Kraksa (parapsychologiczne)

1
Chyba lubię widzieć raz słońca lśnienie, raz połyskujące krople deszczu, bo wtedy w powietrzu unosi się świeżość, jakaś rześkość i może dziwnie to zabrzmi - optymizm. Otwieram okno pędzącego samochodu po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne. Jednak nie na długo. Deszcz znowu zaczął zacinać wpadając przez otwarte okno. Tym razem rozpadało się na dobre. Irytuję się, bo krople celnie trafiają osiadając na moich okularach i zamazując ostrość widzenia.

Znowu chcę podsunąć szybę , ale właśnie mijający samochód trafia w kałużę i duża bryzga błota wpada przez okno niespodziewanie uderzając mnie w twarz. Krótki moment dezorientacji, jakiś przebłysk agresji i chęć wypowiedzenia słów : „Głupi palant!” ... ale nic z tego. Pojawia się tylko coś na pograniczu rozczarowania i zadziwienia. Słyszę dźwięk jaki wydaje styropian pocierany o szybę, ale na innym tonie, zdecydowanie niższym ... i kreśląc łuk niczym karuzela zatrzymuję tak, jakby zabrakło nagle energii elektrycznej.

Uczucie irytacji staje się dominujące. Ciekawi mnie, kiedy zdążyłam opuścić rozpędzony samochód, bo z sekundy na sekundę przemieściłam się w czasie i przestrzeni. Spoglądałam teraz z góry na moje ukochane czerwone autko leżące do góry brzuchem. Nigdy nie widziałam go w pozycji żuczka, bezradnie leżącego na plecach. To było dosyć zabawne, bo dwa przednie koła kręciły się, choć coraz wolniej i wolniej, aż zatrzymały się zupełnie. W odległości kilku metrów stał na sąsiednim pasie ruchu - też w bardzo dziwnej pozycji z uwagi na przepisy ruchu drogowego – Ford w kolorze khaki. W następnej chwili podjechały dwa samochody z napisem „Policja” i też zatrzymały się na dziwnych pozycjach. Pojawiali się ciągle nowi ludzie, a niektórzy z ciekawością pochylali się i zaglądali do mojego samochodu przez okno, którego w końcu nie zamknęłam.

Z mojej nowej pozycji – z lotu ptaka –słyszałam różne głosy , które mogłabym porównać do kupczących na jarmarku żydowskim, choć miedzy Bogiem a prawdą, to nigdy tam nie byłam. No i wycie syreny, takie : „iiiiiiiii uuuuu iiiiiii uuuuuuu...”. Te dźwięki były na tyle nachalne, że pozostawanie w tym miejscu stało się dla mnie nazbyt przykre, ponieważ mąciły i burzyły harmonię, która nastała w momencie mojego niewyjaśnionego „przemieszczenia” w górną pozycję. Owa harmonia z poczuciem izolacji i domieszką lekkiego szumu w uszach pociągała mnie coraz bardziej i narastała z sekundy na sekundę przypominając zanurzenie w wodzie.

Nagle zdałam sobie sprawę, że wcale nie muszę patrzeć na to zamieszanie i nic mnie tu nie trzyma. Nie wiem skąd zaczerpnęłam wiedzę, że jeśli wyprężę się przyjmując pozycję skoczka odbijającego się z trampoliny przed skokiem do wody, wystrzelę niczym rakieta we wskazanym kierunku, za połączonymi w strzałkę i skierowanymi w jakimś kierunku rękoma. To było uczucie, którego żadne słowa nie opiszą. Usłyszałam tylko charakterystyczny dźwięk rozpruwanego powietrza i poczułam się jak podniebny rumak. Mogłam sterować swoim lotem ustawiając ciało pod odpowiednim kątem i decydować o kierunku, o wysokości, także o prędkości przemieszczania się. Potem odkryłam, że kiedy rozkładam ręce jak ptak skrzy-dła, nie przemieszczam się, tylko wiszę w przestworzach, lekko kołysana wiatrem. Otworzyłam oczy. Spojrzałam w dół i ... zobaczyłam ocean. Piękny. Tak błękitny, że pojąć nie mogłam, jak to możliwe, że nigdy dotąd nie widziałam tego koloru w takim odcieniu. Refleksy słoneczne rysowały na powierzchni owego błękitu kompozycje zachwycające barwą, kształtem , doskonałą symetrią i grą światła.

Nie wiem jak długo bujałam w obłokach, w niemym zachwycie, z rozpostartymi rękoma, z szeroko otwartymi oczyma zaciągając się chłodnym, jakby nieco słonym powie-trzem zaprawionym czymś na pograniczu jodu i lawendy. To musiało długo trwać, bo potem było inaczej ... obserwowałam księżyc i gwiazdy, które pojawiały się na niebie niczym grzyby po deszczu.

Wpatrywałam się w te wszystkie dziwy, kiedy wisiałam otwarta całą sobą na niebo, kosmos, wszechświat... Ukołysana, uspokojona i beztroska śniłam. Śniłam, że odnalazłam swoje miejsce. Właśnie to miejsce. Zdałam sobie sprawę, że tutaj niczego nie czuję, bólu, samotności, miłości, bezmiłości. Mogłabym tak już na zawsze pozostawać, gdzie niewypowiedziana harmonia i nieme zachwycenie. Czułam błogą ospałość, kiedy tak bezwolnie kołysana wiatrem opadałam coraz niżej i niżej.

Przymknęłam oczy i zawładnął mną błogi spokój do tego stopnia, że nie byłam już w stanie poruszyć ani ręką, ani nogą... A może byłam w stanie, tylko po prostu nie chciałam? Przecież nawet nie spróbowałam zdecydować o sobie, gdy moje plecy delikatnie zaczęły bryzgać drobne fale, ani potem, gdy dryfowałam na powierzchni wody , która coraz śmielej obmywała mnie całą.

Ocean był lodowaty. Jednak nie odczuwałam tego jako coś przykrego. Dryfowałam z prądem zanurzając się coraz głębiej. Osiadłam w końcu na samym dnie ciągle rytmicznie poruszana ruchem wody. Czułam jak w moich żyłach krew zastyga , a chłód skuwa ją lodowe ostre szpileczki. Krew przestała krążyć. Myśl zatrzymała się na jednym z obrazów, który akurat zarysował się w mojej głowie i wykonturowała go w fotografię czarno – białą. Rozpoznałam na niej zbliżenie twarzy ... chyba jakiegoś chłopca. Kim był chłopiec? Chciałam przypomnieć sobie, lecz nie udało mi się. Kontury stawały się coraz ostrzejsze , wypuklejsze przestrzenniejsze, aż fotografia przestała być fotografią i przekuła się w bryłę, również bezbarwną, jednak niewypowiedzianie smutną, przejmującą i poruszającą ... I to było nie do zniesienia.

Teraz dopiero zechciałam poruszyć się, chciałam krzyczeć , ratować, wypłynąć i na powrót poszybować tam skąd przybyłam. Ale ... już nie mogłam. Pozostałam nieruchoma z zastygłym grymasem przerażenia na twarzy i ciążącą kamienną bryłą dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś - wiem - biło moje serce.

2
bo wtedy w powietrzu unosi się świeżość, jakaś rześkość i może dziwnie to zabrzmi - optymizm.
w użytym znaczeniu to pleonazm - świeżość jest synonimem rześkości w tym przypadku (bo piszesz o uczuciach, nie o jedzeniu).
Otwieram okno pędzącego samochodu po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne.
coś ci się przestawiło. Zobacz na taką zmianę:
Otwieram okno samochodu pędzącego po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne.

I wracamy z tekstem:
Otwieram okno pędzącego samochodu po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne. Jednak nie na długo. [1]Deszcz znowu zaczął zacinać wpadając przez otwarte okno.
Czyli dopiero, gdy wpadł przez okno (do samochodu), zaczął zacinać?
Fatalna konstrukcja zdania odejmuje plastyki, dodaje baboli. Przemyśl, co chciałaś pokazać i porównaj do tego, co widać.
Irytuję się, bo krople celnie trafiają osiadając na moich okularach i zamazując ostrość widzenia.
oj, tu już kombinujesz okropnie. Czy nie chodzi ci o to:
Irytuję się, bo krople uderzają w okulary i rozmazują ostrość widzenia.
Różnica jest taka, że krążysz dookoła tego, co chcesz pokazać, zamiast to pokazać...

Znowu chcę [1]podsunąć szybę , ale właśnie mijający samochód trafia w kałużę i [2]duża bryzga
[1] - dosunąć (do góry) lub unieść lub podnieść
[2] - Skąd ten czasownik (od: bryzgać)?
Fatalne zdanie.
niespodziewanie uderzając mnie w twarz.
jeśli tak nie spodziewanie, to ta część narracji powinna znaleźć się przed "bryzgą wody"... Poza tym, czy owa "bryzga" faktycznie mogła uderzyć kogoś w twarz?
W następnej chwili podjechały dwa [1]samochody z napisem „Policja” i też zatrzymały się na [2]dziwnych pozycjach. Pojawiali się ciągle nowi ludzie, a niektórzy z ciekawością pochylali się i zaglądali do mojego samochodu przez okno, którego w końcu nie zamknęłam.
[1] - potocznie zwane radiowozami...
[2] - Czyli: na brzuszku, na boczku? Chyba chodziło ci o to, jak zostały zaparkowane, a wówczas na "czterech"...
Usłyszałam tylko charakterystyczny dźwięk rozpruwanego powietrza
babol.

Nie wiem, skąd owe "psychologiczne" w tytule, ale pewny jestem, że można sobie połamać myśli, gdy próbuje się odtworzyć tak obszernie przegadany - w dodatku bez polotu - tekst. Bardzo słaba plastyka, rozbudowana do ogromnych rozmiarów w stosunku do treści w niej zawartych, metaforyczny byt poza ciałem zamiast stać się podporą treści, znika w natłoku opisów, które usilnie starasz się budować na poważne. Bardzo słaby styl w połączeniu z oklepanym motywem sprawił, że lektura była nieprzyjemna.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałam i przyjmowałam jako pewnik, że formy rzeczownikowe zarówno „samochód pędzący” jak i „pędzący samochód” - są poprawne ... Popracuję nad tym oczywiście.

Rzeczywiście trochę w tym tekście niepotrzebnych kombinacji.

Widzę (dotyczy fragmentu „samochody z napisem „Policja” i też zatrzymały się na dziwnych pozycjach” ), że moje intencje plastycznego wyrażenia tego co też moja duszyczka uwolniona z ciała w wyniku owej kraksy widzi z lotu ptaka, niezbyt pokrywają się z zamierzonym efektem, bo oczywiście radiowozy zostały tylko dziwnie zaparkowane ... nie na brzuszku i nie na boczku, tylko na "czterech".
Poza tym - zgadzam sę - dużo prościej byłoby użyć wyrażenia „radiowozy, podczas gdy użyłam opisówki „samochody z napisem „Policja”” , bo chciałam nawiązać właśnie do tej duszyczki spoglądającej z góry na skutki kraksy tak już trochę bezosobowo i nie do końca racjonalnie.

Nie wiem dlaczego, ale ja sama zrelaksowałam się, kiedy pisałam ten tekst. Miałam wrażenie, że sam się pisze i starałam się jedynie nadążyć z zapisem. Może w przyszłości napisze mi się coś mniej męczącego...

Dzięki za komentarz.

4
Jul.Bar pisze:Widzę (dotyczy fragmentu „samochody z napisem „Policja” i też zatrzymały się na dziwnych pozycjach” ), że moje intencje plastycznego wyrażenia tego co też moja duszyczka uwolniona z ciała w wyniku owej kraksy widzi z lotu ptaka, niezbyt pokrywają się z zamierzonym efektem, bo oczywiście radiowozy zostały tylko dziwnie zaparkowane ... nie na brzuszku i nie na boczku, tylko na "czterech".
Myliłbym się, gdyby nie to, co pokazałaś. Podam ci przykłady:
W odległości kilku metrów stał na sąsiednim pasie ruchu - też w bardzo dziwnej pozycji z uwagi na przepisy ruchu drogowego – Ford w kolorze khaki. W następnej chwili podjechały dwa samochody z napisem „Policja” i też zatrzymały się na dziwnych pozycjach. Pojawiali się ciągle nowi ludzie, a niektórzy z ciekawością pochylali się i zaglądali do mojego samochodu przez okno, którego w końcu nie zamknęłam.
używasz tego samego określenia dla dwóch różnych sytuacji, przez co wprowadzasz czytelnika w błąd. Bo "dziwne" jest ułożenie aut po wypadkach (z czym mogę się zgodzić) i "dziwnie" są zaparkowane radiowozy. Jak widzisz, na powyższym fragmencie użyłaś jednego narzędzia, w miejscu, gdzie powinna być wyraźna granica pomiędzy tymi sytuacjami.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
bo chciałam
nawiązać właśnie do tej
duszyczki spoglądającej z góry
na skutki kraksy tak już trochę
bezosobowo i nie do końca
racjonalnie.

w
bardzo dziwnej pozycji z
uwagi na przepisy ruchu
drogowego
Ford w kolorze
khaki.
Albo albo.
Obrazek

6
Jasne, jest tu trochę nizbyt zgrabnie skrojonych wyrażeń.
Jeśli mogłabym mieć prośbę jeszcze ... o krótkie skwitowanie dalszej części tekstu. Chodzi mi tylko o informację, czy jest czytelny mój zamysł jeśli chodzi o treść, czy rzeczywiście tak to zakręciłam, że zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Tyle.

[ Dodano: Nie 04 Lip, 2010 ]
ad. polishbritpoper

Myślę, że nie ma sensu aż tak rozgrzebywać i analizować zagadnienia, czy duszyczki znają się na przepisach ruchu drogowego. Kto je tam wie? Myślę więc , że nie musi być tak "Albo albo", bo jedno nie koniecznie musi przeczyć drugiemu. Poza tym użyłam wyrażeń "trochę bezosobowo", "nie do końca racjonalnie".

7
Zamysł z tą irracjonalną duszą latającą gdzieś w powietrzu? Niby jest, tylko, że jeśli chodziło tu o oryginalne przedstawienie losu człowieka po śmierci, jakąś eschatologiczną awangardę to wyszło bardzo źle. Np. widziałem film z Robinem Williamsem (What dreams may come), z wizją mocno ciekawszą. Film, amerykański, przeciętny amerykański film. Przeciętny amerykański film z Robinem Williamsem o życiu po śmierci jest lepszy niż to opowiadanie. A wiadomo że Amerykanie jeśli biorą się za metafizykę zaczyna się śmiech.
Obrazek

8
Szkoda, że nie widziałam filmu ... przy okazji nadrobię zaległości.

Jakkolwiek przedstawiają wizję losu człowieka po śmierci Amerykanie, ja – szara myszka - nie miałam nadziei na wymyślenie ciekawszej niż ta z filmu z Robinem Williamsem, nawet jeśli był przeciętny. Poza tym (w dalszej części mojego opowiadania) to o czym pisałam to nie jest śmierć biologiczna, tylko kliniczna ... i moja duszyczka odnajdzie jeszcze ciało i czeka ją szczęśliwe życie. W każdym razie ta wędrująca duszyczka wytrącona jednakże w zaświaty – choć nie na wieki wieków jeszcze - to jest taka moja wizja wymyślona na użytek tegoż opowiadania.

9
Po pierwsze - tekst jest bez wyrazu. Przekoloryzowany, jeśli idzie o opisy, a brak jakiegokolwiek uczucia. Rozumiem, że dusza miała być 'obojętna', ale jednak zachwyca się widokami i ubolewa nad autkiem, a uczuć w tekście prawie żadnych. Po drugie - króciutki tekst, a mnóstwo powtórzeń. Oto jeden z przykładów:
bo z sekundy na sekundę przemieściłam się w czasie i przestrzeni.
i narastała z sekundy na sekundę
W pierwszym przykładzie dodatkowo jest błąd. Z sekundy na sekundę to przedział czasowy, w którym jakaś czynność trwa, nie mogła się stać (przemieściłam się – czasownik dokonany)
Chyba lubię widzieć raz słońca lśnienie, raz połyskujące krople deszczu, bo wtedy w powietrzu unosi się świeżość, jakaś rześkość i może dziwnie to zabrzmi - optymizm. Otwieram okno pędzącego samochodu po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne.
Nie rozumiem tego. Było rześko, ale duszno?
Otwieram okno pędzącego samochodu po dwupasmowej jezdni, bo powietrze jest trochę ciężkie i duszne.
Z tego wynika, że otwiera okno po dwupasmowej jezdni (cokolwiek to znaczy).
Prawidłowy układ zdania powinien być taki: (co?)Samochód, (co robi?) pędzi, (czym?/po czym?) po dwupasmowej jezdni. Stąd zaproponowana przez Martiego zmiana szyku.
Słyszę dźwięk jaki wydaje styropian pocierany o szybę, ale na innym tonie, zdecydowanie niższym ... [1]i kreśląc łuk niczym karuzela zatrzymuję tak, jakby zabrakło nagle energii elektrycznej.
Styropian kreśli łuk? Zgubiłaś podmiot domyślny w tym zdaniu i sens też. Nie rozumiem go zupełnie.
[1] Co zatrzymuje? Się, samochód, styropian?
[1]Spoglądałam teraz z góry na moje ukochane czerwone autko leżące do góry brzuchem. Nigdy nie widziałam go w pozycji żuczka, bezradnie leżącego na plecach. To było dosyć zabawne, bo dwa przednie koła kręciły się, choć coraz wolniej i wolniej, aż zatrzymały się zupełnie. [2]W odległości kilku metrów stał na sąsiednim pasie ruchu - też w bardzo dziwnej pozycji z uwagi na przepisy ruchu drogowego – Ford w kolorze khaki. (...)
[1] Jest tu mała sprzeczność. Ta część jest trochę infantylnym, raczej kobiecym spojrzeniem na zaistniałą sytuację. Tak - moim zdaniem - przedstawiłaby sytuację kobieta zobojętniona przez jakieś czynniki (szok, leki, śmierć(?)).
[2] A tu piszesz o Fordzie khaki, przepisach ruchu drogowego i samochodach jakichśtam, czyli całkiem świadomie i w pełni 'pamięci' tego co było.
Nie wiem skąd zaczerpnęłam wiedzę, że jeśli wyprężę się przyjmując pozycję skoczka odbijającego się z trampoliny przed skokiem do wody, wystrzelę niczym rakieta we wskazanym kierunku, za połączonymi w strzałkę i skierowanymi w jakimś kierunku rękoma.
Zdanie potworek.
To było uczucie, którego żadne słowa nie opiszą.
A może jednak by narratorka spróbowała? Chciałabym sobie móc to wyobrazić. Dokładnie tutaj jest miejsce na uczucia bohaterki, na jej spojrzenie na to wszystko. Nigdy nie śniłaś o lataniu? Nie łaskotało wtedy w żołądku? Albo na huśtawce. Jak się dobrze bujniesz, to masz namiastkę stanu nieważkości zanim zaczniesz spadać. Opisz to. Tego oczekuję po tekstach o umieraniu, nie opisów kolorów nieba i morza.

Niestety, nie podobało mi się, a do tego nie zrozumiałam zakończenia. Jedynie mogę się domyślać, że ta twarz, to dziecko, przyszły mąż, nienarodzony potomek bohaterki, ale nie opisałaś sceny na tyle dobrze, żebym miała ochotę pożałować tej nieszczęsnej kobiety i jej utraconych marzeń.
Sam wypadek, szczerze przyznam, że poleciałaś po łebkach. To nie jest taka prosta sprawa. Fakt, dzieje się szybko, ale nie aż tak i człowiek nie traci przytomności natychmiast. No, może czasem, ale bohaterka musiała wykonać jakiś manewr, spróbować skręcić, auto musiało się przeciążyć(?) na którąś stronę, odbić od czegoś żeby wylądować na dachu. A u ciebie to było hop siup, i ta dam! Grubymi nićmi szyte, stąd niewiarygodne.
Sam tekst skupiłaś bardziej na otoczeniu wędrującej duszy, nie skupiając się na niej w ogóle. To sprawiło, że jakoś nie zapałałam do niej sympatią (ani do duszy, ani do bohaterki).
Przydałby się jednak minimalny ładunek emocjonalny w tekście. Popracuj nad tym.
Pozdrawiam,
eM

Edit: literówka.
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”