
13 lipca 2001 roku, Sosnów
Komendant Pater wyczekiwał na telefon od podwładnych, wypalając jednocześnie kubańskie cygaro. Uwielbiał swoją pracę i z całego serca pragnął, odnosić jak najwięcej sukcesów zawodowych.
W zupełnie odmienny sposób zachowywał się trzydziestoparoletni oficer Bramski, przystojniak z odznaką detektywa. Jego twarz nie wyrażała żadnych ostrzejszych uczuć. Stał oparty o ścianę i przeglądał lokalną gazetę.
Odgłos telefonicznego dzwonka postawił obu mężczyzn na nogi.
-Słucham?
-Komendant Pater? - zapytał znajomy głos.
-Tak, Pater z tej strony. Z kim rozmawiam?. - Spytał, odkładając cygaro. - Z oficerem Grabskim?
-Oficer Grabski jest chwilowo zajęty. Rozmawia pan z sierżantem Stefańskim.
Artur Stefański pracował w policji od blisko dwóch lat, a już zdążył przejść z przełożonymi na "ty", nie pytając przy tym wyższych rangą o jakąkolwiek zgodę.
-Proszę meldować, sierżancie Stefański. Zamieniam się w słuch.
Młody mundurowy wziął głęboki oddech, po czym z trudem wydusił z siebie kilka źle splecionych słów.
-Proszę powtórzyć, sierżancie - Nietypowe zachowanie Stefańskiego wzbudziło strach w Paterze. - Niech pan wszystko powie od nowa. Spokojnie, ok.?
-Jasne - odburknął młody mundurowy. - Ale mi naprawdę trudno zachować fason. Staram się, proszę mi wierzyć, lecz ten widok napawa przerażeniem.
-W jaki...?
-Uprzedzę pańskie pytanie, komendancie. - przerwał Stefański. - Mordu dokonano w sposób diabelsko prosty. I zarazem wyrafinowany. Ofiara otrzymała śmiertelną dawkę cyjanku. Co ja gadam, przecież każda, choćby najmniejsza, dawka cyjanku powoduje śmierć.
Arszenik? Janusz Pater nie potrafił uwierzyć w metodę wykonania zbrodni. Sosnów to mała wioseczka, pojawia się na niewielu mapach, żyją to najprzeciętniejsi ludzie na Ziemi. Owszem, dochodzi do bójek i aktów wandalizmu, do morderstw również. Jednakże pozbawienie kogoś życia w sposób tak delikatny, rodziło w Paterze przeróżne myśli.
-Narzędzie zbrodni, sierżancie? - Komendant ponownie wziął cygaro do ust i zaciągnął się trującym dymem.
Stefański zwlekał z odpowiedzią, wypowiadał pod nosem szereg niezrozumiałych słów.
-Panie sierżancie, proszę mówić. - Niecierpliwił się Janusz. - Ja tu czekam.
-Ok., już mówię. Zabójstwa dokonano wiecznym piórem. Wkład zastąpiono cieńką igłą, wypełnioną cyjankiem. Na piórze nie znaleziono odcisków palców, niestety.
Tyle informacji wystarczyło, by komendant doszedł do najprostszego, a zarazem jednego z najważniejszych wniosków: to będzie żmudne śledztwo.
Tego samego dnia, okolice leśniczówki, Sosnów
Stefański nie kłamał, mówiąc, że widok budzi grozę. Zwłoki leśniczego leżały na stosie dłużyc, specjaliści usuwali akurat ściętą przed paroma dniami sosną, przygniatającą martwe ciało mężczyzny.
-"Chryste!" - Krzyknął w duchu komendant Pater - "Czegoś takiego jak dotąd nie miałem okazji zobaczyć na własne oczy".
Na wpół pożarte przez leśne zwierzęta zwłoki, przypominały przemielone mięso. Oczy opuściły "miejsca pracy", z ust wydobywał się nieznany płyn, zapewne mieszanka krwi, żółci i ulegającego rozkładowi pokarmu.
-Zwierzaki zdążyły zrobić swoje. - Podsumował oficer Grabski. - Teraz tylko czekać na wyniki ekpertyzy.
Nic się nie dzieje? Proszę pamiętać, że to jedynie krótki fragment!