Zimna wiosna

1
Skoro trzej geniusze pisarstwa mnie olali w bitwie, to wkleję tu. Może ktoś znajdzie chwilę i oceni :) Swoją drogą można by myśleć, że poważne forum, to i ludzie też...

Koszmarek próbował chodzić wyprostowany, rozweselając tym pozostałych dwunożnych w grupie. Przebiedował właśnie dwudziestą zimę swojego krótkiego życia. Zdążył już też zaliczyć atak wilka, wściekłość niedźwiedzicy i obojętność urodziwszych. Był chudym żylastym chłystkiem z mnóstwem blizn, któremu udało się tylko przeżyć dzięki głowie pełnej pomysłów.
Siedział właśnie w półmroku jaskini, unikając wzroku Lalusia, będąc niemym świadkiem, jak największy jaskiniowiec z grupy traktuje swoją towarzyszkę życia. Koszmarek na chwilę zapomniał o dwóch krzemieniach obok jego stóp. Uderzane o siebie dawały mnóstwo iskier. A to w połączeniu z suchą trawą... hmmm?
Patrzył na olbrzyma, który opychał się nadpsutym mięsem dzika, co chwilę spluwając przed siebie. Znudzenie oplatało mu twarz, wydłubywał spomiędzy zębów resztki jedzenia. Koszmarek zacisnął bojaźliwie usta, wiedząc, że tamten zacznie zaraz rozglądać się po jaskini za kimś do pognębienia. Zwykle w takich chwilach wybierał jednego ze współplemieńców i tłukł go po włochatej gębie, aż ofiara mdlała.
Tym razem celem, okazała się własna latorośl. Wyrywając mu pojedyncze włosy z głowy, obserwował reakcję jego matki, bawiąc się bezradnością i protestami samicy, niosącymi się echem po całej jaskini. Koszmarek nie mógł tego pojąć. Jak dręczenie własnego potomka może Lalusiowi sprawiać tyle przyjemności?
Koszmarek patrzył na Wiosnę, która była w jego wieku. Wzorowały się na niej wszystkie podlotki w plemieniu. Wysoka, z pełnymi biodrami i umięśnionymi udami, potrafiła urzekającym spojrzeniem zatrzymać oddech u każdego samca w gromadzie. Kusiła krągłym zadkiem i wielkimi piersiami. Koszmarek często ją obserwował, zafascynowany urodą samicy. Niestety nie mógł robić tego zbyt uważnie, bo groziło to połamanymi przez Lalusia gnatami i obitą gębą. Poza tym pogarda w jej oczach, kiedy spotykały się ich spojrzenia, nie pozostawiła złudzeń. Nie mógł być dla niej obiektem pożądania. O humorach, które zmieniały się często, wcale nie pamiętał. Potrafiła z miłością wplątywać kwiaty we włosy syna, by po chwili dostawać szału, gdy ten wyrzucał je z oburzeniem.
Laluś znudzony dręczeniem potomka, w końcu dał mu spokój. Chwycił Wiosnę za rękę, mocno przyciągnął do siebie. Ta początkowo fuknęła ostrzegawczo, okazując niezadowolenie, ale zaraz oddała mu się z przyjemnością, mrucząc po chwili z rozkoszy. Laluś ciężko dyszał, pokrywał go lepki pot. Zaspokoił żądzę i odepchnął ją od siebie, lecz ta nie chciała odejść, więc ciskał w nią kamyczkami, aż uciekła, jazgocząc pod nosem.
Koszmarek cierpiał i gniewnie zaciskał małe pięści, patrząc, co siłacz robi z obiektem jego marzeń. Zgrzytał wściekle zębami, trząsł głową, a kilka razy nawet chciał ruszyć na ratunek ukochanej. Strach był jednak silniejszy od oburzenia. Ponadto musiał uważać, bo Laluś był doskonałym obserwatorem i ciągle łypał po twarzach dwunożnych, szukając w nich oznak buntu. Koszmarek obserwował ją ukradkiem ze swojego legowiska, podziwiając znudzoną, flegmatyczną siłę, z jaką znosiła lekceważenie przez Lalusia.
Westchnął zrezygnowany. W nocy kiedy nareszcie zasnął, to wielka jak drzewo Wiosna brała go na ręce i tuliła, całując w usta. Takie sny lubił najbardziej.
Słońce zaglądało powoli do jaskini, gdy chłopak otworzył oczy. Zastanawiał się, co ma dziś robić. Myśliwi nie zabierali go ze sobą na polowania, bo miał zbyt jasną skórę i mógł płoszyć zwierzęta. Po prostu słaby nie dawał rady biegać całymi dniami w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. To właśnie powodowało, że cieszył się względnie dobrym zdrowiem. Nie ryzykował ponownego spotkania z wiecznie nienażartym wilkiem, a siedząc zwykle cały dzień w krzakach na świeżym powietrzu, podjadał mięso, dopiero co upolowanych ptaków, przegryzając je leśnymi owocami.
Koszmarek wyszedł na zewnątrz i ruszył w stronę lasu. Szedł przed siebie, rozmyślając o dwóch kamieniach. Gdyby tak udało się wykrzesać z nich ten świetlisty gorąc, którego tak bały się dzikie zwierzęta, kiedy pojawiał się czasem po gromach z nieba. Nie tylko to zaprzątało mu głowę. Dużo ważniejsze było to coś, co czuł do Wiosny i czego nie potrafił nazwać. Widział to u innych w grupie i domyślał się, że musi być bardzo przyjemne oraz ważne.
Większość w plemieniu trzymała się w parach i kiedy już dzienne obowiązki zostały wypełnione, to zwykle nie rozstawali się na krok. Pamiętał, jak wczoraj przypatrywał się parze, której urodziło się właśnie dziecko. Oboje patrzyli na swojego potomka, nie mogąc ukryć wzruszenia i dumy. Kompletnie nie interesowało ich, co dzieje się wokół nich. Tylko malec był ważny. Koszmarek zdawał sobie sprawę, że jest już dorosłym samcem. Musiał znaleźć matkę dla swoich następców. Pomocna okazała się obserwacja Obdarzonego, przy którego legowisku zawsze widział przynajmniej trzy samice, często obdarowywane bukietami kwiatów.
Koszmarek podziwiał otaczający go świat. Przebiśniegi, krokusy i sasanki nieśmiało przebijały się przez resztki śniegu na polanie. Ptaki wracały z odległych krain, zaczynały wić gniazda, składając w nich jaja. Zauważył borsuka opuszczającego norę. Był wychudzony, więc głodny i bardzo aktywny.
Natura wracała do życia, nabierając żywszych kolorów, u zwierząt też pojawiało się potomstwo i Koszmarek już wiedział, co należy zrobić.
Chodził po polanie, zbierając najpiękniejsze kwiaty. Nie śpieszył się, robił to dokładnie, z wyczuciem artysty. Białe, fioletowe, żółte i białe. Potem odkrył, że jest ich znacznie więcej. Mają jeszcze inne kolory i kształty, ale Koszmarek pozostał przy tych czterech. Zebrał wielki bukiet i ruszył z powrotem do jaskini.
Grota była pusta poza dwójką starych dwunożnych, którzy wciąż jakimś cudem żyli, pomimo braku zainteresowania nimi, reszty grupy. Koszmarek położył kwiaty na posłaniu Wiosny i szybko wyszedł na zewnątrz.
Musiał zrobić nowy łuk, który zwykle po kilkunastu wypuszczeń strzały, tracił cięciwę. Robił ją z jelit upolowanych zwierząt, które dwunożni wyrzucali, zainteresowani tylko mięsem. Koszmarek wrócił do lasu i odnalazł miejsce, gdzie rozwieszone w gęstych krzakach, suszyły się bebechy jelenia, nabierając odpowiedniej wytrzymałości.
Po kilku godzinach nowy łuk był gotowy. Postanowił go wypróbować i ukrył się między drzewami, czekając na zdobycz. Interesował go ptak lub gryzonie szwendające się po leśnych ostępach. Jego broń przedstawiała marną jakoś, ale po kilku latach cierpliwych ćwiczeń, doszedł do wprawy. Z kilkunastu metrów potrafił trafić kuropatwę, zrywającą się do lotu, a kiedy nie miał szczęścia do skrzydlatych, to szedł nad rzekę i strzelał do ryb, do kolan brodząc w wodzie. Kiedy którąś trafił, spadał błyskawicznie na cel, nurkując i łapiąc ją w dłonie. Tym swoim strzelaniem chciał zainteresować innych, ale po kilku nieudolnych próbach wykonanych przez Lalusia, zyskał tylko miano jeszcze większego dziwaka.
Zadowolony, wrócił do jaskini, kładąc się w swoim legowisku. Obserwował wejście do groty. Czekał na powrót samic ze zbierania grzybów i leśnych owoców. W końcu pojawiła się Wiosna. Jak zawsze czysta oraz schludnie opatulona skórami, musiała być w podłym nastroju. Tak przynajmniej sygnalizowała to jej wściekła twarz. Opuszczone brwi, ściągnięte do środka, rozszerzone źrenice, zaciśnięta szczęka. To zobaczył Koszmarek i od razu struchlał.
Wzięła do ręki kolorowy bukiet, chwilę mu się przyglądała. Podejrzliwie rozejrzała się po jaskini. W końcu cisnęła nim ze złością w ścianę. Koszmarek zmarkotniał na chwilę, ale szybko się pozbierał, znosząc dzielnie doznaną porażkę. Dobrze wiedział, że jednym bukietem łąkowych kwiatów, nie zdobędzie jej serca.
Po chwili pojawił się Laluś i Koszmarek wpatrywał się w niego z niezmienną nienawiścią. Olbrzym był dla niego dużym problemem, ale chłopak coraz mniej przejmował się zwierzęcą siłą rywala. Miłość do Wiosny całkowicie go pochłonęła, chwilami pozbawiając rozsądku.

***
Koszmarek ofiarował już w tajemnicy ukochanej kilkanaście prezentów. Na wielką miłość się jednak nie zapowiadało, a i oznak tej małej też nie było widać. Pożerała łakomie upolowane z wielkim trudem kuropatwy, łapczywie pochłaniała pstrągi, nie zwracając uwagi na kłujące jej gardło ości. Spojrzała co prawda kilka razy na niego w inny sposób niż zwykle, ale rewolucji w ich relacjach nie było. Koszmarek wyczyścił nawet futro z jej legowiska, usuwając pieczołowicie większość gnieżdżącego się tam robactwa. Wszystko na nic. Tracił powoli zapał i w końcu przestał ją obdarowywać.
Kolejnego dnia Wiosna wróciła z leśnych zbiorów i zauważyła, nie kryjąc rozczarowania, że jej leże, znów jest puste. Fuknęła na syna, nakazując mu ruchem ręki, wynosić się na zewnątrz jaskini. Rzuciła Koszmarkowi, bezczelnie zapraszające spojrzenie, rozczesując palcami włosy. Podniosła jeden z rzuconych przez nią we wzburzeniu kwiatów. Fioletowy krokus nie wyglądał już tak imponująco, jak kilka dni wcześniej, ale Wiosna nie zwracała na to uwagi. Uzbrojona w zniewalający uśmiech, podeszła do adoratora. Pocałowała go w czubek głowy.

Koszmarek zerwał się na równe nogi i próbując złapać oddech, chciał zrobić to samo. Wstrzymała go ruchem ręki.
Tego wieczora nie mógł zasnąć. Przypatrując się jej zbyt hardo, narobił sobie kłopotów. Laluś w końcu zauważył te tęskne spojrzenia i wystrzelał go po pysku, tak jak wytrawny wędkarz wali rybą o powierzchnię wody. Wystraszony i chwilowo znieczulony od miłości Koszmarek, zdołał wreszcie zasnąć. Zanim to zrobił, westchnął cicho pod nosem, właśnie sobie uzmysłowiwszy, że ta cała miłość jest dość trudna i aż tak bardzo cudowna to wcale nie jest. Coś w nim pękło i po poniżeniu przez Lalusia już był pewny, że musi zacząć działać. W pewnym sensie to sam sobie był winien i dobrze o tym wiedział. Jak mógł rozkochać ją w sobie, skoro zachowywał się jak sarenka przerażona widokiem wilka.
Obudził się rano, ale już wyzbyty z resztek wątpliwości i uczucia strachu. Czekał niecierpliwie, aż myśliwi wyjdą na polowanie. Kiedy to zrobili, z mocno bijącym sercem, pobiegł do ukochanej. Spojrzała na niego surowym wzrokiem, by po chwili kazać mu ruchem ręki, wrócić na swoje miejsce.
Obserwował, co ta robi, a miała sporo rzeczy do zorganizowania. Warknęła na malucha i ten, nie bez oporów, poszedł do jednej ze starszych w grupie, która miała się nim zająć. Sama bosą stopą rozgrzebała ziemię i wezwała do siebie kilka zbieraczek. Rysowała, gdzie mają dziś się udać i ile leśnych owoców muszą przynieść na koniec dnia. W końcu, kiedy wszystko zostało zorganizowane, wróciła do adoratora.
Pochylona nad nim, naślinionym palcem, usuwała zaschniętą krew z ust Koszmarka. Uśmiechała się przyjemnie i nieszczerze.
Wyszli z jaskini, trzymając się za ręce i Koszmarek już wiedział, że kocha ją całym sercem. Czuł się tak lekko, łaskotało go w brzuchu i wciąż o niej myślał, choć szła obok. Chciał zaprowadzić ją na swoją polanę, ale dała mu do zrozumienia, że jest głodna i powinien ją nakarmić. Zmrużył bojowo oczy, chcąc pokazać, że to on w końcu tu rządzi, po czym od razu, zaprowadził ją w miejsce, gdzie chował upolowane ptaki. Głaskała go po włosach, pożerając prawie całą kuropatwę, a błogość w jej oczach, utwierdzała tylko Koszmarka, jakim jest szczęściarzem.
Po skończonym śniadaniu przyszedł czas na pieszczoty zakochanych w sobie do szaleństwa. Pozwala całować się po policzkach i włosach, ale ręka próbująca wsunąć się pod skórę okrywającą piersi nie została zaakceptowana. Obserwowała, jak obszedł drzewo i spojrzał między jej nogi. Kiedy odsunął opaskę zakrywającą krocze, odwróciła twarz, ukrywając niechęć na twarzy. W końcu znudzona jego zalotami wskazała na ścieżkę prowadzącą do jaskini. Jego oblicze wyrażało bezgraniczny smutek.
Szli, znów trzymając się za ręce. Silny wiatr rozwiewał im włosy, motyle fruwały w jego brzuchu i nie bardzo wiedział, co się stanie, kiedy Laluś dowie się o ich zalotach.
Po kilku krokach zobaczyli go stojącego na ścieżce przed nimi. Koszmarkowi stanęło serce, a ścieżka zakołysała się jak skrzydła orła. Laluś patrzył na ich splecione dłonie, zmrużył oczy, prawą ręką sięgając po kamienne ostrze do złudzenia przypominające nóż.
Wiosna pisnęła ze strachu, puszczając dłoń młodziana. Pobiegła w stronę jaskini. Laluś nawet nie próbował jej zatrzymać. Zrobił dwa kroki w kierunku Koszmarka i wyrżnął go pięścią w nos.

***
Koszmarek ocknął się po kilku godzinach z silnym bólem głowy. Kolejne kilka dni przeleżał w tej części jaskini, w której wzrok Lalusia go nie mógł dosięgnąć. Olbrzym co prawda dobrze wiedział, że młokos tam jest, ale przynajmniej nie drażnił go swoim widokiem. Nie zabił zdrajcy, bo nie stanowił dla niego żadnego zagrożenia. Co prawda jego samica coś tam z nim kombinowała, ale to były tylko takie jej gierki. Gówniarz miał ten swój dziwny łuk, więc i często opychał się ptakami. A Wiosna przecież uwielbiała świeże mięso i była sprytna.
Tego ranka olbrzym obudził się jak zwykle w nie najlepszym humorze. Poprzedniego dnia po raz kolejny obżarł się mięsem jakiegoś truchła znalezionego w lesie i teraz nie czuł się najlepiej. Spojrzał na Wiosnę śpiącą obok. Dotknął jej posiniaczonej twarzy. I dobrze! Nie będzie prowadzać się z takim chłystkiem po łąkach.
Wstał z legowiska i mruknął niezadowolony, bo wciąż było zimno, a jedzenie przecież samo nie przyczłapie do jaskini. Inni dwunożni też już się obudzili, więc była pora wyruszyć na poszukiwania zwierzyny.
Żołądek coraz bardziej mu dokuczał. Warknął do innych, że mają czekać i poszedł tak gdzie zwykle każdego ranka. Szedł wąską ścieżką, pewny siebie, zastanawiając się, czemu kobieta nie dała mu do tej pory kolejnego dziecka.
Poczuł, jak stopa zapada mu się w stercie liści na ścieżce, po chwili druga. Zanim zdążył zareagować, już cały obsunął się do dużego dołu. Prawym barkiem nabił się na jedną z zaostrzonych gałęzi, wbitych w dno wykopu. Głęboki, niski śmiech zadudnił w jego potężnej piersi. Nawet nie potrafili porządnie osadzić śmiercionośnych pali! Nie mógł się wydostać, a wbite w ciało drewno powodowało ogromny ból. Dopadł go strach. Szarpnął kilka razy bez skutku. Krzyk przerażenia rozległ się w okolicy.
Koszmarek pojawił się na brzegu pułapki. Spod na wpół opuszczonej powieki, patrzył na Brutala. Teraz to on był myśliwym, a ten w dole tylko zwierzyną. Nigdy wcześniej na twarzy Koszmarka, nie odmalowało się tak heroiczne opanowanie. Wkrótce pojawili się inni i w kompletnej ciszy, zaczęli ciskać w olbrzyma kamieniami. Koszmarek naciągnął cięciwę i wypuścił strzałę. Potem drugą i kolejne. Po pół godziny dół został zasypany.
Koszmarek w końcu zdobył matkę dla swoich jeszcze nienarodzonych potomków. Nikt też nie obiecywał mu, że miłość musi być łatwa. Ani jej wierz, ani ufaj, a wtedy wszystko się ułoży, tak sobie pomyślał. Wiedział, że Wiosna jest w jaskini, czekając na świeże mięso kuropatwy. Miał też nadzieję ujrzeć w jej oczach coś więcej. To samo, co on czuł do niej.

Zimna wiosna

2
Przykro mi, że pojedynek skończył się rejteradą rywali. co pan Podpięta by kwitował: "słuchaj hadko".
Przepisy pojedynku mówią o 3 punktach w których trzeba zawrzeć opinię i tak próbuję oceniać:

I. kategoria opowieść (pomysł na fabułę realizującą temat) - Wiosna to zła kobieta była, jak mówił Linda. Dlaczego? Nie wiem. Zakładam, że Koszmarek też nie wie, bo zasadniczo boryka się z tworzeniem cywilizacji, w tym poezji i ognia, oraz własną seksualnością. Jako opowieść są jednak dość fabularnie mało atrakcyjna, brak dynamiki akcji i "momentów" (kto dziś pamięta dialogi "Kulisy srebrnego ekranu"?)
2/1 pkt

II. kategoria "literackość", to znaczy walory języka.
tomek3000xxl pisze: (ndz 02 maja 2021, 20:13) Koszmarek próbował chodzić wyprostowany, rozweselając tym pozostałych dwunożnych w grupie. Przebiedował właśnie dwudziestą zimę swojego krótkiego życia. Zdążył już też zaliczyć atak wilka, wściekłość niedźwiedzicy i obojętność urodziwszych. Był chudym żylastym chłystkiem z mnóstwem blizn, któremu udało się tylko przeżyć dzięki głowie pełnej pomysłów.

jeśli chcesz rób ćwiczenie: najpierw użyj wszystkich czasowników w bezokoliczniku, tzn. próbować, rozweselić. Popatrz, co wyjdzie. Myślę, że zauważysz niewiarygodnego narratora, niewiarygodny świat i , o dziwo, wiarygodnego Koszmarka. Ja nie mówię, że to jest droga do dobrej narracji, ale jest jakąś drogą. Musisz zadbać o swojego czytelnika w warstwie językowej, aby świat uwiarygodnić i uatrakcyjnić. Może Koszmarek mógłby język jaskiniowców ubogacać? Inni jest sobie chrumkają i warkoczą, on niech szuka ładnych, nowych słów? Niech się coś dzieje w opisach, jakieś zaczątki dialogów, jakaś emocjonalność choćby w wykrzyknikach (ach, och, o, oj, aj, ej, fu, hop, bęc, bzz, chlup, skrzyp, szur, ciach, hyc, buch).
1/0 pkt.

Zimna wiosna

3
Ciężka sprawa.

Widzę to tak, że starasz się stosować narrację często spotykaną w powieściach czy nowelkach z końca XIX/początku XX wieku, przeplatając opisy zdarzeń dygresjami na temat przeszłości, stanu ducha, charakteru, planów czy potrzeb postaci, dającymi czytelnikowi pełniejszy obraz sytuacji. Teoretycznie to dobry pomysł, tylko że Ty robisz to tak niefortunnie, że zamiast wyjaśniać, motasz.

Rozumiem, że pisząc masz w głowie całą historię i z Twojego punktu widzenia jest obojętne, w jakiej kolejności zostaną podane informacje, ale z punktu widzenia czytelnika już niezupełnie.

Zilustruję to moim odczytaniem fragmentów historii:

- Koszmarek próbuje chodzić wyprostowany. Nie wiem, czy teraz, czy ogólnie, ale to jedyna informacja na jego temat, jaką póki co mam, więc wyobraźnia podsuwa obraz Koszmarka usiłującego chodzić oraz roześmianej gawiedzi. Dzieje się to tu i teraz, bo w taką sytuację mnie jako autor wrzucasz.
- Koszmarek ma ileś tam lat i jakoś tam wygląda. Aha, czyli to jednak ogólny opis postaci, on nie chodzi teraz... no ale w takim razie co robi teraz?
- OK, jednak siedzi. Obok jest jakiś Laluś, a poniżej jakieś krzemienie. Co ma piernik do wiatraka? Laluś się Koszmarkowi kojarzy z krzemieniami czy co?
- Jest jakiś olbrzym, dość obleśny, je zgniłe mięso, znęca się nad dzieckiem i zalęknioną samicą. Okej, nawet spójny obrazek. Fajnie, tylko co z Lalusiem? Po co został wymieniony, skoro teraz nie interesuje nas Laluś, tylko jakiś olbrzym (który na pewno Lalusiem nie jest, bo imię do tej postaci nie pasuje)?
- Cholera, olbrzym od zgniłego mięsa to jednak Laluś. No okej.
- Jest sobie jakaś Wiosna. Dumna, silna, niedostępna, seksowna samica. O Lalusiu, tamtej drugiej samicy, kamieniach, zgniłym dziku i dziecku już zapominamy.
- No bez jaj, ta jęcząca zalękniona bezradna samica to ma być Wiosna?
- Teraz zaczyna się w miarę spójna historia: Koszmarek wychodzi z jaskini, spaceruje, a spacerując myśli o rozmnażaniu i swojej chuci względem Wiosny. Dobra, to kupuję. Są problemy z interpunkcją, ale nareszcie wiem, co się dzieje.
- Koszmarek robi łuk. Tu i teraz. Właśnie w tej chwili. Łuk jest kiepskiej jakości, ale po kilku latach ćwiczeń... wróć. On go zrobił pięć minut temu. Kiedy miał ćwiczyć strzelanie z niego? A, okej, chodzi o to, że generalnie Koszmarek broń robił złą i zamiast uczyć się robić lepszą, to uczył się przez lata strzelać ze złej. No dobra.
- Później znowu przez jakiś czas jest spójnie, obraz zdrady i niezbyt uczciwej nie-prostytucji jest chyba głównym atutem tego tekstu. Prawdziwe to, zabawne, cyniczne, i przede wszystkim wiem, co czytam i co się dzieje. Szkoda tylko, że pod koniec nieprzytomny Koszmarek teleportował się z powrotem do jaskini.
- Końcówka też jest ciekawa, a przynajmniej zaskakująca, bo spodziewałam się, że Koszmarek zdobędzie serce Wiosny rozniecając ogień, a tu proszę. Szkoda tylko, że do wilczego dołu wpadł jakiś Brutal, o którym wcześniej się nie zająknąłeś, a nie - jak można się było spodziewać - Laluś. Rozumiem, że to niefortunna literówka i "brutal" z małej litery miało być określeniem, a nie imieniem, ale kurczę no. Konkursowy tekst.

Ogólnie: jest w tym tekście kilka ciekawych pomysłów. Sam setting, opis obyczajów jaskiniowców, ważność ognia (tylko po co wspomniana, skoro nie gra żadnej roli?). Byłabym nawet skłonna uznać, że podoba mi się właśnie brak jakiejś szczególnej myśli przewodniej. Losowość i nonsens zdarzeń prowadzących Koszmarka po życiowej drodze. Nie miałabym nic przeciwko tekstowi o niczym w tym sensie, że pokazuje jedynie wycinek chaotycznej, pozbawionej znaczenia rzeczywistości. Niestety nawet taki tekst powinien być zrozumiały i logicznie poukładany w tej najbardziej dosłownej, komunikacyjnej warstwie, umożliwiając czytelnikowi poznanie takiej historii, jaką Ty miałeś w głowie.

Zimna wiosna

4
Tomasz, jest tak - Agaja i Margot już Cię wprowadziły na tory poprawnego (polonistycznie ułożonego) pisania, ja nie wymyślę żadnych nowych "muchołapek" (to słowo poznałem niedawno, bardzo mi się podoba!), jednak opiszę tylko swoje patrzenie na ową historyję - Jesteś nie tylko wielki wzrostami (ups - tak mi się opowiadałeś kiedyś), ale i ambitny (tak sam opowiadam sobie o Tobie), dlatego zapytam: po co te zawody i po co te wymuszone pisanki?
Nie lepiej jest spróbować napisać coś, co da radość wyłącznie Tobie?
Potrafisz, a tracisz czas na figle i fikołki.
Czekam na zapis, który przekona mnie, że się nie mylę.
Nie czekam na kolejne Koszmarki. Szukam prawdziwego Tomasza.
Kropka.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Zimna wiosna

5
Tak jest Q... Choć po kopniakach od pań, coraz mniej entuzjazmu mi zostało, a w sumie, to już nie ma żadnego... Miało być lepiej i jest coraz gorzej. Trzeba się zacząć rozglądać za nowym hobby. :violence-axechase: :violence-axechase: :violence-axechase:

Zimna wiosna

6
Się będziesz rozglądał. Pomysł tu jest, niezły. Owszem przygniotło ten pomysł wykonanie, ale przecież to jest do poprawek. Ja tu widzę trochę mocowanie się z nadmiarem materii.

Może przerzuć się na mniejszą formę, miniaturki, jeden paragraf opisu, jedną scenę. Pamiętaj równanie Iwara: mniej słów = mniej błędów. A jak już będzie ta cegiełka w porządku, to zobaczysz, że łatwiej przyjdzie domy budować. Się nie rozglądać, działać.

PS. Entuzjazm do pisania jest przereklamowany. Liczy się tylko wola absolutnej literackiej dominacji.
Strona autorska.

Zimna wiosna

7
Daj spokój Tomasz z tym beksowaniem. Potrafisz, tylko boisz się popróbować naprawdę dla siebie, a nie jakichś utopijnych "wy".
Ostatnio słyszę o przereklamowanym śnie, teraz Iwar wciąga w to entuzjazm, a tak naprawdę to chyba przereklamowani są ludzie - wszystko inne złe ciągnie się za nami.
Innego hooby nie znajdziesz. Jesteś skazany na litery i bajery. Kropielnica.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Zimna wiosna

9
no przecież mam tylko pisać nie umiem. Podsumowując błędy wytkniete przez ciebie i Margot w moim tekście, to wszystko źle napisałem... a taki mi się pomysł z jaskiniowcami fajowy wydawał. Nie jestem beksa tylko po kilku latach próbowania w końcu do tumana dociera, że z tego pieca chleba nie będzie...

Zimna wiosna

10
Więc powinien czytywać "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" raczej Nancy Kleinbaum
Okrzyk Walta Whitmana - O Kapitanie! Mój Kapitanie! czyni cuda.
I "nasza pełna strachu podróż skończona"...
Sięgaj po toto Tomasz!
A jak nie to może wystarczy Robin Williams w filmisku. Efekt podobny niesie.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Zimna wiosna

11
Q... mówisz pisać dla siebie tylko o czym? Ja to bym wciał polatać po tych politykach, pseudo celebrytach i w sumie to po tej całej telewizji, co to promuje tylko chłam i szmelc. Po tych je.... aktorzynach, muzykach co jak tylko lockdown się zaczął już żebrali po internetach o pomoc. Napisać taki p22 o dzisiejszych czasach i o tym całym szlamie wokół. Tylko jak widać źle pstrykam w klawiaturę i lipa wychodzi....

Zimna wiosna

12
To polatuj, byle najlepsi Cię nie zjedli. Tych wrażliwych oszczędź może, wiem czym są zamknięte galerie...
Albo nie. Ładuj każdemu, byle ładnie poukładane było. Temat jest Mój Kapitanie!
Od jutra piszesz swoje patrzenie. Zaklepane.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Zimna wiosna

14
Wiadomo, prawdziwi Rodacy, bez herbu i sławy, ale zawsze przy tacy. Ja to ten sort gorszy, dla jasności przekorności.
Też popytałeś!
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Zimna wiosna

15
tomek3000xxl pisze: (śr 05 maja 2021, 22:41) Podsumowując błędy wytkniete przez ciebie i Margot w moim tekście, to wszystko źle napisałem... a taki mi się pomysł z jaskiniowcami fajowy wydawał.
Napisz jeszcze raz. Jeżeli pomysł uważasz za dobry, to zmień któreś założenie (np. bohater, narracja, sceneria czy co tam Ci do głowy przyjdzie) i napisz nową wersję. Ja czasem treningowo piszę ten sam tekst po siedem - osiem razy. To ciekawe: widzieć, jak się za każdym razem zmienia. U mnie często finalna wersja w ogóle nie powstaje, bo żadna mi się nie podoba, ale to już moja specyfika. U Ciebie może będzie inaczej. Spróbuj.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron