Opowiadanie spłodziłem dziś, więc może być trochę błędów. Z góry dzięki za opinie.
22 październik 2006 ; godz. 21:27
Ucieka w nicości przed niczym. Czy aby na pewno? Na bank? Mur, beton? Nie? że niby nicość to mgła? że niby jak? że niby nic to coś? Czy ktoś?
Słyszy jedynie tupot własnych nóg, ciche dudnienie w czaszce. A więc poruszają się bezszelestnie, przechodzi mu przez głowę. Biegnie przed siebie i właściwie nie wie gdzie biegnie. Zdaje się na przeczucie. Bo jak coś widzieć w tej pieprzonej mgle? W tej gęstej mgle, mgle tak nieprzeniknionej, że można pomyśleć, iż świat się skończył. Mgle, w której kryją się oni. Oni! Trzeba przyspieszyć!
Kątem oka dostrzega jakiś ruch po swojej lewej stronie. Kierowany dziwnym instynktem podskakuje i przyspiesza swój opętańczy bieg. Przez chwilę niemal czuje ich oddech. Niemal widzi ich sylwetki. Niemal oddaje im siebie. Nie widzi nic przed sobą, więc patrzy pod nogi, patrzy i widzi asfalt, pasy. A więc biegnie po ulicy. Dobrze wiedzieć i to.
Nagle na tejże jezdni dostrzega plamę. Czerwoną plamę. O mój Boże, przechodzi mu przez głowę, a później wszystko się urywa. Artur uderza w niebieski bagażnik jakiegoś samochodu. Oszołomiony upada na ziemię i krzyczy. Krzyczy lecz wydaje mu się, że krzyk ten nie istnieje. Nie ma dźwięku, nie ma świata. Wszystko zginęło we mgle. I jest tylko on. I oni. Ci we mgle. Mają go.
Po moim trupie!
21 październik 2006 ; godz. 11:47
-Co to kurwa jest?
Zirytowany głos Maksa gwałtownie wyrwał mnie ze snu. żegnam się z moimi fantazjami i niepewnie uchylam ociężałe powieki. W pokoju jak na godzinę popołudniową jest całkiem ciemno. Maks zapalił nawet światło.
-Co się stało? – pytam właściwie automatycznie, bowiem nie obchodzi mnie ‘co to kurwa jest’ i myślę jedynie o zwilżeniu gardła.
-Sam zobacz. – odpowiada Maks i odsuwa się od okna, przez które wygląda. Chcąc nie chcąc, wstaję z łóżka, a moje stopy dotykają zimnych paneli. Podchodzę do okna, patrzę i…no właśnie. Co to kurwa jest?
Nie widać nic.
Nicość. Pierwsza myśl.
Dym. Druga myśl.
Mgła. Trzecia myśl.
Bingo.
Tyle, że nie jest to zwykła mgła. Raczej gęste, prawie białe opary, które otuliły wszystko co może być w zasięgu wzroku. Nie widziałem nic. Tylko jasną, nieprzeniknioną mgłę…i poczułem się bardzo dziwnie. Coś kazało mi się niepokoić, a ramiona niechętnie powitały gęsią skórkę.
-Włączę telewizor, może coś o tym gadają. Niezła kurwa akcja! – z tymi słowy Maks zniknął w innym pokoju. Wciąż stałem niepewnie i patrzyłem w tą nicość. To wyglądało tak jakby nasz blok zawieszony był w przestrzeni. Jakby nie było nic…
-Artek, chodź! – wołanie Maksa wyrwało mnie z tych niemiłych myśli. Pobiegłem do drugiego pokoju, a moje zaspanie odeszło równie szybko, jak pojawił się niewyjaśniony niepokój.
W telewizji rzeczywiście mówili o tej mgle. Wszędzie. Na każdym polskim kanale. Pomijając fakt, że mieliśmy tylko podstawowe programy, bo ani mi, ani Maksowi nie przyszło do głowy żeby dodatkowo bulić za jakiś kanał z pornosami. To możemy załatwić sobie na necie.
-Pogoda w całym województwie mazowieckim oszalała! – oznajmił speaker dramatycznym głosem. – Dzisiaj pomiędzy godziną szóstą, a siódmą zaczęła się pojawiać duża mgła. Z początku niewinna i dosyć słaba, przerodziła się w gęstą powłokę gazową. Zaskoczeni meteorolodzy twierdzą, że takie zjawisko nie miało miejsca od parędziesięciu lat. Nie widać zupełnie nic. Działanie komunikacji miejskiej i wszelkich środków lokomocji wciąż pozostaje pod znakiem zapytania. Więcej informacji już wkrótce. We wschodnim Timbuktu co raz więcej ludzi choruje na… - Maks wyłączył telewizor.
-Chodź na dwór, zobaczymy jak to wygląda. – powiedział podekscytowany.
21 październik 2006 ; godz. 6:43
Pan Paweł szedł chodnikiem, trzymając swoją czteroletnią córkę na rękach. że też ta cholerna mgła musiała pojawić się akurat teraz! Kurwa, nic nie widać! Oczywiście tej starej piździe stało by się coś, gdybym przed wyjazdem nie oddał jej tych pieprzonych trzech stów. Gdzie ona w ogóle chce pojechać w tą mgłę? Na peron kurwa nie trafi, a co dopiero jechać. Cholera, co za mgła!
Tak myśląc szedł, a córeczka z zaciekawieniem rozglądała się na wszystkie strony.
-Tatusiu, gdzie się pali?
-Nigdzie się nie pali słonko, to tylko mgła. – wycharczał pan Paweł, dysząc ciężko, lecz córeczka nie dawała za wygraną.
-A co to mgła? – wybełkotała.
-To taki gaz, przez który nic nie widać.
-A co to gaz?
-Calineczko, przestań zadawać głupie pytania.
-A kim są ci panowie?
-Jacy panowie?
Pan Paweł jak na komendę stanął w miejscu i zaczął nerwowo rozglądać się na wszystkie strony.
-Nie kłam tacie! – krzyknął zdenerwowany i już miał iść dalej lecz córeczka wciąż patrzyła w jedno miejsce.
-Ale oni tam są! Idą do nas, tatusiu, czy to panowie strażakowie? – i nagle Pan Paweł rzeczywiście usłyszał cichy, niemal bezgłośny tupot. Złodzieje jacyś, czy co?!
-Proszę się natychmiast pokazać! – krzyknął. Odpowiedziała mu cisza. Musiało mi się wydawać. – Ewa, natychmiast przestań kłamać tacie! – tupot.
-Tatusiu, ja chce do domu, oni są brzydcy!
-O kim Ty kurwa mówisz?!
Płacz. Cisza. Ciemność. Mgła.
22 październik 2006 ; godz. 21:10
Drugi dzień. Drugi chory dzień, w którym liczy się tylko tu i teraz, bo nie ma nic innego. Wszystko ginie w tej pieprzonej mgle.
Wczoraj nie wychodziłem z domu. Siedziałem cały dzień z Maksem. Wyszliśmy tylko na chwilę, zobaczyć jak to wygląda. Było źle. Bardzo źle. Widzieliśmy tylko rzeczy będące jakiś metr przed nami. Reszta tonęła w bieli. Wtedy wcale nie było lepiej. Ale trzeba coś jeść, nie? Lodówka była pusta, a od rana nic nie jadłem. Maks wyszedł na chwilę do Marleny, swojej lubej, więc czemu ja miałbym kisić się ciągle w domu?
Szedłem lewą stroną chodnika, żeby widzieć budynki i móc orientować się gdzie jestem. Wciąż czułem ten dziwny niepokój. Spotkałem paru innych odważnych ludzi, którzy wyłaniali się z tej chorej mgły jak jakieś widma. Widząc tą nicość przed sobą zaczynałem wyobrażać sobie rzeczy nie z tej ziemi. Zawsze byłem fantastą. Nigdy nie uwierzyłem, że tajemnicze światła na niebie były flarami wojskowych pilotów ćwiczących różne manewry, a podczas pełni księżyca nie wychodziłem z domu i wsłuchiwałem się w każdy dźwięk, bojąc się usłyszeć wilcze zawodzenie. A wtedy? Było coś nie tak. Czułem to. Mimo to byłem cholernie głodny, a większe markety były otwarte.
Ciąg budynków skończył się i ścieżka skręcała w jakiś ciemny zaułek, który teraz przypominał przeklętą jaskinię demonów. Poszedłbym dalej głównym chodnikiem, gdyby nie fakt, że usłyszałem głośny szloch. Może nie jestem altruistą, ale lubię pomagać ludziom, więc skręciłem niepewnie w zaułek. Okazało się, że był dosyć krótki, a na jego końcu przy kontenerach siedział i szlochał brudny starzec, najprawdopodobniej bezdomny.
-Przepraszam, mogę w czymś pomóc? – zapytałem niepewnie. Starzec podskoczył jakbym podszedł do niego z nożem, zaczął się wiercić i patrzeć nieprzytomnie w przestrzeń. Trochę się trzęsłem i byłem gotów do obrony, ale mężczyzna po chwili się uspokoił i wciąż siedząc zwrócił na mnie wzrok.
-Uciekaj! –wychrypiał. – Uciekaj póki jeszcze jest czas! Ja już nie mam siły. Zaraz przyjdą. Uciekaj… - mówił szybko, z trudem wymawiając każde zdanie. Jego klatka piersiowa gwałtownie opadała w dół, to znów unosiła się w górę.
-Niech pan się uspokoi! – podszedłem bliżej, wyciągając rękę.
-Odejdź! Nie podchodź! Uciekaj! – był bliski zawału. Kierowany instynktem chwyciłem go za ramiona i mocno potrząsnąłem.
-Uspokój się! – krzyknąłem. – Nic ci nie zrobię, jesteś bezpieczny! – po chwili uspokoił się.
-Ja, ja przepraszam, poniosło mnie. – wyszeptał wodząc nerwowo wzrokiem od prawej do lewej. – Naprawdę powinieneś uciekać, oni zaraz tu będą.
-O kim pan mówi? – poczułem jak niepokój otula mnie, niczym ta mgła wszystko dokoła.
-O nich. Czają się, wybierają swe ofiary. Robią to po cichu i nikt o nich nie wie. O tak, to ich czas, ich święto. Uciekłem, ale i tak mnie złapią, są zbyt sprytni… - wybełkotał starzec jednym tchem i zamilkł na chwilę, przymykając powieki i dysząc ciężko. Odwróciłem się od niego, miałem zostawić go samego z własnym szaleństwem, postawiłem nawet jeden krok, lecz on powiedział:
-Strzeż się tych we mgle. – czyż nie wyczuwałem czegoś niepokojącego w tych nieprzeniknionych oparach? Czyż ten starzec nie mówił właśnie o tym? Poza tym ile razy mi nie wierzono? Gdy opowiadałem znajomym o wielkiej stopie, o potworze z Loch Ness wyśmiewali mnie, olewali. Czemu miałbym się zachować tak samo wobec tego starca?
Odwróciłem się i spojrzałem na jego żałosną postać. Przykucnąłem przy nim i spojrzałem w jego nieobecne oczy.
-Powiedz mi co się dzieje. – wychrypiałem i zapadła cisza. Bezdomny zastanawiał się dosyć długi czas ale wreszcie zaczął mówić.
-To nie jest zwykła mgła.
-Wiem o tym.
-Ale nie w tym sensie chłopcze. Ona nie jest taka gęsta bez powodu. Jest przykrywką.
-Dla kogo? To jakieś gazy wypuszczane przez terrorystów?
-Nie! – krzyknął starzec wyraźnie zirytowany. – Jest przykrywką dla nich. – widząc na mojej twarzy niezrozumienie, dodał. – Dla stworzeń we mgle.
-O czym ty mówisz? – zacząłem się bać. Strach mnie opętał, ale jakaś tajemnicza siła trzymała mnie już w sidłach, nie mogłem uciec, chciałem i musiałem słuchać starca.
-O tych we mgle. Nie zauważyłeś, że wielu ludzi znikło? Nie mówią o tym w wiadomościach? Ta mgła jest przykrywką. Oni czają się w niej. Na nas. Na nasze życia. Mijamy ich lecz ich nie widzimy. Zawsze stoją w odpowiedniej odległości, żebyśmy nie mogli ich dostrzec. Poruszają się bezgłośnie. Są perfekcyjni. Jestem bezdomnym, błąkałem się w tej mgle i zacząłem widzieć więcej niż inni. Zobaczyłem ich! Uciekłem im, ale oni mnie znajdą. Boże, zginę…- starzec znów zaczął bełkotać. Nie mogłem nic zrobić, ponieważ w głowie mi nieznośnie szumiało. Otulała mnie mgła, otulała moje ciało, umysł, serce. I nie było nic. Tylko tu i teraz. W burzy myśli przypomniałem sobie, że Maks mówił o nieobecności Pawła, z którym się umówił. O tym, że matka nie odbiera telefonu. Boże święty…
Wtedy starzec przestał bełkotać, a wzrok skierował nad moje ramię. Jego pomarszczoną twarz przeszył grymas przerażenia. Nieznośna cisza omiotła nas wraz z mgłą. Istna nicość. I tylko cichy szept bezdomnego.
-To oni…nie odwracaj się. – zaczął mówić bardzo szybko, ledwo rozumiałem jego słowa. Spieszył się. - Możesz uciec. Oni przyszli po mnie, możesz uciec. Tylko pierw odpowiedz sobie na jedno pytanie. Czy wiedząc, że takie stworzenia naprawdę istnieją, chcesz uciec? Wiedząc, że kiedyś twoje dziecko będzie się bawić w piaskownicy i to coś być może po nie przyjdzie? Wychodząc wyrzucić śmieci, mieć przed oczami obraz tych plugawych postaci? Leżąc w łóżku myśleć, że może właśnie bezszelestnie zbliżają się do twojego domu? Naprawdę chcesz żyć z tą myślą? Czy warto? Chcesz? Ja nie. – i starzec zaczął krzyczeć, drzeć się w niebogłosy. Resztką sił rozdarł ciszę, a ja automatycznie wstałem, odwróciłem się i pobiegłem. I nie chciałem żyć. Ale instynkt przetrwania był silniejszy.
22 październik 2006 ; godz. 21:30
Przez jedną, niewyobrażalnie długą chwilę Artur stracił przytomność. Ostatkami wewnętrznych sił oprzytomniał i natychmiast podniósł się na nogi. Zobaczył niewyraźne rysy jakiś postaci. To oni! Migający blask alarmu samochodu, z którym się zderzył, oświetlił szyld sklepu z napisem „Joanna”. A więc jestem niedaleko domu! Artur doskonale znał te tereny, wiedział, że od klatki dzieli go jakieś sto metrów. Za sobą usłyszał tupot. Puścił się szaleńczym biegiem.
Wiedział, że są tuż za nim. Ci we mgle. Boże, oni istnieją! Ale czy na pewno? Może po prostu oszalałem? Może ich nie ma. Tak, wydawało mi się, to przecież niemożliwe żeby oni…istnieli? Ale ten tupot, słyszę cholerny tupot, oni tam są!
Minął drzewa otaczające osiedle. Z widmowej mgły wyłonił się jego blok, jego dom. Bezpieczeństwo, którego tak teraz potrzebował. Spokój. Jaki spokój? Nie będzie już spokoju. Nigdy.
Wpadł na drzwi swojej klatki schodowej, otworzył je i wszedł do środka. Nawet nie próbował patrzeć, co teraz za nimi zobaczy. Czerpiąc siły z adrenaliny, zaczął wbiegać po schodach.
22 październik 2006 ; godz. 21:46
Czyżbym znalazł spokój? Czyżby to było właśnie to? Zaciszny kąt, w którym zaszyję się na wieki. Uciekłem? Mam taką nadzieję.
Cisza. Ucieczka. Tak lekko. Tak swobodnie. Nie ma nic. Nic mnie nie goniło, nie ma nic. Mgła? Bzdura. To koniec wszystkiego, koniec istnienia.
Cisza. I ciemność. Uciekłem.
22 październik 2006 ; godz. 21:35
Jego roztrzęsiona ręka dotykała zimnej szyby, przez którą wyglądał. Stał na półpiętrze swojej klatki schodowej, nie chciał wchodzić do domu. Patrzył na mgłę, lecz teraz nie odczuwał, że patrzy w nicość. Patrzył w coś. Patrzył na nich. Wielka armia w nicości skrytych stworzeń. Ci we mgle. Uciekł przed nimi, ale nie ucieknie przed umysłem. Starzec miał rację.
Przypominając sobie o krzyczącym bezdomnym, zaczął się trząść. Oparł się o ścianę i spróbował się uspokoić. Oni nie istnieją, oni nie istnieją, przewidziało mi się. Oszalałem, oni nie istnieją, nic nie znika, starzec nie krzyczał i nie został złapany, bo nikt go nie ścigał. Prawda? Prawda?!
Marsz imperialny zadudnił głośno na klatce. Serce podskoczyło Arturowi do gardła i byłby prawie zemdlał gdyby nie uświadomił sobie, że to jego komórka dzwoni. Roztrzęsionymi dłońmi sięgnął do kieszeni, wyjął aparat i spojrzał na wyświetlacz. Laura dzwoni. Niepewnie wcisnął zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha.
-Halo? – szepnął jakby miał rozmawiać ze starcem, a nie ze swoją kochaną dziewczyną. Powitała go cisza. – Halo? – powtórzył. Nie mógł powiedzieć nic więcej. Usłyszał jakiś dźwięk. Tupot? Nie, to niemożliwe…
Koniec połączenia. Wtedy Artur przypomniał sobie słowa Laury przed jego wyjściem. Idę na dach, stamtąd musi być cudowny widok. Jak to jaki misiu? Kupuj co masz kupić i przychodź tam do mnie to zobaczysz. Poszła na dach. Na DACH. Na ZEWNąTRZ. Na MGłę, która jest PRZYKRYWKą.
Czując pustkę w sercu, przebiegł osiem pięter i wszedł po drabinie na dach. Klapa była otwarta.
23 październik 2006 ; godz. 12:42
-Dzień dobry, panie władzo. Przepraszam za spóźnienie, ale to przez te korki. Tak, tak, mgła opadła dzisiaj w nocy, samochody znów jeżdżą i teraz wszyscy poszaleli. Tak jakby świat się obudził, prawda? Owszem, wiem po co zostałem wezwany. Na imię mam Maks Dawerti. Tak, wiem, dziwne nazwisko. Zostałem wezwany, aby złożyć zeznania w sprawie mojego współlokatora, Artura Chołczaka. Nie, dziękuję, nie piję kawy, ale herbaty z chęcią się napiję. No to mogę mówić? Dobrze.
-No to tak. Na dwa dni zapadła ta mgła. Pierwszego dnia siedziałem z Arturem w domu, oglądaliśmy telewizję i takie tam. Jego dziewczyna, Laura była wtedy u rodziców. Nie, nie zachowywał się dziwnie. Był normalny. Przynajmniej jak na niego. Wie pan, on zawsze miał specyficzne usposobienie, wierzył w różne dziwy na patyku i takie tam. Ale nie był szalony, niech pan tego tak nie odbiera. Był normalnym dwudziesto dwu letnim studentem.
-Drugiego dnia cały dzień spędziliśmy w domu. Tym razem w towarzystwie Laury. Miał wpaść Paweł, nasz kolega, ale chyba zapomniał. Dopiero wieczorem chciałem się spotkać z moją dziewczyną, która mieszka niedaleko nas, więc wyszedłem z domu. Artur powiedział, że idzie do hipermarketu po jedzenie, bo lodówka wiała pustkami. Mojej dziewczyny nie było w domu i do teraz nie mogę się z nią skontaktować. Tak, tak, przepraszam, wiem, że to jest nieistotne dla śledztwa. W każdym razie wracałem spokojnie do domu, po drodze zaszedłem do hipermarketu, ale Artura nie spotkałem. Kupiłem pięć piw na wieczór i spacerkiem wracałem do domu, bo powietrze było takie rześkie. Tylko ta mgła strasznie drażniła. Kiedy byłem niedaleko domu, poczułem dziwny niepokój i przyspieszyłem. Usłyszałem cichy tupot, więc pomyślałem, że ktoś się za mną czai, jakiś złodziej czy coś i pobiegłem. Cud sprawił, że przechodziłem bardzo blisko kontenera na śmieci. Zobaczyłem zwisającą z niego rękę. Przerażony zajrzałem do środka i zobaczyłem Artura w opłakanym stanie. Natychmiast zadzwoniłem po pogotowie, które przyjechało dopiero po piętnastu minutach przez tą diabelską mgłę. Zabrali go do szpitala, a ja pojechałem z nimi. Doktor powiedział, że jest w ciężkim stanie, ale wyjdzie z tego. Połamane żebra, połamane nogi, aż włos się jeży, jak się o tym mówi. No ale najważniejsze, że z tego wyjdzie. Więcej panu powiedzieć nie mogę, tylko tyle wiem.
-Wiele dziwnych zgłoszeń? Znaczy się inni też tak robili? Aha, aha, rozumiem. Rozszarpany bezdomny?! Boże, ale na co komu napadać bezdomnego? Chore, naprawdę chore. Przepraszam, ale czy mogę już iść? Muszę złapać jakiś autobus, bo taksówki dzisiaj nie jeżdżą, podobno wielu nie przyszło do pracy. Zaczyna mnie to wszystko niepokoić. Tak, tak, mogę złożyć zeznania na papierze, oczywiście. Przepraszam, gdzie tu znajdę toaletę?
22 październik 2006 ; godz. 21:44
Staje na dachu swojego bloku i zaczyna się rozglądać. Nie widzi nic. Nie może wydobyć głosu, więc tylko niepewnie stawia krok po kroku w stronę krawędzi budynku.
Cisza i mgła. Dwie rzeczy, które wciąż go otulają, wiążą go i nie pozwalają się wydostać. Zbliża się do krawędzi, spogląda w dół i omal nie mdleje. Nie widzi kompletnie nic i jego mózg dyktuje mu, że jest na końcu świata. Tylko ten dach i nie ma już więcej nic. I on. I oni. W pewnej chwili ich wyczuwa. Są za nim. Dopadli go. Nie uciekł. Nie czuje przerażenia, jest niezwykle opanowany. Jest na końcu świata. Liczy się tylko tu i teraz. Stoi w nicości (czy to kiedyś nie była mgła?) i wie, że oni mu towarzyszą. Odwraca się i NIEMAL ich widzi. Oczekują. Na co?
Stoi na końcu świata, pomiędzy krawędzią niczego i tymi we mgle. Odpowiada sobie na pytanie starca. Wizja bezdomnego niszczy ochronne mury i przerażenie znów atakuje, tym razem ze zdwojoną siłą. Bliski utraty przytomności chwieje się na krawędzi. Zimno. Cisza. Mgła. Oni nie istnieją, prawda? Prawda?!
2
O jej... szczerze? śWIETNE! Zacząłem się bać. Nawet odwracałem się co chwila w tył, aby zobaczyć czy ktoś nie stoi za mną. (O proszę, nawet teraz to robie). Przejdę do oceny. Błędów nie znalazłem. Zdarzyły się chyba dwa czy trzy interpunckyjne. Nie znalazłem ortograficznych.
Pomysł: 4+
Niby coś oryginalnego, nowego i świeżego, a jednak - coś mi to przypomina...
Styl: 5-
Bardzo ładny styl. Bez błędów rzeczowych, językowych, ortograficznych i stylistycznych. Bez skazy. Raczej nie ma się do czego przyczepić. Choć zdarzały się nano-błędy.
Schematyczność: 4+
Tak jak w pomyśle. A jednak oryginalna forma i siła przekazu!
Błędy: 5-
Nie znalazłem ortograficznych. Zdarzyły się interpunkcyjne, ale nie warto o nich wspominać. Jedno co się rzuciło w oczy to:
Nie sądzisz, że to troszkę nie pasuje. W ostateczności możnaby to pozostawić bez komentarza, jednak ja bym to inaczej ujął.
Ogólnie: 5-
Gdyby nie te drobniutkie błędy i pewna powtrórka (edytowana i to mocno, więc właściwie nie powtórka) byłaby 5, cała. Kto wie, gdyby rozwinąć wątki może nawet i 5+.
Jedyne co jeszcze zwróciło moją uwagę to to, że w przedostatniej części (23 października) był strasznie wymieszany "dialog".
Oprócz tego jeden, podstawowy błąd:
Często widzę te błędy i już do nich przywykłem.
Opowiadanie śWIETNE!!!!!!
Jestem na tak.
Pomysł: 4+
Niby coś oryginalnego, nowego i świeżego, a jednak - coś mi to przypomina...
Styl: 5-
Bardzo ładny styl. Bez błędów rzeczowych, językowych, ortograficznych i stylistycznych. Bez skazy. Raczej nie ma się do czego przyczepić. Choć zdarzały się nano-błędy.
Schematyczność: 4+
Tak jak w pomyśle. A jednak oryginalna forma i siła przekazu!
Błędy: 5-
Nie znalazłem ortograficznych. Zdarzyły się interpunkcyjne, ale nie warto o nich wspominać. Jedno co się rzuciło w oczy to:
-Drugiego dnia cały dzień spędziliśmy w domu.
Nie sądzisz, że to troszkę nie pasuje. W ostateczności możnaby to pozostawić bez komentarza, jednak ja bym to inaczej ujął.
Ogólnie: 5-
Gdyby nie te drobniutkie błędy i pewna powtrórka (edytowana i to mocno, więc właściwie nie powtórka) byłaby 5, cała. Kto wie, gdyby rozwinąć wątki może nawet i 5+.
Jedyne co jeszcze zwróciło moją uwagę to to, że w przedostatniej części (23 października) był strasznie wymieszany "dialog".
Oprócz tego jeden, podstawowy błąd:
... październikA 2006 ; godz. ......
Często widzę te błędy i już do nich przywykłem.
Opowiadanie śWIETNE!!!!!!
Jestem na tak.
Ostatnio zmieniony sob 23 gru 2006, 14:16 przez Kubek, łącznie zmieniany 1 raz.
3
właściwie nie wie gdzie biegnie
nie wie przecinek
Dobrze wiedzieć i to.
zmień na 'chociaż to', bo z poprzedniich fragmentów nie wynika, ze wiedzial cos jeszcze.
bowiem nie obchodzi mnie ‘co to k***a jest’ i myślę jedynie o zwilżeniu gardła.
przecinek przed 'i'.
-Sam zobacz. – odpowiada Maks i odsuwa się od okna, przez które wygląda.
przez które wyglądał. Odsuwa się, więc przestaje wyglądać.
patrzę i…no właśnie.
mgłę…i poczułem się bardzo dziwnie.
-To oni…nie odwracaj się
to przecież niemożliwe żeby oni…istnieli?
nie przestanę się tego czepiać, jeśli nie zaczniesz pisać poprawnie wielokropków! :-)
Raczej gęste, prawie białe opary, które otuliły wszystko co może być w zasięgu wzroku.
wszystko przecinek
Niezła k***a akcja! – z tymi słowy Maks zniknął
-Artek, chodź! – wołanie Maksa wyrwało mnie
-Chodź na dwór, zobaczymy jak to wygląda. – powiedział podekscytowany.
to tylko mgła. – wycharczał pan Paweł
to panowie strażakowie? – i nagle Pan Paweł rzeczywiście usłyszał cichy, niemal bezgłośny tupot
-Strzeż się tych we mgle. – czyż nie wyczuwałem czegoś niepokojącego w tych nieprzeniknionych oparach?
-O kim pan mówi? – poczułem jak niepokój otula mnie
-Powiedz mi co się dzieje. – wychrypiałem
Jest przykrywką dla nich. – widząc na mojej twarzy niezrozumienie, dodał. – Dla stworzeń we mgle.
nie odwracaj się. – zaczął mówić bardzo szybko
Ja nie. – i starzec zaczął krzyczeć
Zadanie domowe: przeczytać temat na zakużonych warsztatach na fahrenheitcie i dowiedzieć się, jakie zrobiłes błędy w powyższych zdaniach.
Wciąż stałem niepewnie i patrzyłem w tą nicość.
Stałem i niepewnie patrzyłem. Jeśli stał niepewnie, to znaczy że sie chwiał czy coś.
To wyglądało tak jakby nasz blok zawieszony był
wyglądało tak przecinek
ani mi, ani Maksowi nie przyszło do głowy żeby dodatkowo bulić za jakiś kanał z pornosami
do głowy przecinek
pomiędzy godziną szóstą, a siódmą zaczęła się pojawiać duża mgła
bez przecinka
No i mgła raczej nie moze być duża. Rozległa albo gęsta.
przerodziła się w gęstą powłokę gazową.
I tu bym się zastanawiała. Bo mgła to jest ciecz zawieszona w powietrzu, pamiętam jeszcze z fizyki. Więc określenie 'powłoka gazowa' nie bardzo tutaj pasuje.
parędziesięciu lat
parudziesięciu.
co raz więcej ludzi
coraz
akurat teraz! k***a, nic nie widać
Przekleństwo wielką literą.
ja chce do domu,
chcę, literówka
-O kim Ty k***a mówisz?!
ty małą litera, tylko w listach piszemy wielką. No i k***a do dziecka?
Maks wyszedł na chwilę do Marleny, swojej lubej
Jakbyś wpisał 'lubej' w Wordzie, to by sie wyświetliło, zewyraz jest uważany za przestarzały. Mi sie tez tak wydaje, i chyba lepiej byłoby po prostu ' ukochanej'.
już miał iść dalej lecz córeczka wciąż patrzyła
Krzyczy lecz wydaje mu się
Przecinki przed lecz.
móc orientować się gdzie jestem
orientować się przecinek
Nigdy nie uwierzyłem, że tajemnicze światła
lepiej 'wierzyłem'
Uciekaj póki jeszcze jest czas
uciekaj przecinek
niepokój otula mnie, niczym ta mgła wszystko dokoła.
bez przecinka
wybierają swe ofiary.
bardziej pasuje 'swoje', to użyte jest w dialogu.
Odwróciłem się od niego, miałem zostawić go samego z własnym szaleństwem, postawiłem nawet jeden krok, lecz on powiedział:
powtóra zaimka: niego, go. Przeredaguj zdania, zeby jeden wyrzucić.
I 'zrobiłem krok'
Gdy opowiadałem znajomym o wielkiej stopie, o potworze z Loch Ness wyśmiewali mnie
Loch Ness przecinek
No i ze zdania wynika, ze bohater wydział te potwory i nikt mu sie uwierzył, a powinno być chyba wyrażenie swojej wiaru w ich istnienie. Chyba że sie mylę?
Powiedz mi co się dzieje
powiedz mi przecinek
się dosyć długi czas ale wreszcie zaczął mówić.
długi czas przecinek
Nie mówią o tym w wiadomościach?
Nie pasuje do kontekstu. Albo zmień to na zdanie twierdzące, albo napisz 'że nie mówią o tym...?'
Mijamy ich lecz ich nie widzimy.
mijamy ich przecinek
drugie 'ich' wywal.
Tylko pierw odpowiedz
najpierw!
I nie chciałem żyć. Ale instynkt przetrwania był silniejszy.
Zmień na 'nie chciałem żyć, ale instynkt przetrwania był silniejszy'.
Przez jedną, niewyobrażalnie długą chwilę Artur stracił przytomność.
'przez jedną chwilę był nieprzytomny' albo 'stracił przytomność na jedną chwilę'.
Zobaczył niewyraźne rysy jakiś postaci
zmień na 'zarysy'. Rysy to mogą być twarzy.
Wielka armia w nicości skrytych stworzeń.
Zły szyk. 'Wielka armia skrytych w nicosci stworzeń'.
No, to tyle błędów znalazłam. Nie jest źle

Jak już pisałam, opowiadanie świetne. Na początku dziwne, bo nie wiadomo, o co chodzi. Fajnie zmieniach czas i miejsce akcji, pierwszy bohater, potem drugi, trzeci, i znowu pierwszy. Naprawdę super, ale popraw w/w zdania.
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.
S. King
S. King
4
Ojeju, jest mi niezmiernie miło, że Wam się podobało. Naprawdę. 
Odnośnie części z 23 października (kurde, a wahałem się czy październik czy październikA
) to chciałem wyjaśnić, że właściwie nie można tego nazwać dialogiem. Jest to w pewnym sensie monolog, Maks tłumaczy coś funkcjonariuszowi, lecz specjalnie nie dawałem kwesti pana policjanta.
Lubię tak czasem poeksperymentować. Podzieliłem to na takie trzy części, żeby poprostu było bardziej czytelnie. 
Cieszę się też Kubku, że udało mi się osiągnąć efekt odwracania się.
Elster, drogi Interpunktatorze, dzięki za tą cudowną listę, wszystkie błędy poprawię.
Pozdrawiam.

Odnośnie części z 23 października (kurde, a wahałem się czy październik czy październikA



Cieszę się też Kubku, że udało mi się osiągnąć efekt odwracania się.

Elster, drogi Interpunktatorze, dzięki za tą cudowną listę, wszystkie błędy poprawię.
Pozdrawiam.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
:)
5bardzo fajne - szybkie - prawie jakbym biegł 
bardzo przypomina mi klimat z Kinga - ze zbiorku "nocna zmiana" - np. opowiadanie szara materia (i pare innych)
tylko jedna rzecz mnie drażni - "k***a" - nie znoszę tego. Chyba że forum automatycznie odrzuca wulgaryzmy... zresztą sprawdźmy "kurwa".
Dodane po 1 minutach:
więc jednak automat... nie rozumiem tylko w czym te gwiazki mają być lepsze

bardzo przypomina mi klimat z Kinga - ze zbiorku "nocna zmiana" - np. opowiadanie szara materia (i pare innych)
tylko jedna rzecz mnie drażni - "k***a" - nie znoszę tego. Chyba że forum automatycznie odrzuca wulgaryzmy... zresztą sprawdźmy "kurwa".
Dodane po 1 minutach:
więc jednak automat... nie rozumiem tylko w czym te gwiazki mają być lepsze
7
Niezmiernie cieszę się z pozytywnych komentarzy. 
Co do 'kurwa' to jak już sam się Nothink zorientowałeś - automat. Chociaż to głupie, bo np. inny wulgaryzm już nie zostanie wykropkowany.
Hm, kurde, muszę wziąść się za Lovecrafta bo wciąż o nim słyszę.
Jeszcze raz dzięki. ;D

Co do 'kurwa' to jak już sam się Nothink zorientowałeś - automat. Chociaż to głupie, bo np. inny wulgaryzm już nie zostanie wykropkowany.

Hm, kurde, muszę wziąść się za Lovecrafta bo wciąż o nim słyszę.
Jeszcze raz dzięki. ;D
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"