Czekając na Słońce [obyczajowy]

1
Opowiadanie zainspirowane historią zasłyszaną w barze.



Czekając na słońce



Gdy wyglądał z okna kamienicy na podwórze na którym trwała bitwa między nocą, a dniem myślał spokojnie.



„Jestem idiotą”



Nie był w stanie uciec od tych dwóch słów. Powracały do niego tak samo jak krótkie przebłyski wspomnień z ostatniej nocy. Nie były one przyjemne, ani śmieszne – a tego wieczora była niejedna okazja, aby się wybuchnąć dzikim rechotem albo uśmiechnąć się od ucha do ucha.



Miał swoją rutynę, której się trzymał – dwa, trzy wieczory spędzone spokojnie w domu przed telewizorem lub komputerem zajmując się tym co lubił, a w czym przeszkadzało mu towarzystwo, reszta tygodnia zaś był przesiadywał w ulubionym pubie lub kawiarni. Tam widywał się ze znajomymi, szukał nowych postaci i inspiracji, rozmawiał, kłócił się, dyskretnie obserwował. Lubił to życie.



Najpierw szedł do małej kawiarni umieszczonej na parterze kamienicy. Tam wypijał pierwszą kawę – mocną czarną, bez cukru – rozmawiał o głupotach ze wszystkimi których znał i lubił. Uważnie, lecz niezauważenie, przyglądał się jak mówią, gestykulują i dobierają słowa. W głowie układał zmyślone historie o nich, tak aby nie byli już sobą, ale stawali się marionetkami podskakującymi w rytm myśli.



W międzyczasie pojawiał się alkohol pod postacią piwa lub drinków. Gdy wychodził po trzech, czterech godzinach z kawiarni na chłodne, brukowane ulice był lekko pijany. To jednak nie było nic wielkiego. Trudno mu było przypomnieć dzień który spędził bez choćby grama alkoholu. Nie lubił siebie na trzeźwo. Był wtedy milczący, rzadko się uśmiechał, za często krążył myślami wokół nieprzyjemnych spraw, a tych zawsze było za dużo.



Tego dnia musiał wyjść wcześniej. Był boleśnie trzeźwy, a świat był nieprzyjemnie ostry. Nie chciał widzieć tych zniszczonych kamienic stających obok najdroższych knajp w mieście. Obrzydzenie wzbudzali w nim ludzie w starych zniszczonych ubraniach krążący po ulicach jakby nie widzieli dokąd idą albo dlaczego. Najgorsze było, gdy wyciągali dłoń, aby żebrać albo zaczepiali prosząc o drobne. Chciał wtedy krzyczeć, bić i szarpać.



„Obudźcie się! Nic wam nie dam, bo na nic nie zasługujecie!”



Musiał zadzwonić, chociaż wcale nie chciał, do najbliższej osoby jaką kiedykolwiek miał. Teraz stała się problemem na sumieniu, niesmakiem w ustach i oszustwem wobec wszystkich. Kłamstwem, że już jej nie kocha, że nie potrafi jej wybaczyć drugiej zdrady, że potrafi znaleźć sobie nową ukochaną.



Bał się tego telefonu, tej rozmowy, jej głosu.



Poszło lepiej i gorzej niż myślał. Nie było ważnym to co mówiła, lecz to o czym nie chciała wspomnieć. Twierdziła, że jeszcze nie wie. Nawet ton jakim go przywitała – obojętny, wpadający we wrogość, który zmienił się dopiero, gdy on nie był w stanie odpowiedzieć tym samym. Powiedział tylko słabym głosem „no cześć”. Musiał zabrzmieć naprawdę żałośnie, bo spytała się czy coś się stało.



Nic – powiedział – jestem tylko trochę zmęczony i chory. A poza tym czuję się bezużytecznym, żałosnym, smutnym idiotą, który nie potrafi pozbyć się ciebie z głowy.



Ostatniego zdania nie powiedział. Nie chciał, aby ktoś usłyszał. Wiedział jednak, że nie wróci dzisiaj trzeźwy do domu. Spróbuje zalać doła. Tak samo jak przez ostatnie trzy miesiące.



Nie był w stanie zadzwonić do niej z mieszkania. Wyszedł na zimne, wietrzne ulice. Było wilgotno i zimno, a on miał już drugi dzień gorączkę. Schował się pod starym kościołem. Kiedyś otaczał go wysoki mur. Dzisiaj zostały jedynie pionowe słupy z czerwonej cegły sterczące co kilka - kilkanaście metrów od siebie. Osłaniały trochę od wiatru więc stanął za jednym z nich. Czuł się parszywie.



„Jestem żałosny”



Rozmawiali długo, ale o niczym przyjemnym. To że jest zachwycona nowym chłopakiem to z jednej strony dobrze – może w końcu nie będzie miał innego wyjścia jak zapomnieć o niej, pozwolić sobie na nowy początek. Był jednak tylko człowiekiem. Gotowała się w nim zawiść, zazdrość i gorycz.



Nienawidził siebie za to, że był w stanie się opanować. Może poczułby się lepiej gdyby wykrzyczał wszystko... Nie potrafił podnieść głosu. Nie znosił tracić kontroli nad sobą.



Dlatego zachowywał się normalnie.



Na koniec był wściekły. Na siebie, na nią, na świat. Pozostał już tylko się urżnąć.



Usiadł przy barze. Trzy duże piwa wypił jednym ciągiem. Dopiero wtedy poczuł się trochę lepiej, więc rozejrzał się po knajpie. Cała w różnych odcieniach czerwieni oświetlona przez delikatne lampy i palące się wszędzie świeczki prezentowała się przyjemnie. Delikatne światło nie przeszkadzało, a muzyka idealnie komponowała się z całym otoczeniem.



W kącie siedziały znajome. Jeszcze go nie zauważyły. Uśmiechnął się i odwrócił się plecami do nich. Zamówił sobie kolejne piwo. Nie szukał innego towarzystwa niż szklanki. Wypił cały kufel dwoma dużymi łykami.



Poczuł jak alkohol pieni się i kotłuje się w żołądku, podchodzący do gardła razem z żółcią. Przełknął go. Smakował niczym ślina wymieszana z rzygowinami. Gdy zapijał to paskudztwo kolejnym piwem poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Mimo wszechobecnego dymu papierosowego poczuł przyjemnie znajomy zapach. Zawsze świeżych włosów, szamponu i delikatną nutkę perfum na ramionach, szyi i karku. Odwrócił się by spojrzeć po raz pierwszy od dłuższego czasu na burzę czarnych loków opadających na twarz z figlarnym uśmiech pod malutkim nosem.

- Czego się nawet nie przywitasz tylko siedzisz sam zapijając się?

- Nie zapijam się.

- Poznałam cię po tym, że się zapijasz. Nikt normalny nie potrafi tego robić w takim tempie co ty. - uśmiechnęła się odsłaniając małe, równe zęby – więc nie pierdol i mów co słychać. Nie odzywałeś się kawał czasu.

Rozłożył ręce jakby obejmując knajpę.

- Zapijanie bywa czasochłonne. U mnie wszystko jest dobrze.

- Nie pieprz. Jakbyś miał raka to byś powiedział, że wszystko jest ok, przecież mogłoby być gorzej.

Uśmiechnął się. Musiał skapitulować, zresztą chyba nawet chciał aby ktoś go przycisnął i nie zadowolił się zdawkowym „wszystko jest dobrze”.

- Mam doła. Muszę go czymś zalać – to mówiąc podniósł kufel

- Głupek! Przecież sam zawsze mówisz, że to nie pomaga i wiesz to z własnego doświadczenia.

Wzruszył ramionami.

- Starczy, że ja popełniam takie błędy. Inni mogą się na nich uczyć.

- Twoich błędów to by starczyła dla tej knajpy. Co się stało?

- Nic nowego, jestem walniętym idiotą, który nie potrafi przełknąć porażki. Zostawiłem dziewczynę bo mnie zdradzała. Ale to nie jest tak wielkim problemem. Gorsze jest to że dalej ją kocham, wybaczyłem jej wszystko, chciałbym aby do mnie wróciła. Nie mogę jednak tego zrobić, bo złamałbym własne zasady.

- Skoro ją kochasz to co to znowu za problem. Z tego co pamiętam to ona ciebie też bardzo kochała. A zasady są po to aby je łamać.

- Ma już nowego faceta. Nie wiem czy go kocha – szczerze mówiąc wątpię, żeby tak było – ale to już tylko i wyłącznie rozsądek. Koleś studiuje dwa kierunki, jest odpowiedzialny, opiekuńczy, ma rodzinę która ją uwielbia. Nie zamieni tego na toksyczny związek, gdzie wszyscy walczyli z nami, rodziny się nienawidzą, ciągłe tylko knucie i kłamstwa. Ja bym tego nie zrobił na jej miejscu. Miłość, miłością ale w naszym wypadku to był płomień w którym się w końcu spalimy. Jej wystarczy tylko tyle aby mogła się ogrzać. Ze mną zaś się poparzy.

- Pijany już jesteś. Od razu ci się włącza gaduła kiedy tylko wypijesz więcej. Z tego co słyszę to sam najlepiej wiesz co zrobić, nie masz tylko odwagi, aby wyjść z tej twojej zbroi miłego faceta, ciągle uśmiechniętego, gotowego każdego wysłuchać, nie mówiącego zaś nic o swoich problemach.

- To nie jest pancerz. To jestem ja. Nie chce znowu udawać kogoś innego. Dobrze mi ze sobą.

- Tylko ty się nie angażujesz. Rozglądając się za udręczonymi duszami, którymi możesz się zaopiekować ignorujesz ludzi naprawdę tobą zainteresowanych. Jak chcesz znaleźć sobie nową miłość, jeżeli ty ciągle spoglądasz w najciemniejsze miejsca ludzkiej duszy?

- Nie chce nowej dziewczyny.

- Chcesz tylko, że się boisz głupku! Boisz się, że zawiedziesz się albo że cię odrzuci.

- Może i masz rację - uśmiechnął się – już mi trochę lepiej. Usiądę do was i przywitam się ze wszystkimi.



Nie kłamał. Naprawdę poczuł się trochę lepiej. Bo Ania miała rację. Zawsze wszystkim powtarzał te proste życiowe mądrości jak „czas leczy rany”, „łatwiej jest gdy rozstaniesz się w kłótni niż gdy robi się to na spokojnie”, „life sucks then you die”. Oczywiście sam nie umiał ich zastosować.



Miło było zobaczyć te wszystkie znajome twarze cieszące się na jego widok. Dawno nie widziani koledzy, którzy przez rok czasu nie zmienili się prawie wcale. Nawet nie wydorośleli specjalnie, stylu też nie zmienili. Może dlatego byli zdziwieni, że on zmienił się niemal pod każdym względem.



Stres, zawody miłosne, praca, alkohol. Wyglądał jakby nie widzieli go nie rok, lecz pięć lat. Tylko uśmiech się nie zmienił. Cały czas od ucha do ucha, promieniujący szczęściem i zainteresowaniem. Szczególnie gdy był pijany tak jak teraz.



Rozmawiali o wszystkim. W sumie on miał najwięcej do opowiedzenia. Wymachiwał rękoma, intonował głosem, czasem nawet krzyczał. Lubił tą zabawę w gawędziarza, znał wiele ciekawych, często zabawnych historii. W każdym razie nikt nigdy nie kazał mu się zamknąć, więc na pewno nie był najgorszy.



Czas ma swoje prawa. Gdy robisz coś nieprzyjemnego ciągnie się i ciągnie nie chcąc się skończyć. Jednak gdy masz chwilę wytchnienia znika zanim zdążysz dobrze się nasycić. Tak więc ludzie zaczęli stopniowo wychodzi tłumacząc się szkołą, pracę albo po prostu zmęczeniem.



Ania ze swoim kolegą siedziała najdłużej. Obiecała, że go odprowadzi. Śmieszne, ale prawdziwe. Okazało się, że mieszka co najmniej pół godziny marszem stąd przez mało przyjemną okolicę. A bokser to raczej z niego nie był. Nie za wysoki z pulchną twarzą i wyraźnie odznaczającym się pod koszulką brzuchem. Do tego wieczny uśmiech oraz okulary. Trudno wyobrazić sobie jak ma obronić siebie albo Anię.



Poszedł więc z nimi. I tak nie chciał wracać do mieszkania przed świtem. Chciał przespać cały następny dzień, wstać zaś dopiero gdy zajdzie słońce.



Wyszli na ciche ulice pokryte kroplami deszczu. Szedł obok słuchając o czym rozmawiają samemu się nie przyłączając. Czuł, że schodzi z niego alkohol, wracając czarne myśli. Kilka raz chciał powiedzieć, że stąd już sobie poradzą. Zawsze gdy otwierał usta Ania spoglądała na niego smutnym wzrokiem jakby czytała jego myśli. Zamykał je więc i milczał dalej.



Szczęśliwie złożyło się, że akurat podjeżdżał nocny autobus jadący w kierunku mieszkania kolegi Ani. Stamtąd ona też miała bliżej do domu. Tylko, że teraz ona musiałaby iść sama przez nieciekawą okolicę. Nie skarżyła się na to. Innym zarzucała, że nie mówią o swoich problemach, sama zaś robiła dokładnie to samo.

Zapytała się go czy też pojedzie.

Zgodził się.

Teraz oni rozmawiali całą drogę.



Poczuł jej ciepło, gdy wtuliła się nieśmiało w niego. Uwielbiał zapach jej włosów oddalonych o długość oddechu od jego ust. Objął ją ramionami. Nie za mocno coby się nie bała, nie za słabo aby mu nie uciekła.

Oparła się plecami o niego i położyła głowę na jego ramieniu.

Była piąta nad ranem, a oni ciągle siebie szukali. Bali się prostych pytań, szukali więc trudnych odpowiedzi bez stawiania znaków zapytania.

- Powiedz, powiedz mi prawdę. Chcę wiedzieć.

Ona odpowiedziała mu

- Nie chcesz. Słowa wszystko zmienią. Boję się tego

Nie miała racji. Czy bała złamać mu serce? Może bała się, że on to zrobi? On i tak miał już tylko pompujący krew mięsień. Potrzebna była ręka dokładna niczym u doświadczonego zegarmistrza, a zarazem delikatna niczym dłoń wstydliwej kochanki aby złożyć z dziesiątków odłamków i odprysków na nowo jego duszę. Nie było tam już czego złamać.

- Jestem trupem. Moje serce przestało dawno pragnąć. - pomyślał tylko bo głos nie chciał wydobyć się z gardła. Spróbował jeszcze raz.

- Prawda niczego nie zmieni. Przecież ciągle żyję przekonany o własnej porażce. Nie dobijesz mnie, ja już od dawna leżę nieżywy.

Nie patrzyła na niego.

- Czegoś nam brakuje – powiedziała po kilkunastu sekundach ciszy. Był to tylko szept na granicy słyszalności.

- Czego? - zapytałem równie cicho

- Nie wiem – mówiąc to wtuliła się mocniej w niego.

Co mógł zrobić? Przycisnął ją mocno do siebie aż jej plecy zlały się w jedno z jego klatką piersiową. Obróciła się, aby spojrzeć mu w oczy. Nie wiedział co z nich wyczytała, ale po raz pierwszy objęła go, jednocześnie wtulając twarz w niego niczym dziecko szukające opieki.

Nie wiedział ile spędzili w tej pozycji. Czas umknął gdzieś daleko.

W końcu wydostała się z jego ramion.

- Chodźmy spać. Muszę jutro wcześnie wstać. Tu masz kołdrę i koc.

Położył się na łóżku. Patrzył na sufit potem na ścianę w końcu ułożył się tak aby wyglądać przez okno. Wypatrywał świtu.

Wtedy uderzyło go czego im brakuje.

Pożądania. On jej nie pragnął. Nie tak jak ona tego chciała, nie tak jak był w stanie pożądać Tamtej. Czuła się towarem zastępczym. Metodą na wyjście z depresji. Czekał na pierwsze promienie słońca, aby móc zobaczyć siebie samego i przekonać się czy to prawda.

Sen i alkohol zwyciężyli.

Zasnął zanim wzeszło słońce.

2
Witam! Myśląc o twoim tekście, Konradzie, przypomniałem sobie własne zawody miłosne. Pierwsze akapity utwierdzały mnie w przekonaniu, że to co napisałeś kamieniem milowym w psychologii miłości na pewno nie jest. Choć to oczywiście nowelka obyczajowa z wyraźnie zarysowanym problemem, w której ma być wiadomo o co chodzi, brakuje tutaj fabuły. Chciałbym, żeby chwyciła mnie za gardło i nie puściła aż do ostatniego słowa. Od momentu zbliżenia z pocieszycielką strapionych (przypomina mi się tekst z basha: Kim jest przyjaciółka? To kobieta, która ma w sobie coś, co absolutnie zniechęca cię do odbycia z nią stosunku.), opadają ze mnie emocje.



Z drugiej jednak strony w pewnym momencie poczułem z tobą, siedzącym teraz po drugiej stronie ekranu i czytającym mojego posta, jakąś duchową więź. Oswoiwszy się z myślą, że nie tylko ja przeżywam w życiu miłosne rozczarowania, od akapitu, w którym wiadomo już było co siedzi w bohaterze, zauważyłem, że poziom empatii w stosunku do bohatera wzrósł. A to już sukces. Mimo wcześniejszych zarzutów, uważam, iż tekst mnie w jakimś stopniu porwał, nieważne jak irracjonalnie by to zabrzmiało.



Więcej posiedź nad konstrukcją fabuły i tekst będzie na naprawdę świetnym poziomie.



No i ta "piąta nad ranem"...

3
Z fabułą jest ten problem, że starałem się jak najwierniej oddać to co usłyszała/podsłuchałem, nie zastanawiałem się nad tym jak ją uatrakcyjnić. Nauczka na przyszłość - rzeczywistość nie jest aż tak ciekawa, aby nie potrzebowała odrobiny doprawienia fikcją. Popracuję nad tym.



Ja odnośnie pocieszycielki strapionych znam inne powiedzenie "przyjaźń między kobietą a mężczyzną ma prawo bytu tylko przy pewnej dozie fizycznej antypatii" :)



Dzięki za opinie. Zgodnie z radą posiedzę więcej nad konstrukcją fabuły.

4
Konrad K. pisze:Gdy wyglądał z okna kamienicy na podwórze na którym trwała bitwa między nocą, a dniem myślał spokojnie


oj, zdanie-koszmarek pod względem przecinków. Tego, który wstawiłes być nie powinno, bo "między czymś a czymś" się żadnych znaków nie stawia. Przecinki do wrzucenia po "podwórze" i "dniem"

Ale nawet nie patrząc na przecinki, nie podoba mi się to zdanie. Za bardzo wydłużone, że się tak wyrażę. Dochodzi się do końca i nie wie się, do czego przyczepić "myślał spokojnie".


Konrad K. pisze:aby się wybuchnąć dzikim rechotem albo uśmiechnąć się od ucha do ucha.


bez pierwszego "się"


Konrad K. pisze:dwa, trzy wieczory spędzone spokojnie w domu przed telewizorem lub komputerem zajmując się tym co lubił, a w czym przeszkadzało mu towarzystwo, reszta tygodnia zaś był przesiadywał w ulubionym pubie lub kawiarni.


po pierwsze: "resztę tygodnia zaś przesiadywał" - tak będzie poprawnie.

po drugie: na początku jest imiesłów, a nie orzeczenie, więc co robi potem imiesłów przysłówkowy współczesny? Błąd konstrukcji.

po trzecie - przecinek po "komputerem" i "tym"

po czwarte - jedno "lub" można zamienić na "albo", by nie było powtórzenia.


Konrad K. pisze:Tam widywał się ze znajomymi, szukał nowych postaci i inspiracji, rozmawiał, kłócił się, dyskretnie obserwował. Lubił to życie.



Najpierw szedł do małej kawiarni umieszczonej na parterze kamienicy. Tam wypijał pierwszą kawę – mocną czarną, bez cukru – rozmawiał o głupotach ze wszystkimi których znał i lubił.


znów będzie wyliczanie... :)

po pierwsze: pierwsze zdanie, mimo że powtórzeń nie ma, to brzmi, jakby miało. Nie wiem, może za szybko czytam?

po drugie: dwa zdania tak samo zaczęte - od "Tam" - w tak krótkich fragmencie nie są niczym dobrym.

po trzecie: powtórzenia

po czwarte - przecinek po "wszystkimi"


Konrad K. pisze:Był boleśnie trzeźwy, a świat był nieprzyjemnie ostry


drugie "był" można wywalić.


Konrad K. pisze:Nie chciał widzieć tych zniszczonych kamienic stających obok najdroższych knajp w mieście.


no ok. wiemy, że chodzi ci o zniszczone kamienice, nie musisz ich jednak podkreślać słówkiem "tych".


Konrad K. pisze:Nie chciał widzieć tych zniszczonych kamienic stających obok najdroższych knajp w mieście. Obrzydzenie wzbudzali w nim ludzie w starych zniszczonych ubraniach krążący po ulicach jakby nie widzieli dokąd idą albo dlaczego. Najgorsze było, gdy wyciągali dłoń, aby żebrać albo zaczepiali prosząc o drobne. Chciał wtedy krzyczeć, bić i szarpać.


kolejny niezbyt dobry fragment. Powtórzenie "zniszczonych", "chciał" "albo". A słowniki synonimów w internecie są. Ludzie wyciągali jedną, wspólną dłoń? Nie sądzę. Zmień na liczbę mnogą. "gdy wyciągali dłoń, aby żebrać albo zaczepiali prosząc o drobne" - przecinków już nie wstawiam, za dużo tego, ale dla mnie w tym fragmencie jest powtórzenie treści.


Konrad K. pisze:Nawet ton jakim go przywitała – obojętny, wpadający we wrogość, który zmienił się dopiero, gdy on nie był w stanie odpowiedzieć tym samym


ale co "nawet ton jakim go przywitała"? Nie dokończone zdanie, po prostu


Konrad K. pisze:oświetlona przez delikatne lampy


lampy mogą być delikatne? No bez przesady, napisz, że chodzi o światło z lamp


Konrad K. pisze:Poczuł jak alkohol pieni się i kotłuje się w żołądku, podchodzący do gardła razem z żółcią


poprawnie: "Poczuł, jak alkohol pieni się i kotłuje w żołądku, który podchodził do gardła razem z żółcią."


Konrad K. pisze:wszechobecnego


oj, unikaj takich słów, z "wszech", jeżeli nie chcesz mówić o bogu czy narratorze, bo są śmieszne gdzie indziej.


Konrad K. pisze:Mimo wszechobecnego dymu papierosowego poczuł przyjemnie znajomy zapach. Zawsze świeżych włosów, szamponu i delikatną nutkę perfum na ramionach, szyi i karku.


dlaczego to są dwa zdania? Powinno być jedno.


Konrad K. pisze:twarz z figlarnym uśmiech pod malutkim


"uśmiechem"


Konrad K. pisze:takim tempie co ty. - uśmiechnęła


bez kropki


Konrad K. pisze:Jakbyś miał raka to byś powiedział, że wszystko jest ok, przecież mogłoby być gorzej


miało być ironicznie, ale nie jest, brzmi normalnie. Dodałabym słówko 'Nawet" na początku.


Konrad K. pisze: Twoich błędów to by starczyła dla tej knajpy


"starczyło". A wcześniej kropki brakuje na końcu zdania.


Konrad K. pisze:- Nie chce nowej dziewczyny.

- Chcesz tylko, że się boisz głupku! Boisz się, że zawiedziesz się albo że cię odrzuci.

- Może i masz rację - uśmiechnął się – już mi trochę lepiej. Usiądę do was i przywitam się ze wszystkimi.


tak szybko sie z nią zgodził? Nie wygląda to naturalnie.


Konrad K. pisze:Lubił tą zabawę


"tę zabawę"


Konrad K. pisze:Czas ma swoje prawa. Gdy robisz coś nieprzyjemnego ciągnie się i ciągnie nie chcąc się skończyć. Jednak gdy masz chwilę wytchnienia znika zanim zdążysz dobrze się nasycić. Tak więc ludzie zaczęli stopniowo wychodzi tłumacząc się szkołą, pracę albo po prostu zmęczeniem.


ech, nie lubię czegoś takiego, takie troche filozoficzne gadanie, nie wiadomo po co, no ja rozumiem - pochwalić sie mądrymi myślami - ale można to zrobić gdzie indziej i kiedy indziej, a nie tutaj, w tekście.

No i "wychodzić". Przecinków też brakuje, jak zwykle.


Konrad K. pisze:Kilka raz chciał powiedzieć, że stąd już sobie poradzą. Zawsze gdy otwierał usta Ania spoglądała na niego smutnym wzrokiem jakby czytała jego myśli.


dodałabym do drugiego zdania "jednak", by podkreślić łączność między jednym a drugim.


Konrad K. pisze:Ona odpowiedziała mu

- Nie chcesz. Słowa


przydałby się dwukropek po "mu", w ogóle bym szyk zmieniła na "Ona mu odpowiedziała", albo najlepiej tylko "Odpowiedziała". Albo w ogóle bez tego zdania :P


Konrad K. pisze:- Jestem trupem. Moje serce przestało dawno pragnąć. - pomyślał tylko bo głos nie chciał wydobyć się z gardła.


no jak pomyślał, to warto to zapisać inaczej, a nie jak normalna wypowiedź w dialogu.


Konrad K. pisze:- Czego? - zapytałem równie cicho


po co zmieniasz osobę?

Kropka na końcu


Konrad K. pisze:jak był w stanie pożądać Tamtej


Z małej "Tamtej".



Tytuł do tekstu w pewnym stopniu pasuje, ale mi się nie podoba. Taki zwykły on jest i nie przyciąga uwagi. Tekst przeczytałam, bo dobrze wyglądał - na perwszy rzut oka, rzecz jasna, poźniej to... - odstępy, fajnie, zawsze mnie odstraszają teksty, które mają kilka akapitów na dwadzieścia linijek, po sobie.

Interpunkcyjnie jest masakra. Mnóstwo przecinków do wywalenia, trochę mniej do usunięcia. Używasz kropki tam, gdzie zdecydowanie lepszy byłby przecinek i na odwrót. Rytmu zdań jest - nie chce powiedzieć, że "zły" - ale zanudza, tak jakbyś przysiadł do pisania i napisał, byle gdzie stawiając znaki interpunkcyjne. Kropek chyba trzech brakuje na końcu zdań. Interpunkcyjnie więc do sporej poprawki, a zasady nie są wcale takie trudne, by się ich nie naumieć.

Literówki też się zdarzały, a co gorze jeszcze, to i do zdania wpadały niepotrzebne wyrazy, źle odmieniasz. Poczatek warsztatowo jest bardzo zły, stylowo również, co chwila, to musiałam się zatrzymywać, bo zgrzyt czułam. Budujesz koszmarne zdania, nawet jeżeli nie złe konstrukcyjnie, to nie mają one w sobie nic ciekawego. Taka najnormalniejsza nuda z nich wylatuje. Styl mi się nie podoba więc, i to nie tylko na początku, ale w całym tekście. Momentami wydaje mi się, że niby wszystko jest ok, a jednak jakieś zaplątanie w zdaniach występuje, nie do końca wszystko jest jasne. Ja nie mówię, by było kawa na ławę, ale czytanie trzy, cztery razy tego samego fragmentu, bo się nie zrozumiało go ani za pierwszym, ani za drugim nie oznacza na pewno, że tekst jest w porządku. I bynajmniej to nie moja wina, że nie rozumiem.

Odstępy są, ale trochę irytuje, że robisz takie same przerwy między wydarzeniami, które są oddzielone od siebie o kilka minut i między tymi, gdzie ta przerwa wynosi znacznie więcej. Ot tak, zwykły przeskok to nie był. Tutaj np. szczególnie mi brakuje lepszego podkreślenia, że coś się zupełnie innego dzieje, inna przestrzeń, inne nastawienie bohaterów itp.:


Konrad K. pisze:Zapytała się go czy też pojedzie.

Zgodził się.

Teraz oni rozmawiali całą drogę.



Poczuł jej ciepło, gdy wtuliła się nieśmiało w niego. Uwielbiał zapach jej włosów oddalonych o długość oddechu od jego ust. Objął ją ramionami. Nie za mocn


zwykla gwiazdka by sie przydała albo jakiś inny ładny znaczek, tak to gdy przechodziłam do ostatniej części, to czułam się zdezorientowana: że co? Tak szybko? Eee, nie...



Inna rzecz - dialogi. Brzmią mocno nienaturalne i to pewnie ze względu na to, że cały czas bohaterowie dużo mówią, jakby chcieli pokazać, że do tych zwykłych szarych ludzików nie należą. Maja gadane, prościej mówiąc. Tak, wiem, nie chciałeś, by to był dialog: "- Cześć?, - Cześć., - Jak się masz?, - Dobrze, a ty?, - Też.". Tylko że przy dłuższych kwestiach trzeba szczególnie uważać. Jedno słowo postawione w złym miejscu, albo jedno niewłaściwe i już sie gorzej czyta. Nie róbmy z bohaterów wielkich mądrych ludzi. Tym bardziej, że jak ktos tego za bardzo nie umie, to dialog wychodzi bez emocji, ot, został napisany, jest, tyle że czyta się go z niezbyt wielką przyjemnością.

Treść. Widać, że inspirowałeś się jakąś tam historią z baru. Nie chciałabym jej słyszeć, bo pewnie tak samo samo nieciekawa jak twój tekst. Bo twór powyżej nie należy to interesujących tekstów. Temat, który wybrałeś, jest wytarty ze wszystkich stron. Tyle zostało w nim powiedziane, że ty nic nowego nie wnosisz. Jest facet, lubi sie upijać, dziewczyna do zdradziła, jest z innym, przychodzi jakaś inna, zaczyna się fascynacja między nią a chłopakiem, ale nie czują, żeby to było to, aż w końcu on przekonuje się, że jej nie pragnie, że jest towarem zastępczym. Takie jest chyba największe streszczenie tego tekstu. Ciekawe? Nie. Wykorzystujesz wszystkie zagrania, które były. Początek jest nudny, a zakończenie naiwne i nie zaskakuje, chce aż się powiedzieć: "phi, przecież ja sie tego domyśliłam/łem znacznie wcześniej!". Powtarzam - było - i będzie, niestety - mnóstwo takich tekstów jak twoje. W przypadku wyrartych pomysłów trzeba kombinowac z formą, sposobem ich przedstawienia. U ciebie jest jak u innych, niestety.

Bohaterowie - dziwni. A raczej to, jak przedstawiasz przemianę głównego bohatera. Myśli sobie, że jest nieudacznikiem, przychodzi taka Anka i - bach! - już wszystko zaczyna być dobrze, choć końcówka juz optymizmem nie tryska, jest zwątpienie. Za szybko, moim skromnym zdaniem. Rozpiski problemu na dwadzieścia stron bym nie chciała, ale tu przeżycia bohatera brzmią z lekka naiwnie i przez to śmiesznie. Za mało jest tego zapoznawania się z nową, lepszą - w oczach bohatera, rzecz jasna - Anką. Są przed autobusem, przerwa, drugi akapit, a tam już się kochają (nie w sensie, że seks uprawiają). W takich przypadkach zawsze czuję się zdezorientowana.

Dobrze, kurka, rozpisałam się, kończę. Tekst mi się nie podobał, został napisany prawie byle jak. Prawie, bo jakas myśl główna jest. Szkoda tylko, że banalna.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

5
Przeczytałem. Nie wiem czy tego chciałem.



Budujesz okropne zdania, dodajesz słowa, zwroty zupełnie zbędne przez co powstają niestylistyczne twory. Nauczycielka języka Polskiego zaczerwieniłaby swoim długopisem calutki tekst. Ja nie mam tyle samozaparcia. Powiem tylko, że tekst jest cały czerwony w moim edytorze. To chyba wystarcza.



Myśli bohatera wtrącane w cudzysłów i dzielące tekst na części wydają się być niezbyt udanym zabiegiem.



W sumie to opowiadanie jak wiele innych. Nie zainteresowało mnie swoją formą i wykonaniem.

Błędów nie wymienię, bo jak wspomniałem tekst jest czerwony od poprawek, a nie mam w zwyczaju wklejać całego tekstu z propozycjami poprawek.

Wiele zdań wymaga poprawek. Mają dziwny szyk. Pierwsze jest dobrym przykładem. Przecinki nie wiele pomogą, trzeba pozmieniać kolejność myśli według mnie. Teraz jego sens się rozmywa. Wybacz, że nie podam konkretnego przykładu lecz jestem zmęczony, a muszę iść coś jeszcze załatwić.



Ogólnie nie moja "bajka".
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Nie był w stanie uciec od tych dwóch słów. Powracały do niego tak samo jak krótkie przebłyski wspomnień z ostatniej nocy. Nie były one przyjemne, ani śmieszne – a tego wieczora była niejedna okazja, aby się wybuchnąć dzikim rechotem albo uśmiechnąć się od ucha do ucha.



Miał swoją rutynę, której się trzymał – dwa, trzy wieczory spędzone spokojnie w domu przed telewizorem lub komputerem zajmując się tym co lubił, a w czym przeszkadzało mu towarzystwo, reszta tygodnia zaś był przesiadywał w ulubionym pubie lub kawiarni. Tam widywał się ze znajomymi, szukał nowych postaci i inspiracji, rozmawiał, kłócił się, dyskretnie obserwował. Lubił to życie.


Zobacz, w jaki sposób konstruujesz zdania. Wszystko jest się. A można, na przykład zapisać je inaczej:



Tam spotykał znajomych, kłócił, (tutaj się jest niepotrzebne!), rutynę, którą podtrzymywał,


[1]Musiał zadzwonić, [2]chociaż wcale nie chciał, [3]do najbliższej osoby jaką kiedykolwiek miał.
Teraz odczytaj to w tej kolejności: 1,3,2. Lepiej, prawda?




stała się problemem na sumieniu,
Problem na sumieniu? Yhy :)


Bał się tego telefonu, tej rozmowy, jej głosu.
Dodajesz niepotrzebne informacje. I na dodatek robisz to w sposób nie zręczny: że telefonu się bał? A groźny był ?:)


Poszło lepiej i gorzej niż myślał.


Yhy. A co autor miał na myśli? Zdanie z zaprzeczeniami, trzeba odpowiednio napisać, tak, aby z tego oksymoron nie wyszedł, jak w tym wypadku.


Nie było ważnym to co mówiła
Nie było ważne


Nawet ton jakim go przywitała – obojętny, wpadający we wrogość,
obojętny, ale w coś wpadał? A nie lepiej napisać: na pograniczu wrogości?


bo spytała
Zapytała.


Ostatniego zdania nie powiedział. Nie chciał, aby ktoś usłyszał. Wiedział jednak, że nie wróci dzisiaj trzeźwy do domu. Spróbuje zalać doła. Tak samo jak przez ostatnie trzy miesiące.


Daj czytelnikowi pomyśleć! Takie wtrącenia są łopatologicznym wyjaśnieniem każdego zjawiska/czynności/myśli w opowiadaniu.


[1[Wyszedł na zimne, wietrzne ulice. Było wilgotno i zimno, [2]a on miał już drugi dzień gorączkę.


Świeciło słońce a ona była wilgotna. No, mniej a więcej takie te zdanie jest.

[1] - dwa razy piszesz, że było zimno

[2] - Taką uwagę trzeba ubrać w słowa, aby nie była łatą w narracji, a składną częścią zdania. Poza tym zestawienie było - miał też się gryzie.

Ja bym to zapisał tak:

Wyszedł na zimną, wietrzną ulicę. Było wilgotno, a on drugi dzien gorączkował.


Nienawidził siebie za to, że był w stanie się opanować. Może poczułby się lepiej gdyby wykrzyczał wszystko...

Dlatego zachowywał się normalnie.



Na koniec był wściekły. Na siebie, na nią, na świat. Pozostał już tylko się urżnąć.

Trzy duże piwa wypił jednym ciągiem
A jak się pije ciągiem???


Cała w różnych odcieniach czerwieni oświetlona przez delikatne lampy i palące się wszędzie świeczki prezentowała się przyjemnie. Delikatne światło nie przeszkadzało, a muzyka idealnie komponowała się z całym otoczeniem.

W kącie siedziały znajome.
Twarze? Postaci?


Uśmiechnął się i odwrócił się plecami do nich. Zamówił sobie kolejne piwo. Nie szukał innego towarzystwa niż szklanki. Wypił cały kufel dwoma dużymi łykami.



Poczuł jak alkohol pieni się i kotłuje się w żołądku,




Kilka uwag:

- nadużywasz zaimków

- źle zapisujesz dialogi

- o przecinkach nic nie słyszałeś?



O tekście: Bardzo brzydko napisany. Tak bardzo, że wymęczył mnie i z trudem dotrwałem do końca. Plusem tego jest fakt - że gdy tam dotarłem, byłem uradowany jak mało kiedy. Zdania budujesz w dziwny "mówiony" sposób, przez co widać, że mało czytasz i ogólnie obcujesz z tekstem. Historia opowiedziana nie jest ciekawa - przesiąknięta banałem nie zachęca. Nie ma tez powalającej puenty, akcji, humoru - słowem, nic tu nie ma. Bohaterowie są nijacy, bez charakteru i ikry: czytałem tekst nie widząc ich przed oczami i byli mi obojętni.



O stylu: raczkuje i nie jest z nim dobrze. Powinieneś na warsztat rozebrać te opowiadanie w wordzie, wszystkie zaimki podkreślić na żółto, a następnie zdania przebudować tak, aby je wyciąć (wiadomo, nie wszystkie, ale 90% stanu). Wówczas zobaczyłbyś, jak tekst wygląda stylistycznie. Ja tutaj widzę słabe środki stylistyczne, brak plastyki, ubogość opisową ogólną. Można to naprawić, tylko po co, jeżeli sama historia trąci banałem? Nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”