Sztuka Obłędu [psychologiczne] (fragment)

1
Rozdziały będą ukazywać się co jakiś czas. Pierwszy zbyt dużo nie zdradza, nie bijcie za to zbytnio.


Sztuka Obłędu



Obłęd żywi się prawdą.

Novalis



1.


Światło napęczniało mgłą. Bryza dęła w parkowe skwery porannym basem, a złocisty pył skrzył się we wschodzącym słońcu, harcując w wysuszonych rynsztokach. W natłoku miejskiej pustki z każdą chwilą przybywało ludzi. Tłu-my mijały się między sobą, zwierały razem w większe formacje, rozsypywały na drobne człowiecze jednostki. Jakkolwiek różne, wszystkie zmierzały do centrum miasta.

Żółty garbus przeszył ulicę Jagiellońską ulotną nicią spalin, po czym za-trzymał się gwałtownie na rogu Wodnej i Kazimierzowskiej.

Na raz rolety opadły, miejski szum ucichł. Mężczyzna chwiejnym krokiem odszedł od okna. Pomieszczenie, w którym się znajdował, było niemal całkowicie puste. W kącie stał stolik i dwa fotele odarte z obicia. Tapczan leżał bezładnie na brudnej posadzce, brodząc w przygaszonym świetle. Wszystkie uroki pokoju sprowadzały się do tańca papierosowego dymu i wszechobecnego kurzu, który pod postacią drobnych iskierek wplatał się we włosy.

Mężczyzna był wątłej postury. Miał smukłe palce naznaczone znojem, kciuki nieznacznie odchylały się do wewnątrz. Zwykle trwał, zawieszony w pomroku teraźniejszości, zatracony w eterze czasu. Stale gęstniejąca mgiełka starości wypełniała przygaszone spojrzenia mężczyzny. Jego egzystencja sprowadzała się jedynie do punktowego istnienia.

Dzwonek do drzwi rozerwał błogą ciszę. Mężczyzna spojrzał na zegarek, pokręcił gwałtownie głową i wyjrzał przez okno. Na chodniku stał biały Maluch. Furkot jego silnika wyraźnie wskazywał na krótki charakter wizyty.

– Proszę! – krzyknął. Klamka przekręciła się, drzwi głośno zaskrzypiały. Do mieszkania weszła niska kobieta o pełnych kształtach. Miała zielone oczy pełne głębi, u dołu zmysłowo zarysowane czarną kredką. Rzęsy wyraźnie pod-kręcone, czarne – najciemniejsze ze wszystkich, jakie kiedykolwiek widział. Brąz jej włosów opadał na czoło, w ręku trzymała torbę z zakupami.

– Marek? Zrobiłam drobne zakupy – oznajmiła. Reklamówka zaszeleściła. Mężczyzna dokładnie przyjrzał się jej zawartości.

– Z kim przyjechałaś?

– Jestem sama.

– A samochód?

– Co z nim? – głos kobiety delikatnie załamał się. Utracił przejrzystą barwę i wspaniały akcent. Mężczyzna spojrzał na nią znacząco. Przez jego jaźń przetoczyła się kaskada myśli zakropionych złością.

– Jest włączony. – Opanował się. Emocje ustąpiły.

Z twarzy kobiety zniknął przyjacielski uśmiech. Dokąd, do diaska, się wybiera, pomyślał.

– Elka, opuszczasz mnie?

– Ależ skąd. Będę regularnie cię odwiedzać. Tak, jak się umawialiśmy.

– Dokąd jedziesz?

– Nigdzie…

– Nigdzie! – powtórzył ironicznie. – Odchodzisz! – wyszeptał bez najmniejszego zawodu. – Wybaczam ci!

Kobieta zignorowała jego wspaniałomyślność.

– Daj spokój, – zbliżyła się do mężczyzny. Jej ręce dygotały, rozbiegane spojrzenie tułało się po pomieszczeniu, nie mogąc zawisnąć w żadnym konkretnym miejscu. Siatka obdarzona ogromnym ładunkiem emocjonalnym Eli z hukiem spoczęła na stole – nigdzie nie odchodzę! Masz tu zakupy.

Ust kobiety nie pieściły, jak dawniej, refleksy światła, a jedynie pomadka. Truskawkowe wargi obiły się o policzek Marka, po czym przyjęły kształt niepohamowanego grymasu. Żaden domorosły kochanek nie nazwałby tego aktu pocałunkiem, to też mężczyzna pochwycił dłoń kobiety i w spazmatycznym uścisku zatrząsł się. Słodki zapach jej perfum kadził powietrze, a burza włosów ryknęła uniesieniem. Myśli kłębiły się w przestworzach między niedowierzaniem a całkowitym przekonaniem. Mężczyzna tkwił w zstępującym bólu straty. Otumaniony, poddał się woli kobiety. Cofnął rękę. Odeszła.

Trzask drzwi obwieścił zmierzch ich miłości. Marek stał niewzruszenie w oczekiwaniu na łagodzący bandaż czasu. Czuł przenikliwy chłód, wyobcowanie. W końcu podszedł do okna, podciągnął hebanowe rolety i zajrzał mętnym spojrzeniem w miejskie życie, wertując karty Przemyśla wyłożone kostką brukową i dachami kamienic. Horyzont tlił się wschodem.

Rozstania są stałym elementem wielkiego cyklu. Dobre rozstanie potrafi na powrót zespolić związek mężczyzny i kobiety, uskrzydlić go, sprawić ulgę, zapewnić nowe źródła ekscytacji. To cementuje więź i Marek doskonale o tym wiedział.





[/i]

2
Regulamin!
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

3
Światło napęczniało mgłą.
A cóż to się z tym światłem stało? Napęczniało? Wytężam mój umysł do granic możliwości, ale jakoś nie potrafię wyobrazić sobie tego zjawiska fizyczno-atmosferycznego ;)


Bryza dęła w parkowe skwery porannym basem
Co to jest poranny bas? Czy bas różni się czymś rano i wieczorem? A może lepiej będzie: „Poranna bryza dęła basem w parkowe skwery”?

Czy mam rozumieć, że akcja toczy się nad morzem?


Dokąd, do diaska, się wybiera, pomyślał.
Z tym zdaniem jest coś zdecydowanie nie tak. Przeczytaj je sobie zachowując „oddechy” w miejscach przecinków.


Siatka obdarzona ogromnym ładunkiem emocjonalnym Eli z hukiem spoczęła na stole
Czy dobrze rozumiem, że po prostu rzuciła siatkę na stół? Nie możesz napisać, że „rzuciła siatkę na stół” lub coś w tym rodzaju. Twoje zdanie brzmi śmiesznie.


Żaden domorosły kochanek nie nazwałby tego aktu pocałunkiem
Co rozumiesz przez „domorosłego kochanka”? Sugerujesz, że sztuki bycia kochankiem zazwyczaj ludzie uczą się na specjalistycznych kursach?


W końcu podszedł do okna, podciągnął hebanowe rolety i zajrzał mętnym spojrzeniem w miejskie życie, wertując karty Przemyśla wyłożone kostką brukową i dachami kamienic.
Nie rozumiem jakie karty w tym zdaniu masz na myśli? I jeszcze jedna rzecz. Teraz dowiaduję się, ze akcja toczy się w Przemyślu. Skąd, w takim razie, bryza na początku opowiadania?



Podsumowując. Czyta się ciężko. Twoje liczne metafory męczą nieziemsko. Zbyt bardzo poetyzujesz. Barokowe (wręcz rokoko) porównania wypełniają cały tekst i tak naprawdę nic pozytywnego do niego nie wnoszą, wręcz śmieszą.
Ostatnio zmieniony czw 23 kwie 2009, 14:44 przez Inżynier dusz, łącznie zmieniany 1 raz.

4
Piaskowy pisze:wiatło napęczniało mgłą. Bryza dęła w parkowe skwery porannym basem, a złocisty pył skrzył się we wschodzącym słońcu, harcując w wysuszonych rynsztokach. W natłoku miejskiej pustki z każdą chwilą przybywało ludzi. Tłu-my mijały się między sobą, zwierały razem w większe formacje, rozsypywały na drobne człowiecze jednostki. Jakkolwiek różne, wszystkie zmierzały do centrum miasta.


To jest początek, pierwszy akapit. I co mamy? Od razu przerost formy nad treścią. Szczególnie drugie zdanie jest koszmarne. Aż dziw bierze, że nie dałeś określenia do "bryzy".

Nie ma potrzeby stawiania przymiotnika czy imiesłowa przymiotnikowego do każdego rzeczownika. Ba, nie jest to nawet wskazane! Tekst przez to staje się ciężki, duszny, a wyobraźnia czytelnicza wariuje, bo musi wciąż pracować.

"Tłumy" - nie uznaję, że myślnik był specjalnie.


Piaskowy pisze:Żółty garbus przeszył ulicę Jagiellońską ulotną nicią spalin, po czym za-trzymał się gwałtownie na rogu Wodnej i Kazimierzowskiej.


Tego myślnika też bym się pozbyła. Nie widzę powodów, by udziwniać. Nie wiem, może chciałeś odkryć tym znakiem nowe znaczenia jednego słowa, ale nie wygląda on na specjalną zagrywkę. Brakuje czegoś, by to miało sens.

Jeżeli zaś chodzi o całe zdanie - koszmar. Żeby tak opisywać przejazd samochodu? A kogo to zaciekawi? Owszem, poeci w prozie są, znam dwóch dobrze piszących, ale większość to prawdziwi prozaici, którzy na takie zdania nie dadzą się złapać.


Piaskowy pisze: niemal całkowicie puste


"całkowicie" do wywalenia. Zobacz, że ono nic nie zmienia. Więc po co?


Piaskowy pisze:Brąz jej włosów opadał na czoło


O_o


Piaskowy pisze: Co z nim? – głos kobiety


"Głos"


Piaskowy pisze: Daj spokój, – zbliżyła się do


"Daj spokój. - Zbliżyła się do mężczyzny."

Tak jest poprawnie. Nigdy przed myślnikiem nie stawiamy przecinka, bo myślnik zwalnia z jego postawienia.


Piaskowy pisze:Eli z hukiem spoczęła na stole – nigdzie nie odchodzę!


Wypowiedź Eli powinna być jednym zdaniem, tak mi się przynajmniej wydaje, bo zbt długą wstawkę narratorską dałaś, pojawiły się kropki, więc koniec czegoś i trzeba zacząć nowe zdanie.


Piaskowy pisze:Ust kobiety nie pieściły, jak dawniej, refleksy światła, a jedynie pomadka


Wstrętne zdanie z głupim szykiem. Aż się nie chce na to patrzeć.


Piaskowy pisze:Rozstania są stałym elementem wielkiego cyklu. Dobre rozstanie potrafi na powrót zespolić związek mężczyzny i kobiety, uskrzydlić go, sprawić ulgę, zapewnić nowe źródła ekscytacji. To cementuje więź i Marek doskonale o tym wiedział.


O jej, jak ja nie lubię, gdy narrator zamienia się w filozofa, który próbuje mi coś przekazać, a tymczasem ja nie chcę go słuchać. Szczególnie, gdy to koniec, po którym oczekuję czegoś mocnego (tak, wiem, koniec fragmentu, ale i fragment musi się jakoś fajnie kończyć, by chciało się czytać dalej).



Ten twór to najnormalniejszy w świecie przerost formy nad treścią. Jest ciężko, aż kręci sie w głowie. No bo jak ma się nie kręcić, jeżeli co chwila autor uderza w czytelnika epitetami, metaforami, pięknymi, z duszą - według niego - zdaniami? Forma przykrywa treść, owszem, tu jeszcze da się ją zrozumieć, ale jesteś blisko, by być niezrozumiałym. Pomysł na taki pierwszy rozdział nie podoba mi się, ale że sam mówisz, iż on zbyt dużo nie zdradza, to już więcej o nim nie mówię.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

5
patkazoom262 pisze:Piaskowy napisał/a:

Żółty garbus przeszył ulicę Jagiellońską ulotną nicią spalin, po czym za-trzymał się gwałtownie na rogu Wodnej i Kazimierzowskiej.





Tego myślnika też bym się pozbyła. Nie widzę powodów, by udziwniać. Nie wiem, może chciałeś odkryć tym znakiem nowe znaczenia jednego słowa, ale nie wygląda on na specjalną zagrywkę.
To chyba zbyt daleko idąca nadinterpretacja ;) Takie rzeczy się tworzą, jak masz w Wordzie włączone automatyczne dzielenie wyrazów.

Pozdrawiam ;)

6
Tłu-my mijały się między sobą, zwierały razem w większe formacje, rozsypywały na drobne człowiecze jednostki.
Najpierw się mijają, później układają, na końcu znowu rozsypują. Wyobraźnia człowieka jest takim dobrym produktem, którego czasem też trzeba oszczędzać. Jest mi trudno konstuować pewien obraz, nanosić poprawki czego wymaga dalsza część, zaś to wszystko, na samym końcu, sprowadzić do pierwszej i podstawowej zarazem wizji "ulicy, na której mijają się setki osób".



Fragment "Żółty garbus przeszył ulicę Jagiellońską(...) Jego egzystencja sprowadzała się jedynie do punktowego istnienia" jest dla mnie bardzo trudny. Znaczy, może nie tyle trudny, co prowadzący do mylnej interpretacji. Pojawinie samochodu rozdzi atmosferę napięcią... zastanawiam się co też jest w tym samochodzie, czy kto... czekam! czekam!... i tu naglem BAM! i po brudzie... Okazuje się, że maszyna nic nie wnosi do fragmentu, tylko tyle, że wraz z nią przechodnie znikają z ulic, te prawie całkowicie pustoszeją, a bohater jak stał tak stoi, myślący. Dopiero później pojawia się nasz kochany maluszek :D i coś zaczyna się dziać. "COŚ" co powoduje, że tekst przestaje mnie kręcić. Zrozum, spodziewałem się gorącej atmosfery, czegoś naprawdę super; może liczyłem na propozycję iście westernowską, gdzie wraz z z momentem pojawienia się... dajmy na to SZYDERCZEGO BILLA ludzie chowają się w domach, a cała akcja skupia się na głównym bohaterze i BILLU.



Kilkakrotnie zdarzyło się napisać "mężczyzna", "kobieta". Czy to źle? Nie, ale zamiast fragmentu wychodzącego spod twojego pióra dostaje coś, co zakrawa mi na biblijny opis stworzenia człowieka. Mężczyzna i kobieta. Adam i Ewa. Na przykład tutaj: – Daj spokój, – zbliżyła się do mężczyzny. Jej ręce dygotały, rozbiegane spojrzenie tułało się po pomieszczeniu, nie mogąc zawisnąć w żadnym konkretnym miejscu. To mógłbyś z powodzeniem wyciąć, a sens pozostałby ten sam. Poprostu pozbybyś się zbędnego ciężaru.



W całym tekscie posługujesz się trudnym językiem; czasem mam wrażenie, że na siłe starasz się wybić literacko, wyjść z samego siebie, stanąć obok i zobaczyć jaki jesteś niedoskonały. Chłopie, uwierz w swoje umięjętności i staraj się je szlifować, później doszlifowywać i tak do stanu doskonałości. Nie będziesz sztuczy. Bo życie bez obaw, że pewnego dnia się pomylisz, pokażesz jaki naprawde jesteś bez słownika WYRAZÓW DOSKONAŁYCH, jest o wiele pewniejsze i pełniejsze zarazem.



Moim celem nie jest obrażanie. Chcę Ci powiedzieć jaki jesteś i jaki możesz się stać przez swoje marzenia i ciężką pracę. A jesteś w stanie sięgnąć tam, wysoko, ponad wszystkich. Jak każdy z nas. Trzymaj się, do następnego razu...

7
W natłoku miejskiej pustki z każdą chwilą przybywało ludzi.
Rozumiem przenośnię i celowość użycia oksymoronów, ale końcówka ukazuje, że zabieg był niezamierzony, a jak tak to cel został nieosiągnięty, bo ostatnie dwa wyrazy przeczą wszystkiemu. Jeżeli używasz oksymoronów celem ekspresji, to niech one jako jedyne będą wyznacznikiem sytuacji.


Tłu-my mijały się między sobą, zwierały razem w większe formacje, rozsypywały na drobne człowiecze jednostki.


Tłum to zbitek ludzi. Czyli mijały się dwa zbitki? Zdanie trzeba przerobić, aby składnia była zachowana, ale też poprawność stylistyczna. Przerabiamy na:



Tłum mijał się między sobą, zwierał razem w większą formację i rozsypywały na drobne człowiecze jednostki.


[1]Pomieszczenie, [2]w którym się znajdował, [3]było niemal całkowicie puste.
Fatalna konstrukcja zdania. Rozbieramy na części:



[1] - Pomieszczenie, a więc wnętrze. W domyśle, w lokalu/domu/budynku

[2] - się znajdował. Tak mówimy potocznie, ale w tej składni wynika, że szukał, to się znajdował.

[3] - było i znajdował w jednym zdaniu to już błąd czasu. Punkt 2 i 3 wykazują strukturę błędu. Przerabiamy na poprawny zapis stylistyczny, aby zawartość była zgodna:



Pomieszczenie, w którym właśnie stał, było niemal całkowicie puste.

Po przeróbce, widać wyraźnie, że zaznaczyłem czynność jako aktualnie odbywającą się (właśnie stał), a następnie dodaje twoją końcówkę, płynnie przechodząc w czasie. Teraz jak rozbierzesz poprawione zdanie na części pierwsze, otrzymujesz dwie informacje: pomieszczenie było puste oraz właśnie w nim stał.


Furkot jego silnika wyraźnie wskazywał na krótki charakter wizyty
Maluch - kula wróżbity? Skąd (jak?) można dowiedzieć się po odgłosie silnika, że wizyta będzie krótka???


[1]Brąz jej włosów opadał na czoło, [2]w ręku trzymała torbę z zakupami.
Oj! Jak ty budujesz te zdania? To jest pozbawione logiki.



[1] - odpadła jej farba z włosów, czy jak?

[2] - co opis jej wyglądu ma do tego, co robiła? Konsekwentnie należy trzymać się opisu i charakterystyki, a dopiero później przejść do tego, co dana osoba robiła (tutaj: trzymała torbę z zakupami)


Dokąd, do diaska, się wybiera, pomyślał.
Myśl jest pytaniem, wobec czego należy zaznaczyć to znakiem zapytania, a komentarz narratora wydzielić poza samą myśl. Poprawiamy:



Dokąd, do diaska, się wybiera? - Pomyślał.


Odchodzisz!wyszeptał bez najmniejszego zawodu.
Wyszeptal z wykrzyknikiem?


Siatka obdarzona ogromnym ładunkiem emocjonalnym Eli
Fiuuu fiu!



O tekście: Jest to wprowadzenie, ale próbka jest tak wielka, że wiem, iż nie chcę mieć z tym więcej do czynienia. Pomysł trudno ocenić, bo nie wiem, co będzie dalej, ale już wykonanie mogę - przerost formy nad treścią. Sądzę, że całość można skrócić do dziesięciu linijek, i będzie bardziej treściwe, niż to, co Ty ukazałeś, a winą obarczam...



Warsztat: Fatalne, nietrafione porównania (siatka z ładunkiem Eli..) i w ogóle za dużo ich. Są niepotrzebne, bo przede wszystkim nie wnoszą nic do opowiadania, nie dodają klimatu, nie budują atmosfery, nie dawkują ważnych informacji - są dla samego faktu bycia. To bez sensu. Rozumiem zabawę formą, naukę, ale umiar to rzecz cudowna. Czasem surowość tekstu bardziej buduje warsztat, niż taki nadmiar.



Bardzo mi się nie podobało - ale odwagi. Przede wszystkim poczytaj nasze spostrzeżenia i pracuj nad formą i doskonal swój warsztat. Powodzenia!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron