Ciemna strona nocy/

1

Historia ta, chociaż wygląda na nieprawdopodobną jest jak najbardziej prawdziwa. Wydarzyła się na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Ojciec mój zmarł dwadzieścia lat później w Nowym Jorku. Powodem śmierci była niewydolność serca po przeprowadzonej operacji.


Tamten wieczór zapowiadał się, jak każdy inny. Kładąc się do łóżka, mam zwyczaj, przed snem wziąść książkę do czytania. W owym czasie pasjonowała mnie dziewiętnastowieczna literatura rosyjska. O, ile pamięć mnie nie myli tytuł czytanej lektury tego wieczoru, to „Opowiadania niesamowite” Iwana Turgieniewa. Wbrew tytułowi opowieści nie miały w swej treści nawet pozorów grozy. Lekkie w formie, niepowiązane ze sobą epizody, skłaniające do zadumy nad minionymi latami, wspomnienia sentymentem zabarwione. Miła chwila ułatwiająca zasypianie. Cicha muzyka Charlie Parkera płynąca z radia tworzyła wspaniały akompaniament, tło uzupełniające nastrój odprężenia. Przeczytałem parę rozdziałów, już miałem ją odłożyć na półkę, kiedy usłyszałem dziwne odgłosy dochodzące z podwórza. Letnia, ciepła, lecz niezmiernie ciemna noc przez otwarte okna w pokoju zdawała się wpraszać do mnie z wizytą. Zgasiłem nocną lampkę. Przez szparę w drzwiach sąsiedniego pomieszczenia wpadała cienka stróżka światła. To znak, że ojciec jeszcze nie spał.

Tymczasem na zewnątrz rozległo się skowytanie psa. Nie szczekał, tylko wyraźnie czymś wystraszony skomlał. Po chwili dołączyły do niego wszystkie pozostałe z najbliższej okolicy. Ich przelękłe ciche wycie wydawało się być zapowiedzią nadchodzącego zagrożenia. Instynktownie wyczuły niewidzialne niebezpieczeństwo czające się w mroku nocy. Wychyliłem się przez okno. Panująca ciemność, niczym opuszczona czarna kurtyna zasłaniała wszelką widoczność. Mój wzrok nie zdołał przedrzeć tej zasłony. Czerń gęsta niczym rozgrzana, lepka smoła nie pozwalała rozpoznać zarysów najbliższych obiektów. Wiał lekki wietrzyk. Czyżby miał przywołać burzę? W tym momencie muzyka zamilkła. Czekałem na dalszy ciąg audycji, niestety radio przestało nadawanie programu. Odwróciłem się i zauważyłem, że w pokoju ojca zgasło światło. Zapewne, chwilowy brak prądu. Takie wytłumaczenie było bardzo prawdopodobne. Wobec takich okoliczności nie miałem nic innego do zrobienia jak tylko położyć się spać.

Leżałem w łóżku, lecz sen nie nadchodził. Wyostrzony słuch, zastępując bezużyteczny w ciemności zmysł wzroku łowił najcichsze dźwięki. Usłyszałem kroki. Ktoś zbliżał się do naszego domu. Miałem nadzieję, że nie zatrzyma się, pójdzie dalej. Wyglądało na to , że moje pragnienie zostało spełnione. Osoba na ulicy przeszła tuż za moimi oknami. Jednak, po chwili jak, gdyby rozmyśliła się i zawróciła. Psy znowu podniosły lament. Teraz nie miałem wątpliwości. Nocny gość za chwilę zawita w naszym domu. Skąd taka pewność? Nie wiedziałem. Tymczasem on, czy ona (nigdy niedowiedziałem się, kto to był) zbliżał się do drzwi. Wszedł do klatki schodowej. Poczułem ogarniającą moje ciało niemoc. Nie byłem zdolny poruszyć się. Moje ciało przestało reagować na bodźce wysyłane przez mózg. Z trudem oddychałem. W płucach brakowało powietrza. Piersi unosiły się z trudem, przygniecione wielkim ciężarem strachu. Leżałem sparaliżowany absurdalnym, niedającym się określić lękiem. To, że ktoś wszedł do budynku, w którym mieszka kilkanaście rodzin nie stanowiło jeszcze zagrożenia dla mnie jak i też pozostałym lokatorom, nawet o tej porze. Godzina też nie była bardzo nocna. Mogło być około dwudziestej czwartej, nie później. Ktoś z tutejszych mieszkańców wracał do siebie. Tylko, dlaczego ominął a dopiero potem zawrócił i wszedł do korytarza? Pytania i odpowiedzi plątały mi się w głowie bez żadnego wpływu na trapiące złe przeczucia.

Trwoga osiągnęła punkt kulminacyjny z chwilą, kiedy usłyszałem dźwięk poruszonej klamki w drzwiach wejściowych. Na noc nie zamykamy na klucz mieszkania. Ani ojcu ani mnie nigdy nie przyszedł do głowy taki pomysł. Ten obcy, przytrzymywał dłonią metalowy uchwyt w dolnym położeniu, ale drzwi nadal były zamknięte. Wyglądało na to , że namyślał się nad tym czy ma wejść, czy też nie. Krótka chwila, dla mnie prawie wieczność, klamka powróciła na swoje miejsce. Kroki przeszły do następnego numeru. Mieszkał pod nim mój wuj Kazimierz, mąż siostry mego ojca wraz ze swoją chorą od lat matką -staruszką. Ceremonia z klamką powtórzyła się. Tym razem drzwi zostały na moment otwarte. Obcy wszedł do wujowego lokum. Co tam robił? Do dzisiaj nie wiem. Krótki, zduszony okrzyk i cisza. Psy również zamilkły. Drzwi jeszcze raz otworzyła nieznana osoba. Słyszałem jak wychodzi z domu, jeszcze jak podążał ulicą w sobie tylko znanym kierunku.

Radio włączyło się w chwili, gdy ostatni odgłos kroków zamilkł w oddali. Spikerka słodkim głosem podawała aktualny czas; „Właśnie minęła godzina dwudziesta czwarta minut trzydzieści”.
Poczułem się, jak obudzony z koszmarnego snu. Byłem nawet skłonny przyjąć całe to wydarzenie za wybryk wyobraźni spowodowany krótką drzemką. Mogłem swobodnie oddychać, nie odczuwałem żadnego lęku. Wprost przeciwnie, wielką ulgę i zmęczenie. Nacisnąłem przycisk wyłączający odbiornik i momentalnie zasnąłem. Przebudziło mnie głośne pukanie w drzwi. Ojciec już je otwierał. W korytarzu stał wujek. Nie chciał wejść do środka. Zaszedł tylko powiedzieć, że w nocy zmarła jego matka. Teraz wychodził do miasta załatwić formalności związane z pogrzebem. Odszedł przygnębiony, smutny. Patrzyłem na ojca a on na mnie.

- Słyszałeś coś w nocy? – Nie miałem ochoty na odpowiedź. Pokiwałem tylko głową na znak potwierdzenia.
Wezwany lekarz potwierdził zgon staruszki. Godzinę zejścia określił w przybliżeniu na dwudziestą czwartą trzydzieści. Zastrzegł, że jest to czas orientacyjny. Dokładny może podać po przeprowadzeniu sekcji.

Ojciec sprawiał wrażenie chorego. Zawiozłem go do przychodni. Po badaniach zabrano go do szpitala z podejrzeniem przebytego w ostatnich godzinach zawału serca. Na szczęście nie spowodował on poważniejszych konsekwencji. Po paru dniach, ojciec opuścił szpital i w pełni sił powrócił do domu.

Rozmawiając z nim o dziwnych przypadkach tamtej nocy, zastanawialiśmy się czy to był przypadek, że nocny gość miał zamiar nam złożyć wizytę i co go skłoniło do zmiany planów?
prawda jest zawsze subiektywna
-----------------------------------------------------------
prawda pierwsza: przyjemność, kiedy staje się obowiązkiem przestaje być przyjemnością
prawda druga: obowiązek połączony z przyjemnością jest masochizmem, cokolwiek to słowo znaczyć by miało
prawda trzecia: zamiast kropki lepiej postawić wielokropek

2
Spokojne, miarowe i całkiem przyjemne. Czasem dziwny szyk zdań i zbyteczne rozwlekanie się. Niestraszny horror - to bardzo trafne określenie:) chociaż łatwo się domyślić zakończenia. Przecinki źle stawiasz, zazwyczaj w tych miejscach, gdzie Word je wskazuje, ale nie ma racji, jeszcze ze dwa orty, ktoś je pewnie niedługo wypisze.
kuba pisze:Tymczasem na zewnątrz rozległo się skowytanie psa. Nie szczekał, tylko wyraźnie czymś wystraszony skomlał. Po chwili dołączyły do niego wszystkie pozostałe z najbliższej okolicy.
Skowyt i skomlenie to nie do końca to samo, no i nie bardzo dołączyły do "niego", bardziej do tego koncertu, wycia, skomlenia właśnie, czy jakkolwiek byś tego nie nazwał...
Później tak: ktoś minął drzwi, psy umilkły. Ktoś zawrócił, psy się rozwyły. Obserwowały go, czy jak? Podobno wyczuwały, więc chyba ta "granica" zagrożenia nie kończyła się kilka kroków za drzwiami.
kuba pisze:Spikerka słodkim głosem podawała aktualny czas; „Właśnie minęła godzina dwudziesta czwarta minut trzydzieści”.
To chyba w radiu Maryja. Naturalniej by było, gdyby spikerka powiedziała "Minęła dwudziesta czwarta trzydzieści" albo "Jest trzydzieści minut po północy". A gdyby jeszcze ten słodki głos zaśpiewał "minęła właśnieeeee.... w radiu Zet"... ach, ale to już tylko moja wizja...

Re: Ciemna strona nocy/

3
Kładąc się do łóżka, mam zwyczaj, przed snem wziąść książkę do czytania.
wziąć

Zdanie napisałabym nieco inaczej:

Kładąc się do łóżka, mam zwyczaj poczytać książkę przed snem.
O[1], ile pamięć mnie nie myli [2]tytuł czytanej lektury [3]tego wieczoru, to „Opowiadania niesamowite” Iwana Turgieniewa. Wbrew tytułowi opowieści nie miały [4]w swej treści nawet pozorów grozy.
[1] – Zbędny przecinek.
[2] – Powtórzenia: tytuł, tytułowi.
[3] – Można uniknąć obu zaimków, pisząc np.: tytuł lektury brzmiał… albo coś mniej szkolnego.
[4] – …opowieści… treści… Pominęłabym zaznaczony fragment.

O ile pamięć mnie nie myli, tytuł lektury autorstwa Iwana Turgieniewa brzmiał „Opowiadania niesamowite”. Wbrew zapowiedzi, historie nie miały nawet pozorów grozy.
Lekkie w formie, niepowiązane ze sobą epizody, skłaniające do zadumy nad minionymi latami, wspomnienia sentymentem zabarwione.
Zmieniłabym szyk: wspomnienia zabarwione sentymentem lub zabarwione sentymentem wspomnienia.
Tymczasem na zewnątrz rozległo się skowytanie psa. Nie szczekał, tylko wyraźnie czymś wystraszony skomlał. Po chwili dołączyły do niego wszystkie pozostałe z najbliższej okolicy.
Napisałabym troszkę inaczej, krócej:

Po chwili dołączyły do niego wszystkie kundle z okolicy.
Albo:
Po chwili dołączyły do niego wszystkie burki z okolicy.
[1]Ich przelękłe ciche wycie wydawało [2]się być zapowiedzią nadchodzącego zagrożenia. Instynktownie wyczuły niewidzialne niebezpieczeństwo czające się w mroku nocy. Wychyliłem się przez okno.
[1] – Usunęłabym zaimek.
[2] – Siękoza.
Zdanie, jak wiele innych, ma sporo elementów, które można pominąć i przez to uprościć całość, np.:

Wycie zdawało się zapowiadać nadchodzące zagrożenie. Zwierzęta instynktownie wyczuły niebezpieczeństwo, czyhające w mroku nocy. Wyjrzałem przez okno.
Panująca ciemność, niczym opuszczona czarna kurtyna zasłaniała wszelką widoczność.
I znów zdanie do skrócenia, np.:

Ciemność, niczym czarna kurtyna, zasłaniała widoczność.

Albo nawet coś w tym stylu:

Kurtyna nocy opadła na świat.
Odwróciłem się i zauważyłem, że w pokoju ojca zgasło światło. Zapewne[1], chwilowy brak prądu. [2]Takie wytłumaczenie było bardzo prawdopodobne. Wobec takich okoliczności nie miałem nic innego do zrobienia jak tylko położyć się spać.
[1] – Zbędny przecinek.
[2] – Powtórzenia.

Znów za dużo słów. Zmieniłabym:

Odwróciłem się i zauważyłem, że w pokoju ojca zgasło światło. Zapewne chwilowy brak prądu. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko położyć się spać.

Wyglądało na to , że moje pragnienie zostało spełnione. Osoba na ulicy przeszła tuż za moimi oknami.
Drugi zaimek można wyrzucić.
Tymczasem on, czy ona (nigdy niedowiedziałem się, kto to był) zbliżał się do drzwi.
nie dowiedziałem się
Poczułem ogarniającą moje ciało niemoc.
Zmieniłabym szyk:

Poczułem niemoc ogarniającą moje ciało.
Z trudem oddychałem. W płucach brakowało powietrza. Piersi unosiły się z trudem, przygniecione wielkim ciężarem strachu.


Powtórzenia.
To, że ktoś wszedł do budynku, w którym mieszka kilkanaście rodzin nie stanowiło jeszcze zagrożenia dla mnie jak i też [1]pozostałym lokatorom, nawet o tej porze. Godzina też nie [2]była bardzo nocna. Mogło być około dwudziestej czwartej, nie później. Ktoś z tutejszych mieszkańców wracał do siebie.


[1] – dla pozostałych lokatorów
[2] – Powtórzenia.
Ani ojcu ani mnie nigdy nie przyszedł do głowy taki pomysł. Ten obcy, przytrzymywał dłonią metalowy uchwyt w dolnym położeniu, ale drzwi nadal były zamknięte. Wyglądało na to , że namyślał się nad tym czy ma wejść, czy też nie.
Mieszkał pod nim mój wuj Kazimierz, mąż siostry mego ojca wraz ze swoją chorą od lat matką -staruszką.
Trochę razi zbyt duża ilość zaimków blisko siebie.
Tym razem drzwi zostały na moment otwarte. Obcy wszedł do wujowego lokum. Co tam robił? Do dzisiaj nie wiem. Krótki, zduszony okrzyk i cisza. Psy również zamilkły. Drzwi jeszcze raz otworzyła nieznana osoba. Słyszałem jak wychodzi z domu, jeszcze jak podążał ulicą w sobie tylko znanym kierunku.
Przegadane i nieco zamotane. Może uporządkować, np.:

Otworzył drzwi i wszedł do wujowego lokum. Co tam robił? Do dzisiaj nie wiem. Krótki, zduszony okrzyk i cisza. Psy również zamilkły. Drzwi ponownie zaskrzypiały. Słyszałem jak obcy wychodzi z domu, a potem oddala się. Wreszcie kroki ucichły.
Nacisnąłem przycisk wyłączający odbiornik i momentalnie zasnąłem.
Zamiast tej opisówki starczy: wyłączyłem radio lub wyłączyłem odbiornik.
Pokiwałem tylko głową na znak potwierdzenia.


Krócej: Pokiwałem twierdząco głową.
Rozmawiając z nim o dziwnych przypadkach tamtej nocy, zastanawialiśmy się czy to był przypadek, że nocny gość miał zamiar nam złożyć wizytę i co go skłoniło do zmiany planów?
Powtórzenia.

Podoba mi się, jak budujesz klimat, podoba mi się pomysł oraz niedopowiedzenie, co do tożsamości tajemniczego gościa. Nie nazwałeś przybysza Śmiercią; równie dobrze mógł być zwyczajnym człowiekiem, szukającym adresu kogoś z rodziny – reszta jest grą wyobraźni… Tekst przykuwa uwagę i czyta się go przyjemnie, lecz byłoby znacznie lepiej, gdyby wyeliminować niedociągnięcia warsztatowe, głównie przegadane zdania. Nadmiar słów niepotrzebnie rozpycha tekst i zaburza klimat całości. Gdybyś dopracował zdania, miałyby one większą siłę przekazu i czytałoby się płynniej. Tu i tam oko haczy się też na dziwnym szyku zdań. Warto niektóre fragmenty przebudować. Do wymienionych mankamentów dodam jeszcze nadmiar zaimków, nieco powtórzeń, błędy interpunkcyjne. Po doszlifowaniu, tekst z pewnością sporo zyska.

Na koniec jeszcze jedna sprawa – rzecz całkowicie subiektywna, ale tak mi przyszło do głowy, gdy dotarłam do fragmentu:
Ojciec sprawiał wrażenie chorego. Zawiozłem go do przychodni.
Nadmieniłabym wcześniej (zanim na scenę wejdzie tajemniczy przybysz), że ojciec kiepsko czuł się tego dnia, co byłoby nawiązaniem do zbliżającej się Śmierci, a jednocześnie scaliłoby zgrabniej całość z końcową wzmianką o ataku serca. Ale to tylko taka marginalna uwaga.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron