noc Wszystkich Duchów [Horror nadnaturalny] czę

1
Cześć! Nie było mnie tu ponad rok. Jakoś tak się złożyło... No ale jestem, i przezentuje ciąg dalszy popowiadania "Noc wszystkich Duchów". Wiem że to stary numer z większości horrorów żeby robić nastepne części i właśnie tak miało być. Nikt już chyba pierwszego tekstu nie panięta, więc jak go odkopie to wróce dla przypomnienia. To bardziej fantasy niż horror, ale według regulaminu zatytułowałem. Starałem się nadać temu trochę grozy, a czy mi to wyszło, tojuż powiecie Wy



Thomas otworzył oczy. Modlitwa skończona. Podniósł się z kolan. Kate i Shelli wciąż klęczały obok niego. Powiódł wzrokiem po wszystkich nagrobkach. „NENCY” – „BILL” – „MIKE” – “DANY” – “ANDY” Wszyscy zginęli, wszyscy, co do jednego.

To się stało dokładnie rok temu, w zeszłe Halloween, w Noc Wszystkich Duchów. Poszli na cmentarz, wywoływali duchy. I przywołali Gordhina McFlischa. Thomas czytał o nim później. To był seryjny morderca, żyjący z XVII wieku. Napadał na ludzi w nocy na traktach, zabijał ich i okradał zwłoki. Za zrabowane pieniądze postawił na swoim grobie pomnik. Nikt nie uwierzył w ich historię. Mieli zajęcia z psychologiem i tylko cudem uniknęli domu wariatów. Nie usunięto tego pomnika przez szacunek do zmarłych. A niech ich szlak…. Thomas bał się tego posągu i nawet teraz, z biały dzień czuł się jakoś nieswojo w jego pobliżu. Wprawdzie pokonał McFlischa, ale czy ducha można w ogóle zabić?

Pacnięcie w ramię wyrwało go z rozmyślań, to Shelli przytulała się do niego. Objął ją. „Tak” – pomyślał – „Jedyna korzyść z tego taka, że od roku chodzę z Shelli”. Pogłaskał ją po głowie.

-Już dobrze – powiedział, ale mimo woli westchnął. Spojrzał na ową przeklętą rzeźbę. Długo wpatrywał się w kamienną twarz i zdało mu się, iż wykrzywił ją okropny grymas złości. Zamrugał oczami, potrząsnął głową. Twarz zabójcy była tak samo zastygła i beznamiętna jak poprzednio.

-Thomas – powiedziała Shelli – chodźmy już stąd. – Kiwnął twierdząco głową, ruszyli w stroną bramy cmentarza. Thomas przystanął jeszcze na chwile i obejrzał się. Posąg był nieruchomy. Ale Thomas i tak się bał. Przez ostatni tydzień znów nawiedzały go sny sprzed roku. Ale TE sny były znacznie dłuższe, Thomas walczył w nich z McFlischem i zawsze przegrywał. Zawsze kończył na kolanach i widział lecący w jego stronę miecz. Ze snu budził go przeszywający krzyk Shelli. Thomas bał się. Bardzo.

* * *

To pa, Thomas – szepnęła czule Shelli – do wieczora. – Pocałowała go,a następnie od-daliła się. W istocie, Thomas i Shelli mieli dziś się spotkać w centrum handlowym, w jakiejś dobrej kawiarni. Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę, jak jego ukochana oddala się, a potem sam wrócił do domu.

* * *

Zobaczył ją, gdy wysiadała z autobusu. I znieruchomiał z zachwytu. Jej czarne buty na niewielkim obcasie zastukały o asfalt. Na nogach miała ciemne, cieliste rajstopy, a wyżej czarną, mieniącą się cekinami sukienkę z rozcięciem do połowy łydki. Ramiona przykrywała czarna, cienka kurteczka z dwoma wąskimi, białymi paskami na rękawach. Jej rozpuszczone, brązowe włosy falowały przy każdym kroku, a oczy błyszczały z radości. I gdy tak szła w jego kierunku, wydała się Thomasowi jakowym bóstwem lub aniołem, który zstąpił z nieba po to tylko, aby cieszyć jego oczy i duszę. Blask jej urody przysłonił mu całą resztę świata. A kiedy już podeszła do niego bardzo blisko, stał jeszcze przez chwilę z otwartymi ustami, nim w końcu wyksztusił:

-Wyglądasz cudownie!

-Dziękuję – powiedziała słodko i uśmiechnęła się, co jeszcze dodało jej urody. – Ty też! – odrzekła i pocałowała go. – Chodźmy. – Lekkim, zwinnym ruchem zrzuciła kurtkę, odsłaniając ramiona i całkiem spory dekolt. Thomas wziął od niej ubranie i ruszyli w stronę kawiarni. Dziewczyna wyjęła z torebki czarny przeźroczysty szal i narzuciła go na ramiona. W końcu doszli do kawiarenki i znaleźli wolny stolik.

* * *

-Wiesz Thomas? – Shelli odstawiła kubek z kawą – Siedzimy tu już ponad trzy godziny i zaczyna mi się trochę nudzić. Nie żeby się z tobą źle rozmawiało, ale po prostu wyczerpaliśmy wszystkie tematy.

-Cóż...-Thomas zająknął się – Może masz rację? W sumie nie musimy tu cały czas siedzieć i dyskutować. Chodź, przejdziemy się trochę po sklepach. Kelner, rachunek proszę!

-Może pójdziemy do parku na spacer?

-Dobry pomysł, chodźmy.

* * *

-Pamiętasz, na tej ławce pocałowałem cię po raz pierwszy.

-O tak, jak mogłobym zapomnieć?

-Siądźmy Shelli, porozmawiajmy.

-Och, przestań Thomas, to nudne! Gadaliśmy już wiele godzin! Mamy Halloween, o północy grają świetny horror, może poszlibyśmy do kina?

-Shelli, nie jestem pewny, czy powinniśmy. Zapomniałaś, co stało się w zeszłym roku?

-Thomas, nie przesadzaj, to tylko film, co on mógłby nam zrobić?

-Nie wiem Shelli, nie wiem. Ale ostatnio znów miałem takie sny jak rok temu. Shelli, boję się o ciebie!

-Och, przestań. Przecież zabiłeś McFlischa.

-Fakt, pokonałem go, ale czy ducha można zabić?

-Och, nieważne! Thomas nie bądź dziecinny, boisz się zwykłego filmu?!

-Nie, boję się tej niezwykłej nocy!

-Jesteś żałosny! – krzyknęła Shelli i zerwawszy się z ławki, zaczęła uciekać.

-A idź do diabła! – wypowiadając te słowa, Thomas nie wiedział jeszcze, ile złego one wyrządzą. Nie mógł wszak wiedzieć, iż był człowiekiem szczególnym, już od urodzenia naznaczonym przez duchy i posiadającym z nimi kontakt. Wiedział natomiast, że było to Halloween – Noc Wszystkich Duchów, godzina dwunasta – północ – Godzina Diabła. Thomas wiedział to, a jednak, gdy mówił to zdanie, był zdenerwowany, zapomniał o tych rzeczach. Ale nawet przez chwilę nie przypuszczał, że jego klątwa się spełni.

A jednak, na to wezwanie z zaświatów wyruszyła istota doszczętnie zła. Nie był to wprawdzie sam szatan, ale na pewno dusza wyciągnięta z samego dna piekła. Gordhin McFlisch.

Do ich uszu dobiegł dziwny huk, jakoby uderzenia skrzydeł tysięcy nietoperzy. Za chwilę na końcu alejki pojawił się ognisty krąg, z którego wyskoczył jeździec w czarnym płaszczu i kapeluszu. Dosiadał równie czarnego konia o czerwonych, świecących ślepiach. Rumak stanął dęba i zarżał. Duch z upiornym śmiechem ruszył do szarży. Strach sparaliżował oboje. McFlisch chwycił Shelli za kołnierz i wrzucił przerażoną na siodło, po czym zniknął w kolejnym kole ognia.

* * *

Thomas osunął się na kolana i tylko ręce uchroniły go przed całkowitym upadkiem.

-Shelli!!! Shelli! Wybacz mi! Ja naprawdę nie chciałem – krzyczał, jakby chciał, aby ukochana rzeczywiście go usłyszała. – Dlaczego! – pytał patrząc w niebo. – Dlaczego ze wszystkich życzeń tylko to jedno musiało się spełnić?!. – ciężko upadł na ziemię.

Chłopak poczuł dotyk na ramieniu. Podniósł wzrok. Nad nim stał wysoki, barczysty rycerz odziany z zbroję. Rycerz miał naturalne kolory, co mocno zaskoczyło Thomasa.

-Powstań chłopcze! – rzekł poważnie mężczyzna.

-Sir Thomasie! Przybywasz w samą porę! McFlisch porwał Shelli! Musisz mi pomóc!...

-Wiem chłopcze, wiem. A teraz powiedz mi, co jesteś gotów zrobić, aby ocalić swą ukochaną?

-Wszystko!- zakrzyknął natychmiast chłopak.

-Brawo! I to właśnie jest postawa prawdziwego rycerza! – rycerz położył mu ręce na ramionach – Ruszaj więc, ale pamiętaj, że czasem sławo jest silniejsze od miecza!

Duch rozpłynął się w powietrzu. Thomas zauważył natomiast, iż ma na sobie zbroję i tarczę, a w prawej dłoni miecz. Na głowie czuł hełm. Usłyszał przyjazne rżenie. Przed nim stał wielki biały ogier bojowy. Koń był osiodłany i orał kopytami trawę. Chłopak wgramolił się na jego grzbiet. Poklepał wierzchowca czule po szyi.

-A teraz – powiedział, poprawiając hełm i chwytając wodze lewę rękę – czas w drogę – dokończył, uderzając rumaka ostrogami.

Ruszyli kłusem, błyskawicznie jednak poszli w galop i cwał. Thomas wytrzeszczył oczy, gdy otworzył się przed nim kolejny krąg ognia. Zdziwił się co niemiara, ponieważ przejeżdżając, nie poczuł nawet najmniejszej zmiany temperatury. Chwilę później świat przemienił się w setki tysięcy kolorowych kresek, tworzących swego rodzaju tunel. Tenże tunel wciągnął ich z nadnaturalną prędkością.

* * *

Znaleźli się na piaszczystej, ubitej drodze otaczanej wyschniętymi, powykręcanymi drzewami. Na drodze, niedaleko od nich rysowała się sylwetka McFlischa. „Nie ma czasu do stracenia”. Thomas ściął konia. Poszli w galop.

* * *

Biały wierzchowiec był znacznie szybszy od czarnego, toteż odległość między nimi malała z każdą sekundą.. Thomas wziął szeroki zamach i z całej siły uderzył Gordhina w gło-wę. Seryjny morderca zwalił się na ziemię, pociągając za sobą Shelli. Cios był tak silny, że zabiłby każdego normalnego człowieka., jednakże Thomas ledwo zdążył obrócić konia, nim McFlisch stanął na nogi. Chłopak krzyknął, aby dodać sobie odwagi i ruszył do kolejnej szarży. Gdy był już prawie na długość miecza, koń odmówił mu posłuszeństwa. Wierzchowiec stanął dęba, wierzgnął nogami, zarżał. Thomas ze wszystkich sił próbował go uspokoić, ale nie przyniosło to rezultatu. Duch, patrząc na to wszystko z szyderczym uśmiechem, wyciąg-nął lewą rękę, z której błysnęło zielone światło. Rumak zarżał przeraźliwie, rzucił się w śmiertelnej konwulsji, wyrzucając Thomasa z siodła i ciężko zwalił się na ziemię. Chłopak zdołał stanąć, chwiał się jednak nieco ma nogach. Upiór wykorzystał ten moment i zaatako-wał. Ciął potężnie z góry, trzymając miecz oburącz. Thomas zasłonił tarczą, ale nie wytrzy-mał impetu uderzenia i upadł. McFlisch zamierzył się do ostatecznego cięcia, jednakże Thomas kopnął go tak silnie, że przeciwnik zwijał się z bólu. Następnie ciężkim butem dostał w twarz. Chwilę oszołomienia wroga Thomas wykorzystał na podniesienie się z ziemi.

Przeciwnicy znów stanęli naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem i prowadząc przez jakiś czas walkę psychologiczną. Gordhin chciał przestraszyć chłopaka, swym wyglądem i aurą grozy bijącą od każdego upiora. Ale Thomas nie ugiął się. Był zdesperowany i gotowy na wszystko, aby ocalić swą ukochaną. Sama Shelli, leżała potłuczona na ziemi, znieruchomiała ze strachu.

-Głupcze! – krzyknął McFlisch, próbując złamać wolę chłopaka – Droga, na której stoisz, prowadzi do piekła! To mój świat, świat Duchów! Tutaj jestem niepokonany.

-Zapominasz – powiedział Thomas niezwykle męskim i odważnym głosem – że ja też jestem duchem! A moje uzbrojenie dostałem przecież od zmarłego rycerza, rycerz zaś jest pogromcą wszelkiego zła!

-Znalazł się paladyn! – zakpił upiór – Czy wiesz chłystku, ilu takich jak ty rycerzyków poz-bawiłem życia?!

-W takim razie – Thomas uśmiechnął się szyderczo – Wysłać cię do tego świata?!

-Bezczelny wyrostku! – krzyknął McFlisch, zamierzając się biczem, który zdążył wyciągnąć podczas ich rozmowy. – Zapłacisz mi za to!!!

Morderca ruszył do ataku. Uderzył jednocześnie z dwóch stron. Batem smagnął od do-łu, z lewej, mieczem zaś ciął z góry od prawej, zmuszając chłopaka do parady. Thomas pod-skoczył, unikając rzemienia, lecz o to właśnie chodziło Gordhinowi. Zaatakował barkiem, a cios był tak silny, że chłopak zwalił się na ziemię. McFlisch świsnął powtórnie biczem, oplą-tując nogi „rycerza”. Następnie duch przycisnął mu prawą rękę stopą do ziemi.

-I co rycerzyku? Nie wytrzymałeś nawet chwili walki! Jesteś słaby i poniesiesz za to karę! – uderzył mieczem, Thomas zblokował. Uderzenie – blok. Uderzenie – blok. Uderzenie – chło-pak zbił cios przeciwnika tak, że ostrze przecięło oplątujący jego nogi rzemień. Obrócił się, a zaskoczony upiór cofnął się. Thomas ciął go pod kolanem i morderca zwalił się na ziemię.

Wstali w tym samym momencie i natychmiast wznowili walkę. Ich ostrza migały tylko w nieustannym wirze ataków, zasłon, ripost i zwodów. McFlisch, raniony wcześniej w nogę i posiadający już tylko miecz, nie nadążał za przeciwnikiem i ponownie został wywrócony. Thomas zamierzył się do kończącego ciosu, ale w tym momencie z rąk upiora błysnęło zielo-ne światło. Czar był znacznie silniejszy niż poprzednio i chłopak czuł, jak opuszczają go wszystkie siły. Padł. Puścił miecz. Zamknął oczy. Odpływał. Umierał. Nagłe jakby zza bar-dzo grubej ściany, dobiegł go głos Shelli:

-Thomas, trzymaj się!

I głos ten podziałał na niego jak zastrzyk adrenaliny. „Shelli, moja Shelli” – myślał – „Ona na mnie liczy, potrzebuje mnie. Nie mogę jej zawieść, nie mogę jej zostawić. MUSZę Ją URATOWAć!” Otworzył oczy, zerwał się jak sprężyna. Przeciwnik był blisko, bardzo blisko. Zaskoczonego ciął z prawą dłoń. Miecz wypadł Gordhinowi z ręki. Thomas obrócił się. Uderzył tarczą w twarz mordercy. Wirował dalej. Trafił ostrzem w brzuch upiora, ale tar-cza już chybiła celu. Nie miał siły na następny piruet. Ale jego przeciwnik był w znaczenie gorszym stanie. Bezbronny i ranny chwiał się na nogach, zdany na łaskę Thomasa.

-I co McFlisch? Teraz ja jestem górą! I to ty poniesiesz karę za swe czyny! – zamierzył się do ciosu, ale w tej samej chwili duch gwizdnął przeszywająco. Nim rycerz zdążył drgnąć, wielki, czarny ogier powalił go na ziemię. Zbroja uchroniła go przed kopytami rumaka, ale mimo to był poturbowany. Nie wstawał, i tak by nie zdołał, zamiast tego, przy następnej szarży, uniósł miecz, rozcinając trzewia wierzchowca. Nogi rozeszły się pod konającym zwierzęciem. Tho-mas podniósł się. I znieruchomiał z przerażenia.

Bo oto McFlisch trzymał za włosy struchlałą Shelli, a do jej pięknej szyi przyłożył swój zakrzywiony sejminar.

- I co teraz zrobisz, obrońco uciśnionych? Jeśli zależy ci na tej dziewczynie, rzuć broń!

Chłopak wahał się, ręce mu drżały. Ale usłuchał. „A to łotr” myślał puszczając miecz. „A to drań, tak niecnie zagrać.” odrzucił tarczę. „Tak podstępnie uderzyć w moją miłość” zdjął hełm.

-Klęknij, chcę widzieć twoją hańbę. – usłuchał. A jego ekwipunek zniknął. Bo już przestał być rycerzem, splamił swój honor. Poddał się. Przegrał. Duch podchodził do niego powoli.

-Naiwny głupcze – szydził McFlisch – Czy naprawdę myślisz, że gdy ciebie zabraknie, osz-czędzę tę dziewkę? O nie, zabiła was oboje, a potem nieśmiertelny wrócę do waszego świata! Zacząłem moje dzieło już rok temu, ale ty stanąłeś mi na drodze. Co za ironia, że to właśnie dzięki tobie je dokończę. – Duch zaśmiał się upiornie. „On ma rację” myślał Thomas „dałem się podejść jak dziecko. Zgubiłem wszystkich, ale już tego nie naprawię, nie mam już broni.” Czasem sławo jest silniejsze od miecza! – przemknęło mu przez myśl. I już wiedział, co musi zrobić.

-Podnieś głowę! – Chcę patrzeć ci w oczy, gdy będziesz konał! – Thomas posłuchał. Spojrzał na okrutną i zimną twarz mordercy, na jego rybie, pozbawiane wyrazu oczy, na usta, wykrzy-wione w parszywym uśmiechu. A potem spokojnie, bez lęku powiedział:

-Znikaj, szatański pomiocie! – upiór uniósł brwi ze zdziwienia, ale Thomas ciągnął dalej, jakoby w transie:



Zgiń, przepadnij, istoto z dna piekieł,

Któraś się niegdyś zwała człowiekiem!

Zgiń, przepadnij i nigdy nie wracaj!

Uciekaj z tego i z tamtego świata!



Po pierwszym wersie McFlisch zaczął wyć iście potępieńczo. Po drugim, całe jego ciało zaczęło świecić zielonym blaskiem, rozpływać się, płonąć przemieniając się w kłąb zie-lonawego dymu i kupkę szarego popiołu. Gdy wrzask ustał, a z upiora nie pozostało już nic, widnokrąg zawirował. Najpierw zmienił się w ścianę tysiąca barw, które następnie zlały się w jednolitą czarną masę, by ostatecznie stać się miejskim parkiem z Goldenfield.

* * *

Chłopak i dziewczyna przez dłuższą chwile wodzili błędnie wzrokiem, jakby chcieli się upewnić, że naprawdę tu są. I w pewnym momencie ich oczy się spotkały. A wówczas jakby połączeni jakąś niewidzialną liną, ruszyli ku sobie nawzajem, aby spleść się z miłosnym uścisku.

-Shelli, wybacz mi, ja naprawdę nie chciałem. Byłem zły, bałem się o ciebie, wybacz błagam. Kocham cię nade wszystko.

-Wiem Thomas, wiem. Udowodniłeś to, schodząc dla mnie aż do piekła i rzucając na szalę własne życie. To ja przepraszam ciebie, zachowałam się jak mała dziewczynka, która się ob-raziła, bo nie dostała tej lalki, którą chciała i... – położył jej palec na ustach.

-Ciii... – powiedział, głaszcząc dziewczynę po twarzy. – Już nic więcej nie mów.

Całował ją długo, bardzo długo, dopóki wszystkie negatywne emocje nie opuściły ich zupełnie, pozostawiając jedynie miłość i szczęście. A gdy się to stało, oderwała wargi od jego warg i położyła mu głowę na ramieniu.

-Już zawsze będziemy razem,. – szepnęła dziewczyna. I choć nie było to pytanie, Thomas potwierdził.

-O tak Shelli, już na zawsze.
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium

2
Wybacz proszę mi moją dokładność, być może upierdliwą. Nie było Cię tu długo (o czym wiem tlyko od Ciebie), więc się nie zraź :)

Zatem...

Pierwszy zgrzyt - imiona! Jeszcze nie doszedłem, gdzie dzieje się akcja, ale pewnie gdzieś za wielką wodą, echhhhh... Jeśli tak, to dlaczego nie w Polsce? A jeśli w Polsce, to dlaczego imiona nie nasze? Dlaczego przywołali Gordhina McFlischa, a nie Zdzicha Rębajłe?



niech ich szlak - <nie> niech ich szlag


Pacnięcie w ramię wyrwało go z rozmyślań, to Shelli przytulała się do niego. Objął ją. „Tak” – pomyślał – „Jedyna korzyść z tego taka, że od roku chodzę z Shelli”.
Kiedy mnie kobieta przytula, to... hmmmm, na pewno nie jest to pacnięcie, ale przyznam, brzmi intrygująco :wink: Poza tym, informację, że są razem od roku powinien wnieść narrator, a nie "myślący" bohater, chyba zgrabniej by to wyszło.
Zamrugał oczami
A można czym innym?
Ale TE sny były znacznie dłuższe, Thomas walczył w nich z McFlischem i zawsze przegrywał
Emmmm, no nie wiem, ale gdy to przeczytałem zobaczyłe w głowie wielki znak "STOP". Przypomniał mi się Kruger, którego uwielbiam, a ten fragment mnie zniesmaczył. Jakieś takie wrażenie powielania...

Zobaczmy dalej...
Pocałowała go,a następnie od-daliła się
Przed "a" przecinek; oddaliła razem.
Zobaczył ją, gdy wysiadała z autobusu. I znieruchomiał z zachwytu. Jej czarne buty na niewielkim obcasie zastukały o asfalt. Na nogach miała ciemne, cieliste rajstopy, a wyżej czarną, mieniącą się cekinami sukienkę z rozcięciem do połowy łydki. Ramiona przykrywała czarna, cienka kurteczka z dwoma wąskimi, białymi paskami na rękawach. Jej rozpuszczone, brązowe włosy falowały przy każdym kroku, a oczy błyszczały z radości. I gdy tak szła w jego kierunku, wydała się Thomasowi jakowym bóstwem lub aniołem, który zstąpił z nieba po to tylko, aby cieszyć jego oczy i duszę. Blask jej urody przysłonił mu całą resztę świata. A kiedy już podeszła do niego bardzo blisko, stał jeszcze przez chwilę z otwartymi ustami, nim w końcu wyksztusił:

-Wyglądasz cudownie!
Wiesz, czego mi tu brakowało? Opisu miejsca, choćby małej wzmianki! Czytając zdania, wyobrażałem sobie jakieś osiedle na skraju wielkiego miesta, tonące w słabym świetle zachodzącego słońca. Poza tym kobieta sprawiała wrażenie bóstwa, więc wszystko o niej powinno strzelać magią, a Twoje słowa są takie... wyrwane ze szkolnego wypracowania - technicznie dobre, ale nie niosące ze sobą żadnego uroku.

I, czy to jest ta Shelli, czy może jej konkurencja ;> Jeśli konkurencja, to Thomas jest podłym ch***m :evil:
Dziewczyna wyjęła z torebki czarny przeźroczysty szal i narzuciła go na ramiona. W końcu doszli do kawiarenki i znaleźli wolny stolik.
To czarny, czy przeźroczysty? I w końcu doszli, hmmmmm, a długo szli?
Nie żeby się z tobą źle rozmawiało, ale po prostu wyczerpaliśmy wszystkie tematy.
Ha, ha, ha, zajebiście mi się z Tobą gada, ale skończyły nam się tematy. - tak się chyba nie mówi do osoby, na której ci zależy. Jest zimno, chodźmy już... jestem zmęczona/y chodźmy już... bla, bla, bla, ale nie, że nie mamy już o czym mówić!
Cóż...-Thomas zająknął się – Może masz rację? W sumie nie musimy tu cały czas siedzieć i dyskutować. Chodź, przejdziemy się trochę po sklepach. Kelner, rachunek proszę!

-Może pójdziemy do parku na spacer?
łamanie stereotypów, zdecydowany plus. Facet chce do sklepu, a kobieta nie :lol:
Jesteś żałosny! – krzyknęła Shelli i zerwawszy się z ławki, zaczęła uciekać
Lepiej "biec", przecież nikt jej nie gonił, nie musiała uciekać.

Jeszcze jedno mnie uderzyło, konkretnie to "A idź do diabła!" Thomasa. Do tej pory sprawiał wrażenie gościa raczej czułego, a tu pac! Z jednej strony martwię się o ciebie, ale skoro się ze mną nie zgadzasz, to spieprzaj! - powinieneś jakoś zaznaczyć jego emocje.



/Siedzę w pracy, robota odwalona, więc się za krytykę wziąłem, a sporo tego :D do szóstej mam czas/


Nie mógł wszak wiedzieć, iż był człowiekiem szczególnym, już od urodzenia naznaczonym przez duchy i posiadającym z nimi kontakt.
Nie wiedział, że jest szczególny? To znaczy, że jest głupkiem. W zeszłym roku walczył z duchem! To nic szczególnego?!
Thomas osunął się na kolana i tylko ręce uchroniły go przed całkowitym upadkiem.
Dzięki Bogu miał obie!
Rycerz miał naturalne kolory
Uhm, to znaczy?
Brawo! I to właśnie jest postawa prawdziwego rycerza! – rycerz położył mu ręce na ramionach – Ruszaj więc, ale pamiętaj, że czasem sławo jest silniejsze od miecza!
MEGATOTALNE czepianie się, ale rycerze wcale nie byli tacy święci. To, co nam wmawiali w podstawówce, to zwykła propaganda była ;)

Rycerz się powtarza.

że słowa są silniejsze od miecza przekonał się kilka chwil wcześniej.



Już bez cytowania. W nasępnym fragmencie chłopak wgramolił się, a poźniej pognał kłusem. Skoro się wgramolił, to znaczy, że nie umiał dobrze wsiadać, ale z drugiej strony, skoro gnał kłusem, jednak musiał umieć...



Wiesz, to mój pierwszy w takim stopniu oceniony tekst i muszę zaznaczyć, że spodobało mi się. Nie chodzi mi tu o wytykanie błędów (krytykiem znacznie łatwiej być), ale uczyć się pisać można nie tylko czytając dobre teksty, lecz i te kiepskie starając się poprawić - wtedy łatwiej jest zauważyć błędy, których należy unikać.



Opowiadanie nie ma uroku, zdania są takie toporne, w dużej mierze przez ilość zaimków ( nic, nic, nic i nagle bach! bach! bach!)

Pomysł? Jest księżniczka, jest czarny charakter z piekła, jednak nie martwy się! Bo jest i książe! Ba! jest i jego mentor - Sir Thomas!



Doszedłem do momentu, gdy Thomas wpadł w ognisty okrąg. W domu skończę czytać, ale już bez tak wnikliwej korekty ;) W gruncie rzeczy mam nadzieję, na jakieś mocne BUM!!! które wywróci wszystko do góry nogami!

Pozdrawiam!

Dodane po 3 godzinach 1 minutach:
Cytat:

Pocałowała go,a następnie od-daliła się



Przed "a" przecinek; oddaliła razem.
Oczywiście miało być: Przed "a" odstęp

Dodane po 47 minutach:

Skończyłem i... no wybacz, ale słabe.

Oprócz tego, że facet chciał iść do sklepów, a kobieta nie, nic nadzwyczajnego się nie działo ;] Ona została porwana przez demona, on ją uratował i się całowali, póki nie był im dobrze.

Zalecam czytanie, duże ilości czytania. Jeśli lubisz mroczne klimaty, siły nieczyste na ziemi, to sięgnij po Lovecrafta.

Pozdrawiam!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

3
1.Akcja dzieje się "zaa małym możem... Dlatego że tam Hallowenn jest bardziej obchodzone.

2.A co miałem napisać? Uderzenie? dotyk?

3.Z tymi oczami to się poprostu czepiasz :evil:

4.Nie wiem o co chodzi z tym Krugerem więc nie skomentuje

5.Takie błędy to wynik przenoszenia wyrazów w Wordzie :D

6.Przecież było o centrum handlowym, o asfalcie... To są małe wzmiianki. A wyobrazaqj sobie na co masz ochatę. I oczywiście Thomas ma jedną dziewczyne, myślałem że to jasne.

7.Czarny ale prześwitujący... Nie widziałeś czegoś takiego nigdy?

8.No tytaj mój błąd-nie wiedziałem jak zawiązać akcje.

9.Dzięki za jedną pochwałe :roll:

10. Z "biec" i "uciekać" też się czepiesz. A przecież napisałem potem ze Thomas był zdenerwowany.

11.Nie wiem o co chodzi.

12.W 1 części duchy były zielonawe i prześwitujące, a ten wygładał jak żywy człowiek.

13.Wiem jacy byli rycerze naprawdę! Ale tu chodziło o idealnego wojownika bez skazy-wiem że nierzeczywiste, ale to fantastyka.

14.łatwiej jest kłusować, niż wsiąćś na wielkiego ogiera bajowego bez wprawy i z wieku 16 lat!

15.Przyznaje się bez bicia, ten tesk mi nie wyszedł.



dzięki za cenne uwagi.
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium

4
Tak się rozglądam za jakimś tekstem do przeczytania zanim zabiorę się za pisanie i jakoś Twój wydał mi się najodpowiedniejszym.

Tak więc zaczynajmy igrzyska.

Po kolei jednak.


Halloween, w Noc Wszystkich Duchów
Skąd takie określenie? To inaczej wigilia Wszystkich świętych, ale o czymś takim jak powyżej nigdy nie słyszałem.
Za zrabowane pieniądze postawił na swoim grobie pomnik.
Napisz o tym coś więcej, bo wydaje mi się nie lada wyzwaniem. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie postawi kominka mordercy. Chyba.
od-daliła
Cóż to?
jakowym bóstwem lub aniołem
Przedobrzyłeś z tym "jakowym". Dawno nie widziałem tego wyrazu, nawet nie potrafię już znaleźć słownika, w którym byłby on odnotowany. Ma ktoś taki? Chętnie bym poczytał.
-O tak, jak mogłobym zapomnieć?
że co?
godzina dwunasta – północ – Godzina Diabła
Znów nie potrafię zrozumieć Twojego toku myślenia. Wiem północ kojarzy się z siłami zła, ciemnością, ale od kiedy nazywana jest "godziną diabła"? Słyszałem określenie "godzina duchów", jak dotąd.
Nie mógł wszak wiedzieć, iż był człowiekiem szczególnym, już od urodzenia naznaczonym przez duchy i posiadającym z nimi kontakt.
Sory, ale nie potrafię się powstrzymać przed zacytowaniem tego fragmentu. Czy zawsze ktoś musi być czymś w stylu medium?
McFlisch chwycił Shelli za kołnierz i wrzucił przerażoną na siodło
Za kołnierz? Czy obaj myślimy o wykończeniu ubrania przy szyi? Chyba nie.
Thomas osunął się na kolana i tylko ręce uchroniły go przed całkowitym upadkiem
ciężko upadł na ziemię.
Po co się więc powstrzymywał za pierwszym razem?



Nie nie cytuje nic więcej. Nie chcę powtarzać po poprzedniku i nie mam siły.

Tekst pełen niedociągnięć i błędów.

Jeżeli mówię komuś, że czuć rękę amatora to jest naprawdę źle. W tym przypadku czuć tą rękę, a nawet dwie.

Tematyka nie dość, że jest schematyczna to jeszcze opisana w sposób, mało mówiąc, nie straszny i przypominający amerykańskie horrory, które zazwyczaj nie wychodzą poza salę jednego kina.

Nie chcę tylko krytykować, ale nie potrafię znaleźć w tym przypadku nic pozytywnego.

Mam nadzieję, że następnym razem się uda.

Za pióro więc i nie wracaj bez dobrego tekstu.



Pozdro.



P. S. Dialogi są strasznie sztuczne, wręcz styropianowe. Popracuj nad nimi.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Halloween z języka pierwotnych anglo-sasów to znaczy All Hallow Wines czy jakoś tak... Jedno z tłumaczeć to Noc wszystkiech Duchów. Mówił mi o tym kiedyś Nine, więc jego się pytaj. A te 3 słowa mi się spodobały, pozatym Halloween jest Nocą Duchów-może nie wszystkich, ale większości.



Właśnie o tym mówię - All Hallows Eve - wigilia Wszystkich świętych. Przynajmniej tak to tłumaczą. - Weber
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium

6
Ostatnio się ciągle ze wszystkimi zgadzam, więc i tym razem nie będzie inaczej.

I... Zgadzam się z Weberem.



Twój tekst odkrywa spore amatorstwo, ale nie przejmuj się tym, tylko natychmiast bierz sie do pracy.

Nie uważam się za profesjonalistę ani tym bardzie speca od powieści grozy, ale przeczytałem w swoim życiu kilka książek z pod sztandaru horroru, jedną minipowieść grozy nawet sam napisałem, wiec mogę ci dać kilka wskazówek.



Po pierwsze i bodaj najważniejsze, a przynajmniej moim zdaniem, nigdy, ale to nigdy nie rzucaj czytelnika od razu w wir strachu. poświęć kilka pierwszych rozdziałów na zapoznanie się z sytuacją, bohaterami itd. Pozwól czytelnikowi zadomowić się u głównego bohatera i zaprzyjaźnić z nim. Co dzięki temu zyskasz? Czytający będzie przeżywał makabryczne wydarzenia w najgorszym wypadku tak, jakby spotkały one kogoś z jego bliskich, a przy dobrym wietrze tak, jakby sam był w centrum wydarzeń. To spotęguje efekt jaki ma wywołać horror.



Po drugie, nie strasz dużymi rzeczami. Już dawno minęły czasy kiedy ludzie bali się takich numerów. Znacznie skuteczniejszy jest wróg, którego nie widać, ale np tylko słychać. Słowem powinno być jak najbardziej tajemniczo, zagadkowo i straszno.



Po trzecie popracuj nad stylem. W tej chwili piszesz zbyt prosto. Mam wrażenie, że sam nie czujesz swojego tekstu i piszesz niesiony jedynie ambicjami. Popracuj nad tym, czytaj dużo, nie tylko horrorów, wypracuj swój własny nietuzinkowy styl a podbijesz serca czytelników.



Po czwarte staraj się jak najmniej mówić w prost.. Powtarzanie co kilka zdań, że bohater sie boi nie sprawi, że czytelnikowi też udzieli sie ten strach. Znacznie lepsze od mówienia "bój się czytelniku" jest zwykłe "buu!!". Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli. Pamiętaj też, że książka to nie film. Tu trudno o brawurowe akcje w stylu filmu Ring, gdzie nagle pojawiała się jakaś wstrętna gęba a ludzie przed telewizorem odruchowo zasłaniali oczy. W książce trzeba podejść do tego od trochę innej strony.



W ramach pracy domowej mogę ci polecić kilka lektur. Na początek proponuję tytuł jakiegoś starej daty pisarza. Polecam Prusa i Sienkiewicza. Sam aktualnie czytam Faraona i jestem zachwycony, ale któreś część trylogii tez będzie dobra. Tylko uważaj, żeby nie udzielił ci się ich archaiczny język ;) Na drugie danie polecam jakiś horror. Tu dobry będzie Steven King, ale musisz uważać, bo nie wszystkie jego powieści są jednakowo dobre. Ja radziłbym zacząć od "Smętarza dla zwierzaków". To świetna książka i dobra podstawa do nauki budowania strachu i napięcia. Tylko czytaj zawsze ze zrozumieniem, a nie na odwał. Bo to jest jak ze sportem, im mniej się przykładasz, tym mniej wynosisz z treningów.



To chyba z grubsza na tyle.



Powodzenia, czekam na twój olśniewający tekst.



Ps. Nie doczytałem do końca, nie dałem rady :|
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron