Teoria Strun - wulgaryzmy

1
Piorun uderzył tak blisko, że Nowakowa, dogadzająca właśnie kochankowi po obfitej kolacji, wrzasnęła przerażona. Kazała mu zamknąć okno, ale ten tylko szelmowsko się uśmiechnął i przyciągnął nagą kobietę do siebie.
Na dachu kamienicy po przeciwnej stronie zamiauczał. kot i wygłodniale obserwował gołębia, siedzącego na zardzewiałej antenie satelitarnej. Coś błysło i łupnęło, a po kilku sekundach pojawiła się biała poświata, do złudzenia przypominająca, mocno naciągniętą folię malarską, podświetloną światłem halogenu. Kot to zignorował, ale gołąb głupkowato wpatrywał się niecodzienne zjawisko. Po chwili ptak zwisał bezwładnie z pyska domowego drapieżnika, a z rozszerzającej się coraz bardziej poświaty, wypadły dwie nagie postaci.
- Udało się, Filipo, udało się! - wrzasnął Witek, klepiąc poufale kobietę po ramieniu.
Spojrzała podejrzliwie na wystraszonego kota i ze wstrętem odepchnęła dłoń chłopaka. Podeszła do wyłazu dachowego i już miała wejść do środka budynku, kiedy do ich uszu dobiegł krzyk rozkoszy.
- Nasi tu są? - Witek podrapał się po ogolonej czaszce i zaskoczony obserwował Nowakową leżącą bezwładnie na swoim kochanku.
- Co oni właściwie robią? - spytał.
- No cóż. - Zawahała się, czy ma wprowadzić niedoświadczonego tropiciela w arkana zachowań ludzi takich jak oni, lecz żyjących w innej rzeczywistości.
- Tutejsi nazywają to seksem - mówiła cicho, bo przecież chodziło o sprawy zakazane.
Jego mina potwierdziła, że nic nie zrozumiał, więc kontynuowała.
- Penis penetruje pochwę i jest z tego trochę przyjemności, a czasem nawet urodzi się dziecko.
- Ale, to jest obrzydliwe! - zaprotestował, spluwając z pogardą. - A co z dopasowaniem genetycznym, ryzykiem chorób, czy choćby... Kurwa mać! Przecież to dwa zbiorowiska bakterii owinięte skórą.
- Jest z tego też trochę przyjemności - wyszeptała, dotykając biodra.
Przypomniała sobie płytę DVD z filmem „Pamiętnik” schowaną w podłodze jej mieszkania, a Rachel McAdams całująca Goslinga śniła jej się prawie każdej nocy.
- Ten seks, to oni często uprawiają? - spytał.
- Bardzo często, choć pewnie nie wszyscy.
Witek chodził nerwowo po skraju dachu, co rusz kręcąc głową z niedowierzaniem. W końcu palnął się pięścią w czoło i krzyknął zachwycony swoją mądrością. Był młody, pełny oddania dla nowego ładu świata, a wszystkie archaiczne zachowania ludzi budziły w nim obrzydzenie.
- To ja już wiem, dlaczego ich wymiar niedługo przestanie istnieć. Ciągle te penisy wciskają w pochwy. Ryzyko ciąży bardzo duże i... bum, bum prawie osiem miliardów kretynów na maleńkiej planecie. - Pogroził kochankom zaciśniętą pięścią. - Dobrze wam tak durnie. Żyjecie jak prymitywy, to szlag was wkrótce trafi. Przyjemności się zasrańcom zachciało!
Filipa ukradkiem otarła łzę spływającą po policzku. Dużo młodszy Witek nie miał pojęcia o uczuciach, jakie w ich wymiarze były zakazane. Miłość, przyjaźń czy współczucie, to wszystko było zabronione. Sojusz Ziemski zakazał wszystkiego co ludzkie, a młodzi ludzie coraz bardziej przypominali niewolnika na bateryjkę z wszczepionym czipem niż przyjaciół, których pamiętała ze swojej młodości.
- Musimy już iść - odezwała się stanowczym głosem, choć Witek był synem jednego z lokalnych kacyków i nawet mała skarga gówniarza, mogła się dla niej skończyć w tragiczny sposób.
- Tak, tak chodźmy, trzeba się w końcu dowiedzieć, co u nich powoduje ten całkowity debilizm.
Cel misji był jasno określony. Musieli zeskanować mózg jednego z Ziemian, a wynik miał odpowiedzieć na pytanie; Dlaczego ludzie z tego wymiaru z tak sadystyczną premedytacją dążą do samozagłady.
Klatką schodową zeszli na parter kamienicy. Wyszli na zewnątrz i ruszyli w stronę migoczących kolorową poświatą neonów sklepowych.
- Co to jest? - Witek przystawił twarz do szyby wystawowej sklepu mięsnego.
- Atrapa łopatki wołowej. - Bardziej zgadła, niż mogła pamiętać, jak zbudowana jest krowa. - Kiedy jutro znów otworzą sklep, to wystawią tę prawdziwą.
- Ale, po co? Przecież mięso jest zakazane. - Patrzył podejrzliwie, to na nią, to na atrapę. Jemy tylko to, co nam matka natura podaruje.
Miała ochotę zaśmiać mu się w twarz i opowiedzieć o libacjach urządzanych przez bogaczy. Mięso, słodycze i alkohol był dla nich, a reszta świata żarła trawę, otumaniona naukowym bełkotem. Chłopak był jednak jeszcze zbyt młody, by ojciec go na takie imprezy zabierał.
- Tak tu żyją. - Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
Pamiętała swoją ostatnią kolację z mężem i synem. Smak smażonego steku z ziemniaczkami i sałatka z pomidorów. Do końca życia nie zapomni smaku soczystego i krwistego mięsa. Później odseparowali ją od rodziny, bo ona była potrzebna, a mąż i syn tylko zużywali powietrze i zajmowali życiową przestrzeń.
- Tak, mięso to syf - szepnęła, pamiętając, jak wykrzykiwała to zdanie na wiecach rządowych, szantażowana odebranym jej synem. Kiedyś była autorytetem dla swoich studentów. Początkowo nie wierzyli, ale w końcu kłamstwo zmiękczyło nawet tych, którzy kochali wolność.
- Nie mów mi, że mogą je mieć. - Witek posiniał na twarzy ze złości. - Tutejsza hołota ma dostęp do książek i wiedzy?
- Ma, i to jak. - uśmiechnęła się, klepiąc poufale chłopca po plecach. - Niewiele jednak z tego wynika, bo mało kto czyta, choć są miejsca, gdzie książki, można wypożyczyć za darmo.
- To jest niewiarygodne. - Przysunął twarz do szyby, czytając tytuły na okładkach. - Rolnictwo, historia, prawo... mają to wszystko, a i tak niedługo zdechną, jak plugawe robactwo.
Szli dalej, aż po drugiej stronie ulicy dostrzegli kobietę idącą z małym chłopcem. Filipa odruchowo zakryła dłońmi nagie piersi.
- Co robisz? - Witek zaśmiał się i stuknął kilka razy palcem w czoło. - Przecież oni nas nie widzą.
Przebiegł na drugą stronę i czekając na Filipę, przyglądał się chłopcu.
- Ten będzie dobry. - Klasnął w dłonie z zachwytem. - Nieduży bachor z jeszcze mniejszym mózgiem. Rozwalę mu czaszkę i sprawdzimy, co w tych fałdkach jest nie tak, że bubelki robią takie głupoty.
Filipa patrzyła na chłopca i znów otarła pojedynczą łzę z policzka. Tak bardzo przypominał jej synka sprzed lat.
Kiedy matka z małym zatrzymała się na przejściu dla pieszych, Witek wyłączył ochronną osłonę i podszedł do ofiary na wyciągnięcie ręki. W dłoni trzymał szpikulec i zamierzał go wbić w kark dziecka.
Filipa wzięła głęboki oddech i też wyłączyła osłonę. Czekała na to długie lata, aż w końcu, kiedy udowodniła swoją lojalność dla nowego ładu, pozwolono jej opuszczać na krótko ich wymiar. Nie chciała zabić Witka. Sam się pogrąży, kiedy zacznie opowiadać miejscowym, z jakiego pięknego świata tu przybył. Wyrżnęła go piąstką za uchem, a młodzian padł bez znaku życia.
Uśmiechnęła się do krzyczącej kobiety i pogłaskała po główce nic nierozumiejącego chłopca. Była szczęśliwa, że znów usiądzie w fotelu z ulubioną książką, wdychając łapczywie zapach smażonego mięsa i aromat czerwonego wina.

Teoria Strun - wulgaryzmy

2
O nie. Wrzuciłeś tekst bez odłożenia go na kilka dni, żeby ostygł, prawda?
Bo pomysł jest dobry, ale chwilami zdania robią okropne fikołki.
tomek3000xxl pisze:Coś błysło i łupnęło, a po kilku sekundach pojawiła się biała poświata, do złudzenia przypominająca, mocno naciągniętą folię malarską, podświetloną światłem halogenu.
Na moje oko, to albo:
...do złudzenia przypominająca mocno naciągniętą folię malarską...
Albo:
...do złudzenia przypominająca, mocno naciągniętą, folię malarską...
tomek3000xxl pisze:Na dachu kamienicy po przeciwnej stronie zamiauczał. kot i wygłodniale obserwował gołębia, siedzącego na zardzewiałej antenie satelitarnej.
Jesteś pewien, że „zamiauczał. kot i wygłodniale obserwował gołębia” brzmi dobrze?
tomek3000xxl pisze:Musieli zeskanować mózg jednego z Ziemian, a wynik miał odpowiedzieć na pytanie; Dlaczego ludzie z tego wymiaru z tak sadystyczną premedytacją dążą do samozagłady.
Tu zakładam, że literówka i miał być dwukropek.

I jeszcze kilka takich dziwactw, które sam byś wyłapał przy kolejnym czytaniu.
A pomiędzy nimi masz naprawdę fajne akapity. Ten na przykład:
tomek3000xxl pisze:Pamiętała swoją ostatnią kolację z mężem i synem. Smak smażonego steku z ziemniaczkami i sałatki z pomidorów. Do końca życia nie zapomni smaku soczystego i krwistego mięsa. Później odseparowali ją od rodziny, bo ona była potrzebna, a mąż i syn tylko zużywali powietrze i zajmowali życiową przestrzeń.
Musisz tylko pozbyć się jednego „smaku”. Ja bym wywaliła pierwszy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron