Światło w przedziale co jakiś czas gaśnie i twarz siedzącej naprzeciw mnie kobiety co rusz osuwa się w ciemność. Trwa to kilka sekund. W mroku widzę tylko, jak podnosi głowę znad książki – zapewne wpatruje się niecierpliwie w zepsutą świetlówkę. Po chwili jasność wraca i moja towarzyszka podróży wraca do lektury.
Staram się niepostrzeżenie oderwać delikatną powłokę dziewczyny od rzeczywistości, nadać jej odpowiedni odcień i zamknąć raz na zawsze w słowach. Wpatrując się w skupioną twarz zastanawiam się, co wziąć, a co pozostawić.
Pominę z pewnością kilka niedoskonałości jej bladej cery (zupełnie niepotrzebnych), lekko skrzywiony grymas twarzy i źle nałożony makijaż. Nie przeniosę też tytułu książki – jakiegoś tandetnego romansidła – a włożę jej w dłoń krótkie opowiadanie, nabokovski „Nabór”.
Rozmyję w opisie granatową spódnicę i białą bluzkę, umieszczając jedynie zwięzłą wzmiankę o błękitnej, zwiewnej sukience (zabieg ten będzie wymagał usunięcia zza okna lśniącego śniegiem zimowego zmierzchu i zastąpienia go ciemnością letniej nocy, ale to nic). Ustawię zaś ostrość na twarz: niebieskie (nieco rozjaśnione) oczy i uśmiechające się co jakiś czas usta.
Odmówię miejsca w przedziale młodemu, ogolonemu na jeża jegomościowi, który ze swoją nijakością wydaje się kompozycyjnie bezużyteczny. Babci, siedzącej koło niebieskookiej, odbiorę gazetę popołudniową i delikatnie złożę w jej pomarszczonych dłoniach najbardziej babciny atrybut – prolog do robionego na drutach szaliczka.
Konduktora, który właśnie wsunął do środka przedziału swą konduktorską twarz, nauczę dobrych manier. Przyciszę trzask towarzyszący rozsuwaniu oszklonych drzwi. Zastąpię jego kanciastą w formie ”kontrolę biletów, dobry wieczór” bardziej ludzkim „witam, bileciki były już sprawdzane?”. Odpowiedź – zbiorowy pomruk - przekształcę w wypowiedziane z uśmiechem „tak” dziewczyny.
Z kilku zaś przypadkowych, pozbawionych wyrazu i znaczenia kontaktów wzrokowych z nieznajomą utkam sieć uśmiechów i przelotnych spojrzeń. I oczywiście przedłużę nieco wypływającą z zepsutej świetlówki ciemność, by pozwolić tajemnicy na jej tajemnicze działanie.
I nagle, w połowie aktu tworzenia, dziewczyna niespodziewanie wstaje z miejsca. Moja wyobraźnia nie jest w stanie za nią nadążyć. Rozpływa się w powietrzu błękitna sukienka, opowiadanie trzymane w dłoni znów staje się tanim romansidłem. Przy drzwiach materializuje się bezbarwny jegomość, a śnieg tryumfalnie powraca na należne mu miejsce za oknem. Jedynie babcina robótka, która zdążyła się niepostrzeżenie przystroić w szaty rzeczywistości, nadal tkwi tam, gdzie ją pozostawiłem.
Niebieskooka sięga na półkę po bagaż. Dalej wszystko dzieje się szybko – nakłada płaszcz i wychodzi, pozostawiając po sobie zapach tanich perfum i pożegnalne „dobranoc”. Znika w mrocznej czeluści pochłaniającej ludzi, których właśnie widzieliśmy po raz ostatni. Ale ja już uwieczniłem ją, niczym na dagerotypie, gdzieś pomiędzy światłem w przedziale a ostatnią kropką.
2
Kolejny tekst i znowu jestem oczarowany. Do zwykłej podróży, jazdy pociągiem w ciasnym przedziale domalowujesz ciekawego bohatera, który swoimi oczami pochłania szarą rzeczywistość, zamieniając ją w barwny obraz, godny zapamiętania. Podoba mi się, że w pewien odważny sposób porywasz się na tematykę fantazji, balansując pomiędzy światem realnym, a tym wytworzonym. W twoich tekstach owy temat dominuje, a bohaterowie idealizują otaczający świat w poetycki sposób, nadając mu niejako zupełnie nowego znaczenia. Ten spacer w chmurach jednak się kończy - i w tej miniaturce oraz w Pigmalionie jest gorzki upadek, coś/ktoś wyrywa bohatera z okowów fantazji, wrzucając na powrót do jednego worka z resztą szarego świata. Twoje teksty zdradzają pewną nostalgię, mają nastrój ponury, mimo iż są kolorowe. Ta wielowarstwowość jest ujmująca ale smutna zarazem. Oczywiście - tekst podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
Pięknie! Iberoamerykański styl pisania plus akcja osadzona w polskiej rzeczywistości. Trafiłeś idealnie w mój gust!
Do poprawki jest kilka drobiazgów:
Bardzo mi się podoba "prolog do szaliczka".
Chyba lepiej byłoby: kanciaste w formie: "kontrola biletów, dobry wieczór".
Zgrzyta. Chyba dlatego, że wcześniej jest mowa o sukience. Tu powinna być inna, nieubraniowa metafora.
Sam pomysł z robótką, która nie znika, jest iście cortazarowski. A ja uważam tego pisarza za absolutnego mistrza, więc jest to duży komplement.
Hans, trzymam kciuki! Wydaj coś, to sobie kupię!

Do poprawki jest kilka drobiazgów:
Niejasne.Hans K pisze:oderwać delikatną powłokę dziewczyny od rzeczywistości
Ten czasownik tu nie pasuje. Poszukaj lepszego słowa.Hans K pisze:Nie przeniosę też tytułu książki
Babci - babciny, konduktora - konduktorską. Niedobrze i w dodatku tuż obok siebie. Trzeba znaleźć sensowne zamienniki, choć nie będzie to łatwe.Hans K pisze:Babci, siedzącej koło niebieskookiej, odbiorę gazetę popołudniową i delikatnie złożę w jej pomarszczonych dłoniach najbardziej babciny atrybut – prolog do robionego na drutach szaliczka.
Konduktora, który właśnie wsunął do środka przedziału swą konduktorską twarz,
Bardzo mi się podoba "prolog do szaliczka".
Hans K pisze:Zastąpię jego kanciastą w formie ”kontrolę biletów, dobry wieczór”
Chyba lepiej byłoby: kanciaste w formie: "kontrola biletów, dobry wieczór".
"Hans K pisze:babcina robótka, która zdążyła się niepostrzeżenie przystroić w szaty rzeczywistości,
Zgrzyta. Chyba dlatego, że wcześniej jest mowa o sukience. Tu powinna być inna, nieubraniowa metafora.
Sam pomysł z robótką, która nie znika, jest iście cortazarowski. A ja uważam tego pisarza za absolutnego mistrza, więc jest to duży komplement.

Hans, trzymam kciuki! Wydaj coś, to sobie kupię!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
4
Będę się czepiał. Nie wiem, czy ludzkie oko jest w stanie błyskawicznie zaadoptować się do ciemności. Wszak brak światła trwał kilka sekund.Hans K pisze:W mroku widzę tylko, jak podnosi głowę znad książki
Brakuje mi przecinków po okna i przed zimowego lub po usunięcia i przed zimowego, bo nie wiem, czy okno, czy zmierzch tym śniegiem lśni. A to wazne w kontekście przekazywania obrazu.Hans K pisze:zabieg ten będzie wymagał usunięcia zza okna lśniącego śniegiem zimowego zmierzchu i zastąpienia go ciemnością letniej nocy,
Znów się będę czepiał. Jeśli światło gaśnie co jakiś czas, to OK, da się to jakość znieść, czytając książkę "...lub czasopisma"Hans K pisze:Światło w przedziale co jakiś czas gaśnie i twarz siedzącej naprzeciw mnie kobiety co rusz osuwa się w ciemność.

Na początku styl opowieści bardzo mnie męczył, musiałem wracać po kilka razy do tych samych zdań, pewnie dlatego uwagi dotyczą tylko pierwszych zdań. Później, przyzwczaiłem umysł do Twojego sposobu przedstawiania i popłynąłem dalej z wielką przyjemnością, aż do zbyt szybkiego końca. Oczywiście musiało się skończyć właśnie w tym miejscu, ale polubiłem ten tekst, stąd lekki żal.
Opowiedziałeś wszystko bardzo plastycznie. Mam kiepską wyobraźnie wizualną, ale całą scenę widziałem doskonale.
Co prawda uwag z początku wycofać nie zamierzam, to jednak za całość z mojej strony wielkie brawa. Podobało mi się i to bardzo. Dziękuję, bo wprowadziłeś mnie w fajny nastój.
Pozdrawiam!
5
Ciekawy pomysł. Może omówię najpierw błędy.
Chyba tyle. O dziwo, nie ma chyba błędów interpunkcyjnych. To rzadkość
A co do samego opowiadania. To tylko miniaturka, a cholernie męczy. Tekst umiera pod ciężarem niezliczonych przydawek. Pokażę Ci to tylko na jednym akapicie:
Tyle ode mnie. Wybacz, jeśli uraziłem. Pomysł jest fajny i tekst ciekawy, ale językowo ciężki.
To brzmi tak, jakby to dziewczyna dokonywała tego aktu tworzenia. Z kontekstu tylko wiemy, że to narrator tworzy, ale zdanie samo w sobie jest mylące.I nagle, w połowie aktu tworzenia, dziewczyna niespodziewanie wstaje z miejsca.
Podejrzewam, że powtórzenie celowe, ale mimo wszystko brzmi niezręcznie.pozwolić tajemnicy na jej tajemnicze działanie
Chyba tyle. O dziwo, nie ma chyba błędów interpunkcyjnych. To rzadkość

A co do samego opowiadania. To tylko miniaturka, a cholernie męczy. Tekst umiera pod ciężarem niezliczonych przydawek. Pokażę Ci to tylko na jednym akapicie:
Pamiętaj o jednym: wyobraźnia czytelnika ma swoje ograniczenia. Dając tyle określeń, męczysz odbiorcę i wcale nie ubogacasz opisu (bo podejrzewam, że taki był zamysł). Ja mimo dwukrotnej lektury nie jestem pewien, czy wszystko zdołałem sobie wyobrazić tak, jak chciałeś. To chyba Hemingway postulował wywalenie przymiotników. Coś w tym jest, choć tekst bez przydawek to jednak skrajność. Ty popadasz w drugą skrajność - Twój opis przedziału w wagonie jest dla mnie z deczka niestrawny.Rozmyję w opisie granatową spódnicę i białą bluzkę, umieszczając jedynie zwięzłą wzmiankę o błękitnej, zwiewnej sukience (zabieg ten będzie wymagał usunięcia zza okna lśniącego śniegiem zimowego zmierzchu i zastąpienia go ciemnością letniej nocy, ale to nic). Ustawię zaś ostrość na twarz: niebieskie (nieco rozjaśnione) oczy i uśmiechające się co jakiś czas usta.
Tyle ode mnie. Wybacz, jeśli uraziłem. Pomysł jest fajny i tekst ciekawy, ale językowo ciężki.
eKorekta24.pl :: Portal językowo-literacki
6
Kogo męczy, to męczy. Mnie nie zmęczył. 
Pozdrawiam

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
7
Urazić? Ja Ci dziękuję, zwróciłeś mi uwagę na to, że wracam do starej, już kiedyś zaleczonej tendencji przeprzymiotnikowania. Po wyrzuceniu znacznej ich części tekst jest rzeczywiście znacznie płynniejszy, niczego przy tym nie tracąc.Ł_Mackiewicz pisze:Ciekawy pomysł. Może omówię najpierw błędy.
To brzmi tak, jakby to dziewczyna dokonywała tego aktu tworzenia. Z kontekstu tylko wiemy, że to narrator tworzy, ale zdanie samo w sobie jest mylące.I nagle, w połowie aktu tworzenia, dziewczyna niespodziewanie wstaje z miejsca.
Podejrzewam, że powtórzenie celowe, ale mimo wszystko brzmi niezręcznie.pozwolić tajemnicy na jej tajemnicze działanie
Chyba tyle. O dziwo, nie ma chyba błędów interpunkcyjnych. To rzadkość
A co do samego opowiadania. To tylko miniaturka, a cholernie męczy. Tekst umiera pod ciężarem niezliczonych przydawek. Pokażę Ci to tylko na jednym akapicie:
Pamiętaj o jednym: wyobraźnia czytelnika ma swoje ograniczenia. Dając tyle określeń, męczysz odbiorcę i wcale nie ubogacasz opisu (bo podejrzewam, że taki był zamysł). Ja mimo dwukrotnej lektury nie jestem pewien, czy wszystko zdołałem sobie wyobrazić tak, jak chciałeś. To chyba Hemingway postulował wywalenie przymiotników. Coś w tym jest, choć tekst bez przydawek to jednak skrajność. Ty popadasz w drugą skrajność - Twój opis przedziału w wagonie jest dla mnie z deczka niestrawny.Rozmyję w opisie granatową spódnicę i białą bluzkę, umieszczając jedynie zwięzłą wzmiankę o błękitnej, zwiewnej sukience (zabieg ten będzie wymagał usunięcia zza okna lśniącego śniegiem zimowego zmierzchu i zastąpienia go ciemnością letniej nocy, ale to nic). Ustawię zaś ostrość na twarz: niebieskie (nieco rozjaśnione) oczy i uśmiechające się co jakiś czas usta.
Tyle ode mnie. Wybacz, jeśli uraziłem. Pomysł jest fajny i tekst ciekawy, ale językowo ciężki.
8
To przykład pisaniny jedenastolatka, który myśli, że pisze dobrze. Wszystko jest piękne. Wszystko jest kolorowe. Wszystko musi mieć swój przymiotnik, określenie. Cały opis wychodzi denny i czyta się go byle szybciej. Pokasuj 9/10 przymiotników, to może zajmę się sensowną krytyką.Hans K pisze:Po wyrzuceniu znacznej ich części tekst jest rzeczywiście znacznie płynniejszy, niczego przy tym nie tracąc.
Revis_Edit:
Wyrażamy sensowne opinie o tekście. Twoja wypowiedź nie jest nawet namiastką weryfikacji. Nie chcesz "krytykować" to nie krytykuj, ale nie wypisuj bzdur.
To jest ostrzeżenie.
Ostatnio zmieniony czw 21 sty 2010, 23:48 przez Yami, łącznie zmieniany 1 raz.
9
No mi się ten tekst tak podobał, że...No mniejsza z tym. jak go czytałam, miałam wrażenie, że oglądam obraz. A własciwie obraz o tym, jak ktoś maluje obraz:) Dużo tych przymiotników, ale mi się wydaje, że w obrazie, który stworzyłeś tak ma własnie być. Atmosfera była po prostu cudowna i parę metafor...
Pozdrawiam
To taki przykład. No dla mnie super.Hans K pisze:Ale ja już uwieczniłem ją, niczym na dagerotypie, gdzieś pomiędzy światłem w przedziale a ostatnią kropką.
Pozdrawiam