
Lot Anioła
Mężczyzna usiadł w ławce i schował twarz w dłoniach. Na chwilę spróbował zapomnieć o wydarzeniach, które prześladowały go od paru godzin. Próbował wybaczyć, nieskutecznie. Z pomiędzy palców wpatrywał się w posąg wiszący nad ołtarzem.
- Jezu przebacz mi, bo ja sam sobie nie potrafię...
Wielokolorowe światło, wpadające przez witraż, spoczywało na środku umęczonej twarzy mesjasza. Mężczyzna ponownie spuścił wzrok i pogrążył się w modlitwie. Nagle ciszę w kościele zakłócił zgrzyt otwierających się drzwi od zakrystii. Ksiądz proboszcz, który za pół godziny miał odprawić mszę, zamierzał przygotować się do przemówienia. Gdy zauważył nieoczekiwanego gościa, w pierwszym momencie nie widział, co ze sobą począć. Chciał ukryć się z powrotem na zakrystii, ale siedzący w ławce raptem podniósł wzrok i spojrzał na duchownego przez zapłakane oczy. Podstarzały proboszcz przygryzł wargę i postanowił podejść do wiernego, który najwyraźniej był w potrzebie. Zszedł z podwyższenia, ukląkł przed ołtarzem, przeżegnał się i ostrożnie podszedł do gościa.
- Czy coś cię trapi... synu?
- Owszem... ojcze – mężczyzna wycisnął z siebie słowa z równym trudem, co jego przedmówca.
- Mów, a może ci pomogę. – ksiądz usiadł w ławce. – W czym problem?
- Tracę wiarę.
- Każdy z nas ma w życiu chwile zawahania. Tak naprawdę jednak żaden z nas nie traci wiary na stałe. Gdzieś we wnętrzu zawsze znajdzie się miejsce dla Chrystusa.
- Czy ksiądz też ma chwile zwątpienia?
- Nie raz w mym życiu powątpiewałem, za co do dziś się wstydzę.
Słowo wstyd wywołało w siedzącym obok mężczyźnie silne emocje.
- Czy ksiądz zastanawia się czasem, że Bóg może go nie kochać? – zapytał niemalże z wyrzutem.
- Bóg kocha każdego z nas. Nawet tych, którzy błądzą.
- A skąd ksiądz jest pewny, że zasłużył na jego miłość?
- Staram się z całych sił mu służyć. Pomagam jego wyznawcom w dążeniu do zbawienia...
- Tak, wiem. – mężczyzna zaczął się trząść.
- O, co chodzi synu? Co leży ci na sercu?
- Nie dopilnowałem mojego dziecka. Kochałem ją z całej siły, ale byłem ślepy na znaki, jakie mi dawała. To, co się stało jest nieodwracalne...
Czas przeszły w wypowiedzi człowieka, przeraził duchownego.
- Co takiego się stało? – zapytał bojąc się, że zna już odpowiedź.
- Ona nie żyje. Ksiądz rozumie? Moja mały aniołek... Skoczyła dziś z okna naszego mieszkania.
- Mój Boże... – ksiądz był w szoku.
Zapłakany mężczyzna zacisnął szczękę. Powstrzymywał się od krzyku.
- Zostawiła list – powiedział przez zęby.
- List?
- Tak. Napisała w nim wszystko, co leżało na jej umęczonej duszy.
- I co tam było?
Mężczyzna wstał niespodziewanie i sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. Wyjął z niej kawałek papieru. Podał go duchownemu. Wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Ksiądz przeczytał list w pośpiechu. Na jego czole pojawiły się krople potu. Głośno przełknął ślinę.
- Ja... ja... – wyjąkał z trudem.
- Jaja to ty jej kazałeś dotykać skurwysynu – mężczyzna wyjął pistolet i przestrzelił głowę kapłana. Rozbryzg krwi zachlapał ławkę i list.