Życie [trudno powiedzieć co to zacz]

1
Łojeja-jeja-jej!
Strasznie długo tu nie bywałem. Jakoś tak na Qfancie się zasiedziałem, a przecież Weryfikatorium jest ^^
No to, w ramach przeprosin, miniaturka, która właściwie... cóż, nie wiem, jak ją zakwalifikować.



ŻYCIE


To był ciepły, jasny dzień. Wiosna. Jasnozielone liście dopiero co pojawiły się na drzewach, a ptaki odśpiewywały swoje serenady.
Jan szedł szybkim krokiem jedną z Krakowskich uliczek. Co jakiś czas potykał się na bruku, lecz natychmiast prostował się i coraz bardziej przyspieszał kroku, a na jego twarzy zagościł serdeczny uśmiech.
To był jeden z tych dni, kiedy wszystko może się udać. Ciepły, lecz nie gorący, słoneczny, lecz nie za jasny i pachnący świeżością poranka, mimo, że było już południe. A w dodatku sobota, co znaczyło, że ma przed sobą całkowicie wolny dzień także i jutro.
Doprawdy, nie było chyba szczęśliwszego niż on człowieka na tym świecie.

***

Wstając rano, nie przypuszczał, że za niecała godzinę do jego skrzynki wpadnie list z informacją o wygranej w konkursie fotograficznym jednego z czołowych pism na rynku. Zaraz później dostał też dwa maile z propozycjami współpracy z branżowymi pismami.
Kiedy zadzwonił do Ani i przekazał jej tę radosną wiadomość, od razu zaproponowała spotkanie. Najpierw obiad, potem kino, a następnie kolacja i – kto wie? – być może także i śniadanie?
W taki dzień, jak dziś nie miał wątpliwości, że tak będzie.
Szedł teraz na umówione miejsce spotkania, uśmiechnięty, z idealnie ułożonymi, długimi włosami, w co dopiero kupionej skórzanej kurtce, czując na twarzy orzeźwiający, chłodny wiatr.
Zdawało mu się, że przechodnie uśmiechają się do niego uprzejmie, gdy ich mijał. Jeden starszy pan nawet mu się ukłonił!
Sam też się uśmiechał. Idąc przez miasto spotkał już dwóch dobrych znajomych ze studiów, z którymi powymieniał się najnowszymi plotkami. Pogratulowali mu serdecznie, mimo, że nie chwalił się sukcesem. Widocznie Ania zdążyła już rozpuścić swoje plotkarskie wici.

***

Gdy dojrzał rynek starego miasta, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Umówili się z Anią pod ratuszem i-mimo, że do godziny spotkania zostało jeszcze jakieś dziesięć minut – wiedział, że ona już tam jest i czeka na niego. Po prostu uwielbiała przychodzić przed czasem, stać i obserwować ludzi, czekając na tego, z kim się akurat umówiła. Czy to była jej najbliższa przyjaciółka, czy też właśnie sam Jan.
Oczyma wyobraźni widział już jej ciemnobrązowe oczy, rozświetlone iskierkami radości. Chciał już przy niej być, wziąć ją w ramiona, pocałować i powiedzieć, jak bardzo ją kocha.
Pogwizdując wesoło, ruszył przed siebie jeszcze szybciej, prawie biegiem.
W chwili, kiedy wchodził na płytę rynku, zwalił się nagle na kolana. Przez jego twarz przeleciał nagły grymas bólu i niedowierzania.
Sekundę później był już martwy, a z jego nosa ciekła krew.
Mały, niepozorny i niezauważony skrzep krwi przepłynął jego żyłami prosto do mózgu, gdzie zablokował równie niepozorną tętnicę.
Jan nie miał szans. Skonał w przeciągu paru sekund.
Niecałe trzysta metrów od kobiety, którą kochał.


Kraków,
7 Stycznia 2010
Pisanie to życie a życie to zabawa

2
UUU!!! Aleś mu zafundował weekend :)

W kilku miejsach brakuje przecinków, w kilku są zbędne.
Tekst jest krótki i zawiera w sobie jakąś historyjkę, zatrważająca jest naiwność bohatera, tzn sposób w jaki widzi świat, ale ta naiwność budzi sympatię czytelnika, może nawet zazdrość, że tak łatwo mu cieszyć się ze zwykłej soboty.

Poprawny tekst, nie jestem przeciw.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

Re: Życie [trudno powiedzieć co to zacz]

3
To był ciepły, jasny dzień.
Starczy sam „dzień”, bowiem za dnia jest raczej jasno. Lepiej napisać np. słoneczny dzień.
ptaki odśpiewywały swoje serenady
Usunęłabym zaimek. W tekście jest nieco zbędnych zaimków.
Jan szedł szybkim krokiem
Aliteracja. Może lepiej brzmiałoby: szedł żwawym krokiem lub nawet szedł dziarsko?
Co jakiś czas potykał [1]się na bruku, lecz natychmiast prostował się i [2]coraz bardziej przyspieszał kroku, a na jego twarzy [3]zagościł serdeczny uśmiech.
[1] – Powtórzenia.
[2] – Wyrzuciłabym pogrubiony fragment. Jeśli przyspieszał kroku, wiadomo, że szedł coraz szybciej.
[3] – gościł

Szczerze mówiąc zastanawiam się, czy to całe zdanie jest w tekście potrzebne.
To był ciepły, jasny dzień.
To był jeden z tych dni, kiedy wszystko może się udać. Ciepły, lecz nie gorący,
Piszesz, że dzień był ciepły, po czym za chwilę powtarzasz tę informację.
[1]Zaraz później dostał [2]też dwa maile z propozycjami współpracy z branżowymi pismami.
[1] – Lepiej: zaraz potem albo samo potem.
[2] – Wyrzuciłabym.
W taki dzień, jak dziś nie miał wątpliwości, że tak będzie.
Poza zaimkami, które kiepsko brzmią w zdaniu, zastanawiam się, czy zdanie to jest w tekście konieczne. Osobiście wywaliłabym je, bo tylko zgrzyta. Już wiadomo, że dzień jest wyjątkowy, radosny, o czym wspomniałeś wcześniej: „To był jeden z tych dni, kiedy wszystko może się udać.”
Szedł teraz na [1]umówione miejsce spotkania, uśmiechnięty, z idealnie ułożonymi, długimi włosami, [2]w co dopiero kupionej skórzanej kurtce, czując na twarzy orzeźwiający, chłodny wiatr.
[1] – Może lepiej: umówione spotkanie.
[2] - w dopiero co kupionej
Zdawało mu się, że przechodnie uśmiechają się do niego uprzejmie, gdy ich mijał. Jeden starszy pan nawet mu się ukłonił!
Sam też się uśmiechał.
"Siękoza", która zdarza się jeszcze w kilku miejscach.
Jeden starszy pan nawet mu się ukłonił!
Może: Pewien starszy pan...
Idąc przez miasto spotkał [1]już dwóch dobrych znajomych ze studiów, z którymi powymieniał się najnowszymi plotkami.
[1] – Wyrzuciłabym. Jeśli nie ma znaczenia, że znajomych było dwóch, informacja jest zbędna, jeśli za moment wymienią się plotkami itp. wiadomo, że są to dobrzy znajomi.

Po drodze spotkał znajomych ze studiów, z którymi... itd.
mimo, że do godziny spotkania zostało jeszcze jakieś dziesięć minut
Po prostu uwielbiała przychodzić przed czasem, stać i obserwować ludzi
Usunęłabym.
Oczyma wyobraźni widział już jej ciemnobrązowe oczy, rozświetlone iskierkami radości. Chciał już przy niej być, wziąć ją w ramiona, pocałować i powiedzieć, jak bardzo ją kocha.
Pierwsze „już” do wyrzucenia.
Mały, niepozorny i niezauważony skrzep krwi przepłynął jego żyłami prosto do mózgu, gdzie zablokował równie niepozorną tętnicę.
Pogrubienia wyrzuciłabym, rozpychają niepotrzebnie zdanie.

Zdecydowanie za często używasz czasownika „być”, jest też nieco zbędnych zaimków, zdarzają się powtórzenia pojedynczych wyrazów oraz całych informacji, styl jest moim zdaniem nieco szkolny, zdania niedopracowane, momentami przegadane. Uderzyło mnie w tekście zbyt częste wyrażanie emocji za pomocą uśmiechu. Bohater uśmiecha się serdecznie, potem znów informacja, że się uśmiecha, za jakiś czas uśmiecha się coraz szerzej, uśmiechają się ludzie i starszy pan. Rozumiem, że chcesz odmalować wręcz przesadnie radosną atmosferę, uczucie narastającego szczęścia, lecz może warto posłużyć się w tym celu nie tylko uśmiechem...
Pomysł podoba mi się. Niby nic nadzwyczajnego, historia, mogąca przytrafić się każdemu i może właśnie dlatego zdolna poruszyć. Podoba mi się zestawienie beztroskiej, wręcz naiwnej radości z krótkim cięciem śmierci. Jedna z ludzkich fobii: nagła śmierć, bez ostrzeżenia, w dodatku wówczas, gdy nie ma prawa nadejść, gdy jesteśmy szczęśliwi, młodzi, piękni, mamy całe życie przed sobą, plany na przyszłość, nawet tę najbliższą... Jest zaledwie o krok przed nami, niemal jej dotykamy... Niemal... I nagle bach! Nie ma już nic. Jednak czegoś w opowieści brakuje, czegoś, co wzbudziłoby we mnie silniejsze emocje, gdy bohater umiera.
Mimo nieco kulejącego wykonania, miniatura podoba mi się. Ma potencjał.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender

4
W taki dzień, jak dziś nie miał wątpliwości, że tak będzie.
taki dzień, jak ten - dzień jak dziś to to samo, co dzień dzisiejszy (pleonazm).
Szedł teraz na umówione miejsce spotkania, uśmiechnięty, z idealnie ułożonymi, długimi włosami, w co dopiero kupionej skórzanej kurtce, czując na twarzy orzeźwiający, chłodny wiatr.
Rozpychasz zdania, aż nie miło się czyta.

Teraz szedł na umówione spotkanie, uśmiechnięty, z doskonale ułożonymi długimi włosami, w nowej skórzane kurtce. Orzeźwiający wiatr smagał delikatnie ogoloną twarz.

Słaby styl - to pierwsze, co mi się rzuciło w oczy. Narrator uprzedza fakty - to dobry zabieg, bo zachęca, ale zdania są rozepchane mimo, iż wcale nie są plastyczne. Tu widać kontrast: narrator opisuje byt, nie człowieka. Kilka czynności, zero myśli i uczuć. To też dobry zabieg, z tym, że gdzieś te emocje trzeba ulokować: jeśli nie w bohaterze, to muszą spocząć na barkach narratora. Powinien zaznaczyć, nawet krótko, jaki ten bohater jest, co czuł i co myślał. Zobacz na te zdanie:
Jan szedł szybkim krokiem jedną z Krakowskich uliczek. Co jakiś czas potykał się na bruku, lecz natychmiast prostował się i coraz bardziej przyspieszał kroku, a na jego twarzy zagościł serdeczny uśmiech.
W powyższym po prostu jest idący ktoś, komu nadano imię Jan. Nic więcej. A gdyby tak nieco zmienić i dodać jego emocje? Patrz:
Jan szedł jedną z Krakowskich uliczek. Co jakiś czas potykał się na bruku, lecz natychmiast prostował się i coraz bardziej przyspieszał kroku, a na jego twarzy zagościł serdeczny uśmiech. Tego dnia nic nie zdołałoby zniszczyć dobrego humory, jakim promieniał od samego rana. Tego dnia wszystko musiało się udać. Wierzył w to, czuł w każdym zakątku umysłu.

Czy w tym zdaniu narrator bierze uczucia bohatera na swoje barki? Tak. Oczywiście, możesz zrobić to lepiej.

Całość jest nieco papierowa. Dobrze, że chociaż moment śmierci potraktowałeś życiowo - krótko i bez zbędnego gadania. Szkoda, że z tekstu nic nie wynika. Po prostu nic. Nie dałes mi okazji, abym polubił Jana, poczuł jego euforię, zrozumiał jego szczęście.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Nie ma wyraźnej różnicy, pomiędzy początkiem a zakończeniem - zakończeniem, które powinno zabić nagle cały klimat, uderzyć jak dzwon w to ogromne szczęście i zmieść je w ułamku sekundy - ale jest na to zbyt lekkie.

Szczęście bohatera jest dobrze widoczne i wiarygodne. Na początku nie byłam pewna skąd się ono wzięło - ładna pogoda, wolny dzień, nie są w stanie wywołać aż takiej euforii, aby bohater co sił biegł ulicą i potykał się na niej. Zacząłeś właśnie od tej pogody, dopiero potem podając rzeczywisty powód (i znów wracając potem do wiatru), tymczasem owa pogoda winna być tylko dodatkowym czynnikiem i znajdować się w tle, jako coś potęgującego, a sprawa wygranej powinna być całkowicie na wierzchu. W takiej postaci tekst jest trochę rozbiegany i nierzetelny - im większą siłę będzie miał obraz szczęścia, tym większej siły nabierze zakończenie.

Brakuje mi też reakcji bohatera na własną śmierć... wiem, że to brzmi dziwnie, ale tylko z pozoru... reakcja taka nie mogła mieć miejsca, jako, że bohater zginął w ciągu jednej sekundy, ale właśnie tej jednej sekundy, albo chociaż ułamka sekundy, kiedy przez głowę przemyka mu myśl, że coś się właśnie z nim stało - zaskoczenia, przerażenia - jednym słowem można naprawić zakończenie i uniknąć takiego zabiegu, jak wyjaśnienie narratora o tym co się wydarzyło i co to właściwie oznacza.

Ale tekst jest świetny, gdybyś jeszcze na nim popracował, aby spotęgować efekt zakończenia, tekst byłby rewelacyjny.


Podobało mi się.

7
Poza tym, że imię Jan jakieś takie pretensjonalne jest, i poza błędami, wychwyconymi przez mądrzejszych- strasznie mi się podobało. Uwielbiam takie pointy.
I mieczem traktować bełkot nawiedzonych metafizyków...

8
Mnie ten Janek pasuje. Można jeszcze napisać, że Kowalski. To nie była indywidualna historia, to coś, co dotyka wszystkich. Jasne, że są bohaterowie wołający "Zabij mnie, błagam! Zabij, dobij, śmierć to najlepsza rzecz, która w tej chwili może się mi przytrafić.". Większość jednak nie bardzo sobie jej życzy.

11
Nie, ale IMO nazwanie kogoś Janem Kowalskim odbiera całej opowieści kolor. No i to imię, moim zdaniem, nie pasuje do bohatera!
I mieczem traktować bełkot nawiedzonych metafizyków...

12
Toteż Autor nie napisał "Kowalski". Wybrał pospolite imię. Nie wszystkim pasuje, ja to szanuję.
Przepraszam forumowiczów za tę dyskusję - wiem, że są od tego odpowiednie działy. Już skończyłam :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”