce mi się spać...
[2] Zwróć uwagę na to zdanie - w ogóle nie powinno go tutaj być. Wcześniej mówiłem o lekkiej zawiłości fabularnej, którą trzeba wprowadzić w tekst. Właśnie takie zdania oznacza się jako te "przeginające", całkowicie i niezaprzeczalnie. W tym momencie bohater rysuje się bardziej, jako człowiek z problemami o podłożu psychicznym. A tak być nie może. Wystrzegaj się takich konstrukcji. Pisząc - skupiaj się na przekazie, jaki niesie dany fragment.
Stefek Sałata pisze:Nic z tego, ten dzień już się chyba zaczął i po powrocie do domu zrobię śniadanie i poczytam książkę.
Zdecydowanie! Żadnego chyba, może, itp. Pod względem składni to zdanie kuleje. Poza tym nie mieszaj czynności dokonanych i nie dokonanych w jednym zdaniu - okropnie się to czyta, nawet spójnik nic nie zmienia.
Stefek Sałata pisze:Zacząłem schodzić po schodach i nagle coś przykuło moją uwagę; na jednym ze stopni siedziało kochanie.
Kilka zdań wyżej wprowadziłeś czytelnika w świat bohatera-obserwatora budynku - zaś w tym fragmencie bohater schodzi on po schodach. Dostrzegam tutaj pewną sprzeczność. Nie zaakcentowałeś, że bohater znajduje się na budynku/w budynku - płynie z tego prosta konkluzja: znajdował się w pobliżu. I stąd niejasność.
Stefek Sałata pisze:Oświetlenie wbudowane w kamienny murek pomogło mi dostrzec postać dużo wcześniej, więc przystanąłem i zastanowiłem się.
Nad czym!? To trzeba określić ;)
Stefek Sałata pisze:Chciałem sam siebie zapytać, co takiego widzę, lecz nie mogłem: wiedziałem, że to kochanie, ale nie potrafiłem wyrazić tego słowami.
Kolejna sprzeczność - bohater wie, że to co widzi, to jego kochanie, ale mimo wszystko chce zapytać: Co ja takiego widzę?, jednocześnie wiedząc, że nie może...
Stefek Sałata pisze:Podszedłem bliżej i przyjrzałem się; kochanie siedziało oparte o murek, z nogami przyciągniętymi do brody.
Akrobatka jakaś ;) Z kolanami przyciągniętymi do brody, z kolanami...
Stefek Sałata pisze:Podszedłem bliżej i przyjrzałem się; kochanie siedziało oparte o murek, z nogami przyciągniętymi do brody. Przytrzymywało je splecionymi dłońmi, zupełnie jak gdyby cała konstrukcja miała się zaraz rozpaść na kawałki. Zdecydowany nawiązać z tajemniczą postacią kontakt, podszedłem bliżej.
Zrezygnowałbym z pierwszego, ze względu na ułożenie sylwetki dziewczyny, które można dostrzec już z dalsza.
Stefek Sałata pisze:- Bardzo lubię tu przychodzić, kiedy nie mogę spać. Panuje tu spokój i ma się wrażenie, że wszystko żyje swoim życiem.
Powtórzenie.


Nie oszukujmy się - to jest bardzo kiepski kawałek. Nie śmiem wyliczać wszystkich błędów ani wstępnie rozpisywać zdań, które pomogą zrozumieć, co jest nieprawidłowe. To nie sztuka napisać recenzję opiewającą na dwa razy więcej znaków niż tekst. Skupiłem się na największych potknięciach, do momentu, kiedy najzwyczajniej przestałem czytać - wybacz, ale nie byłem w stanie dotrwać do końca.

Wszystko w przeczytanym przeze mnie fragmencie, kuleje - dosłownie.

Jeśli mogę zrobić dla Ciebie coś ponad redakcję, to będzie to dobre słowo: Byś się nie poddawał. Byś nadal próbował. Byś pojawił się za kilka tygodni z nowym tekstem. Albo nie - popraw ten ;)

Trzymaj się!

3
Stefek Sałata pisze:Kiedyś spotkałem kochanie; idąc ścieżką schowaną za wielkim ceglanym budynkiem, mieszczącym zakład obróbki szkła, dostrzegłem siedzącą na schodach osobę, która na jakiś czas zamieszała w moim spokojnym i niezmiennym życiu.
Rozdzieliłbym to kropką, nie średnikiem.
Stefek Sałata pisze:Zakład położony jest na zboczu, a wzdłuż niego ciągną się nowo wybudowane schody,
Wygląda na to, że schody ciągną się wzdłuż zakładu.
Stefek Sałata pisze:Wiatr delikatnie mierzwił moje włosy, lecz budynek wciąż stał tak samo mocno przytwierdzony do ziemi i był wciąż tak samo niezmienny i obojętny.
To oczywista oczywistość. Skoro wiatr był delikatny, to nie miał prawa zaszkodzić budynkowi.
Stefek Sałata pisze:Każde z tych ludzi
Każdy.
Stefek Sałata pisze:- Lubię tu być. - Odrzekło.
Bez kropki i odrzekło z małej litery - to komentarz odautorski.
Stefek Sałata pisze:Postanowiłem jednak żyć według własnej myśli
To on ma tylko jedną myśl?
Stefek Sałata pisze:- A gdybyś samo na siebie spojrzało, gdy cię nie ma... zauważyłobyś siebie?
Stefek Sałata pisze:- Więc skoro nie ma skutków płynących z niebycia... nie czujesz smutku, który czułabyś, będąc w pełni. Czy tak?
Gubisz rodzaj. Raz zwracasz się do Kochania w rodzaju nijakim, raz w żeńskim.
Stefek Sałata pisze: Teraz jestem, - rzekło Kochanie rozmarzonym głosem.
Bez przecinka, myślnik go zastępuje.
Stefek Sałata pisze:Oznaczało to, że zaczęła się zmiana na piątą rano.
Nie brzmi to za dobrze. O piątej rano.
Stefek Sałata pisze:wiedzę tak rozległą jak o niepotrzebnych nikomu schodach.
Przecinek prze jak.
Stefek Sałata pisze:Musze uzupełnić pustkę, - rzekło Kochanie. Gdzie można coś zjeść?
Muszę - brakuje ogonka. Poza tym po raz kolejny stawiasz przecinek przed myślnikiem.
Stefek Sałata pisze:- Jesteś jeszcze smutne, Kochanie?
- Tak, masz racje. Jestem.
Pyta, nie twierdzi, więc Kochanie nie może mu przyznać racji.
Stefek Sałata pisze:Niechże w Twojej duszy nastanie pustka, - pomyślałem.
Twojej z małej litery - to nie list. I raz jeszcze przy okazji błąd z przecinkiem.
Stefek Sałata pisze:Przywierało do mnie i wylewało litry łez. Zastanawiałem się, ile łez może się zmieścić w jednej ludzkiej istocie.
Powtórzenie.
Stefek Sałata pisze:Chłopczyk miał na plecach wielki prostokątny tornister
Prostokąt to figura płaska - mówimy o przedmiocie trójwymiarowym.

Na razie przerwa. Za godzinkę wrócę do tekstu.
Dariusz S. Jasiński

4
Stefek Sałata pisze:chyba nawet dłużej niż wcześniej
dłużej niż poprzednio
Stefek Sałata pisze:Robienie krzywdy to bardzo egoistyczna sprawa, za to zabija w nas smutek i nieporadność. Może zabijać też agresję,
robienie krzywdy to też agresja (co pokazałeś), więc nie może zabijać agresji.
Stefek Sałata pisze:Jak to się dzieje, że ludzie wymyślają takie przydatne rzeczy i prawie bezinteresownie oferują innym? Czy kierują się chęcią ulepszania świata? A może jednak liczą na łatwe zdobycie pieniędzy?
To bezinteresownie, czy za łatwe pieniądze. Nie trzyma sie to kupy.
Stefek Sałata pisze:IKEI
Ikei, po co wielkie litery?
Stefek Sałata pisze:- Jesteś, naprawdę cię lubię...
- Jesteś... Naprawdę cię lubię.
Stefek Sałata pisze:Piliśmy je cały dzień, rozmawiając o wielu życiowych sprawach. Kochanie wytłumaczyło mi kilka ważnych kwestii z jego życia. Bardzo współczułem, bo były to tragiczne i smutne historie.
Kochanie miało kiedyś wielką życiową miłość,
Powtórzenia.

Na początku kochanie piszesz tylko małą literą potem wyłącznie wielką. Nie do końca wiem, czemu.

Suspens? Na pewno nie.

Jestem bardziej wytwały od Joe'go. Doczytałem do końca, choć sprawiło mi to niewiele przyjemności.

Minusy. Nudna nic nie wnosząca opowieść, w której bardzo trudno było mi się połapać. Swoją wizję przekazałeś w strasznie męczący sposób i mam wątpliwości, czy ktoś oprócz mnie będzie miał tyle zapału, by dotrwać do końca i dowiedzieć się, że to jednak nie suspens. Masa błędów interpunkcyjnych, liczne powtórzenia i troszkę bełkotliwe dialogi.

Plusy... Brak błędów ortograficznych. Nic więcej dobrego nie zwróciło mojej uwagi.

Ogólnie miernie. Nie podobało mi się w zasadzie wszystko. Wizja nie wiem czego, oderwana od rzeczywistości, do tego niezmiernie nużąca. Błędy stylistyczne i interpunkcyjne dodatkowo obniżają ocenę.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”