Hind

1
Prolog

Na ulicy ponoć wygrywa pierwszy, czysto zadany cios. Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy. Jestem za to pewny, że w karczmie wygrywa pierwszy, czysto zadany nóż. Siedziałem w rogu, popijając piwo z kufla, i z pasją oglądałem, jak ludzie w najlepsze i bez opamiętania dźgają się sztyletami, widelcami, łyżkami i względnie wszystkim, co było metalowe. To nie ten poziom co w walkach na froncie, ale mordercza kombinacja przy użyciu świecznika też jest całkiem ekscytująca.

Zaczęło się robić gorąco. Głównie z tego powodu, że ktoś wpadł na kapitalny pomysł miotania rozżarzonym węglem z kominka. Karczmarz niniejszym poddał się kapitulacji, chwycił za droższe trunki z półek i uciekł z nimi na zaplecze. Ja zatarłem ochoczo ręce i rozwaliłem się wygodnie na krześle, zarzucając nogi na stół.

Chwilę walczyłem z wewnętrzną ochotą dołączenia się do rozróby, pieszczotliwie głaszcząc rękojeść miecza, ale w końcu uznałem, że uwłacza mi plamienie sobie rąk pospólstwem. Zostawiłem broń w spokoju i dopiłem resztki z kufla.

Krew lała się strumieniami. Takie rzeczy przywołują we mnie pozytywne wspomnienia. Jak słodkie czasy ekspedycji z kapitanem Danultem przez zapomniane Antno. Szczęk żelaza. Krzyki. Dźwięk wiosek palonych tuzinami. Krew. Śmierć. Trupy...

... krzesła...

!?

A konkretnie krzesło. Dokładnie te, które trafiło mnie moment temu w szczękę, wyłamało nos i omamiło. Leżałem teraz plackiem na podłodze karczmy. Rozmazane cienie tańczyły mi przed oczyma. To sugestia odstawienia zielska albo znak, że zostałeś znokautowany. Tak uczył Danult...

***

Z okresu omamienia pamiętam tylko pojedyncze klatki. Głównie co lepsze uderzenia, zabicia świecznikiem, chłopa, który zajumał mój miecz; wejście straży i to, kiedy zbierają mnie z podłogi. Ciągłość wspomnień odzyskałem w miejskim lochu, przykuty do ściany.

Chciałem krzyczeć, zastawiając się nazwiskami wojowników z mojej drużyny, ale uniemożliwiał mi to knebel, specjalnie „wręczany” wszystkim więźniom. Wśród osadzonych w celi z łatwością poznałem innych facetów z karczmy.

„Wygląda na to, że wzięli mnie za jednego z walczących. Cudnie.” - pomyślałem.

Gość obok mnie chyba był groźny. Warczał. Lizał się po rękach. Ślinił się na mój widok. Chyba miał na mnie ochotę. Cuchnął. To jeden z tych rodzajów ludzi, których zabijano za samą czelność życia.

Ewentualnie było się przez nich zabijanym.

Kiedy tak siedziałem, przykuty do ściany, ograniczając się do dwóch oddechów na minutę, aby nie zaczadzić się smrodem sąsiada, przed kratami pojawił się mężczyzna. Od razu go poznałem.

– Hind, ja cię szukam, a ty się bawisz w rozwałki w karczmie?

To był Danult.

– Jest robota dla drużyny...

Odpowiedziałem radością, tłumioną przez knebel.

4
mijabi pisze:Dobre. Naprawdę mi się podoba. Luźno sie czyta i łatwe w zrozumieniu.

Ps: czekam na cos dłuższego ;)
Polemizowałbym :D Na forum dla dzieci zostałem potyrany za styl.

Planuję kontynuację.
uniwers pisze:Ej no, co tak krótko? Wciągnąłem się, a tu ciach - koniec fragmentu :(
Jak na razie podoba mi się. Styl masz lekki i przejrzysty, narracja z pazurem, duża doza humoru. Tak trzymać:)
Dzięki :)

Krótki fragment głównie z tego względu, bo wolałem się zbędnie nie produkować, jeżeli mój styl miałby od razu dostać kosza.

Nie ukrywam, czekam na weryfikację :D

Btw.
Da się tu edytować O_O?

Re: Hind

5
Też mi się podobało. Bardzo ciekawy początek, co ważne, zmuszający czytelnika do dalszego czytania.
Przyznam szczerze, że mogłoby być trochę dłuższe.

6
Czasem jest tak, że pisząc wpadniesz na jakąś metaforę, przesłanie. Uznasz to za doskonałe i bach!... zapisujesz. Później, czytając widzisz efekt i jesteś zadowolony. Tak zapewne było z tym zdaniem:
Na ulicy ponoć wygrywa pierwszy, czysto zadany cios.
lecz, gdy upojony twórczością brniesz dalej, robisz babola, który nie dość, że jest koślawy to uwstecznia znaczenie tego, co stworzyłeś na początku. I mamy:
Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy. Jestem za to pewny, że w karczmie wygrywa pierwszy, czysto zadany nóż.
Istotnie, wierzę, że pierwsze zdanie ma rację bytu - niesie ze sobą przesłankę, całą gamę zachowań i istny taniec wojownika. W porządku. Ale nie można zadać noża - dlaczego? Rozwiąż to:
Dzieci dostały do domu domowe.
Jesli zrozumiesz, że zdanie powyżej jest błędne, zrozumiesz swój błąd.
To nie ten poziom co w walkach na froncie,
Tekst jawi się jako fantastyka: front tutaj, jako homonim jest źle użyty. W zasadzie, widzę raczej na przedzie niż na froncie. Bo w tym wypadku sam front jest źle umiejscowiony historycznie (technicznie rzecz biorąc, też).
rozwaliłem się wygodnie na krześle,
błąd kontynuacji w scenie - już siedział, więc mógł się wygodniej rozwalić
wyłamało nos i omamiło
Wyłamać nos jest trudno - rzekłbym, niemożliwe. Krzesło nie mogło omamić bohatera, a otumanić, ogłupić, oszołomić...
Z okresu omamienia pamiętam tylko pojedyncze klatki.
Tu ponownie jest neosemantyzm - mi osobiście historie z mieczem kojarzą z średniowieczem i wcześniej. Klatka w twoim opowiadaniu to nie pomieszczenie albo okratowana przestrzeń, ale kadr z filmu - w ten sposób silisz się na sztuczne, w moim odczuciu, budowanie atmosfery slo-mo.
Lizał się po rękach.
Wszyscy mieli knebel - jak się mógł lizać?

Poza wspomnianymi błędami jest całkiem dobrze - dobrze, gdybym miał rozpatrywać tekst jako krótka formę (miniaturkę, opowiadanie?). Język jest wyluzowany, stylizowany na gwarę i sprawdza się ten zabieg, bo doskonale ukazuje bohatera. Historii na razie tutaj za grosz, więc masz wiele stron do wyboru. Ale obawiam się, że na dłuższa metę tekst będzie męczący i niestrawny...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Martinius pisze:Czasem jest tak, że pisząc wpadniesz na jakąś metaforę, przesłanie. Uznasz to za doskonałe i bach!... zapisujesz. Później, czytając widzisz efekt i jesteś zadowolony. Tak zapewne było z tym zdaniem:
Na ulicy ponoć wygrywa pierwszy, czysto zadany cios.
lecz, gdy upojony twórczością brniesz dalej, robisz babola, który nie dość, że jest koślawy to uwstecznia znaczenie tego, co stworzyłeś na początku. I mamy:
Nie mam pojęcia, ile w tym prawdy. Jestem za to pewny, że w karczmie wygrywa pierwszy, czysto zadany nóż.
Istotnie, wierzę, że pierwsze zdanie ma rację bytu - niesie ze sobą przesłankę, całą gamę zachowań i istny taniec wojownika. W porządku. Ale nie można zadać noża - dlaczego? Rozwiąż to:
Dzieci dostały do domu domowe.
Jesli zrozumiesz, że zdanie powyżej jest błędne, zrozumiesz swój błąd.
Pomijając oczywiście, że wszyscy całkowicie rozumieją, co znaczy "zadać nóż". Zupełnie tak samo jak "sprzedać kosę w plecy".
Ale zaraz!
Sprzedawać kosę? Plecy? Yyyyy....
Jeśli zrozumiesz, do czego dążę, zrozumiesz, że nie odczuwam tego jako błąd.
Btw. to zabawa słowami czysto w stylu Pratchetta.
Martinius pisze:
To nie ten poziom co w walkach na froncie,
Tekst jawi się jako fantastyka: front tutaj, jako homonim jest źle użyty. W zasadzie, widzę raczej na przedzie niż na froncie. Bo w tym wypadku sam front jest źle umiejscowiony historycznie (technicznie rzecz biorąc, też).
I niestety kontekst zdania wcale a wcale nie wskazuje, o co mi chodziło, prawda?
Martinius pisze:
rozwaliłem się wygodnie na krześle,
błąd kontynuacji w scenie - już siedział, więc mógł się wygodniej rozwalić
Jeżeli już mamy się czepiać...
Martinius pisze:
wyłamało nos i omamiło
Wyłamać nos jest trudno - rzekłbym, niemożliwe. Krzesło nie mogło omamić bohatera, a otumanić, ogłupić, oszołomić...
To przecież tylko lecące krzesło.
Zapytaj się jakiegoś boksera, jak często mają wyłamywany nos. I nie zdziw się odpowiedzią "co walkę". Bokserzy wycinają sobie chrząstkę nosową, aby się nie łamał. Dlatego wydaje ci się, że jest nie do złamania.
Martinius pisze:
Z okresu omamienia pamiętam tylko pojedyncze klatki.
Tu ponownie jest neosemantyzm - mi osobiście historie z mieczem kojarzą z średniowieczem i wcześniej. Klatka w twoim opowiadaniu to nie pomieszczenie albo okratowana przestrzeń, ale kadr z filmu - w ten sposób silisz się na sztuczne, w moim odczuciu, budowanie atmosfery slo-mo.
Pan się nigdy nie bił, prawda?
Otóż wiedz, że jeżeli urwie Ci się klisza po czysto przyjętym ciosie, to pamiętasz właśnie "klatkowo".
Martinius pisze:
Lizał się po rękach.
Wszyscy mieli knebel - jak się mógł lizać?
Jak logika wskazuje - nie miał knebla.
Martinius pisze:Poza wspomnianymi błędami jest całkiem dobrze - dobrze, gdybym miał rozpatrywać tekst jako krótka formę (miniaturkę, opowiadanie?). Język jest wyluzowany, stylizowany na gwarę i sprawdza się ten zabieg, bo doskonale ukazuje bohatera. Historii na razie tutaj za grosz, więc masz wiele stron do wyboru. Ale obawiam się, że na dłuższa metę tekst będzie męczący i niestrawny...
Niech będzie.. zajmę się czymś innym...

Re: Hind

8
Yami pisze:
, czysto zadany nóż.
Nie, nikt ze znanych mi osób będących pod ręką nie kojarzył takiego zwrotu i wszyscy uznali je za błędne. Nawet polonista :P
i względnie wszystkim, co było metalowe.
Po co to "względnie"?
na froncie

Słowo front nijak mi nie pasuje do średniowiecznych realiów.


[/quote]miotania rozżarzonym węglem z kominka. [/quote]
Miotanie? Jednym? Nie lepiej "rozżażonymi węgielkami"?
wewnętrzną ochotą
Ochota nie może być zewnętrzna.
Krew lała się strumieniami.
Sztampa.
Dźwięk wiosek
No i cóżeś Ty narobił?

wyłamało nos
Złamało.
ylko pojedyncze klatki
Kinematograf braci Lumiere - 1895. Twoje opo - stylizowane średniowiecze (<1492)

Z okresu omamienia pamiętam tylko pojedyncze klatki. Głównie co lepsze uderzenia, zabicia świecznikiem, chłopa, który zajumał mój miecz; wejście straży i to, kiedy zbierają mnie z podłogi. Ciągłość wspomnień odzyskałem w miejskim lochu, przykuty do ściany.
Bez sensu.

których zabijano za samą czelność życia.
Spodobało mi się to, fajne ;]

Odpowiedziałem radością, tłumioną przez knebel.
Jak Boga kocham, nigdy nie potrafiłem odpowiadać radością. Z radością może?


Jak dla mnie bez sensu jest dawanie prologu do czegoś, czego nigdy się nie napisze, stąd oceniać nie będę. Ogólnie język ma bardzo fajne przebłyski, ale ciągle za dużo w nim niezręczności.

9
Wiem, że komentujemy tekst, a nie komentarze, ale no po prostu muszę. Bo mam wrażenie, że przeginacie. Ostatnio oglądałem wywiad z panem Sapkowskim, w którym odnosił się do stwierdzenia, że "tak się wówczas nie mówiło". I wiecie, powiedział coś bardzo fajnego. Że w takim razie trzecia część Tolkienowskiej trylogii ma błędne tłumaczenie, bo słowo "król" pochodzi od czeskiego kral, który wziął się od Karola Wielkiego. A przecież w Śródziemiu nie było Franków, a więc i Karola Wielkiego - to skąd król?
Naprawdę, o ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć zarzuty w stronę "klatek" o tyle "front" to już przegięcie. :P


Zadany cios i zadany nóż... no cóż, niby wiadomo o co chodzi, ale średnio to wyszło. Nie, mnie się taka zabawa słowem nie podoba. zadane cięcie, okej, ale nie nóż.
Yami pisze:Karczmarz niniejszym poddał się kapitulacji
To "niniejszym" wywalić.
Yami pisze:A konkretnie krzesło. Dokładnie te,
To.

Skoro WSZYSCY mieli kneble, to JEDEN ZE WSZYSTKICH lizać po rękach się NIE MÓGŁ.

A odpowiedź radością to jakieś nieporozumienie. Radosnym pomrukiem, czy coś - tak lepiej.

[ Dodano: Nie 24 Sty, 2010 ]
A, takie jeszcze podsumowanie. Ogólnie tekst ani mnie ziębi, ani grzeje. A jakbym miał się opowiedzieć za którąś z tych dwóch stron, to raczej ziębi. Bo jest właściwie o niczym. Jako wstęp do czegoś może być, ale zdecydowanie łatwiej wyrabiałoby mi się opinię na podstawie "czegoś", a nie wstępu do tego.

10
Barnej pisze: Naprawdę, o ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć zarzuty w stronę "klatek" o tyle "front" to już przegięcie. :P.
Eee, absolutnie się nie zgadzam. Front jako pojęcie liczy się tak naprawdę od I wojny światowej i absolutnie nie przystaje do realiów.

11
Yumi, dam ci życiową radę. Weź sobie do serca, jeśli zamierzasz w ogóle się rozwijać. Poprę to prawdziwą historią.

Jakieś 6 lat temu spłodziłem tekst - całą powieść. Byłem tak podekscytowany tym faktem, że skakałem z radości (dosłownie). Jakimś psim szwędem (po znajomości) tekst miał okazję przeczytać Jacek Dukaj. Zapoznał się z kilkunastoma stronami, resztę przejrzał pobieżnie i napisał: słaby język, płytka historia, fabuła miałka, całość się nie klei. Musisz zmienić to, to i tamto. Ogólnie, wskazał mi największe mankamenty - w tym konstrukcje zdań. Butnie odpisałem, że się nie zna i tekstu broniłem jak dziecka.
Czasem trzeba zabić to, co się kocha...
I taka jest prawda - to, co tobie wydaje się dobre, odpowiednie, nie zawsze takie jest - dowiesz się tego od innych, albo samemu po latach doświadczenia związanego z pisaniem i czytaniem. To tak, jakby uczeń kowala stwierdził, że może wpierw moczyc żelazo, później kuć a na koniec rozgrzać - niby to samo a jednak...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

12
Martinius pisze:Czasem trzeba zabić to, co się kocha...
Oj święte słowa...

Mam taki tekst, który uważam za świetny, jednak nikomu się nie podoba. A czytały go conajmniej dziesiątki ludzi. Schowałem go więc do szuflady. Kiedyś napiszę to raz jeszcze. Lepiej.

Mimo licznych błędów i nadmiernych upiększeń, które już moi poprzednicy wytknęli chciałem napisać, że ogólnie mi się podobało. To jest to, co uważam za dobry początek tekstu. Bo ten start to jedyna reklama reszty. Jesli to wyjdzie nudno i nieciekawie, nikt nie zajrzy dalej.
Martinius pisze:Zapoznał się z kilkunastoma stronami, resztę przejrzał pobieżnie
Pewnie tu tak właśnie było.

Ze względu na "front" od razu umiejscowiłem sobie akcję gdzieś w okolicach teraźniejszości. Potem cała reszta brzmiała jak z innej historii.
Yami pisze:A konkretnie krzesło. Dokładnie te, które trafiło mnie moment temu w szczękę, wyłamało nos i omamiło.
słownikowa definicja, to: zwieść kogoś pozorami. Nadal będziesz bronił tego słowa w tej sytuacji? A wyłamać to prawie jak wyrwać, więc współczuję bohaterowi...

Zresztą bardzo frywolnie podchodzisz do języka polskiego. Raz używasz w narracji słów przypisanych przyszłości, innym razem "zajumał" używasz określenia potocznego.
potem wstawiasz słowo "wręczany" w cudzysłowiu właśnie, co zawsze brzmi, jakbyś nie znalazł żadnego synonimu.
Yami pisze:To jeden z tych rodzajów ludzi, których zabijano za samą czelność życia.
A tu piszesz z kolei fajne zdanie.

Tekst zapowiada sie ciekawie, napisany jest bardzo dynamicznie, ale błędy są i choćbyś nie wiem, jak ich bronił, to nadal będą błędami.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

13
Przeczytałem opowiadanie, właściwie fragment, a potem rzuciłem okiem na komentarze.
Z częścią z nich się zgadzam.
Bawisz się językiem w sposób błędny, używasz wyrazów, których albo znaczenia nie znasz albo... Nie ma drugiej opcji.
Język jest wyjątkowo mocno potoczny. Zwróciłem na to szczególną uwagę gdyż wczoraj na zajęciach z pewnym redaktorem wytknął on takie rzeczy kilku osobom w ich "referatach". Zostało mi to w głowie.

Robisz błędy logiczne, nie wiem czy świadomie czy nie. Przykładem jest ten knebel i facet liżący się po rękach - co już wspomniano.

Wstęp jakich tysiące. Mężny bohater, drużyna A i tak dalej.
Jestem ciekaw czy dalej poprowadzisz fabułę w stronę mniej sztampową. Mam taką nadzieję gdyż z pewnością zajrzę do twojego tekstu.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron