"Krwawy Step" [historyczne]

1
Krótki początek kolejnego opowiadania. Może wreszcie jakieś zacznę i skończę... :wink:





Dzień powoli dobiegał końca. Księżyc niespiesznie wtaczał się na niebo, zrzucając słońce poza mury Lwowa. Niektóre jego promienie błyskały jeszcze w okiennicach, załamywały się na mosiężnych klamkach, tańczyły na kołatkach. Nagle jedna z tych kołatek dwukrotnie uderzyła o drzwi. Przed bramą, wspierając się na swojej wysłużonej batorówce, stał siarczysty szlachcic. W sile wieku był ten jegomość. Biała jak śnieg broda i łysy, poharatany bliznami czerep, pamiętały zapewne niejedną wyprawę króla Stefana. Także i nie najnowszy, prosty kontusz, nosił ślady owych wypraw, zręcznie zacerowanych żołnierską ręką. Drzwi zaskrzypiały. Słychać było jak czeladź rozsuwa je ciężkimi wrzeciądzami.

- A kogóż tu licho niesie? Chwała Bogu że waści zachował! Chwała! – Odźwierny uśmiechając się do szlachcica podszedł bliżej i widać było że znają się dobrze.

- Kogo niesie, to niesie. Witaj Nochalu.

- A waść znowu swoje. – Sługa potarł się o swój wielki, czerwony nos, ukradkiem wydłubując co nie co ze środka…

- Zdrowi?

- Zdrowi! Jako rydze!

- To chwalić Boga. Pan jest w domu?

- A chwalić, chwalić. Pan nogi przy drwach grzeje, czeka na listy.

Szlachcic zatrzymał się i popatrzył zdziwiony na Nochala.

- Skąd to twój pan wie o listach?

- Wieść o hańbie cecorskiej dotarła tu przed waćpanem. Bisurmany w jasyr wzięły co możniejszych, to i pan mój listów oczekuje.



Nochal został na podwórzu, zaś szlachcic wszedł do środka. Jako dom z zewnątrz dość skromnie wyglądał, tak w środku aż wypchany był zbytkiem. Marmury, antyczne posągi, złote festony zwieszone na odrzwiach, zwierciadła w których całą sylwetkę można było ujrzeć i które rzadkością wielką były w Polsce. Wszystko to zawsze wydawało się owemu szlachcicowi odpowiedniejsze dla kaplic niźli dla domu. Minął sień i skierował się do biblioteczki gdzie zwykł spotykać swego przyjaciela. Nie mylił się. Niewielka, blada postać zachodnio ubrana, siedziała w dużym fotelu z altembasu i wyciągała nogi ku kominkowi, który czule pieścił ciepłem jej stopy…



- Janie!

- Mikołaju! – Jan w dwóch krokach znalazł się przy fotelu i prawie że siłą wyciągając przyjaciela uściskał go niczym niedźwiedź. Mikołaj aż zrobił się nienaturalnie czerwony na swojej zwykle białej jak wapno twarzy.

- Puszczaj waść bo dusze wytrzęsiesz.

- Ty i tak duszy nie masz czorcie!

Jan ostawił kompana i podkręcając żwawo wąsa usiadł zadowolony na fotelu.

- No to powiadaj. Co mówią o klęsce hetmana?

- Nie to hetmana klęska, ale warcholstwa i samowoli szlacheckiej. – Stary wiarus zmarszczył siwe brwi. – Hetman, jako że wojska Paszy okrutnie nasze własne samą liczbą biły, po pierwszym dniu kazał koszem siedzieć i na szturmy czekać. A dnia pierwszego krew psów niewiernych na równi z naszą się lała. – Jan westchnął pokazując świeżo zgojone cięcie trochę poniżej kołnierza. – Gdybym psa w porę nie sparował to już bym był o głowę krótszy.

- Głowa waćpana zbytnio nie upięknia to i damnum niewielkie by było…

Rycerz udał że nie słyszy kąśliwości i kontynuował dalej.

- Po krwawym dniu szlachta takiego fastidium do szabli uczuła, że wnet poczęły się głosy pojawiać aby taborem ku granicy się cofnąć. Hetman chciał się bić, ale kniaźowie się od niego odwrócili. Odrzywolski, Kalinowski, hospodar Gratiani, Chmielecki, Tyszkiewicz… I te diabły wyprowadzili ze sobą dwa tysiące szabel, a hetman ze czterema ostał. żółkiewski takiej gorączki złapał, że pierwsze chciał buntowników ścigać, ale cały obóz podobnym był bardziej do jarmarku niźli do wojska. Zamęt wielki. Gdyby Pasza uderzył w ten moment ze swoimi dwudziestoma tysiącami, zniósłby nas wszystkich.

- Czemuż więc tego nie uczynił?

- łaska anielska! Pohańce myślały że owe wystrzały w naszym koszu to na wiwat, od zabawy i nas za szalonych poczytywali. „Lackie syny krwią naszą się upijają.” Trwoga weszła w serca niewierne, ale z rankiem wszystko się objaśniło i nie pozostało hetmanowi nic poza odwrotem ku Dniestrowi.

- To żółkiewski tabor jeszcze uszykował z tej hołoty?

- Ha! I to jaki! Szturmy ordy tak krwawo odpieraliśmy, że i sam Kantymir powątpiewał czy uda im się nam karki ponaginać. Sam Krwawy Miecz!

- Jakże? Udało im się? - Prawie kpiąco spytał Mikołaj.

Jan tylko coś cicho warknął pod wąsem i mówił dalej.

- Szlachta gdy zobaczyła wstęgę Dniestru, złamała szyki i rzuciła się wprzódy ku granicy. Tak blisko od ocalenia nas zguba dopadła. Kantymir widząc ten bigos, uderzył z tatarami i ciął szlachtę bez litości. Okrutna sieczka…

Samuel popatrzył na przyjaciela, uśmiechnął się.

- Janie, a czemuś to ty nie usieczon?

- A miałem to w pewny jasyr iść, albo i w śmierć iść? żywy więcej Pohańcom szkody naczyni niż zimne truchło. A i jest okazja po temu!

Szlachcic wyciągnął listy i podał je Mikołajowi. Ten szybko zerwał pieczęcie i zaczął czytać.

- Kniahini Korecka się o małżonka niepokoi… - Rzekł z półgębka nie przestając śledzić czernidła na papierze. „Jaśnie wielmożny Mikołaju Wąpierski…”



Kniaź Samuel Korecki, w bitwie nie poległ, lecz niewola go nie minęła. Sam Iskander Pasza zastrzegł aby pilnować „lackiego psa” jak oka w głowie. Korecki bowiem już raz uciekł z tureckiej niewoli i Pasza ten jasyr traktował bardzo osobiście. Nieraz to kniaź lubował chwalić się jak to odrzucał łaskę podawaną mu na tacy razem z wiarą Mahometa. Częstokroć kpił z tych co go uwięzili i którym z taką łatwością umknął. Te wszystkie próżności dochodziły gęsto do uszu Iskandera i można rzec że nie był nimi zachwycony. Pragnął więc rzucić niepokornego Lacha do stóp samego sułtana. Godzina zemsty nadeszła. Kniaź już zapewne gnił w lochach Stambułu, a i nadzieję na wykup mieć było trudno.



Wąpierski skończył czytać, wyciągnął się zadowolony na altembasie i począł skubać swoją skromną, szwedzką bródkę. Jan widząc zadowolenie na twarzy przyjaciela wyczekiwał z niecierpliwością, ale w końcu sam spytał.

- Ile wart jest Korecki?

Mikołaj nie odpowiedział. Podniósł się z fotela i wyszedł w stronę sieni, skąd po chwili wrócił niosąc ze sobą dwa rżnięte w krysztale kielichy i dwa gąsiorki. Wpierw napełnił winem naczynie Jana, który z zaciekawieniem przyjmował niecodzienną reakcję mikołaja na list. Potem rozlał sobie z drugiego gąsiorka. Metaliczny zapach krwi uderzył w nozdrza starca. Wprawdzie przywykł już do ciemnych praktyk swojego towarzysza, ale cały czas odczuwał lekką niechęć na samą o nich myśl. Obydwoje podnieśli się do toastu i wreszcie Wąpierski przemówił.

- Za umiłowanego nam kniazia Koreckiego i ośm tysiąca czerwonych złotych!

Oboje jednym haustem wysuszyli kryształy, po czym równocześnie rozbili je sobie o łby.

- Ha! To sobie pojeździmy po spinach bisurmańskich!

- A jakże!

Kolejne kielichy poczęły wędrować do ust.

- Janie, a czy i ty nie zlękniesz się czasem? Ostatnio tako znad Dniestru Jan uciekał, że prawie buty pogubił!

- Klnem się na święty krzyż! Pójde! Na Sułtana!

- Na Sułtana! Na Stambuł! – Krew szybko rozeszła się po ciele Mikołaja. Jego cera ze śnieżnej bieli w mgnieniu oka zaróżowiła się. źrenice oczu poszerzyły się po granice samych białek. Upił się jednym, dwoma kielichami, ale upił się inaczej niż winem, miodem, czy gorzałką. Jego zmysły wyostrzyły się. Słyszał jak pies, widział jak sokół. Zapałał żądzą mordu…



świt zastał obojga rycerzy szykujących się w drogę do Korca, gdzie na przybycie ich oczekiwała Katarzyna Mohylanka, córka hospodara mołdawskiego Mohyły, żona Koreckiego.

Lwów kiedy przez niego przejeżdżali tętnił życiem. Wąskie uliczki miasta, kręte i pozawijane jak pas słucki pełne były straganików i przekupek. Straż miejska z halabardami zmieniała właśnie warty. Niejeden z uśmiechów żołnierskich pomknął ku okratowanej gloriecie kamienicy przyrożnej, gdzie hoże dziewoje ich podglądały z rumieńcami na policzkach. Nawet staremu Janowi udzieliły się te widoki. Uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął śpiewać.



Nie umykaj dziewko,

Przed żołnierza śpiewką,

Poprzez robron, poprzez suknie.

Posłyszy on, jak Ci stuknie,

Serduszko, dziewucho!...

Nie pomoże macierz,

Ani święty pacierz.

Bo już takie przykazanie:

że gdzie chłop – tam miłowanie!




Mikołaj po głowie się podrapał i odrobinę zniesmaczonym głosem zwrócił się do kompana.

- Stary a głupi…

- A może to nie wolno mi? Jam kawaler, to mogę! – Podniósł dumnie poharataną, łysą głowę, po czym dodał po chwili i po cichu: - A że wiekowy to swoją drogą…

- Nie przystoi waści…

- Czemuż to? Myślisz że takiej dziewce rady bym nie dał?

- Tak właśnie myślę. Za staryś na takie uciechy.

- Cóż za brednie! Przeto wiadomym jest, że im kot starszy, tym ogon jego twardszy!

Jan uderzył pieszczotliwie Wąpierskiego po łepetynie tak, że mu aż prawie kapelusz zleciał.



Przed wyjazdem z miasta postanowili jeszcze do szynku zajrzeć i języka zaczerpnąć o luzaków gotowych się nająć do szabli...
The Dude abides.

2
(Mam swoją prywatną teorię dotyczącą omijania przez forumowiczów tego tekstu...)



Uwagi techniczne: w kilku miejscach dyskusyjna interpunkcja ("Kniaź Samuel Korecki, w bitwie nie poległ, lecz niewola go nie minęła." - o przecinek za dużo) i jeden "mikołaj". Zdanie z kołatką uderzającą o drzwi jakoś nie przekonało mnie przy pierwszym czytaniu, ale im dłużej na nie patrzę, tym bardziej nie wiem. Sztuczny wydaje mi się tylko zwrot "wypchany zbytkiem", poza tym stylizacja językowa jest zachwycająca i mam wypieki na twarzy. "Hańba cecorska" :)



W pierwszym akapicie, w opisie Jana, brakuje mi jakiegoś błysku w oku, czy innego szczegółu, który pozwoliłby czytelnikowi zorientować się, że ów dziadyga jest jeszcze młody duchem, a nawet trochę taki hej do przodu. Nie wiem, czy wiesz, co mam na myśli - łysy, biała broda, "kogo niesie, to niesie", a potem nagle żywe podkręcanie wąsa i zaściskiwanie przyjaciół na śmierć, nie wspominając o zarywaniu dziewuszek. Czytelnik jest zmuszony korygować swoje wcześniejsze wyobrażenie o zrzędliwym dziadziu; ma wrażenie, że bohater jest niespójny.

Z Mikołajem pojechałeś na całość, facet jest blady i niepokaźnej postury, pije krew i nazywa się Wąpierski - chcę w następnym fragmencie przeczytać jak przegryza tętnice Turkom! No, może bez przesady, ale pomysł na taką postać w takich realiach, chapeau bas.

+ Kochanowski z kocim ogonem :)



Bardzo chętnie przeczytam, jak to dzielni, lecz nie bezinteresowni Jan i Mikołaj "Wąpierz" Wąpierski, na czele dzielnej, lecz najętej drużyny, wybawiają knazia z niewoli i uciekają przed całą armią Sułtana. Lub jak to sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. Nie waż się przestać, bo bardzo dobrze ci to wychodzi.

Saving kniaź Korecki cz.2 [historyczne]

3
Pomimo że był to ranek, to wewnątrz już przesiadywała gołota i plebs raczący się piwem i krupniczkiem. Wilkiem spoglądali na przybyłych gości i aż strach pomyśleć, że jeżeli z jutrzenką taki mars bił z ich oblicza, to jakimi gromy błyskali gdy noc i gorzałka zachęcała…

Szlachta ta niewiele od chłopa się różniła. Szablą chyba tylko przy boku. Co okazalszym panom na rapciach zwisała, reszta sznurkiem wiązać się musiała do tej panny, która panną pierwszą ich była i często jedyną tym hulakom ukochaną.

Wąpierski podszedł do żyda szynk prowadzącego, tymczasem Jan dwie dziewki przyuważywszy, zarzucił wyloty kontusza i doskoczył zaznajomić się z damami.



- żydzie, spieszno nam więc mnie słuchaj. Przysuń jeno łeb, bo do całej braci mówić nieskorym…

Szynkarz odłożył misę i szmatę, które do tej pory go zajmowały i przychylił się do uprzejmej prośby gościa.

- Czegóż chcesz człeku?

- Koni. Potrzebne trzy nam są.

- Nie po toś mnie o dyskrecyję prosił.

- Potrzebuje kogoś kto na Siczy bywał. I jeszcze z pięciu chłopa.

Karczmarz spojrzał koso na Mikołaja, zatarł łapki.

- Luzak wszędy się nosi, ale… Na cóż ci na Sicz się wybierać?

Wąpierski uraczył żyda swoim przenikliwym wzrokiem, poczym skubnął trochę bródkę i rzekł.

- Wżda jesteście tacy ciekawscy żydzie?

- Jeno kiedy znaczne sumy przeczuwam…

- Powiecie do kaduka, czy nie powiecie?

- Bywają tu i menty co z Nalewajką grabili, toć znajdziesz, jeno jak Miesiąc wzejdzie musisz wyczekać bo z wieczorem się zjawiają.

- Czas mnie nagli.

- Eh… - Westchnął szynkarz - To ileście koni chcieli?...



Tymczasem Jan odłożywszy na bok sprawy ekspedycji, zadowalał się rozmową z damami.

- Cóże waćpanny tako rychło niczym gąski wstają?

- A wstają, a wstają. – Rzekła jedna nie odrywając wzroku od okiennicy.

- A wstają bo panna Julka na mości Camerona wygląda przez lufcik. – Dodała szybko druga z udawaną w stronę Jana poufnością. Od razu jej się po łbie dostało…

- Głupoty gęga ta gąska, niech waść nie słucha.

Szlachcic począł śmiać się i natychmiast na buziach dziewiczych, róż zagościł. Następnie podziwiał przedniość materiału sukni, skubiąc ją z deczka przy żeberkach. Chwalił uczesanie i zgrabność gąsek. Dziewki chichotały niewinnie, podskakiwały i zwracały tym samym uwagę całej karczmy, szukającej tylko okazji do bitki. Okazja nastąpiła z chwilą gdy nachwaliwszy figurę, do chwalenia sfer kulistych przeszedłszy, Jan lekko palcami po brzeżkach dekoltu krążyć zaczął.

- Mości wielmożny pan nie pcha rączek miedzy drzwie, bo mu te rączki przytrzasną. – Odezwał się ktoś ze środka izby.

Jan odwrócił powoli łysy czerep i przymrużywszy oczy zauważył że cała karczma zgrzyta zębami. Jakże go to ukontentowało.

- Waść chcesz te drzwie przymknąć? Pokaż się no tu psubracie! Nie chowaj się tam

między kuflami, a przysiągłbym że i pode stoły byś kpie wlazł byleby przed tą szabelką uciec!



Staruszek dziarsko uchwycił batorówkę i wyciągając do połowy, błysnął szlachcie stalą po oczach. Mikołaj, do tej pory zajęty rozmową z szynkarzem, odwrócił się by zobaczyć co jest powodem nagłego gwaru, po czym gdyby mógł bardziej, to by zbladł. Już chciał doskoczyć do kompana żeby ostudzić w nim warcholskie zapędy, gdy to wokoło latać zaczęły ławy i ostre sprzęta. Ryk Jana „Bij, zabij!” zatrząsł okiennicami. Szlachta za łby brać się poczęła i choć koguty co dopiero piać ustały to nikomu widać to nie wadziło. Szklanice rozbijały się po czerepach, płazy sypały się po karkach. Burda całkowita nastała w izbie.



Paru chłopa obrało sobie Wąpierskiego za swój finis i niebezpiecznie zawężało krąg, prezentując przy tym swe nadziaki i szablice.

- Zaniechajcie. Nie chcę tu zwady na miłość boską! Zaniechajcie.

- Strach cię obleciał fircyku?

- Mnie? Strach?

Mikołaj zmarszczył brwi, odpiął czarny płaszcz, zrzucił kapelusz i ujął za rękojeść swój wierny rapier. W tejże chwili nastąpił też niespodziewany wybuch śmiechu.

- Cóż waćpan chcesz smażyć na tym rożnie?

- Kuchcik się nam znalazł panowie, zaraz mu bigosik zgotujem! Haha!

- Co.. to?

Rapier upadł na ziemię. Wąpierski rzuciwszy go pod nogi, stał już przed nimi tylko z gołymi rękoma. Szlachta popatrzyła na ten gest niczym na białą flagę. Już miała zrezygnować z krwawej jatki i zniechęcona odejść, gdy nagle przeciwnik zaskoczył ich niezmiernie.

- No bratki, którego wpierw w diabły posłać?

- Patrzcie kpa! Już ja go…

Napastnik podskoczył szybkim susem i zamachnął się straszliwie nadziakiem. Kolec ciął powietrze ze świstem. Mikołaj nawet nie mrugnął mrugnął, tylko przesłonił się ręką. Nagle nadziak zatrzymał się. Krew trysnęła z mizernej rączki Wąpierskiego. Cienkie czerwone strużki popłynęły wzdłuż rękawa. Jego dłoń została przebita na wylot, jednak niewzruszona zatrzymała uderzenie, nie ustępując ani o centymetr. Wzrok przeciwników spotkał się. Mikołaj wytrzeszczył nieludzko oczy. Złowieszczy, zwierzęcy uśmiech przyozdobił jego oblicze. Palce momentalnie zamknęły się na stalowym dziobie i szybkim, silnym ruchem przyciągnęły nadziak wraz z oponentem tuż pod trupio blady nos, który zdawał się pożerać zapach włosów swej przyszłej ofiary. Szlachcic upuścił broń. Ogarnął go szok. Czuł jak ruchliwe paluszki zaczynają błądzić po jego czuprynie. Wąpierski uchwycił go obiema dłońmi za głowę i przez chwilę upajając się trwogą straceńca skręcił mu kark. Zazgrzytały kosteczki. Pozostali czterej napastnicy zamarli. Dwojgu z nich szable na ziemię się osunęły. Reszta izby zmieszawszy się, też powoli zaprzestawała bitki. Ludzie ci hartowani w ogniu wojny wiele w swym życiu widzieli, ale obraz Mikołaja gryzącego martwe włosy i dygocącego z podniecenia był dla nich widocznie czymś nadzwyczaj nowym. Nawet Jan stanął nieruchomo z ławą nad głową. Tylko zezowaty szlachcic, prawdopodobny adresat janowej ławy, leżący pomiędzy jego nogami odetchnął z ulgą. Kompan odłożył powoli ławę i podszedłszy do Wąpierskiego potrząsnął nim lekko. Zauważywszy że nic to nie dało, zdzielił kamrata otwartą dłonią po pysku. Ten upuścił wtedy ciepły jeszcze łeb ofiary i podniósł swój własny. Powoli wracały mu zmysły.

- Janie, wychodzimy! – Doszedłszy do siebie przerwał ciszę Mikołaj i zabierając swój płaszcz owinął go sobie wokół okrwawionej ręki. Wyszedł.



- Tośmy nawarzyli piwa Mikołaju.

- My? A któż te sikoreczki podskubywał? Stary a głupi!

- Nie sikoreczki jeno gąski… - Rzekł rubasznie staruszek.

- Niech to i kondory będą! Szlachta z nami nie pójdzie.

Wąpierski wsadził but w strzemię i z taką złością wsiadł na swoją czarną, inflancką kobyłę, że prawie puśliska puściły. Jan również wturlał się na swojego siwka i już mieli udać się w drogę, gdy nagle z szynku wypadł młody chłopak.

- Zaczekajcie! Idem z wami.

Młokos liczył koło siedemnastu wiosenek, jednak dość solidnej był już postury. Ucięte w grzybek blond kudły, rozwichrzone i sterczące we wszystkie strony niczym róża wiatrów, aż prosiły o grzebień. Jednak było w nim coś nieodpartego, jakiś urok który rzucał swymi błękitnymi oczkami na spotkanych na swej drodze.

- Nie bierzemy gołowąsów. Jeszcze mleczko masz pod bródką.

- Jak cię zwą? – Spytał Wąpierski.

- Maksymilian Cameron.

Jan zmierzył młodzieńca jeszcze raz. Wszak to o nim gęgały gąski. Cóże w nim widziały? Ehh… Nie pojmiesz rozumu dziewki…

- Zamorskie imię waść nosisz.

- Po ojcu Szkotem jestem.

- A gdziesz twój papo maluchu? – zagadał Jan Camerona, szturchając go lekko nogą z siodła.

- Ojciec poległ pod Moskwą. Pod Chodkiewiczem.

- To się Rzeczpospolitej zasłużył… Ale ty nam się nie zdasz młokosie. Wracaj do domu.

- Kiedy mi po drodze z wami!

- Jakże? – Spytał Mikołaj.

- Wybacz panie, zasłyszałem twą rozmowę z karczmarzem. Na Chortycy mój dom. Kozaki mnie po śmierci papy przyjęli i bratem im jestem. Krywonosem mię zwą, bo toż i Cameron znaczy w szkockiej mowie. Mogę was prowadzić.

- Maksym Krywonos… Hm… Weźmiem cię.

- Dziękuje pokornie waszmości. – Odparł zadowolony młodzian.

- Weź tego konia. Utarłem z żydem żeby dwa sprzedał, to jeden z nich tobie się dostanie…
The Dude abides.

4
"Eenie-Meenie-Miney-Moe

Weber za ten tekst się wziął..."



Nie, nie wziąłem się. Po prostu przeczytałem.

Też miałbym teorię dlaczego ludzie omijają ten tekst, ale doszło to do mnie dopiero po przeczytaniu.

Zanim zacząłem powiedziałem sobie - Ja sie nie boję.

Skończyłem i jestem wykończony.

Męczyła mnie stylizacja. Winy upatruję się głównie w tym, że jestem po ciężkim dniu w pracy i pustym kubku po herbacie. Ty możesz szukać jej gdzie indziej. Na przykład w budowie zdań, z których co najmniej kilka charakteryzuje sie szykiem przestawnym, który psuje nieco wrażenia ogólne z tekstu.

Sama historia, cóż przeminęła wraz z przeczytaniem. Wszystko przez to, że nie dotykasz tematyki, która zainteresowałaby mnie jako czytelnika. Wciąż szukam opowiadania, które będę czytał z zapartym tchem i wypiekami na policzkach.

Niestety nie znalazłem tego tutaj.

Jednak w swoim stylu jest ok. Nie mam nic więcej do dodania.



Może połączę pierwszą i drugą część w jeden temat? Bo tak jakoś kole mnie w oczy.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Przeczytałem pierwszą część i jak tylko skończę tą notkę to przeczytam drugą.



Doskonała stylizacja. Sam Komuda by się nie powstydził. Pozostaje tylko napisać, że w tym tekście prezentujesz wydawniczy poziom. Tematyka komu pasuje, temu pasuje. Sam nie przepadam za realiami historycznymi, ale wierzę że każdy miłośnik sarmacji odnajdzie się w tym opowiadaniu.



Brawo.



Ps: Byłbym zapomniał: Ludzie omijają ten tekst z powodu tytułu. "Saving Kniaź Korecki"? No bez jaj. Tytuł to zbyt poważna rzecz, żeby sobie z niego żartować. Daj propozycję innego tytułu i zmienimy.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

6
Ciekawe... Bardzo skrajne recenzje. Zwłaszcza w odniesieniu do stylizacji. Kurde... teraz to już nie wiem czy ją zmieniać czy nie...



Może "Krwawy step"?
The Dude abides.

7
Witaj.



Pozwól, że zacznęod błędów:



// blada postać zachodnio ubrana - ubrana w zachodni strój, a nie zachodnio // Puszczaj waść bo dusze wytrzęsiesz. - kojarzy mi się z Ogniem i mieczem, zaraz zaraz, czy to nie żędzian tak mówił? // traktował bardzo osobiście - co traktował osobiście? //





pamiętaj, że zazwyczaj przed "że" powienien być przecinek, a że U Ciebie taki zwyczaj nie zawsze występuje, toteż nie wypisuję tu każdego zdania, lecz mówię ogólnie, co należałoby usprawnić w tekscie.



Stylizacja, jak już ktoś tu wspomniał jest bardzo dobra. Nie czytałem drugiego fragmentu, dlatego mogę wypowiedzieć się tylko na ten pierwszy. Szczerze powiedziawszy, rozmowa Jana i Mikołaja mnie wciągnęła, czego jednak nie mogę powiedzieć o reszcie tekstu. Zaciekawiła "Hańba cecorska" i związane z nią wydarzenia, ale wrzucanie wampira Wąpierskiego pijącego krew zamiast wina mnie rozwaliła xD

Troche toporne było czytanie tego listu, mało klarowny on jest z tego wnioskuję.



Ogólnie rzecz biorąc jest powyżej średniej. Takie +4. Nie wiem czy Cię to satysfakcjonuje, ale brakuje w tekście hmm uczuć. Czegoś co poriwe czytelnika. Jakiejś iskry (nie mówię tu o jakiś romansach czy cuś). Musisz sprawić, że postaci będą przyciągały czetelnika i będzie on mógł je polubić. To tyle narazie.



Pozdrawiam serdecznie.

Danek
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

8
Puszczaj waść bo dusze wytrzęsiesz. - kojarzy mi się z Ogniem i mieczem, zaraz zaraz, czy to nie żędzian tak mówił?
Dokładnie! :D Rzędzian jest jedną z moich ulubinych postaci u Sienkiewicza to też mogą się pojawiać takie robaczki, jak "dusze wytrzęsiesz" :wink:



Co do klarowności listu, to muszę powiedzieć że listem on nie jest. No cóż, nie tyle mało klarowny list, co fragment. moja wina.



A apropos wampirów, pasuje tobie taka synteza sarmatyzmu ze stockerem?



Pozdrawiam

Nazz



PS. Bym zapomniał, dzięki za sugestie co do "uczuć". :)
The Dude abides.

9
Jako historyk z wykształcenia chylę czoła, że zdecydowałeś się na opowiadanie historyczne. To trudne zadanie. Jednak troche w dialogi bym poprawiła.

Poza tym zamień tę Polskę na Rzeczpospolitą, bo tak ją nazywano wówczas.

Tytuł niezły, bardzo zachęcający.
Do usług



Agnieszka

10
Nazz.. wybacz proszę mój błąd :) oczywiście Rzędzian, a nie tak jak ja napisałem. Moja wina...



Co do stockera, wyjaśnij proszę, o co Ci chodzi, gdyż pierwszy raz słyszę to słowo. Chodzi o jakiegoś rodzaju zwierzę (wół, jałówka? - tyle wyczytałem z internetu) czy może coś związanego z Hitchcockiem?? Wybacz, ale nie siedzę w kwestii wampirów zbyt głęboko...
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

11
Danek, chodzi o Brama Stoker'a.

Tu znajdziesz o nim więcej.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

13
Ajjjj... wpadka. Niewiedza nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Ciągle jednak poznajemy nowe rzeczy. Dzięki Weber za informacje.
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

14
Jako zapalony Pan Gracz i fan Dzikich Pol (jak i ksiazek Komudy) z przyjemnoscia zabralem sie do lektury.

Czytac na monitorze nie cierpie, wiec sobie obie czesci opowiadania wydrukowalem.. i..



Przecinki - juz zostaly wspomniane. Przed 'że' stawiamy. Troche takich niedorobek malych jest, ktore mozna by wyciac przed wrzuceniem na forum - jako oznake szacunku dla czytajacych chociazby ;)



Pierwsza czesc opowiadania - wybacz dosadny jezyk, ale plaska jest jak przecietna dwunastolatka. Niby akcja, niby rozmowa - ale klimatu niestety nie udalo mi sie uchwycic glebszego.



Czesc druga - miod. Naprawde inna klasa lektury, tu juz nie musialem sie przez tekst przebijac tylko z przyjemnoscia czytalem. Mam nadzieje ze dalsze czesci beda utrzymane w tym duchu ;)



Postac Mikolaja - scena w karczmie podobala mi sie. Ale za duzo watkow wskazujacych ze bohater jest wampirem. Nazwisko, picie krwi, bladosc - jakbys dal duzo mniej wskazowek to duzo przyjemniej byloby w pewnym momencie zakrzyknac 'wiedzialem!'. Tak czytajac czulem sie troche potraktowany jak dziecko niedorozwiniete, ktoremu trzeba wszystko dac na tacy.

Szczegolnie ze wąpierze z tego co kojarze to w mitologiach slowianskich mielismy i ludzie raczej od swych babek slyszeli rozne bajdy. to raczej by takiego jegomoscia zasiekali jak swiniaka na wiosne niz pozwolili by sobie zyl w dworku i cieszyl sie dobrym zdrowiem



Ogolnie - pisz dalej, bo warto.
Opisy u ciebie szwankują, rasizmem trąci na kilometr, brak tolerancji i zrozumienia rzeczy powala na kolana

15
Opowiadanie o wąpierzu a ja teraz dopiero na to trafiam! Na Boga! Nazz jak mogłeś mi nie powiedziec! Lecem :)



Pierwsze pytanie:
ciął szlachtę bez litości. Okrutna sieczka…

Samuel popatrzył na przyjaciela, uśmiechnął się.

- Janie, a czemuś to ty nie usieczon?
Dlaczego Samuel, przecież jego tam nie ma O_o



częśc pierwsza - dobra :D


Mikołaj nawet nie mrugnął mrugnął, tylko przesłonił się ręką.
mi też się zdarza napisac dwa razy to samo :)



łaaaa - druga jest jeszcze lepsza.



Więcej błędów nie wymienię, bo trudno mi się było na nich skupic, gdy czytałam. Naprawdę czyta się dobrze!



Nie wiem czy brakuje "uczuc" ale można jeszcze bardziej nakreślic charakter Mikołaja<którego i tak już strasznie lubię> i Jana.



Nie powiedziałabym, że częśc pierwsza jest płaska, jest po prostu o czymś innym, wstępem do całości ale i sama w sobie ciekawa. Mam nadzieję, że to ma ciąg dalszy, bo to naprawdę mi się podoba.

No, w kwestii innych pochwał to zgadzam się z poprzednikami.



Pozdrawiam wacpana serdecznie i czekam na ciąg dalszy!
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron