WWWChodziliśmy dwa lata tą samą ulicą nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi. Co się zdarzyło? Co musiało się zdarzyć, że przez następne lata nie mogliśmy oddychać, śmiać się a nawet płakać nie będąc razem? Co sprawiło, że nie istniało nic poza nią? Poza nami?
WWWTo zdarzyło się pod koniec lipca. Siedziałem w nowo otwartej restauracji nieopodal rynku nazywała się "Borgio" i była jak na standardy naszego miasteczka zbyt wielka i nowoczesna. Mi zupełnie to nie przeszkadzało lubiłem tam przychodzić. Zamówiłem kawę z mlekiem bez cukru, podziwiając przy tym walory kelnerek. Wszystkie krzątały się po sali pytając co pięć minut czy czegoś nie podać. Jedna przeszła obok ubrana w obcisłe fioletowe spodnie, byłem pewien, że nie ubrała majtek. Widok ten wprawił mnie w dość osobliwy nastrój. Bardzo wymowny uśmieszek dość długo nie schodził z mojej twarzy. Jak zwykle siedziałem w środku. Dla mnie było stanowczo zbyt gorąco, dlatego niezmiernie wdzięczny byłem za cudowny wynalazek ludzkości jakim była klimatyzacja. Gdy myślałem już o powrocie do domu spojrzałem przez okno. Stan w jakim się wówczas znalazłem był nie do opisania, to dziwne uczucie, nigdy wcześniej nie zaparło mi tchu. Poczułem się jak we śnie, wszystko wokoło zwolniło, nawet te rozbiegane kelnerki jakby stanęły w miejscu. Siedziałaś na tarasie popijając zielonego drinka, a ja przyglądając jej się zza szyby nie potrafiłem i nie chciałem się przebudzić. Bo to był sen, to wszystko musiało być snem, bo tylko w snach można poczuć się tak naprawdę i do końca szczęśliwym. Wstałem od stolika i nie mając w portfelu drobnych zostawiłem niechętnie pod talerzykiem 20 zł. Przez głowę przewinęła mi się myśl o tej kelnerce w fioletowych spodniach, która za mój hojny napiwek kupi sobie wreszcie te majtki. Powoli idąc w stronę tarasu zapaliłem papierosa, nie mogłem się powstrzymać by tego nie zrobić. Szedłem w oparach szarego dymu, oddychając głęboko, starając się tylko by nie zatracić rytmu kroków zsynchronizowanych z biciem własnego serca. Spojrzałem pod nogi. Taras pokryty był płytkami tworzącymi czarno-białą szachownicę. Z uwagi na fakt, że miałem dobry humor i potrzebowałem szczęścia, wybierałem tylko białe. I tak przeskakiwałem z jednego kafla na drugi a potem następny i następny. Pamiętam, że było ich tak cholernie dużo, między mną a tobą. Szesnaście białych i tyle samo czarnych, dwa stoły i cztery krzesła. Uśmiechałaś się tak pięknie do swoich myśli a może tylko do tych ludzi przechodzących obok? Wiatr sprawiał, że twoje włosy falowały, żyjąc niemal własnym życiem, wtedy zobaczyłem w tobie prawdziwy ideał, boginię, moje bóstwo wolności. Myślałem tylko - czy posiadałem wobec niej jakiekolwiek prawa? Czy mógłbym jej dotknąć? Czy nie jest już grzechem samo patrzenie na nią? Bo kim, że ja jestem? Nikim i niczym.
- Tu nie wolno palić proszę Pana! - powiedziała blond kelnerka, która zatrzymała się przy mnie. W jej pięknych piwnych oczach widziałem desperacje - swoje oblicze.
Zawróciłem.
Wyszedłem szybko. Za drzwiami, ze złością rzucając tą resztkę nadziei na ziemię, butem dławiąc żarzące się resztki.
"Wspomnienie"
1
Ostatnio zmieniony pn 12 mar 2012, 21:15 przez Adam Blitz, łącznie zmieniany 3 razy.