Jest to coś dziwnego, co wyszło spod mojego pióra. Wy oceńcie.
Przemowy aligatora do człowieków.
Przemowa I
Kanały bezbrzaszcze
Rok czarnego gada
Jeśli kiedykolwiek zapuścisz się w kanały, to uważaj. Bo tuż za zaśmierdłym, obrośniętym czymś obrzydliwym rogiem, mogę czaić się ja. Witam serdecznie zgromadzonych. Nazywam się Fryderyk i jestem aligatorem posiadającym zdolność pisania. I nie, nie żartuje
Wszystko zaczęło się tak (tutaj niech czytający zrobi krótko przerwę, do dodania napięcia):
Przechadzałem się właśnie po moim ulubionym odcinku kanalizacji, gdy coś pacnęło mocno w moją głowę. Nagle, znikąd wpadłem na genialny pomysł. Ta oto przemowa jest wynikiem tego zdarzenia.
Drogie człowieki. Jestem niezwykle zniechęcony do waszego gatunku. To uczucie jest wynikiem tego, jak potraktowano mnie w przeszłości. Jako młody, nieopierzony osobnik zostałem spuszczony w toalecie. Ktoś powie (pewnie inny turysta), że to nic. W końcu żyje, mam się całkiem dobrze. Piszę nawet przemowę do człowieków. Ale niestety nie tak to wygląda. Życie pod waszymi stopami wcale nie jest takie miłe. Na przykład jedzenie. Tutaj naprawdę dobre jest rzadkością. Czasami któryś z waszych się tutaj zapuści ale ostatnio nie zdarza się to często. Dlatego też jem dużo glonów i innych paskudztw. Pewnie to jest przyczyną tego, że wyglądam jak szalik z własnej skóry. Ale tutaj niczego nie można być pewnym. Do dzisiaj nie wiem, czy niebieskie plamki na ciele Gotfryda i jego drugi ogon są przyczyną tej dziwnej, świecącej substancji, którą wlewacie do ścieków, czy to tylko lekka mutacja genetyczna.
Śmierdzę, mam dziwny kolor oczu, moje łuski są… eh. Pora to z siebie wykrztusić. Tak, są zielone! Nie jasno zielone, ale zielone. W głębokim odcieniu. A wierzcie mi, w moim środowisku nie cieszy się to popularnością. Rzadko kiedy mogę liczyć z tego powodu na przychylność losu. A nawet jest to to moim przekleństwem.
W poniższych mowach, chciałbym wam przedstawić życie jakie wiodę. Zgromadzonych na sali proszę o wsłuchanie się, a tych z nich, którzy przyszli tu tylko po to, by patrzeć przed siebie z ponurą miną, serdecznie dziękuje. I uprzejmie proszę o wyjście, bo wasze sceptyczne podejście jest dla mnie jak obelga. Z góry dziękuje.
Wiecie jak się zaczęło i jak się skończyło (jestem żywy i piszę do was). Ale jakie były moje losy? Co przetrwałem? Czasami sam stawiam sobie pytanie- “Święta Matko Aligatorko, czy ja, Fryderyk, jestem głupi?” Bo tylko głupi ma takie szczęście jak ja.
Do usłyszenia wkrótce.
Przemowa II
Kanały bezbrzaszcze
Rok czarnego gada
Skoro tego słuchacie, to znaczy, że jeszcze was interesuje. Więc zaczynajmy.
Ja- mały berbeć, ląduje prosto w Kanale Przebrzeżnym. Jest to miejsce ponure, pełne dziwnych dźwięków i okropnych zapachów. I jak nie wyłoni się jakiś cień. Prawie zawału dostałem. Przede mną stoi aligator. Owszem, stoi. Na dwóch tylnych łapskach. Nie pytajcie mnie, jak to zrobił, z czasem samo przyszło i mi. Mówi “Młody! Za mną.” Idzie prosto, łypie na mnie krzywo okiem. Idę za nim. Wchodzimy bocznego korytarza, w pomysłowy sposób schowanego za kolumną. Coś po niej lezie, a ja odwracam szybko wzrok. Próbuje iść jak ten co mnie prowadzi, ale po sekundzie ląduje pyskiem na kamiennej podłodze. On odwraca się i śmieje ze mnie w paskudny sposób. Przepełnia mnie złość. Ale co tam. Jest moją jedyną nadzieją.
Po godzinie wędrówki ledwo łapię oddech. Jakbyście nie wiedzieli, jestem słabeuszem. Niestety, takie życie. Dlatego też sapię jak smok wawelski.
Ten duży kluczy korytarzami. Staram się nie zgubić, ale jest to dość trudne. W końcu wchodzimy na mały placyk. A na nim tłum. Staję jak wryty. Chyba tak się tego uczą- terapia szokowa. Od tego czasu chodzę, nie pełzam, brzuchem ścierając podłogi. Nie było to przyjemne uczucie, to ścieranie. Dziwie się, gdyż mój kręgosłup nie protestuje.
Wracając do tłumu. Wszędzie biegają małe aligatorki i ich rodzice. Wszyscy jasnozieloni. Nie tak jak ja. Ten duży, co mnie przyprowadził, wpycha mnie prosto w aligatory. Podchodzi do mnie jakiś gościu. Ma na sobie okular słoneczne, czapkę w kolorach czerwieni, żółci i zieleni oraz skórzaną kurtkę. Rzeczy, jakie z reguły znajduje się w kanałach. Podaje mi łapę.
- Słuchaj, nowy. Ja jestem Dremon. Krefityst chce cię widzieć.- mówi
- Krefityst?- patrzę na niego zdumiony
- Coś ty! Z góry się urwałeś?- patrzy na mnie zdumiony
- Można by tak powiedzieć…- staram się wydukać. Dremon reaguje spokojnie, ale widać, że szanse na porozumienie zmalały gwałtownie. Kręci głową i prowadzi mnie do kolejnych korytarzy. Ja nie wiem jak się w tym połapie. Może mają tu jakieś budki z planem… Znowu to samo. Błądzimy dłuższą chwilę. W końcu stajemy przed wielką jaskinią. Z głębi wyziera paskudna woń i ciemność.
- No to nowy, tu się rozstaniemy…- Dremon wycofuje się. Przez chwilę widzę, że jest przerażony. Ale to pewnie tylko złudzenie. Jest dość ciemnawo, więc ciężko stwierdzić. Wkraczam powoli do środka. Z głębi doszedł głos bliżej nieokreślony głos. Otaczają mnie śmierdzące opary i dym. Zaczynam kaszleć jak szalony. Ktoś chrząka, ale ja umieram. No, może nie do końca “umieram”, ale tak się czuje. Chrząknięcia stają się głośniejsze i bardziej stanowcze.
[ Dodano: Pią 30 Kwi, 2010 ]
A niech to- akapity nie weszły
Re: Przemowy aligatora do człowieków
2Wiesz co? Napisane to jest marnie, bardzo marnie. Ale masz u mnie punkt za pomysł. Tylko... właściwie po co ci jako bohaterowie człowieki w czerwonych czapkach? Spróbuj może powiedzieć coś o ludziach z perspektywy ogoniastego, to będzie ciekawsze. Nie idź też w fantastykę, stracisz efekt zaskoczenia.
Ale... ja lubię takie odklejone od rzeczywistości pomysły
Ale... ja lubię takie odklejone od rzeczywistości pomysły

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
4
żyję - dociskaj altDenal pisze:W końcu żyje

Bez kropki na końcu wypowiedzi. Przecież, słusznie, słowo "mówi" zaczynasz małą literą.- Słuchaj, nowy. Ja jestem Dremon. Krefityst chce cię widzieć.- mówi
Zgodzę się z Romkiem, że pomysł fajny. Niestety na tym się kończą pozytywy. Scenki są nudne i w zasadzie po pierwszej wypowiedzi, która nic tak naprawdę poza bełkotem nie przekazuje, nie wiem, czy ktokolwiek jest jeszcze zainteresowany. Mnie zmęczyłeś, co w tak krótkim tekście jest dużą sztuką. Oderwanie od rzeczywistości też trzeba umieć pisać, Tobie się to niestety nie udało.
Zaintrygowałeś mnie pomysłem, a potem wynudziłeś. Kiepsko. Nie podobało mi się.
Dariusz S. Jasiński
5
Istotnie, pomysł pierwsza klasa. Jednak zrezygnowałbym z wtrąceń w nawiasie (o które przecież ciężko w przemowie) i dodatkowo usunąłbym wstawki narracyjne, nie związane z przemową a skierowane bezpośrednio do czytelnika. Uważam, że odrobina manipulacji przy tekście i owe słowa były by oczkiem do odbiorcy, padającym z ust aligatora - czyż nie byłoby to genialne i proste zarazem? Z rzeczy technicznych: to przemowa zaczyna się rozjeżdżać i idziesz w opowiadanie - to jest niekonsekwentnie. Poćwicz, jak sprawić, aby cały czas przemawiał aligator i wplatał w swój monolog dialog z innymi ziomkami. Dość trudne, ale możliwe.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.