rozdział 1

1
oto właściwe już opowiadanie, które poprzedzał ten 27 zdaniowy "Początek"... no i jak?... czekam na wypowiedzi...

***



-Marta, pobudka – do pokoju wpadła mama.

-Nie, proszę... nie mam sił... nigdzie dzisiaj nie idę – zaczęłam nie do końca wiedząc co mówię.

-O czym ty mówisz... podnoś się, nie mamy w ogóle o czym gadać – skwitowała trzaskając drzwiami.

-Matko – zajęczałam tuląc się do mięciutkiej pościeli.

Miałam wszystkiego serdecznie dość, a najbardziej tego codziennego wstawania.

-Masz pięć minut – z kuchni dał się słyszeć męski głos.

-Ale mi się rodzinka trafiła – powiedziałam do siebie podnosząc się o 40°.

Musiałam nakłonić swoje ciało do pokonania ostatnich 50°, następnie smętnie udałam się na dół.

-Lepiej się rusz,bo ktoś musi wyprowadzić psa – powiedziała mama na mój widok.

-Czy zawsze gdy macie na myśli jakiegoś „ktosia” musi chodzić o mnie – zapytałam.

-A widzisz tutaj kogoś innego – tym razem zapytał ojciec.

-No... WAS – odparłam inteligentnie.

-Ale MY zaraz wychodzimy do pracy.

-Ja też zaraz wychodzę – dalej się kłóciłam.

-Nie mamy czasu się z tobą sprzeczać... rób co chcesz, ale pamiętaj, że nie napiszemy ci usprawiedliwienia – skwitował.

-Dzięki – odparłam łapiąc za ostatnią kanapkę i udając się do siebie.

I co mogę zrobić mając takich rodziców? Chyba tylko się zabić, pewnie nawet by mnie nie powstrzymali...

„Nie idę do szkoły” - napisałam do przyjaciółki.

„Będę za 15 minut” - odpisała.

No i fajnie, przynajmniej nie będę się nudzić.

Po pięciu minutach do pokoju wparowała Wiktoria.

-Hej – zawołała. - co jest?

-Nic... po prostu jestem strasznie zmęczona.

-Mówiłam ci, żebyś skończyła z tym nocnym kuciem.

-Tak, mówiłaś.... nie mam aż takiej sklerozy – zmarkotniałam.

-No i co z tego, że pamiętasz skoro i tak nic sobie z tego nie robisz.

Dobra... skończmy już ten temat – przerwałam.

Wiktoria popatrzyła na mnie dziwnie, ale nic nie powiedziała.

Nastąpiło głuche milczenie w trakcie, którego doszłam do wniosku, że może trzeba było pójść do tej szkoły.

Nie dane mi było pomyśleć jeszcze o czymkolwiek, gdyż nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

-Boże... - jęknęłam i ruszyłam z męczeńską miną.

-Czego? - zapytałam otwierając drzwi.

-Miłe powitanie – odburknął przybysz.

-Jakbyś mnie nie znał – skwitowałam – więc czego?

-Nie idziesz do szkoły?

-Nie – odparłam.

-A to dlaczego – zainteresował się.

-Nie interesuj się tak... lepiej idź bo spóźnisz się na pierwszą lekcję – powiedziałam.

-Jeśli ty nie idziesz to ja też – postawił sie.

-Spływaj – zdenerwowałam się i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

Dlaczego on zawsze jest taki wścibski? Za wszelką cenę chce się wkupić w moje łaski.

Gdyby nie to, że chodzą do jednej klasy nie wahałaby się i sprawiła, że odechciałoby mu się odzywać. Ale w takiej sytuacji, gdy muszą się widywać codziennie jakoś nie wypadało.

Niemiła to może i ona jest, ale trochę kultury ma, i wie kiedy niestety trzeba odpuścić.

-Co tak długo, kto to był? - zapytała Wiktoria gdy wróciłam do pokoju.

-Ten głupi Tomek.

-Boże... co ty do niego masz.

-Jak to co... przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona.

-A widzisz to znaczy, że... - zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

-Proszę, tylko nie zaczynaj znowu.

-No dobra – fochnęła się.

Po raz kolejny nastąpiła przerażająca cisza, którą na szczęście przerwał sygnał sms.

-Mój czy twój? - zapytałam.

-Mój – odparła Wiki łapiąc za telefon.

-Dobra, to ja będę spadać – powiedziała po chwili.

-Z kim się znowu umówiłaś? - zapytałam beznamiętnie.

-Oj tam zaraz umówiłaś – zaczęła. - poprosił o spotkanie to nie wypada odmówić.

-Ależ oczywiście – odparłam tym razem z sarkazmem.

-To pa – powiedziała lecąc na dół.

-Pa – zdążyłam tylko krzyknąć nim wybiegła z domu trzaskając drzwiami. - żeby chociaż był tego wart – powiedziałam do siebie.

No to co ja teraz będę robić, pomyślałam.

Nie miałam żadnego pomysłu, kompletnie nic.

A może by tak odwiedzić strych, tak jak to pokazują na amerykańskich filmach, może akurat odkryję coś fascynującego. To jest myśl! Więc w drogę!

Do oczekiwanego miejsca prowadziły wąziutkie i zakurzone schody, w środku zresztą wcale nie było lepiej.

Hm... nie pamiętam kiedy ostatnio tu byłam, a może w ogóle nigdy tutaj nie zaglądałam. Nie wiedzieć czemu jakoś nie interesowałam się nim, mimo iż zawsze marzyłam o pokoju na poddaszu, a tutaj było po prostu pięknie. Nie licząc oczywiście tony kurzu, przez który ciężko było się poruszać niewzbijając go w górę, a ja mam uczulenie na cholerny kurz.

Chyba trzeba tu najpierw posprzątać.

Godzinę później wszystko odżyło. Zostało jeszcze pozbycie się tego obrzydliwego zapachu stęchlizny i wszystko wyglądało i pachniało pięknie.

Rozsiadłam się wygodnie na olbrzymim, bardzo starym (zresztą jak wszystko tutaj), puchatym fotelu i oglądałam efekt swojej pracy.

Chyba nieźle się spisałam.

Ciekawiło mnie skąd się tutaj wzięły te wszystkie meble. Pierwszej nowości to one nie były, wręcz odwrotnie, wyglądały jak rodem z muzeum, i pomyśleć, że rodzice nigdy mi o tym wszystkim nie powiedzieli.



Chyba musiałam się zdrzemnąć, bo nagle ktoś mną potrząsnął.

-No, już myślałam, że nie żyjesz – ucieszyła się Wiki.

-A co ty tu robisz? - zapytałam ze zdziwieniem, jak sie tu dostałaś i skąd wiedziałaś, że tu jestem?

-Powoli – zaśmiała się. - a zamknęłaś po mnie drzwi?... a no widzisz – powiedziała widząc moją minę. - a trafiłam tutaj po śladach.

A no tak, przecież idąc tutaj jadłam słonecznik.

-No i trochę nabrudziłaś po drodze – dokończyła.

-No i co myślisz o tym miejscu? - zapytałam.

-A no nawet fajnie, ale panuje tutaj jakaś taka dziwna obca atmosfera.

-Filozof od siedmiu boleści – pokręciłam głową – według mnie jest bajecznie.

-No i dobrze, każdy ma swoje zdanie – naburmuszyła się.

-Wyglądasz tak jak wtedy w piaskownicy 10 lat temu, gdy Krzysiek zabrał ci łopatkę – powiedziałam z przekąsem.

-Nie przypominaj mi o tym, to było strasznie – zachlipała, za co trzepnęłam ją w celu przywrócenia do porządku.

-No to sobie idę – powiedziała.

-Zaczekaj, a jak było na spotkaniu – próbowałam ją zatrzymać, ale wyszła bez słowa.

Ona specjalnie to robi, bo chce abym za nią pobiegła. Już ja znam te jej wszystkie sztuczki, tylko te biedne chłopaki na okrągło dają się na nie nabierać, zaśmiałam sie w duchu.

Skoro znowu jestem sama to może rozejrzę się.

W szafkach i skrzyniach znalazłam wiele ciekawych rzeczy zaczynając od staromodnych, okropnych ciuchów po jakieś opasłe tomy. Jednak moją uwagę najbardziej przykuła drewniana figurka stojąca na kamiennym filarze, wyglądała jak jakiś bożek. Sięgnęłam po to ręką, w tym momencie stało się coś dziwnego, figurka zapadła się w filar i usłyszałam za plecami głośne zgrzyty i trzaski. Obróciłam się i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam dziurę w ścianie w kształcie i na wysokości drzwi. Powoli zbliżyłam sie do otworu, próbując zobaczyć co znajduje się we wnętrzu, jednak nie było nic widać.

Zrobiłam dwa wdechy i weszłam do środka. To co tam zobaczyłam przekraczało najśmielsze wymysły mojej wyobraźni. Nie byłabym chyba w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego.

Dokładnie na środku stały trzy nagrobki na których widniały rodziców i moje dane wraz z datami wybiegającymi w przyszłość. Nie wiedziałam co zrobić, zacząć uciekać, krzyczeć...

Postałam chwilę po czym postanowiłam się wycofać. W tym momencie ściana się wypełniła zasłaniając dziurę. Szybkość z jaką zaczęło bić moje serce na pewno dawno przekroczyło granicę normalności, zaczęłam drżeć ze strachu. Ale najgorsze było dopiero przede mną. Nagrobki zamieniły się w trzy kupki popiołu, które zaczęły wirować po całym pomieszczeniu.

Zaczęłam się dusić, gdyż popiół dostawał się wraz z powietrzem do płuc. Przed oczami zrobiło się ciemno. Ostatnie co poczułam to ból spowodowany upadkiem na kamienną posadzkę.

2
Ehhhh. Przepraszam, ale musiałem westchnąć. Jak dla mnie nie było to dobre... oj nie. Po pierwsze strasznie nudne, ale jakimś cudem przebrnąłem. Nie rozumiem dlaczego wstęp (za co uważam opis przyjścia koleżanki i wszystkie inne rzeczy, które codziennie wykonuje połowa populacji) zajął 90% tekstu a moment kulminacyjny, czyli jak mi się zdaje odkrycie sekretnego przejścia jakieś 10%. I sam pomysł jest... ekm, jest? Jeżeli wogóle istnieje to jest jedynie pretekstem, żeby coś napisać. Potafiłbym to zrozumieć gdybyś zachwyciła mnie stylem, ale tego nie zrobiłaś, więc powtarzam: NUDA! Nie będę się rozpisywał nad błędami, tylko jedno kole mnie w oczy - cały czas narreatorem była bohaterka, aż tu nagle:
Gdyby nie to, że chodzą do jednej klasy nie wahałaby się i sprawiła, że odechciałoby mu się odzywać. Ale w takiej sytuacji, gdy muszą się widywać codziennie jakoś nie wypadało.

Niemiła to może i ona jest, ale trochę kultury ma, i wie kiedy niestety trzeba odpuścić.


Dodane po 4 minutach:

żeby nie było samej krytyki: widać, że możesz napisać coś lepszego, bo momentami styl jest wporządku, więc napisz coś jeszcze a ja z chęcią przeczytam... tylko niech będzie bardziej przemyślane od tego.
„Wszyscy siedzimy

w rynsztokach, ale niektórzy

z nas patrzą w gwiazdy.”

Oscar Wilde

3
Pomysł: 2

W ogóle nie było interesujące, szczerze mówiąc - co to było?



Styl: 2- Jeju, najpierw opowiadanie w pierwszej osobie, w środku ktoś "z zewnątrz" się wypowiada, a potem znów pierwsza osoba, styl lezy skoro popełniasz taki błąd.



Schematycznośc: 2-

Nie ma o czym mówic, bo tu nie ma nic nowego, zwłaszcza, że tu nie wiadomo o co chodzi.



Błedy: 3

Nie łapałem interpunkcji, bo nie mogłem się na niej skupic, czytając tak oporny tekst. Największy bład to zmiana osoby.



Ogólnie: 2-

Tragedia. Jestem na nie. Ale nie poddawaj się, możesz napisac cos dobrego.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

4
Hmm... no dobra. Początek prawie taki sam jak w poprzednim opowiadaniu, tyle że więcej dialogów było. Myślę sobie: ,,znowu katusze''. Czytam... jakoś... po paru minutach ze zniecierpliwieina zacząłem przypadkowo pomijać zdania opisowe, lecz po chwili znów do nich wracałem, aby czegoś nie przeoczyć. I powiem tyle: to samo, tylko że dałaś inne ostatnie zdanie. CAłY text (99,9% to prawie całość, nie?) był nudny z haczykiem na zawiedzający. Ostatnim akapitem też troszku nie zaimponowałaś na tyle, żeby coś lepszego powiedzieć o tym opku. Przytoczmy fabułę z samego końca: czytelnik już się zdążył pogrążyć w ,,transie'' z nudów, gdy nagle bohaterka znajduje przejście. ,,Oho! Coś się dzieje nareszcie'' - myśli czytelnik. Bohaterka widzi groby swoich bliskich i siebie. ,,Zapachniało Maxem Payne'm, Harrym Potterem i ,,syndromem białych myszek'' (ostatni objaw nawyku alkocholowego, przy którym występują halucynacje). No, może coś się ciekawego wreszcie zdarzy'' - kolejna myśli czytelnika. I... i... (napięcie rośnie)... koniec! Tadam! Możecie iść do domu! Nie no. To już było dość okrutne z twojej strony. Tak w środku akcji, gdy jest jakiś przebłysk nadzieji na wartką akcję... koniec. Ciemność widzę, widzę ciemność... Następnym razem, jak byś chciała uciąć akcję, pomyśl kilka razy, czy to będzie pasowało. Ja rozumiem, gdyby to było opowiadanko odcinkowe na bloga. Ale jako pełnometrażówka? Litości... trochę zmysłu logiki i będzie już lepiej z następnymi opowiadankami twego autorstwa.



PS: ten fragment zwalił mnie z krzesła:


To pa – powiedziała lecąc na dół.




Pierwsze wyobrażenie: Dziewczyna spadająca ze schodów na łeb na szyję, będąc na torze kolizyjnym z kolejnymi stopniami i w wielkim finale z podłogą, na koniec wyglądając jak po baaaardzo zaciekłej grze w ,,Twistera''. :D Bardziej pasowałoby: ,,To pa - powiedziała BIEGNąC na dół''. Ale przynajmniej COś rozruszyło ogólną monotonię opowiadanka... :D
Obrazek



Wolnym jest się tylko wtedy, gdy nic nie ma się do stracenia...

6
Pomysł: 2



To tak jakby napisać opowiadanie o tym jak gość je 5h kotlety z ziemniakami i ogórkiem, a na koniec porywa go UFO. Tutaj jakaś nastolatka kłóci się z rodzicami, gada z koleżanką, idzie na strych

, robi porządki, gada z koleżanką, otwiera tajemne przejście z trzema grobami. Widzisz, że jest coś nie tak?

Poza tym pewna nielogiczność mnie w oczy uderzyła. Dziewczyna jest wyczerpana, zmęczona, nie idzie do szkoły, a tu nagle przez okrągłą godzinę robi porządki na zapyziałym strychu. Jaaaaasne.



Styl: 2



Najbardziej zastanawia mnie to, czemu każde zdanie to nowa linijka. To ma wpływać na długość tekstu czy jego klimat? :P

Dla mnie to bez sensu, poza tym masa zdań jest bardzo niezgrabnych. W tym co piszesz nie widać pasji, nie widać uczuć i kojarzy mi się z jakąś blogową notką, którą i tak wszyscy skomentują "SuPeR mEgA uBeR wYpAs, WpAdNiJ dO mNiE, ~~*BuZiOlE*~~". Rozumiesz o co mi chodzi? Nie dość, że jest strasznie niepoprawnie, to nie ma w tym duszy.



Schematyczność: 2



Biorąc pod uwagę, że 90% tekstu to czynności robione przez większą część populacji. No cóóóż, to chyba jest schematyzm. :P



Błędy: 1+



Interpunkcja na każdym kroku, zmiana osoby, przez sporą część tekstu każde zdanie w nowej linijce (traktuję to jako błąd, bo wychodzi na to, że to akapit, nowa myśl, a wcale tak nie powinno być).



Ocena ogólna: 2



Nie dostrzegam pasji. Duszy. Stylu. Pomysłu. Wszystko, za przeproszeniem, na odpieprz. Jestem na nie.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

7
Stwierdzam, że bohaterka Twojego opowiadania (mam nadzieję, że się z nią nie utożsamiasz) jest po prostu GłUPIA. "O mój Boże, rodzice kazali mi iśc do szkoły! Chyba się zabiję! Wstałam rano, jestem wykończona... Normalny człowiek położyłby sie spać, skoro już nie poszedł do tej szkoły, ale ja nie - posprzątam cały strych!"

I na koniec, najlepsze:

kto jest na tyle nienormalny, żeby jedząc słonecznik we własnym domu rzucać pestki na podłogę?! o_O Ty tak robisz? No to gratuluję :/



Koleżanka Twojej bohaterki też jest głupia, wpada na dwie minuty, zaraz wypada, prawdę mówiąc mogłoby jej w ogóle nie być, bo kompletnie nic nie wniosła do opowiadania.



Ostatnie akapity w ogóle nie wzbudziły we mnie grozy czy napięcia, a chyba o to w nich chodziło. Mogłabyś je opisać znacznie lepiej.



Jak na razie nie podobało mi się.

8
aha... no to w takim bądź razie jak mam zmienić to, żeby pisać bardziej uczuciowo... no ten koniec miał byś taki z nutką emocji ale jak zwykle nie wyszło...

9
Myślę, że gdybyś wcześniej dała jakieś znaki czy wskazówki, że coś takiego może się wydarzyć, czytelnik czekałby na to z napięciem, a jak by do tego doszło, czytał z zapartym tchem (a przynajmniej bardziej, niż to ma miejsce teraz).

A tak, zwykłe opowiadanie o zwykłej nastolatce i jej zwykłym życiu, a tu nagle pach! Ni z gruszki ni z pietruszki. Aż skrzywiłam się, zastanawiając, co Ty tam próbujesz pod koniec na siłę udziwnić.

10
no to w takim bądź razie jak mam zmienić to, żeby pisać bardziej uczuciowo


Na to nie ma poradnika czy instrukcji obsługi.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

11
Patren ma racje, ale postaram sie wytlumaczyc tobie wazne rzeczy, ktore moga sprawic, ze opowiadanie bedzie o niebo lepsze.



1.Nie zmieniaj osoby w czasie pisania, czyli blad, ktory popelnilas. Zmiana moze nastapic, ale jakos sensownie, choc odradzam poczatkujacym.



2.Poczytaj o zasadach pisownii, kiedy"rz", a kiedy "ż" itd., nie wszystko zapamietasz, ale pomoze ci.



3.Po napisaniu tekstu wrzuc go do worda, zeby sprawil bledy. Wylapie polkniete literki, w wielu miejscach wstawi potrzebne przecinki i zlapie wiekszosc ortow.



4.Napisany tekst daj przeczytac znajomym i popros o obiektywna ocene. Dobrze by bylo jakbys dala tekst komus kto ma stycznosc z tym, to znaczy, ze bedzie potrafil ocenic tekst nie tylko po tym jaki jest pomysl, ale takze jaki jest styl i wylapie bledy stylistyczne.



Mysle, ze jak bedziesz sie tego stosowac, to bedzie duzo lepiej szlo.



Pozdrawiam
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

12
Oj, bardzo slabiutkie. Zero pomyslu, zadnej logiki, duzo bledow, bez ogolnego jaja to wszystko napisalas...Podpisuje sie pod powyzszymi postami. Czy to twoj pierwszy tekst?
Obrazek



HELLO. WHAT'S THIS? A TEDDY BEAR .A DUMB, STUPID, SILLY- LOOKING OLD TEDDY BEAR. I THINK I'LL CALL HIM ,,POOKY"

13
aha... no to w takim bądź razie jak mam zmienić to, żeby pisać bardziej uczuciowo...


Hmm... uczuciowo powiadasz? Spróbuj się wczuć w bohatera. Nie chodzi mi tylko o to, co byś zrobiła na jego / jej miejscu, tylko jak TY byś się czuła, na jego / jej miejscu. Po za tym spróbuj także postawić się na miejscu typowego czytelnika, tzn: nie myśleć o tym jak o swoim opowiadaniu, tylko ze strony osób trzecich (,,nie czytam mojego opka, tylko JAKIś opek''). Po przeczytaniu kilka razy takiego textu ,,na miejscu czytelnika'', powinnaś wyłapać miejsca, gdzie jakiś wątek nie pasuje, tudzież trzeba dodać jakieś zdanie dla podtrzymania nastroju itp. Po za tym, bardzo dobrą uwagę zaznaczyła Obywatelka AM:
-Myślę, że gdybyś wcześniej dała jakieś znaki czy wskazówki, że coś takiego może się wydarzyć, czytelnik czekałby na to z napięciem
Tutaj w pełni się zgodzę. Bez tych ,,mini-wskazówek'' ten text jest po prostu nielogiczny i bezcelowy. Po co opisywać wszystko przed strychem, skoro nic z tego nie wynika? łatwiej byłoby napisać to od początku w ten sposób:


,,Bohaterka nie poszła do szkoły, za miast tego poszła posprzątać poddasze (*dalsza część textu o wydarzeniach na strychu*)''
Tak by było dużo krótsze, ale za to coś by się działo od początku. A tak, no to argumenty wymieniła Obywatelka AM w pierwszym poście. (To dotyczy także błędów logicznych, np: tych śmieci po słoneczniku, czy zmęczenia, w czasie którego czyści się CAłY strych na glanc... Ja bym tak nie potrafił przetwarzać zmęczenia, czyli braku energii na energię... o_O ) Czasem także dobrze popatrzeć na swój tekst ze strony racjonalnej, nie? :)
Obrazek



Wolnym jest się tylko wtedy, gdy nic nie ma się do stracenia...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron