Kobiety mojego życia - Klementyna

1
W związku z tym, że mam problem z powrotem do pisania książki, postanowiłem założyć bloga opisującego kobiety mojego życia.

"
Klementyna studiowała filologię polską. To imię, jak Wszystkie inne imiona, będą zmienione, zmyślone, podobnie jak niektóre z drobnych szczegółów dotyczących życia opisywanych tu osób, tak żeby raczej nikt nie mógł się domyślić, że pisze o jego przyjaciółce, miłość czy dziewczynie. To ten typ kobiety, którą na studia literackie zaniosła głównie miłość do poezji - bardziej tej klasycznej, niż współczesnej, którą rozumiała mniej nawet ode mnie. Zawsze namawiałem ja, by została pisarką - szczególnie, że należała do ludzi, którzy mieli co opowiadać. Jednak to, co Klementyna kochała w życiu najbardziej, to rozbieranie się w klubach go-go.

Poznaliśmy się na tinderze. Umówiliśmy się nad Wartą, wtedy jeszcze nie zapraszałem randek na pierwsze spotkanie do siebie, lub przynajmniej nie robiłem tego za każdym razem. Twarz Klementyny była dziwna. Kobieca i na swój sposób atrakcyjna, ale przy tym nieszablonowa, nieco demoniczna - czyli generalnie wyglądała tak, jak lubię, i niestety dalej nie potrafię zrozumieć, dlaczego jednak nie pociągała mnie fizycznie. Klementyna była wrażliwa, ale na swój sposób. Z naszego spotkania najbardziej pamiętam jedną historię. Tego typu historii było więcej, ale ta jedna wyróżnia się szczególnie na skali dziwności i podłości. Opowiadała mi o tym, jak namówiła swojego kolegę, aby spuścił się do sałatki, która przygotował dla znajomych, chyba z okazji urodzin. Kończąc historię wybuchnęła śmiechem, a ja uderzyłem ją w twarz, bo po prostu brakło mi słów adekwatnych do sytuacji. Co zresztą się jej spodobało, i podczas spotkania prosiła mnie jeszcze kilka razy, bym ponownie ją uderzył.

W klubie zaczęła tańczyć na pierwszym roku studiów, i nie był to klub go-go z tych kulturalnych, gdzie tancerek się nie dotyka, tylko ten, o którym głośno było w mediach. Głośno, bo kradną, oszukują, bo ich klienci, budząc się rano znajdują nie tylko pusty portfel, ale też puste konto. Na prywatnych tańcach nie było mowy o seksie, ale klienci mogli pozwolić sobie na wiele. Mój inny romans również tam pracował, wytrzymała miesiąc, jeden z klientów spuścił się jej na plecy podczas prywatnego tańca, ale do tego wrócimy w innym wpisie. Na drugim spotkaniu spróbowaliśmy seksu, bo nie jestem dobry w odmawianiu kobietom w takich sytuacjach. Wydaje mi się, że mężczyzna mówiący "nie" kobiecie - kobiecie, z którą dobrze spędza mu się czas, i która ogólnie jest atrakcyjna - to jakaś szczególną forma znieważenia. Mężczyźni są do tego przyzwyczajeni, do słyszenia "nie, przepraszam, jednak nie mam ochoty".

Więc spróbowaliśmy, pieprzyliśmy się chwilę, tak żeby móc to odhaczyć, mieć ten etap znajomości za sobą. Jakiś czas później, Klementyna proponowała, aby to powtórzyć, bo "za pierwszym razem obydwoje nie byliśmy w nastroju", ale wtedy wyjaśniłem już, że potrzebuje do seksu uczucia. I na tym kończy się romantyczno-miłosny aspekt naszej znajomości. Byliśmy przyjaciółmi. To znaczy, szczerze mówiąc - gdy spotykaliśmy się, ciężko powiedzieć, żeby rozmowa między nami płynęła, ale to był taki okres, kiedy z nikim do końca nie potrafiłem rozmawiać. To był bardzo trudny okres. Okres, kiedy nastąpiła erupcja wszystkich kumulujących się we mnie problemów psychicznych i emocjonalnych. I Klementyna była wtedy przy mnie, jako jedyna. Mówiła, że jednostki tak wrażliwe jak ja trzeba wspierać, bo są na wymarciu. Piliśmy piwo w obskurnych barach i niekiedy czytaliśmy wiersze.

Później Klementyna wyjechała "w delegacji", tańczyć w klubach za granicą - szefostwo szybko dostrzegło w niej potencjał, bo naprawdę uwielbiała swoją pracę. Wysłali ja tam, gdzie mogła więcej zarobić. Najpierw na Ukrainę, później do Szwajcarii. Gdy pisaliśmy ostatnio, przyjaźniła się z bogatymi i wpływowymi ludźmi, ale już raczej nie piszemy. Nie rozmawiamy, nie planujemy kolejnych spotkań. Zdarzało się jej okradać klientów. Nie dlatego, bo brakowało jej pieniędzy - rozbierając się zarabiała majątek. Lubiła emocje. Robiąc te wszystkie rzeczy czuła, że żyje - i wydaje mi się, że to coś, czego poza klubem nie doświadczała często. Próbowała też prostytucji, tak dla zabawy, ale nie wiem, jak ten wątek jej życia się rozwinął, Słyszałem tylko o jednym kliencie.

Mógłbym analizować tę sytuację, bo myślę, że Klementyna jest człowiekiem, który mówi dużo. O świecie, o kondycji naszego społeczeństwa. To znaczy, mam więcej tego typu historii. Jej bohaterzy to zawsze są wrażliwe kobiety, które - często dobrowolnie - znalazły się na marginesie doznań, na marginesie życia. Taki los sobie wybrały, bo po prostu im pasował. I w sumie jestem przecież podobny. To znaczy, brzydzę się zła, osób wyrządzających innym cierpienie, ale przyciąga mnie to połączenie - wrażliwości i wewnętrznego zepsucia. Tak jakby to drugie było dowodem na istnienie tego pierwszego. Bo nadgniłe odrobinę serce to najlepszy dowód na to, że to serce jest, lub przynajmniej było kiedyś otwarte. Że czuło, oddychało swobodnie. Twardego i zimnego serca nie da się w ten sposób nadkruszyć i sponiewierać. Twarde serca zakładają rodziny, płodzą dzieci, kończą kierunki o charakterze praktycznym, by później pracować w zespołach - młodych i dynamicznych.
"

Kobiety mojego życia - Klementyna

2
Tekst sobie zalega i nikt nie chce go dotknąć. I myślę, że nie bez powodu...
What the hell, bike?
Szukasz weryfikacji czy chcesz się pochwalić, że się umawiasz na bzykanie przez tindera?
Generalnie pisanie o ludziach, którzy w taki czy inny sposób przeżywają swoje życie za pomocą protezy rzeczywistości zwanej Internetem ma ogromny potencjał. Tylko to nie o tym.
hellbike pisze: Bo nadgniłe odrobinę serce to najlepszy dowód na to, że to serce jest, lub przynajmniej było kiedyś otwarte. Że czuło, oddychało swobodnie.
hellbike pisze: Twardego i zimnego serca nie da się w ten sposób nadkruszyć i sponiewierać. Twarde serca zakładają rodziny, płodzą dzieci, kończą kierunki o charakterze praktycznym, by później pracować w zespołach - młodych i dynamicznych.
Grube stereotypy. Takie "kopiuj/wklej". Najczęściej występują w książkach, w prawdziwym życiu nie jest ich tak łatwo znaleźć. Owszem spotkałem w życiu ludzi z obu końców skali, ale pomiędzy nimi całą "tęczę". I ludzie o podobnych wyborach życiowych potrafili skrajnie się różnić w ocenie tego czy to było słuszne.
Wydaje mi się, że dało się z tego wykroić parę ciekawych historii, przynajmniej jeśli chodzi o sposób opowiadania, aczkolwiek niekoniecznie odpowiadających wiernie faktom.
1. Autor poznaje dziewczynę, mają podobna wrażliwość, zainteresowania. Ona z jakiegoś powodu zaczęła tańczyć, może żeby dorobić do czesnego. Ten świat ją brzydzi ale również zaczyna fascynować na swój sposób. Ciało zaczyna się siłowac z duszą. Duchowa bliskość z autorem zostaje wystawiona na próbę. Gdzieś przy okazji wspomina o kimś kto chce ją wywieźć, niech będzie, że do Szwajcarii, żeby z niej zrobić z niej "gwiazdę do tańca, a raczej nie tylko". Po jakimś czasie autor dostaje kartkę z adresem zwrotnym w Zurychu i wierszem jakiegoś szwajcarskeigo poety. Kartka ląduje w koszu albo kupuje bilet na samolot, w zależności od planowanej pointy.

Nie chce mi się zmyślać kolejnych.
To co jest w Twoim tekście to trochę osobistych przeżyć, które dla Ciebie są ważne bo są osobiste. Podane przelotnie i przyprawione dyskusyjnym podsumowaniem. Nie wiem czy było warto to pisać, ale wiem czy było warto to czytać.
Nie traktuj tego osobiście, ale nie rób już tego :) Weź się za prawdziwe opowiadanie.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”