Kosmiczne resoraki [obyczaj]

1
Błagam go o litość. Klękam przed nim i łkając, błagam o litość. Mówię mu, żeby mnie zostawił, żeby przestał mnie bić.

Stoi nade mną, nie bardzo wiedząc co robić. Dziwi go pewnie, jak bardzo człowiek potrafi się poniżyć, żeby nie dostać po mordzie. Jak potrafi się zapłakać i zasmarkać, żeby ominęło go tych kilka siniaków i zadrapań.

Klęczę przed nim, mówiąc, że już dłużej tego nie zniosę. W końcu milknę. Wokół nas też jest cicho.

Chyba wszystkich trochę to przeraża.



***



Siedzimy w Rewirze co wieczór. Piwo, fajki, bilard. Proste rozmowy o rzeczach codziennych, przyziemnych i przyjemnych. Tylko co jakiś czas braterski okrzyk, nawołujący do walki za Białą Dumę. Odkrzykujemy, że damy się pociąć, byle Nasz Kraj rósł w siłę. Ta cała ceremonia znaczy niewiele więcej niż "Hej chłopaki, jesteście tu dalej?". Słowa kumpla pijanego na tyle, by nie być już pewnym, że jest się wśród swoich.

że nazizm? Chuj w dupie, nie nazizm. Cała ta pseudopolityczna otoczka, to jedynie manifest - "lubię się ponapierdalać". Ot, środkowy palec skierowany w stronę zbulwersowanego wszechświata.

że łysy? że glany? No co ja mogę powiedzieć: moda. Modne były dzwony, potem adidasy, potem pokemony. Glany są modne. A łysemu się bić wygodniej. Jest zresztą u nas Pasiol. Kudły ma do pasa (niedawno obcinał) i łazi z nimi dumnie po Rewirze. Tylko na napierdalanki robi sobie warkocz i chowa za koszulkę. że skin to już łysol... Też mi coś!

Oluś wbija czarną ósemkę. Uśmiecha się szeroko. Pieprzony farciarz. Wierzcie mi, z nim nie da się wygrać. Na pociechę stawia mi piwo za dobrą partię. Siadamy przy stoliku, obok naszych. Jest Pasiol, jest Jeremiasz, jest kilku innych. Są też dziewczyny no i jest Anastazja.

Pytasz jak wygląda skinówa? Taka punkówa najzwyklejsza, tylko zamiast Pidżamy Porno słucha Honoru i zamiast chodzić do ASP, chodzi z nami. Nie jest - Narodowa Wiaro broń! - łysa. Glany ma, ale glany są w modzie i teraz nawet dwunastolatki noszą glany.



***



Umówiliśmy się w parku. Oczywiście czekam, bo jak ostatni debil przyszedłem wcześniej.

Siadam na ławce i wyciągam z kieszeni odtwarzacz mp3. Wcale nie kradziony. Jasne. Jak skin to wszystko ma krojone? Od telefonu, przez mp3, aż do paska, nie mówiąc już o spodniach? Odtwarzacz jest mój. Wkładam słuchawki i zanurzam się w hipnotyzujące melodie kwartetu smyczkowego. Co jakiś czas trzeba przełączać na hardcore punkowy kawałek, żeby przechodzące dziewczyny nie pomyślały, że jestem cipka, jednak potem od razu wracam do klasyki. Altówka zdaje się tańczyć, wchodząc w alchemiczne reakcje z wiolonczelą. Skrzypce wieńczą misterną, muzyczną budowlę, wręcz popisowo utrzymując się na jej szczycie.

Już ją widzę. Ona też mnie zauważyła. Zbliża się, zwiastując nieuniknione. Jak zwykle zadaję sobie pytanie dlaczego to zrobiłem. Nie czekam na odpowiedź, bo znam odpowiedź. Po prostu ją kocham.

- Cześć Anastazja - mówię.

Całujemy się na powitanie. Jej język świdruje moje wnętrze. Czuję się jakby badała zawartość mojego żołądka. Jest ostra. Perfidnie. Kończy pocałunek przygryzając moją dolną wargę. Za mocno, ale skarżyć się nie będę.

Umówiliśmy się w parku tylko po to, żeby zaraz wybrać się do pobliskiego sklepu, kupić jakiś tani winiak, szlugi i udać się na dach jednej z wyższych z kamienic. Musiałem wyłamać kłódkę, co nie było nowością ani dla mnie, ani dla gospodarza budynku, który wymieniał je regularnie. Facet był uparty - to na pewno.

Z dachu można było podziwiać wspaniałą panoramę miasta. Ironia naturalnie. Nie, nie żeby miasto brzydkie czy coś. Po prostu szare, płaskie i zwykłe.

Usiedliśmy, opierając się o ścianę potężnego komina.

Wino. Fajki. Cisza. Z Anastazją nie za bardzo było o czym pogadać. Pamiętam jak przy naszym pierwszym spotkaniu starałem się rozkręcić rozmowę. Już wtedy okazało się, że jest koszmarnie głupia. Durna idiotka po prostu. Pusta jak kościół w wakacyjną niedzielę.

Ale miała niesamowite ciało, no i instynkt. Dałem się złapać. Jakieś tam amory w Rewirze, jakieś uśmiechy, oddechy i wypinanie tyłka. Następne dwa tygodnie - zimna jak lód, twarda jak skała. Zero reakcji na jakiekolwiek zaloty. I przez te dwa tygodnie zdążyłem się zbujać kompletnie. Zakochany niczym przedszkolak w pieprzonej pani przedszkolance. Ona to oczywiście robiła specjalnie i potem już zaczęliśmy być ze sobą "oficjalnie".

Co dalej? Poznałem się na jej ilorazie inteligencji, ale już nic nie dało się zrobić. Usidliła mnie. Zaplątała sprytnie. Zdobyła. A taka głupia...



***



No więc siedzimy w Rewirze przy stoliku. Całą ekipą. Piwo. Szlugi. Wiadomo.

I nagle twarz Olusia rozświetla uśmiech. Promienny, szczery uśmiech który oznacza tylko jedno:

- Mam pomysł.

Wszyscy milkną. Jeżeli Oluś ma pomysł, to jest to na pewno bardzo dobry pomysł i istnieje szansa na wyśmienitą, a wręcz szampańską zabawę.

- Dziś jest jakaś impreza w Ekstazie. Techno-muły zlazły się, żeby trochę potańczyć. Nie widzę przeszkód, żebyśmy to my im zagrali.

Pomysł jest świetny, ale Pasiol podbija stawkę.

- A nie lepiej po prostu ich zabić? - pyta spitym już mocno głosem.

No więc zero dyskusji. Idziemy. Okazuje się, że Pasiol mimo bitnej natury nie jest w stanie dojść choćby do drzwi. Zostawiamy go, obiecując szczegółową relację po powrocie. Z Pasiolem zostaje jeszcze Marika, a my zmierzamy do Ekstazy. Czuję się jak mistyczny wojownik, prowadzący drużynę bohaterów do walki z antagonistycznymi siłami. Co prawda idę na przedzie tylko dlatego, że Oluś przystanął zawiązać sznurówki, ale jednak. Dumny, silny, zdecydowany.



***



Stoimy przed klubem. Ja i techno-muł. Reszta wokół nas tworzy koło. A raczej dwa półkola. Jest nasze półkole i techno-mulaste półkole.

Koleś stoi i rozgląda się dookoła. Patrzy w oczy swoich kolegów i na buty moich kolegów. Mija kolejna minuta.

- No co jest? - ponaglam.

Nie reaguje. Patrzę na jego dłonie. Trzęsą się.

Zbliżam się do niego, jednak koleś nie panuje nad instynktem samozachowawczym. Cofa się, wpadając na swoich ludzi.

- No kurwa mać! - udaję, że tracę kontrolę nad sobą. - Człowieku nie rób sobie jaj. Chcieliście jeden na jednego, macie jeden na jednego! No dawaj, jebnij mnie!

Zbliżam się. Tym razem techno-muł nie ma gdzie zwiać. Patrzy na mnie niepewnie. Wie co się święci, a przynajmniej tak mu się zdaje. Mimo to decyduje się. Nie ma wyjścia. Powoli unosi rękę i składa palce w dygocącą z nadmiaru adrenaliny pięść. Szuka jeszcze ratunku w twarzach kumpli, ale żaden z nich nie chce być zauważony. Dlatego nikt nie odchodzi. Stoją w tym swoim półkolu równiutko, w tych samych strojach, w tej samej pozycji. Można by pomyśleć, że wszyscy są tylko kopią chłopaczka, który stoi przede mną. Pierdolony atak klonów. Atak? Chyba anemia klonów. Gdybym...

!

Muszę przyznać. Zaskoczył mnie. Uderzył precyzyjnie, mocno. Trzyma gardę, przekonany, że zaraz rzucę się na niego. Ale nie bolało aż tak bardzo. Myli się. Prawdę mówiąc, nachodzi mnie ochota na odrobinę ironii.

Klękam przed nim.

Błagam go o litość. Klękam przed nim i łkając, błagam o litość. Mówię mu, żeby mnie zostawił, żeby przestał mnie bić.

Stoi nade mną, nie bardzo wiedząc co robić. Dziwi go pewnie, jak bardzo człowiek potrafi się poniżyć, żeby nie dostać po mordzie. Jak potrafi się zapłakać i zasmarkać, żeby ominęło go tych kilka siniaków i zadrapań.

Klęczę przed nim, mówiąc, że już dłużej tego nie zniosę. W końcu milknę. Wokół nas też jest cicho.

Chyba wszystkich trochę to przeraża. Wiedzą dobrze, że za kilka chwil role się odwrócą. że ten chłopak będzie klęczał przede mną i becząc prosił o jakąś formę litości. Z tą tylko różnicą, że jego cała twarz będzie zakrwawiona. Ciało w siniakach. Lewa ręka będzie najprawdopodobniej złamana. Większości jego kumpli już przy nim nie będzie.

No i ten płacz będzie trochę bardziej realistyczny, niż teatrzyk który odstawiam.

Jedno jest pewne.

Nie posłucham go.

2
Na wstępie zaznaczę ze nie przepadam za tekstami w 1 osobie. A już całkiem nie lubię takich bezpośrednio zwracających się do czytelnika...



Ale... Warsztatowo dobrze (jestem ciekaw jak piszesz w 3 dla mnie to wyznacznik dobrego warsztatu) czyta się płynie, i niema za wiele zgrzytów.



Parę bugów które mi przeszkadzają


No więc zero dyskusji.

No więc siedzimy w Rewirze przy stoliku.


Nie zaczyna się zdania od no więc. Bardzo mi to tu nie pasuje, nawet jesli był to celowy zabieg. Skoro twój skin jest inteligentny (Przez tą klasyczną muzykę sprawia wrażenie pozera) niech to pokaże. Jeśli jest głupi niech nie pierniczy o instynktach samozachowawczych. A tak poza tym to technicznych problemów nie masz, albo nie zauważyłem, zobaczymy co powiedzą inni.



A był bym zapomniał. Bohater pozostał bez imienny co również mi się nie podobało. Ogólnie mi ten koleś się nie podoba, ale to kwestia gustu. Natomiast bardzo mi do serca przypadł Pasiol... He he he.



Fabuła... chyba o tym właśnie zapomniałeś. Zupełnie z mojego punktu widzenia jest w tym tekście zbędne opowiadanie od tyłu, niczemu nie służy. Poza tym to jest za krótkie, nie wywołuje emocji, i niestety nie zaskakuje. No i schematyczne od punki idą se ponapierdalać... Nic w tym odkrywczego. Co innego gdyby skinom policja spuściła łomot a techno muły by się za nimi wstawiły... He he żartuje oczywiście :P



Heh i uprzedzę pytanie: Nie mam nic do skinów, Piżamę lubię XD



Pozdrawiam
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

3
Nie wiem, czy na tym forum w dobrym tonie jest odpowiadać na komentarze, mimo to spróbuję się troszkę obronić.



No więc... ;) Zależało mi na tym, żeby bohater był hipokrytą. Chciałem spojrzeć na skinheadowską subkulturę od środka, a jednocześnie jak najbardziej obiektywnie. Stąd "pozerstwo" bohatera.



Co do samego "no więc" - wydaje mi się to bardzo naturalny zwrot. Nie chciałem oficjalnej, typowo literackiej narracji. Stąd kolokwializmy, przekleństwa itd.



Fabuła - przyznaję, że nie był to punkt, nad którym szczególnie się wysilałem. Stereotypy? Miałem okazję przebywać trochę w opisywanym przez mnie środowisku i trzeba przyznać, że wszystkie stereotypy o skinach to najświętsza prawda. :)



Natomiast cieszę się, że mój warsztat zarobił u ciebie plusa. Pisałem to opowiadanie właśnie żeby poćwiczyć.



Czekam na dalsze opinie. :)

4
Kolejny tekst o skinach...



Nie podoba mi się brak fabuły. Kolejne wynurzenia, popartye życiowymi scenkami. Też przebywałam wśród skinów ( O losie, z jednym chodziłam :? ), wśród punków, dresów, kujonów, łobuzów, bogatych i biednych małolatów - znów powtórzę, że stereotypy śmiało mogą zastąpić papier toaletowy. Amen.



Dialogi miejscami sztuczne:
Techno-muły zlazły się, żeby trochę potańczyć. Nie widzę przeszkód, żebyśmy to my im zagrali.


Ciężko jest pisać językiem potocznym, żeby nie otrzeć się o sztuczność. Da się to okiełznać, ale trzeba wprawy - musisz poćwiczyć. Najlepiej w wyobraźni. Czy widzisz swojego kolegę, który wywala się z powyższym tekstem? "Nie widzę przeszkód..."



Styl - podobnie, wymaga szlifierki. Nie tyle, że jest źle, ale mało płynnie. Niefortunnie dobrane wyrazy:
Dziwi go pewnie, jak bardzo człowiek potrafi się poniżyć, żeby nie dostać po mordzie.


Tak ogólnie: bez fajerwerków, kolejne opowiadanie o skinach.



ćwicz dalej, styl przyzwoity, ale stać cię na więcej. Widać, że nie klepałeś, co myśl na klawiaturę przyniesie, starałeś się. Dobrze, ale z pochwałą poczekam na następne ;)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

5
Wiele nowego nie powiem.



Najbardziej rzeczywiście irytuje brak fabuły. Ale sam mówisz - chciałeś poćwiczyć. W takim kontekście - kontekście szlifowania warsztatu - tekst zaliczyłbym jak najbardziej na plus. Przyjemnie mi się czytało, całkiem nieźle wyważyłeś granicę między językiem literackim a potocznym. łasic dobrze wypatrzyła ten dziwny dialog i nieciekawie brzmiące zdanie. O ile potknięcia w drugim przykładzie praktycznie zawsze mogą się zdarzyć, o tyle dialogi trzeba sobie wypracować. łasic dobrze prawi (jak zwykle ;) ) z tą radą - wyobrażaj sobie napisane dialogi, najlepiej w codziennym życiu z prawdziwymi ludźmi.



Nie podoba mi się trochę ogólny ton narracji, coś w stylu "jakie to życie ciężkie, ojojoj", ale rozumiem, że to przez bohatera. Tak czy siak, nuży to, bo pełno tego jest, a w Twojej pracy występuje jako siła napędowa.



W treść merytoryczną nie ma się co wgłębiać, ot skin hipokryta, ot szary świat z napierdalanką, tanim winem i techno mułami. Rozumiem, że to tylko tło do ćwiczenia. A że warsztat masz dobry, z pewnością miszon komplited.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”