Strumień świadomości jest w gruncie rzeczy bardzo trudną techniką pisarską, nawet w swojej najprostszej postaci, czyli sprowadzony do monologu wewnętrznego jednej osoby, jak u Ciebie. Przemieszanie zapisu emocji i refleksji nad sprawami najróżniejszymi, połączone ze swobodnymi przeskokami myślowymi, a wyrażone urywanymi zdaniami o luźnej konstrukcji to zabieg, który sprawia, że czytelnik bardzo szybko może przestać nadążać za autorem (narratorem) i stwierdzić, że niewiele go taki tekst obchodzi. Dlatego pisarze posługujący się tą techniką albo starają się oferować czytelnikowi jakieś niebagatelne przemyślenia, które przyciągną jego uwagę, albo łączą strumień świadomości z innymi typami narracji.
W takiej prozie nie osiągającej pułapu kwalifikującego do Nobla sprawdzają się przede wszystkim monologi wewnętrzne dość krótkie, związane z jednym wydarzeniem, które wywołało na przykład wściekłość bohatera albo jego rozpacz – można wtedy rozegrać narastanie emocji, które osiągają punkt kulminacyjny, a potem następuje ich rozładowanie z pożytkiem dla dalszej akcji.
U Ciebie są dwa plany, na których coś się dzieje. Jeden, to emocje dziewczyny, która straciła psa. Wiadomo, że to zatruje jej cały dzień, może nawet niejeden. Drugi, to przebieg tego właśnie dnia: nic szczególnego, gdyż trudno uznać takie błąkanie się po ulicach, czy nawet wyjazd kolejką do Otwocka, za jakieś wydarzenia ekscytujące. Te dwa plany należałoby jakoś harmonijnie połączyć. Ty natomiast wtopiłaś przebieg całego dnia w monolog, co sprawiło, że wszystko rozpływa się w takim ogólnym, dość jednostajnym jęku i narzekaniu, bez tempa i bez żadnej kulminacji. Psychologicznie to byłoby nawet uzasadnione, takie przejście rozmaitymi meandrami od śmierci psa do stwierdzenia, że jestem gruba, głupia i nikt mnie nie kocha, ale czyta się ciężko. Tym bardziej, że powikłałaś ten „strumień” wprowadzając narrację pierwszo- i trzecioosobową, czasem nawet w jednym zdaniu, co prowadzi do rozmaitych zgrzytów, jak tutaj:
zadzwoniła więc do drzwi, otworzyła jej mama, nadal wyglądała okropnie smutno i słabo, była tak nieszczęśliwa, było mi jej tak żal, przytuliła mnie, jej znajomy zapach uspokajał mnie, poszłam do pokoju i położyłam się do łóżka
Mama otworzyła
jej, ale przytuliła
mnie.
Owszem, można łączyć dwa typy narracji, ale nie mieszać w sposób całkowicie dowolny.
Na plus mogę natomiast policzyć zakończenie opowiadania. Dziewczyna wraca do domu, burza myśli i uczuć przemija i nawet jakaś tęcza się pokazuje. Jak w życiu, bez fajerwerków, ale za to wiarygodnie.