
WWWBył chłodny, wilgotny poranek. Navis rozejrzał się wokół siebie. Znajdował się w niedużej dolince, a właściwie w kotlinie. Mieścił się tutaj duży drewniany dom, ogrodzony niskim płotem, jezioro, do którego wpadały kaskady wody z wodospadu, oraz wielkie, poskręcane drzewo jakby okrywające dom swoimi rozbudowanymi konarami. "Kolejny klient" - pomyślał z zadowoleniem Navis. Właściwie jakiś czas temu polubił on pracę w Królewskiej Gildii Komorników i Wymusicieli Niezapłaconego Królewskiego Mienia. Praca ta polegała na wyciąganiu pieniędzy od ludzi, którzy nie płacili królowi podatków. Czasem trzeba było użyć siły, lecz praca była dochodowa i ludziom typu Navisa dawała dużo satysfakcji. "No cóż, komu w drogę, temu czas" - pomyślał Navis, poprawił miecz na biodrze i przekroczył ogrodzenie. Dom pozornie wyglądał na opuszczony, ale w tej pracy wszystkie tak z pozoru wyglądały.
- Jest tu kto ?! - krzyknął Navis, jednocześnie trzymając rękę na rękojeści miecza. Desperackie ataki zdarzały się w tym zawodzie nadzwyczaj często. Navis odczekał chwilę, jednak gdy nie usłyszał odpowiedzi, podszedł do okna i ostrożnie zajrzał do wnętrza.
- Co się gapisz ?! - usłyszał za sobą chłopak. Szybko odwrócił się i zobaczył przed sobą starego, niskiego mężczyznę w długim płaszczu i spiczastym kapeluszu.
- Czy rozmawiam z Iberiusem de And'gose ? - zapytał uprzejmie Navis, poprawiając kolczugę i przygładzając włosy.
- Tak, a o co chodzi?
- Jestem z GKiWNKM. Przybyłem tu w sprawie niezapłaconych podatków.
- NIE BĘDĘ NICZEGO PŁACIĆ ! - ryknął na to starzec, odwracając się i ruszając w stronę jeziorka.
"Trudny typ" - pomyślał Navis i powiedział:
- Mam prawo wziąć od pana równowartość 6849 sztuk złota, więc niech lepiej się pan zastanowi !
- To moje ostatnie słowo - odparł na to starzec, wyciągając coś zza pazuchy.
- Więc pójdę do domu i sam sobie to wezmę ! - odpowiedział na to zniecierpliwiony Navis, odwracając się w stronę domu.
- Asz ty... - powiedział zgryźliwie Iberius, wyciągną różdżkę i dodał: Hokus, pokus, charce, bierki, niech ten jaszczur będzie wielki ! - po czym nagle z trawy wyrosła ogromna jaszczurka.
Widząc to, Navis wyszarpnął z pochwy miecz i odskoczył w tył. Jaszczur tymczasem rzucił się na niego, przy okazji plując jakąś dziwną wydzieliną. Po chwili chłopak leżał cały w ślinie, przewrócony przez magicznie powiększoną jaszczurkę, która właśnie próbowała odgryźć mu stopę. Nie chcąc stracić nogi, Navis trzasnął przeciwnika mieczem po łbie i, korzystając z chwili jego nieuwagi, przywalił mu czubkiem buta w oko, szybko wyzwalając się z uścisku potwora i rzucając do ucieczki.
- No... jeszcze z butów ojca nie wyrósł, a już będzie pyskował...- mruknął starzec.
WWWKapitan straży spokojnie przechadzał się po dziedzińcu. Było słoneczne popołudnie i wszyscy chodzili jak najbardziej rozebrani, jednak kapitan jak zawsze miał na sobie służbową kolczugę i długi, ciemny płaszcz.
- Kapitanie, kapitanie !
- Co znowu... - odpowiedział na to markotnie oficer i wolno ruszył w stronę biegnącej do niego postaci.Był to Navis, Komornik. Miał na sobie przekrzywioną zbroję, a jego płaszcz był cały w strzępach.
- Przyszedłem złożyć skargę ! - krzyknął oburzony, gdy był już blisko kapitana. "Kolejny bogaty debil, który nie radzi sobie z utrzymaniem prosto czubka własnego nosa" - pomyślał dowódca straży i powiedział:
- O co chodzi?
- Jestem oburzony! Byłem na prowincji w sprawie niepłaconych podatków. Człowiek, od którego miałem wziąć pieniądze, najpierw wyrzekł się płacenia należnego królowi lenna, a później odpędził mnie zaklęciem.
"Poważna sprawa" - pomyślał kapitan, odwracając się i mówiąc:
- Ej, Ventus, zawołaj mi tu zaraz asystentkę - po czym dodał - proszę chwilę poczekać.
Po dwóch minutach obok pojawiła się dość ładna sekretarka z pergaminem i namoczonym w atramencie piórem.
-Pani Helenko, proszę zapisać: "Oskarżony wyrzekł się płacenia podatków i zaatakował urzędnika królewskiego", yyy... jakie to było zaklęcie ? - dopytał się Kapitan.
- Powiększył okropną bestię, która rzuciła się na mnie, próbując odgryźć mi stopę.
- "Rzucając na niezidentyfikowaną krwiożerczą bestię zaklęcie powiększenia. Bestia o mało nie odgryzła urzędnikowi stopy. Ofiara całego zajścia była zmuszona do taktycznego wycofania się i samoobrony. Przewinienie w paragrafie 87 pkt 3, 35 pkt 6 i 72 pkt 1."
- Proszę podpisać - powiedziała Helenka, podstawiając Kapitanowi pergamin pod nos.
Kapitan machnął piórem zamaszysty podpis i zwrócił się do Navisa.
- Sprawa jest rzeczywiście poważna. Zaraz wyślę posłańca do króla i gdy tylko dowiem się, jakie są rozkazy, dam panu znać - powiedział i zaraz dodał: - Gdzie mogę pana znaleźć?
- Mieszkam w dzielnicy Bogatej przy ulicy PodMostem. Numer 35 - odpowiedział na to trochę uspokojony Navis.
- Zanotuj... - mruknął do asystentki Kapitan i dodał - Niech pan czeka na posłańca. Do widzenia. – i razem z asystentką ruszył w stronę garnizonu.
WWW"Co za okropny dzień" - pomyślał Navis. wychodząc z koszarów straży. Właśnie w takich chwilach nie lubił swojej pracy. I chodziarz przez całą drogę do miasta chłopak przeklinał zgredowatego starca, który tak go potraktował, to postawa kapitana straży bardzo mu się podobała. Był on zasadniczy, działał pewnie i bez zastanowienia pomagał, gdy tylko zaszła taka potrzeba. Tego nie można było powiedzieć o niektórych strażnikach, którzy byli wręcz mistrzami lenistwa i nieróbstwa. "Jutro dam popalić temu staremu sknerze" - pomyślał z satysfakcją, skręcając w ulicę Roboczą. Po chwili był już na końcu Roboczej i skręcił w Wiązkową, a z nieba lunął gęsty deszcz. "Jeszcze tego brakowało" - pomyślał zrezygnowany Navis i ruszył biegiem w stronę upragnionego ciepłego kącika. Zanim chłopak dobiegł do drzwi swojego domu, był już przemoczony do suchej nitki. Ze strzępów płaszcza można by było wycisnąć dwie misy wody, a z kaptura z każdym krokiem za koszulę przelewało się trochę lodowatej wody. Po chwili Navis stanął na stopniu suchych schodów okrytych niedużym daszkiem i zapukał do drzwi.
- Kto tam ? - dał się słyszeć zza drzwi stary, zachrypnięty głosik.
- Ja, a kto inny... - odpowiedział na to markotnie Navis.
Po chwili drzwi się otworzyły, a w przejściu ukazała się niska staruszka z kłębkiem wełny w rękach.
- Navis! Cukiereczku, co ci się stało ? Wejdź do środka, bo cię jeszcze zmoczy...
"Ironia. Jakby mnie już nie zmoczyło" - pomyślał chłopak i powiedział:
- Miałem ciężki dzień w pracy mamo... .
- Idź się wysusz. Chłopiec od Kowala przyniósł dziś twój nowy miecz. Zapłaciłam z pieniędzy, które leżały w zapasowych butach na szafie.
- Skąd wiedziałaś, gdzie trzymam oszczędności ?! - zdziwił się Navis, wchodząc do pokoju, ściągając wszystkie ubrania i okrywając się kocami.
- Mieszkam w tym domu 50 lat i mam już tylko ciebie. Nic się przede mną nie ukryje... - odpowiedziała na to staruszka, po czym dodała: - Jestem zmęczona. Idę się położyć. Przygotować ci herbatkę na noc?
-Nie trzeba, mamo. Dobranoc - powiedział Navis i odprowadził matkę wzrokiem.
Po chwili położył się na łóżku i pomyślał: "Choć jest czasem dziwaczna i denerwująca, tylko ona mi została" - i zasnął.
WWWNavis otworzył oczy. Leżał przed kominkiem w swoim domu. Plecy bolały go niemiłosiernie, a ciało przykryte miał tylko kocami. Powoli wstał z podłogi, rozcierając mięśnie i owijając się szczelnie kocami ruszył w stronę kuchni. Nagle jego uwagę przyciągnęła dziwna rzecz. Za oknem, w mrokach nocy widać było zarysy niskiej postaci w szpiczastym kapeluszu. Zdziwiony tym Navis przetarł oczy i podszedł do okna, jednak gdy otworzył okno i wyjrzał na ulicę, nie zauważył już nikogo. "Noc jak noc" - pomyślał i zamknął okno. Nagle coś zdarło z niego wszystkie koce. Navis wyskoczył jak porażony, od razu zasłaniając swoją męskość i odwrócił się w w stronę, z której nadszedł atak, jednak pokój wyglądał normalnie, a po kocach nie było śladu. Uspokoiwszy się trochę, chłopak ruszył w stronę garderoby, gdy nagle komoda zagrodziła mu drogę.
- Mamy gagatka! - powiedziała komoda niskim, basowym głosem.
- Jak go Pan Bóg stworzył! - ryknął wieszak wysokim piskliwym tonem, odsuwając się troszkę i robiąc miejsce fotelowi.
- Tańcz, wróbelku, tańcz ! - odpowiedziała na to komoda, uderzając z całej siły Navisa w goleń. Ten zawył, skacząc na jednej nodze i próbując rozmasować drugą, a jednocześnie cały czas zasłaniać newralgiczny punkt. Meble, widząc to, ryknęły śmiechem i zaczęły uderzać i popychać biednego Navisa, który, aby unikać ciosów, musiał skakać najwyżej jak umiał.
-Dawać go !
Navis szybko przeanalizował sytuację i odkrył, że jest ona beznadziejna. Okrążały go niemiło nastawione, gadające meble. Drzwi były zamknięte i nie wiadomo, jak by zareagowały na uciekającego chłopaka, a najbliższe okno zasłaniał mu zalewający się śmiechem wieszak i ironicznie wyszczerzony fotel. Nagle jego sytuację uratował zegar.
- Co tu się dzieje ? - powiedział ospale zegar, powoli rozglądając się po pokoju.
- Tyramy frajera, chodź do nas. To lepsze niż cyrk - powiedziały do zegara inne meble, zachęcając go do zabawy.
- Ja wiem... - zaczął się zastanawiać Zegar, jednak Navis już skorzystał z okazji i przewrócił oburzony wieszak, rzucając się w stronę okna. Nagle drogę zagrodził mu fotel, jednak wyćwiczonemu chłopakowi udało się przeskoczyć bezczelny mebel i po chwili goły aczkolwiek szczęśliwy Navis biegł już ulicą PodMostem.
WWWKapitan spokojnie kończył pisać raport. "Dziwny dzień" - pomyślał. Najpierw jakiś kupiec przyszedł donieść o kradzieży, potem Franck - człowiek, który po raz szestansty próbował się zabić i zawsze mu ktoś przeszkadzał, a na koniec ten obdarty gość - komornik. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że teraz trzeba to wszystko opisać w raporcie. Na dworze krople deszczu rytmicznie stukały o ulicę a zza drzwi dał się słyszeć głos:
-Kapitanie?
-Tak?
-Znowu przyszedł ten gość od zbierania pieniędzy eee... komornik. "Ręce opadają" - pomyślał Kapitan, odkładając pióro na bok i zwijając pergamin.
-Wpuść go - rozkazał.
Po chwili drzwi się otworzyły a do pokoju wszedł Navis.
-Dobry wieczór...
Przed nim stał komornik w pełnym pancerzu straży miejskiej.
-Czemu on ma na sobie nasz pancerz ?
-Niech jego pan pyta, czemu przybiegł do nas goły i zażądał spotkania... - odpowiedział na to strażnik, zasalutował i wyszedł za drzwi.
-A więc, co cię tu sprowadza ?
-Ten czarodziej mnie napastuje !!! Zaatakował mnie we WŁASNYM DOMU ! - mówił Navis, okropnie przy tym gestykulując.
-I dlatego przyszedłeś tu goły ?
-Wziął mi nawet ubrania...
-I co mi do tego ?
-No jest pan kapitanem straży. Musi pan coś zrobić ! - oburzył się Navis.
-Przecież widzi pan, że jestem zajęty - dopowiedział na to zniecierpliwiony kapitan.
-Błagam! Jak pan mi nie pomoże, pójdę z tym do króla! - zagroził lekko błagalnym tonem Navis.
-No dobrze, widzę, że z tobą nie wygram. Pójdziemy do tego czarodzieja i wszystko wyjaśnimy. - zdecydował kapitan.
Po chwili na jego pasie wisiała pochwa z błyszczącym mieczem, a z ust unosiły się kłęby dymu z zapalonej fajki.
-Prowadź - rozkazał Kapitan i ruszył za Navisem w mrok.
WWWW ciemności nocy uniosły się kłęby dymu. Jako że księżyc był w nowiu, noc była jasna i kapitan już z daleka widział dom niejakiego Iberiusa. Wyglądał jak każdy inny. Drewniany, nieduży, z niskim kamiennym kominem i tarasem. Większą uwagę przyciągał człowiek, który do niego zmierzał - Navis. Był to naprawdę dziwny typ. Pracoholik, zadurzony w bardzo wrednej robocie - wyciąganiu pieniędzy od najbiedniejszych. Kapitan zawsze gardził takimi ludźmi. Zazwyczaj byli to pozbawieni sumienia hedoniści, których nie obchodziło nic oprócz własnego nosa. Niestety, strażnik musiał pomagać każdemu - bez względu na posadę czy stan. Ta zasada była czasem ironicznie niesprawiedliwa.
-Jesteśmy - wyrwał Kapitana z rozmyślań Navis i ostrożnie przeszedł przez ogrodzenie.
-Taka ostrożność jest konieczna ? - zapytał kapitan niedbale, przechodząc przez na wpół rozwalony płot.
-Oczywiście, ten staruszek to szczwany lis...
Kapitan tymczasem poprawił mundur, spokojnym krokiem podszedł do drzwi i zapukał. Po kilku sekundach zapukał po raz drugi, jednak dalej nie doczekał się odpowiedzi.
-Chyba go nie ma...
-Zostawił otwarte okno - zza rogu dobiegł głos Navisa.
"Coś mi tu śmierdzi. Ktoś mógł tu być przed nami" - pomyślał kapitan, na wieść o otwartym oknie. Wyciągnął miecz ruszył do Navisa. Dość duże okno rzeczywiście było otwarte, a z ciemności domu zaraz wynurzyła się ręka Navisa, która pomogła szybko wejść Kapitanowi do środka. Dom wyglądał na zupełnie pusty.
-Idź, sprawdź, czy kogoś nie ma w piwnicy - nakazał kapitan i sam ruszył w gląb domu.
Dom jak dom. Nie było tu śladów włamiania ani tym bardziej właściciela. Trochę uspokojony Kapitan schował miecz, szybko wyciągnął notes i zapisał.
"Przyjęto oskarżenia co do licznych przewinień Iberiusa de And'gose. Oskarżony dopuścił się podwójnego ataku magicznego na bezbronnego cywila, oraz licznych długów podatkowych wobec aktualnego monarchy. Straż była zmuszona do samoczynnego działania, jednak oskarżonego nie było w domu. W tym przypadku ja, Kapitan straży miejskiej orzekam natychmiastową konfiskatę odpowiedniej ilości mienia przez królewskiego urzędnika oraz aresztowanie i przesłuchanie Oskarżonego w terminie natychmiastowym"
Kapitan Straży Miejskiej
Thornek Whitegove
WWWTymczasem Navis ostrożnie przekroczył ostatni stopień piwnicy. Jego oczom ukazało się nieduże, prawie całkiem puste pomieszczenie. Jedyną rzeczą która się tu znajdowała, był mały kufer. Navis z dużą dozą ostrożności podszedł do niego i przyglądnął się mu. "Miedziane obicia, drewniane ścianki... Wygląda zwyczajnie" - pomyślał. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Navis zdecydował się przekroczyć ten stopień i lekko uchylił szkatułkę. Z kuferka wyskoczyła nagle jakaś postać. Była ona wzostu przeciętnego człowieka. Miała wielkie, czerwone loki, jej twarz była blada jak śnieg, a na nosie widoczny był wielki czerwony pompon. Postać była ubrana w zielony kubraczek, żółte spodnie i wielkie, czerwone buciory.
-ŁAAAAAAAAAAA !!! - postać nagle ryknęła prosto w twarz Navisa, który podskoczył ze strachu i rzucił się do ucieczki. Szybko przeprawił się przez schody i zręcznym ruchem wyskoczył z okna. Gdy był już przy ogrodzeniu, przestraszony przystanął na chwilę i obrócił się. Nagle z domu wypadł wielki, czarny wilkołak i rzucił się w jego stronę.
WWW Kapitan, zaalarmowany wrzaskiem, odwrócił się, wyciągając miecz, i zobaczył wybiegającego z piwnicy Navisa. Chłopak biegł jakby goniło go stado demonów. Przestraszony Kapitan zakradł się do drzwi piwnicy i ostrożnie zaglądnął do środka, jednak nie zobaczył nic oprócz zwykłego pomieszczenia. Zdziwiony zachowaniem komornika spokojnie przerzucił nogi przez parapet okna i wyszedł na zewnątrz. W oddali zauważył postać uciekającego Navisa. Nagle chłopak zatrzymał się i obejrzał się, jednak po chwili znowu rzucił się do ucieczki. "No cóż, chyba konfiskatę przeniesiemy na jutro" - pomyślał kapitan, zapalając znowu swoją hebanową fajkę i ruszając w stronę miasta.
WWWIberius szedł spokojnie obok okien koszarów straży. Przystanął na chwilę, żeby poprawić swój wyjątkowo szpiczasty kapelusz i do jego uszów dobiegły słowa.
"Do Komornika Navisa.
Witam i z góry przepraszam za wszelkie nieporozumienia. Przy zleceniu w gildii komorników jakiś niefrasobliwy posłaniec przekręcił Imię i nazwisko obywatela, do którego miał Pan się udać. Nie chodziło o Iberiusa de And'gose, tylko o Beriusa Deandgos. Za wszystkie utrudnienia i za całe zamieszanie w imieniu moim i Jego Królewskiej Mości bardzo przepraszam i proszę o natychmiastowe działanie w sprawie Beriusa."
Podpisał
Zygfryd von Endarholm
Sekretarz Królewski
-ARGHHHHHHHHHHHHHH, ZABIJĘ TEGO CZARODZIEJA !!! - do uszów Iberiusa doszedł wściekły wrzask Navisa.
Mag, słysząc to, ryknął śmiechem i przypomniał sobie żarty, które urządzał nieszczęśnikowi. "Ożywione meble były całkiem niezłe. Muszę to jeszcze kiedyś wypróbować" - pomyślał, jednak szybko się opamiętał, bo podszedł do niego jakiś biedak i powiedział:
-Daj biedakowi sztukę złota na chleb !
-Dam ci monetę, ale pamiętaj, to nie jest zwykła moneta... - powiedział czarodziej. Chwilę pogmerał w kieszeniach płaszcza, po czym wyciągnął nieduży, błyszczący krążek. "Kolejny frajer do żartów" - pomyślał z lubością Mag i wyszczerzył się do biedaka.