Upał

1
Powrót po długiej nieobecności spowodowanej egzaminami, maturami i innymi pierdołami.
Każda krytyka mile widziana.


Upał stał się nie do zniesienia. Od ponad trzech tygodni słońce prażyło niemiłosiernie. W dzień z nieba lał się okrutny żar a w nocy temperatura nie spadała poniżej dwudziestu siedmiu stopni. Wszelkie próby robienia czegokolwiek za dnia paliły na panewce, więc Marek, tak jak z resztą większość ludzi, którzy nie mogli pozwolić sobie na wyjazd nad wodę, skazany był na siedzenie w domu i beznadziejne wpatrywanie się godzinami w telewizor.
Próbował przesypiać upał a pracować w nocy, jednak to też nie pomogło. Temperatura była tak uciążliwa, że pomimo zasłoniętych okien i włączonej klimatyzacji nie był w stanie zasnąć na dłużej niż pół godziny. Jedynym efektem owego zabiegu było całkowite rozregulowanie rytmu snu i czuwania. Chodził ospały i osłabiony a cała ta sytuacja zaczynała go już denerwować.
Jednak pogoda nie była głównym powodem jego rozdrażnienia. Bardziej uciążliwe okazały się owady. Dom, który wynajmował Marek, położony był na skraju lasu, pomiędzy rozległymi polami i łąkami. Początkowo podobało mu się to miejsce. Teraz przeklinał je z całej duszy. Dni upływały mu więc na siedzeniu przed telewizorem i oganianiu się od natrętnych much i innych owadów, które pomimo moskitier w oknach znajdowały zawsze jakieś szczeliny, żeby wedrzeć się do środka i uprzykrzyć życie jedynemu lokatorowi.
Jedynemu, bo Marek mieszkał sam. Nie miał żony ani nawet dziewczyny a przyczyną takiego stanu rzeczy była jego praca a może bardziej kierunek studiów. Większość znajomości kończyła się, kiedy pojawiał się ten temat.
- A co studiujesz? - padało pytanie.
- Medycynę.
- O! A jaki kierunek?
- Patologię.
Po tym słowie padało nieśmiertelne „ Aha” i na tym znajomość się kończyła. Chłopaki z roku też byli jacyś dziwni, z żadnym z nich Marek jakoś się nie zaprzyjaźnił.
Uczył się słabo i groziło mu, że będzie musiał powtarzać rok. Dostał jednak ostatnią szansę. Jeżeli napisze dobrą pracę na podany temat, otrzyma promocję. Postanowił na jakiś czas wyjechać z miasta w nadziei, że na wsi znajdzie spokój i będzie mógł pracować. Wynajął więc domek w malowniczo położonej okolicy a jego jedynym towarzyszem był pies imieniem Saba. Chłopak zabrał czworonoga ze sobą, bo jakoś nie uśmiechało mu się całkowicie samotnie siedzieć przez dwa tygodnie w wynajętym domu.
Marek stał teraz przy oknie i mrużąc oczy wpatrywał się w słupek rtęci zaokiennego termometru.
- Słońce już zaszło a na dworze trzydzieści trzy stopnie. No nic, tak czy siak trzeba się zabrać do roboty – Pomyślał zirytowany. Zasłonił okno i poszedł do sąsiedniego pokoju, który traktował jako swój „gabinet” do pracy.
Tutaj było nieco chłodniej, pomieszczenie po północnej stronie domu nie nagrzewało się tak bardzo od promieni słońca. Umeblowanie było skromne, acz wystarczające: biurko, dwa krzesła, regał i półka na książki. Marek korzystał tylko z krzesła i biurka, którego blat zawalony był książkami i papierami. W tym bałaganie znajdował się jeszcze laptop, stołowa lampka na wysięgniku i popielniczka.
Chłopak usiadł, włączył światło do pracy, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Uruchomił laptopa i zaczął pisać. Po niedługim czasie do pokoju wszedł Saba.
- Co jest, piesku? Tobie też gorąco? – Odezwał się Marek i pogładził zwierze po łbie. Czworonóg polizał dłoń swojego pana i przywarował przy krześle.
Marek wrócił do pracy. Odszukał pomiędzy rozrzuconymi papierami Encyklopedię Anatomii i znalazłszy odpowiednie hasło zaczął przepisywać definicję. Nie chciało mu się pracować. Całodzienny upał sprawił, że chociaż nie było zbyt późno, oczy same mu się zamykały. Przetarł dłonią twarz, zapalił kolejnego papierosa, żeby odpędzić senność i pisał dalej.
Nagle pies podniósł łeb i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwierze zerwało się i pobiegło w stronę wejściowych drzwi.
- Saba! – Krzyknął za nim Marek, ale bez skutku.
Z westchnieniem zamknął laptopa i ruszył w ślad za psem. Ten siedział na dywanie w przedpokoju i usilnie wpatrywał się w drzwi.
- Co jest piesku? Chcesz wyjść? – Zapytał, patrząc na zwierze. - No dobra. – Pomyślał i zdjął z wieszaka smycz. - Chodź Saba. – Rzekł otwierając drzwi.
Kiedy tylko je uchylił, pies wyskoczył na zewnątrz i jak strzała pomknął w ciemność. Po chwili już go nie było.
- Saba! – Krzyknął za nim zdezorientowany chłopak – Saba wracaj! - Rozejrzał się za czworonogiem, ale na dworze ciemno było, że oko wykol. Wrócił więc do domu po latarkę i zły jak wszyscy diabli poszedł szukać psa. Sprawdził podwórze, altanę i ogród za domem, ale Saby nigdzie nie było.
- Co mu odbiło? – Pomyślał zirytowany do ostateczności. – Nigdy tego nie robił. Saba! – Krzyknął w ciemność. W odpowiedzi usłyszał ujadanie. Dochodziło z zachodu, czyli stamtąd, gdzie znajdował się przylegający do ogrodu las.
- No ładnie, zabrać miejskiego psa na wieś… - Mruknął sam do siebie i podszedł do furtki w płocie otaczającym ogród. Otworzył ją z piskiem nieoliwionych zawiasów i po raz kolejny zawołał psa. Bezskutecznie.
Zaklął więc pod nosem i wszedł pomiędzy drzewa. - Saba. Saba! – krzyczał, kierując światło latarki nisko na zarośla – Saba wracaj!
Szedł dalej, ale pies wsiąkł jak kamfora. Chciał już wracać do domu, kiedy w zaroślach, jakieś trzy metry przed nim coś zabłyszczało. Skierował tam snop światła i przyjrzał się dokładniej. Dwa okrągłe, symetryczne punkty odbijające blask latarki. Oczy zwierzęcia.
- No jesteś wreszcie! – Marek odetchnął i postąpił krok naprzód, ale zatrzymał się. Te oczy były zbyt duże, za szeroko rozstawione, nie należały do Saby. Stał tak i patrzył w hipnotyzujące, błyszczące ślepia.
Nagle usłyszał tuż za plecami głuche warczenie. Przerażony odwrócił się i skierował latarkę w stronę, z której dochodził dźwięk. Saba stał tuż za nim i warczał, obnażając kły. Oślepiony światłem pies natychmiast odskoczył w bok, znikając Markowi z oczu.
- Saba! – krzyknął chłopak i spojrzał tam, gdzie przed chwilą znajdowały się osobliwe ślepia.
Nie było ich teraz, w zaroślach nic już nie błyszczało.
- A pieprzyć to – pomyślał i chciał już wracać do domu. Nie zdążył jednak zrobić kroku, kiedy z głębi lasu dobiegło wściekłe ujadanie Saby.
Marek zapomniał o strachu sprzed chwili i puścił się biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Biegł przez zupełnie ciemny las, roztrącał gałęzie, co chwila potykał się o korzenie, latarka okazała się bezużyteczna. Krótki skowyt, potem w skomlenie, coraz słabsze, aż nastała cisza.
- Gdzie teraz? – Pomyślał chłopak – Saba! – Krzyknął, ale bez nadziei, że to poskutkuje.
Nasłuchiwał i wodził latarką wokoło, próbując ustalić, w którą stronę powinien teraz pójść.
- Zaraz, a jak teraz wrócić? – Pomyślał i uświadomił sobie, że zaszedł tak daleko, że nie wie, gdzie jest. Nagle coś poruszyło się w świetle latarki.
- Może to Saba? – pomyślał i teraz już powoli, uważając na korzenie i gałęzie, ruszył przed siebie.
- Boże! Saba! – krzyknął chłopak i klęknął. Przed nim leżał zakrwawiony pies. Oddychał, łapy darły jeszcze mech, ale na pierwszy rzut oka widać było, że sytuacja jest beznadziejna.
- Piesku…- szepnął Marek i pogładził umierające zwierze po łbie. Trwało to jeszcze przez chwilę, aż pies skonał.
Chłopak chciał go już wziąć na ręce i zabrać ze sobą, kiedy na lewo od siebie usłyszał cichy, rytmiczny szelest. Wsłuchał się w ten dźwięk.
- Coś się zbliża. – Zrozumiał i zerwał się na nogi. Odwrócił się w tamtą stronę i tuż przed sobą, na wysokości twarzy, ujrzał błyszczące ślepia. Nie myśląc już o niczym zerwał się do ucieczki, latarka upadła na ziemię.
- Trzeba biec! – Przemknęło mu przez głowę - Nieważne gdzie, nieważne dokąd, byle szybciej! Uciekać, uciekać!
Pędził przez kompletnie ciemny las, za plecami słyszał coraz bliższy odgłos łap, strach podcinał mu nogi, potknął się raz i drugi, w końcu upadł. Wszystko zgasło, zakotłowało się, coś go pochwyciło, rzuciło nim, poczuł ból w prawej dłoni, ostatnim rozpaczliwym zrywem targnął się….i obudził.
Otworzył oczy i krzyknął z bólu. W powietrzu unosił się przykry zapach tlącego się papieru. Prawa dłoń bolała, papiery, na których leżała były spopielone, słaby płomyk lizał róg Encyklopedii Anatomii. Saba siedział obok swego pana, skomląc niespokojnie i trącając go pyskiem. Chłopak zagasił tlące się papiery, pogłaskał psa i poszedł do łazienki, opatrzyć poparzoną dłoń.
- Cholera, ciekawe co by na to powiedzieli chłopaki z psychologii. – Pomyślał bandażując ranę. – Zmieniam studia.- Zawyrokował. – I rzucam palenie.
Ostatnio zmieniony śr 06 lip 2011, 23:49 przez tristan, łącznie zmieniany 3 razy.
W płucach mych jest dym
W sercu mym jest śmierć
W oczach mych jest lęk
W żyłach płynie rtęć

2
W dzień z nieba lał się okrutny żar(przecinek) a w nocy
Później też pojawiają się takie interpunkcyjne, przed a wstawiamy przecinek.
Nie miał żony(przecinek) ani nawet
Przetarł dłonią twarz, zapalił kolejnego papierosa, żeby odpędzić senność
Kuleje to zdanie, zamiast pierwszego przecinka powinien być jakiś spójnik.
Po chwili zwierze zerwało się
Zapytał, patrząc na zwierze
Powtórzenie
Rzekł otwierając drzwi
Jakoś nie pasuje mi to rzekł, czy nie lepiej postawić na prostsze powiedział?
Saba! – Krzyknął za nim Marek, ale bez skutku
Saba! – Krzyknął za nim zdezorientowany chłopak
Powtórzenie.
Biegł przez zupełnie ciemny las, roztrącał gałęzie, co chwila potykał się o korzenie, latarka okazała się bezużyteczna. Krótki skowyt, potem w skomlenie, coraz słabsze, aż nastała cisza.
Średnio wychodzą ci dynamiczne sceny- kawałek o latarce zupełnie nie pasuje(sens jest, ale ujęte powinno być to inaczej), pogrubione to literówka, zapewne chciałeś początkowo napisać zdanie inaczej.
że zaszedł tak daleko, że nie wie
Powtórzenie.

Wielkim minusem dla teksu(w moim odczuciu) było powtarzanie Saba, Saba, Saba- wiem, że tak wyglądałaby ta sytuacja- chłopak wołałby psa, lecz ty nie za każdym razem musisz używać akurat tego określenia. Zapominasz o niektórych przecinkach, lecz nie było to bardzo uciążliwe. Nawet oki tekst.

3
Upał stał się nie do zniesienia. Od ponad trzech tygodni słońce prażyło niemiłosiernie.
A może: Od ponad trzech tygodni słońce prażyło niemiłosiernie i upał stał się nie do zniesienia?
Lub coś w ten deseń. Za dużo zdań o tym słońcu...
więc Marek, tak jak z resztą większość (1)ludzi, którzy nie mogli pozwolić sobie na wyjazd nad wodę, skazany był na siedzenie w domu i beznadziejne wpatrywanie się godzinami w telewizor.
zresztą
(1) ludzi bym wykreśliła.
Mógł iść na basen. Lub do jakiegoś centrum handlowego z przyzwoitą klimatyzacją.
ps. Potem doczytałam, że mieszka na pustkowiu. No i po co tak czytelnikowi mieszać?
Próbował przesypiać upał a pracować w nocy, jednak to też nie pomogło.
pomagało.
Bardziej uciążliwe okazały się owady.
Wycięłabym to zdanie.
Dom, który wynajmował Marek, położony był na skraju lasu, pomiędzy rozległymi polami i łąkami.
No to na skraju lasu czy pomiędzy polami?
(...) uprzykrzyć życie jedynemu lokatorowi.
Jedynemu, bo Marek mieszkał sam.
Ten akapit niepotrzebny.
Uczył się słabo i groziło mu, że będzie musiał powtarzać rok. Dostał jednak ostatnią szansę. Jeżeli napisze dobrą pracę na podany temat, otrzyma promocję.
Używasz języka ucznia a nie studenta.
Wynajął więc domek w malowniczo położonej okolicy a jego jedynym towarzyszem był pies imieniem Saba. Chłopak zabrał czworonoga ze sobą, bo jakoś nie uśmiechało mu się całkowicie samotnie siedzieć przez dwa tygodnie w wynajętym domu.
... pies imieniem Saba, którego chłopak zabrał ze sobą...
plus skąd ten pies się wziął? Jego pies, kupił go sobie? Skąd go zabrał?
- Słońce już zaszło a na dworze trzydzieści trzy stopnie.
a na dworze nadal trzydzieści trzy stopnie.
trzeba się zabrać do roboty – Pomyślał zirytowany.
trzeba się zabrać do roboty - pomyślał zirytowany.
Zasłonił okno i poszedł do sąsiedniego pokoju, który traktował jako swój „gabinet” do pracy.
i przeszedł do sąsiedniego pokoju.
Cudzysłów niepotrzebny.
pomieszczenie po północnej stronie domu nie nagrzewało się tak bardzo od promieni słońca.
wystarczy samo nie nagrzewało się. Kropka.
Marek korzystał tylko z krzesła i biurka, którego blat zawalony był książkami i papierami. W tym bałaganie znajdował się jeszcze laptop, stołowa lampka na wysięgniku i popielniczka.
Za dużo szczegółów. Czytelnika interesuje bardziej co się dzieje a nie to, co dokładnie znajdowało się na biurku.
Chłopak usiadł, włączył światło do pracy, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Uruchomił laptopa i zaczął pisać. Po niedługim czasie do pokoju wszedł Saba.
Znowu szczegóły, które niczego nie wnoszą: można się domyślić że usiadł, na stojąco rzadko kto pisze. Poza tym, kolejność czynności mi zazgrzytała. Usiąść, włączyć lampę, laptopa, gdy ten się uruchamia zapalić papierosa. Przy Sabie raczej powiedziałabym że zajrzał do pokoju, przyczłapał lub coś podobnego. To "wszedł" zabrzmiało mi tu bardzo ludzko.
- Co jest, piesku? Tobie też gorąco? – Odezwał się Marek i pogładził zwierze po łbie. Czworonóg polizał dłoń swojego pana i przywarował przy krześle.
- co jest, piesku? Tobie też gorąco? - Marek pogładził zwierzę po łbie. Ten polizał dłoń swojego pana i przywarował przy krześle.
Marek wrócił do pracy. Odszukał pomiędzy rozrzuconymi papierami Encyklopedię Anatomii i znalazłszy odpowiednie hasło zaczął przepisywać definicję. Nie chciało mu się pracować. Całodzienny upał sprawił, że chociaż nie było zbyt późno, oczy same mu się zamykały. Przetarł dłonią twarz, zapalił kolejnego papierosa, żeby odpędzić senność i pisał dalej..
"Marek wrócił do pracy, choć nie chciało mu się pracować. Całodzienny upał..." i tak dalej.
encyklopedię anatomii
Nagle pies podniósł łeb i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zwierze zerwało się i pobiegło w stronę wejściowych drzwi.
- Saba! – Krzyknął za nim Marek, ale bez skutku.
Z westchnieniem zamknął laptopa i ruszył w ślad za psem. Ten siedział na dywanie w przedpokoju i usilnie wpatrywał się w drzwi.
Nagle pies podniósł łeb i zaczął nasłuchiwać. Po chwili zerwał się i pobiegł w stronę wejściowych drzwi.
- Saba! - krzyknął za nim Marek...

Masz problemy ze zdaniami. Są krótkie. A przez to potem aby nie powtarzać czegoś, gimnastykujesz się z zastępnikami: pies, czworonóg, zwierzę itd. Niepotrzebnie.
Zwróć też uwagę na to, jak buduje się dialogi.
Chodź Saba. – Rzekł otwierając drzwi.
Chodź Saba - rzekł otwierając drzwi.
Saba! – Krzyknął w ciemność.
Saba! - krzyknął w ciemność.
Rozejrzał się za czworonogiem, ale na dworze ciemno było, że oko wykol.
Powtarzasz informacje. Najpierw przesadzałeś ze słońcem i upałami, teraz z ciemnością.
Dochodziło z zachodu, czyli stamtąd, gdzie znajdował się przylegający do ogrodu las.
Dochodziło z przylegającego do ogrodu lasu.
- No ładnie, zabrać miejskiego psa na wieś… - Mruknął sam do siebie i podszedł do furtki w płocie otaczającym ogród.
- No ładnie. Zabrać miejskiego psa na wieś... - mruknął sam do siebie
można się domyślić że furtka jest w płocie. I teraz: czy dom stał w ogrodzie, czy ogród przylegał do domu? Jestem lekko zdezorientowana i zamiast skupiać się na tekście i akcji, zaczynam się zastanawiać, czy dom stoi w ogrodzie, czy ogród przylega do domu i jak to wszystko ma się do lasu i ucieczki psa.
Saba. Saba! – krzyczał,
Saba! Saba!
Skierował tam snop światła i przyjrzał się dokładniej. Dwa okrągłe, symetryczne punkty odbijające blask latarki. Oczy zwierzęcia.
Skierował tam snop światła. Dwa okrągłe, symetryczne punkty odbijały blask latarki. Oczy zwierzęcia.
Marek odetchnął i postąpił krok naprzód, ale zatrzymał się.
Marek odetchnął, zrobił krok naprzód i zatrzymał się.
Nagle usłyszał tuż za plecami głuche warczenie. Przerażony odwrócił się i skierował latarkę w stronę, z której dochodził dźwięk. Saba stał tuż za nim i warczał, obnażając kły.
Powtórzenie. Spokojnie można ominąć drugie warczenie, zwłaszcza, że pies jak warczy to obnaża kły.
i chciał już wracać do domu. Nie zdążył jednak zrobić kroku, kiedy z głębi lasu dobiegło wściekłe ujadanie Saby.
i chciał już wracać do domu, ale nie zdążył zrobić ani jednego kroku, kiedy...
- Gdzie teraz? – Pomyślał chłopak – Saba! – Krzyknął, ale bez nadziei, że to poskutkuje.
O ile można by uznać to "pomyślał" z dużej litery, jeżelibyś stosował ten zapis cały czas, ale tego nie robisz. "Krzyknął" z małej litery.
Nasłuchiwał i wodził latarką wokoło, próbując ustalić, w którą stronę powinien teraz pójść.
Jak to? Wcześniej uznajesz latarkę za bezskuteczną a teraz jej używasz. Wodzić światłem latarki.
- Coś się zbliża. – Zrozumiał i zerwał się na nogi. Odwrócił się w tamtą stronę i tuż przed sobą, na wysokości twarzy, ujrzał błyszczące ślepia. Nie myśląc już o niczym zerwał się do ucieczki, latarka upadła na ziemię.
- Coś się zbliża! - Zerwał się na nogi.
Zerwanie to gwałtowny ruch, po którym oczekujemy raczej dalszego gwałtownego poruszania się, na przykład galopu. I to w stronę przeciwną od błyszczących ślepi.
- Trzeba biec! – Przemknęło mu przez głowę - Nieważne gdzie, nieważne dokąd, byle szybciej! Uciekać, uciekać!
Przypuszczam, że w takiej sytuacji takie dialogi w głowie się nie rozgrywają. Raczej:
- Ratunkuuuuuuuuuuuu!
lub mniej cenzuralnie.
Pędził przez kompletnie ciemny las, za plecami słyszał coraz bliższy odgłos łap, strach podcinał mu nogi, potknął się raz i drugi, w końcu upadł.
Znowu mamy ciemność. Za plecami mógł słyszeć sapanie, trzask łamanych gałęzi ale nie odgłos łap.
"strach podcinał mu nogi" niepotrzebne.
argnął się….i obudził.
Otworzył oczy i krzyknął z bólu.
Obudził się, czyli otworzył oczy. Ponadto obudził się, bo go bolało a nie obudził się i zauważył że go coś boli.
- Cholera, ciekawe co by na to powiedzieli chłopaki z psychologii. – Pomyślał bandażując ranę. – Zmieniam studia.- Zawyrokował. – I rzucam palenie.
Skąd nagle w tekście psychologia?
Zbyt gwałtowne zakończenie. Tekst sprawia przez to wrażenie niedokończonego. Czytelnikowi przydałyby się jakieś dwa zdania przemyśleń, dlaczego zmienia studia i kończy z paleniem.

Masz problemy z budowaniem przekonywujących zdań. Za dużo tłumaczysz czytelnikowi tam, gdzie to niepotrzebne, za niejasno tam, gdzie chciałabym jakiegoś uszczegółowienia - jak z tym ogrodem na przykład. Zdania tworzysz krótkie. Bez względu na to, co się dzieje w tekście. Przez to tekst sprawia wrażenie monotonnego. Czy goni bohatera bestia, czy siedzi w upale w domu, czyta się podobnie.

Bohater - nie przekonał mnie. Nie ma w tekście jego emocji, wewnętrznych rozterek, przemyśleń. Pies umiera, a Marek tylko "Piesku"? Za mało dla mnie. Świat też wyszedł płaski: zero opisów, przymiotników nadających życie tekstowi.

Dialogi - popracuj nad prawidłowym zapisem.

Wiele rzeczy jest dla mnie nielogicznych. Skąd ta niechęć do patologii wśród dziewczyn? Co z tą pracą i studiami? Piszesz, od trzech tygodni żar się leje z nieba a Marek wynajmuje domek na dwa tygodnie. Czyli upały się zaczęły przed przeprowadzką. Nie mógł wynająć czegoś bliżej wody, z lepiej działającą klimatyzacją? I skąd u studenta tyle kasy? Wynajęcie domku to średnio 120 złotych za dobę nie licząc wyżywienia, netu i innych udogodnień.

Powiem tak: nie jest źle, pomysł na opowiadanie był. Niestety nie dopracowałeś go porządnie. Podobało mi się, choć wiele tu do poprawienia.

4
Ponieważ Ebru przeanalizowała już zdanie po zadaniu, chciałam skupić się głównie na treści Twojego opowiadania.
tristan pisze:- A co studiujesz? - padało pytanie.
- Medycynę.
- O! A jaki kierunek?
- Patologię.
Po tym słowie padało nieśmiertelne „ Aha” i na tym znajomość się kończyła.
O ile wiem, nie ma takiego kierunku studiów, jak patologia. Jest patomorfologia jako specjalizacja, ale do tego trzeba mieć ukończone studia medyczne i odpowiedni staż pracy. Jednym słowem - nie dla studenta.
Poza tym, nie przekonuje mnie taka izolacja towarzyska z powodu kierunku studiów. Że jedna dziewczyna mogła kręcić nosem, zgoda. Ale żeby tak wszyscy potencjalni znajomi? Kompletnie niewiarygodne.
tristan pisze:Jeżeli napisze dobrą pracę na podany temat, otrzyma promocję.
Jeśli napisze dobrą pracę semestralną (roczną), zaliczy ten rok.
tristan pisze: Postanowił na jakiś czas wyjechać z miasta w nadziei, że na wsi znajdzie spokój i będzie mógł pracować. Wynajął więc domek w malowniczo położonej okolicy
Student medycyny to nie pisarz, który na wsi znajduje oazę spokoju. W takiej sytuacji siedzi na czterech literach w bibliotece, a nie szuka domku na wsi. Chyba że zabrałby na to odludzie furę kserokopii, a w tym domku miał stałe łącze internetowe. Ale zazwyczaj biblioteka jest miejscem nie do zastąpienia. O prawdopodobieństwie wynajęcia domku pisała już Ebru.
tristan pisze:Odszukał pomiędzy rozrzuconymi papierami Encyklopedię Anatomii i znalazłszy odpowiednie hasło zaczął przepisywać definicję.
Yyy... Marnie widzę jego szanse na zaliczenie roku.

Do dalszej części mam parę zastrzeżeń natury stylistycznej. Niepotrzebnie powtarzasz: Marek, chłopak, skoro nikogo innego tam nie ma.
tristan pisze: - No dobra. – Pomyślał i zdjął z wieszaka smycz.
tristan pisze:- Co mu odbiło? – Pomyślał zirytowany do ostateczności.
tristan pisze:- A pieprzyć to – pomyślał i chciał już wracać do domu.
tristan pisze: Gdzie teraz? – Pomyślał chłopak – Saba!
tristan pisze:- Zaraz, a jak teraz wrócić? – Pomyślał i uświadomił sobie
tristan pisze:- Może to Saba? – pomyślał
tristan pisze:- Cholera, ciekawe co by na to powiedzieli chłopaki z psychologii. – Pomyślał bandażując ranę
Ponieważ Marek ma okazję rozmawiać tylko z psem, nie musisz tak podkreślać, że pozostałe wypowiedzi to myśli. To wynika jasno z samej sytuacji, a tekst by zyskał bez tych powtórzeń.

Opis błądzenia po lesie, a potem ucieczki, wydał mi się mało dynamiczny, przegadany. W ogóle otoczenie opisujesz albo nadmiernie szczegółowo (wymieniasz starannie wszystkie sprzęty w pokoju Marka, chociaż nie ma to żadnego znaczenia dla akcji), albo nazbyt pobieżnie. Natomiast pomysł ze snem spodobał mi się, gdyż wcześniej nic nie zapowiadało, że że ta cała sytuacja to tylko majak senny. Szkoda, że opowiadanie kończysz decyzją równie zaskakującą, ale cokolwiek nieumotywowaną: zmiana studiów jako pointa? Po nocy przespanej bez żadnych dramatycznych wydarzeń też mógłby się na to zdecydować...

Pomysł na opowiadanie miałeś ciekawy, ale jego wartość obniżyłeś rozmaitymi usterkami logicznymi. Powinieneś staranniej obmyślać realia, żeby nie przekraczać granic prawdopodobieństwa.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”