Loup-Garou Kryminał/Fantastyka 1rozdział (fragment powieśći)

1
ROZDZIAŁ PIERWSZY



Loup-Garou



Późny wieczór.

Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. Trwał ciepły letni wieczór. Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.

Przez plac Wolności w Poninie, co chwilę przemykali różni ludzie. Wśród nich była szczupła kobieta. Podążała szybkim krokiem, co chwilę oglądając się za siebie z przestrachem. Kilkanaście kroków za nią podążał zakapturzony mężczyzna. Kobieta w niebieskim żakiecie skręciła w wąską uliczkę prowadzącą w kierunku bloków. Gdy tylko znikła za rogiem mężczyzna w ciemnej bluzie przyśpieszył swój krok. Wszedł w zaułek, ale nikogo tam nie znalazł, przeleciał wzrokiem po wejściach i zakamarkach. Po prawej stronie zauważył, że zza kontenera wystaje kawałek buta. Chcąc to sprawdzić zbliżył się do niego. Ku jego zadowoleniu była tam, brunetka. Skulona, na kolanach trzymała torebkę i drżała chodź było ciepło. Bała się podnieść głowę, ale jak widać odwaga i ciekawość zwyciężyła. Spojrzała na napastnika, ale nie ujrzała twarzy, ukrytej pod kapturem. Chciała krzyczeć, lecz mężczyzna zatkał jej usta swoją ręką, był znacznie silniejszy. Drugą ręką wyciągnął zza paska pistolet i po cichu powiedział:

- Morda w kubeł, bo ci łeb rozwalę suko!

Kobieta skinęła głową. Mężczyzna niepewnie zabrał rękę i po chwili rozkazał:

- Dawaj torebkę!

Brunetka powolnym ruchem ręki podała ją, zaś drugą trzymała z tyłu.

- Wstawaj, co tam masz z tyłu?! - Powiedział gburowatym głosem. Po czym złapał ją za ramiona i podniósł. Gdy to zrobił z jej ręki wypadła torebka, a z drugiej telefon, który starała się ukrywać za plecami.

Napastnik szybko się schylił i podniósł go, a na wyświetlaczu zobaczył:



Łączenie z numerem 112



Szybko anulował chowając go do kieszeni i znowu powiedział:

- Ty szmato myślałaś, że mnie wykiwasz?! - Uderzył ją z otwartej dłoni. Kobieta przekrzywiła się, przykładając rękę do prawego policzka, który automatycznie zrobił się bordowy.

Mężczyzna zaczął szperać w torebce wszystko, co wyciągał automatycznie chował do kieszeni. Resztę wyrzucił na chodnik między innymi wyleciało lusterko, które w kontakcie z twardą powierzchnią roztrzaskało się. W tej właśnie chwili doszedł ich ochrypły głos dobiegający tyłu:

- Chyba wiesz, że zbicie szkła oznacza pecha!

W tym momencie głowa bandyty i młodej kobiety skierowały się w stronę dochodzącego głosu. Stał tam mężczyzna jakieś metr osiemdziesiąt pięć, dobrze zbudowany, ale w cieniu i nic więcej nie można było o nim powiedzieć.

- Co ty pieprzysz? - rzekł oburzony mężczyzna i wycelował w niego, po czym strzelił.

W tym samym czasie nieznajomy odskoczył na ścianę, na której zawisł przez chwilę. Następny strzał, mężczyzna odbił się od muru, kula zrobiła głębokie wgłębienie w betonie.

Nieznajomy wyglądał jak bestia, cały w sierści, która zostawała w niektórych miejscach.

Kobieta stała w bezruchu, czuła się jak w jakimś filmie akcji z powiązaniem horroru. Nieznajomy mężczyzna wyskoczył wysoko i stanął tuż przed bandytą, jego ruchy były rytmiczne i skoordynowane.

W tej krótkiej chwili nastąpił szybki ruch głową, tak mocny, że zakapturzony mężczyzna zalał się krwią wywalając do tyłu.

Pochylił się nad bandytą i wyciągnął telefon oraz rzeczy z jego kieszeni, które należały do kobiety. Wskazał do niej ręką by podeszła, ale widząc jej reakcję, wszystko położył na ziemi. Jego lewa ręka jak gdyby samowolnie rysowała pazurami po ziemi, wydając lekki pisk. Brunetka była przestraszona, patrzyła się na „bestię”, nie wiedziała, czego może się spodziewać. Nawet nie miała zamiaru podchodzić, lecz przeciwnie, co chwilę cofała się. Potwór szybko odskoczył do tyłu, po czym wdrapał się na budynek znikając na szczycie. Pozostawił za sobą tylko krótkie włosy będące jego sierścią, które powoli opadały na ziemię.





*

W komendzie głównej w Poninie komisarz szybko założył kurtkę, wziął klucze i wybiegł na dwór. Wszedł do swojego samochodu stojącego na parkingu za posterunkiem. Komisarz Marek przejechał obok Lombardu. Przy salonie Orange zwolnił i tuż za barem zakręcił stając na chodniku przed zaułkiem. Wyszedł na dwór, było ciepło, ale wiał lekki wiatr. Skierował się do miejsca gdzie żółta taśma policyjna opasywała miejsce tuż od wejścia aż za kontener. W środku stało już trzech funkcjonariuszy, którzy bacznie przeszukiwali miejsce w celu odnalezienia i zabezpieczenia jakichkolwiek pomocy śledczych. Marek nie zdążył jeszcze zrobić kroku, a z tyłu doszedł do niego czyjś krzyk:

- Proszę się nie ruszać, a reszta opuścić miejsce zbrodni.

Mundurowi z niechęcią i zaskoczeniem wyszli z terenu oznakowanego taśmą. Byli zaciekawieni, dlaczego muszą pozostawić te dochodzenie.

- Teraz tą sprawą my się zajmiemy, to do nas był telefon. Mam nadzieje, że nie zniszczyliście dowodów. – powiedział mężczyzna, zakładając białe rękawiczki. - I pewnie zostawiliście kupę odcisków. Podejdźcie do mojego samochodu Citroena, tam na was czeka kolega, by zebrać od was odciski. Musimy wyeliminować je z miejsca zbrodni.

Inspektor Fiedling przeszedł przez żółtą taśmę i skierował się do kontenera. Aura nocy nie pomagała w tej sytuacji, ale było dość jasno i jeszcze te lampy-reflektory prawie jak za dnia.

Fiedling podszedł do ściany gdzie była dziura. Tuż za nim szedł Tolibar jego zastępca bacznie przyglądał się.

- Dziwne, po co ktoś strzelał tak wysoko? Chyba, że nie był orłem w tej dziedzinie. - te słowa wzbudziły ironiczny uśmiech na twarzy Tolibara.

- Panie inspektorze, ale tu są śladu butów, jak by ktoś tu stał!

- Co za głupoty opowiadasz, jak można stać na pionowej powierzchni.

Fiedling zniżył wzrok i ujrzał lekkie zabrudzenia od butów.

- Rzeczywiście, masz rację! A kto do nas dzwonił?

- Zlokalizowaliśmy ją, jest to młoda uczennica liceum Beata Drabik.

- To, na co jeszcze czekasz, wezwać tu ją, niech ktoś przyniesie lampę luminescencyjną.

- Już idę! - powiedział Tolibar i szybkim krokiem skierował się do wyjścia, po chwili znikł za murami bloków.







*

Na drugim piętrze rozległ się dzwonek. Młoda kobieta ledwo zeszła z łóżka, niewyspana podeszła do drzwi. Spojrzała przez „szpiega” i ujrzała dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Otworzyła drzwi i jeden z nich wyciągnął zza marynarki odznakę, po czym powiedział:

- Pani Beata Drabik. To pani chciała się dodzwonić na numer 112, zgadza się?

- Tak, a przepraszam, o co chodzi?

- Jest pani potrzebna jako naoczny świadek zdarzenia, morderstwa muszę panią zaprowadzić do inspektora Fiedlinga. Aktualnie znajduje się na miejscu zbrodni, gdzie też musimy panią przetransportować.

- Panowie może wejdą, a ja szybko się przebiorę.

- W porządku tylko proszę się pośpieszyć.







*

Inspektor ustawił lampę luminescencyjną, czyli źródło światła z łukiem elektrycznym, które emituje energię świetlna 450 nanometrów na fali o szerokości pasma 20 nanometrów. Dzięki temu urządzeniu można wykryć wszystkie dowody nie widoczne gołym okiem takich jak: krew, odciski, narkotyki, płyny ustrojowe itp. Było zabezpieczone plastikową osłoną, zabezpieczeniem przeciw przeniesieniem odcisków i dowodów z miejsca zbrodni.

Fiedling założył żółte okulary, po czym włączył maszynę. Tam gdzie skierował światło, miejsce zdawało się być jak by kosmosem, na którym widniały niczym gwiazdy, niebieskie włosy krótkie jak sierść. Odcisków też było całkiem sporo, ale to nie zdziwiło inspektora, ponieważ to miejsce jest powszechnie dostępne dla mieszkańców tego miasta i lokatorów pobliskich bloków.

Inspektor szukał dalej, mocny niebieski słup światła skierował przy cele ofiary. Obok niego także było dużo sierści i nagle spostrzegł jakieś małe dziwne kreski. Fiedling podszedł bliżej i zaczął je oglądać – był to świeżo wydrapany napis:



Loup-Garou



- Co to oznacza? - pomyślał. Zrobił zdjęcie temu napisowi i oglądał dalej.







*

Dwóch agentów i młoda dziewczyna wjeżdżali na chodnik tuż przy miejscu zabójstwa. Na miejscu, które dla Beaty nie kojarzyło się dobrze jeszcze niedawno tej nocy mogła tu zostać okradziona, pobita i nie mówiąc o najgorszym zabita. Powoli wyszli z auta i skierowali się do żółtych taśm. Przeszli przez nie i jeden z agentów wykrzyknął:

- Wyłącz to! Nie chcę być ślepy na stare lata. Mamy świadka.-Wskazał ręką na kobietę.

Fiedling wyłączył lampę i idąc do nich ściągnął okulary chroniące przed światłem.

- A, więc była pani podczas morderstwa. Czy uczestniczyła pani w nim?

- Nie! Ten mężczyzna chciał mnie okraść, - mówiła wskazując na ciało leżące obok kontenera.- i pobić.- Obróciła lekko twarz z widocznym siniakiem.

- I, co zabiła go pani? - na cisnął Fiedling, z lekką ironią.

- Nie! Gdy mnie uderzył i przetrząsnął moją torebkę pojawił się nieznajomy, owłosiony

mężczyzna.

- Gdzie?

- Dokładnie tam. - pokazała wejście, przez które przebiegała żółta taśma.

- I co się, dalej wydarzyło?

- Ten mężczyzna powiedział coś i szedł w naszym kierunku. Jego głos był groźny taki ochrypły i twardy.

- A przypadkiem pani nie pamięta, co on powiedział? To było zaledwie trzy godziny temu.

- Bandyta przetrząsając moją torebkę zbił lusterko. - kobieta wskazała na kawałki szkła koło kontenera. - Po czym nieznajomy pojawił się i powiedział coś w rodzaju: „zbicie szkła oznacza pecha”.

- Hmm- detektyw tylko mruknął pod nosem i szybko zapytał - A czy wie pani, po czym jest ta dziura? - wskazał na ścianę.

- Tak. Gdy szedł w naszym kierunku, złodziej wyciągnął pistolet i strzelił do niego, on zaś nie potrafię tego wytłumaczyć skoczył na ścianę i siedział przez chwilę na niej. Bandyta oddał następny strzał zaś nieznajomy unikając strzału zeskoczył z niej. Wylądował tuż przed zbirem.

- No i dochodzimy do setna sprawy. Jak go zabił?

- To było tak gwałtowne, że trudne do opisania, gdy już spadał wychylił się do tyłu i poprzez mocny wymach uderzył go głową.

- I pani jak stamtąd wyszła czy panią też chciał zaatakować?

- Nie zabrał bandycie moje rzeczy, po czym odłożył je na ziemię i uciekł. Wzięłam je i uciekłam, byłam przestraszona.

- Wspominała pani, że ten mężczyzna był cały w sierści.

- Tak miał jej aż tak dużo, że aż gubił. Zapach, który od niego dochodził nie był przyjemny.

- Czyli pani mówi, że był jak zwierze- w sierści i ta nad ludzka skoczność. Lubi pani komiksy bądź rysuje.

-Nie rysuję, a za oglądaniem ich także nie przepadam.

- Pani historia wydaje się nie prawdopodobna, jak by z koloryzowana. Wie pani że za składanie fałszywych zeznań może pani zostać obciążona karą grzywny?

-Tak. Mówię prawdę. Nie mam, po co kłamać! Był to dla mnie bohater.- Pomógł mi.

- A czy mówią pani coś słowa Loup-garou?

- Nie, a co to oznacza?

- Jeszcze nie wiem, myślałem, że pani nam to powie!

- Myślę, że jest to w innym języku, przypuszczam, że w francuskim bądź hiszpańskim, ale go w szkole nie mam.

- Gdzie jest Tolibar on dobrze zna język francuski. Zawołajcie go.







*

Tolibar siedział samotnie w samochodzie. Był bardzo senny, światła rozstawione w miejscu zbrodni nie docierały do niego. Ogarniał go ciemność. Odsunął szybę by nie usnąć, wilgotne chłodne powietrze wpadało do samochodu orzeźwiając zmęczonego Tolibara. Po chwili ze strony pasażera otworzyły się drzwi. Był to Henryk, pochylił się, po czym powiedział:

- Fiedling chce cię widzieć, podobno znasz dobrze francuski.

- Tak trochę, uczyłem się kiedyś!

Tolibar wyszedł z samochodu, w którym został Henryk. Przyśpieszył kroku, chciał jak najszybciej skończyć tę sprawę i pojechać do domu, odpocząć. Gdy już był przed Fiedlingiem zapytał:

- O, co chodzi?

- Obok ciała znalazłem napis Loup-garou i nie wiem, co to oznacza. Czy to po francusku?

- Tak „Loup” oznacza wilk, ale to drugie słowo: „garou” nie wiem, co oznacza, jeszcze się z nim nie spotkałem. A to pewne, że zostało teraz napisane?

- Tak i nie zgadniesz, czym?! Wyryte.- Powiedział z ironią Fiedling.

- Pewnie nożem.

- W tym rzecz, że jak by pazurem.

- Jak to, po co miał by ktoś bawić się w takie rzeczy. Może jeszcze nie wyrósł?-Powiedział jeszcze z większą ironią podśmiewująć się, Tolibar.

- I jeszcze ta kobieta mówi, że był w sierści jak zwierze, przebieraniec jeden. Niby wilk.-jeszcze bardziej ironicznie powiedział Fiedling jak gdyby się ścigali między sobą, kto śmieszniej powie. - To jak by co, to zajmij się tym, „garou” co oznacza. Jutro rano musimy wiedzieć, jakie to ma znaczenie. Najpóźniej! Masz tu laptopa z internetem.

- Nie, został w domu.

- To szybko zajmij się tym na razie nie będziesz tu taj potrzebny.

- Dobra, dzięki postaram się.

Tolibar zaczął wracać się do swojego samochodu.

- Wspominała pani, że widziała którędy uciekł? – zapytał Inspektor.

- Tak wspiął się po tamtym budynku i zniknął na szczycie.

- Czy coś jeszcze ważnego wydarzyło się, o czym pani nie powiedziała?

- Powiedziałam wszystko.

-Ale na wszelki wypadek gdyby pani sobie coś przypomniała, proszę to mój telefon.-Fiedling podał swoją wizytówkę.- I dziękuję może pani jechać do domu, dobranoc.

-Dziękuję dobranoc.-Beata skierowała się do wyjścia, ale po chwili usłyszała:

-A przecież niech pani powie Tolibarowi, pewnie siedzi w swoim Golfie by panią odwiózł, a jeżeli już odjechał to któremuś innemu to obojętne. Zawołaj do mnie Henryka. A reszta może już może się zbierać, dzisiaj już w niczym nie pomogą.

Kobieta dochodząc do samochodu pochyliła się i powiedziała:

-Może mnie pan odwieźć, szef powiedziałbym do pana przyszła, a i tak za chwilę kończycie, bo Inspektor Fiedling mówił, że dzisiaj już nic nie zrobicie. Tylko prosił mnie o zawołanie pana Henryka.

-A tak jasne wsiadaj już miałem jechać do domu, ale dla kolegów to chyba najlepsza informacja, jaką usłyszeli dzisiaj.

Dziewczyna wsiadła, zaś Tolibar wyszedł z wozu i podszedł do Henryka, przekazując mu wiadomość. Po czym powrotem wrócił do samochodu. Odpalił silnik i ruszyli.

- Gdzie mieszkasz, bo nie wiem gdzie mam cię odwieźć. - odparł uśmiechając się do młodej kobiety.

- Mieszkam na Kopernika.

- To niedaleko, a co ci się stało w policzek?

- To ten przeklęty złodziej.

- Takich ludzi trzeba tępić, bić kobietę. Niech się postawi równemu sobie, chociaż widać jak się skończyło to spotkanie. Masz na wszelki wypadek to moja wizytówka. Niedawno wyrobiłem, a nie mam już, co z nimi zrobić, myślałem, że się przyda.

-Dziękuję. O to tutaj!

Samochód się zatrzymał i na zewnątrz wyszła kobieta, po czym skierowała się do bloków, za którymi znikła.

Prawie wszyscy rozjechali się do domów, wcześniej zabezpieczając miejsce i chowając swoje sprzęty. Tylko Fiedling z Henrykiem ciągle znajdowali się na miejscu zbrodni. Obeszli budynek, którym to rzekomo uciekł mężczyzna. Fiedling wypatrywał wszędzie sierść, której niestety nie znalazł. Sprawa się komplikowała. Inspektor miał już tego dość. Jego chodzenie w około budynku nie trwało długo. Po krótkim czasie, ogarnęła go złość i dał za wygraną. Kończąc sprawę, na dzisiaj.

2
Uparty jesteś - to dobrze, że się nie poddajesz. Nie ma chyba w pisarstwie nic gorszego niż ludzie poddający się po pierwszych słowach krytyki. No to mordujemy ten sam fragment co ostatnio.



Widzę postęp, w porównaniu z oryginałem, lecz nadal czeka Cię dużo pracy. Zastanawiam się jednal nad metodą. We fragmencie, który poprzednio zweryfikowałem, widzę dużo zmian. Dalej jest już gorzej - skróciłeś niektóre zdania, pogłębiłeś nieco sceny (np. mundurowi nie wychodzą potulnie z miejsca zbrodni), ale brakuje poważnej ingerencji w tekst. Mogę się domyślać, dlaczego tak się stało. Jak każdy Autor, jesteś przywiązany do swojego dzieła i ciężko jest Ci się z nim rozstać. Gdybym zapytał na tym forum, czy potrafisz skasować swój tekst i rozpisać scenę od nowa, większość z tu obecnych - nie wykluczając niżej podpisanego - odpowiedziałaby "raczej nie", "niekoniecznie", lub "niechętnie".



Mimo wszystko zaproponuję Ci taki zabieg. Mamy pierwszą scenę - bardzo istotną, ponieważ zawiązuje akcję - i musimy coś z nią zrobić. Masz tendencję do nadopisów, oraz brak Ci zręczności językowej co prowadzi do powstawania dziwnych zdaniotworów:


[...]i tuż za barem zakręcił stając na chodniku przed zaułkiem.


Trzeba zabrać się do budowania sceny jak do budowy domu. Myślę, że to adekwatna metafora. Fundamentem jest pomysł - jeśli dobry, scena będzie mocna, trafi do czytelnika. Potem szkielet drewniany - to zarys wydarzeń w Twojej scenie. Ściany i dach to informacje niezbędne, aby czytelnik mógł sobie wyobrazić, co się dzieje. Na koniec ornamenty, dodatki, uładnienia, aby mógł się dobrze czuć wchodząc w Twój świat.



Scena pierwsza.



Pomysł: może dość sztampowy, ale od czegoś trzeba zacząć. Kobieta, bandyta, wilkołak - wybawca. Tego się trzymamy.



Zarys wydarzeń: Spokojne miasteczko, pełnia księżyca, nieliczni ludzie na ulicach. Młoda kobieta wraca do domu. Pojawia się zły i idzie za nią. Ona ucieka w ciemny zaułek i chowa się. Bandyta znajduje dziewczynę, zabiera jej torebkę. Pojawia się wybawca.



Treść: Opisz spokojne miasteczko. Powoli, niespiesznie. Masz przecież dużo czasu. To uspokaja czytelnika, tworzy tło dla późniejszych wydarzeń. Im bardziej go wciągniesz w ten spokój, tym łatwiej będzie Ci zbudować później napięcie.


Późny wieczór.

Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. Trwał ciepły letni wieczór. Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.

Przez plac Wolności w Poninie, co chwilę przemykali różni ludzie
Pomyśl nad formą - jeśli potrafisz pisać poetycko, to wal śmiało. Ale na tym etapie może lepiej nie...

Wróćmy do cytatu - wieczór, pełnia, piękna noc. Jest ciepło, może pachną kwiaty? Ludzie niespiesznie przechadzają się po rynku. Czasem przemknie samochód. Jak to ugryźć... Od ogółu do szczegółu, tak będzie chyba najłatwiej. Pomyśl, że robisz film. Gdzie zaczniesz, może nad rynkiem? Pierwszy kadr - księżyc w pełni, zza kadru słychać przejeżdzający samochód, słychać ciche smiechy ludzi. Kamera zjeżdza w dół. Widzimy rynek - grupka małolatów z na rolkach, deskach, co tam sobie zamarzysz. Żegnają się i rozchodzą. Dorzucamy zakochaną parę - przechodzą przez rynek przytuleni. Przejeżdza samochód. Kwiaciarka podchodzi do parki i zaczepia mężczyznę - "Ostatni bukiecik, za złotówkę, pani taka piękna, proszę, niech pan weźmie. O, jak ślicznie pasują. Bóg wam zapłać, dzieci." Przecież takie rzeczy się dzieją, sam pomyśl, co może się wydarzyć na rynku późnym wieczorem. Opisz to. Masz na to jeden akapit.



Jedziemy dalej. Na plac wolności wchodzi młoda dziewczyna. Wciąga powietrze, czuje zapachy, ciepłe letnie powietrze, przecież wiesz jak pachnie lato, jaki zapach ma letni wieczór. Dziewczyna mija Plac Wolności, zerka na księżyc, mija odrapany budynek dawnego kina Jutrzenka i wchodzi w ulicę Jana Pawła, prowadzącą w stronę blokowiska. Garsonka, ciemne spodnie, czarne włosy? Do czego Ci to potrzebne? Ma mieć torebkę - później jest przecież w użyciu, a buty na obcasach? To taka sztampa.



Teraz pora na wprowadzenie niepokoju. Dotąd była spokojna. Ale musi się coś zacząć wkońcu dziać. Usłyszała kroki. Skracasz zdania. Dojrzała mężczyznę w kapturze. Dziewczyna przyspiesza,mija piekarnię, skręca za róg. Rozgląda się, podbiega kawałek. Po lewej stronie, na tyłach pawilonu dostrzega śmietniki. Chowa się w zaułku za kontenerem. Oddycha ciężko. Słyszy tupot. Domyśla się, że mężczyzna zatrzymał się. Uff. Udało się. Cisza. Wygląda zza śmietnika i widzi buty oprycha obok siebie.

- Mam cię zdziro, myślałaś, że zwiejesz?

Pomyśl teraz. Dziewucha ma pełno w gaciach. Wiesz jak to wygląda? Oczy szeroko otwarte, przyspieszony oddech, zerka z przerażeniem na dresiarza, szuka wzrokiem drogi ucieczki. Nabiera powietrza by krzyknąć, ale oprych to zauważa. Wyciąga giwerę i mierzy do niej.

- Morda w kubeł, bo ci łeb rozwalę suko!

Jedziesz dalej. Zaczęło się dziać, więc nie zatrzymuj się. Krótkie zdania. Wydziera jej torebkę, wywala jakieś drobiazgi, znajduje portmonetkę i chowa do kieszeni.

- Telefon, gdzie jest kurwa telefon!

Kopie dziewczynę, ona wywraca się, komórka leci na ziemię. Oprych podnosi telefon.

- 112, kurwa? Psów ci się pizdo zachciało? - Kopie ją w brzuch.

Zaczynabyć nieprzyjemnie. No to co? Dajemy wybawcę? Jakby go tu...

- Hmmm - chrząknięcie za plecami draba. Albo

- Przepraszam, czy mógłbym w czymś panu pomóc? Lub

- Syneczku, nie za bardzo cię poniosło

- Hej skurwysynu, może się ze mną spróbujesz.

Kombinuj bracie. Wydarzenia nabierają tempa.

Błysk, huk. Dziewczyna chowa twarz w dłonie. Szczęk blach na dachu nad jej głową. Kolejny strzał, gwizd rykoszetu. Głuchy jęk i oprych leży na ziemi w kałuży krwi. Dziewczyna patrzy z przestrachem na wybawcę. Szybki opis, postać, zarys sylwetki - jest w końcu ciemno. Kilka słów dialogu i wilkołak znika.



Napisz coś takiego.



A co do weryfikacji:


1 Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. 2 Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. 3 Trwał ciepły letni wieczór. 4 Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. 5Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.
1. Księżyc rzucał blask? Niezdarnie. Spróbuj użyć blasku księżyca jako podmiotu.

2. Walisz bez umiaru. Niemów, że coś jest najpiękniejsze, daj czytelnikowi to odczuć.

Nastał dzisiaj. Wrrr. Narracja w czasie przeszłym. Dzisiaj przechodzi w "tego dnia". Poza tym była noc, więc raczej tej nocy, tego wieczoru. Całe zdanie brzmi niedobrze.

3. Trwał. Zbyt techniczne. Był. Postaraj się trochę rozpisać, tylko nie przesadzaj z przymiotnikami. Zdanie z setką przymiotników nie będzie dobre.

4. Nie było dużego ruchu, czyli był niewielki, po co więc dodatkowo komplikować.

5. Garstka przechodziła? Trzeba strasznie uważać przy podmiotach określających jakąś grupę. Niefortunne określenie. Rozbij zdanie. Poboczem przeszła grupka. Czasem jakiś samochód minął plac. Buduj nastrój.
Przez plac Wolności w Poninie, 1co chwilę przemykali 2różni ludzie.
1. Co chwilę, co pięć minut, to wprowadza jakąś regularność. A przecież jej nie było. Przemykali. Wystarczy.

2. Zazwyczaj są różni. Kosz.


Wśród nich była szczupła kobieta. Podążała szybkim krokiem, co chwilę oglądając się za siebie z przestrachem.
A to jest bez sensu. Skoro byli przemykający ludzie, garstki ludzi i samochody, to czemu nie przyczepiła się do kogoś. Przecież już za nią szedł. Do przemyślenia.


Kilkanaście kroków za nią podążał zakapturzony mężczyzna. Kobieta w niebieskim żakiecie skręciła w wąską uliczkę prowadzącą w kierunku bloków. Gdy tylko znikła za rogiem mężczyzna w ciemnej bluzie przyśpieszył swój krok. Wszedł w zaułek, ale nikogo tam nie znalazł, przeleciał wzrokiem po wejściach i zakamarkach. Po prawej stronie zauważył, że zza kontenera wystaje kawałek buta. Chcąc to sprawdzić zbliżył się do niego. Ku jego zadowoleniu była tam, brunetka.




Wziąłeś sobie do serca kwestię wprowadzania informacji o postaciach. Alenie o to chodziło. Nie wciskaj atrybutów gdzie popadnie, tylko przy okazji, tak, żeby tonie było natrętne.

Potrzebujesz niebieskiego żakietu (nie wiem po co, ale widać tak) to pozwól bohaterce poprawić żakiet. Dawkuj informacje, ale nie w ten sposób. Twoje wykonanie sprawia, że czytelnikowi zdaje się,że jest więcej postaci niż w rzeczywistości:

- szczupła kobieta,

- facet w kapturze

- babka w niebieskim żakiecie

- gościu w ciemnej bluzie

- brunetka

To są postaci drugoplanowe, więc nie musisz zasypywać nas ich opisem. Młoda kobieta i drab w bluzie z kapturem. To jest potrzebne. Resztę sobie może czytelnik dopowiedzieć.



Pracuj dalej nad pierwszą sceną. Na razie jest lepiej, ale nadal dużo roboty przed Tobą.

[ Dodano: Wto 16 Cze, 2009 ]
Uparty jesteś - to dobrze, że się nie poddajesz. Nie ma chyba w pisarstwie nic gorszego niż ludzie poddający się po pierwszych słowach krytyki. No to mordujemy ten sam fragment co ostatnio.



Widzę postęp, w porównaniu z oryginałem, lecz nadal czeka Cię dużo pracy. Zastanawiam się jednal nad metodą. We fragmencie, który poprzednio zweryfikowałem, widzę dużo zmian. Dalej jest już gorzej - skróciłeś niektóre zdania, pogłębiłeś nieco sceny (np. mundurowi nie wychodzą potulnie z miejsca zbrodni), ale brakuje poważnej ingerencji w tekst. Mogę się domyślać, dlaczego tak się stało. Jak każdy Autor, jesteś przywiązany do swojego dzieła i ciężko jest Ci się z nim rozstać. Gdybym zapytał na tym forum, czy potrafisz skasować swój tekst i rozpisać scenę od nowa, większość z tu obecnych - nie wykluczając niżej podpisanego - odpowiedziałaby "raczej nie", "niekoniecznie", lub "niechętnie".



Mimo wszystko zaproponuję Ci taki zabieg. Mamy pierwszą scenę - bardzo istotną, ponieważ zawiązuje akcję - i musimy coś z nią zrobić. Masz tendencję do nadopisów, oraz brak Ci zręczności językowej co prowadzi do powstawania dziwnych zdaniotworów:


[...]i tuż za barem zakręcił stając na chodniku przed zaułkiem.


Trzeba zabrać się do budowania sceny jak do budowy domu. Myślę, że to adekwatna metafora. Fundamentem jest pomysł - jeśli dobry, scena będzie mocna, trafi do czytelnika. Potem szkielet drewniany - to zarys wydarzeń w Twojej scenie. Ściany i dach to informacje niezbędne, aby czytelnik mógł sobie wyobrazić, co się dzieje. Na koniec ornamenty, dodatki, uładnienia, aby mógł się dobrze czuć wchodząc w Twój świat.



Scena pierwsza.



Pomysł: może dość sztampowy, ale od czegoś trzeba zacząć. Kobieta, bandyta, wilkołak - wybawca. Tego się trzymamy.



Zarys wydarzeń: Spokojne miasteczko, pełnia księżyca, nieliczni ludzie na ulicach. Młoda kobieta wraca do domu. Pojawia się zły i idzie za nią. Ona ucieka w ciemny zaułek i chowa się. Bandyta znajduje dziewczynę, zabiera jej torebkę. Pojawia się wybawca.



Treść: Opisz spokojne miasteczko. Powoli, niespiesznie. Masz przecież dużo czasu. To uspokaja czytelnika, tworzy tło dla późniejszych wydarzeń. Im bardziej go wciągniesz w ten spokój, tym łatwiej będzie Ci zbudować później napięcie.


Późny wieczór.

Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. Trwał ciepły letni wieczór. Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.

Przez plac Wolności w Poninie, co chwilę przemykali różni ludzie
Pomyśl nad formą - jeśli potrafisz pisać poetycko, to wal śmiało. Ale na tym etapie może lepiej nie...

Wróćmy do cytatu - wieczór, pełnia, piękna noc. Jest ciepło, może pachną kwiaty? Ludzie niespiesznie przechadzają się po rynku. Czasem przemknie samochód. Jak to ugryźć... Od ogółu do szczegółu, tak będzie chyba najłatwiej. Pomyśl, że robisz film. Gdzie zaczniesz, może nad rynkiem? Pierwszy kadr - księżyc w pełni, zza kadru słychać przejeżdzający samochód, słychać ciche smiechy ludzi. Kamera zjeżdza w dół. Widzimy rynek - grupka małolatów z na rolkach, deskach, co tam sobie zamarzysz. Żegnają się i rozchodzą. Dorzucamy zakochaną parę - przechodzą przez rynek przytuleni. Przejeżdza samochód. Kwiaciarka podchodzi do parki i zaczepia mężczyznę - "Ostatni bukiecik, za złotówkę, pani taka piękna, proszę, niech pan weźmie. O, jak ślicznie pasują. Bóg wam zapłać, dzieci." Przecież takie rzeczy się dzieją, sam pomyśl, co może się wydarzyć na rynku późnym wieczorem. Opisz to. Masz na to jeden akapit.



Jedziemy dalej. Na plac wolności wchodzi młoda dziewczyna. Wciąga powietrze, czuje zapachy, ciepłe letnie powietrze, przecież wiesz jak pachnie lato, jaki zapach ma letni wieczór. Dziewczyna mija Plac Wolności, zerka na księżyc, mija odrapany budynek dawnego kina Jutrzenka i wchodzi w ulicę Jana Pawła, prowadzącą w stronę blokowiska. Garsonka, ciemne spodnie, czarne włosy? Do czego Ci to potrzebne? Ma mieć torebkę - później jest przecież w użyciu, a buty na obcasach? To taka sztampa.



Teraz pora na wprowadzenie niepokoju. Dotąd była spokojna. Ale musi się coś zacząć wkońcu dziać. Usłyszała kroki. Skracasz zdania. Dojrzała mężczyznę w kapturze. Dziewczyna przyspiesza,mija piekarnię, skręca za róg. Rozgląda się, podbiega kawałek. Po lewej stronie, na tyłach pawilonu dostrzega śmietniki. Chowa się w zaułku za kontenerem. Oddycha ciężko. Słyszy tupot. Domyśla się, że mężczyzna zatrzymał się. Uff. Udało się. Cisza. Wygląda zza śmietnika i widzi buty oprycha obok siebie.

- Mam cię zdziro, myślałaś, że zwiejesz?

Pomyśl teraz. Dziewucha ma pełno w gaciach. Wiesz jak to wygląda? Oczy szeroko otwarte, przyspieszony oddech, zerka z przerażeniem na dresiarza, szuka wzrokiem drogi ucieczki. Nabiera powietrza by krzyknąć, ale oprych to zauważa. Wyciąga giwerę i mierzy do niej.

- Morda w kubeł, bo ci łeb rozwalę suko!

Jedziesz dalej. Zaczęło się dziać, więc nie zatrzymuj się. Krótkie zdania. Wydziera jej torebkę, wywala jakieś drobiazgi, znajduje portmonetkę i chowa do kieszeni.

- Telefon, gdzie jest kurwa telefon!

Kopie dziewczynę, ona wywraca się, komórka leci na ziemię. Oprych podnosi telefon.

- 112, kurwa? Psów ci się pizdo zachciało? - Kopie ją w brzuch.

Zaczynabyć nieprzyjemnie. No to co? Dajemy wybawcę? Jakby go tu...

- Hmmm - chrząknięcie za plecami draba. Albo

- Przepraszam, czy mógłbym w czymś panu pomóc? Lub

- Syneczku, nie za bardzo cię poniosło

- Hej skurwysynu, może się ze mną spróbujesz.

Kombinuj bracie. Wydarzenia nabierają tempa.

Błysk, huk. Dziewczyna chowa twarz w dłonie. Szczęk blach na dachu nad jej głową. Kolejny strzał, gwizd rykoszetu. Głuchy jęk i oprych leży na ziemi w kałuży krwi. Dziewczyna patrzy z przestrachem na wybawcę. Szybki opis, postać, zarys sylwetki - jest w końcu ciemno. Kilka słów dialogu i wilkołak znika.



Napisz coś takiego.



A co do weryfikacji:


1 Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. 2 Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. 3 Trwał ciepły letni wieczór. 4 Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. 5Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.
1. Księżyc rzucał blask? Niezdarnie. Spróbuj użyć blasku księżyca jako podmiotu.

2. Walisz bez umiaru. Niemów, że coś jest najpiękniejsze, daj czytelnikowi to odczuć.

Nastał dzisiaj. Wrrr. Narracja w czasie przeszłym. Dzisiaj przechodzi w "tego dnia". Poza tym była noc, więc raczej tej nocy, tego wieczoru. Całe zdanie brzmi niedobrze.

3. Trwał. Zbyt techniczne. Był. Postaraj się trochę rozpisać, tylko nie przesadzaj z przymiotnikami. Zdanie z setką przymiotników nie będzie dobre.

4. Nie było dużego ruchu, czyli był niewielki, po co więc dodatkowo komplikować.

5. Garstka przechodziła? Trzeba strasznie uważać przy podmiotach określających jakąś grupę. Niefortunne określenie. Rozbij zdanie. Poboczem przeszła grupka. Czasem jakiś samochód minął plac. Buduj nastrój.
Przez plac Wolności w Poninie, 1co chwilę przemykali 2różni ludzie.
1. Co chwilę, co pięć minut, to wprowadza jakąś regularność. A przecież jej nie było. Przemykali. Wystarczy.

2. Zazwyczaj są różni. Kosz.


Wśród nich była szczupła kobieta. Podążała szybkim krokiem, co chwilę oglądając się za siebie z przestrachem.
A to jest bez sensu. Skoro byli przemykający ludzie, garstki ludzi i samochody, to czemu nie przyczepiła się do kogoś. Przecież już za nią szedł. Do przemyślenia.


Kilkanaście kroków za nią podążał zakapturzony mężczyzna. Kobieta w niebieskim żakiecie skręciła w wąską uliczkę prowadzącą w kierunku bloków. Gdy tylko znikła za rogiem mężczyzna w ciemnej bluzie przyśpieszył swój krok. Wszedł w zaułek, ale nikogo tam nie znalazł, przeleciał wzrokiem po wejściach i zakamarkach. Po prawej stronie zauważył, że zza kontenera wystaje kawałek buta. Chcąc to sprawdzić zbliżył się do niego. Ku jego zadowoleniu była tam, brunetka.




Wziąłeś sobie do serca kwestię wprowadzania informacji o postaciach. Alenie o to chodziło. Nie wciskaj atrybutów gdzie popadnie, tylko przy okazji, tak, żeby tonie było natrętne.

Potrzebujesz niebieskiego żakietu (nie wiem po co, ale widać tak) to pozwól bohaterce poprawić żakiet. Dawkuj informacje, ale nie w ten sposób. Twoje wykonanie sprawia, że czytelnikowi zdaje się,że jest więcej postaci niż w rzeczywistości:

- szczupła kobieta,

- facet w kapturze

- babka w niebieskim żakiecie

- gościu w ciemnej bluzie

- brunetka

To są postaci drugoplanowe, więc nie musisz zasypywać nas ich opisem. Młoda kobieta i drab w bluzie z kapturem. To jest potrzebne. Resztę sobie może czytelnik dopowiedzieć.



Pracuj dalej nad pierwszą sceną. Na razie jest lepiej, ale nadal dużo roboty przed Tobą.

3
Bardzo dziękuję ;)

Pozdrawiam.
Is not this simpler? Is this not your natural state? It's the unspoken truth of humanity, that you crave subjugation. The bright lure of freedom diminishes your life's joy in a mad scramble for power, for identity. You were made to be ruled. In the end, you will always kneel.

4
Późny wieczór.

Pełny, okrągły księżyc rzucał blask na ziemię. Najpiękniejszy widok, jaki można ujrzeć raz w miesiącu, nastał dzisiaj. Trwał ciepły letni wieczór. Na ulicach i chodnikach nie było dużego ruchu. Co jakiś czas poboczem przechodziła garstka ludzi i kilka samochodów przejeżdżało drogą.

Przez plac Wolności w Poninie, co chwilę przemykali różni ludzie
Spójrz - powtarzasz się. Można to przeboleć, jeżeli przemknie w tekście od czasu do czasu, ale jeżeli w kółko bombardujesz mnie tymi samymi informacjami, to dochodzę do wniosku, że nie masz mi o czym opowiadać. Jeżeli nie ma na coś potrzeby, niech tego nie będzie. Logika prosta, spróbuj myśleć prosto.
Wszedł w zaułek, ale nikogo tam nie znalazł, przeleciał wzrokiem po wejściach i zakamarkach
Teraz przyjrzyjmy się temu. Zauważ, że to niecodzienna informacja. Koleś widział, jak kobieta znika w zaułku, a kiedy sam tam wchodzi - nie ma nic. To sytuacja po prostu perfekcyjna, żeby zacząć budować napięcie, ale źle do tego podszedłeś. Kiedy prowadzisz spokojną narrację i nic się nie dzieje, możesz tak pisać. Co innego, kiedy zaczynamy tłuc kafarem do wbijania pali w mózg czytelnika. A więc próbujemy:
"Wszedł w zaułek.
(koniecznie nowy akapit, to świetny zabieg na budowanie napięcia)
Nie było jej"
W twojej wersji wygląda to tak, jakbyś opisywał sytuację, w której koleś wchodzi do sklepu po bułki, ale - och, nie! - kajzerek nie ma.
- Wstawaj, co tam masz z tyłu?! - Powiedział gburowatym głosem
Och, ależ nie! Gburowatym głosem może powiedzieć uczeń, że nie obchodzi go dwója z matmy. Ten koleś warknął, rzucił zbitek słów, ale nie zamierzał nimi niczego wskórać. Zamierzał złapać tę dziewczynę, przekręcić ją, szarpnąć za włosy. I zrobić to w sposób więcej niż gburowaty

W ogóle nie przekonuje mnie sytuacja, kiedy napastnik wydziera się do niej "ty suko!", "szmato" itd. Sądzę, że starałby się to załatwić po cichu, bez szumu, a nie wywrzaskiwałby jakieś bezsensowne obraźliwe określenia. Mógłby tak krzyknąć, gdyby próbowała się bronić, kopałaby czy coś.
Stał tam mężczyzna jakieś metr osiemdziesiąt pięć
Rozmiar buta czterdzieści sześć, w skali amerykańskiej jedenaście i pół, spodnie nosił w rozmiarze trzydzieści cztery, a koszulkę bez wątpienia XL. Nie chodzi o cyfry, chodzi o wyobrażenie. Był wysoki, po prostu.


Dalej nie mam siły wypisywać błędów. Powiem ci teraz, z czym, w moim odczuciu, masz problemy:

1. Nie potrafisz konstruować melodyjnych zdań. Kolejność informacji w zdaniu jest na ogół przypadkowa. W ten sposób powstaje straszliwy chaos. Przykład: "zakapturzony mężczyzna zalał się krwią wywalając do tyłu". Sądzę, że na to jest jeden sposób, prosty i trudny zarazem. Musisz czytać. Musisz wyrobić sobie ucho, zacząć dostrzegać, kiedy coś brzmi koślawo, a kiedy można zostawić, jak jest. Nie pomogą ci tu regułki gramatyczne i nie nauczysz się tego na polskim
2. Pędzisz na złamanie karku, a jednocześnie walisz mnóstwo zbędnych słów. Zdarza ci się, że wsadzasz dwa zupełnie niezwiązane ze sobą zdania, z dwoma różnymi podmiotami i w ogóle o czym innym, w jedno, oddzielając je przecinkiem. Zbędne zaimki ("mężczyzna zatkał jej usta swoją ręką") to pryszcz.
3. Fabuła. Ale tym jeszcze się nie zajmuj. Najpierw naucz się dobrze pisać.

Trzymaj się!

5
Czytałeś "Wilkołaka" Patricii Cornwell?


Ja też.
"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat i ludzka głupota. Chociaż, co do tego pierwszego mam pewne wątpliwości."



Einstein.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”