Rozdział pierwszy. - Socjalizacja na siłę.
Trzydziesty pierwszy października, wtorek.
Fajnie jest mieć brata fizjoterapeutę. Szczególnie gdy jest się niepełnosprawną panienką. Zdecydowanie nie lubię określenia „nastolatka”. Kojarzy mi się z patrzeniem na mnie i moje problemy z góry, bo w końcu jestem tylko nastolatką, gówniarą. A to, że mam piętnaście lat, nie oznacza, że moje problemy są mniej ważne od zmartwień ludzi ze starszego pokolenia. Teraz siedzę na spokojnie w moim pokoju i nawalam klawiszami w Worda. Postanowiłam zacząć pisać pamiętnik, bo czeka mnie sporo zmian, no ale o tym później. Teraz muszę opisać wszystko chronologicznie. To musi mieć ręce i nogi.
Dziś, gdy jechałam na rehabilitację do Stefka, nie miałam śmiałości odezwać się do ojca. Dziś był zdecydowanie bardziej rozdrażniony niż zwykle. Dawniej zupełnie nigdy się nie wkurzał, ale to było kiedyś. Wszystko, co złe, zaczęło się równo rok temu. Mama wyszła z domu, zostawiając na stole w kuchni enigmatyczną kartkę. Według listu mama miała dość życia z niepełnosprawną córką i mężem pracoholikiem, który spędza więcej czasu ze swoimi studentami na uniwersytecie niż z własną rodziną.
- Alina, czy nie mogłabyś się w końcu nauczyć chodzić bez tych kul? Tak wiele osób z porażeniem chodzi bez kul, ewentualnie ze zwykłymi. - Ojciec odezwał się ni z gruszki, ni z pietruszki.
Wiedziałam, że on tak odreagowuje odejście mamy i nie mam mu tego za złe. A raczej nie mogę mieć mu tego za złe. Na co dzień nie przeszkadza mu to, że chodzę o czwórnogach. Tata złości się, bo dziś jest ta cholerna rocznica. Muszę to zrozumieć, muszę! Dlatego nawet nie odpowiedziałam na jego zaczepkę. Mogłabym mu tłumaczyć, że nie kontroluję mojego uszkodzonego mózgu, który zbytnio napina moje mięśnie, przez co trudniej mi nad nimi zapanować. Mogłabym wyjaśniać, że są różne stopnie Mózgowego Porażenia, że uszkodzenia mózgu to loteria i każdy ma inne. Mogłabym znów zacząć wyjaśniać, że to w końcu niczyja wina. Przyszłam na świat w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży i to nie jest żaden błąd lekarski. Taty wtedy to nie interesowało. Chciał tylko wyładować złość. Zresztą, nawet gdybym chciała się pokłócić, to z emocji bym się napięła i moja mowa byłaby bardziej niewyraźna niż zwykle. A przecież, nawet gdy atmosfera jest okej, rozmówcy czasami muszą dopytać się o to, co powiedziałam. Wtedy na spokojnie, wolniej powtarzam dane zdanie i już da się mnie zrozumieć.
Chcąc zapanować nad łzami, spojrzałam w boczne lusterko. W takich chwilach zawsze szukam pozytywów w moim wyglądzie. Trudno je znaleźć, gdy ma się sześćdziesiąt pięć kilogramów żywej wagi przy stu pięćdziesięciu jeden centymetrach wzrostu. Zez, który nasila się u mnie w stresowych sytuacjach, czy przy zmęczeniu też nie jest piękny. O, jeszcze trądzik! A raczej jego pozostałości. Jednak coś ładnego też się we mnie znajdzie. Delikatne rysy twarzy. Tak, wyglądam na młodszą niż wskazuje metryka, i co z tego? Ciemnozielone oczy mogą przykuć uwagę. Włosy mam gęste i jasnobrązowe. Dziś były związane w moją ulubioną fryzurę, czyli w dwa warkocze. Blada cera też mi się podoba.
Bardzo żałowałam, że nie pojechałam dziś na rehabilitację z Panią Basią. Pani Basia jest Asystentką Osoby Niepełnosprawnej. Dostałam ją z jakiegoś projektu. Ojciec załatwił to tuż po zniknięciu mamy. Asystentka przychodzi do mnie na dwie godziny dziennie w dni robocze. Niby to niewiele, lecz ojciec bardzo to docenia. Dziś niestety pani Basia musiała zostać w domu z synkiem, który dostał wysokiej gorączki.
Moje rozważania musiały zostać przerwane. Dotarliśmy na miejsce. Tak jak myślałam, ojciec nie miał cierpliwości, żeby czekać, aż w żółwim tempie dotrę do gabinetu z kulami. W jedną rękę chwycił moje czwórnogi, a drugą moją dłoń. Szedł szybko, tak szybko, że moje nogi przestały nadążać. Nie zwróciłam mu uwagi. Dziś nie miałam serca tego robić. Może jednak powinnam? Ostatecznie przewróciłam się tuż przy drzwiach wejściowych. Ojciec gapił się na mnie, tak jakby zobaczył ducha. Nie pomógł mi wstać, pomimo kropiącego jesiennego deszczu.
Stefan pojawił się przy nas praktycznie natychmiast. Pomógł mi wstać. Następnie zwrócił się do ojca, który wciąż wydawał się zszokowany tym, co się stało.
- Tato, przemyśl sprawę z tym psychologiem, naprawdę warto. Eliza odeszła, ale ty musisz żyć dalej...
Stefan mówi o mojej mamie po imieniu. W końcu dla niego jest macochą. Był nastolatkiem, gdy pojawiła się w jego życiu. Głupio byłoby do kogoś takiego mówić „mamo”.
Nasz tata szybko przerwał mu ten wywód.
- Tu masz kule. - Postawił moje czwórnogi i odszedł, nawet się nie żegnając.
**
W drodze powrotnej tata mnie przeprosił. Jak zwykle po takich akcjach zabrał mnie na gorącą czekoladę do mojej ulubionej kawiarni. Dziś nie było zbyt wiele czasu na delektowanie się moim ulubionym przysmakiem. O szesnastej musiałam być w domu. O tej godzinie we wtorki przychodziła pani Jabłońska. Dziś miałam ostatnie lekcje indywidualne w moim życiu.
Większość niepełnosprawnych doświadcza izolacji na różne sposoby. Wielu z nich chce zbliżyć się do społeczeństwa. Nawet się w nie wtopić. Nigdy tego nie rozumiałam. Ja nie mam żadnych znajomych ani przyjaciół i to mi pasuje. Im więcej ludzi tym więcej zamieszania. A ja nienawidzę zamieszania oraz jakichkolwiek zmian. Podobno mam trudny charakter, który nie zachęca do interakcji. I bardzo dobrze! Moim jedynym przyjacielem jest brat. Dzieli nas siedemnaście lat, ale dogadujemy się wręcz wzorcowo.
Kiedy w pierwszej klasie podstawówki nauczycielka zauważyła, że totalnie nie umiem skoncentrować się w obecności innych dzieci, zaproponowała nauczanie indywidualnie w domu. Rodzice początkowo nie chcieli na to przystać. Nauczycielka jednak naciskała. Z czasem rodzice docenili taki tryb nauki. Oceny zdecydowanie mi się poprawiły, miałam więcej czasu na rehabilitację. Całą podstawówkę uczyłam się w domu. Przez liceum też miałam przejść w ten sam sposób. Nie będzie mi to dane. Moja nowa wychowawczyni, Daria Jabłońska od pierwszej lekcji zaczęła przekonywać mnie i tatę, że powinnam uczyć się wśród rówieśników. Cwana jest. W internecie wyczytałam, że na niepełnosprawnego ucznia dostaje się o wiele większą subwencję niż na zdrowego. Pewnie o kasę jej chodzi, a nie o moje funkcjonowanie w społeczeństwie. Wszystko jest już załatwione. Nawet to, że ze szkoły będzie przyjeżdżał po mnie bus. Dokładnie pod mój blok. Rano tata wsadzi mnie do tej maszyny, a po południu z busa odbierze mnie pani Basia, po czym spędzę z nią następne dwie godziny, aż do powrotu taty z uczelni. Nawet dziś Jabłońska truła mi i tacie o tych „pozytywnych” zmianach.
- Panie Tadeuszu, klasa pierwsza B, jest klasą integracyjną. Wszystkie potrzeby Alinki zostaną zaspokojone. Mamy też nauczycielkę wspomagającą. Alinka w końcu też bliżej pozna swoich rówieśników. - Matematyczka pogłaskała mnie po dłoni, która leżała na biurku. Odwróciłam wzrok. Wbiłam spojrzenie w ścianę mojego pokoju. Kiedyś wszechobecna boazeria mnie irytowała, dziś uspokajała. Dlaczego Jabłońska nie rozumie, że nie chcę się z nikim integrować? Nie każdy człowiek jest istotą stadną.
**
No dobrze, kończę pisanie na dziś. Mam tylko nadzieję, że jakimś cudem moje problemy z koncentracją się pogłębiły i tym sposobem wrócę do nauczania w domu.
Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
2Dlaczego ja mam wrażenie, że po raz trzeci proponujesz nam tę samą opowieść, zmieniając tylko tytuł i trochę (nieistotnych) szczegółów? 

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
3Chcę po prostu wykorzystać w końcu dobrze ten konceptRomecki pisze: (pn 06 lis 2023, 18:34) Dlaczego ja mam wrażenie, że po raz trzeci proponujesz nam tę samą opowieść, zmieniając tylko tytuł i trochę (nieistotnych) szczegółów?![]()

Aczkolwiek nie będzie tutaj wątków groomingowych xD Jeśli będą wątki miłosne to na drugim planie

No i ludzie tutaj pisali mi że być może sprawdziłabym się w pisaniu głównej bohaterki która jest nastolatką

Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
4Przeredagowałbym jakoś pierwsze zdanie, bo zdaje się zupełnie niepowiązane z dalszym ciągiem myślowym w tym akapicie. No i druga sprawa — może obracam się w innych środowiskach, a może akcja powieści ma miejsce ileś lat w przeszłości, ale jestem relatywnie młody i ciężko mi wyobrazić sobie dziewczynę, która chciałaby być nazywana „panienką”.LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) Fajnie jest mieć brata fizjoterapeutę. Szczególnie gdy jest się niepełnosprawną panienką. Zdecydowanie nie lubię określenia „nastolatka”
Mało zgrabna powtórka „dziś”.LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) Dziś, gdy jechałam na rehabilitację do Stefka, nie miałam śmiałości odezwać się do ojca. Dziś był zdecydowanie bardziej rozdrażniony niż zwykle.
Gdy marudy takie jak ja chcą się do czegoś przyczepić i się przy tym nie narobić, to idą po najmniejszej linii oporu i sprawdzają dialogi. Apeluję: nie ułatwiaj nam pracy! Po jakimś czasie odpadnie przez to cała przyjemność z marudzenia!LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) - Alina, czy nie mogłabyś się w końcu nauczyć chodzić bez tych kul? Tak wiele osób z porażeniem chodzi bez kul, ewentualnie ze zwykłymi. - Ojciec odezwał się ni z gruszki, ni z pietruszki.

Tutaj nagły przeskok na czas teraźniejszy.LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) Na co dzień nie przeszkadza mu to, że chodzę o czwórnogach. Tata złości się, bo dziś jest ta cholerna rocznica. Muszę to zrozumieć, muszę!
To brzmi mi infodumpowo. Bohaterka nie chce, ale ja spróbowałbym to przekazać w dialogu.LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) Mogłabym znów zacząć wyjaśniać, że to w końcu niczyja wina. Przyszłam na świat w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży i to nie jest żaden błąd lekarski. Taty wtedy to nie interesowało.
Tekst podejmuje ciekawy temat codzienności życia osoby niepełnosprawnej, ale, moim zdaniem, nie wykorzystuje go w pełni. Mam wrażenie, że większość informacji pojawia się ot tak, bez powodu, przez co dla mnie stają się infodumpami. Wydaje mi się, że przy narracji wkrada się odrobina chaosu, ale na dłuższą metę może to oddawać charakter nastoletniej narratorki. Polecam niedawno zekranizowaną książkę „Święty Ogień” Jakuba Małeckiego, która wzięła na warsztat podobny temat — może znajdziesz w niej coś ciekawego do inspiracji. I na koniec zapytam, czy „Rozdział Pierwszy” na początku tekstu oznacza, że możemy spodziewać się na tych łamach całej powieści?

Powodzenia w dalszej pracy!
Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
5Nowe rozdziały na pewno będą powstawaćWiktorWarchalowski pisze: (śr 08 lis 2023, 19:46) I na koniec zapytam, czy „Rozdział Pierwszy” na początku tekstu oznacza, że możemy spodziewać się na tych łamach całej powieści?

A Święto Ognia czytałam

Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
6Niewątpliwie na plus można zaliczyć to, że w tym tekście widać, że słuchasz informacji zwrotnych. Pamiętnik, a nie blog. Bohaterka nieco młodsza niż ostatnio. Wysiłek zawsze warto pochwalić
Natomiast razi powtarzalność pewnych motywów, ale w sumie o wielu autorach i autorkach można powiedzieć, że piszą w kółko to samo, tylko w innych dekoracjach
No nic, ważne jak rozwiniesz teraz te motywy.


"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".
Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
7Jak dla mnie streszczeniowe i przez to nie wciąga. Jak dotąd najlepsze intro było w Neli, mówię z pamięci, ale było jakieś takie przejmujące i oddziałujące na emocje. 

Gdy świecił księżyc - Rozdział pierwszy. (Obyczajowe) + P
8LittleSara, widzę, że jesteś autorką jednego tematu w wielu odsłonach. I tak sobie myślę: może przed pisaniem kolejnych rozdziałów ułożyłabyś najpierw plan całości? Nie musi być bardzo szczegółowy, chodzi o to, żebyś sama wiedziała, jak chcesz rozwijać akcję. Żeby nie było tak, jak z Niną i czarną herbatą, kiedy z powodu mnóstwa niekonsekwencji i nieprawdopodobieństw sytuacyjnych oraz psychologicznych musiałaś na końcu wyjaśniać czytelnikom, że cała historia opisywana na blogu jest tylko "powieścią" wymyśloną przez narratorkę i nie ma nic wspólnego z realiami jej życia.
Pisałaś kiedyś, że chcesz przybliżyć czytelnikom życie osób z niepełnosprawnością. Do takiego przybliżenia powieść wcale nie jest potrzebna - możesz np. pisać teksty do działu Dziennikarstwo i publicystyka, czytelnicy zainteresowani tematem na pewno by się znaleźli. Powieść to fabuła (ogólny zarys opowiadanej historii, czyli "o czym jest ta książka"), akcja (przebieg konkretnych wydarzeń), no i bohaterowie. Pomyśl o tym w perspektywie dłuższej niż kolejny rozdział, wyznacz ramy czasowe dla fabuły (np. rok szkolny aż do wakacji), zastanów się, co może zdarzyć się w tym czasie, a przede wszystkim - co zamierza bohaterka. Na razie wiemy tyle, że jest introwertyczką i nie chce integrować się z nową klasą. OK, to jest jakiś punkt wyjścia, ale na odwracaniu się od otoczenia trudno zbudować interesującą historię. Jakieś własne cele tej dziewczyny, jej dążenia, ambicje, plany? Inni bohaterowie i relacje, jakie będą ich łączyły? W Twoim drugim tekście, tym o Neli, w jednym rozdziale bohaterka ma najlepszą przyjaciółkę, poznaną w sieci, w następnym nie ma nikogo, z kim mogłaby pogadać o swoich problemach, a w kolejnym wyjaśnia, że przyjaciółka zazwyczaj nie odpowiada na maile i posty, z czego czytelnik już sam wyciąga wniosek, że to żadna przyjaźń. Pisanie metodą "co tydzień nowy rozdział, byleby dalej" wymaga mimo wszystko wcześniejszego przemyślenia przynajmniej kilku rozdziałów naprzód, żeby potem nie plątać się w rozmaitych niekonsekwencjach.
A po napisaniu wyczyść tekst z potknięć językowych, które sama możesz łatwo wyłapać:
Skoro w założeniu jest to pamiętnik nastolatki, język może być potoczny, kolokwialny, odległy od sztywnej poprawności, lecz nie warto psuć go pospolitymi błędami, które są wyłapywane przez nauczycieli już w podstawówce. W końcu, Alina miała nauczanie indywidualne
Najważniejsze jest jednak wymyślenie sensownej fabuły. Oczywiście, w trakcie pisania możesz wprowadzać w niej rozmaite zmiany, to całkiem naturalne, lecz ten kościec całości jest naprawdę potrzebny, żeby akcja nie rozłaziła się, a zachowania bohaterów były wiarygodne.
I właśnie, w kwestii zachowań: piszesz, że rok wcześniej matka Aliny odeszła, zostawiając list, że ma dosyć córki i męża. No i co? Ano, niewiele. Dla męża jest to jakiś problem, dla córki - żaden. Może ta sytuacja znajdzie potem rozwinięcie, może nie, ale tutaj aż się prosi choćby o jedno zdanie komentarza. Najpierw w ogóle nie mogłam spać w nocy, bo ciągle o tym myślałam, potem przywykłam albo coś podobnego. Nie musisz wchodzić w detale, jednak kiedy tak dużo miejsca poświęcasz szkole, ważnej w życiu nastolatki, ale chyba nie ważniejszej niż relacje z rodzicami, wtedy brak jakiejkolwiek reakcji na całkiem niedawne porzucenie przez matkę jest dla mnie zgrzytem.
Pisałaś kiedyś, że chcesz przybliżyć czytelnikom życie osób z niepełnosprawnością. Do takiego przybliżenia powieść wcale nie jest potrzebna - możesz np. pisać teksty do działu Dziennikarstwo i publicystyka, czytelnicy zainteresowani tematem na pewno by się znaleźli. Powieść to fabuła (ogólny zarys opowiadanej historii, czyli "o czym jest ta książka"), akcja (przebieg konkretnych wydarzeń), no i bohaterowie. Pomyśl o tym w perspektywie dłuższej niż kolejny rozdział, wyznacz ramy czasowe dla fabuły (np. rok szkolny aż do wakacji), zastanów się, co może zdarzyć się w tym czasie, a przede wszystkim - co zamierza bohaterka. Na razie wiemy tyle, że jest introwertyczką i nie chce integrować się z nową klasą. OK, to jest jakiś punkt wyjścia, ale na odwracaniu się od otoczenia trudno zbudować interesującą historię. Jakieś własne cele tej dziewczyny, jej dążenia, ambicje, plany? Inni bohaterowie i relacje, jakie będą ich łączyły? W Twoim drugim tekście, tym o Neli, w jednym rozdziale bohaterka ma najlepszą przyjaciółkę, poznaną w sieci, w następnym nie ma nikogo, z kim mogłaby pogadać o swoich problemach, a w kolejnym wyjaśnia, że przyjaciółka zazwyczaj nie odpowiada na maile i posty, z czego czytelnik już sam wyciąga wniosek, że to żadna przyjaźń. Pisanie metodą "co tydzień nowy rozdział, byleby dalej" wymaga mimo wszystko wcześniejszego przemyślenia przynajmniej kilku rozdziałów naprzód, żeby potem nie plątać się w rozmaitych niekonsekwencjach.
A po napisaniu wyczyść tekst z potknięć językowych, które sama możesz łatwo wyłapać:
Na Wery nazywamy to zaimkozą. Zamiast ...zabrał mnie wystarczyłoby pojechaliśmy, Alina mogłaby po prostu delektować się przysmakiem, no i trudno jest mieć ostatnie lekcje w nie swoim życiu.LittleSara pisze: (pn 06 lis 2023, 18:26) W drodze powrotnej tata mnie przeprosił. Jak zwykle po takich akcjach zabrał mnie na gorącą czekoladę do mojej ulubionej kawiarni. Dziś nie było zbyt wiele czasu na delektowanie się moim ulubionym przysmakiem. O szesnastej musiałam być w domu. O tej godzinie we wtorki przychodziła pani Jabłońska. Dziś miałam ostatnie lekcje indywidualne w moim życiu.
Skoro w założeniu jest to pamiętnik nastolatki, język może być potoczny, kolokwialny, odległy od sztywnej poprawności, lecz nie warto psuć go pospolitymi błędami, które są wyłapywane przez nauczycieli już w podstawówce. W końcu, Alina miała nauczanie indywidualne

Najważniejsze jest jednak wymyślenie sensownej fabuły. Oczywiście, w trakcie pisania możesz wprowadzać w niej rozmaite zmiany, to całkiem naturalne, lecz ten kościec całości jest naprawdę potrzebny, żeby akcja nie rozłaziła się, a zachowania bohaterów były wiarygodne.
I właśnie, w kwestii zachowań: piszesz, że rok wcześniej matka Aliny odeszła, zostawiając list, że ma dosyć córki i męża. No i co? Ano, niewiele. Dla męża jest to jakiś problem, dla córki - żaden. Może ta sytuacja znajdzie potem rozwinięcie, może nie, ale tutaj aż się prosi choćby o jedno zdanie komentarza. Najpierw w ogóle nie mogłam spać w nocy, bo ciągle o tym myślałam, potem przywykłam albo coś podobnego. Nie musisz wchodzić w detale, jednak kiedy tak dużo miejsca poświęcasz szkole, ważnej w życiu nastolatki, ale chyba nie ważniejszej niż relacje z rodzicami, wtedy brak jakiejkolwiek reakcji na całkiem niedawne porzucenie przez matkę jest dla mnie zgrzytem.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.