Halo… Halo. Jest tam kto – krzyknąłem po zweryfikowaniu tabliczki na przeszklonych drzwiach. Zawieszony napis „Zamknięte” z wolna przestawał bujać się na tle szyby, znaczonej tłustymi odciskami rąk ludzi odwiedzających sklep. Linie papilarne, krzyżowały się niemalże na całej jej wysokości. Świeże przykrywały te starsze już wyblakłe, obeschłe. Układały się harmonijnie, tak jakby każdej wysokości odpowiadał zakres ich rozmiaru, zastosowania. U dołu drobniutkie, mocno zagęszczone, poukładane rzędami na całej szerokości witryny, gdzieniegdzie zupełnie czarne. Wyżej rozmazane, podłużne smugi zakończone jedynie fragmentem odcisku, ucięte, gwałtowne. Natomiast na samej górze pojedyncze, wyraźne znaki przypieczętowane tylko jednym palcem, doskonałe do badań daktyloskopijnych.
Pomieszczenie na wskroś przenikała ciężka woń ryb, niechlujnie poprzykrywanych szarym, pakowym papierem, który nasiąknięty był mieszanką tłuszczu i resztek krwi. Wyraźne plamy przyciągały chmary much, które nurzały się w lepkiej, kleistej mazi. Nacierały nią swoje odnóża, tułowia, odwłoki. Wzbijały się tylko przy podmuchu wentylatora, stojącego w drugim końcu pomieszczenia, ale zaraz powtórnie lądowały, by kontynuować taniec obżarstwa. Towarzyszyło temu jednostajne bzyczenie naoliwionych już owadów, wzajemne ich ocieranie, krótkie loty, łączenie się w pary, przepędzanie, przepychanie.
- Jak masz na imię – nagle zapytała się mucha odrywając się od jedzenia i papieru? Podleciała do mnie i usiadła na czubku mojego nosa. Zanim zadała kolejne pytanie zatrzepotała jeszcze dwukrotnie przezroczystymi skrzydełkami, aby przyjąć jak najbardziej komfortową pozycję.
- Mogę ci jakoś pomóc?
Nic nie odpowiedziałem, a na mojej twarzy zaczął malować się obraz konsternacji z powodu napotkanej sytuacji. Owad musiał to spostrzec i śmiało, bez najmniejszego zakłopotania kontynuował.
- Mamy w sklepie, naszym, przepyszne rybki z rzek i mórz całego świata. Każdy coś dla siebie znajdzie: makrele, sandacze, liny, karpie. Wybór obfity za rozsądną cenę! Ja osobiście proponuje te o to – poderwała się i podleciała do lady z największą ilością owadów siedzących na jeszcze nie zaschniętych plamach krwi, wręcz całkiem świeżych – sumy wąsiste, złowione i ubite dzisiaj, przed godzin, ciepły zdać by się mogło. Widzisz przybyszu, moje siostry tak się delektują, że aż im się z zachwytu miliony oczu zmieniło w jedno oko. Dostrzegające tylko kolejne porcje osocza wypływającego z pod skór tych jajorodnych. Nie spostrzegły twojego nadejścia, a Kazia to już chyba, nawet się utopiła w swojej miseczce.
Rzeczywiście jedna z much, pływała brzuchem do góry w kałuży jaka powstała na fałdzie papieru swobodnie zwisającego pomiędzy dwoma dorodnymi, piętnastokilowymi filetami. Na brzegach tego sztucznego akwenu, skrzydło w skrzydło, jedna przy drugiej, nie pozostawiając żadnego wolnego zejścia do wodopoju, stało jej rodzeństwo. Patrzyło się przy jednostajnych wtórach łopotania skrzydeł, na agonalne wierzgania tylnego odnóża Kazi. Nie było tam ani podfruwania, ani nacierania, ani nawet pożywiania się. Fale wytworzone przez kopnięcia topiącej się muchy, rytmicznie uderzały o brzeg. Niespodziewanie Kazia gwałtownie podkuliła nóżkę, zebrała resztkę energii pozostałej w jej ciele i dwukrotnie, ze zmożoną siłą oddała ostatnie kopniaki w próżnie. Po czym wyzionęła doszczętnie ducha z rozprostowaną i wyciągniętą ku górze tylnią nóżką. Zebrani poczekali ostatniego uderzenia płynu o brzeg i jednocześnie odfrunęli, każde w swoją stronę.
Podszedłem do lady, gdzie jeszcze chwile temu rozgrywała się ta mała tragedia. Wraz z moim zbliżaniem stłoczenie pożywiających się much zaczęło stopniowo ustępować. Te które mnie dostrzegły, podrywały się gwałtownie tnąc powietrze ostrymi zawijasami, gubiąc się gdzieś w przestrzeni pomieszczenia. Całkowite rozpierzchnięcie się towarzystwa nastąpiło wraz z moim oparciem się o krawędź stołu. Stałem teraz sam nad akwenem, w którym pływała martwa Kazia. Włożyłem palec w lepki płyn z nadzieją, że jak dotknę jej ciała to ta odżyje i dołączy do zbiorowej ucieczki. Popchnąłem ją lekko w stronę krawędzi zbiornika. Wtem wydało mi się, że muszka zaczyna z powrotem ruszać tylnim odnóżem. Zaczęła je z wolna podwijać pod siebie. Już chciałem ją wyławiać, osuszać lekkimi ciepłymi podmuchami płynącymi z moich płuc, czy w ostateczności włożyć do buzi i pozwolić jej się ogrzać w temperaturze ludzkiego ciała, gdy znowu zamarła. Trąciłem ją ponownie. Tym razem bez najmniejszego efektu. Wtedy dotarło do mnie, że wcześniejsze, chwilowe cud ożywienie to było tylko pośmiertne zwiotczenie jej maciupkich mięśni.
Podirytowany oniemieniem w kontakcie z gadającą muchą, widoku agonii oraz nieuniknionego braku skutku działań na rzecz tchnięcia życia, jeszcze raz włożyłem wskazujący palec w sadzawkę. Tym razem nie po to, aby popchnąć truchło Kazia, ale aby je zgnieść. Przycisnąłem ją do samego dna, aż poczułem jak jej delikatne ciało zaczyna pękać pod naciskiem. Wolno lecz zdecydowanie zwiększałem siłę. Chitynowy pancerzyk rozpadał się na coraz drobniejsze cząstki, a z pod niego wydostawały się rozgniatane wnętrzności. Trach… i palec wpadł mi pod papier. Bajorko tak szybko jak powstało, tak i znikło wlewając się w powstały otwór. Spojrzałem na dłoń, była cała pooblepiana tłustą, lepką, zabarwiona na czerwono-brunatny kolor cieczą, tylko na wskazującym palcu widoczny był czarny ślad. Przystawiłem go niemal do samego nosa. Tak to były resztki Kazi, którą można było rozpoznać jedynie po parze skrzydełek, odcinających się z bezkształtu masy jaka z niej pozostała.
Zakończywszy obdukcję postanowiłem wytrzeć dłoń o względnie czyste przestrzenie papieru. Najsamprzód pozbyłem się fragmentów muchy zalegających na czubku palca, a następnie wewnętrzną część dłoni zacząłem przesuwać po śliskiej powierzchni rozłożonych ryz. Po każdym ruchu dokładnie przyglądałem się ręce, aby ocenić jej stan zabrudzenia, gdy nagle na wysokości brwi dostrzegłem jakiś ruch. Jak tylko podniosłem oczy było jasne, że naprzeciwko mnie, tuż za ladą, stoi kobieta i bacznie się przygląda mojemu zachowaniu. Po białym fartuchu z wyraźnymi czerwonymi plamami, powstałymi prawdopodobnie przy wykonywaniu prac związanych z ubijaniem, czyszczeniem i patroszeniem ryb, przynajmniej taką miałem nadzieje, doszedłem do wniosku, że jest to osoba pracująca w tym sklepie. Tylko nie bardzo wiedziałem jakim sposobem się tam znalazła? Niepostrzeżenie wtoczyła się w przestrzeń pomieszczenia. Zadawałem sobie tylko jedno pytanie „Ale skąd?”, bo dlaczego i co będzie dalej dokładnie wiedziałem.
2
Podobało mi się bardzo. Magiczne i fajne opowiadanie. Gdzieś tam zauważyłem powtórzenia i brak przecinków, ale tak mnie historia wciągnęła, że zapomniałem o owych błędach. Uśmiałem się niemiłosiernie czytając ten tekst. Styl bardzo przystępny, język również. Wszystko tak ładnie zobrazowane; opis drzwi, wejście, gadka muchy.
W ogóle to można by pokusić się o napisanie dalszej części. Przyznam, że widok kobiety wzbudził we mnie jakiś niepokój. No i jeszcze sobie pomyślałem, że muchy mogłyby zrobić odwet za profanację zwłok siostry
Opowiadanie pyszne!
W ogóle to można by pokusić się o napisanie dalszej części. Przyznam, że widok kobiety wzbudził we mnie jakiś niepokój. No i jeszcze sobie pomyślałem, że muchy mogłyby zrobić odwet za profanację zwłok siostry

Opowiadanie pyszne!
3
Brak znaku zapytaniaHalo… Halo. Jest tam kto – krzyknąłem
Niepotrzebny przecinekLinie papilarne, krzyżowały się niemalże na całej jej wysokości.
Znak zapytania w złym miejscu - powinien być po "imię", a nie na końcu zdania.- Jak masz na imię – nagle zapytała się mucha odrywając się od jedzenia i papieru?
Zdanie niby poprawne, ale niezbyt zręczne. Zamiast "mojego" napisałabym "mego". Niby nic nie znacząca zmiana, ale brzmi ładniej.Podleciała do mnie i usiadła na czubku mojego nosa
Po "pytanie" powinien być przecinekZanim zadała kolejne pytanie zatrzepotała jeszcze dwukrotnie przezroczystymi skrzydełkami
Nie "obraz", tylko "wyraz". Obraz to wisi na ścianie, a nie na twarzy:)Nic nie odpowiedziałem, a na mojej twarzy zaczął malować się obraz konsternacji z powodu napotkanej sytuacji.
Rozumiem, że "naszym" jest celowo w tak dziwnym miejscu, bo mucha ma dziwnie mówić? Nawet jeśli tak, to niepotrzebnie wstawiłaś przecinki przed i po słowie.Mamy w sklepie, naszym, przepyszne rybki z rzek i mórz całego świata
O ile się nie mylę, powinno być "to oto"Ja osobiście proponuje te o to
Miało być "przed godziną", prawda?:)złowione i ubite dzisiaj, przed godzin, ciepły zdać by się mogło
1. "zmieniły" zamiast "zmieniło"że aż im się z zachwytu miliony oczu zmieniło w jedno oko. Dostrzegające tylko kolejne porcje osocza wypływającego z pod skór tych jajorodnych.
2. Nie powinno być kropki pomiędzy "oko" a "dostrzegające". Jeśli uważasz, że wtedy wyjdzie zbyt długie zdanie, możesz zachować kropkę, ale napisać, że "dostrzegają tylko kolejną..." - w sensie, że muchy.
Skasuj przecinekRzeczywiście jedna z much, pływała brzuchem do góry
Powinno być "na siebie" - żyjemy w XXI wieku:)Patrzyło się przy jednostajnych wtórach łopotania skrzydeł
1. Skasuj kropkę lub napisz "po chwili" zamiast "po czym".ze zmożoną siłą oddała ostatnie kopniaki w próżnie. Po czym wyzionęła doszczętnie ducha z rozprostowaną i wyciągniętą ku górze tylnią nóżką.
2. Powinno być "próżnię" a nie "próżnie"
Zmiana czasu - jeśli piszesz wszystko w czasie przeszłym, to nie możesz nagle napisać, że kobieta stoi - ona stała. Dla bohatera powieści dzieje się to w czasie teraźniejszym, ale Ty opisujesz całą historię, jakby wydarzyła się już kiedyś, w przeszłości - więc nie możesz nagle napisać, że ktoś stoi:) Więc: stała i przyglądała się.Jak tylko podniosłem oczy było jasne, że naprzeciwko mnie, tuż za ladą, stoi kobieta i bacznie się przygląda mojemu zachowaniu.
Poprawnie powino być: Zadawałem sobie tylko jedno pytanie „Ale skąd?” - bo dlaczego i co będzie dalej dokładnie wiedziałem.Zadawałem sobie tylko jedno pytanie „Ale skąd?”, bo dlaczego i co będzie dalej dokładnie wiedziałem.
Podobało mi się - zaskakujące i ładnie napisane. Jest parę błędów, ale małych. Popracuj nad przecinkami - przypadki, które opisałam to tylko jedne z wielu.
Pozdrawiam i życzę powodzenia
Młoda
"But I'm on the outside, I'm looking in
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."
4
Od dłuższego czasu nie było mnie tu, więc, bez zbędnego gadania, czas zabrać się do roboty! 
No i oczywiście po „kto” znak zapytania lub kombinacja znak zapytania i wykrzyknik.
No i unikniesz tego nieszczęśliwego rymu.
No chyba, że źle zrozumiałem strukturę zdania? Jeśli tak, to wyprowadź mnie z błędu.
Reszta moich uwag pokrywa się z tym, co napisała moja przedmówczyni.
Podobało mi się! Trzeba przyznać, że pomysł dosyć oryginalny. Momentami (podkreślam, że momentami) zgrzyta mi trochę język. Taki jakby… opisowy (?) – „… coś tam, który coś tam…”.
Trzymaj się, pozdrawiam!

Po „halo” wykrzyknik – przecież bohater woła przez zamknięte drzwiHalo… Halo. Jest tam kto

Ta część zdania jest, według mnie, trochę niejasna. Myślę, że śmiało możesz się jej pozbyć, bo rozwijasz tę myśl w następnym zdaniu, które wyjaśnia, to co jest w pierwszym.tak jakby każdej wysokości odpowiadał zakres ich rozmiaru, zastosowania.
Widzę, że autor jest też poetą ;P A tak poważnie, to „z powodu napotkanej sytuacji” można wyrzucić. Powód konsternacji jest wręcz oczywistyNic nie odpowiedziałem, a na mojej twarzy zaczął malować się obraz konsternacji z powodu napotkanej sytuacji.

A to zdanie jest chyba troszkę gramatycznie pokręcone, czyż nie? „Podirytowany” (czym?) „oniemieniem”, (czym?) „widokiem”, (czym?) „nieuniknionym brakiem”.Podirytowany oniemieniem w kontakcie z gadającą muchą, widoku agonii oraz nieuniknionego braku skutku działań na rzecz tchnięcia życia, jeszcze raz włożyłem wskazujący palec w sadzawkę.
No chyba, że źle zrozumiałem strukturę zdania? Jeśli tak, to wyprowadź mnie z błędu.

Reszta moich uwag pokrywa się z tym, co napisała moja przedmówczyni.
Podobało mi się! Trzeba przyznać, że pomysł dosyć oryginalny. Momentami (podkreślam, że momentami) zgrzyta mi trochę język. Taki jakby… opisowy (?) – „… coś tam, który coś tam…”.
Trzymaj się, pozdrawiam!
5
[1] - Jak rozwiniesz się - uzyskasz siebie. Tak więc, mucha zapytała siebie. Możesz napisać, że : zapytała mnie: lub po prostu zostawić to w domyśle, że zapytała narratora (bohatera). Mógłbyś użyć sformułowania: zapytałam się, gdyby to opowiadała mucha ponieważ mówiący jest wykonawcą czynności.- Jak masz na imię – nagle [1]zapytała się mucha [2]odrywając się od jedzenia i papieru? Podleciała do mnie i usiadła na czubku mojego nosa. Zanim zadała kolejne pytanie zatrzepotała jeszcze dwukrotnie przezroczystymi skrzydełkami, aby przyjąć jak najbardziej komfortową pozycję.
[2] - Zaimki...
Nie pasujący do całości rym.obraz konsternacji z powodu napotkanej sytuacji.
nie zaschnięte i całkiem świeże to raczej powtórzenie informacji.nie zaschniętych plamach krwi, wręcz całkiem świeżych
Jeżeli przeczytasz ten fragment na głos, to w zdaniu wychodzi pewna "czkawka". A+A daje ten efekt. Wystarczy, że użyjesz zwrotu "by" i sprawa załatwiona.Tym razem nie po to, aby popchnąć truchło Kazia, ale aby je zgnieść.
Pogrubienie włączył bym w nawias, jako komentarz zza kadru. Narrator czasem może wtrącić swoje myśli.Po białym fartuchu z wyraźnymi czerwonymi plamami, powstałymi prawdopodobnie przy wykonywaniu prac związanych z ubijaniem, czyszczeniem i patroszeniem ryb, przynajmniej taką miałem nadzieje, doszedłem do wniosku, że jest to osoba pracująca w tym sklepie.
Pomysł bardzo dobry - podobał mi się. Już początek pokazuje, że autor zwraca uwagę w jakby odmienną stronę otoczenia - i jest to dobry zabieg, bo skupienie się na "mikro" rzeczach przynosi dobry efekt - wszystko jest tutaj poukładane i na miejscu. Historia nie porywa, ale dzięki swojej "magiczności" oraz gadającej musze (która mówi całkiem fajnie!) opowiadanie dostaje dobrego biegu. Podobało mi się.