"Emeryt" [opowiadanie; militarne science-fiction]

16

Latest post of the previous page:

I wtedy przyszedłby następny milion. I nie miałby już go kto odeprzeć, bo taka potężna broń niechybnie uśmierciłaby przy okazji także głównego protagonistę i jego oddział - podobnie jak atomówka zrzucona na łeb własnym, walczącym oddziałom, unicestwiłaby zarówno wroga, jak i rzeczone własne oddziały.
Napisz to. Bo właśnie tego zabrakło.
skoro to już taki futurystyczny setting, to owe atakujące potwory (przypominam - zaprojektowane genetycznie) zostały tak stworzone, żeby być stosunkowo odporne na tę całą broń?
Napisz to. (albo że były zbyt „drapieżne”, podążały za morderczym instynktem)
Zrobiłeś dość szczegółowy opis walki ale bez szerszego kontekstu. Wybacz, ale większość czytelników może nie mieć zielonego pojęcia o czym ty piszesz. (nie znamy twojego Universum) I nie, znów nie chodzi mi o szczegółowe analizy, ale drobiazgi. Bohater myśli – szkoda, że nie możemy zrzucić atomówki. Może i jesteśmy na przegranej pozycji, ale jednak…
"Wspólnie zabili już chyba z tysiąc Ragnerów, ale to nic nie dawało. Po drugiej stronie przesmyku kłębiły się kolejne tysiące tych potworów, a przez ostatni kwadrans sytuacja wyglądała tylko coraz gorzej".
"Wspólnie zabili już chyba z tysiąc Ragnerów, ale to nic nie dawało. Po drugiej stronie przesmyku kłębiły się kolejne tysiące tych potworów prących do przodu i nie zważających zupełnie na ogień przeciwnika, jakby to były tylko świąteczne fajerwerki. Przez ostatni kwadrans, pomimo rosnących pokładów ciał martwych potworów, ciągły napływ tych nowych i żywych powodował, że sytuacja zmieniała się tylko na gorszą.
KONTEKST
Walcząc z obezwładniającą paniką, Wrzosowski przeszedł z trybu pulsacyjnego na falę ciągłą
Protagonista przestaje walczyć metodycznie, po prostu zieje tym laserem do oporu
To jeszcze raz. Sens tak – zapis – nie. Za duża różnica.
„Walcząc z obezwładniającą paniką,” – emocje, człowiek, instynkty, strach, pobudzenie.
„przeszedł z trybu pulsacyjnego na falę ciągłą” – opis działania, tryby, działanie broni.

A wystarczyłoby chociażby:
„Walcząc z obezwładniającą paniką (emocje), Wrzosowski przeszedł z trybu pulsacyjnego na falę ciągłą (opis) ziejąc laserem do oporu (emocje)”.
"Walcząc z obezwładniającą paniką (emocje), Wrzosowski przestawił broń na falę ciągłą (słabszy opis) ziejąc laserem do oporu (emocje)”.
Dodam tylko - jeśli o tym nie wiesz - że fioletowy laser jest najsilniejszy w paśmie widzialnym
Zgadzam się, to jest dobry powód żeby używać tego określenia. Ale zastanowiłeś się, dlaczego zwróciłam na to uwagę? Wyobraź sobie czytelnika, który lasery spotkał może tylko w Gwiezdnych Wojnach gdzie czerwony to Bad Guy, a niebieski to Good Guy, więc, co taki czytelnik sobie pomyśli? I nie, to wcale nie oznacza, że masz od razu robić tu wielki wykład z fizyki. Wystarczyłoby np. „liliowy, jeden z najmocniejszych w ich arsenale.” I już.
a laicy spodziewają się przecież, że będę bez żadnego powodu określał pojedynczego Marine liczbą mnogą
Masz rację, nazwa właściwa, to ja jestem tym laikiem jak i dziesiątki innych nie w temacie. Wybacz. I nie trzeba było wytaczać aż takich ciężkich dział, by mi udowodnić, że się myliłam. Wystarczyło: liczba mnoga – Marines, liczba pojedyncza – Marine, i już. A trafiłeś może na: „ Marnie, przyjaciółka ze snów”?, bo mi właśnie z tym się ta nazwa skojarzyła. (uważaj jakie nazwy używasz, mogą ci „backfire”)
podczas gdy sztuczna inteligencja sterująca wyposażeniem jego mieszkania zabrała się do wypełniania polecenia
SI robi rzeczy w ułamku sekundy. „zabierać się” sugeruje, że dużo dłużej. SI wykonała polecenie natychmiast (to jak przycisnąć przycisk), za to czynności „wykonywane” (jak otworzenie okien) potrwały dłużej. To ta różnica.
"podczas gdy sztuczna inteligencja sterująca wyposażeniem mieszkania /wypełniła jego polecenie inicjując ustalony wcześniej program // zainicjowała/włączyła/uruchomiła ustalony wcześniej program (w przypadku techniki, pewna „techniczność” w opisie jest nawet na miejscu)
Wciąż nie rozumiem, dlaczego fakt, iż wzmianka o nazwie planety padła wtedy, gdy miało to jakiekolwiek znaczenie dla fabuły, oznacza iż padła tym samym "nagle".
Jest „nagle” bo wcześniej nic na to nie wskazuje, jak dla mnie to Ziemia i tak widzę ten obraz. I nagle wyrzucasz mnie w kosmos. Kompletna zmiana perspektywy. I tak zupełnie bez powodu? (i bez „okruszków”?) Informuję cię tu tylko, że w tekstach funkcjonuje zasada, że jak coś wyskakuje nagle, bez wcześniejszego napomknięcia, to jest to zwykle celowy zabieg autora, autor zwraca nam na to szczególną uwagę, jakby mówił: UWAGA, teraz to dopiero się zacznie, wyskoczycie z portek. Taka jest zasada i tego oczekuje czytelnik. A tu nic.
Raz, że nie kupuję. Dwóch facetów, żołnierzy było nie było, w obecności wroga rzuca się sobie do gardeł. No błagam! Już pomyślałam, że to ci obcy telepatycznie na nich wpłynęli.
Rzecz jest w tym, jak opisałeś tą sytuację. Gdyby byli naprawdę, ale to naprawdę wkurzeni, na granicy eksplozji, to to by uszło. Jednak w tej scenie jest zbyt spokojnie, a do tego jeszcze są przy tym ci „obcy”. Taką zagrywkę powinni więc rozwiązywać za drzwiami, bez świadków.
------------------------------
Zresztą, nawet i w tego rodzaju wypadkach żołnierze w realu zwykle miewają skrupuły
Tak. „Mieć skrupuły” jak najbardziej, tego nie neguję. Ale jego reakcja jest (tak jak ją nam przedstawiłeś) przesadna.
Tak, teraz, po fakcie to jest logiczne, że się zastanawia. W trakcie walki – NIE.
Jakiej walki? Wchodzenie do zniszczonego miasta i oglądanie zwłok małych dzieci trudno nazwać walką...
Tak, właśnie wtedy. Wejście do miasta jest etapem działań wojennych. Nie poszedł tam sobie na przechadzkę. I oczywiście mógł mieć „dołka” ale nie:
Był mordercą.
No wielkie mi halo. Bycie „mordercą” jest wpisane w zawód żołnierza. I tak samo wykonywanie bzdurnych rozkazów zajęcia (po trupach) jakiegoś terenu bez znaczenia, czy odbitego później przez przeciwnika, a nawet „oddanego” przeciwnikowi przez jakichś tam polityków zza biurka. Taka jest wojna. Zawsze taka była. Dlatego dziwi mnie aż taka reakcja Wrzosowskiego właśnie na to. Może mieć wyrzuty sumienia, ale nie aż tak wielkie. (inaczej mówiąc – powinien przyjąć to na klatę)
Od tamtej pory Wrzosowski wielokrotnie zadawał sobie pytanie, po co było to wszystko. Po co zginęli ci wszyscy ludzie – tak cywile, jak i żołnierze. I nigdy nie otrzymał odpowiedzi.
Dlatego odszedł z armii.
Mógł mieć dość kolejnych ofiar i kolejnych bezsensownych potyczek, mógł mieć dość obłudności polityków, dość okrucieństwa po obu stronach, gdy nawet nie można powiedzieć: „ale oni to są przecież gorsi od nas”. Tego wszystkiego mógł mieć dość. Ale nie jednego złego rozkazu. To mogło być tylko kroplą przepełniającą czarę. A tego tu nie widzę.

Na marginesie. Wojna to wojna, nikt nie walczy w białych rękawiczkach, nikt nie przejmuje się nadmiernie ofiarami w ludności cywilnej. To jest właśnie tak straszliwe w wojnach, cywile ZAWSZE są ofiarami i to w większej ilości niż sami żołnierze. Collateral damage. Czyżby w przyszłości miało się to aż tak zmienić? Czyżby z powodu paru cywilów aż przerywano walki, a dowódcy na wzór samurajów popełniali samobójstwa?
--------------------------------------------------
No, przepraszam - jakoś musiałem, chociaż pokrótce, skreślić tę rozmowę z terapeutą.
Dwa zdania wystarczą.
ale stawiam diamenty przeciwko orzechom, że wtedy z kolei usłyszałbym miauczenie (nawet jeśli nie twoje, to innych osób), że tekst jest rozwlekły i spowalnia akcję.
Takie ryzyko jest zawsze. Zawsze będzie czegoś „za mało” albo „za dużo”. Rzecz w tym, by nie przesadzać w żadnym kierunku. I zwykle nie chodzi o „rozwlekłe opisywanie”, czasem wystarczy jeden, dwa wyrazy (jak np. to: „mimo to”)
dopóki bohaterem danej opowieści jest człowiek, nie widzę powodu, aby wymyślać dlań na siłę jakieś obce dania - chyba że gustuje w egzotycznej kuchni. Szczególnie że prawie wszystkie skolonizowane planety w moim uniwersum to niegdyś martwe światy,

My nie znamy tego uniwersum. Mamy tu tylko jego wycinek, i jako taki - mógłbyś nas w niego wprowadzić? Okruszkami?

A co do kuchni. To nie jest błąd, tylko żebyś się zastanowił, czy to tak ma być. A to mogłaby być właśnie sposobność do wprowadzenia w twoje uniwersum. Można by coś jak:
„zjadł tradycyjne ziemskie śniadanie. Do takiego był przyzwyczajony i nie miał ochoty już jeść tych bardziej egzotycznych, tak popularnych obecnie: nikedy, wywaru z nasion rośliny pnącej, czy rigeredy, wędzonki z małego teropoda. Swoją drogą, to ostatnie danie powstało przy pewnej pomocy terran i głodu spowodowanego ich inwazją”.
O, i tu masz i wprowadzenie w universum, i ciekawostkę, i wreszcie powód napisania tego „tradycyjnego ziemskiego śniadania”. Kontekst.
Ano fakt, trochę się tak poczułem. I to nie dlatego, że oczekuję kwiatków czy laurów za zasługi, ale dlatego, że jest dla mnie frustrujące, że nieważne, ile bym się starał po prostu napisać dany tekst dobrze, to w kółko słyszę - to jest nie tak, to też źle, popracuj nad warsztatem.
Bo tak właśnie ma być? Ty jesteś specjalistą od tzw „militariów”, a my od pisania. I właściwie, to tylko po to tu jesteśmy, by się „czepiać”, by wyszukiwać problemy. „Biedne” są teksty pod którymi nie ma żadnych uwag, bo albo są „perfect” albo nie zainteresowały. Na tym forum „pracujemy” nad tekstem, staramy się „dobry” przerobić na „lepszy”. I pokazujemy też inny punkt widzenia. Autor często jest tak zagłębiony w temacie, że nie dostrzega, że inni mogą to widzieć inaczej. A co autor zrobi z tą wiedzą, i czy zrobi cokolwiek, to już jego broszka.
W sumie to mogę zacząć publikować swoje stare teksty tutaj, na Wery.

Tylko, jeśli jesteś gotowy na porządną porcję walenia po tyłku i jeśli będziesz potrafił przyjąć je „na klatę” ;)
Dream dancer

"Emeryt" [opowiadanie; militarne science-fiction]

17
Ciekawa fabuła, przyjemnie spędziłem ten czas.
Uwagi zachowam dla siebie - autor nerwowo na nie reaguje, a ja nie lubię się kłócić.
“So, if you are too tired to speak, sit next to me for I, too, am fluent in silence.”
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)

R. Arnold
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron