fragment [obyczaj/kryminał]

1
Witajcie,

zdaję sobie sprawę, że ocena fragmentu jest trudna, momentami wręcz niemożliwa, dlatego nie proszę o interpretację samą w sobie, lecz o parę zdań na temat stylu: czy jest szkodliwy, czy cokolwiek uniemożliwia, jak daleko mogą sięgnąć jego granice.
To dla mnie bardzo ważne. Będę wdzięczny, jeżeli zechcecie mi pomóc.

Pozdrawiam.

PS: Akapity zastąpiłem wolną linijką.

* * * * *

Niby wzgórze a niby kocioł, tak szczerze powiedziawszy, jedno i drugie: i wąwóz, do którędy dociera się zewsząd i którego każda ze ścieżek doprowadza w jedno miejsce, i wzgórze, a u jego szczytu wtopione twardo fundamenty Berghausu - Domu-Góry lub Domu na Górze, liczącego dawno temu nie mniej, niż cztery piętra; i obszerną piwnicę.

A ścieżki wąwozu, te, co to osobno, a jakby wspólnym głosem, doprowadzają w jedno miejsce, stanowią właśnie przyczynek do krańca, którym okazuje się Dom. Dom jako ruina i Dom jako meta: taki punkt zbiorczy wszelkiej maści dygnitarzy, bezpruderyjnych, ćpunów i pijaczków, zawzięcie doszukujących się w swym życiu sensu.

Dotarłem tam, gdy miałem lat, hm, szesnaście. Tak, dobrze pamiętam, kilka dni wcześniej obchodziłem urodziny i przy stole zebrało się paru znajomych; pamiętam, że przynieśli kartki z życzeniami, a na okładce tych kart widniała śliczna liczba szesnaście. Raz jednokolorowa, raz wyglądająca na taką, co to przeżyła zderzenie z tęczą: szesnastka pod różnymi postaciami. Któraś była wystarczająco wymyślna, żeby pomyśleć, że jej autor musiał być na niezłym haju. Tak skomplikowana i tak bzdurna, że nikomu nie chciałoby się jej opisywać.
Zresztą, to bez znaczenia.

Mieliśmy rok dwutysięczny...dzie... Wiąty. Albo troszkę późniejszy. Nie! dziewiąty, przecież te moje urodziny, szesnaste. Wszystko się zgadza.

Mieliśmy rok dwutysięczny dziewiąty i mnóstwo pomysłów w głowie. My, to znaczy ja, Wiola, Ponury, wówczas udzielający się jeszcze trójpostaciowo i od siebie suwerennie: Wiola zaledwie paradowała w moich myślach, a Ponury wchodził w skład legendy Żniwiarza, postaci wskroś mitologicznej, momentami wręcz bajkowej - szkieletor skryty pod czarnym płaszczem (...)
Ostatnio zmieniony śr 10 sie 2011, 17:34 przez gabim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Zobaczyłem, że zero komentarzy więc postanowiłem coś napisać od siebie. Na początek powiem, że nie dziwię się małym zainteresowaniem. Niby krótki fragment, ale czytało mi się go bardzo ciężko. Może się nie znam na zabawach stylem, ale mówiąc jako czytelnik to pierwsze dwa akapity spowodowały tylko tyle, że chciałem trzy razy przestać czytać (niezły wynik tak przy okazji). Potem zdania trochę znormalniały, ale i tak było ciężko.

Czy taki styl jest szkodliwy? Według mnie tak. Czy coś uniemożliwia? Jak dla mnie płynne czytanie. Po za tym fragment jest o niczym, a na pewno nie o czymś co by tłumaczyło takie... kombinowanie.

A teraz parę zdań które jakoś mi szczególnie w padły w oko (raczej w tym złym sensie)
Niby wzgórze a niby kocioł, tak szczerze powiedziawszy, jedno i drugie: i wąwóz, do którędy dociera się zewsząd i którego każda ze ścieżek doprowadza w jedno miejsce, i wzgórze, a u jego szczytu wtopione twardo fundamenty Berghausu - Domu-Góry lub Domu na Górze, liczącego dawno temu nie mniej, niż cztery piętra; i obszerną piwnicę.
Nie zrozumiałem do końca, chyba chodziło o jakiś dom na wzgórzu.
"Niby wzgórze a niby kocioł" - tu przecinka brakuje. "Do którędy dociera" - tu wymiękam. Jeżeli to przez styl, to źle, jeżeli nie to też. "A u jego szczytu" - też to jakieś takie dziwne jest, nie lepiej pewnie napisać na jego szczycie?
Mieliśmy rok dwutysięczny...dzie... Wiąty. Albo troszkę późniejszy. Nie! dziewiąty, przecież te moje urodziny, szesnaste
Tutaj pomieszanie z dużymi i małymi literami, nie sądzę by był to jakiś zabieg stylistyczny więc lepiej poprawić.

Dobra, tyle, mnie się nie podobało, niestety. Może znajdzie się tu ktoś, kto lepiej się zna i da ci jakieś wskazówki co można z tym tekstem robić.
autor musiał być na niezłym haju.
Niech to będzie taką pozytywną pointą ;).

Pozdrawiam i powodzenia.

3
czy jest szkodliwy, czy cokolwiek uniemożliwia, jak daleko mogą sięgnąć jego granice.
Nie rozumiem o co pytasz. Styl może być ciężki i niezrozumiały. No i jest. Wzgórzo-kocioło-wąwozo-dom to coś co naprawdę trudno sobie wyobrazić. Ruino-meta dla wszystkich ludzi. Co mają do tego szesnaste urodziny?
O ile nie chodzi nam o tworzenie do szuflady, to sensem pisania jest takie wyrażenie tego, co nam w głowie siedzi, by inni mogli również to zobaczyć i zrozumieć.
pamiętam, że przynieśli kartki z życzeniami, a na okładce tych kart widniała śliczna liczba szesnaście. Raz jednokolorowa, raz wyglądająca na taką, co to przeżyła zderzenie z tęczą: szesnastka pod różnymi postaciami.
To zderzenie z tęczą jest bardzo ładne.

4
Niestety, mi sie nie podoba. Chyba z prozaicznego odczucia - ani nie wiem o co w tym chodzi a tym bardziej, nie wiem dla kogo i po co zostalo to napisane.

Cos w stylu: "kochany pamietniczku, dzisiaj w szkole dostalem nagane"

[ Dodano: Pon 08 Sie, 2011 ]
Edit. Jedno pytanie - chcesz pisac powiesc czy jakas nowele filozoficzna albo, bron mnie panie Boze, filozoficzno/spoleczno/obyczajowa :D?

5
gabim pisze: nie proszę o interpretację samą w sobie, lecz o parę zdań na temat stylu: czy jest szkodliwy, czy cokolwiek uniemożliwia, jak daleko mogą sięgnąć jego granice.
Styl to nie łamańce językowe czy bombastyczne metafory, lecz zespół WSZYSTKICH środków artystycznych (formalnych), jakich użył autor, tworząc swoje dzieło (pisząc swój tekst). Dlatego, jeśli styl może być "szkodliwy", to wyłącznie wówczas, kiedy stosując te środki, autor nie osiągnął celu, jaki sobie postawił. Gdyby na przykład zamierzał znudzić i zniechęcić czytelników, i udałoby mu się to już po kilku pierwszych stronach, to niewątpliwie jego styl byłby bardzo odpowiedni, chociaż może trochę ciężki w odbiorze, oględnie mówiąc. Dlatego też nie ma właściwie "granic" stylu - każda, najpospolitsza nawet wypowiedź może być jego elementem, podobnie jak w architekturze elementem takim bywa szary beton albo nieobrobione drewno - jest tylko pytanie o sens wyboru pewnych środków, pod kątem ich odpowiedniości do zamierzonego celu.
Generalnie, od starożytności aż do wielkiej powieści realistycznej XIX wieku obowiązywała zasada, że styl powinien odpowiadać wybranemu tematowi. Z tej racji "powieść gotycka" musiała rozgrywać się w mrocznym zamczysku, a nie, na przykład, w modnym kurorcie, zaś nastrój tworzył upiorny blask piorunów, oświetlających pobladłe z grozy twarze bohaterów. Coś z tego podejścia przetrwało do dzisiaj, przynajmniej w pewnych gatunkach.
Dlatego, jeśli interesują Cię kwestie stylu, to sądzę, że powinieneś zacząć od wyraźnego określenia (przynajmniej dla siebie, bo być może nie chcesz od razu wykładać czytelnikowi kawy na ławę) spraw podstawowych: czasu i miejsca akcji oraz rodzaju bohaterów. W tej chwili trudno cokolwiek powiedzieć na pewno: Berghausów można spotkać wiele w Alpach, ale Sudety też by mnie nie zdziwiły. W jakiejś krainie fantasy Berghaus też się może znaleźć, czemu nie? Wiola i Ponury to "realni" przyjaciele narratora, czy też twory jego fantazji? A może to istoty z jakiegoś świata alternatywnego? Rozbicie narracji na bardzo krótkie akapity, treścią właściwie ze sobą nie powiązane - tak Ci wyszło przypadkiem, czy to świadomy zabieg, który będziesz stosować w całym tekście?
Dopiero po określeniu takich warunków wyjściowych można zastanawiać się nad wyborem pewnych środków stylistycznych czy nawet motywów. Na przykład: wzgórze-kocioł-dom-nie-wiadomo-co-jeszcze w opowiadaniu stricte realistycznym dosyć by mnie drażniło. W jakichś wstawkach onirycznych albo rzeczywistości alternatywnej byłoby znacznie bardziej do przyjęcia.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”