Głód [fantasy]

1
Pisane dość dawno i raczej nie na poważnie, ot - dla napisania. Nie mam kogo spytać, co o tym sądzi, więc umieszczam tutaj. Byłbym niezmiernie wdzięczny za ogólne uwagi i konstruktywne zbesztanie :P Chodzi mi głównie o styl, składanie zdań, etc.





Głód



Ciemność mroźnej, gwieździstej nocy osłaniała ze wszystkich stron małą polankę w samym sercu posępnego lasu. Wątłe światło gwiazd rzucało delikatny cień na powierzchnię. Nic nie zakłócało ciszy panującej w tym, zdawałoby się, odciętym od świata miejscu, tylko niekiedy, dobrze się skupiając, można było usłyszeć głuche wycie wiatru w dalszych, wyżej położonych partiach terenu.



Po pewnym czasie, zmarznięta trawa, usztywniona szronem zaczęła cicho trzeszczeć pod naciskiem stóp średniego wzrostu istoty, skrywającej się w cieniu drzew i idącej tuż przy krawędzi małej łąki. Trwało to chwilę, po czym znów zapanowała idealna cisza. Nie minęło pięć albo sześć minut, kiedy podobny, lecz o wiele silniejszy trzask rozległ się po drugiej stronie polany. Tym razem donośniejszy dźwięk zdawał się kaleczyć harmonijny spokój, który jeszcze przed chwilą tu panował. Drugą postacią była średnio wysoka, zgrabna i o ponętnych kształtach kobieta, która wyszedłszy spośród drzew skierowała się na środek „laguny” i przystanęła. Jej strój był całkowicie nieadekwatny do miejsca, w jakim się znalazła a także do panujących warunków atmosferycznych. Cienkie, wręcz prześwitujące szaty, koloru niebieskiego lśniły pod wpływem muskającego je światła milionów obecnych na nieboskłonie gwiazd a także okrąglutkiego księżyca w pełni. Długie, jasne włosy opadały za ramiona kobiety, nie były ani związane ani niczym spięte. Co chwilę widać było mały obłoczek na wysokości jej ust, które ta trzymała lekko rozchylone dając tym samym możliwość swobodnego i automatycznego cyrkulowania powietrza w jej wnętrzu, w skutek czego klatka piersiowa, bogato wyposażona przez naturę, delikatnie pulsowała, jeszcze bardziej podkreślając krągłości kobiety. Gdyby nie strój, można by było przypuścić, że to leśna wróżka, nimfa albo po prostu złudzenie mamiące wzrok nieuważnych mężczyzn.



Było mroźno, lecz kobieta zdawała się nie zważać na temperaturę, wodziła wzrokiem po skraju łąki, jakby wypatrując czegoś... albo kogoś. Oddychała coraz szybciej, podekscytowanie rozgrzewało ją wewnętrznie, tym samym niwelując efekty pogody i tego, że stała całkiem boso na ziemi. Mimo iż jej stopy poczęły czerwienieć, zaś delikatne dłonie zdrętwiały, nie zwracała na to najmniejszej uwagi, stała dalej i coraz łapczywiej pochłaniała powietrze wydychając coraz większe i wyraźniejsze obłoczki pary. Ekscytacja i adrenalina wzięły górę - kobieta poddała się emocjom, przez co niewiele obchodziły ją w tym momencie przyziemne sprawy jak chłód czy cielesny ból, których teraz jednak nie czuła i nawet o nich nie myślała.



Kilka minut oczekiwania tylko rozgrzało piękną kobietę. Czerwona na twarzy, czy to z gorąca czy to z zimna, wciąż wlepiała oczy w ciemność wyczekując, jednak nic nie dostrzegła. Po chwili cichutki trzask zamarzniętych kłosów trawy rozległ się w miejscu, w które patrzyła, zaś ją samą przeszył dreszcz emocji. Chciała ruszyć krok naprzód, ku miejscu skąd dźwięk się wydobył, lecz nagle poczuła niespodziewany uchwyt na swej lewej dłoni, po czym, niemal w tym samym momencie ktoś zamaszystym, acz delikatnym ruchem obrócił w miejscu jej ciało o sto osiemdziesiąt stopni. Zamknęła na chwilę oczy poddając się „oprawcy”, który, mimo iż również stał na środku polany, to tkwił w cieniu, tak jakby to było jego jedyne środowisko, w jakim może istnieć. Stał, osłonięty od światła postacią kobiety, tuż przy niej, mężczyzna tego samego wzrostu, w ciemnozielonym, prawie czarnym płaszczu i uśmiechał się lubieżnie patrząc spod kaptura prosto w jej oczy. Ona za chwilę ocknęła się po nagłym wydarzeniu i również uśmiechnęła do świecących, zmrużonych oczu, jedynych jasnych punkcików, które mogła dostrzec w stojącej przed nią postaci z cienia. Mężczyzna, wciąż trzymając mocno dłoń jasnowłosej w jednej ręce, drugą sięgnął do jej twarzy i delikatnie, najlżej jak potrafił musnął lodowatymi palcami rozgrzane policzki kobiety sprawiając, że ta przymknęła oczy, wstrzymała oddech i lekko wygięła głowę ku górze cicho mrucząc i odsłaniając szyję. Dłoń mężczyzny powoli, rozkoszując się gorącem, jakie napotkała, przesuwała się to w górę, to w dół po policzku i szyi, sam zakapturzony uśmiechał się dalej, wciąż obserwując reakcje kobiety, która po chwili ocierała się o jego dłoń, niczym spragniony pieszczoty kot. Na chwilę przystopował, tylko po to, aby przekonać się, iż rzeczywiście jej lekkie, kocie ruchy głową wciąż będą kontynuowane i bez jego pomocy. Wciąż trzymając drobną rękę kobiety, niespodziewanie pomknął drugą dłonią ku jej rozpiętej koszuli nocnej i położył na płask w miejscu znajdującym się nieco ponad klatką piersiową. Zakładał, że kobieta gwałtownie odsunie się po styczności z lodowatym dotykiem, lecz tak się nie stało. Tylko przez chwilę mógł poczuć jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Uśmiechnęła się, powoli rozwarła powieki i spojrzała brązowymi oczyma wprost na niego. On jednak przesunął dłoń po jej szyi z powrotem ku górze, skierował na prawą część twarzy i znów rozpoczął pieszczoty, tym razem intensywniejsze. Zamknęła oczy, gdy on głaskał ją, wodził dłonią po jej policzku, szyi, uchu. W końcu lekko odgarnął złociste włosy i przystopował. Przysunął się do niej jeszcze bardziej, tak, że spokojnie mogli czuć swoje wzajemne oddechy. Delikatnie pociągnął dłonią jej głowę ku sobie, nachylił się lekko nad jej twarzą, po czym najlżej jak potrafił musnął wargami jej usta.



Ostatni ruch mógł trwać pięć, sześć sekund, po czym gwałtownie został przerwany przez niego. Odsunął się nagle, sprawiając, że kobieta stęknęła cicho i chciała go złapać rękoma, przytrzymać za wszelką cenę przy sobie. Nie udało jej się, mężczyzna odsunął się pół kroku w tył, wciąż jednak trzymał jej ucho w palcach i leciutko pocierał opuszkami o jej skórę coraz delikatniej i słabiej tak, aby po chwili przestać zupełnie. Puścił ją, po czym uśmiechnął się ironicznie i czekał na reakcję kobiety. Ona jednak stała dalej w miejscu, coraz bardziej rozpalona, niecierpliwa. Czuła jak zbliża się do granic wytrzymałości, jak trzyma demona pożądania na łańcuchu i, choć ten coraz mocniej się wyrywa, to z całych sił próbuje nad nim zapanować, nie pozwolić mu się w żadnym razie wyswobodzić. Stała dalej z zamkniętymi oczyma w bezruchu i uśmiechała się również w dziwny sposób. Oj tak, znała jego metody, swego rodzaju... sposoby. Jeśli teraz zaatakuje go, to nici z przyjemności. Stała więc dalej ze spuszczoną głową, ciężko oddychając przez rozchylone usta i, zamknąwszy oczy, skupiła całą swą uwagę na uczuciu poprzedniej, wspaniałej chwili. Mężczyzna zamyślił się, po czym wykonał delikatny gest przytaknięcia. Zrozumiał, że wreszcie nauczył ją swojej specyficznej gry. Gdyby zajrzeć do jej wnętrza... gdyby dostrzec te ognie kłębiące się w jej duszy, te paszcze pożądania łaknące strawy, głodujące przez tyle czasu a teraz warczące i rozdrażnione do granic możliwości, gdyby mógł to zobaczyć... Ale wiedział, czuł, znał to doskonale, lubił, tak, cholernie lubił patrzeć na nią w takim stanie i wiedzieć co będzie za jakiś, tak niedługi przecież, czas...



Zakapturzony przysunął się bliżej, kucnął tuż przy jej nogach i wyciągnął małe zawiniątko przyczepione do buta. Odkręcił cienką szmatkę, w którą, jak się okazało, był owinięty drobnej budowy sztylet, po czym zanurzył go w szronie nabranym do dłoni. Przetarł go, powstał i zbliżył twarz do głowy kobiety.

- A teraz... – szepnął wprost do jej ucha, lekko popieścił je ustami, po czym dodał spokojnie tym samym, przeciąganym głosem:

- ... stój spokojnie.

Złapał jej szyję dość mocnym i lodowatym, lecz, o dziwo, jednocześnie niezwykle delikatnym chwytem, lekko wypuszczając z ust ciepłe powietrze wprost do jej ucha. W drugiej dłoni trzymał zimny sztylet, którym, gdy kobieta znów przymknęła oczy i poddała się jego działaniom, poruszał wprawnie pod jej koszulą nocną ku górze wzdłuż pleców. Gdy leciutko, czubkiem ostrza przesunął po jej ciele, w tej samej chwili poczuł jak ogarnęła ją gęsia skórka, która, nawet mimo zimna, wcześniej się nie pojawiała. Jedną ręką wciąż mocno trzymając szyję kobiety, leciutko przygryzł płatek jej ucha, po czym, zgodnie z oczekiwaniem, słysząc cichy jęk, zmienił taktykę.



Był niczym cień, mimo iż stał koło niej, to ona nie mogła go zobaczyć w pełnej krasie, jedynie te świecące, szafirowe oczy... On jednak widział wszystko doskonale, każdy szczegół jej stroju, każdą krągłość ciała, każdy oddech. Tak, mężczyzna w pokrętny sposób sterował nawet jej oddechem, który był w tej chwili niemalże materialny i zdawał się być wyznacznikiem przyjemności – wstrzymanie, chwila napięcia, zbliżenie, jak zwykle zaskakujący dotyk, akcja, po chwili zwolnienie, chwila wytchnienia – paru sekundowego odpoczynku, jednak zaraz ponownie narastające pożądanie, przyśpieszona cyrkulacja powietrza i znów – powrót – przetrzymanie i pauza – napięcie, dotyk. Bawił się nią, robił co chciał, wzmagał pożądanie w niej niczym pan pokazujący szynkę zgłodniałemu psu, lecz niedający mu ani kawałka, jedynie wabiący cudownym zapachem i śmiejący się, gdy ten ślini się na samą myśl o zaspokojeniu głodu.



Doprowadzając jej zmysły do szału w końcu puścił szyję i odsunął głowę od ucha, wciąż jednak trzymając sztylet przy plecach. Spróbowała odetchnąć głęboko, lecz gdy już wciągała powietrze poczuła przerażające zimno i wygięła się pod naciskiem nowego „narzędzia” tortur, tym razem położonego na płask – zimnym ostrzem na jej nagim ciele. Mężczyzna kierował sztylet zgodnie z ruchem kobiety, która nieświadomie przesuwała się do przodu pod jego lodowatą presją. Po chwili, nie mogąc już się bardziej odsunąć, zrobiła krok przed siebie. Zważywszy, że do tej pory cały czas stała w tym samym miejscu i zdążyła rozgrzać trawę pod stopami nie czując chłodu, to teraz, gdy ciepłą stopą natrafiła na „świeże zimno”, poczuła jak lodowy nóż wbija się od spodu w głąb jej nogi, którą w konsekwencji zmuszona była ugiąć. Mężczyzna wziął sztylet z powrotem i popatrzył z uśmiechem jak kobieta upada na ziemię całym ciałem, prościutko w lodowatą trawę. Zaśmiał się cicho, gdy nagle ocknęła się z zamroczenia w którym jeszcze przed chwilką była pogrążona. Powoli wstała. Zimno zadziałało orzeźwiająco na jej psychikę, jednocześnie bardziej wyostrzając, i tak już rozpalone, zmysły.



- Chcesz więcej...? – cicho spytał ze złośliwym uśmieszkiem mężczyzna kręcąc sztyletem w dłoniach. Nie patrzył na nią, skupiał się na trzymanym „narzędziu”. Słyszał doskonale jak kobieta ciężko oddycha, w końcu lekko uniósł głowę i zobaczył, że wciąż stoi nieruchomo patrząc na niego z dzikim uśmiechem.

- Zgadnij – jej twarz wykrzywił ironiczny grymas zaś słowa wypowiedziała z niekrytą złością. Po sekundzie ruszyła ku niemu, ale on szybko cofnął się.

- Znowu? – spytała na wydechu, drżącym z podniecenia głosem, po czym momentalnie zatrzymała się. Teraz jego postać była lepiej widoczna, aczkolwiek wciąż przypominała cień – promienie nikłego światła rozjaśniły tylko małą część twarzy znajdującej się pod kapturem, dzięki czemu kobieta dostrzegła wyraźny, drwiący uśmiech. Wiedziała, że musi poczekać na jego ruch, tylko ten osobnik mógł decydować w tym momencie o jej rozkoszy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Fakt, mogła zmienić tę zabawę w każdej chwili, ale to, do czego doszłaby własnymi metodami nie imało się ekstazie, do której potrafił doprowadzić ją on. Zmrużyła oczy i czekała na dalszy ciąg.



Zakapturzony wolnym krokiem, tym samym rozpalając ponownie w jej oczach płomień żądzy, podszedł znów i zwinnym ruchem dłoni przymknął jasnowłosej oczy. Powiódł dłonią po jej głowie, głaszcząc ją delikatnie, czasem na granicy czucia, chcąc tym znów wzniecić gorąco w jej ciele. Zapewne i jego zimny dotyk dłoni, jak też i myśl o tym, co może się w niedługim czasie zdarzyć sprawiły, że kobieta faktycznie znów zaczęła przeżywać niedawny stan rozkoszy, jednak wciąż, czemu trudno się dziwić, była niezaspokojona. Na chwilę umilkłe demony znów zaczęły dawać o sobie znać, powarkiwały wewnątrz jej umysłu, wywołując uśmiech przyjemności ale i grymas rozdrażnienia, przez co dość głośno mruknęła przy kolejnym zimnym pogładzeniu jej szyi. Jedyne, czego pragnęła, jedyne, co teraz tkwiło w jej umyśle niczym rozżarzony metalowy pręt, i nie dawało spokoju, zdawało się być tak blisko, parę centymetrów, sekund, oddechów... a zarazem zdawało się oddalać. Jednak nie, znów wracało z kolejnym, delikatnym gestem mężczyzny, który niemalże śmiał się w duszy widząc wijącą się pod jego dotykiem kobietę. Do perfekcji opanował swoje techniki, był z nich dumny, mógł dzięki nim dokonać z nią teraz praktycznie wszystkiego, wznieść na wyżyny głodu i jednocześnie, chwilę po tym – ekstatycznego zaspokojenia. Gdy docierała do granicy tego pierwszego, dawał jej ulgę, chwilową, małą cząsteczkę spełnienia, która tylko w rezultacie jeszcze bardziej rozbudzała pożądanie.



Zabawa trwała długo, w końcu mężczyzna gwałtownie cofnął rękę, dotknął drugą, zimną dłonią pleców kobiety i, mocnym, niemal brutalnym pociągnięciem szarpnął ją ku sobie wydobywając z jej ust jedynie krótkie, podrażnione stęknięcie. Momentalnie przywarła do niego, jednak nie chwyciła go, nie zrobiła nic, bowiem wciąż była w tym dziwnym transie. Chciał spojrzeć w głębię jej oczu, ale nie mógł – odruchowo zamknęła je w obawie, że jak otworzy to czar pryśnie. Powoli przeciągnął lodowatą dłonią w dół jej rozgrzanych pleców, a następnie w górę, wywołując w kobiecie dość mocne dreszcze, które, z racji tego iż stał bardzo blisko niej, również i on odczuł na swoim ciele. Czuł na swej twarzy jej szybki oddech, przerywany, ale w pewien sposób rytmiczny i ustalony. Czuł jednocześnie, że tak jest dobrze, w końcu sam przygotował ten miarowy takt, w pewnym sensie pokierował nieświadomymi odruchami ciała kobiety w sobie znany sposób. Nachylił się nad jej uchem, po czym szepnął otulając jej lewą część twarzy kojącym i ciepłym powietrzem:

- Starczy tej zabawy...

Przeciągał te słowa akcentując każdą sylabę. Kobieta nie poruszyła się, wciąż trwała w niedawnym transie ustalonego oddechu i rozedrganych zmysłów. Mężczyzna wysunął dłoń spod jej przezroczystej koszuli nocnej, jednocześnie lekko wodząc palcem po rozpalonym ciele. Znów sięgnął po sztylet. Mimo iż szaty jasnowłosej były u góry rozpięte, to jednak na dole panował właściwy porządek rzeczy – zapinki zgodnie z własnym przeznaczeniem trzymały razem poły ubrania. Dało się słyszeć przenikliwy świst powietrza, po czym ciche, parokrotnie powtórzone puknięcia – to mężczyzna jednym, zamaszystym ruchem odciął wszystkie zapinki chroniącego kobietę ubioru. W tym samym momencie, drugą ręką zsunął jedwabne szaty delikatnie po jej ciele. Stało się to tak szybko, że kobieta nawet nie zauważyła najmniejszego ruchu. Dopiero zimny podmuch opadającej tkaniny spowodował jej ocknięcie się i otwarcie powiek. Niewiele mówiąc, zakapturzony chwycił obiema zimnymi dłońmi ramiona niewiasty i przyciągnął ją ku sobie patrząc prosto w jej brązowe, szkliste oczy wyrażające tylko jedno pragnienie – niepohamowany, potworny wręcz psychofizyczny głód cielesności, który już za małą chwilę ma zostać w pełni zaspokojony...

2
Głód, taak. Fantastyka, taaak! Prezentacja wybitna, spójrzmy jak się do tego ma dzieło.


Nic nie zakłócało ciszy panującej w tym, zdawałoby się, odciętym od świata miejscu, tylko niekiedy, dobrze się skupiając, można było usłyszeć głuche wycie wiatru w dalszych, wyżej położonych partiach terenu.


Wyżej położony teren? Bez przesady... Teren, jak teren - ziemia, powierzchnia. On stanowi

tę wyższą partię. Może wyżej położone tereny puszczy ( nie użyłbym w tym wypadku lasy, gdyż jak pewnie sam autor już raczył zauważyć wpadłby w niemiłe powtórzenie).


Długie, jasne włosy opadały za ramiona kobiety, nie były ani związane(,) ani niczym spięte.


Spójniki... W tym wypadku jest on podwojony, nie zamyka wtrącenia ani też nie jest częścią odmiennego sensu od reszty zdania.



Cóż tu wiele o tym, tym.... rozprawiać? Błędów niewiele, stylistyka jest według mnie porządna, zdania rozbudowane i trzymające się sensu. Chciałem tej fantastyki, jej pożądałem, a tu co? Właśnie, cóż to u licha jest? Gdzieś w oddali co prawda majaczą zarysy tego rodzaju, ale w większości tekst ten prezentuje scenę adoracji zakapturzonego jegomościa. "Jakieś" stęknięcia, ciepło, zaspokajanie potrzeb cielesnych... Widać, że prezentujesz swój własny styl, ale proszę... Ostrzeż następnym razem czytelnika, aby ten nie doznał bolesnego zawodu.



Życzę powodzenia.



Nakemiin!

[ Dodano: Wto 23 Cze, 2009 ]
Głód, taak. Fantastyka, taaak! Prezentacja wybitna, spójrzmy jak się do tego ma dzieło.


Nic nie zakłócało ciszy panującej w tym, zdawałoby się, odciętym od świata miejscu, tylko niekiedy, dobrze się skupiając, można było usłyszeć głuche wycie wiatru w dalszych, wyżej położonych partiach terenu.


Wyżej położony teren? Bez przesady... Teren, jak teren - ziemia, powierzchnia. On stanowi

tę wyższą partię. Może wyżej położone tereny puszczy ( nie użyłbym w tym wypadku lasy, gdyż jak pewnie sam autor już raczył zauważyć wpadłby w niemiłe powtórzenie).


Długie, jasne włosy opadały za ramiona kobiety, nie były ani związane(,) ani niczym spięte.


Spójniki... W tym wypadku jest on podwojony, nie zamyka wtrącenia ani też nie jest częścią odmiennego sensu od reszty zdania.



Cóż tu wiele o tym, tym.... rozprawiać? Błędów niewiele, stylistyka jest według mnie porządna, zdania rozbudowane i trzymające się sensu. Chciałem tej fantastyki, jej pożądałem, a tu co? Właśnie, cóż to u licha jest? Gdzieś w oddali co prawda majaczą zarysy tego rodzaju, ale w większości tekst ten prezentuje scenę adoracji zakapturzonego jegomościa. "Jakieś" stęknięcia, ciepło, zaspokajanie potrzeb cielesnych... Widać, że prezentujesz swój własny styl, ale proszę... Ostrzeż następnym razem czytelnika, aby ten nie doznał bolesnego zawodu.



Życzę powodzenia.



Nakemiin!
wyje za mną ciemny, wielki czas

3
Ollars, dzięki za przeczytanie i rady ;] Fakt faktem nie wiedziałem do jakiego gatunku tekst zaliczyć, toteż dałem - fantasy. A o jaki głód chodziło, to rzeczywiście okazuje się dopiero na końcu, chociaż tytułu nie umiałem wymyślić lepszego :P



Dziękuję i pozdrawiam ;)

4
Po pewnym czasie,


Niby poprawnie, ale gryzie mi się technicznie z tekstem. Sądziłem, że w pewnym czasie będzie tutaj użyte jako [rok remu, w zeszłym roku... np. tak właśnie].

W pewnej chwili, na raz, nagle,


nie były ani związane ani niczym spięte.
Ja bym to inaczej zapisał:

nie były niczym związane ani spięte...

Tekst jest bardziej płynny. Nie ma powtórzenia.


jej ust, które ta trzymała lekko
Ten drugi zaimek jest całkowicie zbędny.


bogato wyposażona przez naturę,
W piegi, na ten przykład? Sztuczny ten tekst w tym miejscu jest, zwłaszcza, że już pisałeś, że ma ponętne kształty - wierz mi, nie wyobraziłem sobie "płaskiej" kobiety.


Było mroźno, lecz kobieta zdawała się nie zważać na temperaturę, wodziła wzrokiem po skraju łąki, jakby wypatrując czegoś... albo kogoś. Oddychała coraz szybciej, podekscytowanie rozgrzewało ją wewnętrznie, tym samym niwelując efekty pogody i tego, że stała całkiem boso na ziemi.


Cały ten fragment odpycha od akcji, od bohaterki, od nastroju. Przypuszczenia naratora, kilka niepotrzebnych w moim mniemaniu rozpychanek. Tak po prawdzie, napisałbym tylko:

Niebacząc na zimno, stawiała gołe stopy na zmrożonej ziemi, wnikliwie oglądając skraj łąki.

To tak na szybko, a klimat pozostał.


Kilka minut oczekiwania tylko rozgrzało piękną kobietę.
Popada mi w groteskę. Już pisałeś, w tym cytowanym fragmencie, że te oczekiwanie ją rozgrzewało...


był owinięty drobnej budowy sztylet,
smukły, wrzecionowaty... też może być





Wiesz, opowiadanie jest dobre i złe zarazem. Zła nieco więcej. Na owe zło składają się dwie rzeczy: przegadanie tekstu i nicość fantastyczna. To pierwsze wynika z tego, że dałeś za dużo tekstu do opisów. Normalnie, nie jest to błąd, ale zapętlasz się, powtarzasz informacje a czasem zwyczajnie (jak wspomniałem) popadasz w ukryty humor. Przegadanie złe nie jest, ale tylko wówczas, gdy tekst zawiera konkretne rzeczy, ty niestety, zamiast konkretów, próbujesz uplastycznić opisy, co wychodzi nieskładnie. Wiem, że się nie zgodzisz, ale powiem pokrótce. Za dużo tam napisałeś: ona zrobiła to, on prawą ręką to, ona cofnęła się tak, on zrobił to, dotknął tam itd. - wszystkie te rzeczy w Twoim mniemaniu uwidaczniają wizję, mnie tymczasem nudziły, zwłaszcza, że ogromna liczba zaimków sprawiała, że tekst robił się mdły.



Jest jeszcze durgi i trzeci aspekt. Co się tyczy drugiego, to uhm... gdzie fantasy? Fantazja (erotyczna) to tak, to widzę. Reszta natomiast, słabej jakości, jakbym miał to potraktować jako owe fantasy. Trzecia rzecz to logiczność. Zrobiłeś dwa błędy, które zwyczajnie bym pominął, nawet w fantasy, natomiast i tak je wspomnę: kobieta stoi gołymi stopami na zamarzniętej ziemi, i od tego stania trawa w tym miejscu robi się ciepła...? Rozbawiło mnie to, bardzo. Jak nie wiesz, o co chodzi, stan sobie w zimie na trawie (zamarzniętej) a gwarantuję ci, że po dziesięciu minutach masz odmrożone członki. Podobna sprawa ma się z oszronioną ręką. Widzisz, miałem tę przyjemność, że stałem w temperaturze minus trzydzieści stopni i poza tym, że ledwie ruszałem palcami, szron na nich się nie pojawił. Obie sytuacje, nawet jak na fantasy, rozbawiły mnie. Ogólnie, tekst nie podobał mi się. Jak już wspomniałem, jest przegadany. Wszystko, co przeczytałem, jest napisane JAK, nie O CZYM i popada w taki niegroźny infantylizm. Jednak, jak wspomniałem, cos mi się podobało i jest to: FANTAZJA. Bardzo wybujała, drepcząca na pograniczu wyuzdania, lekkiej perwersji i gry gestów i ruchów. Coś w tym magicznego było, że obrazy stanęły przed oczami jak żywe. Po lekturze, uważam, żę Twoją kwestią jest dojrzenie do pisania zwięzłego - następnie, kiedy to opanujesz, dodawania opisów. Dobrze, że zacząłeś z krótką formą.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Martinius, dzięki za zweryfikowanie ;] Sam przeczytałem jeszcze raz to, co napisałem, i, po uwzględnieniu Twych spostrzeżeń, muszę przyznać się do lekkiego zażenowania własną 'tfurczościom'. Postaram się coś naklepać wkrótce, mówisz, że krótsza forma? Ok :-P

6
Mówisz, że stary tekst... Nie czytalam jeszcze nic Twojego, nie wiem, jakie zrobiłeś postępy, ale tu, do licha... koszmarna konstrukcja zdań.
Odkręcił cienką szmatkę, w którą, jak się okazało, był owinięty drobnej budowy sztylet, po czym zanurzył go w szronie nabranym do dłoni.
Prościej, prościej! Po co "jak się okazało"? Ty jesteś narratorem, Ty mi opowiadasz tę historię, a sam wydajesz się być zaskoczony tym, co się dzieje. O, w szatce był sztylet, coś podobnego... ;)

I postaraj się wyeliminować zaimki osobwe:
Ona za chwilę ocknęła się po nagłym wydarzeniu i również uśmiechnęła do świecących, zmrużonych oczu, jedynych jasnych punkcików, które mogła dostrzec w stojącej przed nią postaci z cienia.
Wiesz... czytaj na głos, co napiszesz. Serio, powinno pomóc. I czytaj ile wlezie. Życzę postępów i wytrwałości.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”