Bez przebaczenia

1
/nieliczne wulgaryzmy/


Natasza zakręciła kurek z ciepłą wodą i rozejrzała się po kuchni. Pomieszczenie było perfekcyjnie posprzątane, jedzenie ugotowane, garnki umyte, a podłoga lśniła, jak w telewizyjnych reklamach. Podeszła do nowej pralki Samsung, patrząc z zazdrością na cudo techniki, które wysyłało sygnał do Ifona, kiedy skończyło prać. Zrobiła kilka kroków w stronę kuchenki elektrycznej, a następnie spojrzała na swoje odbicie w ceramicznym blacie. Kiedyś też taką będzie miała, no może nie tak drogą, ale na pewno nową i działającą bez zarzutu.
Kwilący Sasza w plastikowym chodziku przypomniał jej, że czas wracać do domu. Nie do tego prawdziwego u matki na Ukrainie, ale wynajętego pokoju u Anny, gdzie z mężem Antonem i synkiem mieszkali od trzech lat.
Nie bała się ciężkiego życia. Pracowała codziennie, nawet gdy czasem była przeziębiona lub bóle menstruacyjne rozrywały jej brzuch. Zaciskała wtedy zęby, modliła do wszystkich świętych z Biblii i dalej pracowała. Cel był jeden: Odłożyć tyle, by wystarczyło na mały domek pod Kijowem i oczywiście na urządzenie go jak trzeba.
Podeszła do drzwi prowadzących do salonu, uchyliła ostrożnie i nasłuchiwała przez chwilę. Tak jak się spodziewała, czterech pijących wódkę w salonie mężczyzn było już kompletnie zalanych.
Jednym z nich był Andrzej, właściciel posesji. Jak co tydzień miał jej zapłacić dwieście złotych za sprzątanie i ugotowanie obiadów na kolejne dni. Zawsze płacił, nigdy nie kwestionował jej kwalifikacji i nawet podarował jej ten chodzik, dzięki któremu miała wolne ręce i mogła pracować, nie martwjąc się o syna.
Uchyliła szerzej drzwi, nasłuchując odgłosów imprezy mężczyzn, oblewających udany interes. Odwróciła głowę w stronę Saszy, patrząc z uwielbieniem na roześmianą twarz. Wahała się, czy pójść do salonu po pieniądze. Pracodawca był co prawda bandziorem z krwi i kości, ale traktował ją dobrze. Zawsze żartował, że ożeniłby się z piękną Ukrainką, gdyby tylko nie miała męża. Od dawna wiedziała, że seks z Andrzejem, znacznie skróciłby czas potrzebny do odłożenia odpowiedniej sumy. Kilka razy nawet jej to zaproponował, ale odmówiła. Gdyby to działo się, zanim poznała męża i urodziła dziecko? Wtedy tak, ale teraz ważni byli tylko oni, a rok dłużej w Polsce nie miał w sumie aż tak wielkiego znaczenia. Andrzej był dla niej zawsze miły i uprzejmy, a co najważniejsze płacił na czas.
Teraz jednak chlał gorzałkę od kilku godzin, a po niej stawał się agresywny i górę brała, ta mroczna strona charakteru.
Nie bała się pijanych facetów, którzy byli wokół niej od dzieciństwa. Ojciec i bracia pili, regularnie opróżniał butelki też jej mąż Anton. Radziła sobie z pijakami w trudnych sytuacjach. Teraz jednak było ich czterech przy stole, a trzech z nich widziała pierwszy raz. Kilka razy w ciągu ostatniej godziny słyszała pogardliwe komentarze o swoim kraju, ale ignorowała to i tłumaczyła zbyt dużą ilością alkoholu na stole.
Podeszła do syna. Całując go w policzek, pogłaskała po blond włoskach i westchnęła. Gdyby nie pieniądze wysłane poprzedniego dnia do matki, mogłaby wyjść drzwiami przez kuchnię, a z Andrzejem rozliczyłaby się za tydzień. Potrzebowała tych dwustu złotych, żeby kupić jedzenie i pieluchy dla malucha.
Przeżegnała się i pocałowała srebrny krzyżyk wiszący na szyi. Weszła do salonu.
- Panie Andrzeju, skończyłam sprzatać - odezwała się pewnym głosem, spoglądając na stertę banknotów leżących na stole.
Andrzej pożerał ją wzrokiem. Nie próbował nawet ukryć, jak dziewczyna działa na jego pobudzoną alkoholem wyobraźnię. Wstał z krzesła, zrobił w jej kierunki trzy kroki i kładąc rękę na ramieniu, pociągnął w swoją stronę.
- Dobra sunia - wybełkotał, próbując pocałować zagłębienie pomiędzy piersiami.
Uchyliła się, odsuwając napaleńca zdecydowanym ruchem ręki.
- Mógłby mi pan zapłacić? - Uśmiechnęła się, obserwując pozostałych przy stole.
- Pewnie, że by mógł, ale czy warto płacić ukraińskiej kurwie.
Natasza drgnęła nerwowo. Nic się jeszcze nie stało, lecz tragedia wisiała w powietrzu.
W salonie zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na ogromnego blondyna z wytatuowanym na klatce piersiowej krasnoludem gwałcącym elficę. Mężczyzna wstał z krzesła, zgarniając jednocześnie plik banknotów. Podszedł do Nataszy, przyglądając jej się uważnie.
- Najpierw popracuj, a potem dopiero kurwo krzycz o kasę!
Uśmiechnęła się zalotnie, kładąc dłoń na ramieniu olbrzyma. Patrzył na Nataszę spod zmrużonych oczu. Jego wzrok nic jej nie mówił. Był martwy, nie zauważyła w nich nawet wypitego alkoholu. Zanim uderzył ją pięścią w twarz, zdążyła pomyśleć, że musiał być dobry, w tym co robi. Takiego bandziora musieli się bać.
Lewą dłonią otworzył jej usta, a prawą wcisnął banknoty do środka. Jednym szarpnięciem zerwał z niej flanelową koszulę i rozerwał stanik. Gwizdnął z zadowoleniem, kiedy zobaczył jej obfity biust.
- Nie musisz nic robić, tylko zaciskaj mocno cipę, żebym cię dobrze poczuł.
Puścił wolno oko do Andrzeja, kładąc jednocześnie palec na ustach. Złapał dziewczynę na kark i wygonił kumpli od stołu. Zepchnął wszystko z blatu i położył na nim dziewczynę.
Od kilkudziesięciu sekund zdawała sobie sprawę, że ten dzień skończy się bardzo źle. W pierwszym odruchu próbowała wyrwać się blondynowi, ale uścisk jego dłoni był jak imadło. Tak jak normalny człowiek nie podniesie auta przygniatającego drugą osobę, tak Natasza od razu zrozumiała, że nic nie może zrobić. Silna i zdeterminowana kobieta przy takim olbrzymie, okazała bezbronna jak dziecko.
Patrząc przymrużonymi oczami na niedomknięte drzwi do kuchni, przyjmowała pchnięcia gwałciciela w milczeniu, modląc się w duchu, żeby Sasza w chodziku nie pojawił się w salonie.

***

Odzyskała przytomność po godzinie. Leżała naga na podłodze pod stołem i przez długą chwilę nie mogła się poruszyć. Piekący ból w okolicach krocza przywrócił koszmar przeżytych scen.
Po blondynie dosiadł ją ten drugi ze starannie przystrzyżoną bródka, a potem trzeci z kumpli Andrzeja. Kiedy skończyli gwałcić ofiarę, olbrzym z tatuażem przypomniał wszystkim, że każda kobieta ma przecież dwie dziury, które dają facetowi przyjemność. Zaczęli wtedy od nowa. Potem jeszcze było im mało, więc wybili jej przednie zęby, żeby, jak głośno wykrzykiwali w ekstazie, zminimalizować ryzyko utraty męskości przez któregoś z nich
Natasza dotknęła nosa. Był złamany i piekielnie bolał, dziewczyna spróbowała wstać z podłogi. Bachora sprzedamy, słowa huczące jej w głowie pomogły podnieść się na kolana. To było ostatnie zdanie usłyszane od oprawców, zanim straciła przytomność. Odpoczęła chwilę i trzymając się blatu stołu, wstała, krzycząc i płacząc. Dowlokła się do kuchni, ale zobaczyła to, czego się spodziewała. Chodzik był pusty. Opadła bezsilnie na podłogę i oparta plecami o ścianę przez kilka minut patrzyła martwym wzrokiem na sufit.
Bachora sprzedamy, znów dodało jej sił. Wstała powoli i dowlekła się do łazienki. W szafce na kosmetyki Andrzeja znalazła tabletki z kodeiną. Wycisnęła cztery pigułki i połknęła. popijając wodą z kranu. Wróciła do salonu, usiadła na krześle, a butelka wódki w połowie wypita sama znalazła się w jej dłoni. Wypiła łyk, potem drugi i trzeci. Czekała. Kiedy kodeina z wódką poskromiła ból, Natasza wstała z krzesła i wciągnęła na nogi podarte spodnie. Założyła koszulę i wróciła do łazienki, wsuwając listek z tabletkami do kieszeni. Bała się spojrzeć w lustro.
Wyszła przed dom, stojący na końcu wsi. Wybudowany na wzniesieniu, z którego widziała światła w oddalonych domostwach. Nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Była obca w tym kraju, niewidzialna dla mieszkańców, a Anton od czterech dni załatwiał swoje sprawy w Kijowie. Szła wolno ze spuszczoną głową. Płakała, zaciskając pięści w bezsilności i morzu okropieństw, które ją spotkały. Wykpiwana przez miejscowe zazdrośnice za swą urodę, traktowana jak seksualny obiekt pożądania przez ich mężów i chłopaków, szła w kierunku domostw, nie spodziewając się pomocy od nikogo.
W oddali zauważyła idącego w jej kierunku człowieka. Po kilkunastu krokach rozpoznała Maćka. Lokalnego dziwaka, uważanego przez większość za idiotę.
- Pan Andrzej w domu? - zapytał radośnie, mijając dziewczynę.
Nie odpowiedziała, a kiedy zaświecił jej latarką w oczy, zatrzymała się w półkroku.
- A co się panience stało?
Uśmiech na twarzy Maćka zgasł jak knot świecy zgaszony naślinionymi opuszkami palców. Pojawiło się przerażenie, by po chwili zmienić się we wściekłość.
- Ten bandyta panience, to zrobił?
Skinęła nieznacznie głową i bez słowa ruszyła w dalszą drogę. Maciek stał przez chwilę, zastanawiając się czemu dziewczyna, nie odpowiedziała. Wyrżnął się otwartą dłonią w policzek i pobiegł za Ukrainką.
- A dzieciak gdzie? - Przytrzymał ją za ramię, podejrzliwie patrząc w oczy matki Saszy. - Zawsze go panienka nosiła w tej chuście na piersiach. - Potrząsnął mocno dziewczyną. - Gdzie jest dzieciak?!
- Nie ma... zabrali.
Łknęła cicho, ale wystarczająco wyraźnie, by chłopak usłyszał.
- To ja mu torbę z nalepkami na spirytus niosę, a on takie rzeczy! - Zacisnął pięść w groźbie i cisnął torbą w pobliskie krzaki. - Tak pobić panienkę i jeszcze jej dzieciaka zabrać. - Wskazał ręką na jeden z domów w oddali. - Idziemy do matki, ona będzie wiedziała, co robić.
Szli w milczeniu przez dziesięć minut. Natasza wciąż cicho płakała, a Maciek palił jednego skręta za drugim. Co kilkanaście metrów odwracał się w stronę domu Andrzeja i groźnie wymachiwał pięścią. Palił, klął wniebogłosy, a czasem wsuwał jej rękę pod pachę pomagając iść.
- Gdzie ty się znów włóczyłeś?
Krzyk matki rozległ się w sieni starego domu. Zamek w drzwiach zachrobotał i w progu pojawiła się kobieta słusznej tuszy.
- Co to za jedna? - Zmierzyła Nataszę podejrzliwym wzrokiem.
- Ta panienka, co to u bandyty sprząta - odparł wystraszonym głosem. - Zobacz matka, jak ją urządził.
Kobieta wzruszyła ramionami.
- I co z tego. Przyłożył jej i tyle. Też mi nowina.
Chciała przytrzymać podbródek Ukrainki i obejrzeć twarz dokładniej, ale dziewczyna odsunęła się bojaźliwie.
- Skoro taka strachliwa, to ją chłopy biją.
Maciek złapał się pod boki i oddychając nosem, wycedził przez zęby.
- Ale ty matka taka głupia, jak ja jesteś. On ją nie tylko stłukł, ale i dzieciaka zabrał.
Kobieta chciała zdzielić chłopaka w twarz, ale ręka zatrzymała się przed twarzą syna.
- Dziecko ci porwał? - Patrzyła zdumiona na zmasakrowaną buzię Ukrainki. - Jak to ci psia mać dziecko porwał? - Pchnęła drzwi i nakazała obojgu ruchem głowy wejść do środka domu.
- Kurwi syn!
Wrzasnęła i zacisnęła wściekle pięści, kiedy zobaczyła podarte spodnie i krew na pośladkach Nataszy w oświetlonym pokoju. Położyła delikatnie dłonie na jej ramionach i poprosiła, żeby usiadła na krześle. Sama kręcąc głową z niedowierzaniem podeszła do kredensu i wyciągnęła karafkę z samogonem. Wzięła w palce dwa kryształowe kieliszki i usiadła obok przy stole. Długo patrzyła na jej twarz.
- To się źle dla tego chłopaka skończy. - Nalała alkohol do kieliszków i wypiła, krzywiąc się niemiłosiernie. Napełniła ponownie.
- Mów, co się stało - odezwała się cicho, ale zaraz huknęła na syna - Idź do łazienki, bo śmierdzi, jakbyś od Wielkanocy się nie mył.

***

Przy stole siedział sołtys Nowacki, człek prosty, ale uczciwy ze skłonnościami do narzucania innym swojej woli. Obok, po prawej przypatrywał mu się Kazik Kwik, były zawodowy żołnierz, a teraz właściciel słabo prosperującego Zakładu Mechaniki Samochodowej. Naprzeciwko siedziała Klara Studzińska, gosposia, organistka i strażnik moralny lokalnego księdza. Kilkoro mniej znaczących ludzi miejscowej społeczności stało wokół stołu i przysłuchiwało się dyskusji. Chodziło oczywiście, o to, co stało się Nataszy. Matka Maćka, stara Kobusińska nie mogąc się zdecydować co dalej, zadzwoniła do kilku osób,
Do izby wszedł policjant Krawczyk, zastępca komendanta z pobliskiego miasteczka.
- O co ten gwałt. Co się stało? - spytał z zaciekawieniem, przyglądając się grupie ludzi.
- No właśnie, o gwałt chodzi.
Kobusińska wskazała ręką na Nataszę i dodała.
- I o pobicie, a najgorsze z tego wszystkiego jest to, że porwali matce dzieciaka.
Krawczyk otworzył usta jak przysłowiowy karp i drapiąc się po mocno przerzedzonych włosach, usiadł na ostatnim pustym krześle.
- Kto to zrobił? - odezwał się mocno oficjalnym tonem, ale zaraz się zreflektował, patrząc na zmasakrowaną twarz Ukrainki. - Kto ci tak urządził? - Głos wydawał się już bardziej przyjacielski.
Kobusińska położyła dłoń na ramieniu dziewczyny, przeczuwając całkiem słusznie, że ta może krępować się mówić w obecności tylu osób wokół. W kilkunastu zdaniach opowiedziała wszystkim, to co usłyszała od młodej kobiety.
- To hańba!
Sołtys Nowacki wyrżnął pięścią w stół, chciał to zrobić ponownie, ale karcący wzrok Kobusińskiej powstrzymał go.
- Trzeba ją księdzu pokazać - odezwała się Klara Studzińska. - To człek mądry i z bożą pomocą, powie nam, co trzeba zrobić.
- Ksiądz z bandytami biznesy ma. Nie będzie się wtrącał - powatpiewał Sołtys, doprowadzając Studzińską do białej gorączki.
Wszyscy mieli coś do powiedzenia. Jeden przekrzykiwał drugiego. Zrobił się straszny harmider. Krzyczano o zemście, o ucinaniu jaj. Głównie, przewijał się motyw wstydu na cały powiat i dobrze znanej wszystkim obecnym, złej reputacji miejscowych bandziorów. Kobusińska odczekała kilka minut, pozwalając dać upust emocjom. W końcu walnęła pięścią w stół i kazała wszystkim zamknąć mordy.
- Krzykiem nic nie uradzimy - wyjaśniła swoje zachowanie. - Tu trzeba mózgownicą ruszyć.
- Owszem, to hańba - Sołtys rozłożył dłonie na stole - Ale to nie nasza w sumie sprawa. To jest kobieta z innego kraju i nic nam do jej krzywdy.
- Durnyś i tyle. - Kazik Kwik stuknął się palcem w czoło kilka razy. - A twój syn, co u Niemca robi od roku. Jakby jemu coś się stało, to też kazał byś szwabom się nie wtrącać.
Sołtys przyznał mu rację, ale ze względu na zajmowane stanowisko wolał na razie się już nie odzywać, uznając milczenie za politycznie poprawne i bezpieczne dla powagi urzędu.
- Mordę im też obić - odezwał się jeden ze stojących przy stole. - A jak będą już błagać o litość, to zaraz powiedzą, gdzie jest dzieciak.
Przez chwilę kilka głosów przyznawało mu rację, aż głos zabrał Kazik Kwik.
- To rasowe bandziory. Nie mają skrupułów i potrafią walczyć, a do tego mają przecież broń. To nie takie proste skopać im tyłki. Znów kilka głosów przyznało mu rację. Dyskusja rozgorzała na nowo. Część zebranych gorąco zaangażowała się w dyskusje, kilku milczało, delektując się darmowym samogonem i pewnie sytuacja nie zmieniałaby się przez kolejne godziny, gdyby do izby nie wpadł zdenerwowany Maciek. Oddychał szybko i głęboko, opierając drżące dłonie o blat stołu. W końcu sięgnął po karafkę z domowym alkoholem pociągnął solidnego łyka i krzyknął na cały głos.
- Kościół się pali.
Zerwali się z miejsca jak na komendę. Biegli do drzwi, wzajemnie się potrącając. W sekundę zapomnieli o dziewczynie pobitej, zgwałconej i jej porwanym dziecku.
Natasza wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia. Szła za grupą krzyczących mieszkańców. Patrzyła na języki ognia, coraz bardziej oplatające nieduży kościół. Ludzie zaczęli gasić pożar. Ustawieni w linii podawali sobie wiaderka napełniane wodą.
Natasza usiadła na krawężniku, patrząc bez zainteresowania na nierówną walkę z żywiołem. Nie miała już siły płakać.
Dwa domy na lewo od płonącego kościoła zauważyła postać wynurzająca się z wnętrza domu. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz i ledwo utrzymując równowagę, zaczął sikać na klomb z kwiatami przed budynkiem.
Natasza drgnęła nerwowo. Rozpoznała rosłego blondyna, który oddając mocz, z odwróconą głową w stronę pożaru, śmiał się, wystawiając gaszącym pożar środkowy palec.
Zerwała się na równe nogi i szła w jego kierunku. Opamiętała się w porę, a rosły dąb wystarczająco ją ukrył przed wzrokiem bandziora. Poczekała, aż ten wróci do środka domu i podeszła do okna.
W pomieszczeniu święciła się tylko lampka nocna, na którą ktoś zarzucił czerwoną koszulkę. Jej oprawcy spali, siedząc na krzesłąch z głowami na blacie. Blondyn jeszcze się wiercił, ale Natasza wiedziała, że wkrótce też zaśnie, upojony alkoholem. Przez ciągnące się w nieskończoność minuty, czekała cierpliwie, kiedy zapadnie w sen. Co chwilę zerkała przez okno, ale nie mogła dojrzeć syna.
W końcu głowa blondyna opadła bezwładnie na pierś. Ukrainka weszła do budynku i nacisnęła na klamkę pierwszych drzwi po lewej stronie przedpokoju. Zawiasy zaskrzypiały, a ona znieruchomiała przerażona. Odczekała pół minuty, ale do jej uszu nie dobiegł żaden dźwięk poruszenia w pokoju. Weszła do środka.
Rozglądnęła się nerwowo po pomieszczeniu, lecz nie zauważyła syna. Zaklęła pod nosem i już nie czując strachu, minęła stół ze śpiącymi i podeszła do wersalki. Podniosła kurtki leżące na posłaniu i zobaczyła Saszę.
Wzięła ostrożnie syna na rękę, mając ochotę jak najszybciej uciec z tego miejsca. Doszła do drzwi i zatrzymała się w pół kroku. Na stole leżała cała sterta banknotów, przemieszana z kartami do gry. Zrobiła niepewny krok w tamtą stronę
- Za krzywdy moje i dziecka - wyszeptała.
Wciskała banknoty w pośpiechu do reklamówki trzymanej w dłoni.
- Śpij malutki, śpij - zanuciła kiedy dziecko zaczynało się budzić.
Na podłodze pod ścianą zauważyła skrzynkę ze spirytusem, a na stole leżała zapalniczka. Odłożyła reklamówkę na podłogę i zaczęła odkręcać kapsle na butelkach.
- Śpij malutki, śpij.
Nie czuła żadnych emocji, polewając ciała śpiących spirytusem. Nie bała się, że ich obudzi.
Płomień zapalniczki liznął alkohol rozlany na stole. Na początku leniwie, po sekundzie rozbłysł w całej swej mocy. Natasza wybiegła z pokoju.
Patrzyła na gaszących pożar i uśmiechała się tajemniczo, ściskając foliową torbę w dłoni. Chciała wrócić do Kijowa, zapominając o wszystkim, co się dziś wydarzyło.

Bez przebaczenia

2
Zawsze jak czytam twoje historie, to mam potem straszny niedosyt i depresję. Niedosyt, że tak szybko się skończył, a depresję, bo chyba nigdy nie będę pisać nawet w podobny sposób. Tekst, który wstawiłeś jest brutalny i bardzo prawdziwy, a postać Nataszy ma coś w sobie. Mnie osobiście bardzo podobała się historia, a ewentualnymi błędami niech zajmą się specjaliści. :P
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman

Bez przebaczenia

4
Tomku, przeczytałam, przyznam nawet z pewnym zaciekawieniem. Narracja płynie nieźle, jest wszystko na miejscu - wstęp, akcja, dialogi, opisy, zakończenie.
Są literówki, niektóre zdania do poprawienia, ale przepraszam - nie mam siły punktować. Nie dlatego, że tak dużo, ale dlatego, że nie uważam się za specjalistę ;) Człek prosty mi się w oczy rzucił - "człowiek" by wystarczyło, po co ta stylizacja.
Co do fabuły - takie mocne historie - moim zdaniem oczywiście - trzeba opowiadać jeśli krótko, to mocno (u Ciebie nie jest mocno niestety, coś się rozmywa, przeszkadza na przykład zbyt lekka kreska w rysunku postaci postaci). Czegoś mi zabrakło. Nie widzę na przykład zupełnie motywacji mieszkańców wsi - dlaczego zamiast wezwać policję robią zebranie? Powiesz - bo to taka wieś. ALe dlaczego to taka wieś, skąd takie hermetyczne środowisko i dlaczego w takim razie tolerowali dotąd Ukrainkę? Zabranie dziecka i zachowanie "gangsterów" też mi się kupy nie trzyma. Znowu - po co? Czemu tak bez sensu? Czemu dzieciaczek spał? A wcześniej - "zawsze miły i uprzejmy" pracodawca, który kupuje chodzik dla dziecka pracownicy nagle bierze udział w brutalnym gwałcie... Podaruję sobie zastanawianie się czy Natasza byłaby w stanie chodzić po takim potraktowaniu :(
Ale w każdym razie - jest dobry tekst szkoleniowy. Tylko zastanów się czym chcesz wzbudzać emocje Czytelnika - czy tylko brutalnością?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Bez przebaczenia

5
Brutalna scena, miała być tylko pretekstem do pokazania znieczulicy... nad dzieciem i zgwłaconą kobietą się zastanawiają, a do palącego się kościoła zaraz lecą.
Tolerowali Ukrainkę, bo to tylko tania siła robocza zza WSCHODNIEJ GRANICY.
Zachowanie gangsterów bardzo normalne, jak zaczną pić i ćpać, to każda logika traci sens.
Trzeźwy facet kryje się z zachciankami, a kiedy wychla, to hamulce puszczają.
Czy byłaby w stanie chodzić? Na szczęście nie ma pojęcia i uznałem, że po czterech kodeinach, sporej ilości wódki i szaleństwem w głowie GDZIE JEST MÓJ SYN?, to chyba by jednak mogła.
Pewnie, że chciałbym rewelacyjnym stylem pisania, ale jeżeli takiego nie posiadam...
Dziękuję za komentarz. :)

Bez przebaczenia

6
Tomku, ale właśnie mi o to chodzi - to ma być widać w tekście.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Bez przebaczenia

8
Akurat co do zachowania Nataszy nie mam większych zastrzeżeń. Każda matka, której porwaliby dziecko zrobiłaby wszystko aby je odnaleźć. Dopaść tych, którzy ośmielił się podnieść na nie rękę i wymierzyć sprawiedliwość.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman

Bez przebaczenia

10
Nie wyjaśnić. Pokazać. Czasem są potrzebne takie "rozkminy" co bohater sobie roi w głowie - ale to moim zdaniem w dłuższych tekstach. W krótszych trzeba celnych zdań i obrazów "wartych więcej niż tysiąc słów" ;)
Na przykład ten monet, gdy Maciek przybiega z wieścią, że kościół się pali (pominę, że nikt po straż nie zadzwonił) - to, że musi się uspokoić i pije bimber zanim powie - super. Pokazujesz co się z nim dzieje, co mu to zrobiło. Potem oni wybiegają i informujesz, że zapomnieli o Nataszy. Moim zdaniem to średnio potrzebne. A jakbyś tak pokazał to od niej? Jej emocje. Co poczuła gdy zostawili ją samą? Czemu poszła za nimi?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Bez przebaczenia

11
ithi pisze: . W krótszych trzeba celnych zdań i obrazów "wartych więcej niż tysiąc słów"
To jest kwintesencja całej rozmowy... tylko jeszcze, to trzeba umieć zrobić... znaczy napisać :ups:
Pokazuj nie opisuj szkoda, że cały czas o tym zapominam. :ups:

Bez przebaczenia

12
Zauważ, że jest sporo momentów w tekście kiedy właśnie pokazujesz. :)
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Bez przebaczenia

13
ithi pisze: Zauważ, że jest sporo momentów w tekście kiedy właśnie pokazujesz.
<3 <3 <3
Metafora sportowa
W biegu na 110 przez płotki, większość tych płotków przewróciłem, ale dwa udało mi się przeskoczyć. :)

Bez przebaczenia

14
Zauważyłem kilka może nie błędów logicznych, ale nieścisłości, skrótów myślowych, niekonsekwencji. Np. w sytuacji, gdy matka na wieść o pobiciu Ukrainki wzrusza ramionami, ale gdy dowiaduje się, że oprócz tego doszło do porwania dziecka, nagle zmienia postawę o 180 stopni i postanawia działać. Albo "zobaczyła podarte spodnie i krew na pośladkach Nataszy w oświetlonym pokoju" - nie proponuje jej rzeczy na zmianę ani choćby kąpieli, tylko stawia na stole samogon i polewa. No, takie szczegóły, ale każące się zastanowić nad realizmem poszczególnych zachowań.
Ogólnie dość ciekawy pomysł na opowiadanie, ale wszystko dzieje się zbyt szybko, zemsta pojawia się na końcu jako logiczne domknięcie całości (choć przecież nie trzeba było jej domykać), jest spłaszczona emocjonalnie, bez zarysowanej plątaniny myśli w głowie bohaterki, i przez to nie budzi emocji w odbiorcy. Ot, logiczne rozwinięcie, zrobili coś złego i ponieśli karę.
marzy nam się jokohama
hotel z dymu i szkła
taki mały dramat
fałsz i banał

Bez przebaczenia

15
Przebijacz gór pisze: Np. w sytuacji, gdy matka na wieść o pobiciu Ukrainki wzrusza ramionami, ale gdy dowiaduje się, że oprócz tego doszło do porwania dziecka, nagle zmienia postawę o 180 stopni i postanawia działać. Albo "zobaczyła podarte spodnie i krew na pośladkach Nataszy w oświetlonym pokoju" - nie proponuje jej rzeczy na zmianę ani choćby kąpieli, tylko stawia na stole samogon i polewa. No, takie szczegóły, ale każące się zastanowić nad realizmem poszczególnych zachowań.
Pozwolę sobię się nie zgodzić...
Olała pobicie, bo co ją obchodzi, że jakaś cudzoziemka dostała po pysku. Sama pewnie nie raz dostałą, więc... Co innego, gdy zauważa slady gwałtu i dowiaduje się o porwaniu dziecka. Każdy normalny człowiek by się tym przejął.
Końcówka jest spłaszczona emocjonalnie, bo nie było czasu na rozmyślania. Dziewczyna miała tylko chwilę by zacząć działać.
Dziękuje za komentarz. :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”