Czas na życie [dramat przyszłościowy, fragmenty]

1
Witajcie, my friends! ;-)

Zacznę od krótkiego wstępu - poniżej opublikowany tekst pochodzi z mojego najnowszego tekstu, który dopieszczam już od pewnego czasu (jakże konkretne określenie). Zamieściłbym całość opowiadania, ale władza "Weryfikatorium" wprowadziła dość surowe zasady (odnośnie usuwania tekstów na życzenie), więc postanowiłem zamieścić fragmenty.

Serdecznie proszę o opinie.

PS: Zdaję sobie sprawę, że wyrwane z tekstu fragmenty ocenia się trudno, ale to była jedyna alternatywa w tym przypadku.

-----

2047

Usłyszała pukanie do drzwi. Pomyślała, że wciąż jeszcze śni, lecz po chwili głuchy stukot się powtórzył. Usiadła na łóżku, niechętnie podniosła z niego zmęczone ciało i zbliżyła się do okna. Delikatnie odsunęła firanę. Tuż przed garażem stał czyjś samochód, z pewnością nie byle jaki, ale też nie różniący się niczym specjalnym od pozostałych. Cywilny. Tak, oceniała sytuację, na pewno ktoś szuka dobrej drogi, przecież ona mieszka w pobliżu ważnego szlaku.
- Prosimy otworzyć – ozwał się nieznajomy głos. – Centralne Służby Państwa!
Chryste – pojęła, w jakim lada chwila znajdzie się niebezpieczeństwie. Nie tyle niebezpieczeństwie, co sytuacji nadzwyczaj skomplikowanej. Wizyta Centralnej oznaczała tylko jedno, w najlepszym przypadku sterty papierów do podpisania, w najgorszym – destrukcję życia. Centralna prowadziła najcięższe śledztwa.
- Prosimy się nie obawiać, to rutynowa kontrola.
Kobieta przekręciła w zamku klucz i uchyliła drzwi, by upewnić się co do tożsamości będących za nimi ludzi.
- Główny śledczy Adam Karlecki – przedstawił się niski mężczyzna, pewnie od lat walczący z nadwagą. – To rutynowa kontrola, proszę nas wpuścić. Mamy zezwolenie.
Zezwolenie oznaczało wszystko i nic; miałeś prawo się od niego odwołać, ale oni w ramach zemsty mogli zhańbić cię do reszty.
Ewa otworzyła drzwi. Niewysoki mężczyzna powitał ją skinieniem głowy.
- Możemy wejść?
- A mam wybór? – Ewa czuła się kompletnie zażenowana. Właśnie próg jej mieszkania przekroczyło trzech funkcjonariuszy Centralnej Służby Państwa, gotowych z byle powodu przetrząsnąć każdą szufladę

-----

2045

Tamtego słonecznego dnia z samego rana przygotowała Jerzemu królewskie śniadanie. Zarzuciła na plecy różowy szlafrok i udała się do sypialni, by wypędzić śpiącego z dusznej jaskini.
- Zjem potem, jak wrócę, okej? – burknął pod nosem, psując żonie dobry, wręcz idealny humor. – Muszę załatwić jedną sprawę.
- To aż takie ważne? – wiedziała, że jej prośby nic nie zdziałają, lecz mimo wszystko nie przerywała pojedynku. – Zjedz ze mną.
- Kochanie, bardzo chętnie, ale nie mogę, to nie moja wina, mam obowiązki. No, moja wina, ale co na to poradzę? Przykro mi, przepraszam, szybko wrócę.
- Szkoda – opuściła głowę.
- Nie obrażaj się – zachichotał. – Przypominasz mi kapryśną małolatę.
- Kapryśna małolata, staruszka, jaka różnica?...

-----

2047

Odsłonił klapę marynarki.
- Jestem z Centralnej Służby Państwa i prowadzę śledztwo, rozumie pani? To JA prowadzę śledztwo, nie jakiś Lejkan.
- Skąd… o czym pan mówi?
- Wiemy, że spotkaliście się parę razy, niepotrzebnie.
- Niepotrzebnie? Zdaje się, że prawo czyni mnie wolną, racja?
- Wolność, wolność, wy wszyscy tylko o jednym… Zapomnijcie o wolności! Lejkan nie żyje, miał wypadek.
- Wypadek?! – ścisnęło się jej serce.
- Samolot, którym leciał, runął na ziemię.
- W którym miejscu?
- Dokładnie nie wiem… - szukał słów, najwyraźniej odgrywał jakąś scenkę. – Nikt poza mną nie słyszał o pani znajomości z Lejkanem. Panie, świeć nad jego duszą. Sprawię, że tak pozostanie, ale musi pani współpracować.
- A co mi pozostało? Jestem zdeterminowana, na czym ta współpraca miałaby polegać?
- Proszę podpisać zeznania, kartkę położyłem na stole.
Usiadła na krześle, przysunęła do siebie złączony arkusz, czytała.
- To nie są moje zeznania, to nie są moje słowa.
- Nieważne, pani Ewo, dzięki nim będzie możliwe dalsze działanie.
- Nie… nie złożę podpisu, proszę na to liczyć.
- Pani Ewo! Proszę się opamiętać.
- Proszę zabrać stąd te fałszywe papiery i wynosić się z mojego domu! – wskazała drzwi. – Mam broń i odstrzelę ci łeb, kłamliwy gnoju! Najpierw Granicki, teraz Lejkan… Skurwysyny! Mordercy! – wrzeszczała, nie zwracała uwagi na broń w kaburze Karleckiego oraz na jego rangę.

-----
2047

Popatrzyła w środkowe lusterko – zbliżał się van Lejkana. Chwyciła za klamkę, co mężczyzna zauważył i dał znak, by pozostała w wozie.
Usiadł na fotelu pasażera, miał na sobie jasnobrązowy garnitur. Uścisnął Ewie dłoń, nie zdarzało się mu zapominać o manierach.
- Pewno duma pani teraz nad jednym, a mianowicie czy jestem czysty. Więc odpowiem: tak, podsłuchy zostawiłem w biurze, zajmują się nimi ciecie z wydziału śledczego, ja jestem od czyszczenia probówek – na jego zmęczonej życiem twarzy narodził się szczery uśmiech. – Proszę powiedzieć, jaką ma pani do mnie sprawę. Idzie o męża?
Skinęła głową.
- Mnie może pani zaufać, pozostałem człowiekiem.
- Uwierzę na słowo. Ubiegłej nocy byłam świadkiem morderstwa.
- Myśliwego?!
- Nie, pana Granickiego.
- Gra… nie rozumiem… co z nim? Nie żyje?
Długa droga przed nią – Lejkan nic nie wie o śmierci Granickiego i jego problemach, bo skąd miałby wiedzieć?
- Chryste – skwitował, gdy poznał historię od początku do końca. – Wiedziałem, że Karlecki to suka, ale czegoś takiego bym się po nim nie spodziewał. Psiamać, jakie to ciężkie czasy! – pokręcił głową. – Dziękuję, dziękuję pani za pomoc, ale przede wszystkim za zaufanie.
- To ja przyszłam prosić pana o pomoc – powiedziała półszeptem.
- Proszę się nie obawiać, tutaj możemy czuć się swobodnie. Proszę dać mi chwilę – zastanowił się. – Mam, już wiem jak pani pomóc. Postaram się przejrzeć akta sprawy dotyczącej pani męża.
- Gdzie się spotkamy?
- W tym samym miejscu – wyszedł z samochodu. – Ano, zapomniałbym: auta. Pojedziemy jednym, okej? Wolałbym nie dać nikomu okazji do rozmyślań, rozumie pani… I tak mam na pieńku z Karleckim, a Granickiego… - machnął ręką. – Życie jest naprawdę przykre. No dobrze, szerokiej drogi!

2
Obiecałem, że napiszę jakiś komentarz do opowiadania.
Ostrzegam, czytasz go na swoją odpowiedzialność.
Przyjrzę się tylko odrobinę szczegółowo początkowi, resztę potraktuję zupełnie ogólnikowo.
Usłyszała pukanie do drzwi. Pomyślała, że wciąż jeszcze śni, lecz po chwili głuchy stukot się powtórzył. Usiadła na łóżku, niechętnie podniosła z niego zmęczone ciało i zbliżyła się do okna. Delikatnie odsunęła firanę.
Pierwsza myśl jaka mnie naszła była taka, że czytam spis czynności, które mają być szkicem do napisania wstępu do opowiadania. Nie rozumiem skąd ta myśl u bohaterki, że śni. W ogóle nie ma to sensu. Jakby zdanie było wyrwane z kontekstu.
Tuż przed garażem stał czyjś samochód, z pewnością nie byle jaki, ale też nie różniący się niczym specjalnym od pozostałych. Cywilny. Tak, oceniała sytuację, na pewno ktoś szuka dobrej drogi, przecież ona mieszka w pobliżu ważnego szlaku.
Dlaczego używasz tutaj słowa "z pewnością"? Ja tej pewności nie mam, nie dajesz mi powodów bym ją miał. I skąd stwierdzenie, że myśl o samochodzie jest oceną sytuacji? Bohaterka patrzy na samochód nie widząc w nim nic specjalnego, zarazem widząc. Dziwne. Można taką etykietkę przykleić do każdego samochodu. Mieszka obok ważnego szlaku? Jakiego? Bursztynowego?
- Prosimy otworzyć – ozwał się nieznajomy głos. – Centralne Służby Państwa!

Zupełnie nie pasuje mi to "ozwał się". Nie pasuje do reszty tekstu. Nie żebym był czepialski, ale centralne służby... Jakie służby? Więzienne?
Chryste – pojęła, w jakim lada chwila znajdzie się niebezpieczeństwie. Nie tyle niebezpieczeństwie, co sytuacji nadzwyczaj skomplikowanej.
Sam sobie przeczysz w tym momencie. Ja już nie wiem czy to niebezpieczeństwo czy już jednak nie. To "Chryste" jest czym? Myślą bohaterki?
Wizyta Centralnej oznaczała tylko jedno, w najlepszym przypadku sterty papierów do podpisania, w najgorszym – destrukcję życia. Centralna prowadziła najcięższe śledztwa.
Piszesz, że to centralne służby. Jest ich kilka. Tutaj już masz liczbę pojedynczą. Poza tym stwierdzasz, że oznacza tylko jedno, a wymieniasz dwie możliwości.

Nie panujesz nad językiem. Piszesz, co ci ślina przyniesie na język i sam sobie rzucasz kłody pod nogi. Wprowadzasz straszny chaos w tekst. Stwierdzasz jedno, a po chwili tłumaczysz, ze to jednak nie to tylko co innego. Więc po co było poprzednie stwierdzenie? Wychodzisz z błędnego założenia, że im więcej informacji tym lepiej, upychasz wtedy zupełnie bezsensowne stwierdzenia bez przemyślenia ich, a jak już to zrobisz zmieniasz zdanie i je negujesz.
To się u ciebie nie zmienia. W każdym stosujesz ten sam manewr. Bohaterzy nie są plastycznie. Raczej przerysowani i groteskowi, a nie o to ci chodziło z pewnością. Podejrzewam, że nigdy nie widziałeś jak wygląda "najście" Policji. O służbach innego typu nie wspomnę. Może w formie ożywiania bohaterów pogadasz z jakimś policjantem o tym jak się odbywają takie wizyty. Nie zaszkodzi na pewno.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
minojek pisze:Usiadła na łóżku, niechętnie podniosła z niego zmęczone ciało i zbliżyła się do okna.
To wtrącenie musisz wydzielić od nadrzędnej części.
Zobacz:

Usiadła na łóżku, niechętnie podniosła z niego zmęczone ciało, i zbliżyła się do okna.

Przecinek, a robi tak wielką różnicę.
minojek pisze:Tuż przed garażem stał czyjś samochód, z pewnością nie byle jaki, ale też nie różniący się niczym specjalnym od pozostałych. Cywilny.
Wywalić na zbity pysk.
minojek pisze:Tak, oceniała sytuację, na pewno ktoś szuka dobrej drogi, przecież ona mieszka w pobliżu ważnego szlaku.
Nie mam pojęcia, jaką rolę odgrywa to zdanie i raczej się nie domyślę - zrobiłeś z niego makaron, szatkując przecinkami.
minojek pisze:- Prosimy otworzyć – ozwał się nieznajomy głos. – Centralne Służby Państwa!
Chryste – pojęła, w jakim lada chwila znajdzie się niebezpieczeństwie. Nie tyle niebezpieczeństwie, co sytuacji nadzwyczaj skomplikowanej. Wizyta Centralnej oznaczała tylko jedno, w najlepszym przypadku sterty papierów do podpisania, w najgorszym – destrukcję życia. Centralna prowadziła najcięższe śledztwa.
- Prosimy się nie obawiać, to rutynowa kontrola.
Kobieta przekręciła w zamku klucz i uchyliła drzwi, by upewnić się co do tożsamości będących za nimi ludzi.
- Główny śledczy Adam Karlecki – przedstawił się niski mężczyzna, pewnie od lat walczący z nadwagą. – To rutynowa kontrola, proszę nas wpuścić. Mamy zezwolenie.
Zezwolenie oznaczało wszystko i nic; miałeś prawo się od niego odwołać, ale oni w ramach zemsty mogli zhańbić cię do reszty.
Niezły sposób na wprowadzenie chaosu.

Słuchaj Weba - nie tak wyglądają rewizje domostw.
minojek pisze:Tamtego słonecznego dnia z samego rana przygotowała Jerzemu królewskie śniadanie. Zarzuciła na plecy różowy szlafrok i udała się do sypialni, by wypędzić śpiącego z dusznej jaskini.
Mniemam, że spędzili razem upojną noc. Dlaczego więc dziewczyna ubiera się w szlafrok, mając zamiar odwiedzić swojego faceta w pokoju obok - napomknę tylko, że śniadanie robiła - paradoksalnie - bez nakrycia.
minojek pisze:- Zjem potem, jak wrócę, okej? – burknął pod nosem,
Kwestia wypowiedziana przez mężczyznę nadaje się na mięso armatnie - musisz postarać się napisać to... inaczej, co jest równoznaczne z postawieniem sobie kolejnej poprzeczki - pozbądź się tych banalnych dialogów. Albo inaczej: stosuj je tylko okresowo.


Kombinujesz, a to jest ważne. Zrób krok do przodu - postaraj się jeszcze bardziej.
Nie bój się wrzucić tutaj całości - ani ty, ani ja nie piszemy jeszcze na tyle dobrze, by publikować.

4
Jako, że odpowiedziałeś na moją prośbę o weryfikację - odwdzięczę się tym samym.

Moi poprzednicy wytknęli już co poważniejsze potknięcia - ja natomiast dam ci radę. Czytając tekst miałem wrażenie, że widziałem już kiedyś coś podobnie napisanego. W końcu mnie olśniło - piszesz kropka w kropkę tak samo jak ja rok temu. I zbierasz podobne recenzje. Twój błąd - nie doceniasz czytelnika. Wyobraźnia to potężna sprawa i nie musisz prowadzić jej za rękę - poradzi sobie sama, dobudowując co trzeba gdy trzeba. Twoją rolą jest dać jej pole do popisu - naprowadzić ją, dać jej obraz sytuacji - a nie ograniczać szczegółowymi do bólu opisami.

To samo z postacią - im mniej o niej piszesz, tym bardziej jest barwna (taki paradoks :)) - choć i z tym nie należy przesadzać. Masz nadać jej charakter i wygląd, nie musisz opisywać każdej myśli po kolei, bo zarzucą ci, że zachowuje się jak robot.

I jeszcze jedno. "destrukcja życia"? Nie można było ująć tego jakoś... inaczej?

Koniec końców - nie piszesz źle. Może twierdzę tak dlatego, że twój styl tak bardzo przypomina mój "dawny" ( :) ) ale nie żałuję tych pięciu minut lektury. Polecam po napisaniu czegokolwiek wsadzić to do szafy na dwa/trzy tygodnie. Potem czyta się to jakby świeższym, bardziej krytycznym okiem - wiele baboli wychodzi na wierzch.

5
Przede wszystkim muszę zacząć od tego, że jeśli to, co zamieściłeś jest dopracowane, to troszkę jestem zawiedziony.

Niestety wizyta jakiegokolwiek organu władzy w państwie totalitarnym była co najmniej niepokojąca. I to nawet wiesz, ale nie czuć tego było w tekście. Określenie "destrukcja życia" zabrzmiało tu fatalnie.

Dalej: władza nie dyskutuje - wymaga. Jeśli się sprzeciwiasz sankcje będą poważne. Skazać człowieka można za cokolwiek. Dlatego prowadzący śledztwo nie może być grzeczny. On należy do ludzi, którym się różne rzeczy należą. Tacy ludzie nie proszą...

Niewiele można z tego fragmentu wyczytać, ale jest mdły. Nie zaintrygował mnie w żadnym miejscu, do tego ludzie w nim występujący są tacy... nijacy, papierowi.

I nie koncentruj się na tym, że WM nie zdejmie Twojego tekstu ze strony. To i tak nie ma znaczenia, bo najpierw musisz pisać dobrze, żeby ktoś przyjął Twój tekst. A jeszcze sporo Ci do tego brakuje.

Jeśli chcesz cokolwiek wydać, to albo napisz coś, czego nikt przed Tobą nie wymyślił, albo użyty już temat przedstaw w wyjątkowy i dopracowany sposób. Inaczej nie ma szans. Wiem coś o tym.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron