Dziękuje za poświęcenie czasu na przeczytanie tego tekstu oraz wskazanie mi błędów. Bardzo lubię krytykę, więc możecie cały ten twór przecisnąć przez wasze krytykanckie sita o maleńkich oczkach. Pozdrawiam.
EMO-hard
Mateusz wstał po dziewiątej. Włączył komputer, nastawił ulubioną muzykę - chiński hardcore punk i poszedł, podśpiewując do łazienki. Patrząc w lustro, obmyślał plan uprzykrzenia kilku osobom życia. Po porannej toalecie, ubrał się w przetarte jeansy i czarną koszulką z białym napisem: NIENAWIDZĘ ŚWIATA. Ze stojącej obok łóżka nocnej szafki, wyjął czarny lakier do paznokci i piankę do włosów. Usiadł na łóżku, wtarł trochę pianki w swoje gęste czarne włosy i zabrał się do malowania paznokci.
Mateusz był założycielem EMO-hard, jedynej grupy dzieci normalnych inaczej, która wolała krzywdzić innych niż siebie. Dzisiaj poleje się krew, pomyślał i uśmiech rozświetlił jego bladą twarz. Zaraz też opamiętał się. Prawdziwy EMO-hard nie uśmiecha się nigdy, no może raz na tydzień, nie więcej. Swoją dawkę wykorzystał już dwa dni temu w środę, dzisiaj był piątek. Złamał żelazną zasadę, którą w końcu sam ustanowił. Należała się kara. Z nocnej szafki wyjął igłę i ukłuł się w kciuka.
- Aaaaaaaaaaaaa! - Rozległ się wrzask. Ale boli. Z palca pociekło kilka kropel krwi. Co jeśli to coś poważnego?
Chłopak pobiegł szybko do łazienki. Polał obficie kciuk wodą utlenioną i obandażował całą rękę. Teraz jest dobrze. Wyjął czarny Emo-fon z kieszeni i wybrał numer Marcina, który tworzył z nim grupę EMO-hard. Początki bywają trudne, ale miał nadzieję, że już niedługo przybędzie nowych członków. Zganił się w myślach za zbyt pozytywne myślenie.
- Czego? - odezwał się głos w słuchawce.
- To ja. Czas zając się pewnymi rzeczami.
- Czyli? - Marcin nie był zbyt rozgarnięty. Zawsze trzeba było mu wszystko dokładnie tłumaczyć.
- Czyli jak spotkamy się to ci wszystko wyjaśnię. O jedenastej koło parku, tam gdzie zawsze.
- Ok. - Rozłączył się.
Przed wyjściem z domu Mateusz zabrał komplet nożyków do papierów, dwie żyletki i kanapki w dużym czarnym opakowaniu śniadaniowym. Na dłonie założył czarne rękawiczki bez palców. Obandażowaną rękę ledwo udało mu się wcisnąć. Idąc w stronę parku, mijał ludzi z pogardą w oczach. Wszyscy mnie popamiętają, ich szczęśliwe minki znikną jak ścięte kosą grzyby. Ale czy grzyby się ścina kosą? Zastanowił się przez chwilę. Nieważne.
Marcin się spóźniał i to już całe czterdzieści minut. Mateusz usiadł na ławce niedaleko parku. Wyjął jeden z nożyków i zaczął strugać znaleziony kijek. O dwunastej zobaczył idącego kumpla z małym jamnikiem. Wygląd Marcina przeraził go bardzo. Miał na sobie różową koszulkę z napisem I LOVE YOU i jasne spodnie z naszytymi cekinami niebieskiej barwy. Co to wszystko ma znaczyć?! Mateusz szybko podbiegł do niego.
- Co to ma być?! – wrzasnął wściekły.
- Mama mi kazała go zabrać. Kiedy wychodzę strasznie piszczy. – Chłopak pochylił się i pogłaskał czule psa.
- Nie mówię o tym. W coś się ubrał gamoniu.
- Dostałem od mamy. Mówi, że ładnie w tym wyglądam. – Bronił się Marcin.
Mateusz pokręcił z dezaprobatą głową. Co za debil, z kim ja muszę się zadawać, pomyślał. Zielona trawa wraz z drzewami i ćwierkającymi słodko ptakami, budziła odrazę jaką założycielowi EMO-hard trudno było znieść. Marcinowi jednak to nie przeszkadzało, podobnie jak jemu psu, który biegał i machał wesoło ogonem. Przechadzając się po parku, zaczepił ich wysoki, łysy chłopak w dresach.
- Wyskakiwać z kasy i telefonów… cioty – przywitał się z emo. Na potwierdzenie swoich słów pchnął Marcina tak mocno, że ten upadł na wyłożoną żwirem alejkę. Pies zaczął szczekać na dryblasa.
Mateusz sięgnął do kieszeni po nożyk do papieru i wbił dresiarzowi go prosto w brzuch. Emo-knife, jak go nazywał, złamał się na trzy części. Nie tracąc czasu, wyciągnął kolejny nożyk i przejechał po szyi kompletnie zaskoczonego chłopaka, do którego teraz dotarło, że ma poważny problem. Krew tryskała wysoko ze śmiertelnej rany. Marcin trzymał psa, by nie pobrudził się czerwoną cieczą. Gdzieś czytał, że hemoglobina zostawia plamy, które ciężko się usuwa. Łysy upadł bez życia twarzą w żwir.
- Łap się za nogi. Schowamy go w krzaki. – Wydał polecenie Mateusz.
Tak też zrobili. Ciało przenieśli w gąszcz i zamaskowali je zerwanymi gałęziami. Plamy po krwi zasypali żwirem i ziemią.
- Szybka robota – pochwalił przyjaciela Marcin. – Który to już będzie?
- Dopiero czwarty w tym miesiącu. Mieliśmy farta bo sam się napatoczył. – Z czarnego pudełka wyjął kanapki i poczęstował kumpla. W nocy wróci na miejsce i pozbędzie się ciała. Przyniesie łopatę i wykopie mu piękny grób. Nakopie się sporo, w końcu dresiarz był wielki jak ich dwóch. Rozmyślania przerwał Mateuszowi niespodziewany kontakt jego twarzy ze żwirem. Szybko wydedukował, że został bezczelnie pchnięty przez jakiegoś idiotę, który nie wiedział z kim zadziera. Marcin krzyknął, upadając koło niego. Kilka osób zaśmiało się. Pies zaskomlał, kopnięty przez jednego z napastników.
- Wstawać emo dzieci! – wydarł się jakiś chłopak.
Mateusz odwrócił głowę w stronę agresorów. Trzech chłopaków w dresach pękało ze śmiechu. Bawili się w najlepsze.
- Na co się gapisz frajerze? Chcesz żeby przerobić ci tą słodką buźkę? – Jego pięść przywitała się czule z nosem Mateusza. Chłopak zawył, zalewając się krwią. Nie jest dobrze, pomyślał, sięgając nerwowo po nożyk.
- Dziewczynki nie powinny bawić się takimi zabawkami. – Kopnął w rękę emo, wytrącając narzędzie. – Prawda chłopaki?
- No! – odezwali się jednomyślnie kumple.
- Zostaw go – powiedział niepewnie, leżący jeszcze na żwirze Marcin.
Mateusz wstał pośpiesznie, zdążył wyjąc ze spodni żyletkę Gillette dla prawdziwych emo i chlasnął najbliżej stojącego chłopaka prosto w oko. Przeraźliwy krzyk rozniósł się po parku. Pozostałych dwóch dryblasów rzuciło się w stronę Mateusza. Pierwszy przewrócił się o wystawioną przez Marcina nogę i runął jak długi. Z drugim przeciwnikiem nie było najmniejszych kłopotów. Mateusz podniósł z ziemi nożyk i ciął napastnika w rękę, którą zasłonił twarz. Zaraz poprawił kolejnymi cięciami. Chłopak upadł na ziemię i skulił się, wrzeszcząc by przestał. Ten z uszkodzonym okiem rzucił się na nożownika, wymachując pięściami. Nie trafił ani razu, za to mógł bliżej zapoznać się z Emo-knife, który przejechał po jego zdrowym oku.
Marcin nie pozostawał w tyle. Podciętego przez niego dresa zdążył, zatłuc kamieniem. Drugi z agresorów tarzał się po ziemi, wrzeszcząc by zostawili go w spokoju. Mateusz z trudem zdołał wymierzyć w miejsce, gdzie znajdowała się tętnica udowa i bezceremonialnie przeciął czarny dresik. Oślepiony chłopak rzucił się do ucieczki, ale zatrzymał się na starym drzewie, w które rąbnął z całym impetem. Mateusz podszedł powolnym krokiem, pochylił się nad obezwładnionym dresem i przejechał mu głęboko po gardle nożem. Natychmiast pojawiła się krew.
- I po kłopocie - powiedział, rozglądając się po pobojowisku Mateusz.
- Mama mnie zabije… Poplamiłem koszulkę krwią, pies ledwo dycha… - martwił się Marcin, głaszcząc psa.
- Życie bywa trudne.
EMO-hard [hmm... groteska] +18
1
Ostatnio zmieniony pn 27 cze 2011, 12:43 przez piootrek87, łącznie zmieniany 2 razy.