


Marsjańska Cydonia, na której wybudowano bazę Alpha, tonęła w ciemnościach. Tomas Gamer podniósł głowę znad komputera. Rozejrzał się po sterylnie czystym pomieszczeniu. Gdzie ja jestem? – zapytał się w myślach. Nie pamiętał nic, prócz imienia i nazwiska. Na ścianie widniał przybrudzony, żółty napis „Międzyplanetarny oddział nauk genetycznych – Mars – Baza Alpha”. Przełknął ślinę i wstał z fotela, który z cichym sykiem, odsunął się w tył.
- Komputer – powiedział szeptem. – Gdzie ja jestem?
Odpowiedział mu zgrzyt i słowa zbyt ciche, aby można je było zrozumieć.
- Komputer, zwiększ głośność wypowiedzi.
- Nie … Nie … - wyjąkał metaliczny głos i ucichł. Tomas podszedł do drzwi i wcisnął zielonkawy przycisk. Nic się nie stało. Spróbował raz jeszcze, z takim samym rezultatem.
- Cholera jasna! – krzyknął. – Otwórzcie się!
Nagle w pomieszczeniu zgasło światło. Tomas przylgnął do ściany. Za drzwiami usłyszał niewyraźne głosy, zbliżające się do drzwi. Głębokie oddechy, ciężki chód. Jęki. Sięgnął po kij bejsbolowy, stojący w kącie. Pogładził lśniącą, metalową powierzchnię i podniósł go na bok.
Drzwi zazgrzytały i uchyliły się. Do pomieszczenia weszły dwa mutanty. Ich wypaloną skórę pokrywały bulgocące bąble. Tomas z trudem powstrzymywał obrzydzenie. Nagle spojrzały na niego i zazgrzytały zębami. Wziął zamach i trafił pierwszego w głowę. Krew trysnęła na ściany. Drugi rzucił się na rękę trzymającą kij i pazury wbił w skórę. Silne kopnięcie odrzuciło potwora w tył a cios kijem pozbawił mózgu.
Tomas stał nad dwoma trupami i oddychał ciężko. Zwymiotował. Wytarł twarz rękawem i spojrzał na martwego mutanta. Miał długie włosy, sterczące z roztrzaskanej czaszki. Na zdeformowanej klatce, rysowały się piersi. To dziewczynka, pomyślał i złapał za kij. Zadał cios, a potem jeszcze jeden. Nie poczuł satysfakcji. Walił kijem aż z dziewczynki została krwawa miazga. Obok drugiego trupa dostrzegł niebieską kartę magnetyczną. Włożył ją do kieszeni i wybiegł na wąski korytarz, pogrążony w ciemnościach. Biegł jak szalony wzdłuż rur odprowadzających parę wodną. Stanął dopiero, gdy zabrakło mu tchu.
- Boże! Czym oni się tu zajmują?! – krzyknął do siebie przez łzy i spojrzał na rękę. Rana czerniała od wewnątrz. Na skórze pojawił się zielonkawy osad. Bolało. Rozejrzał się w koło. Niedaleko zauważył błyszczący znak zbrojowni. Nie miał wyjścia.
- Tomas Gamer – powiedział, gdy stanął przed potężnymi drzwiami. Nic. Sięgnął do kieszeni i wyjął niebieską kartę. Czytnik zaskoczył i wejście stanęło otworem. W środku znalazł jedynie stary pistolet, z poprzedniego wieku i kilka sztuk amunicji. Nic więcej.
- Komputer, gdzie do cholery podziała się cała broń?! – ryknął zdezorientowany.
Metaliczny głos zacharczał a potem wyjąkał nieskładnie:
- Nie zabijaj … Nie rób tego.
- Co to znaczy?!
- Nie zabijaj … Twój brat … - wybełkotał komputer i zamilkł.
- Bezużyteczne gówno z ciebie! – walnął pięścią w ścianę. – Moja ręką, cholera!
Usłyszał krzyk dziecka, które po chwili umilkło. Wyszedł ze zbrojowni i skierował się w głąb korytarza. Dostrzegł otwarte drzwi.
- Nie zabijaj – nagle odezwał się komputer. – Nie rób tego.
- Nie prosiłem cię o zdanie – warknął Tomas.
Pokój był ciemny, przedzielony zasłoną. Podszedł bliżej. Odsłonił ją i zamarł w bezruchu. Na stole operacyjnym leżało dziecko-mutant, wyglądające jak miniatura dwóch poprzednich. Na rączce miało wypalony napis „OSTATNI”. Obok stał komputer. Tomas wstukał coś na klawiaturze. Ekran błysnął i pojawiło się mnóstwo napisów.
- O boże! – powiedział, gdy przeczytał pierwszą linijkę. – Badania genetyczne, prowadzone przez doktora Tomasa Gamera, zakończyły się pełnym sukcesem. Wszystkie dzieci posiadły zdolność do zarażania wrogich jednostek, przy jednoczesnej utracie pamięci, zainfekowanych osobników.
Tomas oddychał głęboko. Nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał. Ja to zrobiłem? Dlaczego? Kiedy? Pytania dopadły go jak stado sępów, jednak po chwili zorientował się, że nie to jest najgorsze. Ja też straciłem pamięć – pomyślał i zaklął. Czy to znaczy, że … ? Zjechał wzrokiem kilka linii w dół, do opisów badań.
- Do zainfekowania dochodzi drogą kropelkową – ciągnął dalej. - lub poprzez wszczepienie podskórnego implantu. Ofiara ma ranę, w okolicach szyjnego odcinka kręgosłupa.
Dotknął szyi i poczuł zgrubienie. Na palcach pozostała krew. To oznaczało tylko jedno. Zamknął oczy. Nie miał dużo czasu na myślenie. Podszedł do dziecka. Z podłogi podniósł ręcznik. Zawinął go wokół szyi mutanta.
- Przepraszam – powiedział i zaczął zaciskać pętlę. Nagle coś wpadło do pomieszczenia. Tomas odwrócił się i dostrzegł wielkiego mutanta, stojącego naprzeciwko. Poczuł ból w skroni, wzrok mu się rozmył.
- Co ty wyprawiasz?! – potwór ryknął kobiecym głosem. – Zostaw dziecko!
Gamer wyciągnął zza pasa pistolet i oddał dwa strzały. Mutant w drgawkach padł na ziemię.
- Teraz ty – szepnął do dziecka.
- Nie rób tego! – krzyknął komputer. – Nigdy ci tego nie wybaczę! Będziesz zawsze, choćby nie wiem gdzie, czuł śmierć tego dziecka. Nie rób tego! Tomas, proszę cię!
- Zamknij się! – ryknął i złapał ręcznik.- To ty mnie w to wplątałaś! To ty wypuściłaś mutanty, żeby mnie zainfekowały. Wal się! Nie pomogę ci dokończyć twojego dzieła.
Zacisnął pętle tak mocno, jak tylko umiał. Poczuł dumę. Uratował świat przed zagładą. Nadszedł koniec gry. Ukląkł i przyłożył pistolet do skroni.
- Jestem ostatni – szepnął i uśmiechnął się. – I nic już światu nie zagrozi.
Pociągnął za spust. Padł martwy obok stołu operacyjnego.
***
Deszcz, ciemne podwórze. Kolorowe światła radiowozów. Pośród nich policjanci i żółte wstęgi, oddzielające miejsce zbrodni od reszty świata. Detektyw Fettel podszedł do swojego partnera.
- Co o tym sądzisz? – zapytał.
- Gówno sądzę – odparł mężczyzna. – To kurestwo zabija coraz więcej ludzi. Korea, Chiny, teraz i u nas.
- Ale żeby zrobić to co on …
- Ten cały Tomas Gamer to jakiś pojeb był. Daj fajkę.
Fettel podał partnerowi papierosa i rąbiąc daszek nad zapalniczką, odpalił go.
- żeby zabić brata i siostrę kijem bejsbolowym, potem zastrzelić matkę, udusić sześciomiesięcznego brata i skończyć ze sobą, trzeba być naprawdę ostro pojebanym. Na ścianie swojego pokoju napisał „Międzyplanetarny oddział nauk genetycznych – Mars – Baza Alpha”, rozumiesz to? Przed pokojem dzieciaka „Nie zabijaj, nie rób tego”, a na końcu, już przy dziecinnym łóżeczku sam siebie prosił o to, żeby tego nie robić.
- Nałogowy gracz. Pewnie myślał, że atakują go zombie, albo Bóg wie co. Odciął się od prawdziwego świata i pozostał w grze. Skurwy …
- Moje dziecko nigdy nie zagra w gry – partner przerwał mu. - po prostu nigdy.
Fettel westchnął i spojrzał w niebo.
- I tak go od tego nie uchronisz. Módl się tylko, żeby ci nie wyrósł drugi Tomas Gamer.